Życie polonijne
Szkoły polskie w Grecji poza Atenami
Napisane przez Leszek Wątróbski
Polscy emigranci przybywający do Grecji nie zawsze osiedlali się w stolicy tego kraju. Wielu z nich zamieszkiwało poza Atenami lub kierowało się na wyspy. Dla ich dzieci, które nie mogły dojeżdżać raz w tygodniu do polskiej szkoły w Atenach, zaczęto organizować i otwierać filie stołecznej placówki.
Pierwsza taka filia powstała w roku 1999 w Salonikach. Dziś jest tam realizowany uzupełniający system nauczania. Lekcje odbywają się w piątki po południu, soboty i niedziele. Do szkoły podstawowej i gimnazjum uczęszcza niewielka liczba uczniów. Zapisy do tej szkoły prowadzone są od 1 marca do 20 kwietnia i odbywają się na takich samych zasadach jak w szkole w Atenach. Wymagany jest polski odpis aktu urodzenia, paszporty rodziców i dziecka, a także wypełniony kwestionariusz. Nie są to standardowe dokumenty wymagane w polskich szkołach, jednak rodzice robią wszystko, by ich pociechy poznawały polską historię, geografię i oczywiście język polski.
Od września 2006 roku funkcjonuje filia ateńskiej szkoły na małej malowniczej wyspie Santoryn – w jej stolicy Fira. Znajduje się tam katolicki kościół parafialny pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, w którym proboszcz, ks. Nikolas Kokalakis, udostępnił polskiej szkole dwie sale.
Powstanie filii na Santorynie było zainicjowane przez rodziców, którzy pragnęli zapewnić swoim dzieciom możliwość nauki języka i kultury ojczystej. Rodzice zabiegali o tę placówkę, dowiadywali się o warunki, które należałoby spełnić, by filia szkoły polskiej tam powstała. Rodzice kontaktowali się wreszcie z dyrekcją ateńskiej szkoły, a także z ambasadą RP. Efektem tych kontaktów była wizyta ówczesnej konsul RP Marzeny Krulak i ówczesnej dyrektor polskiej szkoły w Atenach Agnieszki Zalewskiej. Obydwie panie pozytywnie zaopiniowały postulaty rodziców. Nic już nie stało na przeszkodzie, by zacząć poszukiwania nauczycieli posiadających odpowiednie kwalifikacje i chcących zamieszkać na Santorynie. Rodzice zadbali o to, by sale lekcyjne były odmalowane, kolorowe i przytulne. Aby tak się stało, należało nie tylko pomalować pomieszczenia, ale także wymienić instalacje elektryczne, przystosować gniazdka, by móc podłączyć komputer, i zająć się wyposażeniem technicznym sal. We wrześniu sale były już gotowe, a nauczycielki zatrudnione.
Dużego wsparcia udzieliło Polakom miejscowe, greckie liceum. Podarowano szafy, tablice, ławki, krzesła, a więc wszystko to, co jest niezbędne, aby lekcje mogły się odbywać. Grecka społeczność na wyspie bardzo pozytywnie oceniła zaangażowanie Polaków w edukację swoich dzieci. Grecy byli pełni podziwu i bardzo chwalili polskich imigrantów. Na tej niewielkiej greckiej wyspie nadal funkcjonuje filia polskiej szkoły, co napawa naszych rodaków wielką dumą.
Filia polskiej szkoły na Santorynie jest szkołą nauczania uzupełniającego, czyli tak zwaną szkołą sobotnio-niedzielną. Każda z klas ma tam zajęcia raz w tygodniu, średnio wypada więc około pięciu godzin tygodniowo. Klasy młodsze mają po cztery godziny lekcyjne tygodniowo, klasy IV – godzin sześć, a klasy VI – pięć. Przedmioty w programie nauczania to: historia i język polski, a w klasach gimnazjalnych dodatkowo wiedza o społeczeństwie i geografia po jednej godzinie raz w miesiącu. Ponad dwadzieścioro dzieci z rodzin polskich i polsko-greckich, mieszkających na Santorynie, uczęszcza do filii polskiej szkoły.
Kierownikiem filii była, od chwili powstania szkoły, pani Edyta Łabęda, która jednocześnie uczyła klasy IV, VI szkoły podstawowej i dwie gimnazjalne. W tych ostatnich funkcjonowało nauczanie korespondencyjne polegające na tym, iż przez jednostkę macierzystą przesyłane są prace kontrolne. Zadaniem nauczyciela jest zaś przygotować ucznia do samodzielnego napisania tych prac. Z każdego przedmiotu wymaga się kilku opracowań – najwięcej z języka polskiego i historii. Oprócz prac w formie testów, uczniowie piszą także dodatkowe wypracowania.
Drugą nauczycielką jest Mariola Klatka. Pod jej opieką są młodsze klasy I-III, a także kilkoro uczniów mieszkających na Krecie. Na Kretę Mariola Klatka pływa raz w miesiącu, gdzie przez dwa kolejne dni prowadzi lekcje. To rozwiązanie jest zdecydowanie korzystniejsze niż samodzielne dopływanie dzieci z Krety na Santoryn. Prom z Krety na Santoryn odpływa o czwartej rano i trudno sobie wyobrazić dzieci, które wypływają do szkoły o tej właśnie godzinie.
Polscy imigranci zasiedlili nie tylko Santoryn i Kretę, ale także inne wyspy. Wiele rodzin zarówno polskich jak i mieszanych polsko-greckich mieszka na wyspie Paros i Naksos. Ich dzieci także, jak do niedawna dzieci z Santorynu, dojeżdżały na nauczanie uzupełniające do szkoły w Atenach. W niedalekiej przyszłości ma się to zmienić. Bliżej jest im na Santoryn niż do Pireusu, skąd do samej szkoły w Cholargosie jest jeszcze daleka droga. Połączenie promowe tych wysp z Santorynem jest dobre, są minimum dwa promy dziennie, więc byłaby możliwość, by dzieci przypływały rano do szkoły, a po południu promem wracały do domu. Filia na wyspie Santoryn posiada bibliotekę, której zbiory liczą 180 książek, głównie lektur szkolnych, brakuje jednak pomocy naukowych, szczególnie słowników i map, a także lektur wydanych na DVD.
Dzieci uczęszczające do tej szkoły reprezentują różny poziom znajomości języka polskiego. Często są to dzieci z rodzin polsko-greckich uczących się dopiero poprawnej mowy i pisowni. Dlatego nawet 10 latek ma problemy z czytaniem.
Oprócz funkcji szkoły placówka na Santorini jest także miejscem spotkań tamtejszej Polonii, organizowania wspólnych imprez czy świąt takich jak: andrzejki, bal karnawałowy, wigilia. Filia ma więc realne szanse stania się autentycznym centrum polonijnym – elementem jednoczącym Polonię na Cykladach.
Co wyjdzie z planów rozbudowy polskiej szkoły na Santorini pokaże najbliższy rok. Kryzys grecki wpływa bowiem na zmniejszającą się liczbę Polonii w tamtym regionie Europy.
Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski
Jubileusz, jakiego jeszcze nie było
Napisane przez Magdalena SzewczykFederacja Polek w Kanadzie – Zarząd Główny i ogniwa, zorganizowały 12 października 2012 w Domu SPK na Beverley St. w Toronto jubileusz dr Iwony Bogorya-Buczkowskiej z okazji 30-lecia rocznicy pracy społecznej dla Polonii i Kanady.
Przybyli honorowi goście – prezes ZG KPK Teresa Berezowska, poseł z okręgu Mississauga East-Cooksville Władysław Lizoń, konsul generalny RP Grzegorz Morawski, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Maria Walicka, prezes Polsko-Kanadyjskiego Instytutu Badawczego Joanna Lustańska oraz reprezentanci świata biznesu – VP Rogers Communications Madeleine Ziniak, Director of Operations Nestle Canada Inc. Urszula Wydymus. Na uroczystości obecni byli również członkowie rodziny, znajomi oraz przedstawiciele ogniw Federacji Polek w Kanadzie. Ceremonię prowadziła znana artystka Małgorzata Maye, której asystował Bogdan Łabęcki. Dr Iwona Bogorya-Buczkowska, znana nam wszystkim jako prezes Federacji Polek w Kanadzie, otrzymała specjalne gratulacje od premiera Kanady Stefana Harpera oraz dyplom uznania od Władysława Lizonia. Władysław Lizoń podkreślił wieloletnią działalność pani Iwony w Kongresie oraz jej sukcesy zawodowe. Laurel Broten, minister edukacji i spraw kobiet, w swoim gratulacyjnym liście napisała: "Yvonne is a true role model and an inspiration for women and girls in Canada". Prezes ZG KPK Teresa Berezowska wręczyła dyplom uznania od Kongresu i zaznaczyła wagę działalności pani Iwony jako reprezentantki KPK w Canadian Ethnocultural Council. Konsul generalny RP Grzegorz Morawski wyraził swoje uznanie za "pracowicie przebytą drogę zawodową i życiową" oraz" wieloletni wysiłek i pracę na rzecz społeczności polskiej w Kanadzie". Wśród gratulacji wielokrotnie wymieniane były zasługi pani Iwony jako twórcy niezwykle ważnej wystawy – "Polish Spirit", która prezentuje osiągnięcia naszej społeczności w prowincji Ontario oraz nasz wkład w dziedzictwo kulturowe Kanady. Katarzyna Grandwilewska, pierwsza wiceprezes ZG Federacji Polek w Kanadzie, wręczyła pamiątkową tablicę z wyrazami uznania za jej niestrudzony wysiłek w pracy społecznej, umiejętności przewodzenia oraz motywacji innych. Niewątpliwie ciężka praca pani Iwony przyczyniła się do sukcesu organizacji.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne?start=1050#sigProId2ce2625122
W trakcie wieczoru Małgorzata Maye opowiadała o niezwykłym życiu i działalności Jubilatki w różnych dziedzinach. Dr Iwona Bogorya-Buczkowska zrobiła doktorat z literatury angielskiej na York University, a potem drugi – z zarządzania, w USA. Jednocześnie z mężem Piotrem wychowała dwoje dzieci, Julię i Krzysztofa, którzy również ukończyli studia w dziedzinie zarządzania na University of Western Ontario w London. Ponadto pani Iwona prowadziła seminaria dla kobiet i wykładała na uniwersytecie, była dziekanem i wiceprezesem prywatnej uczelni Canadian School of Management. Jest również autorką wielu artykułów w prasie zawodowej. Jako prezes Stowarzyszenia Naukowego – Canadian Society for Comparative Study of Civilizations – całe życie działała nad poparciem wielokulturowości w Kanadzie. Przez 12 lat pracowała w zarządzie KPK, z tego 6 lat jako pierwszy wiceprezes. Jeździła po świecie, konsultując w dziedzinie zarządzania w Afryce, Azji i Polsce. Od 20 lat Iwona Bogorya pracuje w rządzie prowincyjnym Ontario. Jedną z jej największych zasług był projekt przy współpracy KPK (Okręg Toronto) – "Education and Training Programs for Poland", dzięki któremu pozyskano fundusze od rządu federalnego na wysłanie do Polski 500 nauczycieli języka angielskiego wraz z pomocami metodycznymi, komputerami i podręcznikami. Projekt ten został wyróżniony przez Prezydenta RP jako jeden z najlepszych projektów międzynarodowych w Polsce.
Dr Iwona Bogorya-Buczkowska była niezwykle wzruszona i podziękowała wszystkim obecnym za współpracę słowami: "każdy z was przyczynił się w jakiś sposób do mojego sukcesu". Podziękowała szczególnie mężowi Piotrowi: "zasłużył na złoty medal za swoją cierpliwość, pomoc i poparcie" oraz dzieciom: "wasza miłość i zrozumienie to największe osiągnięcie w moim życiu". Specjalne podziękowania przekazała organizatorkom wieczoru: Irenie Kremblewskiej, Katarzynie Grandwilewskiej, Edycie Tobiasz, Marzenie Walkowiak i Małgorzacie Maye: "praca społeczna może być często niewdzięczna, ale w takich chwilach jest miło usłyszeć trochę słów uznania. Przez życzliwość i współpracę budujemy silną organizację, a zarazem wzmacniamy obecność naszej grupy społecznej w Kanadzie. Przyszłość Polonii jest we współpracy między organizacjami i w tym, że powinniśmy wychodzić poza obręb naszej grupy społecznej i przekazywać nasze osiągnięcia". Pani Iwona podziękowała również koleżance Ewie Szoździe, która z dużym oddaniem koordynowała wspomniane projekty: "Education and Training for Poland", "Youth Internships" oraz "Polish Spirit".
Ten niezwykły wieczór przeplatany pięknymi występami młodych artystów, pełen był płynących z serca podziękowań i wyrazów uznania dla Jubilatki. Maria Nowotarska, mówiąc o zasługach pani Iwony, która była przez parę lat prezesem Towarzystwa Muzycznego, podkreśliła jej szczere zainteresowanie teatrem i pomoc w rozwiązywania różnych problemów.
Małgorzata Maye podziękowała za pomoc i poparcie w rozwoju jej akcji poświęconych zbieraniu funduszy na leczenie epilepsji. Zaznaczyła, że zamiłowanie pani Iwony do kultury polskiej wywodzi się z faktu, że pochodzi ona z rodziny znanego polskiego malarza Wincentego Wodzinowskiego. Bogdan Łabęcki wspomniał, że właśnie 30 lat temu poznał się z panią Iwoną przy okazji przylotu Piwnicy pod Baranami z Piotrem Skrzyneckim i jak oboje współpracowali, przyjmując artystów Piwnicy, a potem wspólnie w Towarzystwie Muzycznym w Toronto.
W części artystycznej Małgorzata Maye wzruszała pięknym wykonaniem piosenki – "La vie en rose" z repertuaru Edith Piaf, a także wykonaną wspólnie z Bogdanem Łabęckim piosenkę "Kiedy znów zakwitną białe bzy". Podczas wieczoru można było usłyszeć piękną grę na gitarze w wykonaniu laureata jednego z Koncertów Młodych Talentów – Adama Filabera, oraz piosenki niezwykle utalentowanej 11-letniej Adriany Serra, która podbila serca widowni nie tylko swoim głosem, ale także wspaniałą sztuką sceniczną. Wanda Bogusz z Koła Pań "Nadzieja" sprawiła pani Iwonie dużą niespodziankę, odczytując wiersz napisany na jej cześć.
Jubileusz pani dr Iwony Bogorya-Buczkowskiej był niezwykłą szansą dla wielu z nas nie tylko na podziękowanie jej za pracę charytatywną oraz docenienie jej licznych sukcesów, ale również na uświadomienie sobie, jakich wspaniałych ludzi mamy w naszej Polonii kanadyjskiej. Dla mnie i mam nadzieję dla wielu pani Iwona jest wzorem do naśladowania.
Magdalena Szewczyk
Federacja Polek w Kanadzie o.13
Teresa - Jakich sąsiadów Pani lubi, koło kogo chciałaby Pani tutaj mieszkać w Mississaudze czy w Toronto, a kogo Pani unika?
- Tak naprawdę, szczerze?
- Szczerze!
- Koło kogokolwiek, kto przyjechał z Europy, dlatego że jest wystarczająco bliska kultura i łatwiej się jest dogadać, ale nie mam problemu mieszkać obok kogokolwiek, kto normalnie tu żyje, pracuje, szanuje nasze prawa - nie mam zupełnie problemu.
- Gdy Pani wybiera dom, mieszkanie, to raczej obok ludzi z kultury europejskiej?
- To na pewno wybrałabym w pierwszej kolejności.
Naranowicz - Gdy Pan wybiera miejsce zamieszkania, zwraca Pan uwagę na sąsiadów, koło kogo chciałby Pan mieszkać, a kogo Pan unika?
- Ja mam paskudnego sąsiada. On jest zdaje się z Syrii. Taki dość agresywny.
- Gdyby się Pan przeprowadzał, to raczej wśród ludzi z Europy, czy też jest to Panu obojętne?
- Mnie to jest obojętny, tylko to, czego u mojego sąsiada nie lubię, to że stawia płoty na mojej działce, zawala śmieciami z mojej strony. Na ulicy, na której mieszkam, nie można prowadzić interesów, a on otworzył warsztat naprawczy.
- No, ale ludzie są ludźmi, raz Pan trafi na dobrego człowieka, innym razem nie.
- Pozostałych sąsiadów mam dobrych, jestem z nich zadowolony.
Maria Nowakowska - Zwraca Pani uwagę na sąsiedztwo, gdzie Pani się osiedla, czy wybiera Pani sąsiadów?
- Myślę, że chyba każdy zwraca uwagę na to, gdzie mieszka.
- Koło kogo chciałaby Pani mieszkać, a koło kogo nie?
- Najbardziej ma dla mnie znaczenie grzeczność ludzi, wzajemne miłe kontakty sąsiedzkie, chociaż niezbyt bliskie. Przede wszystkim spokój, jakaś kultura, to jest najważniejsze. Choć czasami nie ma się wpływu na pewne rzeczy.
- Mamy dzielnice, gdzie mieszka więcej imigrantów, czy Pani to przeszkadza, gdy obok mieszkają nowi imigranci z Azji czy Afryki?
- Szczerze powiem tak, że gdybyśmy się dłużej znali to odpowiedziałabym inaczej - myślą, że się rozumiemy.
- Powinna Pani pracować w dyplomacji!
- A że nie rozmawiamy prywatnie, to powiem, że jest OK, gdy ludzie są ludźmi, potrafią się zachować, liczą się z innymi, mają szacunek dla drugiego człowieka...
Ania - Czy zwraca Pani uwagę na sąsiedztwo, gdzie Pani mieszka, wybiera Pani miejsce ze względu na sąsiadów?
- Mieszkam już w tym samym miejscu 15 lat. Z sąsiadami nigdy nie mam żadnych problemów, obojętne kto to jest.
- Nie przeszkadza Pani, gdy to są nowi imigranci?
- Nic z tych rzeczy; Chińczyk obok mnie mieszka, jest taki fajny człowiek, Ukraińcy i Polacy - nie mam problemu i oni ze mną też nie mają.
- Gdyby Pani zmieniała miejsce zamieszkania, to nie gra roli czy mieszkają tam Chińczycy, czy Hindusi?
- No wie pan, na pewno wolałabym mieszkać wśród... - bo tam u mnie więcej jest białych. Z Hindusami i z Murzynami raczej bym nie chciała, nie dlatego, że jestem jakąś rasistką, ale jakoś nie chciałabym po prostu. Toleruję wszystkich, aby był porządny człowiek.
Grzegorz Braun z wizytą w Toronto !
Redakcja "Tajnych kompletów" zaprasza
na spotkania z p. Grzegorzem Braunem.
Kolejna okazja wysluchania komentarzy znanego i cenionego reżysera dokumentalisty,
zadawania własnych pytań, oraz zapoznania się z fragmentami najnowszego filmu
"Transformacja - od Lenina do Putina"
28 października, niedziela, godz. 13.30 sala parafialna kościoła Chrystusa Krola w Toronto,
godz. 18.00 kawiarnia Centrum Kultury Polskiej w Mississudze.
Wstęp wolne datki.
Redakcja "Tajnych kompletow".
Zakończyliśmy Rejs Wagnera cz. 4
Napisane przez Zbigniew Turkiewicz
Gdynia, 8 lipca 2012 roku
Nic nie mogło sprawić mi większej radości niż wiadomość, że w Polsce ogłoszono rok 2012 Rokiem Wagnera. Pękała jakaś niewidoczna zasłona, przez którą pamięć o Nim nie mogła się przebić. Władysław Wagner był pierwszym Polakiem, który opłynął świat pod żaglami i pod polską banderą, dokonał tego w latach 1932–39. To wszyscy wiedzą. A jeżeli nie wszyscy, to pora, abyśmy poinformowaliśmy o tym całą Polskę.
Był harcerzem, drużynowym Morskiej Drużyny Harcerskiej im. Króla Jana III Sobieskiego w Gdyni. Był pierwszym skautem, który dokonał takiego wyczynu, za co został wyróżniony nadzwyczajnym, niemalże królewskim przywitaniem na Światowym Jamboree w Szkocji, w lipcu 1939 roku.
I miał pecha: wojna zagłuszyła jego sukces. Nie dotarł do Gdyni. Pozostał w Anglii, a po wojnie nikomu w Polsce nie zależało na spopularyzowaniu jego wyczynu: był przedwojennym harcerzem i bohaterem tamtych czasów, o których PRL-owska propaganda wydawała tylko złe opinie. W tym przypadku przez wiele lat milczała, a kiedy coraz głośniej robiło się o jego wyczynie, spopularyzowano oszczerstwo, które wprowadziło spore zamieszanie, do dziś wracające w nieprzychylnych Wagnerowi środowiskach. Niestety, tu też odzywa się polskie piekiełko. Ktoś wysunął się ponad przeciętność.
Po niewątpliwym sukcesie naszego, polonijnego żeglarstwa, jakim było zorganizowanie uroczystości "Wagner Sailing Rally 2012" na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, czekaliśmy na sygnał z Polski.
To było bardzo ważne, żeby uroczystość odbyła się 8 lipca, i to dokładnie w miejscu, w którym rozpoczął się rejs Wagnera. Koordynatorem dalszego ciągu uroczystości Roku Wagnera nadal był kpt. Jerzy Knabe, komandor Yacht Club of Poland w Londynie, członek Bractwa Wybrzeża. Program, który nadszedł w maju, zapowiadał kilka wydarzeń, ale najbardziej symboliczne miało kończyć uroczystości w Gdyni: to pożegnanie "Zjawy IV" odpływającej w rejs bałtycki "Podług słońca i gwiazd", kończący się w Great Yarmouth, tam gdzie rejs "Zjawy III" przerwała wojna. I stamtąd symbolicznie zakończyć ten rejs.
Lepiej nie można było tego wymyślić...
Bo to właśnie...
...Wieczorem 8 lipca 1932 roku, w porze, gdy światło zachodzącego słońca rysuje wyraźnie kształty łodzi, masztów, lin i twarzy ludzi, trochę zatroskanych, ale radosnych, dwaj młodzi żeglarze ściskali dłonie tych, którzy przyszli ich pożegnać, przyjaciół, którzy też może kiedyś popłyną, ale jeszcze nie teraz.
Była tam Ela – siostra Rudolfa Korniowskiego, był Wiesiek Szczepkowski, bliski kolega Władka, był Czesław Zabrodzki, przyjaciel Władka i przyboczny z drużyny harcerskiej, był Gerard Knoff – szkolny kolega Władka, Pomorzanin, który też zawsze marzył o wyprawie w morze; był też brat Władka – Janek.
Oddali cumy, aby w morze wejść przed ciemnością.
Wiatru było niewiele, ale światło wieczoru wyraźnie pokazało biel otwierającego się grota i napis na rufie odchodzącego w morze jachtu: "ZJAWA" i poniżej: "Gdynia".
Cała sceneria miała się powtórzyć. Po osiemdziesięciu latach.
Od Andrzeja Radomińskiego z Bractwa Wybrzeża nadeszła prośba o pilne przysłanie na "Zjawę IV" co najmniej 300 egzemplarzy angielskiej wersji mojej broszurki, tejże samej, która była jedyną opowieścią o Wagnerze prezentowaną na WSR 2012; potrzebna była do popularyzacji Wagnera w poszczególnych portach, a miało ich być, po drodze do Great Yarmouth, osiemnaście. Pomyślałem, że sam dowiozę, bo czasu na przesyłkę pocztową już nie było.
Wieczorem 7 lipca zobaczyłem "Zjawę IV", cumującą w pobliżu gdańskiego Żurawia. Nazajutrz miała poprowadzić paradę jachtów do Gdyni. Kapitan, Piotr Cichy, ma 23 lata i... wieloletni staż na żaglowcach. Jak to jest możliwe? Ano – możliwe. Od piątego roku życia pływał na żaglowcach, których kapitanem był jego ojciec. Pewnie dowodził nimi najpierw dla zabawy, ale kiedy osiągnął osiemnasty rok życia, miał już wystarczający morski staż na stanowiskach oficerskich i pozdawane egzaminy. Przez jakiś czas był najmłodszym polskim kapitanem żaglowców, teraz – twierdzi – są już młodsi od niego. Pogadaliśmy chwilę, nagrałem krótki z nim wywiad (kiedyś sprzedam go za ciężkie pieniądze) i umówiliśmy się na dwa kolejne spotkania: jutrzejsze w Gdyni i na początku września w Great Yarmouth. Nie podejrzewałem, że tych spotkań będzie znacznie więcej.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne?start=1050#sigProIde4dc7281de
8 lipca 2012 roku, niedziela, godzina 10:00
O dziesiątej rano gromadzi nas w kościele Ludzi Morza – Msza Święta w intencji Władysława Wagnera.
W pierwszej ławce współautorzy uroczystości na BVI – WSR 2012: kapitanowie: Jurek Knabe i Andrzej Piotrowski i ja – tuż za nimi. We mszy uczestniczą harcerze z komendantem CWM ZHP hm.Tomaszem Maracewiczem, członkowie Bractwa Wybrzeża z kpt. Andrzejem Radomińskim, pełniącym w Bractwie funkcję Mayordomus Mesy Kaprów Polskich; marynarze, rodzina Wagnera, wielu ludzi, którzy wiedzieli o intencji mszy. Odprawiał ją ks. Edward Pracz, kapelan Ludzi Morza oraz proboszcz i wikary. W homilii ksiądz Edward mówi o Wagnerze, o jego wielkim przedsięwzięciu i chrześcijańskim obowiązku wyznaczania wielkich i trudnych celów.
Po mszy zapraszają nas na plebanię, będzie kawa i natychmiast rusza dyskusja: jak to się stało, że Wagner musiał czekać tak długo na przypomnienie. Zwalamy na komunistów. Najprościej. Bo nie na konkretnych ludzi, którym zadziwiająco Wagner bardzo przeszkadzał.
A swoją drogą warto chyba dzisiaj zadać to pytanie: co się właściwie stało, że nagle bariera pękła, że o Wagnerze głośno. Stawia nam to pytanie Mabel Wagner, wdowa po Władysławie. Dlaczego tyle lat Władek żył w zapomnieniu. Bez trudu przypomina nazwiska tych, którzy go odwiedzili: kpt. Zdzisław Pieńkawa, kpt. Jerzy Tarasiewicz, kpt. Andrzej Piotrowski i David Walsh, załogant ze "Zjawy III". Odwiedził go też brat, Janek, który w czasach "odwilży październikowej" otrzymał paszport i pobył u brata prawie rok, ale po powrocie otrzymał zakaz chwalenia się wyczynem brata. Potem, po śmierci Władysława Wagnera nikt nie interesował się losem jego rodziny. Jeszcze rok temu, gdy dość głośno przygotowywaliśmy uroczystość na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, pisaliśmy wszędzie, gdzie należało: do Komendy Głównej ZHP, do Polskiego Związku Żeglarskiego, do Sejmu, do biura premiera, do prezydenta. Figę kogokolwiek to interesowało. Bardzo wątpiliśmy, czy dojdzie do upamiętnienia miejsca i daty.
A jednak – udało się! Niewątpliwa to zasługa Braci Wybrzeża: kapitanów Jurka Knabe i Andrzeja Radomińskiego oraz komendanta CWM hm.Tomka Maracewicza. I, zapewne, wielu innych osób, które uwierzyły, że warto.
Na cmentarzu Witomino
Około pierwszej dotarliśmy wszyscy, organizatorzy, harcerze, żeglarze, na cmentarz Witomino.
Nasi Wielcy Ludzie Morza, o niektórych już zapomniano. Ze wzruszeniem odwiedzam grób kapitana Borcharda. To jego książki zawiodły mnie na morze.
Zgodnie z ostatnią wolą prochy Władysława Wagnera dotarły tutaj w październiku 1992 roku, w miesiąc po śmierci. Zmarł na Florydzie, w Winter Park niedaleko Orlando, ale do Polski w końcu powrócił. Są tu we trzech: dwaj bracia Władek i Janek oraz ich ojciec, Walerian. Kładziemy kwiaty, wieńce... Ktoś położył wiersz:
ZJAWY
Wykwitły z marzeń, a postać przybrały
Żeglarza trudem własnym
Marzeniem, wolą i sercem nieciasnym,
Co wzięły to mu oddały.
Ta pierwsza z Gdyni, tam gdzie sztorm się rodzi
Dała mu pewność siebie
Gdy słońce, księżyc i gwiazdy na niebie
Pomogły mu kłaść kurs łodzi.
Druga, z Panamy, przy sztormach i wietrze,
Dała mu doświadczenie,
Instynkt żeglarski, Jana z Kolna tchnienie,
Siłę pewności, że dotrze.
Trzecia, z Ecuador, poczęta w zachwycie,
Dała mu sen niewyśniony;
Prawie u celu – ten niedościgniony
Pozostał na całe życie.
Ahoy, żeglarzu! Cel w porcie, bezpiecznie,
Bo w twoim sercu zawarty;
A wiatr... przewieje; sztorm będzie odparty
...Polska i Naród są wiecznie.
Brak podpisu, nie wiemy, czyj to wiersz, ale to na pewno żeglarza.
W Centrum Wychowania Morskiego – ZHP, Gdynia
O szesnastej meldujemy się w Centrum Wychowania Morskiego Związku Harcerstwa Polskiego w Gdyni, dokładnie naprzeciw "Daru Pomorza", ale wejściem zwrócone w stronę Basenu Generała Mariusza Zaruskiego.
Powoli gromadzi się spory tłumek, wiele żeglarskich znakomitości, wystrojeni w fantazyjne kapelusze członkowie Bractwa Wybrzeża, harcerze z ZHP z druhną Naczelniczką, no i kilku nas z emigracji, którzy to wszystko ruszyli na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, a więc: pan Prezydent Karaibskiej Republiki Żeglarskiej kpt. Andrzej Piotrowski z Chicago, jest kapitan Jerzy Knabe z Londynu, komandor "Wagner Sailing Rally 2012" na Trellis Bay, pojawia się kapitan Jan Zamorski z Toronto, autor znakomitej książki o niezwykłym polskim żeglarzu – Ludomirze Mączce. Rozlega się wystrzał armatni. Harcerska załoga "Zjawy IV" sprawnie cumuje tuż przy Centrum. Zaczynamy.
Ceremoniał żeglarski jest przy każdej okazji podobny: podniesienie flag, dzwon, komendy. Uroczystość prowadzą komendant CWM, hm.Tomasz Maracewicz oraz kpt. Andrzej Radomiński. W imieniu Yacht Club of Poland z Londynu przemawia kpt. Jerzy Knabe, potem o spotkaniach z kpt. Władysławem Wagnerem opowiedział kpt. Andrzej Piotrowski. Tablicę odsłonili wspólnie naczelniczka ZHP i przedstawiciel Bractwa Wybrzeża. Wykuta w brązie płaskorzeźba przedstawia Władysława Wagnera w harcerskim mundurze na tle morskich fal i napis:
Tu 80 lat temu rozpoczął rejs
na jachcie ZJAWA
WŁADYSŁAW WAGNER
Harcerz i pierwszy Polak,
który opłynął świat pod żaglami
i podpis: Polscy Harcerze,
Żeglarze i Bracia Wybrzeża,
Gdynia 8 lipca 2012
Ksiądz Edward Pracz w towarzystwie proboszcza parafii Ludzi Morza poświęcił tablicę. Wiele mistycyzmu jest w żeglarstwie, w morzu, wcale nie jest trudno znaleźć tu metaforę do życia, do różnych spraw codziennych, ale też do trudów, do zmagań i do... ostateczności. Modlitwy żeglarskie są bardzo piękne i każdy z żeglarzy wie, jak blisko jest do Boga w morskich przestworzach, tam wszystko jest w Jego rękach.
Pożegnanie "Zjawy IV"
A więc i pożegnanie odchodzącej w rejs "Zjawy IV" nie może się obyć bez modlitwy i wyświęcenia nowej harcerskiej bandery, pod którą ten jacht powędruje w wielce symboliczny rejs "Podług słońca i gwiazd" – to tytuł pierwszej książki Władysława Wagnera, którą napisał w drodze, a wydano ją w Polsce w 1934 roku. Jest to również tytuł jedynej jego książki wydanej w Stanach w 1962 roku, w której Wagner opowiedział o całym rejsie, od 8 lipca 1932 roku do września 1939 roku; oryginalny tytuł: "By the Sun and Stars".
"Wieczorem 8 lipca 1932 roku, w porze, gdy światło zachodzącego słońca rysuje wyraźnie kształty łodzi, masztów, lin i twarzy ludzi, trochę zatroskanych ale radosnych, dwaj młodzi żeglarze ściskali dłonie tych, którzy przyszli ich pożegnać, przyjaciół, którzy też może kiedyś popłyną, ale jeszcze nie teraz."
I oto jest znowu 8 lipca, wieczór, rok 2012.
Wiatru niewiele, ale światło wieczoru wyraźnie pokazało biel otwierającego się grota i napis na rufie odchodzącego w morze jachtu: "ZJAWA IV" i poniżej: "Gdynia".
Zbigniew Turkiewicz
Chór "Symfonia" wraz z "Ludową Nutą" na Paradzie gen. Kazimierza Pułaskiego w Nowym Jorku
Marsz, marsz Polonia,
Marsz dzielny narodzie,
Odpoczniemy po swej pracy
W ojczystej zagrodzie…
Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę będziem Polakami,
Dał nam przykład Nasz Pułaski,
jak zwyciężać mamy!
Marsz, marsz Polonia…
Tą pieśnią rozbrzmiewał nasz śpiew w centrum Nowego Jorku, w sercu stolicy świata, podczas 75. Parady Kazimierza Pułaskiego 7 października 2012 roku.
Solidarni i dumni z polskiego dziedzictwa wraz z liderami organizacji polonijnych, z przeważającą ilością młodzieży polskiego pochodzenia, harcerzami, nauczycielami, studentami, weteranami, strażakami, ludźmi biznesu, naukowcami, dziennikarzami, przechodziliśmy przed trybuną honorową Parady Pułaskiego na Piątej Alei. To była niesamowicie podniosła manifestacja polskości. Ta atmosfera polskości w centrum stolicy świata była nie do opisania, po prostu to dla nas było tak wielkie przeżycie, jakiego do tej pory nie przeżyliśmy na żadnych innych paradach w Kanadzie ani w Polsce.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne?start=1050#sigProId60ac5bf789
Dla nas, chórzystów z Kanady, była to potężna dawka wzniosłych, niezapomnianych emocji, gdy uczestniczyliśmy w tym razem z tysiącami ludzi ubranych w kolory biało-czerwone. Gwar, śpiew, muzyka, spontaniczność młodzieży wzruszały nas do łez. Absolutnie nie spodziewaliśmy się tego, że zobaczymy tak dużo młodzieży na Paradzie Pułaskiego.
Szacowaliśmy, że 75 proc. uczestników Parady to byli młodzi ludzie! Niesamowite! A jednak młodzież interesuje się tym, co polskie! To jest najwspanialsze dla nas, starszego pokolenia, widzieć, że dzieci Polonii amerykańskiej są tak bardzo aktywne w jej życiu. Brawo! Przeważnie myśleliśmy, że to będą ludzie starsi i weterani. Byliśmy bardzo mile oczarowani tym, co widzieliśmy na Piątej Alei i 36. Ulicy (początku Parady). Tak, to była potężna siła śpiewającej młodzieży polskiego pochodzenia i to wzbudzało nasz zachwyt.
Zaczynając od początku naszego wyjazdu z Kanady, z Mississaugi i Hamilton... Dwie połączone grupy – Chór "Symfonia" i "Ludowa Nuta" pod przewodnictwem dyrygenta Sławomira Dudalskiego oraz prezesa "Symfonii" Janiny Mazun – wyjechały na 4-dniową wycieczkę związaną z uczestnictwem w Paradzie Pułaskiego. Wyruszyliśmy wcześnie rano 5 października z chórzystami i osobami towarzyszącymi, razem 112 osób. Jedziemy 2 autokarami, kierując się w stronę granicy z USA.
Każdy uczestnik, w bardzo dobrym nastroju, siada na swoim wcześniej ustalonym miejscu. I jak zwykle zaczynamy dzień pieśnią "Kiedy ranne wstają zorze" oraz modlitwą poranną.
Po modlitwie przeszliśmy na śpiewy chóralne i biesiadne, mając w grupie naszą kochaną Teresę Klimuszko. Teresa nie tylko intonowała śpiew w języku polskim i angielskim (ku uciesze naszego kierowcy, który z nami śpiewał), ale także dała "popalić" swoimi niezliczonymi kawałami, tak że zaśmiewaliśmy się bez miary. Wszystko to, jak mówiliśmy, było wspaniałą odstresowującą terapią, którą Teresa nam zaaplikowała. Po takiej dawce śmiechu radość w oczach uczestników była bardzo widoczna. Nawet nie wiedzieliśmy, kiedy przekroczyliśmy granicę z USA. Przed tym oczywiście wstąpiliśmy po kropelki i perfumki na duty free.
Po 10 godzinach jazdy dotarliśmy do Holiday Inn w New Jersey, gdzie mieliśmy zakwaterowanie.
Oczywiście spotkaliśmy się wszyscy razem po zakwaterowaniu w hotelu, aby jeszcze pośpiewać. Sławek Dudalski ze swoją orkiestrą pograł, no i z pieśnią na ustach poszliśmy przespać się przed dniem na zwiedzanie.
Dzień drugi był dniem, w którym zwiedzaliśmy centrum Nowego Jorku, Manhattan. Oczywiście w pierwszej kolejności zwiedzaliśmy Time Square, który jest skrzyżowaniem uformowanym przez połączenie Broadway z Seventh Avenue, 42. Street w centrum Manhattanu. Tu właśnie odbywają się słynne uroczystości z okazji Nowego Roku. Olbrzymie telebimy ze wszystkich stron, bajkowo, kolorowo.
Przed tym popłynęliśmy promem do Statuy Wolności, którą mogliśmy tylko sfotografować z promu ze względu na brak czasu. Oczywiście oglądaliśmy wszystko, co było ważne w centrum Manhattanu.
Architektura Nowego Jorku jest bardzo urozmaicona w zależności od czasu, w którym powstawała. Jest lista pięknych, wspaniałych wieżowców, przeważnie oszklonych, zwanych "skyscrapers". Wśród nich są takie budynki, jak Empire State Building, Chrysler Building, American International czy Rockefeller Center.
Trzeciego dnia wyjechaliśmy wcześnie rano, aby zdążyć na 9 na uroczystą Mszę św. w katedrze św. Patryka. Ubrani w chóralne odświętne stroje – kobiety w białe bluzki z czerwoną różą, mężczyźni w czarnych garniturach i czarnych muchach – oraz "Ludowa Nuta" ubrana w regionalne barwne stroje z regionu sądeckiego, prezentowaliśmy się pięknie i kolorowo.
Kiedy dojechaliśmy do katedry św. Patryka, która znajduje się przy 46 Madison Avenue na Manhattanie, byliśmy pod wrażeniem potężnej budowli. Katedra została wybudowana w stylu neogotyckim w latach 1858–78. Katedra jest własnością Kościoła rzymskokatolickiego. Ciekawostką dotyczącą tej świątyni jest fakt, że parafianie w tamtych czasach zdeklarowali, że każdy bogaty parafianin zapłaci 1 000 dol., aby wesprzeć budowę katedry. Kwota ta była olbrzymia jak na tamte czasy, do budowy dołączali się również biedni emigranci z Europy.
Honorowymi Marszałkami tegorocznej parady byli dr Krystyna Szewczyk-Szczech i dr Kazimierz M. Szczech. Małżeństwo to światowej sławy lekarze.
Na bankiecie organizowanym z okazji Parady Pułaskiego wśród wielu wybitnych naukowców Polaków była prof. dr Maria Simonow, wybitny specjalista chirurgii, która jako pierwsza w USA i czwarta na świecie przeprowadziła przeszczep twarzy w 2009 roku.
Profesor Simonow jest jednym z wielu przykładów, jaki wkład dają Polacy w rozwój amerykańskiej nauki – podkreślił dr Kazimierz Szczęsny, tegoroczny Wielki Marszałek Parady.
Katedra św. Patryka: Msza św. rozpoczęła się o godzinie 9, przewodniczył jej Jego Eminencja Timothy Cardinal Dolan Archbishop of New York. Kazanie wygłosił ksiądz biskup z Polski – ks. Józef Wysocki z parafii z Elbląga. Było to bardzo piękne, patriotyczne kazanie.
Na rozpoczęcie Mszy św. Chór "Symfonia" pod dyrekcją Sławomira Dudalskiego zaśpiewał: "Wszystkie Trony Niebieskie dajcie osobliwą Chwałę Królowej Polskiej i pieśń świątobliwą. Maryjo, Maryjo, Polski jesteś Królową, niech opieka Twoja nas zachowa". Śpiew zabrzmiał naprawdę potężnie w tej wspaniałej światyni o bardzo dobrej akustyce.
Następnie "Gaude Mater Polonia" – przy tej pieśni wszyscy wierni powstali tak jak podczas śpiewania hymnu narodowego, pieśń ta została wykonana naprawdę pięknie, wzniośle i patriotycznie. Kolejną była pieśń "Przeczysta Dziewico, o Bogarodzico, do Ciebie wołamy, ku Tobie wzdychamy… Ave, Ave, Ave Maryja". Tę pieśń rozpoczynała solo Teresa Klimuszko, śpiewając przepięknie i z wielkim wzruszeniem, chór drugi raz wtórował. Śpiewaliśmy również "Barkę" i "Czarną Madonnę" wraz z "Ludową Nutą" i wiernymi w katedrze. Brzmiało to bardzo pięknie nawet dla nas samych, a dopiero kiedy po zakończeniu przyszli do nas słuchacze, z gratulacjami, opadł z nas stres.
Mówiono nam: przechodziły nam ciarki na plecach, po prostu zamarliśmy z wrażenia, słysząc tak pięknie wykonane pieśni, których nie słyszeliśmy od wielu lat. Koordynatorka Związku Polskich Śpiewaków w Ameryce, pani Frances Gates, gratulowała nam, ciesząc się, że tak wspaniale zostaliśmy odebrani. My, chórzyści, byliśmy szczęśliwi, że dostarczyliśmy odbiorcom dużo radości i wzruszenia. Teresę pytano, czy nie ma CD z nagraniami tych pieśni.
Natomiast "Ludowa Nuta" przy akompaniamencie kapeli zaśpiewała bardzo pięknie utwór "Modłów Dzwon" E. Pryczkowskiego. Ludowa Nuta prezentowała się wspaniale w nowych bogato zdobionych strojach. Razem zaśpiewaliśmy na koniec "Boże coś Polskę". Wierni w katedrze śpiewali z razem z nami, każdy był bardzo wzruszony.
Po Mszy Świętej udaliśmy się na drugą stronę ulicy na brunch, gdzie byliśmy zaproszeni przez organizatorów Parady. Podczas brunchu widzieliśmy kadetów ubranych w mundury Legionów Pułaskiego – to było wzruszające. Ks. biskup Wysocki wygłosił piękną patriotyczną przemowę. Przemawiali też zaproszeni amerykańscy goście – przedstawiciele władz tego okręgu. Pod koniec wystąpienia Wielki Marszałek Parady poruszył bardzo ważną sprawę dla Polaków w Ameryce, a więc powinniśmy być zjednoczeni, nie rozdrobnieni, działać razem, aby cokolwiek ugrać. 3 proc. populacji USA ma korzenie polskie, więc jest to siła. Jeżeli zakończymy spory, które nas dzielą, wówczas możemy zabiegać o status, na jaki zasługujemy. Musimy głosować i włączać się w życie polityczne społeczności, w których żyjemy.
W tym miejscu chciałabym nadmienić o tym, co pisali wielcy Amerykanie o Pułaskim. Historyk Charles. C. Jones w odczycie do Kongresu z dnia 13 lutego 1871 roku mówi o miejscu grobu Pułaskiego: "Śpi On, gdzie hymnom na cześć jego wielkich czynów, jakie śpiewają fale Savannah, całując brzegi uświęcone jego pamięcią, wtórują bałwany oceanu i radośnie powtarzają je w szerszych kręgach i silniejszych strofach. Śpi On, gdzie otaczające nas powietrze pachnie ziemią, za której swobody padł, aby i one zgodnym chórem mogły rozgłaszać na najdalsze lądy wielkość Jego imienia".
Są to piękne i potężne słowa. Tak jak w pieśni, którą śpiewamy, "O, polski kraju święty": "Potężna w Tobie siła, żywota wieczny zdrój, O Polsko moja miła, o drogi kraju mój". Ten nasz i amerykański bohater hrabia Kazimierz Pułaski miał tę potężną siłę miłości Ojczyzny i umiłowanie wolności. Fakt, że rozdał swój majątek, aby stworzyć Legiony w Ameryce w obronie ich wolności, mając nadzieję, że jego działalność pomoże przywrócić wolność Polsce, zasługuje na nasz wielki szacunek i wdzięczność.
Po brunchu udaliśmy się na Paradę Pułaskiego, która rozpoczynała się przy Piątej Alei i 36. Ulicy. Tam miała być platforma Związku Śpiewaków w Ameryce Północnej Okręg Siódmy przeznaczona dla "Symfonii". Jesteśmy bardzo wdzięczni Okręgowi za przygotowanie i piękny wystrój oraz dziękujemy za poniesione koszty z tym związane. Szczególne podziękowania kierujemy do koordynatorki Związku Śpiewaków Polskich w Ameryce, pani Frances Gates, za zorganizowanie platformy specjalnie dla "Symfonii". Bardzo serdecznie dziękujemy za dobrą wolę i poniesiony trud.
Po kilku minutach dotarliśmy do platformy "Symfonii", będąc uradowani jej widokiem, udekorowanej z emblematem ZŚwAP, harfą świętej Cecylii, wielką flagą kanadyjską, sztandarami "Symfonii" oraz flagami polskimi i amerykańskimi. Platforma wyglądała okazale. "Ludowa Nuta", śpiewając i grając, szła, jak było ustalone, za platformą. Wyglądali pięknie w tych bogato zdobionych barwnych strojach. Śpiewali i tańczyli przy dźwiękach kapeli góralskiej. Padał niestety deszcz, byliśmy zmoknięci, ale nikt na to nie zważał, tyle tylko, że nie mogliśmy zaprezentować naszych strojów tak, jak chcieliśmy, bo musieliśmy być okryci pelerynami.
W tym miejscu muszę napisać, że bardzo dobry pomysł miała Teresa Klimuszko, zakładając piękny biało-czerwony kapelusz, bo nie tylko prezentował się ładnie, ale jeszcze chronił ją od deszczu.
Tak więc po "zaokrętowaniu" się na platformie ustawiliśmy się tak, aby najmocniejsze głosy były blisko mikrofonów: Teresa, Piotr Skrzypek, Stasiu Ryt, Michał Jozwik i dziewczyny z Chóru "Symfonia". Teresa prowadziła śpiew, mając przygotowaną muzykę z playbacku. Jak to dobrze mieć Teresę w grupie. Więc ruszyliśmy ze śpiewem "Marsz, marsz Polonia, o Polski kraju święty" i "Polskie kwiaty". Słysząc, że brzmi to donośnie i ładnie, powtarzaliśmy te teksty na każdym skrzyżowaniu ulic, gdzie było najwięcej słuchających. Co było bardzo wzruszające, to również przed katedrą św. Patryka polski biskup śpiewał z nami "Polskie kwiaty".
Ludzie na ulicy oklaskiwali nas, machając flagami, atmosfera ulicy była niesamowita. Trudno to wszystko opisać. Mijając różne grupy, widzieliśmy rozentuzjazmowaną piękną polską młodzież, śpiewającą i tańczącą. Przed trybuną honorową "dawaliśmy" jak mogliśmy najlepiej, witano nas entuzjastycznie również dlatego, że byliśmy jedyną grupą z Kanady, no i oczywiście śpiewaliśmy piękne patriotyczne pieśni. Kiedy zobaczyliśmy kawalkadę motocyklistów z polskimi flagami i napisami na plecach "Husarze", było to dla nas wyjątkowo wzruszające, ponieważ zdaliśmy sobie sprawę, że młodzież polskiego pochodzenia odnosi się do najwspanialszych tradycji, kiedy Polska była potęgą w Europie. To bardzo dobrze, że młodzież amerykańska polskiego pochodzenia odnosi się właściwie do tych wielkich tradycji świetności Narodu Polskiego. Głowa do góry, polska młodzieży, jesteśmy z was dumni.
Emocje, jeszcze raz wielkie emocje, i szczęście, że my mogliśmy się znaleźć w tym miejscu.
Po dojechaniu do celu Parady u zbiegu Piątej Alei i 56. Ulicy zeszliśmy z platformy i staliśmy dalej, oglądając. Paradę, wtem usłyszeliśmy pięknie śpiewającego starszego pana. Pan ten częstował naszą grupę nalewką z wiśni. Byliśmy zziębnięci i przemoczeni, a więc to była to dla nas wspaniała rozgrzewka. Tym fantastycznym przedsiębiorczym panem okazał się członek Związku Polskich Śpiewaków w Ameryce, prezes Okręgu Siódmego, pan Janusz Wolny. Pośpiewaliśmy z panem Januszem "Sto lat" i inne piosenki, on ze swej strony dał nam jeszcze amerykańskie flagi, byliśmy rozanieleni, wiśnióweczka oczywiście robiła swoje. Po takiej dawce emocji była naprawdę potrzebna.
Byliśmy bardzo uradowani z takiego obrotu sprawy.
Następnie dotarliśmy do autokaru, który dowiózł nas na przyjęcie do kościoła św. Matthias na Queens w Nowym Jorku. Tam zostaliśmy przyjęci naprawdę po rodzinnemu. Poczęstowano nas obiadem, piwem z beczki i rozmaitymi przysmakami. Poczęstunek dla nas został przygotowany przez Komitet Parady Pułaskiego. Bawiliśmy się razem z organizatorami przez kilka godzin, śpiewając wspólnie różne pieśni.
Oczywiście zrobiliśmy bardzo dużo zdjęć. Wymieniliśmy adresy, podziękowaliśmy pięknie za wspaniałe przyjęcie i staraliśmy się wyjechać, chociaż organizatorzy nie chcieli nas wypuścić. Odśpiewaliśmy "Do widzenia, do widzenia", po czym odjechaliśmy odpocząć do hotelu. Tak naprawdę nie było mowy o odpoczynku, bo w hotelu zaczęła się zabawa na nowo.
W czwartym dniu o 9 rano wyjechaliśmy w kierunku Kanady. W autokarze był od nowa śpiew, fantastyczne żarty Teresy. Granicę przekroczyliśmy bez żadnych problemów z pieśnią na ustach.
Na zakończenie chciałam podziękować wszystkim organizatorom za zgotowanie nam tak wielkiej uczty duchowej.
Szczególne podziękowanie w imieniu Chóru "Symfonia" składam głównemu organizatorowi – naszemu dyrygentowi – panu Sławomirowi Dudalskiemu, Jasi Mazun, Teresie Klimuszko, gościom śpiewającym razem z nami: Stanisławowi i Lucynie Rytom, Michałowi i Teresie Jozwikom, Jasi i Edwardowi Kidom oraz wszystkim chórzystom i sympatykom "Symfonii", którzy byli na tej cudownej uroczystości razem z nami.
Przy okazji chciałabym zachęcić osoby kochające śpiew do wstępowania w nasze szeregi, jest bardzo fajnie śpiewać razem. Chciałabym również zachęcić Kongres Polonii Kanadyjskiej do wysyłania swoich głównie młodych przedstawicieli na tak ważne uroczystości jak Parada Kazimierza Pułaskiego w Nowym Jorku.
Korzystajmy z dobrych wzorców i włączajmy w to naszą piękną polską młodzież.
Górą Pieśń Polska!
Sekretarka Symfonii/public relations
Zosia Poradzisz
Chór "Symfonia" wraz z "Ludową Nutą" na Paradzie gen. Kazimierza Pułaskiego w Nowym Jorku
Marsz, marsz Polonia,
Marsz dzielny narodzie,
Odpoczniemy po swej pracy
W ojczystej zagrodzie…
Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę będziem Polakami,
Dał nam przykład Nasz Pułaski,
jak zwyciężać mamy!
Marsz, marsz Polonia…
Tą pieśnią rozbrzmiewał nasz śpiew w centrum Nowego Jorku, w sercu stolicy świata, podczas 75. Parady Kazimierza Pułaskiego 7 października 2012 roku.
Solidarni i dumni z polskiego dziedzictwa wraz z liderami organizacji polonijnych, z przeważającą ilością młodzieży polskiego pochodzenia, harcerzami, nauczycielami, studentami, weteranami, strażakami, ludźmi biznesu, naukowcami, dziennikarzami, przechodziliśmy przed trybuną honorową Parady Pułaskiego na Piątej Alei. To była niesamowicie podniosła manifestacja polskości. Ta atmosfera polskości w centrum stolicy świata była nie do opisania, po prostu to dla nas było tak wielkie przeżycie, jakiego do tej pory nie przeżyliśmy na żadnych innych paradach w Kanadzie ani w Polsce.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne?start=1050#sigProId60ac5bf789
Dla nas, chórzystów z Kanady, była to potężna dawka wzniosłych, niezapomnianych emocji, gdy uczestniczyliśmy w tym razem z tysiącami ludzi ubranych w kolory biało-czerwone. Gwar, śpiew, muzyka, spontaniczność młodzieży wzruszały nas do łez. Absolutnie nie spodziewaliśmy się tego, że zobaczymy tak dużo młodzieży na Paradzie Pułaskiego.
Szacowaliśmy, że 75 proc. uczestników Parady to byli młodzi ludzie! Niesamowite! A jednak młodzież interesuje się tym, co polskie! To jest najwspanialsze dla nas, starszego pokolenia, widzieć, że dzieci Polonii amerykańskiej są tak bardzo aktywne w jej życiu. Brawo! Przeważnie myśleliśmy, że to będą ludzie starsi i weterani. Byliśmy bardzo mile oczarowani tym, co widzieliśmy na Piątej Alei i 36. Ulicy (początku Parady). Tak, to była potężna siła śpiewającej młodzieży polskiego pochodzenia i to wzbudzało nasz zachwyt.
Zaczynając od początku naszego wyjazdu z Kanady, z Mississaugi i Hamilton... Dwie połączone grupy – Chór "Symfonia" i "Ludowa Nuta" pod przewodnictwem dyrygenta Sławomira Dudalskiego oraz prezesa "Symfonii" Janiny Mazun – wyjechały na 4-dniową wycieczkę związaną z uczestnictwem w Paradzie Pułaskiego. Wyruszyliśmy wcześnie rano 5 października z chórzystami i osobami towarzyszącymi, razem 112 osób. Jedziemy 2 autokarami, kierując się w stronę granicy z USA.
Każdy uczestnik, w bardzo dobrym nastroju, siada na swoim wcześniej ustalonym miejscu. I jak zwykle zaczynamy dzień pieśnią "Kiedy ranne wstają zorze" oraz modlitwą poranną.
Po modlitwie przeszliśmy na śpiewy chóralne i biesiadne, mając w grupie naszą kochaną Teresę Klimuszko. Teresa nie tylko intonowała śpiew w języku polskim i angielskim (ku uciesze naszego kierowcy, który z nami śpiewał), ale także dała "popalić" swoimi niezliczonymi kawałami, tak że zaśmiewaliśmy się bez miary. Wszystko to, jak mówiliśmy, było wspaniałą odstresowującą terapią, którą Teresa nam zaaplikowała. Po takiej dawce śmiechu radość w oczach uczestników była bardzo widoczna. Nawet nie wiedzieliśmy, kiedy przekroczyliśmy granicę z USA. Przed tym oczywiście wstąpiliśmy po kropelki i perfumki na duty free.
Po 10 godzinach jazdy dotarliśmy do Holiday Inn w New Jersey, gdzie mieliśmy zakwaterowanie.
Oczywiście spotkaliśmy się wszyscy razem po zakwaterowaniu w hotelu, aby jeszcze pośpiewać. Sławek Dudalski ze swoją orkiestrą pograł, no i z pieśnią na ustach poszliśmy przespać się przed dniem na zwiedzanie.
Dzień drugi był dniem, w którym zwiedzaliśmy centrum Nowego Jorku, Manhattan. Oczywiście w pierwszej kolejności zwiedzaliśmy Time Square, który jest skrzyżowaniem uformowanym przez połączenie Broadway z Seventh Avenue, 42. Street w centrum Manhattanu. Tu właśnie odbywają się słynne uroczystości z okazji Nowego Roku. Olbrzymie telebimy ze wszystkich stron, bajkowo, kolorowo.
Przed tym popłynęliśmy promem do Statuy Wolności, którą mogliśmy tylko sfotografować z promu ze względu na brak czasu. Oczywiście oglądaliśmy wszystko, co było ważne w centrum Manhattanu.
Architektura Nowego Jorku jest bardzo urozmaicona w zależności od czasu, w którym powstawała. Jest lista pięknych, wspaniałych wieżowców, przeważnie oszklonych, zwanych "skyscrapers". Wśród nich są takie budynki, jak Empire State Building, Chrysler Building, American International czy Rockefeller Center.
Trzeciego dnia wyjechaliśmy wcześnie rano, aby zdążyć na 9 na uroczystą Mszę św. w katedrze św. Patryka. Ubrani w chóralne odświętne stroje – kobiety w białe bluzki z czerwoną różą, mężczyźni w czarnych garniturach i czarnych muchach – oraz "Ludowa Nuta" ubrana w regionalne barwne stroje z regionu sądeckiego, prezentowaliśmy się pięknie i kolorowo.
Kiedy dojechaliśmy do katedry św. Patryka, która znajduje się przy 46 Madison Avenue na Manhattanie, byliśmy pod wrażeniem potężnej budowli. Katedra została wybudowana w stylu neogotyckim w latach 1858–78. Katedra jest własnością Kościoła rzymskokatolickiego. Ciekawostką dotyczącą tej świątyni jest fakt, że parafianie w tamtych czasach zdeklarowali, że każdy bogaty parafianin zapłaci 1 000 dol., aby wesprzeć budowę katedry. Kwota ta była olbrzymia jak na tamte czasy, do budowy dołączali się również biedni emigranci z Europy.
Honorowymi Marszałkami tegorocznej parady byli dr Krystyna Szewczyk-Szczech i dr Kazimierz M. Szczech. Małżeństwo to światowej sławy lekarze.
Na bankiecie organizowanym z okazji Parady Pułaskiego wśród wielu wybitnych naukowców Polaków była prof. dr Maria Simonow, wybitny specjalista chirurgii, która jako pierwsza w USA i czwarta na świecie przeprowadziła przeszczep twarzy w 2009 roku.
Profesor Simonow jest jednym z wielu przykładów, jaki wkład dają Polacy w rozwój amerykańskiej nauki – podkreślił dr Kazimierz Szczęsny, tegoroczny Wielki Marszałek Parady.
Katedra św. Patryka: Msza św. rozpoczęła się o godzinie 9, przewodniczył jej Jego Eminencja Timothy Cardinal Dolan Archbishop of New York. Kazanie wygłosił ksiądz biskup z Polski – ks. Józef Wysocki z parafii z Elbląga. Było to bardzo piękne, patriotyczne kazanie.
Na rozpoczęcie Mszy św. Chór "Symfonia" pod dyrekcją Sławomira Dudalskiego zaśpiewał: "Wszystkie Trony Niebieskie dajcie osobliwą Chwałę Królowej Polskiej i pieśń świątobliwą. Maryjo, Maryjo, Polski jesteś Królową, niech opieka Twoja nas zachowa". Śpiew zabrzmiał naprawdę potężnie w tej wspaniałej światyni o bardzo dobrej akustyce.
Następnie "Gaude Mater Polonia" – przy tej pieśni wszyscy wierni powstali tak jak podczas śpiewania hymnu narodowego, pieśń ta została wykonana naprawdę pięknie, wzniośle i patriotycznie. Kolejną była pieśń "Przeczysta Dziewico, o Bogarodzico, do Ciebie wołamy, ku Tobie wzdychamy… Ave, Ave, Ave Maryja". Tę pieśń rozpoczynała solo Teresa Klimuszko, śpiewając przepięknie i z wielkim wzruszeniem, chór drugi raz wtórował. Śpiewaliśmy również "Barkę" i "Czarną Madonnę" wraz z "Ludową Nutą" i wiernymi w katedrze. Brzmiało to bardzo pięknie nawet dla nas samych, a dopiero kiedy po zakończeniu przyszli do nas słuchacze, z gratulacjami, opadł z nas stres.
Mówiono nam: przechodziły nam ciarki na plecach, po prostu zamarliśmy z wrażenia, słysząc tak pięknie wykonane pieśni, których nie słyszeliśmy od wielu lat. Koordynatorka Związku Polskich Śpiewaków w Ameryce, pani Frances Gates, gratulowała nam, ciesząc się, że tak wspaniale zostaliśmy odebrani. My, chórzyści, byliśmy szczęśliwi, że dostarczyliśmy odbiorcom dużo radości i wzruszenia. Teresę pytano, czy nie ma CD z nagraniami tych pieśni.
Natomiast "Ludowa Nuta" przy akompaniamencie kapeli zaśpiewała bardzo pięknie utwór "Modłów Dzwon" E. Pryczkowskiego. Ludowa Nuta prezentowała się wspaniale w nowych bogato zdobionych strojach. Razem zaśpiewaliśmy na koniec "Boże coś Polskę". Wierni w katedrze śpiewali z razem z nami, każdy był bardzo wzruszony.
Po Mszy Świętej udaliśmy się na drugą stronę ulicy na brunch, gdzie byliśmy zaproszeni przez organizatorów Parady. Podczas brunchu widzieliśmy kadetów ubranych w mundury Legionów Pułaskiego – to było wzruszające. Ks. biskup Wysocki wygłosił piękną patriotyczną przemowę. Przemawiali też zaproszeni amerykańscy goście – przedstawiciele władz tego okręgu. Pod koniec wystąpienia Wielki Marszałek Parady poruszył bardzo ważną sprawę dla Polaków w Ameryce, a więc powinniśmy być zjednoczeni, nie rozdrobnieni, działać razem, aby cokolwiek ugrać. 3 proc. populacji USA ma korzenie polskie, więc jest to siła. Jeżeli zakończymy spory, które nas dzielą, wówczas możemy zabiegać o status, na jaki zasługujemy. Musimy głosować i włączać się w życie polityczne społeczności, w których żyjemy.
W tym miejscu chciałabym nadmienić o tym, co pisali wielcy Amerykanie o Pułaskim. Historyk Charles. C. Jones w odczycie do Kongresu z dnia 13 lutego 1871 roku mówi o miejscu grobu Pułaskiego: "Śpi On, gdzie hymnom na cześć jego wielkich czynów, jakie śpiewają fale Savannah, całując brzegi uświęcone jego pamięcią, wtórują bałwany oceanu i radośnie powtarzają je w szerszych kręgach i silniejszych strofach. Śpi On, gdzie otaczające nas powietrze pachnie ziemią, za której swobody padł, aby i one zgodnym chórem mogły rozgłaszać na najdalsze lądy wielkość Jego imienia".
Są to piękne i potężne słowa. Tak jak w pieśni, którą śpiewamy, "O, polski kraju święty": "Potężna w Tobie siła, żywota wieczny zdrój, O Polsko moja miła, o drogi kraju mój". Ten nasz i amerykański bohater hrabia Kazimierz Pułaski miał tę potężną siłę miłości Ojczyzny i umiłowanie wolności. Fakt, że rozdał swój majątek, aby stworzyć Legiony w Ameryce w obronie ich wolności, mając nadzieję, że jego działalność pomoże przywrócić wolność Polsce, zasługuje na nasz wielki szacunek i wdzięczność.
Po brunchu udaliśmy się na Paradę Pułaskiego, która rozpoczynała się przy Piątej Alei i 36. Ulicy. Tam miała być platforma Związku Śpiewaków w Ameryce Północnej Okręg Siódmy przeznaczona dla "Symfonii". Jesteśmy bardzo wdzięczni Okręgowi za przygotowanie i piękny wystrój oraz dziękujemy za poniesione koszty z tym związane. Szczególne podziękowania kierujemy do koordynatorki Związku Śpiewaków Polskich w Ameryce, pani Frances Gates, za zorganizowanie platformy specjalnie dla "Symfonii". Bardzo serdecznie dziękujemy za dobrą wolę i poniesiony trud.
Po kilku minutach dotarliśmy do platformy "Symfonii", będąc uradowani jej widokiem, udekorowanej z emblematem ZŚwAP, harfą świętej Cecylii, wielką flagą kanadyjską, sztandarami "Symfonii" oraz flagami polskimi i amerykańskimi. Platforma wyglądała okazale. "Ludowa Nuta", śpiewając i grając, szła, jak było ustalone, za platformą. Wyglądali pięknie w tych bogato zdobionych barwnych strojach. Śpiewali i tańczyli przy dźwiękach kapeli góralskiej. Padał niestety deszcz, byliśmy zmoknięci, ale nikt na to nie zważał, tyle tylko, że nie mogliśmy zaprezentować naszych strojów tak, jak chcieliśmy, bo musieliśmy być okryci pelerynami.
W tym miejscu muszę napisać, że bardzo dobry pomysł miała Teresa Klimuszko, zakładając piękny biało-czerwony kapelusz, bo nie tylko prezentował się ładnie, ale jeszcze chronił ją od deszczu.
Tak więc po "zaokrętowaniu" się na platformie ustawiliśmy się tak, aby najmocniejsze głosy były blisko mikrofonów: Teresa, Piotr Skrzypek, Stasiu Ryt, Michał Jozwik i dziewczyny z Chóru "Symfonia". Teresa prowadziła śpiew, mając przygotowaną muzykę z playbacku. Jak to dobrze mieć Teresę w grupie. Więc ruszyliśmy ze śpiewem "Marsz, marsz Polonia, o Polski kraju święty" i "Polskie kwiaty". Słysząc, że brzmi to donośnie i ładnie, powtarzaliśmy te teksty na każdym skrzyżowaniu ulic, gdzie było najwięcej słuchających. Co było bardzo wzruszające, to również przed katedrą św. Patryka polski biskup śpiewał z nami "Polskie kwiaty".
Ludzie na ulicy oklaskiwali nas, machając flagami, atmosfera ulicy była niesamowita. Trudno to wszystko opisać. Mijając różne grupy, widzieliśmy rozentuzjazmowaną piękną polską młodzież, śpiewającą i tańczącą. Przed trybuną honorową "dawaliśmy" jak mogliśmy najlepiej, witano nas entuzjastycznie również dlatego, że byliśmy jedyną grupą z Kanady, no i oczywiście śpiewaliśmy piękne patriotyczne pieśni. Kiedy zobaczyliśmy kawalkadę motocyklistów z polskimi flagami i napisami na plecach "Husarze", było to dla nas wyjątkowo wzruszające, ponieważ zdaliśmy sobie sprawę, że młodzież polskiego pochodzenia odnosi się do najwspanialszych tradycji, kiedy Polska była potęgą w Europie. To bardzo dobrze, że młodzież amerykańska polskiego pochodzenia odnosi się właściwie do tych wielkich tradycji świetności Narodu Polskiego. Głowa do góry, polska młodzieży, jesteśmy z was dumni.
Emocje, jeszcze raz wielkie emocje, i szczęście, że my mogliśmy się znaleźć w tym miejscu.
Po dojechaniu do celu Parady u zbiegu Piątej Alei i 56. Ulicy zeszliśmy z platformy i staliśmy dalej, oglądając. Paradę, wtem usłyszeliśmy pięknie śpiewającego starszego pana. Pan ten częstował naszą grupę nalewką z wiśni. Byliśmy zziębnięci i przemoczeni, a więc to była to dla nas wspaniała rozgrzewka. Tym fantastycznym przedsiębiorczym panem okazał się członek Związku Polskich Śpiewaków w Ameryce, prezes Okręgu Siódmego, pan Janusz Wolny. Pośpiewaliśmy z panem Januszem "Sto lat" i inne piosenki, on ze swej strony dał nam jeszcze amerykańskie flagi, byliśmy rozanieleni, wiśnióweczka oczywiście robiła swoje. Po takiej dawce emocji była naprawdę potrzebna.
Byliśmy bardzo uradowani z takiego obrotu sprawy.
Następnie dotarliśmy do autokaru, który dowiózł nas na przyjęcie do kościoła św. Matthias na Queens w Nowym Jorku. Tam zostaliśmy przyjęci naprawdę po rodzinnemu. Poczęstowano nas obiadem, piwem z beczki i rozmaitymi przysmakami. Poczęstunek dla nas został przygotowany przez Komitet Parady Pułaskiego. Bawiliśmy się razem z organizatorami przez kilka godzin, śpiewając wspólnie różne pieśni.
Oczywiście zrobiliśmy bardzo dużo zdjęć. Wymieniliśmy adresy, podziękowaliśmy pięknie za wspaniałe przyjęcie i staraliśmy się wyjechać, chociaż organizatorzy nie chcieli nas wypuścić. Odśpiewaliśmy "Do widzenia, do widzenia", po czym odjechaliśmy odpocząć do hotelu. Tak naprawdę nie było mowy o odpoczynku, bo w hotelu zaczęła się zabawa na nowo.
W czwartym dniu o 9 rano wyjechaliśmy w kierunku Kanady. W autokarze był od nowa śpiew, fantastyczne żarty Teresy. Granicę przekroczyliśmy bez żadnych problemów z pieśnią na ustach.
Na zakończenie chciałam podziękować wszystkim organizatorom za zgotowanie nam tak wielkiej uczty duchowej.
Szczególne podziękowanie w imieniu Chóru "Symfonia" składam głównemu organizatorowi – naszemu dyrygentowi – panu Sławomirowi Dudalskiemu, Jasi Mazun, Teresie Klimuszko, gościom śpiewającym razem z nami: Stanisławowi i Lucynie Rytom, Michałowi i Teresie Jozwikom, Jasi i Edwardowi Kidom oraz wszystkim chórzystom i sympatykom "Symfonii", którzy byli na tej cudownej uroczystości razem z nami.
Przy okazji chciałabym zachęcić osoby kochające śpiew do wstępowania w nasze szeregi, jest bardzo fajnie śpiewać razem. Chciałabym również zachęcić Kongres Polonii Kanadyjskiej do wysyłania swoich głównie młodych przedstawicieli na tak ważne uroczystości jak Parada Kazimierza Pułaskiego w Nowym Jorku.
Korzystajmy z dobrych wzorców i włączajmy w to naszą piękną polską młodzież.
Górą Pieśń Polska!
Sekretarka Symfonii/public relations
Zosia Poradzisz
Ta aleja jest jedną z najbardziej prestiżowych alei na świecie. Każdego roku na początku października od 75 lat odbywają się na niej parady ku czci bohatera dwóch kontynentów, generała Kazimierza Pułaskiego.
Paradę poprzedziła Msza św. w katedrze św. Patryka, którą odprawił biskup z Elbląga w asyście miejscowych koncelebransów w 80 proc. w języku angielskim. Katedra była wypełniona, a Mszę św. uświetniły dwa chóry z Hamilton, "Symfonia" i "Ludowa Nuta", które następnie uczestniczyły w paradzie.
Parada rozpoczęła się przy 38. Ulicy, skąd wyruszali jej uczestnicy, a kończyła się na 58. Ulicy. W tym roku w czasie parady pogoda nie dopisała, ponieważ padał deszcz. Z tym problemem uczestnicy poradzili sobie bardzo dobrze. Byli obficie zaopatrzeni w kolorowe parasole. Nie mogę powiedzieć, kogo zabrakło, ale widziałem dużo organizacji polonijnych, które przemieszczały się pieszo lub na specjalnie przygotowanych platformach. Duże wrażenie robiła kolumna przeszło stu motocykli z głośnymi tłumikami i nagraniem szumu husarskich skrzydeł i pędzących koni.
Maszerowały przeróżne organizacje, od weteranów na platformach do tańczącej młodzieży, której nawet nie przeszkadzał deszcz.
Parada w Nowym Jorku została sprawnie zorganizowana przy pomocy władz miejskich. W tym roku uczestniczyłem we wrześniu w Polskim Festiwalu na Roncesvalles Ave. w Toronto. W Nowym Jorku paradę poprzedziła Msza św. i błogosławieństwo biskupa dla wszystkich uczestników. Tego nie było w Toronto. W Toronto Polski Festyn odbywa się w tym samym czasie co ukraiński na Bloor St., gdzie Ukraińcy świętują powrót Zachodniej Ukrainy do macierzy. Co świętuje polski biznes? Ostatnio sprzedano budynek Millenium, gdzie mieścił się Kongres. Co się stanie z archiwami organizacji, które były składowane w Kongresie?
Ostatnio możemy zauważyć, że mamy dwie Polonie, w Toronto i Mississaudze, które współpracują ze sobą na dystans.
Władysław Dziemiańczuk
Toronto
Oświata polonijna: Polska szkoła im. Zygmunta Mineyki w Atenach
Napisane przez Leszek WątróbskiSzkoła została zalegalizowana w roku 1997 i zaczęła realizować program nauczania według podziału przedmiotów, jak w szkole państwowej w Polsce. Dyrektorem Zespołu Szkół Ogólnokształcących przy Ambasadzie RP w Atenach została wówczas pani Małgorzata Stanowska.
14 października 1997 roku, Dzień Edukacji Narodowej, we wszystkich polskich szkołach obchodzony jest wyjątkowo uroczyście. Święto to uczciła również polska placówka edukacyjna w Atenach. Był to zarazem pierwszy Dzień Nauczyciela obchodzony w nowej, legalnej szkole, nad którą opiekę sprawowały władze polskie. W dniu tym, w obecności kilkuset osób, zainaugurowano rozpoczęcie pierwszego roku szkolnego – jedynej legalnej wówczas, polskiej placówce w Grecji.
Sama zaś nauka rozpoczęła się miesiąc wcześniej – 19 września. Nastąpił potem okres spotkań członków grona pedagogicznego szkoły, przedstawicieli Rady Rodziców, a także członków Zarządu Związku Solidarności Polaków Pracujących w Grecji. Pierwsze takie spotkanie odbyło się już 22 października w budynku szkoły przy ul. Smyrnie. Jego celem była rozmowa o integracji środowiska. W tym samym czasie dyrektor M. Stanowska poinformowała, że pan Lech Detkiewicz ma zamiar uruchomić w mieście szkołę prywatną. Wiadomość ta spowodowała wystosowanie pisma do ambasadora RP w Atenach Wojciecha Lamentowicza informującego go o braku zainteresowania tą inicjatywą, co oznaczało w praktyce, że Zespół Szkół Ogólnokształcących nie będzie wydawał dla uczniów nowej szkoły prywatnej żadnych państwowych świadectw szkolnych.
Pismo to trafiło nie tylko do ambasadora RP w Atenach, ale także ukazało się w tygodniku polskim wydawanym w Atenach – "Kurierze Ateńskim", tak aby rodzice i uczniowie byli świadomi swoich wyborów i podejmowanych przez siebie decyzji i nie wysyłali swoich dzieci do nowej, prywatnej szkoły. W początkowym okresie działalności szkoły przy ambasadzie RP dzieci uczyły się w dwóch budynkach – jednym przy ul. Smyrnis i drugim przy ul. Alkiwiadou. Był to tak zwany okres przejściowy. Zdaniem dyrektorki M. Stanowskiej, szkoła powinna znajdować się docelowo w jednym budynku szkolnym z zapleczem.
Nic więc dziwnego, że zaczęto myśleć o przeniesieniu szkoły. Rozpoczęto nawet poszukiwania odpowiedniego budynku… i po pewnym czasie znaleziono. Była to dawna grecka szkoła, którą po spełnieniu pewnych wymogów prawnych i formalnych zaadaptowano. Ostatecznie, po roku czasu – w połowie roku 1998, szkoła została przeniesiona do nowego budynku na rogu ulic Lesvou i Patission. Nowy budynek został społecznie odnowiony. Dużo pracy w jego odnowienie włożyli sami nauczyciele. Ogromną sumę pieniędzy pochłonął zakup okien tłumiących światło słoneczne i hałas.
7 września 1999 roku miało miejsce silne trzęsienie ziemi, po którym budynek nie nadawał się zupełnie do prowadzenia jakichkolwiek zajęć. Zaplanowana na 13 września inauguracja roku szkolnego stanęła pod znakiem zapytania. W prasie polskiej ukazało się oficjalne ogłoszenie, napisane przez dyrektor Marię Stanowską, informujące o konieczności wynajęcia nowego budynku szkolnego. Znaleziono więc kolejny budynek szkolny na Cholargosie (dzielnica Aten). Rozpoczęcie nauki w nowym budynku zaplanowano na 27 września 1999 roku. Później, na prośbę placówki dyplomatycznej, budynek był sprawdzany przez miejską komisję techniczną pod względem bezpieczeństwa.
Szkoła przy ul. Navarinou 19 (na Cholargosie) nie przypomina z wyglądu polskich szkół. Spełnia jednak z pewnością swoją rolę. Budynek położony był u podnóża niewielkiego wzniesienia. Zbudowany był w kształcie litery L, otoczony zielenią, posiadał duży dziedziniec, a tuż obok zlokalizowane były obiekty sportowe.
27 września, po wciągnięciu polskiej flagi na maszt przy szkole i inauguracji nowego roku szkolnego, placówka zaczęła funkcjonować. Szkoła posiadała już wówczas swój statut.
Rok 1999 był pierwszym, w którym uczniowie kończący liceum nie musieli wracać do kraju, by zdać maturę. W maju odbywały się bowiem egzaminy maturalne w Polskiej Szkole w Atenach. Pytania egzaminacyjne były identyczne jak te odczytywane w tych dniach w każdym polskim liceum. Rozpieczętowanie koperty i podanie tematów odbyło się dokładnie o tej samej porze co w Polsce. Matury pisemne zdali wszyscy przystępujący do egzaminu. Ogólna średnia ocen z matur pisemnych – wyniosła 3,8.
3 marca 2003 roku odbyła się ceremonia nadania szkole imienia Zygmunta Mineyki*, w którego historii splotły się losy Polski i Grecji. Aktu nadania imienia i przekazania sztandaru dokonał prof. Tomasz Goban-Klas, sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu.
Potem nadeszły gorsze lata. Zaczęto mówić o jej likwidacji. Szkoły jednak ostatecznie nie zlikwidowano, bo taka była wola zdecydowanej większości rodziców. Wola zachowania polskiej szkoły w Atenach wyrażana była przez nich od lat, od chwili podjęcia decyzji o powolnej likwidacji nauczania ramowego, czyli od czasu wstrzymania naboru do klas pierwszych. Dzięki zabiegom rodziców i grona pedagogicznego, w dniu 20 października 2006 roku, klasy I, II i III otrzymały pozwolenie na wznowienie swej działalności. W okresie przejściowym, od października do grudnia 2006 roku, szkołą kierowało kilku nowych dyrektorów. Na początku listopada 2006 roku ogłoszony został konkurs na stanowisko nowego dyrektora. Wygrała go pani Marzanną Geisler. Aktualnie szkoła dysponuje zaledwie 14 salami lekcyjnymi, w których uczy się około 300 uczniów. Niektóre z tych sal są za małe i nie spełniają wymogów normalnych sal lekcyjnych. Rodzice i uczniowie mocno akcentują pilną potrzebę zwiększenia liczby godzin języka greckiego. Dawniej były tylko dwie godziny tygodniowo. Wprowadzenie większej liczby godzin greckiego byłoby celowe. Uczniowie mogliby lepiej adaptować się w miejscowym środowisku. Grecy są przecież ich naturalnymi sąsiadami i trzeba się z nimi na co dzień kontaktować. W klasach są dzieci, które mieszkają w Grecji od ponad 10 lat, i takie, które przyjechały tu zupełnie niedawno. W jednej klasie są więc uczniowie, którzy znają język bardzo dobrze, dobrze lub wcale. Istnieje więc pilna potrzeba nauczania języka greckiego na różnych poziomach. Jest to ważny i pilny problem do rozwiązania w najbliższym czasie.
O przyszłości szkoły zadecydują najprawdopodobniej najbliższe miesiące czy lata. Kryzys, jaki nawiedza dziś Grecję, powoduje systematyczne zmniejszanie się liczby tamtejszej Polonii. Nasi rodacy zaczynają poszukiwać innych miejsc do zamieszkania. Tylko nieliczni decydują się na powrót do kraju.
Tekst i zdjęcia
Leszek Wątróbski
*Zygmunt Mineyko (1840-1925) inżynier, patriota, powstaniec, podróżnik, żołnierz armii greckiej, grecki i polski patriota. Był jedną z najbardziej frapujących postaci XIX i początków XX w. Urodzony na Litwie, uczestnik powstania styczniowego, zesłany na Sybir, uciekł do Francji, gdzie uzyskał wykształcenie. Następnie wyjechał do Turcji, prowadząc prace inżynieryjne w azjatyckiej części tego państwa oraz na terenie dzisiejszej Bułgarii i Grecji. Zafascynowany kulturą grecką, w 1891 roku opuścił Turcję i przeniósł się do wolnej Grecji. Tam do 1917 roku pełnił funkcję głównego inżyniera państwa greckiego. Jeszcze w 1874 roku ożenił się z Greczynką Prozerpiną Manarys, z którą miał kilkoro dzieci. Do końca swych dni pozostał polskim patriotą, a w 1922 roku odwiedził wolną już ojczyznę. W tym samym 1922 roku otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.
Janek - Czy Panu kiedykolwiek zdarzyło się skorzystać z niestandardowej medycyny, akupunktury, medycyny chińskiej?
- Nie, nie.
- Nigdy?
- Nie. Akurat nie byłem w takiej potrzebie.
- A co Pan sądzi: czy to jest szarlataneria, czy jednak pomaga ludziom?
- Trudno powiedzieć, bo jedni wypowiadają się tak, a inni nie. Są takie wypadki, że przez tę akupunkturę to uszkadzają nerwy, a niektórzy twierdzą, że im to pomaga. Są opinie na tak i na nie.
- Poszedłby Pan do kręgarza?
- Gdyby zaszła taka potrzeba, tobym poszedł do tych nastawiaczy. No, musiałbym wiedzieć dokładnie, który jest dobry, najpierw bym się pytał o opinie.
- A jakieś niestandardowe leczenie jak bioenergoterapia?
- Nie, za bardzo w to nie wierzę.
Tomek - Medycyna nieklasyczna – czy Pan myślał kiedykolwiek o tym, żeby skorzystać z porady nie lekarza, poza systemem OHIP, kręgarzy, akupunktury, ziołolecznictwa?
- Szczerze powiem, że raczej cieszę się dobrym zdrowiem.
- Ale człowiek zawsze myśli, co by było gdyby...
- Byłbym skłonny, ale tak jak mówię, może dlatego, że cieszę się dobrym zdrowiem, jakoś o tym nie myślę.
- Poszukiwałby Pan poza normalnym systemem pomocy?
- Powiedziałbym, że tak.
- Dlaczego? Ten system nie jest wydolny?
- Może w takim przypadku, gdybym miał doświadczenie, że system jest niewydolny, na pewno bym poszukiwał, ale nie byłoby to moim drugim wyborem, skłonny byłbym traktować to na równi z medycyną zwykłą.
- Czyli na przykład medycyna chińska?
- Jak najbardziej, jeżeli nie byłoby to odstraszające czy sprawiało ból.
Anonimowo - Medycyna niestandardowa?
- Korzystałaby Pani z czegoś takiego?
- Już nie.
- A dlaczego?
- Aaa, nie chce mi się w ogóle mówić, dziękuję bardzo.
Barbara - Zdarzyło się Pani korzystać z medycyny niestandardowej - akupunktura, zielarze, kręgarze?
- Tak.
- Co Pani sądzi o tym, czy to jest uzupełnienie tej normalnej?
- Nie mam problemów ze zdrowiem, ale kiedyś miałam bóle głowy i pojawił się tutaj pan Połonecki. Byłam dwa razy i bóle głowy przeszły. Nie wiem, czy to tak musiało być...
- Wierzy Pani w bioenergoterapię?
- Tak.
- A kręgarze, bo chyba jest to taki bardziej standardowy sposób leczenia, nie boi się Pani takich zabiegów?
- Nie, ja się nie boję.
- Poszłaby Pani, gdyby coś Pani dolegało?
- Ja bym próbowała, tak.
- Czasem są sprzeczne zalecenia tej standardowej i niestandardowej medycyny, której by się Pani bardziej trzymała?
- Raczej tej zwykłej, naturalną traktowałabym jako dodatkową.
Teresa - Wierzy Pani w medycynę nieklasyczną, wierzy Pani w takie rzeczy? Byłaby Pani skłonna się leczyć poza systemem OHIP, u kręgarzy, zielarzy, bioenergoterapeutów?
- Wie Pan, trudno powiedzieć, na pewno wierzę w chiropraktora, czyli kręgarza.
- Nie boi się Pani, były przypadki...
- No były, ale to trzeba naprawdę wiedzieć, do kogo się chodzi. Wierzę w zielarstwo, a zresztą to na tyle nie jestem chora, by się do tego uciekać.
- Miałaby to Pani na uwadze, czy wyklucza takie rzeczy?
- Wie pan, jak się nic nie dzieje, to człowiek jeszcze o tym nie myśli.
Nasze teksty
Maria Władysława Nowicka (1924-2019)
Maria Władysława Nowicka, urodzona we Warszawie 8-go września 1924r, zmarła spokojnie we śnie o 11:11 rano 6-go kwietnia br. w Mississauga, Ontario. Żona śp. kap. Mariana Nowickiego, matka Ani w Kanadzie, Zbyszka w Nowej Zelandii, Isi w Australii, ciocia Ewy w Kanadzie, B... Czytaj więcej
I co nowego na wiosennym rynku?
Niewiele. Ciągle to samo. W Izraelu nasz ‘ulubieniec’ Benjamin Netanjahu został ponownie premierem. Co to dla nas znaczy? Nic nowego. Zagrożenie izraelsko-amerykańskie postępuje swoim trybem. Właściwie już nie zagrożenie, ale realizacja dawno ustalonych planów. Podsumujmy więc w wielkim skrócie: &n... Czytaj więcej
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…