Gdynia, 8 lipca 2012 roku
Nic nie mogło sprawić mi większej radości niż wiadomość, że w Polsce ogłoszono rok 2012 Rokiem Wagnera. Pękała jakaś niewidoczna zasłona, przez którą pamięć o Nim nie mogła się przebić. Władysław Wagner był pierwszym Polakiem, który opłynął świat pod żaglami i pod polską banderą, dokonał tego w latach 1932–39. To wszyscy wiedzą. A jeżeli nie wszyscy, to pora, abyśmy poinformowaliśmy o tym całą Polskę.
Był harcerzem, drużynowym Morskiej Drużyny Harcerskiej im. Króla Jana III Sobieskiego w Gdyni. Był pierwszym skautem, który dokonał takiego wyczynu, za co został wyróżniony nadzwyczajnym, niemalże królewskim przywitaniem na Światowym Jamboree w Szkocji, w lipcu 1939 roku.
I miał pecha: wojna zagłuszyła jego sukces. Nie dotarł do Gdyni. Pozostał w Anglii, a po wojnie nikomu w Polsce nie zależało na spopularyzowaniu jego wyczynu: był przedwojennym harcerzem i bohaterem tamtych czasów, o których PRL-owska propaganda wydawała tylko złe opinie. W tym przypadku przez wiele lat milczała, a kiedy coraz głośniej robiło się o jego wyczynie, spopularyzowano oszczerstwo, które wprowadziło spore zamieszanie, do dziś wracające w nieprzychylnych Wagnerowi środowiskach. Niestety, tu też odzywa się polskie piekiełko. Ktoś wysunął się ponad przeciętność.
Po niewątpliwym sukcesie naszego, polonijnego żeglarstwa, jakim było zorganizowanie uroczystości "Wagner Sailing Rally 2012" na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, czekaliśmy na sygnał z Polski.
To było bardzo ważne, żeby uroczystość odbyła się 8 lipca, i to dokładnie w miejscu, w którym rozpoczął się rejs Wagnera. Koordynatorem dalszego ciągu uroczystości Roku Wagnera nadal był kpt. Jerzy Knabe, komandor Yacht Club of Poland w Londynie, członek Bractwa Wybrzeża. Program, który nadszedł w maju, zapowiadał kilka wydarzeń, ale najbardziej symboliczne miało kończyć uroczystości w Gdyni: to pożegnanie "Zjawy IV" odpływającej w rejs bałtycki "Podług słońca i gwiazd", kończący się w Great Yarmouth, tam gdzie rejs "Zjawy III" przerwała wojna. I stamtąd symbolicznie zakończyć ten rejs.
Lepiej nie można było tego wymyślić...
Bo to właśnie...
...Wieczorem 8 lipca 1932 roku, w porze, gdy światło zachodzącego słońca rysuje wyraźnie kształty łodzi, masztów, lin i twarzy ludzi, trochę zatroskanych, ale radosnych, dwaj młodzi żeglarze ściskali dłonie tych, którzy przyszli ich pożegnać, przyjaciół, którzy też może kiedyś popłyną, ale jeszcze nie teraz.
Była tam Ela – siostra Rudolfa Korniowskiego, był Wiesiek Szczepkowski, bliski kolega Władka, był Czesław Zabrodzki, przyjaciel Władka i przyboczny z drużyny harcerskiej, był Gerard Knoff – szkolny kolega Władka, Pomorzanin, który też zawsze marzył o wyprawie w morze; był też brat Władka – Janek.
Oddali cumy, aby w morze wejść przed ciemnością.
Wiatru było niewiele, ale światło wieczoru wyraźnie pokazało biel otwierającego się grota i napis na rufie odchodzącego w morze jachtu: "ZJAWA" i poniżej: "Gdynia".
Cała sceneria miała się powtórzyć. Po osiemdziesięciu latach.
Od Andrzeja Radomińskiego z Bractwa Wybrzeża nadeszła prośba o pilne przysłanie na "Zjawę IV" co najmniej 300 egzemplarzy angielskiej wersji mojej broszurki, tejże samej, która była jedyną opowieścią o Wagnerze prezentowaną na WSR 2012; potrzebna była do popularyzacji Wagnera w poszczególnych portach, a miało ich być, po drodze do Great Yarmouth, osiemnaście. Pomyślałem, że sam dowiozę, bo czasu na przesyłkę pocztową już nie było.
Wieczorem 7 lipca zobaczyłem "Zjawę IV", cumującą w pobliżu gdańskiego Żurawia. Nazajutrz miała poprowadzić paradę jachtów do Gdyni. Kapitan, Piotr Cichy, ma 23 lata i... wieloletni staż na żaglowcach. Jak to jest możliwe? Ano – możliwe. Od piątego roku życia pływał na żaglowcach, których kapitanem był jego ojciec. Pewnie dowodził nimi najpierw dla zabawy, ale kiedy osiągnął osiemnasty rok życia, miał już wystarczający morski staż na stanowiskach oficerskich i pozdawane egzaminy. Przez jakiś czas był najmłodszym polskim kapitanem żaglowców, teraz – twierdzi – są już młodsi od niego. Pogadaliśmy chwilę, nagrałem krótki z nim wywiad (kiedyś sprzedam go za ciężkie pieniądze) i umówiliśmy się na dwa kolejne spotkania: jutrzejsze w Gdyni i na początku września w Great Yarmouth. Nie podejrzewałem, że tych spotkań będzie znacznie więcej.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/1331-zako%c5%84czyli%c5%9bmy-rejs-wagnera-cz-4#sigProIde4dc7281de
8 lipca 2012 roku, niedziela, godzina 10:00
O dziesiątej rano gromadzi nas w kościele Ludzi Morza – Msza Święta w intencji Władysława Wagnera.
W pierwszej ławce współautorzy uroczystości na BVI – WSR 2012: kapitanowie: Jurek Knabe i Andrzej Piotrowski i ja – tuż za nimi. We mszy uczestniczą harcerze z komendantem CWM ZHP hm.Tomaszem Maracewiczem, członkowie Bractwa Wybrzeża z kpt. Andrzejem Radomińskim, pełniącym w Bractwie funkcję Mayordomus Mesy Kaprów Polskich; marynarze, rodzina Wagnera, wielu ludzi, którzy wiedzieli o intencji mszy. Odprawiał ją ks. Edward Pracz, kapelan Ludzi Morza oraz proboszcz i wikary. W homilii ksiądz Edward mówi o Wagnerze, o jego wielkim przedsięwzięciu i chrześcijańskim obowiązku wyznaczania wielkich i trudnych celów.
Po mszy zapraszają nas na plebanię, będzie kawa i natychmiast rusza dyskusja: jak to się stało, że Wagner musiał czekać tak długo na przypomnienie. Zwalamy na komunistów. Najprościej. Bo nie na konkretnych ludzi, którym zadziwiająco Wagner bardzo przeszkadzał.
A swoją drogą warto chyba dzisiaj zadać to pytanie: co się właściwie stało, że nagle bariera pękła, że o Wagnerze głośno. Stawia nam to pytanie Mabel Wagner, wdowa po Władysławie. Dlaczego tyle lat Władek żył w zapomnieniu. Bez trudu przypomina nazwiska tych, którzy go odwiedzili: kpt. Zdzisław Pieńkawa, kpt. Jerzy Tarasiewicz, kpt. Andrzej Piotrowski i David Walsh, załogant ze "Zjawy III". Odwiedził go też brat, Janek, który w czasach "odwilży październikowej" otrzymał paszport i pobył u brata prawie rok, ale po powrocie otrzymał zakaz chwalenia się wyczynem brata. Potem, po śmierci Władysława Wagnera nikt nie interesował się losem jego rodziny. Jeszcze rok temu, gdy dość głośno przygotowywaliśmy uroczystość na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, pisaliśmy wszędzie, gdzie należało: do Komendy Głównej ZHP, do Polskiego Związku Żeglarskiego, do Sejmu, do biura premiera, do prezydenta. Figę kogokolwiek to interesowało. Bardzo wątpiliśmy, czy dojdzie do upamiętnienia miejsca i daty.
A jednak – udało się! Niewątpliwa to zasługa Braci Wybrzeża: kapitanów Jurka Knabe i Andrzeja Radomińskiego oraz komendanta CWM hm.Tomka Maracewicza. I, zapewne, wielu innych osób, które uwierzyły, że warto.
Na cmentarzu Witomino
Około pierwszej dotarliśmy wszyscy, organizatorzy, harcerze, żeglarze, na cmentarz Witomino.
Nasi Wielcy Ludzie Morza, o niektórych już zapomniano. Ze wzruszeniem odwiedzam grób kapitana Borcharda. To jego książki zawiodły mnie na morze.
Zgodnie z ostatnią wolą prochy Władysława Wagnera dotarły tutaj w październiku 1992 roku, w miesiąc po śmierci. Zmarł na Florydzie, w Winter Park niedaleko Orlando, ale do Polski w końcu powrócił. Są tu we trzech: dwaj bracia Władek i Janek oraz ich ojciec, Walerian. Kładziemy kwiaty, wieńce... Ktoś położył wiersz:
ZJAWY
Wykwitły z marzeń, a postać przybrały
Żeglarza trudem własnym
Marzeniem, wolą i sercem nieciasnym,
Co wzięły to mu oddały.
Ta pierwsza z Gdyni, tam gdzie sztorm się rodzi
Dała mu pewność siebie
Gdy słońce, księżyc i gwiazdy na niebie
Pomogły mu kłaść kurs łodzi.
Druga, z Panamy, przy sztormach i wietrze,
Dała mu doświadczenie,
Instynkt żeglarski, Jana z Kolna tchnienie,
Siłę pewności, że dotrze.
Trzecia, z Ecuador, poczęta w zachwycie,
Dała mu sen niewyśniony;
Prawie u celu – ten niedościgniony
Pozostał na całe życie.
Ahoy, żeglarzu! Cel w porcie, bezpiecznie,
Bo w twoim sercu zawarty;
A wiatr... przewieje; sztorm będzie odparty
...Polska i Naród są wiecznie.
Brak podpisu, nie wiemy, czyj to wiersz, ale to na pewno żeglarza.
W Centrum Wychowania Morskiego – ZHP, Gdynia
O szesnastej meldujemy się w Centrum Wychowania Morskiego Związku Harcerstwa Polskiego w Gdyni, dokładnie naprzeciw "Daru Pomorza", ale wejściem zwrócone w stronę Basenu Generała Mariusza Zaruskiego.
Powoli gromadzi się spory tłumek, wiele żeglarskich znakomitości, wystrojeni w fantazyjne kapelusze członkowie Bractwa Wybrzeża, harcerze z ZHP z druhną Naczelniczką, no i kilku nas z emigracji, którzy to wszystko ruszyli na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, a więc: pan Prezydent Karaibskiej Republiki Żeglarskiej kpt. Andrzej Piotrowski z Chicago, jest kapitan Jerzy Knabe z Londynu, komandor "Wagner Sailing Rally 2012" na Trellis Bay, pojawia się kapitan Jan Zamorski z Toronto, autor znakomitej książki o niezwykłym polskim żeglarzu – Ludomirze Mączce. Rozlega się wystrzał armatni. Harcerska załoga "Zjawy IV" sprawnie cumuje tuż przy Centrum. Zaczynamy.
Ceremoniał żeglarski jest przy każdej okazji podobny: podniesienie flag, dzwon, komendy. Uroczystość prowadzą komendant CWM, hm.Tomasz Maracewicz oraz kpt. Andrzej Radomiński. W imieniu Yacht Club of Poland z Londynu przemawia kpt. Jerzy Knabe, potem o spotkaniach z kpt. Władysławem Wagnerem opowiedział kpt. Andrzej Piotrowski. Tablicę odsłonili wspólnie naczelniczka ZHP i przedstawiciel Bractwa Wybrzeża. Wykuta w brązie płaskorzeźba przedstawia Władysława Wagnera w harcerskim mundurze na tle morskich fal i napis:
Tu 80 lat temu rozpoczął rejs
na jachcie ZJAWA
WŁADYSŁAW WAGNER
Harcerz i pierwszy Polak,
który opłynął świat pod żaglami
i podpis: Polscy Harcerze,
Żeglarze i Bracia Wybrzeża,
Gdynia 8 lipca 2012
Ksiądz Edward Pracz w towarzystwie proboszcza parafii Ludzi Morza poświęcił tablicę. Wiele mistycyzmu jest w żeglarstwie, w morzu, wcale nie jest trudno znaleźć tu metaforę do życia, do różnych spraw codziennych, ale też do trudów, do zmagań i do... ostateczności. Modlitwy żeglarskie są bardzo piękne i każdy z żeglarzy wie, jak blisko jest do Boga w morskich przestworzach, tam wszystko jest w Jego rękach.
Pożegnanie "Zjawy IV"
A więc i pożegnanie odchodzącej w rejs "Zjawy IV" nie może się obyć bez modlitwy i wyświęcenia nowej harcerskiej bandery, pod którą ten jacht powędruje w wielce symboliczny rejs "Podług słońca i gwiazd" – to tytuł pierwszej książki Władysława Wagnera, którą napisał w drodze, a wydano ją w Polsce w 1934 roku. Jest to również tytuł jedynej jego książki wydanej w Stanach w 1962 roku, w której Wagner opowiedział o całym rejsie, od 8 lipca 1932 roku do września 1939 roku; oryginalny tytuł: "By the Sun and Stars".
"Wieczorem 8 lipca 1932 roku, w porze, gdy światło zachodzącego słońca rysuje wyraźnie kształty łodzi, masztów, lin i twarzy ludzi, trochę zatroskanych ale radosnych, dwaj młodzi żeglarze ściskali dłonie tych, którzy przyszli ich pożegnać, przyjaciół, którzy też może kiedyś popłyną, ale jeszcze nie teraz."
I oto jest znowu 8 lipca, wieczór, rok 2012.
Wiatru niewiele, ale światło wieczoru wyraźnie pokazało biel otwierającego się grota i napis na rufie odchodzącego w morze jachtu: "ZJAWA IV" i poniżej: "Gdynia".
Zbigniew Turkiewicz