farolwebad1

A+ A A-

Zakończyliśmy Rejs Wagnera cz. 6

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

U progu domu

Wyłonili się obok nas z mroków nocy, oświetlili silnym reflektorem i wywołali przez radio. Płynęliśmy na silniku, prawidłowo, pomiędzy dwoma torami wodnymi, na których dziesiątki statków oczekiwało na poranne pozwolenie wejścia do Kanału Kilońskiego. Nasz jacht, maleńki w porównaniu do tych kolosów, wydał im się bezradny i może zagubiony. Desantowali dziarsko we dwóch z bardzo szybkiej łodzi, mieli groźne miny i pierwsze ich pytanie brzmiało, czy wiemy, gdzie się znajdujemy i czy mamy otwarty chart, czyli morską mapę tego rejonu. Kiedy okazało się, że naprawdę wiemy i w dodatku znamy przepisy, mimo to postanowili nam pomóc przejść przez tą statkową gęstwinę, a dyspozycje otrzymywali przez radio od kogoś, kto wpatrywał się w ekran radaru. Mieli z tym sporo kłopotów, a my – sporo zabawy. Wreszcie doszli do wniosku, że najlepiej wyprowadzić nas poza tory wodne, i spędzili z nami co najmniej godzinę. Trzeba było jakoś wykorzystać ten czas: opowiedziałem im więc historię rejsu Wagnera. Zrobiła wrażenie, nie znali podobnego przypadku w historii niemieckiego żeglarstwa. Tylko to nazwisko... Nie mogli sobie przypomnieć, skąd je znali. W prezencie dostali broszurki o wokółziemskim rejsie polskiego żeglarza, Władysława Wagnera, w języku angielskim.
Kanał Kiloński w całości leży na terenie Niemiec, zaczyna się i kończy śluzami, które chronią go przed morską falą, ma 80 mil długości i jest wystarczająco szeroki, aby mogły się minąć dwa duże morskie statki. Podpatrzmy, co o tym pisał w swoim dzienniku nasz kapitan, Piotr Cichy:

Niedziela, 9 IX
Dobrze się stało, że nie czekaliśmy, bo sensowny wiatr przyszedł dopiero po kilkunastu godzinach ciszy, nad ranem. Ale i tak dla nas było to za późno, bo już płynęliśmy w górę Elby, gdzie halsowanie, bo tego wymagał wiatr, było dla nas niemożliwe. Około godziny 17 dotarliśmy do śluzy w Brunsbüttel. Po krótkim oczekiwaniu przepłynęliśmy na drugą stronę i trzeba było znaleźć miejsce do zacumowania, ponieważ nocą ruch jachtów w Kanale jest zabroniony. Port jachtowy był za ciasny i gęsto zastawiony. Według locji można cumować też przy jednym z nabrzeży miejskich, około kilometra na wschód od śluzy. Rzeczywiście, stało tam kilka jachtów. Niestety, bandery niemieckie. Może narodowość nie ma znaczenia, a żeglarze wszystkich krajów powinni być dla siebie braćmi, ale faktem jest, że Niemcy cumowali w dość dużych odległościach od siebie, a na prośbę, żeby się trochę pozsuwali do siebie, albo pozwolono nam stanąć burta w burtę do jednego z nich, odpowiedzieli, że "tam, po drugiej stronie kanału macie miejsce". Jakieś nabrzeże tam było widać, tu nas nie chcieli, popłynęliśmy więc na drugą stronę. A może oni nie byli niemili, może tam naprawdę jest kolejne nabrzeże jachtowe… Po zacumowaniu nasze nadzieje się rozwiały. Nabrzeże należało do portu handlowego i nawet obok była brama wjazdowa z elektroniczną bramką. Szczęśliwie brama była otwarta, a my nie znaleźliśmy żadnego z pracowników portu. Kapitan jedynego cumującego tam holownika powiedział, że możemy zostać, bo tam nigdy nikt nie cumuje. Wobec tego zostaliśmy.

Kanał Kiloński
Poniedziałek, 10 IX
Noc minęła bez problemów, nikt nas nie niepokoił, poza statkiem, który zacumował w pobliżu (czyżby pierwszy od wieków?), z czego jednak nic nie wynikło. Rano nadszedł czas pożegnania części załogi. Bus z Polski tuż przed śniadaniem przywiózł kilka osób ze szczepu z Zalesia Górnego, żeby wymienić ich z białostoczanami. Schodzący z trudem i bólem opuścili pokład Zjawy, ale niestety znów nie było czasu na rozczulanie się. Szybki ształunek bagaży i odpływamy, bo do zachodu musimy przepłynąć prawie 50 mil Kanału. Nawet szkolenie nowej załogi wypadło przeprowadzić już w drodze. A żegluga przez Kanał… Jak to w kanale – wąski pas wody i często wymijające nas statki. Co dobre, to udało się wykorzystać czas na załatanie powoli przecierających się w kilku miejscach żagli oraz gruntowne wypłukanie całego pokładu z soli.

Bałtyk przywitał nas niewielką falą i lekkim zachodnim wiatrem. Słowem – sielanka. Tylko pogoda-radio, już w języku polskim, psuło humory informacją, że w ciągu najbliższych dwunastu godzin dmuchnie mocniej, sztormowo i że trzeba uważać. Ale my się nie boimy!
Ściągam od kapitana kolejny jego zapis:

Środa, 12 IX
Za nami kolejna przyjemna noc. Ale ten Bałtyk nas rozpieszczał. Stabilny wiatr z zachodu popychał nas spacerowym krokiem na północ od Rugii, a później dalej na wschód. Bez żadnych problemów przemierzamy kolejne mile. W mesie cały dzień trwają rozmowy o Wagnerze, których głównym motorem napędowym jest oczywiście Zbyszek. Krótko mówiąc wakacje, połączone z niezwykle ciekawą lekcją historii żeglarstwa polskiego. Również poznajemy ze szczegółami przebieg lutowych uroczystości odsłonięcia tablicy poświęconej Wagnerowi na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, na Karaibach.

DSC 6474

Prawda jest taka, że to nie ja imponowałem młodzieży. To Wagner. Prezentacja jego rejsu, pomyślana jako propozycja gry planszowej lub nawet komputerowej, w formie piętnastostronicowego opracowania pt. "Kalendarium Władysława Wagnera 1932–1939", powstała na podstawie jego książki "By the Sun and Stars". Na pierwszych ośmiu stronach opowiedziałem o rejsie Wagnera w formie tabelarycznej, gdzie obok daty wydarzenia jest miejsce, czyli port i kraj, do którego zawinął, krótki opis wydarzeń pomiędzy poprzednim i obecnym portem i rubryka do uzupełnienia danych współrzędnych geograficznych. Na następnych stronach jest mapa świata, na której należało nanieść odwiedzone przez Wagnera porty, a dalej umieściłem rysunki przedstawiające trzy Zjawy, pierwszą na początku rejsu, i po każdej przebudowie, drugą, zbudowaną w Panamie, i trzecią, którą Wagner zaprojektował i zbudował w Ekwadorze. Trzy kopie "Kalendarium" otrzymały wachty i wszyscy byli po uszy zajęci Wagnerem. Potrzebny był jedynie mój komentarz, jakaś opowiastka o Wagnerze, o jego przygodach, o załogantach. Oni pytali, więc opowiadałem.
Śpiewali. Kiedy tylko zdarzyła się chwila wolna od wachty, a wiatr zachowywał się względnie przyzwoicie, nie huśtał za bardzo, nie wył, jak to czasem bywa, że zagłuszyć potrafi wszystko i wszystkich, moi harcerze wyciągali gitarę i – śpiewali. Różny tam był repertuar, zależy kto chwycił gitarę, każdy miał jakby swój styl. Komendant szczepu, Kamil Wojciechowski, lansował piosenki z Krainy Łagodności, poezję śpiewaną; wtórowaliśmy mu wszyscy. Magda, oficer drugiej wachty, rozśpiewywała nas szantami. A najmocniejsze głosowo, wykonujące swój repertuar a cappella, było trio w składzie: Jasiek Kamiński, wykształcony bas, Andrzej Jaworski – dobry tenor i, najlepiej pamiętający teksty, najmłodszy nasz żeglarz, Wiktor Maracewicz. Śpiewali ballady i pieśni patriotyczne. Do dziś tłuką mi się po głowie "Dobre rady pana ojca..."Jacka Kaczmarskiego, rytmiczne i melodyjne, ale tak bardzo pasujące do tego rejsu:


"Słuchaj młody ojca grzecznie
A żyć będziesz pożytecznie.
Stamtąd czekaj szczęśliwości
Gdzie twych przodków leżą kości..."
"Dalej ojcu gardło spłucz!
Ucz się na Polaka, ucz!"


Opowiadali mi o harcerstwie, jakie jest dzisiaj, o obozach harcerskich, które starają się organizować jak najdalej od cywilizacji, w leśnej głuszy, którą wciąż jeszcze można znaleźć w Puszczy Kampinoskiej, na Mazurach albo w Bieszczadach. Jadą tam co roku, budują sami polowe kuchnie, rozstawiają namioty, budują w nich prycze. Nie ma tam elektryczności, Internetu ani telewizora. Taki jest Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej, wciąż mocno tkwiący w tradycji.
Któregoś wieczoru zapytali mnie, jakie piosenki harcerskie zapamiętałem i które z nich lubiłem najbardziej. Nie mogli sprawić większej przyjemności staremu druhowi, oni je znali. Najpierw było "Płonie ognisko i szumią knieje", potem "Idziemy w jasną z błękitu utkaną dal...", było też "Jak dobrze nam"... Prześpiewaliśmy cały wieczór.


Kiedy dziś, już ponad miesiąc po rejsie, opowiadam, jak było, o tej młodzieży, z którą żeglowałem, widzę niedowierzanie wśród moich słuchaczy. "Gdzie dziś można spotkać taką młodzież?" – pytają. "W Polsce" – odpowiadam.
Wielokrotnie zapowiadany sztorm dopadł nas na progu domu. Dmuchnęło idealnie z południa, z Zatoki Gdańskiej, gdy minęliśmy Hel. Siła wiatru urosła nagle do 9 w skali Beauforta, fala podniosła się wyraźnie i "Zjawa IV" ruszyła jak rączy koń. Najwyraźniej bardzo jej się to podobało. Kapitanowi mniej. Polecił refować żagle i wspomóc je motorem. I wcale nie było łatwo. Ale ta młodzież jakby na to cały czas czekała, śmiali się, kiedy fala zamoczyła ich do pasa, wznosili radosne okrzyki, gdy Zjawa unosiła swój dziób ponad falami i raptem zapadała w dolinę, ryjąc nosem w kolejną falę. Cała załoga była na pokładzie, zmieniali się przy sterze – każdy chciał poznać smak sztormowania, co na "Zjawie IV" wcale nie jest łatwe, bo to nie tylko ster decyduje o kursie, ale najczęściej fala, która spycha jacht z wyznaczonej drogi. Ten króciutki jednodzienny sztorm był jak prezent od morza. I witającej nas Zatoki Gdańskiej.


Myślałem o Władku, o tym, że kończymy jego rejs w Gdyni, tak jak chciał. O Davidzie Walshu, którego marzenie, aby dotrzeć do Polski pod żaglami, też nie wyszło. Mogłem jedynie przywołać ich obu, jak do apelu: "Wzywam Was, kapitanie Władysławie, Davidzie... Oto kończymy Wasz Rejs do Polski!". Ogarnął mnie nastrój, o którym mężczyzna woli nie mówić, podobny jak na Bellamy Cay, 21 stycznia tego roku, gdy nad tą wysepką i nad zbudowanym przez Władka domem zabrzmiał Hymn Polski.
Była sobota, 15 września 2012 roku, dochodziła godzina druga. Usłyszałem i za chwilę zobaczyłem orkiestrę Marynarki Wojennej, tłum ludzi, szpalery harcerzy i marynarzy, mnóstwo flag. Dostrzegam fantazyjne kapelusze Bractwa Wybrzeża i widzę, że jest tam Andrzej Radomiński, któremu dostojny tytuł Mayordomus Mesy Kaprów Polskich nie umniejszył, lecz przydał bardzo wielu obowiązków w ramach Roku Wagnera – zaprzyjaźniliśmy się w działaniu.


Jest Prezydent Gdyni, Pan Wojciech Szczurek, którego sława jako wspaniałego gospodarza tego Miasta dotarła za ocean. Cenimy go głównie za powstające Muzeum Emigracji w dawnym Dworcu Morskim na Gdyńskim Wybrzeżu. Ma tam być spory kawałek poświęcony żeglarzom, a więc i Wagnerowi. A Rodziny Wagnera nie sposób nie dostrzec dzięki płomiennym kolorom włosów Olimpii, wnuczki Janka Wagnera; jest z mamą, z babcią i dwiema ciociami.


Jest oficjalna delegacja Kwatery Głównej z Naczelniczką Związku Harcerstwa Polskiego, komendanci Centrum Wyszkolenia Morskiego ZHP, prezesi Polskiego Związku Żeglarskiego, Ligi Morskiej, oficerowie Marynarki Wojennej, a pośród nich wielu starszawych już nieco Kapitanów Jachtowych Żeglugi Wielkiej, legend polskiego żeglarstwa.
Słyszymy, jak skiper uroczystości wita wszystkich i gdy rzucamy cumy na brzeg, ogłasza: "Oto, proszę państwa, harcerski jacht »Zjawa IV« zakończył Wokółziemski Rejs kapitana Władysława Wagnera".


• • •


Ci wszyscy wspaniali ludzie, którzy uhonorowali swoją obecnością tę Uroczystość, reprezentowali tamtych, sprzed lat, którzy powrotu Wagnera nie doczekali.
Kto by go witał? Na pewno Prezydent Gdyni i Naczelnik Harcerstwa. Przybyliby na to przywitanie Prezes Polskiego Związku Żeglarskiego, byłaby – jak i teraz – Rodzina Władysława, witaliby go harcerze, żeglarze, marynarze i na pewno orkiestra Polskiej Marynarki Wojennej, wykonująca Hymn Morza.
Tylko jedno z wydarzeń mogło mieć miejsce teraz, a wówczas raczej nie. To otwarcie Alei Polskiego Żeglarstwa, które rozpoczyna tablica z napisem "Kpt. Władysław Wagner...".


Gdynia – Toronto, wrzesień 2012

Ostatnio zmieniany sobota, 03 listopad 2012 18:41
Zaloguj się by skomentować

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.