Andrzej Kumor
Redaktor naczelny Gońca, dziennikarz i publicysta. Poczytaj Kumora...
Rację mają ci wszyscy, którzy ubolewają nad stanem polskich organów, nie tylko bezpieczeństwa. Słowo daję, że praca służb świadczy o tym, jak bardzo niepoważne jest państwo – no bo żeby policja głupiej prowokacji nie potrafiła zrobić na Marszu Niepodległości? Ubrali prowokatorów niemal w identyczne kominiarki i dresy, a na dodatek, zamiast ich jakoś poukrywać w środku marszowej gromady, to rzucili do akcji grupowo zza kordonu. No ale powiedzmy, że marsz to tylko była przygrywka, wszak wiele ważniejszą prowokacją miała być akcja Brunon Kwiecień – ksywka Prima Aprilis, niedoszłego unabombera z wydziału technologii żywienia Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Nasz zdeklarowany "ksenofob, antysemita i nacjonalista" organizował polską Rote Armee Fraktion za pośrednictwem Naszej klasy i Gadu gadu. Nasi dzielni kontrwywiadowcy antyterroryści za pośrednictwem monitoringu sieciowego i dzięki obywatelskiej postawie małżonki niedoszłego bin Ladena niczym agent 007 za 5 sekund dwunasta powstrzymali rękę, która miała podpalić cały świat. Teraz jedynie do wyczyszczenia pozostają ideologiczni inspiratorzy naszego ksenofoba – Telewizja Trwam i Radio Maryja, tudzież środowiska zradykalizowanej młodzieży z prowodyrami w rodzaju Mariana Kowalskiego na czele. Oskarżony działał przestępstwem ciągłym od 2000 roku (o czym świadczą filmy terrorystyczne opublikowane przez niego na Naszej klasie), jak również w grupie (stworzonej przez ABW).
Wreszcie po latach posuchy życie samo pisze kabareciarzom teksty!
Przedstawiony materiał dowodowy jest tak grubymi nićmi szyty, że ludzie zaczynają sprzątać garaże i altanki w obawie przed wplątaniem się w antypaństwowy spisek. Bo jak tu się nie śmiać, skoro na konferencji prasowej przedstawiają filmy z wybuchów z datownikiem z 2000 roku oraz akcesoria terrorystyczne – cztery baterie, dwa silniczki elektryczne, dziurkacz biurowy, kabel do słuchawki telefonicznej i przewody.
Wygląda na to, że instytucje państwowe normalnej prowokacji nie są w stanie sprawnie przeprowadzić; nic tylko rzewne jaja, fuszerka i kpiny. Na dodatek okazuje się, że obywatel Kwiecień od lat był prowadzony przez ABW, a jego grupa składała się z samych funkcjonariuszy. Słowem, antyterroryści bawili się w terrorystów. I tylko Panu Bogu należy dziękować, że w swych służbowych zapałach w porę się pohamowali i nie zlikwidowali nam – jak leci – całego państwa polskiego.
Tak czy owak kabaret zrobił się taki, że po 24 godzinach nawet "oficjalne czynniki" zaczęły lekko kumać, że jednak coś ktoś przesadził. Oto garść cytatów z sieci:
NIECH ŻYJE BAL...!! CYRKU W BUDOWIE CIĄG DALSZY...!! GŁÓWNI KOMEDIANCI W AKCJI – Donaldinio, Bull, i reszta ferajny kompletnie zgłupiała! W to już nawet najgłupsi kelnerzy, przekupki i "młodzi, bogaci i z dużych miast" NIE UWIERZĄ!!!
Granica absurdu została przekroczona – wypowiedzi prokuratorów na konferencji prasowej to rewelacyjny tekst kabaretowy. Trzeba go tylko... zaśpiewać odpowiednio. Ale będzie ubaw. No i proszę, oto mamy zamach, który wstrząsnął światem. ZAMACH! Ekscytacja nie z tej ziemi! ABW rozbiła zbrojny związek przestępczy, który planował wspólnie z agentami ABW brutalne akty przemocy wobec organów konstytucyjnych. To największy sukces służb od czasów operacji Samum.
Tak, drodzy Państwo, to nie przelewki. Służby ustalają, czy zamachowiec chciał użyć trotylu, nitrogliceryny czy oleju rzepakowego tłoczonego na zimno (estry o najwyższym stężeniu cząstek wysokoenergetycznych i ekstrakalorycznych).
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego poprosiła o konsultację warszawską prokuraturę wojskową, która zbada spektrometrem, czy cząstki wysokoenergetyczne ujawnione na odzieży mężczyzny mogą pochodzić z dezodorantu Nivea Men czy z namiotu PCV, w którym się ukrywał w Puszczy Białowieskiej, skąd dowodził uzbrojoną w pistolety na wodę siatką fanatycznych dzikich (bo puszczańskich) zamachowców. W pobliżu namiotu agenci zlokalizowali dwie wyrzutnie rakiet typu Cruise, instrukcję obsługi w języku Majów i części zamienne do kombajnu rolniczego. Z rozpoznania operacyjnego ABW wynika, że zamiarem wroga ludu było naładowanie jonami cząstek wysokoenergetycznych organów państwowych, w tym samego Donka i Bronka. Niewykluczone, że biegli będą musieli przeprowadzić eksperyment procesowy z udziałem prezydenta na bliźniaczym tupolewie w Mińsku Mazowieckim. Oprócz spektrometrów eksperci użyją mikrofalówki, prostownicy do włosów i specjalnie przeszkolonej fretki tropicielki.Cały ten zaplanowany cyrk jest pretekstem, by niedługo wprowadzać nowe "ustawki" do totalnej kontroli biedoty. Milicja zbroi się w nowe wozy "bojowe" jak do wojny , tylko z kim? Chyba z nami... – A mój sąsiad strasznie kicha i chciałby, by Bronek i Donek też katar mieli, więc kicha na wszystkie strony, kto wie, może drogą kropelkową za pośrednictwem licznych kichających zamach się uda.
Polacy widzą jak na dłoni, że ktoś usiłuje krzyknąć tym zamachem "o popatrz ptaszek", aby im zgrabnie sięgnąć do portfela i skrócić smyczkę. No i tak to jest, że jakie państwo, taki prezydent, a jaki prezydent, taki zamach...
I w ten oto sposób wkoło może być wesoło.
Andrzej Kumor
Mississauga
Tyle krzyku o GMO w Polsce. Niby czemu? Notabene krzyku tłumionego, bo rządząca kom-po-partia najpierw obiecywała nie wpuszczać, a ostatecznie ustawę o dostępności zmienionego genetycznie ziarna przegłosowano.
Tutaj, w Kanadzie, jemy GMO na co dzień – głównie w soi i kukurydzy, i jakoś trzecia ręka nam nie wyrasta (na razie), no nie?!
W czym problem?
Po pierwsze, w bandytyzmie koncernu Monsanto, który procesami sądowymi wymusił na tutejszych chłopach kupowanie od siebie ziarna siewnego. Ziarno GMO jest objęte ochroną patentową i nie można zasiewać na drugi rok tym, co zostanie z pierwszego, bo trzeba uiszczać opłatę licencyjną – wystarczy na polu znaleźć samosiejki od sąsiada, by wytoczyć proces, niszcząc kosztami farmera.
W Polsce jest to rzecz mało znana, a zostawianie ziarna na zasiewy jest na wsi powszechnie praktykowane. Jeśli to będzie ziarno GMO, chłopa odwiedzi najęty adwokat i uświadomi o popełnieniu przestępstwa naruszenia własności intelektualnej.
To jedno. Druga, o wiele ważniejsza rzecz, to że rolnictwo takie jak w Polsce świetnie nadaje się do produkcji zdrowej żywności i Polska powinna być europejskim zagłębiem takiej właśnie żywności, konkurując na rynku niemieckich, francuskim i innym. JeśIi wprowadzimy GMO, stracimy te rynki, bo trudno reklamować żywność GMO jako zdrową.
To tak w skrócie.
Słowem, dopuszczenie w Polsce GMO (w czasie gdy kilka państw europejskich przed tym badziewiem się ochroniło) jest zdradą polskich interesów.
Powiedzmy sobie w oczy, że to zdrada Polski.
Rolnik polski, rozdrobniony i na gospodarstwach rodzinnych, jest cudownym producentem najlepszej jakościowo żywności. I zamiast go w odpowiednie rynki pokierować, zamiast mu pomóc w marketingu i eksporcie płodów i przetworów, (niby) państwo polskie traktuje go jak śmiecia, uginając się pod dyktatem obernarodowych megakorporacji, które maksymalizują zyski kosztem każdego, kogo mogą przejechać walcem po plecach.
Nie jest ważne w tym momencie, czy GMO szkodzi, czy nie; ważne jest, że według zdrowego rozsądku wprowadzenie takich produktów w Polsce nie leży w polskim interesie. Choć leży, na przykład, w interesie niemieckim, gdyż wtedy polska żywność nie będzie na tamtych rynkach konkurencyjna.
I o tym właśnie powinno krzyczeć się w Polsce dzisiaj, i być może po to dzisiaj zagłuszono głosy rozsądku zgiełkiem wokół wyprodukowanego przez ABW unabombera.
Pozostaje mieć nadzieję, że coraz więcej Polaków zaczyna widzieć na oczy.
•••
Tak mi było smutno, gdy jeszcze 15 lat temu, patrząc na młodych Polaków, widziałem samych idiotów przebierających łapkami w wykreowanych wyścigach szczurów; jedzących z karmników "Gazety Wyborczej" i TVN; wstydzących się przeszłości własnego narodu i kultury Europy Środka; skretyniałych za sprawą jeżdżącej im na kompleksach manipulacji antypolskiej.
Jednak jak mawiał często w latach młodości jeden z moich kolegów, który na drodze przekonań życiowych dokonał wszelkich możliwych wolt – "ziemia rodzi".
Ziemia rodzi, płynie rzeka życia i przychodzą nowi ludzie, nowe pokolenia, bez kompleksów, potrafiące ocenić rzeczywistość, na którą patrzą, tyrające na obcych w różnych punktach Europy i świata.
Oczy mi się zeszkliły, patrząc na tysiące młodych Polaków w Marszu Niepodległości.
Nareszcie – jesteście!
Tylko teraz troska, by nikt ich nie wybił w jakiejś wojnie, nie napuścił jednych na drugich, nie rzucił do cudzych okopów i na cudze szańce przy akompaniamencie narodowych werbli.
Troska, by ludzi, którzy zaczynają mieć Polskę w sercu, nie zniszczono, jak tyle poprzednich pokoleń.
A zatem moda na Polskę może być na tyle silna, że delegalizacja polskiego patriotyzmu na wniosek komuchów z SLD już nie pomoże. Na razie, establishmentowi zatrzęsły się gacie, bo okazało się, że 30 proc. młodzieży w wieku 18-24 jest skłonnych zagłosować na MW-ONR. Ruszyły więc do boju "policje tajne i bezpłciowe", z tym że na razie nowi czekiści działają dość nieudolnie. Zobaczymy, co będzie dalej. W każdym razie na najbliższe wybory rzucam hasło "zabierz mamie dowód!".
My zaś powinniśmy siłą rzeczy być z narodowcami. W końcu tzw. Polonia ma tylko wtedy sens, jeśli przyjmiemy, że trwanie przy narodzie ma wartość; bo po jakiego wała być tu Polakiem, kiedy w Polsce zostaną sami "Europejczycy"?
Andrzej Kumor
Mississauga
Widziane od końca: Prawda, pierwsza ofiara wojny
Napisał Andrzej KumorWychowałem się w PRL-u, czyli państwie, w którym każdy obywatel był świadomy, że rzeczywistość opisywana w gazetach, a jeszcze bardziej ta pokazywana w "Dzienniku Telewizyjnym" znacznie odbiega od tej, którą widzi za oknem. W peerelu świat telewizyjny był radosny, zło (imperializm) przegrywało, dobro (socjalizm) zwyciężało.
Niestety, w dzisiejszych czasach manipulacja informacją jest jednym z najczęściej stosowanych sposobów wpływania na ludzi. A z powodu coraz bardziej scentralizowanej własności środków przekazu, matrix rośnie w siłę.
Oto komentując wypowiedzi, jakie padły podczas Marszu Niepodległości, telewizja Polsat w 10. minucie programu przekazuje informację, że szef ONR stwierdził, iż: "dzisiejszy antysemityzm jest taki jak ten przed wojną". Tymczasem całość (oryginalnej) wypowiedzi wyglądała tak:
Całość dostępna po wykupieniu subskrypcji
To, że osoba na tak wysokim stanowisku jak szef CIA powinna uważać, z kim flirtuje, a już z pewnością z kim śpi, jest prawdą znaną co najmniej od czasów Estery. Dlatego też większość poważnych serwisów kontrwywiadowczych tworzy wokół tego rodzaju przywódców strefę komfortu, zapewniając dostęp do osób sprawdzonych i "przesianych".
Jak to się więc stało, że generał Petraeus nadział się na taką minę? Dlaczego musiał ukrywać romans? Dla każdego kagebowca musi to być rzecz śmieszna, bo przecież jeśli generał KGB idzie do łóżka, to z całą pewnością nie z kobietą, o której ta służba nic nie wie, najczęściej zaś z kimś prześwietlonym od momentu ukończenia 10. roku życia.
Czyż to nie śmieszne, że przez jakąś kobietę tak poważna instytucja jak wywiad doznaje zawirowania? Czy USA to nadal jest państwo poważne?
•••
Zbigniew Brzeziński funkcjonuje w Polsce jako "nasz" Amerykanin. I ten "nasz" Amerykanin pozwolił sobie na chamską opinię na temat naszej polskiej polityki.
Stwierdził, że "mówienie o zamachu w Smoleńsku bez wyraźnego wskazania, kto jest za niego odpowiedzialny, ale sugerując jednocześnie, że jest to polski rząd, a może Sowieci, to jest coś tak wstrętnego i tak szkodliwego, że mam nadzieję, iż osoby bardziej odpowiedzialne w opozycji rządowej jakoś inaczej się do tego odniosą".
Nie ma się tutaj co dziwić, bo Zbigniew Brzeziński jest byłym amerykańskim politykiem, który dba o interesy amerykańskie, a w interesie amerykańskim jest dzisiejszy kształt układu rządzącego Polską; dlatego nie ma co wymagać od Brzezińskiego, by nagle przejął się tym, że nie ma komu sprawdzić, czy to był zamach. Amerykanie są jednym z rodziców chrzestnych obecnego układu politycznego Europy Środka z okrągłym stołem włącznie i nikt, kto choć teoretycznie zakwestionuje pookrągłostołowy porządek, nie jest przyjacielem USA.
W ten właśnie sposób należy traktować wszystkie mniej lub bardziej oficjalne enuncjacje amerykańskie na polski temat i w ten właśnie sposób należy krytycznie podchodzić do jakichkolwiek nadziei, jakie mają wobec Amerykanów środowiska PiS-owe w Polsce. Panowie, rozeznajcie się najpierw co nieco w otoczeniu...
•••
Jedną z niesprawiedliwości kanadyjskiego rynku pracy jest dyktat związków zawodowych. Powiem tak, bardzo by było dobrze, gdyby ontaryjskie i kanadyjskie prawo pracy bardziej chroniło prawa pracowników najemnych.
Bardzo byłoby dobrze, gdyby rząd chronił kanadyjskich pracowników najemnych, chroniąc ich zakłady przed nieuczciwą konkurencją z zagranicy pochodzącą z państw, gdzie robotnicy żadnych praw nie mają, a przemysłowców nie obowiązują żadne normy.
W dzisiejszej sytuacji jest zaś tak, że związki zawodowe tworzą swoiste państwo w państwie, które chroni interesy członków kosztem innych nieuzwiązkowionych pracowników.
Dyktat związków zawodowych – co oczywiste – jest najsilniejszy w państwowych zakładach i administracji, bo są to quasi-monopole, mogące funkcjonować bez rynku i nienarażone na plajtę.
Dlatego śmieszą teatrzyki związkowe w wykonaniu przedstawiciela Canadian Union of Public Employees, który wzywa Kanadyjczyków do boju, porównując premiera Harpera do Hitlera.
CUPE to święte krowy świata pracy. I właśnie dobrze się dzieje, że przedłożona przez rząd ustawa C-377 zobowiąże związkowców do ujawniania, w jaki sposób wydają zebrane środki – czyli m.in. tego, ile sobie przyznają pensji. Sądząc po wspomnianym filmiku, jest to celne uderzenie.
Związki to jednak tylko połowa problemu, drugą jest corporate welfare – czyli całkiem socjalistyczne dofinansowywanie wielkich korporacji przy jednoczesnym zniesieniu jakichkolwiek barier dla nieuczciwej konkurencji z towarami produkowanymi niewolniczo w Chinach czy Indiach.
Jak to w życiu bywa, każdy woli zauważać tylko tę połowę problemu, która jest mu akurat bardziej na rękę.
•••
Miałem przyjemność uczestniczyć w rozdaniu stypendiów Funduszu Millenium Chrześcijańskiej Polski. Jakże to wspaniały, szczytny cel, jak dobrze byłoby, gdybyśmy mieli takich stypendiów więcej, gdyby były wyższe, gdyby kwoty darowizn prywatnych finansowały polonijne przedsięwzięcia. Dlatego dobrze się stało, że dyrektorzy funduszu postanowili przekazywać czeki podczas uroczystych ceremonii (patrz str. 49).
Bo szczerze mówiąc, nie chodzi w tym wszystkim o pieniądze, tylko o gest naszej polskiej solidarności; gest świadczący o tym, jak bardzo nam wszystkim, a nie tylko rodzinom otrzymujących stypendia studentów, zależy na ich sukcesie. Im więcej mądrych, wykształconych, dumnych ze swej przeszłości Polaków, tym lepiej dla nas wszystkich.
Dlatego swoje dzieci zachęcajmy wszelkimi sposobami do kształcenia. To leży w interesie nas wszystkich.
Andrzej Kumor
Mississauga
W Toronto gościł niedawno sam arcykapłan loży europejskiego demo-postępu Adam Michnik, człowiek wielce zasłużony w walce z "hydrą polskiego patriotyzmu narodowo-katolickiego", twórca głównego ośrodka intelektualnego od mieszania w głowach zakompleksionej polskiej młodzieży.
Przepraszam, że brzmi to trochę jak tytuły ruskiego cara, ale w końcu Michnik to człowiek, który w latach 90. usiadł swoją gazetą Polakom na głowach, więc trzeba wiedzieć, z kim mamy do czynienia.
Adam Michnik przyjechał tu na jubel do znajomych, a przy okazji wygłosił wykład do Żydów i Polaków, przekonując tym razem, że kultura polska wbrew rozpowszechnionemu wśród żydostwa przekonaniu, z natury swej antysemicka nie jest.
Czytam o wydarzeniu w naszej torontońskiej "Jewish Tribune", gdzie zgrabny tekst na temat opublikowała Rachela Levy Sarfin. Wynika zeń, że Michnik nas, Polaków, broni, żeśmy się przeciwstawiali antysemityzmowi, zaś sam antysemityzm po roku 43 służył raczej jako kod wyrażania antyliberalnego (sic!) i antykomunistycznego nastawienia.
Czy Michnikowe wywody zmienią myślenie Żydów o Polsce i Polakach? Śmiem wątpić, ponieważ żydowski antypolonizm podlany jest sosem ich własnego żydowskiego nacjonalizmu, ergo syjonizmu, w którym poczucie bycia prześladowanym w diasporze odgrywa rolę proizraelskiego lepiszcza.
Dla każdego uważnego obserwatora jest oczywiste, że Polska jest jednym z mniej antyżydowsko nastawionych krajów Europy. Wystarczy tylko przełamać barierę nieufności w jakimkolwiek brytyjskim pubie czy francuskiej winiarni (o bierstubie nie wspominając), by dowiedzieć się, co tamtejsi autochtoni rzeczywiście sądzą o narodzie wybranym.
Z drugiej strony, co nas obchodzi, co Żydzi o nas myślą? Czy to my mamy ich przekonywać do wdzięczności za różne prożydowskie polskie gesty?! To jest ich sprawa.
My powinniśmy przede wszystkim zabiegać o siłę i interes Polski i ten interes definiować. Również wobec interesu żydowskiego, zwłaszcza zaś żydowskich roszczeń wobec Polski, które dzisiaj mają już placet państwa Izrael, a nasza słabiutka warszawska Polska nawet się do tego faktu oficjalnie nie odniosła.
Za polskie pieniądze powstaje w Warszawie muzeum Żydów polskich (miało być za żydowskie), podczas gdy brakuje środków na inicjatywy odbudowujące polską tożsamość, jak choćby muzeum Kresów.
Słowem, jeśli Żydzi w swej głupocie sądzą, że Polacy są narodem antysemitów, no to hak im w smak. Ich problem i jest wielkim błędem nadskakiwać im, aby łaskawie to przekonanie zmienili.
Róbmy swoje, budujmy polską siłę, definiujmy polski interes narodowy, bo raz może on iść z żydowskim pod rękę, a innym razem być na kolizyjnym kursie. Żydzi kiedyś na terenach polskich gremialnie mieszkali, te czasy minęły, sytuacja jest inna, paradoksalnie, kiedyś syjoniści wzorowali się na legionach, przygotowując się do walki o Izrael, my dzisiaj powinniśmy się wzorować na syjonistach, budując naszą narodową siłę i uruchamiając polską diasporę dla polskiego interesu narodowego.
Nienawiść, także ta skierowana w całe narody, zaciemnia obraz i uniemożliwia racjonalne formułowanie własnego interesu i strategii.
Żaden człowiek i żaden polityk we własnym dobrze pojętym interesie nie powinien się nienawiścią w myśleniu kierować. Słowem, antysemityzm jako taki jest głupotą, natomiast jest rzeczą najzupełniej normalną, by w porę i dokładnie odsłaniać żydowskie interesy, tak by ich antypolskiej części móc się przeciwstawić. Tą antypolską częścią jest między innymi podjęta próba wyłudzenia od Polski olbrzymich kwot.
Rzecz bez precedensu w prawie, bo zakładająca etniczną własność majątku. – Chodzi o to, że Żydzi uważają majątek po innych Żydach, którzy zmarli bez spadkobierców, jako należny organizacjom żydowskim – i to głównie takim, które działają poza granicami państwa polskiego.
Jest to rzecz, którą Polska powinna bezwzględnie odrzucić i domagać się od Izraela jasnego stanowiska w tym zakresie. Niestety, z wiadomych nam wszystkim powodów tak się nie dzieje. A przecież czym innym jest domaganie się reprywatyzacji bezprawnie odebranej własności, a czym innym żądanie od jakiegoś państwa czegoś na kształt reparacji wojennych.
To tylko jedno z zagadnień, gdzie interesy polskie z żydowskimi są sprzeczne. Innym jest kwestia wojny na Bliskim Wschodzie. Iran nigdy nie zagrażał polskim interesom, przeciwnie – znów biorąc przykład z historycznego podejścia, z którego Żydzi słyną, powinniśmy Persom dziękować jako naród, za przyjęcie naszych zabiedzonych rodaków, którzy wraz z armią Andersa ewakuowali się z ZSRS.
Jeszcze inna kwestia, to oczywista rozbieżność między izraelską a polską polityką historyczną w odniesieniu do wydarzeń II wojny światowej. Tu jako Polska powinniśmy mówić donośnym głosem o okupacji, jaką przyniosła nam Armia Czerwona.
Uczmy się od Żydów; uczmy się skutecznego nacjonalizmu i nie wymagajmy, by nas lubili. Nie muszą. Wystarczy, by szanowali nasze interesy. I w tym już nasza rola.
Andrzej Kumor
Mississauga
Piszę kolejny rok z rzędu, że obchody 11 listopada napawają mnie smutkiem. 11 listopada 1918 roku naszym pradziadkom udało się coś, co – wedle rozpiski mocarstw światowych – miało już nigdy się nie zdarzyć – podnieść Polskę z porozbiorowych popiołów – prawdziwą, niemarionetkową, z krwi i kości, niepodległą i swą wolność ciosającą orężem. Potrafiącą prowadzić realną politykę, gdy trzeba było, z pozycji siły.
Gdy to państwo porównać do dzisiejszej lebiody; kraju targanego interesami ościennymi, korporacyjnymi, w którym elity wstydzą się "zacofania" "moherów"; w którym korupcja rozrywa każdą publiczną złotówkę, a całkiem inteligentni Polacy bez żenady sprzedają obcym dusze – robi się przykro.
Jedyna nadzieja, że młode pokolenie, kierowane ręką Opatrzności, jednak przejrzy na oczy, dostrzeże wielką wartość we własnym niepodległym państwie; zacznie działać bez kompleksów. Jedyna nadzieja w tym, że narybek nowej elity zobaczy fiasko ponadnarodowych projektów i sięgnie do źródła tożsamości. Polska to piękny i zasobny kraj. Ale żaden kraj sam z siebie nie ma prawa do niepodległości. Prawo to mają ci, którzy na niepodległość są w stanie się wybić i ją obronić.
I dlatego dzisiaj patrząc na piękne defilady, trzeba przypominać, po co nam Polska.
•••
Marsz Niepodległości, który w roku ubiegłym przeszedł przez Warszawę, pokazał siłę polskiej jedności i tym samym dał do myślenia wrogom Polski.
Dlatego w tym roku podkręcono odpowiednio animozje, aby Polacy brali się za czuby. Okazuje się, że pod jedną narodową flagą młody Wildstein – Żyd – nie może iść wraz z działaczami ONR-u, Kukizowi nie podoba się w gronie popierających marsz Jan Kobylański. "Gazeta Polska" ze swej strony deklaruje przywiązanie do idei "krajowej" i urządza osobny "podpochód"...
Zanim jeszcze cokolwiek się udało; zanim cokolwiek się wydarzyło, co by mogło Polskę odwojować z rąk postkomunistyczno-czekistowskiej soldateski, Polacy już się pokłócili. Zresztą to samo jest tutaj na emigracji, co odczuwamy na każdym kroku, usiłując publikować jak najszerszą gamę polonijnych poglądów i opisywać towarzyszące im postawy. Niestety – i to jest najciekawsze – nikomu nie podoba się przedstawianie poglądów "drużyny przeciwnej"; każdy chciałby mieć wyłączność; każdy rozumie swoją rację jako prawo do zatkania ust racji przeciwnej.
Wiele razy podkreślałem, że zależy mi na silnej Polsce – silnej militarnie i gospodarczo; jedynie silny kraj pozwoli żyć Polakom, jak chcą – bez konieczności dopasowywania się do cudzych gustów i pracowania na cudze dzieci.
Owszem, Polska to projekt wykraczający ponad gromadę etnicznych Polaków, to idea szersza i głębsza, opasująca również narody słowiańskie byłej Rzeczpospolitej, ale w tej Polsce z pewnością jest też miejsce na zdecydowanych, "ostrych" narodowców.
Polska to Europa środka w swym najlepszym wydaniu, nie kłóćmy się o nią, zanim nie zaistnieje, bo do zrobienia jest bardzo wiele, a groźba zaprzepaszczenia – wielka.
Bo silna Polska to narodowy etniczny kraj o tej nazwie, ale też wielka środkowoeuropejska konfederacja państw narodowych być może również o podobnej nazwie. Europa środka była rozgrywana przez dwa mocarstwa, z prawa i z lewa, ale pokój europejski może być trwały jedynie wówczas, kiedy na tych terenach odrodzi się tradycyjna wspólnota narodów Rzeczpospolitej.
Powinni o tym pamiętać wszyscy ci, którym dzisiaj pod polską flagą jest za ciasno.
Panie, Panowie, Marsz Niepodległości zorganizowały środowiska narodowe (chwała im za to) i choć wielu Polaków nie do końca podziela ich poglądy, to jednak powinniśmy się z nimi zmieścić na wspólnej drodze do Polski. Polskie dąsy mogą mieć miejsce w prawdziwie polskim sejmie niepodległego państwa polskiego, a nie na ulicy kraju rozszarpywanego przez obce interesy.
•••
Romney czy Obama? A cóż to zmieni w naszej optyce?! Bo ja niespecjalnie widzę.
•••
Czasy się zmieniają, rośnie rola Kanady – po czym to poznać? No przede wszystkim po tym, że premier Harper zaczął wzorem "kierownictwa amerykańskiego" wozić ze sobą opancerzonego cadillaca. Zabrał samochód do Indii, najwyraźniej nie dowierzając tamtejszej produkcji motoryzacyjnej.
Kanada otwiera się na Indie, z którymi negocjujemy wolny handel – oczywiście z powodów polityczno-ideologicznych. Bo jakże mogłoby być inaczej w przypadku znoszenia barier celnych między krajem, w którym standardy pracy, ochrony środowiska praktycznie nie istnieją?
Andrzej Kumor
Mississauga
Kiedy człowiek urodził się i wychował w kraju prowokacji, czyli w komunizmie, zdaje sobie sprawę, czym jest spontaniczność sterowana; wie, że scenariusze przygotowuje się na każdą ewentualność.
Czy wykrycie śladów trotylu we wraku prezydenckiego tupolewa to kolejne rozdanie w grze "dużego pałacu" (wpływów rosyjskich) z "małym" (wpływami niemieckimi czy amerykańskimi)?
Niewykluczone.
1. Dlaczego trotyl?! Gdyby to mieli być Rosjanie, to wcześniej w Samarze oni właśnie remontowali samolot; gdyby to oni chcieli go strącić, mogli to zrobić na 20 różnych trudno wykrywalnych sposobów, poczynając od urządzeń nawigacyjnych po detonatory w zbiornikach paliwa. Jak wiemy, do strącenia bombą samolotu pasażerskiego wystarcza czasem kropla. Minowanie tupolewa trotylem to jakaś farsa, no chyba że autor katastrofy jest wielkim oryginałem i chce się pod swym dziełem podpisać.
2. Dlaczego dzisiaj? Dlaczego przez tyle lat nikt tych śladów nie zbadał – nawet po amatorsku? Za pomocą niezbyt skomplikowanej aparatury i kilku dolarowych stówek otwierających bramy do złomu po tupolewie można było sprawę sprawdzić.
A zatem...
•••
Rozważanie przyczyn zjawisk politycznych przypomina próbę opisania życia ryb na podstawie kilku sesji wędkowania. – Mamy na ten temat niewiele prawdziwych informacji, a te, którymi dysponujemy, w wielu wypadkach są rezultatem różnych wrzutek i kłamstw.
Wszystko więc, co możemy zrobić, to pogawędzić sobie trochę o tym, co nam się w głowie układa; ot, poszeregować "wędkarskie" obserwacje.
Idźmy po kolei...
Nie jest wykluczone, że w obliczu słabnącego znaczenia i malejącego potencjału militarnego USA, Żydzi zdecydują się na wojnę na Bliskim Wschodzie.
Jest to dla nich samych dość ryzykowne przedsięwzięcie. Dlatego by zmniejszyć ryzyko, Tel Awiw usiłował "okrążyć" Iran, zmniejszając siłę wsparcia tradycyjnych sojuszników Iranu – Rosji i Chin. Między innymi w tym celu USA "resetowały" stosunki z Moskwą, zaś prezydent Izraela zapewniał prezydenta Putina o dozgonnej wdzięczności dla Armii Czerwonej za "wyzwolenie" i wsparciu medialnym rosyjskiej wersji polityki historycznej, wedle której AC – "wyzwoliła Europę", a nie – jak pamięta się w Polsce – przyniosła gwałty, mordy i nową okupację.
Mimo tych prorosyjskich gestów Rosja nie chce jednak jeść Żydom i Ameryce z ręki – wspiera reżim syryjski i śle uzbrojenie dla Iranu. Kreml gra własną grę. Ta "niesforność" powoli wyczerpuje cierpliwość na Zachodzie, a zwłaszcza u polityków kieszonkowego mocarstwa. Stąd i potrzeba stworzenia punktów zaczepienia, które można wykorzystać przeciwko Rosji.
Wróćmy do Polski, gdzie opcja prożydowska, choć rzadko publicznie artykułowana, zawsze miała silne poparcie większości rządzących elit, od Kwaśniewskiego po śp. Lecha Kaczyńskiego. Ten ostatni podczas wizyty w Izraelu, przemawiając na zamkniętym spotkaniu do byłych żołnierzy Andersa (czytaj "palestyńskich" dezerterów od Andersa), powiedział:
– Niezależnie od tego, czy będzie panował pokój, czy będą leciały rakiety. My w Polsce na ogół szczególnie strachliwi nie jesteśmy. A więc dlatego, żeby pokazać, że nam na stosunkach z Izraelem, na sojuszu, zależy w sposób szczególny.
– Armia polska jest obecna w Iraku w dużym stopniu ze względu na nasze związki z waszym państwem. Nasza armia jest obecna, ale będzie w większej liczbie obecna, w Libanie, z tych samych względów. Nasze odpowiednie służby współpracują na licznych odcinkach z waszymi, też ze względu na to, o czym przed chwilą mówiłem.
Tak jest i mogę państwa zapewnić, że chociaż rządy w Polsce się zmieniają, jak w każdym demokratycznym państwie, raz jedni wygrywają, a raz drudzy, ostatnio wygraliśmy my, ale nie jest wykluczone, że w przyszłości wygra ktoś inny – nie chcielibyśmy tego, oczywiście (śmiech), nie można tego wykluczyć, to polityka wobec Izraela się nie zmieni.
Kontynuatorem tej wizji sojuszu nowej Polski z Ameryką i Izraelem ("Żydzi rządzą Ameryką, a więc dzięki sojuszowi z nimi uzyskamy amerykańskie gwarancje") jest Jarosław Kaczyński. Dlatego m.in. w pismach kojarzonych z PiS-em, typu "Gazeta Polska" czy "Nowe Państwo", nie uświadczysz krytyki Izraela, nie przeczytasz sensownych tekstów geopolitycznych o gasnących Stanach Zjednoczonych.
A więc – wracając do sprawy smoleńskiej – konglomerat interesów silnie obecnych w Polsce stawia w tym momencie na Jarosława i jego drużynę; dlatego nagle zaczęły się poprawiać słupki oficjalnych sondaży i niewykluczone, że na fali antyrosyjskiego zamachowego uniesienia patriotycznego uda się podnieść PiS do władzy.
Być może właśnie po to, by Polacy gładko przełknęli kryzys, a Polska stanęła ramię w ramię z Izraelem "w tym, szczególnym sojuszu".
W powyższym "rozwinięciu" teoria trotylowego zamachu dokonanego na terytorium Rosji przez "wiadomo kogo", może zostać korzystnie wykorzystana.
Wspomniany konglomerat dałby nam na jakiś czas rozwinąć stare proporce, byśmy się łudzili, że w tej wojnie umierać będziemy we własnej sprawie...
Andrzej Kumor
Mississauga
Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach... I dlatego ich świat przeminął.
Taka jest smutna prawda. Dlatego dzisiaj zacznę od pieniędzy. Oto bowiem od czasu do czasu odbieram telefony, dlaczego zamieszczamy reklamę tych, a nie tamtych, albo dlaczego reklamujemy X, skoro on razem z Y źle mówił o drogich nam sprawach.
Odpowiedź jest prosta. Polega to wszystko na tym, że wiele osób sądzi, iż niektóre rzeczy biorą się z powietrza lub jak manna z nieba od Pana Boga i – po prostu - powinny być. Tymczasem – też nad tym ubolewam – Fenicjanie wynaleźli kiedyś pieniądze, a Żydzi do perfekcji doprowadzili obrót nimi i niestety za większość rzeczy trzeba płacić.
Przykre jest natomiast to, że ludzie, którzy nas popierają "ustnie" i zgadzają się "po linii i na bazie" z tym, co publikujemy – jakoś nie widzą związku własnych poglądów z tym, na co wydają pieniądze. Niestety, we współczesnym świecie jest to związek zasadniczy.
Zanim więc, Drogi Czytelniku, zadzwonisz do nas ze świętym oburzeniem za drukowanie tej czy tamtej reklamy – zadaj sobie pytanie – w jaki sposób ostatnio nas wsparłeś. Bo znam takich, którym szkoda $1.50, "skoro mogą przeczytać od kolegi"...
To jedna sprawa, druga bezpośrednio z nią związana, to że warszawskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, w którego gestii są teraz wielomilionowe środki na pomoc dla Polonii, będzie na naszym podwórku dofinansowywać "media".
Ujął to w prostych słowa wiceminister spraw zagranicznych p. Cisek. Cytuję za Der "Dziennikiem": "Chcemy zmian w mediach polonijnych. Jedną z nich ma być konsolidacja tytułów tak, by te małe zostały wchłonięte przez większe. (...) Zamiar zmian w mediach polonijnych jest konsekwencją analizy medioznawczej na ich temat zleconej przez MSZ. (...) W zamian za dofinansowanie MSZ będzie jednak domagać się realizacji przez wspierane media celów wyznaczonych w resorcie. Chcielibyśmy wspierać te podmioty, które rokują realizację określonych celów polskiej polityki zagranicznej i (…) doprowadzić do sytuacji, w której media – jeśli otrzymują na swoją działalność pieniądze – będą realizować nieco szerszy zakres zadań" – dodał Cisek.
Jak więc widzisz, Drogi Czytelniku, jeśli sam sobie nie zapłacisz, będziesz jadł z ręki tym, którzy płacą, wymagając jedynie "realizacji nieco szerszego zakresu zadań". Wybór należy do Ciebie...
Tyle o pieniądzach.
Z "Gońcowej" strony liczymy (liczyć każdy może) na to, że wysokość przekazywanych przez resort spraw zagraniczny środków, jak również lista adresatów będą jawne. Miło byłoby też by poszczególne "podmioty" w ramach tzw. transparentności informowały ile środków i na realizację jakich zadań dostają od MSZ.
No ale zdaje się za dużo wymagam... Dzisiaj zwykłych Czytelników nikt już poważnie nie traktuje.
•••
Podczas spotkania z Grzegorzem Braunem (jak zwykle palce lizać, kolejne 9 listopada) – padło ciekawe pytanie, jak to się dzieje, że polskie elity, czyli – było nie było kiedyś normalni ludzie, z którymi chodziliśmy do podstawówki – dzisiaj gotowe są za byle grosz utopić Ojczyznę; działać przeciwko najbardziej podstawowym interesom Polaków.
Odpowiedź jest w zjawisku internacjonalizacji elit.
Tak jak ojczyzną elit bolszewickich była komunistyczna partia ZSRS, tak dzisiaj ojczyzną elit demoliberalnych jest ta czy inna loża lub luźno zorganizowana koteria. Widać to zwłaszcza na przykładzie państw biednych i aspirujących jak Polska, gdzie co bardziej rozgarnięci synowie i córy są w mig rozpoznawani, a następnie wsysani przez ponadnarodowy "klub".
Łatwo to zrobić właśnie w krajach "neokolonialnych", w których "tutejsi", nawet ci bardziej wykształceni, mają pełną gamę kompleksów i zahamowań, na dodatek – jak to ma miejsce w Polsce – wyrastają często z pokolenie migracji wieś-miasto, niepewnego własnego wychowania i wartości.
Dla takiego Janka czy Zenka fakt wpuszczenia do przedpokoju imperatora stanowi tak duże kopnięcie zaszczytem, że plotą w zmieszaniu trzy po trzy.
A tak na poważniej, to zjawisko rozrywania się tkanki i elityzacji społeczeństwa, gdzie ci na górze manipulują tymi na dole, coraz bardziej nimi gardząc, zaostrza się również w USA (polecam "Coming Apart. The State of White America" Charlesa Murraya).
Chodzi o to, że o ile jeszcze kilkadziesiąt lat temu biedni i bogaci, wpływowi i bezsilni mieszkali w tych samych okolicach, posyłali dzieci do tych samych szkół i od czasu do czasu spotykali się w jednym kościele; dzisiaj zaś mieszkają w bąblach, odizolowani tak skutecznie, że o problemach maluczkich wiedzą z CNN. Co innego jedzą, oglądają, co innego kupują i inaczej świętują – są ludźmi z innej planety.
W Polsce tę sytuację ilustruje zlikwidowanie elit ziemiańskich. Dawniej dwór – jakikolwiek by był – jednak czuł się odpowiedzialny za wieś, która na niego pracowała. Dziedzic znał swoich chłopów, wiedział, co u kogo i kto kogo; interesował się, był blisko, często siedział w tym samym kościele i kładł kości na tym samym cmentarzu.
To tworzyło w naturalny sposób poczucie wspólnoty. To sprawiało, że w człowieku, który był przedmiotem naszej władzy, widzieliśmy właśnie konkretnego chłopa, konkretną osobę, a nie barachło – jak dzisiaj.
Andrzej Kumor
Mississauga
Niedawne pobicie sklepikarza w Warszawie przez firmę ochroniarską pokazuje głębokość rozpadu państwa polskiego przekształcającego się w oddalone od siebie wyspy partykularnych interesów. Ich właściciele broniąc sfer wpływów, sięgają po coraz bardziej drastyczne środki. W sytuacji malejącej skuteczności dochodzenia praw w sądach poszczególne koterie wyposażają się w cały arsenał środków troski o żywotne interesy – od łapówek, wpływów w urzędach i ministerstwach, po quasi-policje, oddziały ochroniarskie i nielegalne zabezpieczenia w środowiskach zorganizowanej przestępczości.
Jest to współczesne wydanie XVIII-wiecznego szarpania państwowego sukna, kiedy to ustosunkowane rody magnackie, wykorzystując obce wpływy i utrzymując prywatne armie, rozwalały Polskę od środka.
Atak ochroniarzy zatrudnionych przez jedną ze stron sporu handlowego, przy biernej postawie policji, daje sygnał, że w dzisiejszej Polsce można liczyć wyłącznie na siebie. I ewentualna sugestia "telefonowania na policję" wygląda tak samo śmiesznie jak w państwie okupowanym – lepiej trzymać obrzyn pod ladą niż szukać pomocy na komisariacie.
Może zresztą chodzi o to, by Polacy przyzwyczaili się i pogodzili z myślą, że ich własne instytucje państwowe to atrapa, a prawdziwy porządek i bezpieczeństwo mogą im zagwarantować wyłącznie agencje ponadnarodowe – europejskie. Może, oprócz rozbuchanej prywaty, w tym szaleństwie jest metoda. Rozkład państwa, zwłaszcza w jego funkcji troski o poszanowanie prawa, to najsilniejszy impuls do stawiania sobie pytania, po co mi Polska? No bo... na co mi takie kabaretowe państwo?!
Paradoksalnie taką sytuację jako naród już kiedyś poznaliśmy. Nasze skaranie Boskie to nieszczęścia wynikające z utraty państwa w wieku XVIII; falujące od tych strasznych grzechów ówczesnych Polaków, którzy w ciągu kilku pokoleń z dumnych katolickich rycerzy przekształcili się w masońskich bawidamków, co to "wyobrażali sobie pod wolnością samowolę nielicznych a nieograniczone poddaństwo wszystkich innych...".
Tamten ciąg wydarzeń odbija się nam czkawką po ścianach Ojczyzny. W wielu polskich miastach pod koniec wieku XVIII i w XIX również panowały "dzisiejsze" nastroje – Polska nawet jako idea przestawała być politycznie nośna, pozostało umiłowanie kultury, szlacheckiego obyczaju i folkloru, na co panujące domy chętnie przystawały.
Krakowianie czy lwowianie, nawet za czasów II RP, z sentymentem wspominali Franza Josefa. Niektórym ówczesnym Polakom wystarczało, że pan był ludzki i dawał trochę pooddychać narodowym powietrzem, powspominać Alte Gute Zeiten, posarmacić przy kuflach miodu pitnego czy węgrzyna, by potem wiernopoddańczo lizać karmiącą rękę Wiednia.
W dowolnym podręczniku przeczytać można, że monarchia austrowęgierska oferowała Polakom "unijne"swobody. "Pod koniec lat 60. i na początku lat 70. XIX wieku Galicja otrzymała autonomię. Powołano do życia m.in. Sejm Krajowy i Radę Krajową. Do szkół, urzędów i sądów wprowadzono język polski. Zasiadający w rządzie minister – Polak – miał prawo opiniowania projektów postanowień mających związek z Galicją. Nie brakowało w rządzie ministrów polskich zajmujących się różnorakimi resortami, dwukrotnie zaś Polacy byli premierami. Również Polak stał na czele prowincjonalnej administracji Galicji. Powstawały liczne polskie organizacje polityczne"...
A to wszystko pod niepolskim protektoratem z niepolskim wojskiem w fortach. No więc jako naród mamy już za sobą powszechną zgodę na taką wersję polskości. Ona podobała się tak licznej zgrai, że gdy z Oleandrów ruszyła Pierwsza Brygada, to zdenerwowani ruchawką mieszczanie krakowscy wylewali na nią nocniki.
A mimo to i wbrew temu Polska powstała...
Czyli da się. Przyzwyczajono nas myśleć "demokratycznie", znaczy, przejmować się opinią większości, tymczasem często zdarza się, że rację mają nieliczni – czasem wręcz tylko pojedyncze osoby. I to one muszą kreślić wizję nowoczesnej Polsk; oczyszczonej z porozbiorowej świadomości, rozumiejącej działanie polityczne. Polska musi być atrakcyjna; to musi być projekt, który porwie młodych ludzi, pokazując im czarno na białym, jak bardzo im się państwo opłaca.
Żebyśmy nigdy nie pisywali już memoriałów, błagając obcych o protekcję.
Proszę czytać i płakać.
•••
Memorjał deputacji galicyjskiej o potrzebach kraju z roku 1790
Memorjał ten, wręczony cesarzowi Leopoldowi II podpisany przez Stanisława ks. Jabłonowskiego, Mikołaja hr. Potockiego, Józefa Maksymiljana hr. Ossolińskiego, Jana hr. Bąkowskiego, Piotra Zabilskiego i Jana Batowskiego.
...Bez przesady można powiedzieć, że Galicja, która dawniej Wisłą, Bugiem i Sanem wywoziła wielką część swoich produktów na targi nad Bałtykiem popadła obecnie w zależność od sąsiadów nawet co do warunków egzystencji a pozbawiona zupełnie handlu wywozowego, sprowadza artykuły żywności z Polski, inne zaś przedmioty potrzebne do codziennego życia z innych prowincji monarchji, wskutek czego znany jej jest tylko najgorszy rodzaj handlu, tj. handel przywozowy. Rolnictwo, ta silna podstawa bogactwa krajowego w państwie, a jedyne źródło bogactwa w kraju rolniczym, zupełnie upadło w Galicji.
Jej ludność zmniejsza się widocznie z dnia na dzień, pieniądz odpływa z niej do zagranicy, odsetki od kapitału idą w górę, wartość dóbr spadła, a z tych co w chwili rewindykacji uchodzili za majętnych, dziś zaledwie niektórzy dobrze się mają. (...) Obywatel, odsunięty od wszelkiej funkcji w administracji, stał się obcym we własnej ojczyźnie, nie może ani dostąpić zaszczytu służenia krajowi, ani znaleźć sposobu dopełnienia najwyższych obowiązków wobec kraju i swojego monarchy.
Stany są tylko cieniem, przedstawiającym faktycznie unicestwiona narodowość, a wskutek błędnej organizacji nie są nawet w stanie u stóp tronu wyrazić żalów i zwątpienia całego narodu...
(...)
Nie mniej smutnem jest to, że zaufanie mające łączyć członków państwa z rządem, zostało od chwili, gdy on nie dopełnił wielu zobowiązań zaciągniętych wobec poszczególnych obywateli, tak zachwiane, iż nawet najkorzystniejsze jego propozycje przyjmowane są z nieufnością. Ustawy dawne pozostają bez mocy, a ponieważ nowe nie są wcale zastosowane do fizycznych i moralnych potrzeb kraju, ani nie zostały dotąd pod innymi względami skrupulatnie ze stosunkami rozważone, gdy za jednym zamachem obalono dawne urządzenia, jak wiele przyczyniać się musi do dowolności niższych organów brak ścisłości w rozporządzeniach, mnogość zakazów rozmaitych i niestałość systemów!
Najlojalniejszy obywatel nie zdoła uniknąć tego, żeby nie stał się winnym jakiego przekroczenia. Władza wykonawcza nie jest wprawdzie dość silną, aby utrzymać w mocy ustawę szkodliwą dla całego kraju, ale aż nadto jest silną, gdy chodzi o jej przeparcie na udręczenie jednostki. Jest to niewątpliwie najsmutniejsze położenie społeczeństwa, jeżeli ustawa, mająca jak tarcza osłaniać spokojnego obywatela, zostaje przeciw niemu skierowana, jakby broń zaczepna, jeżeli urzędnicy, powołani do wykonania najwyższej woli, przez interpretacje ustaw uzurpują dla siebie niejako władze ustawodawczą, gdy wreszcie sami urzędnicy mogą nadto jeszcze zaostrzać surowość rozporządzeń dokuczliwością osobistych charakterów.
Toteż w takiem stanie rzeczy istotnie jesteśmy wystawieni na despotyzm urzędników cyrkularnych i wydani na pastwę tłumu komisarzy. Nawet sądownictwo powiększa brzemię ciężarów. Nie rozwija ono dostatecznej siły, aby zabezpieczyć własność i wolność obywateli, aby osłaniać i bronić niewinnych. Przemożna w kraju juryzdykcja polityczna przygniata powagę sądownictwa. Nasze dolegliwości wzrastają nieustannie, a spraw pańszczyźniana doprowadziła je do szczytu....
Takim jest smutny, ale prawdziwy opis naszego położenia. Tylko mądrość Waszej Cesarskiej Mości może ustrzec wiernych poddanych od ruiny grożącej z anarchji, której na pastwę jesteśmy oddani".
•••
Tak było 200 lat temu, i coraz bardziej tak jest dzisiaj, kiedy "tylko mądrość Brukseli ustrzec nas może od ruiny grożącej z anarchii... ".
Andrzej Kumor
Mississauga
Przez polski Sejm przetoczyła się debata nad zaostrzeniem przepisów aborcyjnych, tak by zdelegalizować również przerywanie ciąży ze względu na nieuleczalną chorobę lub wadę genetyczną dziecka – słowem, zapobiec eugenice "płodowej".
Ciekawe w niej było to, że jako kontrargument przytaczano przypadki dzieci cierpiących po urodzeniu straszne bóle. Tymczasem obecne zapisy służą przede wszystkim usprawiedliwianiu usuwania dzieci z zespołem Downa. Te zaś – paradoksalnie – w 90 proc. przypadków są szczęśliwe i zadowolone z życia.
Pewna p. posłanka z grupy Palikota uznała nawet, że aborcja jest wskazana przy "leczeniu" chorych na padaczkę – "leczeniu" polegającym na zabijaniu chorych.
Sytuacja ta jest bardzo dobrze widoczna po tej stronie Atlantyku, gdzie ludzi z Downem rodzi się coraz mniej ze względu na postęp w technikach wczesnego wykrywania tej wady. Mongolizm powoli znika nie przez szczepienia czy leczenie genetyczne – co prawdopodobnie jest możliwe, lecz przez prosty i tani zabieg uśmiercania chorych. Zabić jest najłatwiej. "Leczenie" przez zabijanie jest też najtańsze dla systemu opieki medycznej. Gdyby ludzi z Downem przychodziło na świat więcej, byłby nacisk (m.in. finansowy), żeby znaleźć możliwość naprawienia tego schorzenia genetycznego, byłaby też większa możliwość przeznaczenia na takie badania pieniędzy.
Piszę o tym nie tylko dlatego, że jestem ojcem ślicznej i rezolutnej dziewczynki z mongolizmem, ale przede wszystkim dlatego, że mamy do czynienia z pierwszym krokiem na równi pochyłej. Na razie jesteśmy w stanie bardzo wcześnie i z dużą dozą pewności wykrywać Downa i wywierać presję na rodziców, by takie "popsute" dzieci usuwali ze świata, zanim ich zabicie będzie zbyt brutalne i okrutne. Wkrótce tego rodzaju testy płodowe mogą być możliwe np. w przypadku padaczki, ale też podejrzenia o inne choroby – czy te takie "niestuprocentowe" dzieci również będziemy kierowali do ssawki aborcyjnej?
No bo skoro to są tylko "płody", to czemu nie?
Dzisiaj już "dzięki" dostępowi do USG i aborcji na wielkich połaciach kuli ziemskiej ludzie wybierają płeć dzieci, przez co dochodzi do olbrzymiej dysproporcji liczby urodzonych dziewczynek i chłopców.
Chodzi więc o coś więcej niż polska ustawa. Bogiem a prawdą, zbyt wiele ludzi walką o wprowadzenie zakazu aborcji rozgrzesza się z nicnierobienia, z grzechu zaniechania, by od tego morderstwa odwodzić ciężarne matki, by im pomagać.
Dziecko można uratować, oddając w adopcję, matce można pomóc, oferując dom i opiekę. Sam prawny zakaz to za mało – zwłaszcza kiedy aborcję można bez zbędnych ceregieli przeprowadzić w ościennych krajach czy przy pomocy koktajli farmakologicznych, legalnych bądź nie.
Kiedy zaczynamy wybierać tych, którzy zasługują na życie, i oddzielać od tych, którzy są "pomyłką natury", otwieramy drzwi do piekła. Przekonywaliśmy się o tym już wielokrotnie, kąpiąc tę planetę we krwi.
I tak mniej więcej co dwa pokolenia cała ta nauka idzie w las.
•••
Niezależnie od tego czy dajemy dzieciom cukierki na Halloween, czy nie, warto wiedzieć, jakie jest podłoże religijne tego "święta". Otóż w licznych religiach pogańskich składa się ofiarę złym duchom, po to aby się od nas odczepiły. Trick or treat – dokładnie z czegoś takiego się wywodzi – daj mi fanta, bo inaczej zrobię ci bubu. Te ofiary dla różnych szatańskich bożków idą przez wieki naszej cywilizacji. Dopiero chrześcijaństwo całkowicie je odrzuciło, dopiero u nas nie pali się diabłu ogarka.
Przypominam sobie w czas Halloweenu opowieść polskiego misjonarza, który zbiorowo chrzcił wioskę, a gdy doszedł do dwóch sióstr, wypowiadając egzorcyzm chrzcielny, te przewróciły się i zaczęły tarzać, krzycząc do niego po polsku. Okazało się, że były ofiarowane złemu duchowi, by chronić wioskę...
Gesty religijne mają znaczenie niezależnie od tego, czy w nie wierzymy, czy nie, i dobrze o tym pamiętać również w przededniu Wszystkich Świętych.
•••
Kanadyjscy lekarze, zaniepokojeni epidemią otyłości wśród dzieci, chcą nam odchudzić portmonetki, apelując o podatek od złego junk-jedzenia.
Niestety, państwo od dawna nie chroni nas przed korporacjami dorabiającymi się na naszym zdrowiu – proszę spróbować kupić w supermarkecie zdrową żywność bez hormonów, antybiotyków i innej chemii. To nas wykańcza; od bisfenolu w butelkach z jedzeniem dla niemowląt po tuczenie ryb ściekami. Przed tym nie ma kto nas bronić! A powinno to robić państwo. Niestety, polityka jest karmiona pieniędzmi tych samych korporacji, które karmią nas podtrutym jedzeniem.
Andrzej Kumor – Mississauga
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…