Uwaga
  • The was a problem converting the source image.
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/bratalberta

farolwebad1

A+ A A-

Życie polonijne

piątek, 09 listopad 2012 18:58

85 lat Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy

Napisane przez

Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy, pierwsza i najstarsza polonijna organizacja w Brantford, obchodzi w bieżącym roku 85. rocznicę swojego założenia. Jest ono równocześnie jedną z najstarszych etnicznych organizacji w Kanadzie.

27 lutego 1927 Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy otrzymało swój charter i zostało oficjalnie zarejestrowane jako stowarzyszenie, którego statutowym zadaniem było zachowanie polskiej kultury, języka i tradycji oraz prowadzenie działalności socjalnej w lokalnym środowisku polskich emigrantów.
To historyczne, inauguracyjne spotkanie przeprowadzili: Jan Nezioł – prezes, Bronisław Spychaj – skarbnik, Piotr Wiącek – organizator, oraz Michał Nezioł i Andrzej Mróz jako członkowie zarządu.
Zgodnie z mandatem o utrzymaniu polskiego języka, historii i kultury, zorganizowana została w następnym roku Polska Szkoła, w której kolejno uczyli pani W. Wiącek, pan W. Walaszczyk i pani M. Jóźwik. Aktualnie nauczycielami są pani K. Gotkowska. Równocześnie zostało też założone Polskie Grono Młodzieży.


25 listopada 1934 roku, po latach przebudowy i niezliczonych godzinach pracy ofiarowanych przez ówczesnych członków, oficjalnie oddany został do użytku Dom Polski przy 154 Pearl Street w Brantford.
Wiele wysiłku i ofiarności wykazali członkowie Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy w okresie II wojny światowej, w wyniku czego w czerwcu 1941 roku organizacja nasza przekazała ambulans na potrzeby Polskiej Armii, a także kilkunastu członków wstąpiło w szeregi wojska.
W latach 1939–1946 rozdysponowano z konta Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy 2500 dol. dla polskich żołnierzy, ludności cywilnej i uciekinierów politycznych z państw totalitarnych. Dodatkowo, po 1945 roku Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy ofiarowało dla Polski 5000 dolarów, co stanowiło wysoką sumę pieniędzy w ówczesnym czasie. W latach powojennych przybyły w rejon Brantford rzesze polskich emigrantów, z których wielu wstąpiło do PTWP i zostało jego czynnymi działaczami.
W latach 1957–59 istniejący ówcześnie budynek Towarzystwa został unowocześniony i powiększony. Ze względu na fakt, że większość Polaków jest wyznania rzymskokatolickiego, PTWP w 1966 roku szczególnie uroczyście świętowało obchody Milenium – 1000. rocznicy Chrztu Polski. W 1967 roku klub razem z resztą Kanady obchodził 100-lecie kraju.
W 1969 roku dolna sala – bar, otrzymała nowoczesne wyposażenie i meble. Klub był również jednym z pierwszych posiadających pełną klimatyzację.
W 1974 roku PTWP było jedną z głównych sił w organizowaniu Brantford's Bell Centennial. To wydarzenie zadziałało jak twórczy imperatyw w stworzeniu Brantford International Villages Festival i w tej wieloletniej, kulturowej imprezie klub nasz bierze czynny udział od samego początku. Pamiętając statutowe zadanie o utrzymaniu i propagowaniu polskiej kultury, języka i tradycji, został utworzony Zespół Pieśni i Tańca "Hejnał". Stało się to możliwe dzięki wsparciu finansowemu przez Katolicką Ligę Kobiet przy kościele Świętego Józefa, Stowarzyszenie Polskich Kombatantów – Grupa 4, Stowarzyszenie Polskich Weteranów, Klub Kobiet Towarzystwa oraz Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy. W 2003 roku, the Immigrant Settlement and Counseling Service of Brant, który był organizatorem International Villages Festival, został rozwiązany. W tym czasie PTWP objęło główną rolę, aby kontynuować festiwal. Pierwszymi Board of Directors zostali: Frank Wdowczyk – President, Pat Ezenga – Vice-President, John Styś – Secretary i Norm Philpot – Treasurer.


W 1978 roku pomieszczenia naszego klubu były używane przy nakręcaniu scen do filmu "Blood and Guts".
W lutym 1982 roku Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy zainicjowało i zorganizowało wiec protestacyjny w Brantford, sprzeciwiający się wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce przez komunistyczny rząd generała Jaruzelskiego. Marsz uczestników protestu odbył się od budynku Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy do Brant County War Memorial i wzięli w nim udział także przedstawiciele Polskich Kombatantów, Weteranów, miejscowych Legionów i polityków oraz społeczności etnicznych wietnamskich, ukraińskich, estońskich i innych organizacji. Nasz wiec protestacyjny z 1982 roku był także symbolem akceptacji programu społeczno-niepodległościowego "Solidarności".
Mając na względzie dobro użytkowników, budynek i pomieszczenia socjalne Towarzystwa są poddawane systematycznej odnowie. Wejście, sala główna i scena były odrestaurowane w 1980 roku. Bar, wejście do baru i winda odnowione zostały w roku 1990. Główne renowacje sali i urządzeń kuchennych nastąpiły w latach 1944–1996, a sala główna ostatecznej renowacji poddana została w roku 2003.
W 1989 roku, szczodrej dotacji Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy w kwocie 15.000 dolarów, Zespół Pieśni i Tańca "Hejnał" brał udział w Festiwalu Zespołów Polonijnych w Rzeszowie. Ponadto, w roku 1992 członkowie Zespołu Pieśni i Tańca "Hejnał" wystąpili w filmie "Deadly Matrimony" z Brianem Dennchym i Treatem Williamsem w rolach głównych.
Przez cały okres swej aktywnej działalności PTWP współpracowała i w dalszym ciągu współpracuje z różnymi organizacjami polonijnymi, społecznymi i parafią Świętego Józefa w Brantford. Wśród organizacji działających w obrębie PTWP wymienić należy: Klub Polskich Weteranów, Polską Szkołę, Polski Klub Socjalny, Zespół Pieśni i Tańca "Hejnał", Polski Klub Seniorów, Stowarzyszenie Polskich Kombatantów – Grupa nr 4 i Klub Kobiet.
W ostatnich latach PTWP przeznaczyło tysiące dolarów na dotacje dla kościoła Świętego Józefa, potrzeb lokalnych instytucji, szpitali, drużyn sportowych i stypendia dla studentów, a także dla charytatywnych organizacji w Polsce. Trzeba też wspomnieć, że organizacja nasza przekazała 5000 dolarów na fundusz Katedry Historii przy Uniwersytecie Torontońskim. Również 5000 dolarów PTWP przesłało – dzięki Kanadyjskiemu Czerwonemu Krzyżowi – na pomoc poszkodowanym przez powódź w Polsce. Na ten sam humanitarny cel nasz Klub Kobiet przekazał przez Kongres Polonii Kanadyjskiej 500 dolarów. Od 1987 roku do chwili obecnej dotacje naszego Klubu z Nevada Fund przekroczyły 650.000 dolarów.
Trudno jest wymienić wszystkich aktywnych członków Towarzystwa, których ofiarna praca i poświęcenie przyczyniły się do świetności Polskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy w minionych latach. Nie dosyć, że posiadali oni tak chlubne cechy, jak uczciwość i bezinteresowność, to jeszcze swoje dzieci wychowali w tym samym duchu, wierze katolickiej i znajomości języka, kultury i obyczajów.
27 października 2012 roku we własnej hali przy 154 Pearl St. w Brantford odbył się uroczysty bankiet, który prowadził pan Wdowczyk, przedstawiając przybyłych gości. Byli: ks. Adam Wróblewicz, mer Chris Friel, MP Phil McColeman z żoną Nancy, MPP Dave Levac, Jan Cytowski – wiceprezes KPK, Ed Chrzanowski – reprezentant SPK, Krystyna Zwierzak – prezeska Klubu Pań Pearl St., Grupę 10 ZPwK reprezentowała Anna Dziadosz i Jan Labanowicz, Grupę 17 ZPwK z Delhi reprezentowali Zdzisław i Kazia Kwarciany oraz Mary i Ted Buch oraz Michele Jamróz, ambasador Village Polonaise.


Prezes John Styś przedstawił krótką historię PTWP i stwierdził z dumą, że organizacja nadal działa prężnie i rozwija się dzięki społecznemu zaangażowaniu się wszystkich członków. W chwili obecnej razem z klubami, zespołem tanecznym i szkółką polską organizacja liczy ponad 350 członków.


Z kolei zabrał głos poseł federalny Phil McColeman, wręczając plakietę z okazji jubileuszu, stwierdził, że organizacja wniosła duży wkład w mozaikę kulturową miasta Brantford. MP Dave Levac w imieniu rządu prowincji wręczył prezesowi J. Stysiowi dyplom uznania. Brawa zebrał mer Chris Friel, dawny tancerz zespołu "Hejnał", obecnie przyjaciel i służący pomocą organizacji z ramienia miasta Brantford.
W imieniu Kongresu Polonii Kanadyjskiej wyrazy uznania złożył i odznaczenie dla Franka Wdowczyka wręczył Jan Cytowski, który również przypomniał, że to w tej organizacji mieścił się Okręg Brantford KPK. Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy od początku powstania należało do Kongresu Polonii Kanadyjskiej.


MC John Wdowczyk przedstawił odznaczonych za 25-lecie przynależności: Kathy Yong (Wdowczyk), Helen Jedrawski, Peter Hardy, Albert Huzul. Falę oklasków zebrała najstarsza członkini Veronica Hucul – 68 lat działalności dla organizacji PTWP, następnie panie Victoria Mróz od 1949 r., Stella Poremba od 1951 r. i Antonina Postrożny od 1952.
Corocznie PTWP przydziela stypendia dla młodzieży, której rodzice są członkami organizacji. W tym roku stypendia otrzymali Katie Anne Jagus oraz Jacqueline Jamula.


Na zakończenie przemawiał prezes John Styś, który prezesuje ponad 10 lat, jest to okres rozwoju organizacji; zachęcał wszystkich do wstępowania i działalności. W ostatnich latach zmodernizowano hale, zmieniono halę bankietową i bar z pomieszczeniem na karaoke.
Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w jubileuszowym roku 85-lecia działalności zamierza kontynuować chlubne tradycje pracy społecznej dla dobra Polonii i mieszkańców Brantford, a także dla dobra Kanady.


Tekst i foto J. Król (archiwum)

piątek, 09 listopad 2012 13:25

Otwarcie Centrum Edukacyjnego PMS w Grodnie

Napisane przez

sienkiewiczPolska Macierz Szkolna w Grodnie ma własne Centrum Edukacyjne. Dzięki ludziom dobrej woli tamtejsza młodzież polska otrzymała wspaniałą możliwość poznawania tajników języka ojczystego, historii i kultury w godnych warunkach, a wszyscy Polacy – swój drugi dom.

Zjednoczenie Społeczne "Polska Macierz Szkolna" powstało w roku 1996 i od tego czasu jego działalność objęła swoim zasięgiem całą Białoruś. Dla działaczy PMS był to bardzo trudny czas. Działalność Zjednoczenia zaczęła się od zaciągania długów. Jednak idea budowy własnego ośrodka edukacyjnego towarzyszyła istnieniu organizacji od samego początku. Brak stałej siedziby uniemożliwiał realizację wszystkich planów, a także poszerzenie działalności i pełny rozwój organizacji.


Polska Macierz Szkolna tradycje działalności oświatowej wywodzi od 1905 roku. Przechodząc różne koleje w rozwoju swej działalności, dopiero w warunkach niepodległej Polski rozwinęła pełnię form pracy oświatowej, obejmując swym zasięgiem trzecią część obszaru kraju.
Głównym celem działalności Zjednoczenia jest krzewienie i popieranie oświaty w duchu chrześcijańskim i narodowym, poprzez zakładanie i utrzymywanie ochronek, szkół ludowych, kursów dla dorosłych analfabetów, szkół ochronek i seminariów nauczycielskich, czytelni ludowych i bibliotek, szkół średnich i wyższych wszelkich typów. PMS zakłada także domy ludowe i prowadzi odczyty i wykłady. PMS wydawała także i upowszechniała polskie podręczniki i czasopisma naukowe, pedagogiczne i ludowe. W miarę możliwości udziela kształcącej się młodzieży stypendiów, zapomóg i wszelkiej pomocy naukowej.


Polską Macierz Szkolną, po likwidacji przez władze rosyjskie, reaktywowano w kwietniu 1916 roku i w tym samym miesiącu (28 kwietnia) powołano Radę Nadzorczą i Zarząd Główny, który w 1919 roku ukonstytuował się ponownie.
Najmniejszą jednostką organizacyjną PMS były koła, których zasady tworzenia zostały określone w statucie z roku 1917. PMS posiadała trzy typy szkół, do których zaliczano koła oświatowe, opiekuńcze i oświatowo-opiekuńcze. Do podstawowych zadań kół należało prowadzenie bibliotek, akcji odczytowych, kursów dla analfabetów dorosłych bądź tworzenie szkół czy zakładanie burs, w zależności od miejscowych potrzeb oświatowych.
Wśród innych oddziałów PMS w dwudziestoleciu międzywojennym ożywiona praca prowadzona była w grodzieńskim Oddziale Polskiej Macierzy Szkolnej założonym 24 grudnia 1918 roku. Prezesem oddziału, niezmiennie aż do rozwiązania w 1939 roku, był ks. kanonik Antoni Kuryłłowicz.
Po zakończeniu wojny Kresy Wschodnie weszły w skład ZSRS. Ostatnia polska szkoła została przymusowo zamknięta w roku 1949. Sytuacja była gorsza niż za czasów zaboru rosyjskiego.
Azylem dla Polaków stał się w tamtych czasach Kościół katolicki. Więzi, które powstały jeszcze wcześniej za czasów zaboru rosyjskiego między Kościołem katolickim a ludnością polską na Kresach, okazały się nadal żywe, a modlitewnik stał się polskim elementarzem dla trzech pokoleń Polaków.

budynekwgrodnie
Czasy pierestrojki wykazały, że polska mniejszość narodowa nie zatraciła do końca poczucia świadomości odpowiedzialności za własny los. Gdy okazało się, że proces odwilży jest trwały, oddolnie zaczęły powstawać polskie organizacje kulturalno-oświatowe, najpierw w Lidzie, potem w Baranowiczach, Grodnie, Brześciu i Mińsku, które dały początek Związkowi Polaków na Białorusi, zarejestrowanemu przez władze po długich staraniach dopiero w roku 1991.


Odrodzenie szkolnictwa polskiego zaczęło się od wprowadzenia języka polskiego na zdecydowane żądanie rodziców w roku szkolnym 1987/88 do pierwszych szkół państwowych w Łosośnie i Soniczach w obwodzie grodzieńskim. Zapoczątkowany ruch był oddolny i silny.
W roku 1992 powstały pierwsze dwie klasy z polskim językiem wykładowym: w szkole średniej nr 3 i szkole średniej nr 22 w Grodnie, a w następnym roku dodatkowo powstały klasy polskie w szkołach nr 17 i 25 w Grodnie, w Wołkowysku w szkole nr 2, w Mińsku w szkole nr 1, w Brześciu w szkole nr 9, Nowogródku, Sopoćkiniach, Lidzie, Bolciszkach i Paszkiewiczach rejonu woronowskiego. Władze przystały na zaproszenie nauczycieli klas początkowych z Polski. W tych latach dał się zauważyć szybki rozwój innych form nauczania języka polskiego. Doszło też w tamtym czasie do założenia Związku Polaków na Białorusi (ZPB).


Działacze tzw. nurtu oświatowego w ZPB zdawali sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń, które mogły stać się ich udziałem. Ochrona odradzającej się oświaty pod płaszczem organizacji apolitycznej, mającej duże doświadczenie pracy, stawała się koniecznością. W środowisku oświatowym zastanawiano się nad możliwością założenia organizacji na wzór Macierzy Szkolnej. Projekt statutu został przedstawiony w Zarządzie Głównym ZPB, w którym zakładano współdziałanie PMS z ZPB.


Na zjeździe sprawozdawczym ZPB padła propozycja utworzenia samodzielnej organizacji oświatowej i w głosowaniu przytłaczającą większością głosów zdecydowano o transformacji Towarzystwa Przyjaciół Polskiej Szkoły w Stowarzyszenie "Polska Macierz Szkolna". W dalszym toku zjazdu, który przekształcił się w konferencję założycielską Polskiej Macierzy Szkolnej, uchwalono statut i wybrano władze. Na prezesa nowej organizacji został wybrany Stanisław Sienkiewicz, który kierują nią do dnia dzisiejszego. (Cdn.)


Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski

W niedzielę, 28 października, po czterech dniach pełnych filmowych wrażeń, 4. edycja Polskiego Festiwalu Filmowego Ekran dobiegła końca, a wraz z nią nastąpiło oficjalne ogłoszenie zwycięzców tegorocznej nagrody festiwalu Ekran 2012. jak i nagrody Michała Maryniarczyka przyznanej po raz pierwszy przez oficjalne jury. 

Nagrody Ekranu 2012, o które walczyło 11 filmów fabularnych, obejmowały sześć różnych kategorii. Oto ich zwycięzcy:


Najlepszy Film: Róża, reż. Wojciech Smarzowski;
Najlepszy Reżyser: Mitja Okorn za Listy do M.;
Najlepszy Aktor: Jakub Gierszal za Salę Samobójców, reż. Jan Komasa;
Najlepsza Aktorka: Katarzyna Herman za W sypialni, reż. Tomasz Wasilewski;
Najlepsze Zdjęcia: Piotr Sobociński za Różę, reż. Wojciech Smarzowski;
Najlepszy Scenariusz: Katarzyna Terechowicz i Maria Sadowska za Dzień Kobiet, reż. Maria Sadowska
Na prośbę jury honorowe wyróżnienie otrzymał film Ki w reżyserii Leszka Dawida oraz aktor Maciej Stuhr za drugoplanową rolę w filmie Mitji Okorna Listy do M.


Oprócz wytypowania zwycięzców tegorocznej edycji Ekranu 2012 jury zdecydowało również o przyznaniu nagrody Michała Maryniarczyka ufundowanej przez jego żonę, dr Teresę Maryniarczyk, za Najlepszy Film Niezależny, Krótkometrażowy lub Dokumentalny. W tym roku nagrodę w wysokości 1000 dolarów przyznano Rafałowi Sokołowskiemu za film krótkometrażowy pt. "7thDay". Szczególne wyróżnienie otrzymał także Peter Pasyk za obraz pt. "Final View".


Zespół Ekranu pragnie podziękować członkom swojego pierwszego oficjalnego jury w składzie Chris Alexander, Frank Caruso oraz Patrick Jenkins – za użyczenie swojej profesjonalnej ekspertyzy w zakresie kinematografii oraz za pomoc w rozwoju naszego festiwalu. Wyrazy wdzięczności należą się również naszym Specjalnym Gościom – Katarzynie Figurze, Mitji Okorn oraz Arkadiuszowi Wojnarowskiemu – za udział w tegorocznym festiwalu, jak i wielu naszym patronom oraz sponsorom Polskiego Festiwalu Filmowego Ekran za ciągłe wsparcie naszych wysiłków na rzecz najnowszej polskiej kinematografii prezentowanej tej jakże zróżnicowanej publiczności w Toronto.
Nie mniej ważne podziękowania składamy wszystkim oddanym wolontariuszom Ekranu oraz członkom publiczności, którzy wzięli udział w naszych licznych wydarzeniach i pokazach. Bez waszego udziału nie bylibyśmy w stanie kontynuować naszej działalności, więc dziękujemy za pobudzenie nas do dalszej pracy nad kolejną edycją Ekranu, Polskiego Festiwalu Filmowego w Toronto!
Przygotowała


Marta Pozniakowski
www.ekran.ca
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 09 listopad 2012 09:34

Minisonda z nr. 45

Napisał

sonda45-1Bolesław Ostrowski - Zbliża się Święto Niepodległości Polski, czy, Pana zdaniem, Polska jest teraz niepodległa?

- No niby tak.

- Mówi Pan, "niby"...

- Należy do Unii Europejskiej, jest demokracja, a że są sprzeciwy i część społeczeństwa jest przeciwna i uważa, że nie ma demokracji... Ja raczej uważam, że jest demokracja.

- A czy jest niepodległość?

- Jak najbardziej, nie jesteśmy zależni od nikogo.

 

sonda45-2Janusz - Zbliża się Święto Niepodległości Polski, czy, Pana zdaniem, Polska jest teraz niepodległa?

- Trudno mi powiedzieć, czy jest niepodległa czy nie, raczej chyba nie, bo jest za duży nacisk ze strony naszych odwiecznych "przyjaciół", "Sowietów". Ta niepodległość niby jest, a z drugiej strony, jej nie widzimy. No jest wolność słowa, niby. To gdzieś zmierza w tym kierunku, ale trudno wyczuć, kiedy w końcu wyzwolimy się od "brata", od "przyjaciół", od agresora.

- W Warszawie idzie Marsz Niepodległości - poszedłby Pan?

- Absolutnie tak, jestem Polakiem, mimo to, że jestem w Kanadzie, to moja matka ziemia jest Polska.

- Byłby Pan z nimi?

- Byłbym z nimi, byłbym z Polakami i byłbym przeciwko - nie narodowi rosyjskiemu, bo naród rosyjski jest wspaniały, ludzie są wspaniali, ale władza "radziecka" dalej wszystko trzyma za mordę i nie popuszcza.

 


sonda45-3Michał Kołakowski (trucker) - Czy, Pana zdaniem, Polska jest dzisiaj niepodległa?

- A Pana zdaniem, czy Kanada jest niepodległa?

- No chyba tak, mimo że jest w różnych sojuszach.

- Żaden kraj dzisiaj nie jest do końca niepodległy, jest uwikłany w wiele związków militarnych, monetarnych, finansowych, gosopodarczych. Nawet takie potężne kraje jak Stany Zjednoczone czy Chiny są uwikłane w różne układy i do końca nie są tak super-power.

- Czyli to moje pytanie jest, według Pana, źle postawione?

- Tak, uważam, że jest źle postawione. - Nie można w dzisiejszym świecie mówić o niepodległości?

- Można mówić o niepodległości, tylko nie według XIX-wiecznego pojęcia. Teraz mamy już trochę inny świat i o niepodległości musimy inaczej myśleć. - Ale w XIX wieku też były też różne uwikłania, domy panujące, jedna rodzina arystokratyczna, a jednak mówiono o niepodległości, każdy z tych narodów mniej więcej o sobie decydował. - Wie pan, z tym decydowaniem narodów jest różnie. Zna Pan definicję państwa?

- Zależy jaką?

- No nie, podstawowa definicja państwa brzmi, że państwo jest to organizacja działająca na korzyść grupy panującej. Może to nie jest definicja ścisła, ale encyklopedyczna.

- Ja bym się z nią nie zgadzał, bo trzeba zdefiniować też grupę panującą.

- No na przykład partia polityczna.

- Ale państwo nie powinno być partyjne i nie powinno słuyć partii, tylko...

- Ale partia polityczna, która rządzi krajem, też musi zadbać w dużej mierze o swoich członków, dać im posadki, stołeczki, bo inaczej to nie będzie funkcjonować. W każdym kraju się tak dzieje. A jeżeli chodzi o to, czy Polska jest niepodległa, myślę, że jako kraj europejski jest niepodległa tak samo jak inne kraje europejskie. - Tak samo Niemcy, jak Francja?

- Wie pan, pan sięga na wyższą półkę. Niemcy mogą dużo, my jesteśmy trochę mniejszym krajem, ale i tak mamy nadwyżkę w w handlu z Niemcami, niedużą, ale mamy, to jest nasz mały sukces.

 

sonda45-4Maria Kern - Idzie Święto Niepodległości, czy Polska jest teraz niepodległym krajem?

- Chyba tak. Tyle co ja oglądam w "Wiadomościach" i "Faktach", to tak.

- Wydaje się Pani, że decyzje o tym, co dzieje się w Polsce zapadają w Polsce?

- Nie tak bardzo, bo jednak Unia chyba dużo decyduje.

- No właśnie.

- Powiem panu, ja to jestem jeszcze w PRL-u, byłam wychowana, urodziłam się w tamtych latach i jakoś tak mnie teraz to się dużo rzeczy nie podoba, a w ogóle te kłótnie. W ogóle historia była zakłamana, bo na przykład o tym, że Związek Radziecki napadł na Polskę, to ja w ogóle nie wiedziałam. O Katyniu tak, bo ojciec mój w tajemnicy dużo opowiadał o Katyniu, bo siedział w niewoli po wrześniu 39 i tam Niemcy agitowali Polaków, żeby wstępowali do Wehrmachtu, że Rosjanie wymordowali oficerów w Katyniu, Ale o tym, że Związek Sowiecki napadł na Polskę, to ja w ogóle nie wiedziałam, ja się o tym dowiedziałam po 89 roku. Mnie by to przez głowę nie przeszło. Pochodzę ze stron kujawsko-pomorskich i o tym się nie mówiło.

sobota, 03 listopad 2012 01:45

Ludzie etosu

Napisane przez


Przybywali do Kanady, kraju wymarzonego, falami. Pierwszą grupą byli Kaszubi w liczbie 100 rodzin, którym rząd Kanady wyznaczył ziemie w okolicach dzisiejszego Wilna i Barry's Bay. Wydzierali ziemię pod zasiewy, karczując splątaną gęstwinę porastającą mało urodzajną glebę. Harując ciężko, budowali gospodarstwa według wzorców przywiezionych z Polski.



Następną falą byli kombatanci z armii gen. Hallera i innych związków zbrojnych z I wojny światowej. Organizowali się w związki lub stowarzyszenia. Z własnych oszczędności kupowali domy przeznaczone na kluby, czasem trafił się dom lub grunty odziedziczone w zapisie testamentowym. Rośli w siłę, pracując społecznie w gromadzie, spontanicznie, z oddaniem i poświęceniem. Tworzyli te miniatury swojej Ojczyzny, w których mogli się zbierać, wspominać, organizować uroczystości i wesela, a łączyło ich braterstwo broni, tęsknota za Polską, wspomnienia z lat dzieciństwa i wspólna dola na obczyźnie. Byli twardzi, pracowici, odpowiedzialni i konsekwentni.
W 1930 roku grupa hallerczyków zorganizowała się w Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej. Za wspólną wyłożoną gotowiznę zakupili obszar parku i nazwali go parkiem im. Ignacego Paderewskiego. W siedzibie Placówki 114 u zbiegu ul. Shaw i College organizowali zabawy i inne uroczystości. Cała inicjatywa trwała bez przeszkód aż do lat 60. Później z niewielkim strumieniem emigrantów zaczęły napływać jednostki negatywne, z zadaniem infiltracji i rozbijania jedności polonijnej. Gdyż jedność ta miała wpływ na rządy krajów osiedlenia oraz na przekaz rodakom w kraju autentycznego obrazu sprawującego władzę czerwonego reżimu. Zaczęła się penetracja środowisk polonijnych na całym świecie i zgodnie z okólnikiem gen. Kiszczaka, rozpoczął się proces dyskredytacji aktywistów polonijnych, usuwanie ich z organizacji oraz kreowania intryg, których jednym z celów była wyprzedaż majątku organizacji. Głównie chodziło o osłabienie i rozczłonkowanie gromad polonijnych, w szczególności tych aktywnych, w akcjach przeciwko komunistycznej władzy.


Park Paderewskiego ocalał niemal cudem, bo doprowadzono do zaniedbań w administrowaniu i hali, i w konsekwencji do znacznego zadłużenia nieruchomości. Sytuacja finansowa organizacji była krytyczna.
Krzysztof Tomczak, aktywista mający inną wizję parku, uruchomił biuro prawne i z funduszu własnego udzielił pożyczki, ratując dramatyczną sytuację finansową organizacji, a następnie aktem prawnym zablokował jakąkolwiek możliwość sprzedaży parku i hali przy ul. College. Z zarządu odsunięto ludzi nierozumiejących wagi utrzymania parku dla Polonii, oscylujących za sprzedażą parku i posesji na College St.
Zarząd placówki wybrał na swojego komendanta kol. Krzysztofa Tomczaka. Nowy komendant wprowadził zasady odpowiedzialności i dyscypliny wojskowej w zarządzaniu parkiem i halą, a wszyscy członkowie zarządu zrezygnowali z wynagrodzenia. Powierzone obowiązki pełnią do dzisiaj społecznie. Spontaniczność i energia komendanta udzieliły się wszystkim członkom organizacji. Wybudowano nowe hale, a park im. Ignacego Paderewskiego zmieniał swój wizerunek.
Organizacja obchodów święta Żołnierza Polskiego nabrała rangi niemal państwowej, wyrazem której są coroczne wizyty członków rządu polskiego z Ministerstwa ds. Kombatantów, przedstawicieli Sztabu Generalnego i Ministerstwa Obrony Narodowej, ambasadora RP w Kanadzie i polskiego konsulatu w Toronto.
Międzynarodowa inicjatywa sadzenia dębów katyńskich pod inspiracją druha ZHR Andrzeja Kawki i mecenatem Placówki SWAP nr 114 zyskała sobie sławę w całym świecie polonijnym.


Park z terenu piknikowego zmienił się w ośrodek kultury polskiej i martyrologii. Zarząd z komendantem konsekwentnie wprowadzał plan uświetnienia pamięci męstwa i bohaterstwa żołnierza polskiego na frontach świata, stawiając na wzniesieniu potężny krzyż ze stali kwasoodpornej niepoddający się korozji i erozji, w nawiązaniu do niezniszczalności męstwa narodu, umiłowania wolności i niezależności państwowej.
Nieco powyżej ustawiono pomnik poświęcony pamięci żołnierzy z bitwy pod Monte Cassino. Idąc dalej w kierunku rzeki Humber, widzimy trzy maszty, na których dumnie na wietrze powiewają flagi RP, USA i Kanady. To pomnik żołnierzy błękitnej armii gen. Hallera z popiersiem jej założyciela Ignacego Paderewskiego.


Gdy słyszę legendy o sprzedaży obiektów polonijnych, bo rzekomo były nierentowne lub nie zarabiały na siebie, to wiem, że właścicielom zabrakło po prostu umiejętności organizacyjnych, marketingowych i tzw. ikry. Wielu widziało nie dobro naszych dzieci i wnuków, ale napełnioną sakwę z rozdzielonego majątku między członków lub łapówki od inwestora w podzięce za zaniżoną cenę kupna.
Zarząd placówki udostępnia swoje księgi rachunkowe i sprawozdawczość z działalności oficjalnie, w przeciwieństwie do innych organizacji polonijnych czy stowarzyszeń, w których to obrót finansami społeczeństwa jest objęty ścisłą tajemnicą. Zawsze w takich przypadkach zachodzi podejrzenie nieuczciwości, malwersacji czy ukrycia zwykłego bałaganu w księgowaniu przychodów i wydatków.
Członkowie Zarządu Placówki 114 biorą spontaniczny udział w pracach placówki, a park stał się ich wypieszczonym "dzieckiem", dumą i ogromną satysfakcją.


Placówka 114 SWAP-u to zespół weteranów z Korpusem Pomocniczym Pań, które uświetniają swoim wdziękiem pracę całego zespołu, służąc pomocą "swoim wojakom", a to przygotowując wspaniałe posiłki, prowadząc kuchnię na uroczystościach lub ubarwiając parady elegancją i błękitnymi kolorami swoich mundurów, bądź wykonując lżejsze prace, odpowiednie dla delikatnych kobiecych rąk.
Placówka 114 bierze czynny udział w paradzie podczas obchodów Dnia Niepodległości, Konstytucji 3 Maja, w których to dniach tak znamiennych dla Polaków, na maszty parlamentu Ontario i ratusza wciągane są flagi państwa polskiego.
Tutaj muszę zaznaczyć, że park im. I. Paderewskiego jest obiektem prywatnym należącym do wspomnianej wyżej placówki i rządzi się regulaminem ustanowionym przez zarząd placówki, to znaczy, że jest objęty ustawami prawnymi dot. prywatnej własności. Wielu działaczom placówki na czele z komendantem władze RP i WP wyraziły specjalne podziękowanie za wkład i zaangażowanie w istnienie parku i placówki, za krzewienie kultury polskiej w Kanadzie, organizację świąt państwowych. Krzyż Kawalerski, Order Rzeczpospolitej Polskiej decyzją Prezydenta RP, otrzymał z rąk konsula komendant placówki Krzysztof Tomczak, oraz złoty medal Wojska Polskiego, który to wręczył mu płk Pęksa, attache Ambasady RP w Ottawie. Również najbardziej zasłużeni członkowie zarządu placówki otrzymali Srebrne Medale Zasługi RP.
Polacy mają dwie pozytywne cechy charakteru: etos pracy oraz dążenie do wspólnoty. A jak jest w tych wspólnotach, to sami wiemy. Rozsądek i racjonalne działania potrafią przewyższyć nasze wady, takie jak krytykanctwo, kompleks niższości czy zwykłe sejmikowanie bez konstruktywnych decyzji i działań. Potrzeba tylko zdolnego, stanowczego przywódcy i mamy przykład z naszej placówki SWAP-u, że jesteśmy w stanie dokonać wielu rzeczy. Nawet pokonać najtrudniejsze: zgnuśniałą biurokrację.


Oddział naszego SWAP-u stał się już legendą gospodarności w zarządzie generalnym w Nowym Jorku, gdzie kol. Tomczak został wybrany na wicekomendanta. Sława dotarła aż do najwyższych władz w Polsce. Ludzie zgrupowani w organizacji znaleźli motyw, ideę, dla której pracują z zapałem i oddaniem, a tą ideą jest, żeby park i wszelki majątek odziedziczyły nasze dzieci i wnukowie. Żeby mieli miejsce spotkań, organizacji koncertów festynów i świąt narodowych. Żeby byli dumni ze swoich przodków, którzy o nich pomyśleli.
By Polskę mieć w sercach, należy o nią walczyć nawet tutaj, w Kanadzie. A nie wyprzedawać dobra przez wiele lat wypracowywane przez pokolenia. Przewracać postawione pomniki, jak to miało miejsce w Place Polonaise.
Bo zawsze jest alternatywa, żeby zewrzeć szeregi, zjednoczyć konstruktywne myślenie i umacniać pozycję Polaków w Kanadzie. Żeby naszym dzieciom pozostawić miejsce martyrologii godne naszych bohaterów narodowych.


Andrzej Załęski
Toronto

sobota, 03 listopad 2012 17:27

Zakończyliśmy Rejs Wagnera cz. 6

Napisane przez

U progu domu

Wyłonili się obok nas z mroków nocy, oświetlili silnym reflektorem i wywołali przez radio. Płynęliśmy na silniku, prawidłowo, pomiędzy dwoma torami wodnymi, na których dziesiątki statków oczekiwało na poranne pozwolenie wejścia do Kanału Kilońskiego. Nasz jacht, maleńki w porównaniu do tych kolosów, wydał im się bezradny i może zagubiony. Desantowali dziarsko we dwóch z bardzo szybkiej łodzi, mieli groźne miny i pierwsze ich pytanie brzmiało, czy wiemy, gdzie się znajdujemy i czy mamy otwarty chart, czyli morską mapę tego rejonu. Kiedy okazało się, że naprawdę wiemy i w dodatku znamy przepisy, mimo to postanowili nam pomóc przejść przez tą statkową gęstwinę, a dyspozycje otrzymywali przez radio od kogoś, kto wpatrywał się w ekran radaru. Mieli z tym sporo kłopotów, a my – sporo zabawy. Wreszcie doszli do wniosku, że najlepiej wyprowadzić nas poza tory wodne, i spędzili z nami co najmniej godzinę. Trzeba było jakoś wykorzystać ten czas: opowiedziałem im więc historię rejsu Wagnera. Zrobiła wrażenie, nie znali podobnego przypadku w historii niemieckiego żeglarstwa. Tylko to nazwisko... Nie mogli sobie przypomnieć, skąd je znali. W prezencie dostali broszurki o wokółziemskim rejsie polskiego żeglarza, Władysława Wagnera, w języku angielskim.
Kanał Kiloński w całości leży na terenie Niemiec, zaczyna się i kończy śluzami, które chronią go przed morską falą, ma 80 mil długości i jest wystarczająco szeroki, aby mogły się minąć dwa duże morskie statki. Podpatrzmy, co o tym pisał w swoim dzienniku nasz kapitan, Piotr Cichy:

Niedziela, 9 IX
Dobrze się stało, że nie czekaliśmy, bo sensowny wiatr przyszedł dopiero po kilkunastu godzinach ciszy, nad ranem. Ale i tak dla nas było to za późno, bo już płynęliśmy w górę Elby, gdzie halsowanie, bo tego wymagał wiatr, było dla nas niemożliwe. Około godziny 17 dotarliśmy do śluzy w Brunsbüttel. Po krótkim oczekiwaniu przepłynęliśmy na drugą stronę i trzeba było znaleźć miejsce do zacumowania, ponieważ nocą ruch jachtów w Kanale jest zabroniony. Port jachtowy był za ciasny i gęsto zastawiony. Według locji można cumować też przy jednym z nabrzeży miejskich, około kilometra na wschód od śluzy. Rzeczywiście, stało tam kilka jachtów. Niestety, bandery niemieckie. Może narodowość nie ma znaczenia, a żeglarze wszystkich krajów powinni być dla siebie braćmi, ale faktem jest, że Niemcy cumowali w dość dużych odległościach od siebie, a na prośbę, żeby się trochę pozsuwali do siebie, albo pozwolono nam stanąć burta w burtę do jednego z nich, odpowiedzieli, że "tam, po drugiej stronie kanału macie miejsce". Jakieś nabrzeże tam było widać, tu nas nie chcieli, popłynęliśmy więc na drugą stronę. A może oni nie byli niemili, może tam naprawdę jest kolejne nabrzeże jachtowe… Po zacumowaniu nasze nadzieje się rozwiały. Nabrzeże należało do portu handlowego i nawet obok była brama wjazdowa z elektroniczną bramką. Szczęśliwie brama była otwarta, a my nie znaleźliśmy żadnego z pracowników portu. Kapitan jedynego cumującego tam holownika powiedział, że możemy zostać, bo tam nigdy nikt nie cumuje. Wobec tego zostaliśmy.

Kanał Kiloński
Poniedziałek, 10 IX
Noc minęła bez problemów, nikt nas nie niepokoił, poza statkiem, który zacumował w pobliżu (czyżby pierwszy od wieków?), z czego jednak nic nie wynikło. Rano nadszedł czas pożegnania części załogi. Bus z Polski tuż przed śniadaniem przywiózł kilka osób ze szczepu z Zalesia Górnego, żeby wymienić ich z białostoczanami. Schodzący z trudem i bólem opuścili pokład Zjawy, ale niestety znów nie było czasu na rozczulanie się. Szybki ształunek bagaży i odpływamy, bo do zachodu musimy przepłynąć prawie 50 mil Kanału. Nawet szkolenie nowej załogi wypadło przeprowadzić już w drodze. A żegluga przez Kanał… Jak to w kanale – wąski pas wody i często wymijające nas statki. Co dobre, to udało się wykorzystać czas na załatanie powoli przecierających się w kilku miejscach żagli oraz gruntowne wypłukanie całego pokładu z soli.

Bałtyk przywitał nas niewielką falą i lekkim zachodnim wiatrem. Słowem – sielanka. Tylko pogoda-radio, już w języku polskim, psuło humory informacją, że w ciągu najbliższych dwunastu godzin dmuchnie mocniej, sztormowo i że trzeba uważać. Ale my się nie boimy!
Ściągam od kapitana kolejny jego zapis:

Środa, 12 IX
Za nami kolejna przyjemna noc. Ale ten Bałtyk nas rozpieszczał. Stabilny wiatr z zachodu popychał nas spacerowym krokiem na północ od Rugii, a później dalej na wschód. Bez żadnych problemów przemierzamy kolejne mile. W mesie cały dzień trwają rozmowy o Wagnerze, których głównym motorem napędowym jest oczywiście Zbyszek. Krótko mówiąc wakacje, połączone z niezwykle ciekawą lekcją historii żeglarstwa polskiego. Również poznajemy ze szczegółami przebieg lutowych uroczystości odsłonięcia tablicy poświęconej Wagnerowi na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, na Karaibach.

DSC 6474

Prawda jest taka, że to nie ja imponowałem młodzieży. To Wagner. Prezentacja jego rejsu, pomyślana jako propozycja gry planszowej lub nawet komputerowej, w formie piętnastostronicowego opracowania pt. "Kalendarium Władysława Wagnera 1932–1939", powstała na podstawie jego książki "By the Sun and Stars". Na pierwszych ośmiu stronach opowiedziałem o rejsie Wagnera w formie tabelarycznej, gdzie obok daty wydarzenia jest miejsce, czyli port i kraj, do którego zawinął, krótki opis wydarzeń pomiędzy poprzednim i obecnym portem i rubryka do uzupełnienia danych współrzędnych geograficznych. Na następnych stronach jest mapa świata, na której należało nanieść odwiedzone przez Wagnera porty, a dalej umieściłem rysunki przedstawiające trzy Zjawy, pierwszą na początku rejsu, i po każdej przebudowie, drugą, zbudowaną w Panamie, i trzecią, którą Wagner zaprojektował i zbudował w Ekwadorze. Trzy kopie "Kalendarium" otrzymały wachty i wszyscy byli po uszy zajęci Wagnerem. Potrzebny był jedynie mój komentarz, jakaś opowiastka o Wagnerze, o jego przygodach, o załogantach. Oni pytali, więc opowiadałem.
Śpiewali. Kiedy tylko zdarzyła się chwila wolna od wachty, a wiatr zachowywał się względnie przyzwoicie, nie huśtał za bardzo, nie wył, jak to czasem bywa, że zagłuszyć potrafi wszystko i wszystkich, moi harcerze wyciągali gitarę i – śpiewali. Różny tam był repertuar, zależy kto chwycił gitarę, każdy miał jakby swój styl. Komendant szczepu, Kamil Wojciechowski, lansował piosenki z Krainy Łagodności, poezję śpiewaną; wtórowaliśmy mu wszyscy. Magda, oficer drugiej wachty, rozśpiewywała nas szantami. A najmocniejsze głosowo, wykonujące swój repertuar a cappella, było trio w składzie: Jasiek Kamiński, wykształcony bas, Andrzej Jaworski – dobry tenor i, najlepiej pamiętający teksty, najmłodszy nasz żeglarz, Wiktor Maracewicz. Śpiewali ballady i pieśni patriotyczne. Do dziś tłuką mi się po głowie "Dobre rady pana ojca..."Jacka Kaczmarskiego, rytmiczne i melodyjne, ale tak bardzo pasujące do tego rejsu:


"Słuchaj młody ojca grzecznie
A żyć będziesz pożytecznie.
Stamtąd czekaj szczęśliwości
Gdzie twych przodków leżą kości..."
"Dalej ojcu gardło spłucz!
Ucz się na Polaka, ucz!"


Opowiadali mi o harcerstwie, jakie jest dzisiaj, o obozach harcerskich, które starają się organizować jak najdalej od cywilizacji, w leśnej głuszy, którą wciąż jeszcze można znaleźć w Puszczy Kampinoskiej, na Mazurach albo w Bieszczadach. Jadą tam co roku, budują sami polowe kuchnie, rozstawiają namioty, budują w nich prycze. Nie ma tam elektryczności, Internetu ani telewizora. Taki jest Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej, wciąż mocno tkwiący w tradycji.
Któregoś wieczoru zapytali mnie, jakie piosenki harcerskie zapamiętałem i które z nich lubiłem najbardziej. Nie mogli sprawić większej przyjemności staremu druhowi, oni je znali. Najpierw było "Płonie ognisko i szumią knieje", potem "Idziemy w jasną z błękitu utkaną dal...", było też "Jak dobrze nam"... Prześpiewaliśmy cały wieczór.


Kiedy dziś, już ponad miesiąc po rejsie, opowiadam, jak było, o tej młodzieży, z którą żeglowałem, widzę niedowierzanie wśród moich słuchaczy. "Gdzie dziś można spotkać taką młodzież?" – pytają. "W Polsce" – odpowiadam.
Wielokrotnie zapowiadany sztorm dopadł nas na progu domu. Dmuchnęło idealnie z południa, z Zatoki Gdańskiej, gdy minęliśmy Hel. Siła wiatru urosła nagle do 9 w skali Beauforta, fala podniosła się wyraźnie i "Zjawa IV" ruszyła jak rączy koń. Najwyraźniej bardzo jej się to podobało. Kapitanowi mniej. Polecił refować żagle i wspomóc je motorem. I wcale nie było łatwo. Ale ta młodzież jakby na to cały czas czekała, śmiali się, kiedy fala zamoczyła ich do pasa, wznosili radosne okrzyki, gdy Zjawa unosiła swój dziób ponad falami i raptem zapadała w dolinę, ryjąc nosem w kolejną falę. Cała załoga była na pokładzie, zmieniali się przy sterze – każdy chciał poznać smak sztormowania, co na "Zjawie IV" wcale nie jest łatwe, bo to nie tylko ster decyduje o kursie, ale najczęściej fala, która spycha jacht z wyznaczonej drogi. Ten króciutki jednodzienny sztorm był jak prezent od morza. I witającej nas Zatoki Gdańskiej.


Myślałem o Władku, o tym, że kończymy jego rejs w Gdyni, tak jak chciał. O Davidzie Walshu, którego marzenie, aby dotrzeć do Polski pod żaglami, też nie wyszło. Mogłem jedynie przywołać ich obu, jak do apelu: "Wzywam Was, kapitanie Władysławie, Davidzie... Oto kończymy Wasz Rejs do Polski!". Ogarnął mnie nastrój, o którym mężczyzna woli nie mówić, podobny jak na Bellamy Cay, 21 stycznia tego roku, gdy nad tą wysepką i nad zbudowanym przez Władka domem zabrzmiał Hymn Polski.
Była sobota, 15 września 2012 roku, dochodziła godzina druga. Usłyszałem i za chwilę zobaczyłem orkiestrę Marynarki Wojennej, tłum ludzi, szpalery harcerzy i marynarzy, mnóstwo flag. Dostrzegam fantazyjne kapelusze Bractwa Wybrzeża i widzę, że jest tam Andrzej Radomiński, któremu dostojny tytuł Mayordomus Mesy Kaprów Polskich nie umniejszył, lecz przydał bardzo wielu obowiązków w ramach Roku Wagnera – zaprzyjaźniliśmy się w działaniu.


Jest Prezydent Gdyni, Pan Wojciech Szczurek, którego sława jako wspaniałego gospodarza tego Miasta dotarła za ocean. Cenimy go głównie za powstające Muzeum Emigracji w dawnym Dworcu Morskim na Gdyńskim Wybrzeżu. Ma tam być spory kawałek poświęcony żeglarzom, a więc i Wagnerowi. A Rodziny Wagnera nie sposób nie dostrzec dzięki płomiennym kolorom włosów Olimpii, wnuczki Janka Wagnera; jest z mamą, z babcią i dwiema ciociami.


Jest oficjalna delegacja Kwatery Głównej z Naczelniczką Związku Harcerstwa Polskiego, komendanci Centrum Wyszkolenia Morskiego ZHP, prezesi Polskiego Związku Żeglarskiego, Ligi Morskiej, oficerowie Marynarki Wojennej, a pośród nich wielu starszawych już nieco Kapitanów Jachtowych Żeglugi Wielkiej, legend polskiego żeglarstwa.
Słyszymy, jak skiper uroczystości wita wszystkich i gdy rzucamy cumy na brzeg, ogłasza: "Oto, proszę państwa, harcerski jacht »Zjawa IV« zakończył Wokółziemski Rejs kapitana Władysława Wagnera".


• • •


Ci wszyscy wspaniali ludzie, którzy uhonorowali swoją obecnością tę Uroczystość, reprezentowali tamtych, sprzed lat, którzy powrotu Wagnera nie doczekali.
Kto by go witał? Na pewno Prezydent Gdyni i Naczelnik Harcerstwa. Przybyliby na to przywitanie Prezes Polskiego Związku Żeglarskiego, byłaby – jak i teraz – Rodzina Władysława, witaliby go harcerze, żeglarze, marynarze i na pewno orkiestra Polskiej Marynarki Wojennej, wykonująca Hymn Morza.
Tylko jedno z wydarzeń mogło mieć miejsce teraz, a wówczas raczej nie. To otwarcie Alei Polskiego Żeglarstwa, które rozpoczyna tablica z napisem "Kpt. Władysław Wagner...".


Gdynia – Toronto, wrzesień 2012

piątek, 02 listopad 2012 14:41

Polskie szkoły w Sofii i Warnie

Napisane przez

4. Warna - grono pedagogiczne polskiej szkoły
Obecnie istnieją w Bułgarii dwie szkoły polskie: jedna w stolicy kraju – Sofii, i druga w Warnie. W Sofii jest to Szkolny Punkt Konsultacyjny im. Władysława III Warneńczyka przy ambasadzie RP, który podlega Ministerstwu Edukacji Narodowej, a zajęcia w nim koordynuje Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą w Warszawie. W Warnie natomiast jest to Szkolny Punkt Konsultacyjny im. Adama Mickiewicza. Szkoła Polska w Sofii powstała w roku 1975 i mimo wielu przeciwności losu od tego czasu niezmiennie spełnia ważną misję polegającą na edukacji dzieci rodzin polskich mieszkających w Bułgarii oraz rodzin z korzeniami polskimi. Szkoła polska w Sofii podtrzymuje ich tożsamość narodową i utrzymuje duchową więź Polonii bułgarskiej z krajem przodków. Uczniowie w ramach swoich zajęć poznają polską literaturę, historię, geografię, kulturę i obyczaje. Zdobywają też wiedzę, która pomaga im ukształtować swoją tożsamość i odnaleźć miejsce w społeczeństwie.

Szkoła zajmuje obecnie parter budynku należącego do ambasady RP w Sofii. Znajdują się w niej dobrze wyposażone gabinety: polonistyczny, historyczny, geograficzno-przyrodniczy oraz sala lekcyjna dla uczniów klas początkowych. W szkole działa biblioteka, której księgozbiór liczy blisko 5000 tomów. W niewielkiej galerii szkolnej urządzane są wystawy plastyczne, zaś w kuchni, podczas dużej przerwy, uczniowie mogą wypić herbatę i zjeść owoce.


Grono pedagogiczne organizuje w ciągu roku wiele ciekawych imprez. Uczniowie uczestniczą w licznych konkursach organizowanych przez instytucje polskie. Dzięki sponsorom szkolnym oraz projektom dofinansowania przygotowywanym przez szkołę zwycięzcy i finaliści otrzymują atrakcyjne nagrody.


W minionym roku szkolnym naukę w szkole polskiej w Sofii rozpoczęło 61 uczniów. Nauczanie odbywa się tam w: szkole podstawowej, gimnazjum i liceum ogólnokształcącym. Przedmioty nauczane w szkole to: język polski oraz wiedza o Polsce. Przedmiot wiedza o Polsce zawiera elementy historii Polski, wiedzy o społeczeństwie, przyrody i geografii Polski. Na mocy rozporządzenia ministra edukacji narodowej, z dnia 31 sierpnia 2010 roku, szkoła realizuje plan nauczania uzupełniającego. Szkoła polska w Sofii umożliwia dzieciom obywateli polskich, a w miarę możliwości także dzieciom osób nie będących obywatelami polskimi, naukę języka polskiego oraz wiedzy o Polsce. Kształcenie jest nieodpłatne. Uczniowie uiszczają jedynie opłaty na Komitet Rodzicielski w wysokości 35 lewów (ok. 70 zł) na semestr. Dzieci osób nie będących obywatelami polskimi płacą 15 euro na miesiąc.


Dzieci z rodzin wielodzietnych oraz o niskich dochodach zwalniane są z opłaty na Komitet Rodzicielski. W szkole odbywają się również dodatkowo lekcje religii prowadzone przez o. Bartłomieja Uliasza oraz objęte patronatem kierownictwa Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. Władysława Warneńczyka zajęcia edukacyjne dla dzieci najmłodszych, które prowadzi nauczycielka nauczania wczesnoszkolnego, Danuta Razmowa. Po ukończeniu roku szkolnego uczniowie otrzymują wydane przez MEN świadectwa, zaś uczniowie klasy III LO świadectwa ukończenia szkoły.
W szkole zatrudniona jest wykwalifikowana i doświadczona kadra pedagogiczna. Języka polskiego uczą: w szkole podstawowej – mgr Joanna Patuła oraz Danuta Razmowa, w gimnazjum – mgr Bożena Hristova, w liceum – mgr Danuta Najdenowa. Wiedzy o Polsce oraz historii Polski i wiedzy o społeczeństwie uczy mgr Dorota Fater, wiedzy o Polsce oraz geografii Polski i przyrody - mgr Bożena Hristova. Bibliotekę szkolną prowadzi mgr Joanna Patuła. W sekretariacie szkolnym pracuje referent Wiesława Kumiega-Wataszka.


O czystość i dobrą atmosferę w szkole dba Barbara Piątek-Dymitrow. Nad całością czuwa kierownik szkoły mgr Danuta Najdenowa.
Dużą pomoc okazują szkole także rodzice – z Radą Rodziców na czele. Jej aktualny skład to: Jolanta Lesidreńska – przewodnicząca, Beata Solarz-Kostow – zastępca, Iwona Alsokar – skarbnik. Szkolny Punkt Konsultacyjny przy Ambasadzie RP w Sofii od lat współpracuje z polskimi instytucjami działającymi w Sofii: z Ambasadą i Konsulatem RP w Sofii, Polskim Stowarzyszeniem Kulturalno-Oświatowym im. Wł. Warneńczyka i polską parafią katolicką. Druga polska placówka oświatowa w Bułgarii to Szkolny Punkt Konsultacyjny im. Adama Mickiewicza przy Ambasadzie RP w Sofii z Siedzibą w Warnie. Powstała jesienią 1997 roku z inicjatywy tamtejszych rodziców, w ciągu zaledwie dziesięciu tygodni. Kilka miesięcy wcześniej przeprowadzane były w Sofii egzaminy na studia wyższe do Polski – opowiadała mi Aleksandra Drużyłowska-Tenewa – kierowniczka szkoły. Uczestniczyły w nich także nasze dzieci polonijne. Po ukończonych egzaminach ich rodzice wystąpili z propozycją, aby także u nas, w Warnie, założyć podobną szkołę polonijną.

Sofia

Dziś polska szkoła w Warnie, jest placówką wyjątkową, chwaloną i dostrzeganą w mieście pośród innych szkół tego typu. Polska szkoła współpracuje też ze wszystkimi chętnymi – m.in. polonijną szkołą Adama Małysza i Fundacją "Semper Polonia", które pomagają jej w zdobyciu sprzętu sportowego. Szkoła ma też podpisaną umowę z polską parafią, której wypożycza sprzęt, a ona udostępnia jej salę do zajęć sportowych. Wspólnie też z parafią organizuje zawody w hokeju na parkiecie pomiędzy młodzieżą parafialną i uczniami szkoły.


Kadrę nauczycielską dobierałam sama – kontynuowała Aleksandra Drużyłowska-Tenewa – na zasadzie, że każdego przedmiotu uczyć powinien nauczyciel, który jest do niego dobrze przygotowany. Wszystkich też nauczycieli znałam wcześniej osobiście, albo z miejsca pracy, albo z uniwersytetu, albo z naszych spotkań polonijnych. Wszyscy nasi nauczyciele obiecali, że to będzie dla nich nie tylko praca, ale i misja.
W szkole w Warnie uczą: mgr Urszula Janota-Christow – języka polskiego, mgr Elżbieta Sroczyk-Peew – języka polskiego (klasy I-III szkoły podstawowej), mgr Miłka Wrangowa – historii Polski i wiadomości o społeczeństwie, i mgr Anna Stanewa – geografii Polski.
Dzieci z Warny uczą się według programu uzupełniającego, chodząc w ciągu tygodnia do szkół bułgarskich. Do szkoły przychodzą tylko w końcu tygodnia na zajęcia z języka polskiego, historii i geografii Polski. Po ukończeniu też każdej klasy otrzymują polskie świadectwo plus bułgarskie. Polskie świadectwo jest honorowane w Polsce.


Szkoła współpracuje z szeregiem polskich i bułgarskich instytucji. Uczestniczy aktywnie w projektach i konkursach, organizuje uroczystości, obchody, wycieczki. Chętnym proponowane są konsultacje, pozwalające wyrównać braki i przygotować do rozpoczęcia studiów w Polsce. Ważnym elementem życia szkoły jest kształtowanie postaw patriotycznych i obywatelskich oraz kultywowanie polskich tradycji. Nowoczesny wystrój, ciepła atmosfera, dużo pracy i wspólna zabawa składają się na jedyny w swoim rodzaju klimat szkoły.


Tekst i zdjęcia
Leszek Wątróbski

piątek, 02 listopad 2012 14:23

Agentura w Kanadzie wzmogła działania

Napisane przez

Czy wszyscy możemy mieć pewność, że rozumiemy, co się teraz dzieje? Czy zdajemy sobie sprawę, w jakiej sytuacji jest teraz Polska i my, Polacy? Co nas czeka?


Wszyscy wiemy już, że w Smoleńsku w wyniku zaplanowanego zamachu zginął Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej i Elita Narodu Polskiego. Wszyscy wiemy, że główne media w Polsce zostały przejęte całkowicie przez obecnie rządzących, aby móc kierować społeczeństwem. Wszyscy widzimy już, że to, co robią Polacy, jest kontrolowane i sterowane. Społeczeństwo jest podsłuchiwane i inwigilowane. Duża część Polaków jest dyskryminowana i degradowana, tym samym spychana poza margines. Ludzie, którzy mówią prawdę, tracą pracę, majątki, poważanie w środowiskach. Inni są poniżani, ośmieszani i kierowani na badania psychiatryczne albo siłą zamykani w szpitalach. Część, która dłużej już nie może tak żyć i która nie ma z czego żyć, emigruje za granicę, gdzie układa dachówki lub sprząta domy bogatych, aby zarobić na chleb.
10 kwietnia nie tylko Polska się zmieniła. Nie tylko życie rodzin Ofiar, ale życie wszystkich Polaków, każdego z osobna. Niektórzy nie potrafili już wrócić do normalnego funkcjonowania, nie potrafili pogodzić się z tą niesprawiedliwością, pogardą i bezsilnością, jaką odczuwali.
Codziennie dowiadujemy się o nowych faktach na temat zamachu w Smoleńsku. Codziennie karmieni jesteśmy powoli nowymi informacjami, które potwierdzają to, co wiemy już od dawna, ale o czym mówić głośno nam nie wolno. I codziennie coraz bardziej czujemy złość, że mimo iż wiemy, nic z tym zrobić nie możemy.


Każde nasze słowo i działanie jest kontrolowane. Jesteśmy obserwowani i podsłuchiwani. Wszędzie są agenci, którzy kierują sytuacją. Działają w różny sposób, ale zawsze wykonują zlecenia i nic nie jest przypadkiem. Czasem podchodzą bardzo blisko, zaprzyjaźniają się, angażują, oferują pomoc. Inni pojawiają się i znikają, stoją z boku, mało mówią, robią notatki, nagrywają i fotografują, nie zwracając na siebie uwagi. Jeszcze inni działają wyłącznie poza plecami. Śledzą, sprawdzają, szukają i donoszą.


Kiedy już zdecydują, aby zaatakować, aby zakończyć działanie danej osoby, używają również rozmaitych środków. Ośmieszają, poniżają, degradują. Przekonują, że osoba jest niezrównoważona psychicznie, że nie wie, co mówi, że coś sobie wyobraża, może ma schizofrenię? Robią wszystko, aby zasiać wątpliwości co do wiarygodności ofiary. Straci wtedy wszelkie wpływy i ludzi, dla których działa, i będzie skończona. Innym razem prześladują, straszą, grożą, śledzą, dzwonią. Powodują załamanie nerwowe i zmuszają do rezygnacji. Kolejnym sposobem jest zdegradowanie ofiary w jej własnym środowisku poprzez pisanie kłamliwych donosów i przekazywanie kłamliwej informacji do organizacji, z którą współpracuje, w taki sposób, aby pokazać, że osoba ta działa na niekorzyść tej organizacji, aby skłócić ją z jej własnym środowiskiem. Najkorzystniej jest, jak agenci mają swoich ludzi w danej organizacji, którzy kontrolują sytuację od środka.


W ostateczności następuje atak na rodzinę ofiary, psychiczne, a nawet fizyczne szkody zostają wyrządzone bliskim.
Na koniec, jeżeli nic nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, dochodzi do likwidacji osoby. Często osoba taka traci życie w niewyjaśniony sposób. W Polsce ostatnio wiele osób popełnia "samobójstwo", na przykład strzelając do siebie kilkakrotnie.
Czy działania agentury są prowadzone na obywatelach działających wyłącznie na terenie Polski? Oczywiście, że nie. Ci, którzy działają za granicą w środowiskach polonijnych, a także w środowiskach rodzimych danego kraju, są równie kontrolowani. Czasem kontrola w Polonii jest nawet większa. Zostaje wzmożona, kiedy zaistnieje taka potrzeba, kiedy istnieje ryzyko, że w Polsce może zmienić się sytuacja.
Ostatnie działania rządu polskiego wskazują na wzmożoną kontrolę wśród Polaków mieszkających za granicą. Przede wszystkim zajęto się mediami. Dlatego środki na działania Polaków za granicą i Polonii zostały przeniesione z Senatu do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Możemy się domyślić, że MSZ będzie działało na korzyść partii rządzącej, gdyż ministrowie pracujący w tym ministerstwie są działaczami właśnie tej partii. Tak więc, przeniesienie finansowania Polonii do MSZ-etu całkowicie zmienia możliwości działania w Polonii. Natychmiast następuje przejęcie mediów polonijnych i przejęcie całkowitej kontroli nad kształtowaniem świadomości Polaków mieszkających za granicą. Media, które nie otrzymają dofinansowania, w końcu upadną.


Kontrola Polaków mieszkających za granicą obejmuje zarówno tereny Kresów, jak i Polonię na Zachodzie, szczególnie w Ameryce. Dla Polski i Polaków te dwa środowiska są równie ważne, choć w inny sposób działające.
Dlaczego Polonia jest tak ważna dla rządzących w Polsce? Otóż w systemach totalitarnych, a z takim mamy obecnie do czynienia, świadomość obywateli jest starannie kształtowana. Do tego głównym środkiem są media. Media więc należy kontrolować również za granicą.
Polacy mieszkający za granicą głosują w wyborach, tak więc ich sposób myślenia jest ważny. Jednak wpływanie Polonii na wyniki głosowania nie jest jedyną przyczyną na trzymanie jej w ryzach. Kiedy w Polsce wolność staje się zagrożona, kiedy przejęte są media i prawda nie dociera do społeczeństwa, kiedy inwigilowane społeczeństwo nie może już jawnie wyrażać swoich poglądów i swobodnie żyć, wówczas ludzie szukają pomocy u Polaków mieszkających za granicą, tu mówimy głównie o Polonii z krajów zachodnich, takich jak np. Stany Zjednoczone czy Kanada. Poprzez media funkcjonujące za granicą prawda może docierać do Polski.


Świadoma Polonia za granicą pomaga rodakom w kraju również poprzez podejmowanie różnych innych działań. Może wspierać ją finansowo, może naciskać na rządzących w kraju, w którym żyje, aby zwracali się do polskiego rządu o wyjaśnienia czy zmiany, a także może organizować różnego rodzaju akcje, które upowszechnią prawdziwe informacje o sytuacji w kraju. Wspiera również duchowo Polaków walczących w Polsce, pokazuje, że się solidaryzuje i tym samym motywuje do trwania w działaniach.
Dlatego świadomość Polaków mieszkających za granicą, ich posiadana wiedza i ich poglądy na sytuację w Polsce mają duże znaczenie dla rządzących Polską. Stąd też bardzo ważne jest dla totalitarnych rządów, aby za granicą Polacy byli zadowoleni z życia, niezaangażowani w sprawy polskie, nieświadomi, nieaktywni i "pozytywnie" zmanipulowani.
Na Kresach z kolei, gdzie zamieszkują Polacy, którzy stanowią tam mniejszość narodową, ważne jest, aby nie przeciwstawiali się tamtejszej władzy, nie żądali i nie oczekiwali dodatkowej pomocy, nie angażowali się w sprawy polskie, aby byli posłuszni i zachowali spokój, a już na pewno aby nie trzeba było im dodatkowo pomagać czy też przesiedlać do Polski. "Zgoda buduje." Wiele rzeczy buduje, na przykład korzystne dla danych grup układy i stosunki z rządzącymi na Wschodzie.


Ostatnio agenturalne ataki można zauważyć w Polonii kanadyjskiej. Większość ważniejszych stanowisk w polonijnych organizacjach jest obsadzona przez "swoich ludzi". Uroczystości czy akcje prowadzone przez patriotyczne organizacje są marginalizowane, a promowane są te, które są zgodne z linią "jedynie słusznej partii". Organizowane są imprezy w tych samych terminach co wydarzenia organizowane przez "niepokorne" polonijne organizacje, aby zmniejszyć frekwencję. Dofinansowane są poprawne media, a niepoprawne szkalowane. Wysyłane są do mediów w Polsce zmanipulowane informacje na temat stosunku Polonii do obecnie rządzących. Materiał medialny jest w ten sam sposób kreowany jak w Polsce, tak jak na przykład miało to miejsce w przypadku demonstracji przed parlamentem w Ottawie podczas bankietu wydanego na cześć Donalda Tuska. W polskich mediach można było usłyszeć i przeczytać, że "grupka szaleńców, oczywiście sympatyków PiS, coś wykrzykując, próbowała przeszkodzić w pięknym bankiecie". Pominięto fakt, że ludzie przejechali setki kilometrów, aby głośno zaprotestować przeciw działaniom Donalda Tuska i obecnego rządu, że byli świetnie zorganizowani i bardzo świadomi i że stanowili sporą grupę Polonii, która w powszedni dzień zwolniła się z pracy i pojechała pod parlament powiedzieć, to co myśli.


Podobnie wyglądała sprawa cenzury w parku Paderewskiego, kiedy "zasłużeni" w Polonii na zachętę zostali odznaczeni medalami od prezydenta Komorowskiego, a fakt przerwania wypowiedzi znanemu, cenionemu człowiekowi stojącemu na czele patriotycznej, działającej od wielu lat organizacji, jaką jest Stowarzyszenie Józefa Piłsudskiego, został całkowicie pominięty.
I tak jak to było w przypadku niedawno zorganizowanego Bankietu dla Patriotów "Noc wolności", na który spośród przedstawicieli władzy oraz mediów polonijnych na uroczystości pojawili się jedynie poseł Władysław Lizoń z małżonką i redaktor naczelny "Gońca" Andrzej Kumor. Innym nie było po drodze. Przez cały okres trzymiesięcznych przygotowań wszędzie rzucano kłody, bo ten bankiet miał absolutnie się nie odbyć. Odmawiano nadawania ogłoszeń, zrywano plakaty, kwestionowano wszelkie działania. Ale odbył się. Dwa nawet się odbyły: w Ottawie i w Mississaudze. W sumie prawie 600 Patriotów Polskich uczestniczyło w tym jedynym w swoim rodzaju wydarzeniu. I to doprowadziło do szału agentów, którym tym razem nie udało się wykonać zlecenia niedopuszczenia do tego, aby impreza się odbyła.


Agenci powiedzieli "dosyć". Nie można dłużej tolerować działania Koła Sympatyków PiS oraz Barbary Rode. Trzeba zebrać siły i wzmożyć aktywność. I tak jak powiedzieli "zobaczysz jak cię załatwimy, ty sobie tego nawet nie wyobrażasz", tak czynią. Dotychczasowe działania celem odwiedzenia mnie od robienia tego, co robię, okazały się nieskuteczne. Telefony z groźbami, maile, kłamliwe informacje na mój temat rozprowadzane wśród nieświadomej Polonii, utrudnianie, robienie publicznych awantur celem poniżenia, a nawet nagłe spalenie się silnika w moim samochodzie na trzy tygodnie przed bankietem nic nie dało. Więc zaczęło się: setki maili, listów. pism i telefonów do wszystkich, do władz Prawa i Sprawiedliwości, do organizacji i mediów polonijnych i do osób indywidualnych z oszczerstwami pod moim adresem. Cel: dyskredytacja, degradacja, ośmieszenie, odizolowanie, zastraszenie, zmęczenie, aż wreszcie się podda. A ja się nie poddam!


Jak najłatwiej i najskuteczniej wzbudzić podejrzenie w stosunku do kogoś? Przez oskarżenie go o matactwa finansowe, to oczywiste. Pieniądze są zawsze najlepszym atakiem. Albo masz za mało, albo za dużo, albo nie wiadomo skąd albo dokąd, wszystko jedno, tam gdzie w grę wchodzą pieniądze, tam można wszystko. Właśnie dlatego natychmiast publicznie obwieszczono, że Radio Maryja nie ma pieniędzy, więc koncesji na multipleks nie może dostać. Wcześniej słyszeliśmy, że tych pieniędzy ma aż za dużo, że mocarstwo buduje. To co w końcu: za mało ma czy za dużo? Otóż nie o pieniądze tu chodziło. To był pretekst i sposób na zdyskredytowanie przeciwnika i dodanie sobie wiarygodności, na usprawiedliwienie swoich działań. Teraz przypadek jest taki sam. Oskarżyć o coś, co związane jest z pieniędzmi, wszystko jedno o co, byleby o pieniądze chodziło.
To nie są działania zatroskanych obywateli ani zawistnych rodaków. To typowe działania agenturalne. Niestety, niektórzy dają się zmanipulować i wchodzą w tę grę. Nie potrafią rozeznać co dobre, a co złe, zorientować się, o co chodzi. Nie mają dość sił, żeby się przeciwstawić. Nie potrafią odeprzeć ataku.


Proszę Was, uważajcie. Strzeżcie się agentur, jak mówił Józef Piłsudski. Nie dajcie sobą manipulować. Uważnie obserwujcie i po czynach, po owocach poznawajcie, a nie po słowach.


Barbara Rode
www.pisontario.weebly.com
facebook: Nasza Polska 2012


piątek, 02 listopad 2012 07:23

Nasza minisonda z nr. 44

Napisane przez

sonda44-41Jarek - Dzisiaj Halloween, daje Pan dzieciom cukierki?

- Wie Pan co, nasze dzieci są już dorosłe.

- A w dawnych czasach?

- Raczej nie. Wyrośliśmy w innej kulturze i nie celebrujemy tego.

- Gdy dzieci chodziły do szkoły, to przebierały się?

- Tak, dzieci się przebierały, ale staraliśmy się, aby przebierały się w taki sposób, by to nie było zbytnio rażące. W każdym razie dzieci chyba też nie bardzo w tym uczestniczyły. Wychowaliśmy je w bardziej polskich, chrześcijańskich tradycjach. Staraliśmy się to święto raczej ignorować.

 

sonda44-3Czesław - Obchodzisz Halloween, dajesz dzieciom cukierki?

- Tak, tak, daję cukierki, bo między wronami się mieszka, trzeba krakać, natomiast nie jest to moje święto.

- Nie chodzisz na zabawy halloweenowe?

- Nie, absolutnie nie. Tylko do drzwi czasami się wyjdzie, żeby dzieciaki sąsiadów miały radochę, żeby cię tam palcami nie wskazywali w dzielnicy, że jakiś taki nie do życia człowiek się wprowadził.

- Obce święto?

- Obce, zupełnie, o ile w ogóle można to nazwać świętem. My mamy swoje święto, które się kojarzy zupełnie z czym innym.

 

sonda44-2Irena - Dzisiaj Halloween, co Pani o tym sądzi, rozdaje Pani cukierki, chodzi na zabawy halloweenowe, czy może dzieci chodzą treat or trick?

- Moje dzieci powyrastały, nie chodzę na zabawy halloweenowe.

- A jak dzieci były w szkole? - Jak były małe, to kilka razy chodziliśmy, potem zapraszaliśmy kolegów do domu i w domu mieli zabawę. W tej chwili, szczerze mówiąc, mieszkam w takiej okolicy, że mało dzieci chodzi, kiedyś kupowałam cukierki, nikt nie przyszedł; dzisiaj chyba muszę coś kupić, bo mam małe dzieci po sąsiedzku.

- Nie zamyka Pani drzwi, nie gasi światła?

- Nie, nie robiłam tego. Co prawda nie mam dekoracji - może to był powód, ale generalnie po mojej uliczce mało dzieci chodziło.

- Podchodzi Pani do tego neutralnie?

- Bardzo neutralnie. Nie obchodzę osobiście, ale nie mam nic przeciwko temu, gdy ktoś inny to robi.

 


sonda44-1Milan Urban - Mamy dzisiaj Halloween, co Pan sądzi o tym święcie?

- Stupidity! Nie lubię tego!

- A daje Pan dzieciom cukierki?

- No, ja to nie uznaję, to nie jest święto dla katolików, to nie jest w ogóle święto dla chrześcijan.

- Dzieci nie uczestniczyły w tym?

- Czasami córki się przebierały tak dla zabawy; śmiali się z tego.

 

 

sonda44-0Witold - Dzisiaj jest tzw. Halloween, co Pan sądzi o tym święcie?

- No, ja nie obchodzę.

- Daje Pan cukierki dzieciom?

- Jak mieliśmy małe wnuki, to jeszcze dawaliśmy, ale nie zawsze.

- Wnuki chodziły?

- Niestety, chodzą, mamy pięcioro, dwóch synów. Byłoby im przykro, gdyby nie poszli, bo inni chodzą, ale my nie przeszliśmy na ten styl, nawet mi się to nie podoba. Teraz gasimy światła i nie otwieramy.

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.