Andrzej Kumor
Redaktor naczelny Gońca, dziennikarz i publicysta. Poczytaj Kumora...
Wielu z nas wraca z wakacyjnej Polski z tęsknotą w oczach. Trudno wymazać z serca krajobrazy dzieciństwa i młodości; trudno wykasować oddech swobody ojczystego języka, zapomnieć o pięknych miejscach pierwszych miłości.
Kac powrotowy często owocuje złością na to, co mamy tutaj. No bo gdy porównać zabudowę Mississaugi do krakowskiego starego miasta, polskie domowe smaki do tutejszych pomidoro-ziemniaków czy McDonaldów; gdy porównać ostry zapach tatrzańskiego powietrza z... itd. itp.
Dostrzegać złe rzeczy jest łatwo, wystarczy tylko zacząć narzekać.
W niedzielę, 1 lipca, Canada Day.
Czym jest ten kraj, że ustawiają się do niego kolejki?!
Mimo wszystkich niedostatków, mimo szaleństw politycznej poprawności trudno zaprzeczyć, że jest to nadal wygodne państwo dla zwykłych ludzi; że z pracy rąk własnych można w nim zapewnić utrzymanie sobie i rodzinie.
Kanadyjska mozaika zaspokoi każdego. Od poszukiwaczy europejskiego snobizmu na uliczkach Que-bec City po trapersko-myśliwskie przestworza Jukonu czy Kolumbii Brytyjskiej.
W tym kraju nadal można oddychać pełną piersią, szerokim kołem omijać biurokratyczno-urzędnicze rafy, a kosztem rezygnacji z wielkomiejskiego życia, mieć wszystko, co człowiekowi do szczęścia Pan Bóg daje; można odetchnąć głębią lasu, uciec w dziewicze ostępy, brać życie we własne ręce....
Jest też coś, dla nas nie bez znaczenia – można w tym kraju być Polakiem i Kanadyjczykiem.
Jest tu wiele zła, są okoliczności bardzo denerwujące, Kanada płynie również w globalizacyjnym potoku, dotykają ją wszystkie nieszczęścia powszechnej urawniłowki, czasem można odnosić wrażenie, że niektóre posunięcia są tu wręcz eksperymentowane na ludziach. Wiele osób uważa, że tkanka kanadyjskiego społeczeństwa jest bardzo cienka i gdyby przyszło co do czego, rozpadłoby się ono na etniczne zbieraniny gotowe sięgać po noże.
Krytycy ostrzegają przed brakiem społecznej koherencji i tolerowaniem zbyt dużego zróżnicowania kultur.
Mimo to w tym przepastnym kraju każdy niewielkim kosztem może być sobą, bo jeśli się coś nie podoba, można uciec w krainę komarów i czarnych much, gdzie strzelba w pick-upie nikogo nie dziwi.
Ten kraj ma wiele pogłębiających się problemów, narastających napięć, ale jednocześnie to państwo tętniące życiem, dostarczające surowców ćwierci świata, gdzie nadal każdy ma szansę. Wystarczy trochę języka, wystarczy zakasać rękawy.
Można w tym kraju wybierać, można odrzucać konsumpcyjny przymus, można bez większych kłopotów wykształcić dzieci – o ile te będą tylko tego chciały; można żyć po swojemu i po Bożemu, ponosząc tego nie nazbyt dramatyczne konsekwencje. Można być liberałem, i nie zauważać konserwatystów, można być tradycjonalistą i pokojowymi metodami zwalczać inwazję kulturowego bolszewizmu.
Skoro można tak wiele, to nie wypada nie skorzystać.
Jesteśmy częścią kanadyjskiego społeczeństwa, dlatego nie możemy zamykać się w swoich opłotkach, dlatego bez kompleksów powinniśmy dookoła przedstawiać naszą kulturę, prezentować historię, zabiegać o odpowiednie nauczanie o Polsce w kanadyjskich programach szkolnych – zabiegać o to, by tutejsza szkoła w ogóle uczyła, udzielać się społecznie i politycznie. Mamy doświadczenie i wiedzę, znamy się na wielu zagadnieniach i warto tu o siebie zawalczyć. Ścieżki działania pozostają nadal otwarte, nadal można wpływać na niektóre aspekty życia publicznego, opóźniać wprowadzanie bezeceństw, walczyć ze złem. Wystarczy jedynie nie dać się zahukać, zakrzyczeć tym bardziej wyszczekanym; wystarczy być pewnym swego i z otwartą głową wchodzić między ludzi.
Przy okazji kanadyjskiego święta marzy mi się polski ruch rekonstruktorski w Kanadzie – taki oddział husarii – bo chyba nie ma bardziej widowiskowego polskiego wojska, czy grupa młodzieży w mundurach polskich lotników z czasów II wojny światowej – albo polscy komandosi Sosabowskiego na willysach itp. itd.
Nie ma lepszej metody zainteresowania i zaintrygowania naszych sąsiadów historią Polski niż pokazanie jej wielkich kart "na żywo" i "na ludziach".
Tego rodzaju rekonstruktorzy to także wspaniała organizacja formacyjna – bliska strzeleckiej – w której młodzież mogłaby poznawać prawdziwą historię kraju ojców.
Marzy mi się również, abyśmy się wyzbyli fornalskiego uczucia niższości i lęku wobec tutejszych instytucji czy mediów – by w sytuacjach, gdy nas oszukują i obrażają, natychmiast dzwonić "z gębą" do redaktorów tutejszych mediów, pisać listy i telefonować do posłów. Po to by być prawdziwymi Kanadyjczykami, musimy w sobie odbudować prawdziwych Polaków – doskonałych organizatorów, udzielających się w życiu publicznym i politycznym.
Kanada to jest nasz kraj, tutaj żyjemy, tutaj spoczną kości wielu z nas, tutaj żyć będą nasze polskie dzieci. Dbajmy o niego.
Happy Canada Day!
Andrzej Kumor
Mississauga
Zapewniony komfort konania
Pomnik Smoleński w świętokrzyskim Kałkowie, postawiony na terenie tamtejszego sanktuarium maryjnego, w tzw. mainstreamowych mediach wzbudza salwy śmiechu. Pastwią się nad projektodawcą i wykonawcą (jest w jednej osobie) gazety, pastwi radio, chichocą etatowi wesołkowie telewizyjni, krytykując za kicz wykonania i pomysłu.
Pomnik złożony jest z betonowego modelu samolotu Tu-154 – sylwetka tutki jest potraktowana dość artystycznie – oraz serii fotografii ważnych osób, ofiar tragedii, które wedle autora, zasługują na to, by pokazać je w oknach i drzwiach modelu.
Powiem szczerze, że nagromadzenie kiczu przechodzi tu w nową jakość i może jeszcze 20 lat temu pastwiłbym się nad tymi, którym owe dzieło sztuki może przypaść do gustu.
A czy jest to dzieło sztuki – ależ oczywiście, bo pełni taką rolę i pod taką egidą gromadzi ludzi.
Na dodatek, patrząc z perspektywy tutejszego kontynentu, wcale takie dziwaczne to nie jest.
Tu, w Ameryce Północnej, mamy w końcu najwyższy na świecie pomnik termometru (o ile mnie pamięć nie zawodzi w miejscowość Baker w Kalifornii), mamy pomnik kurki preriowej w Rothsay w Minnesocie, mamy tu, w Kanadzie, okazały pomnik pięciocentówki w Sudbury, jadąc trochę dalej szosą transkanadyjską, miniemy okazały pomnik gęsi kanadyjskiej – słowem, ludzie o zdrowych, choć może mniej wyrobionych gustach artystycznych, od czasu do czasu postawią sobie coś sympatycznego i dosłownego, co dla nich jest SZTUKĄ i kurcze blade – wolnoć Tomku w swoim domku. – Nic innym do tego.
Powiem też, że wolę taką sztukę, niż – powiedzmy – rozwieszane na krzyżu genitalia – nad którą to "instalacją" debatowało z wielkim namysłem pół Polski, a która nie powinna była mieć prawa zaistnieć. Wolę taką sztukę niż inne przejawy szokującej głupoty produkowanej przez stuprocentowe naśladowcze beztalencia finansowane z przepastnej kieszeni podatnika w ramach różnych departamentów Ministerstwa Kultury.
Tupolew powstał ze zbiórki. Jest to bardzo zacny sposób finansowania sztuki. Więc jeśli ktoś na temat betonowego Tu-154M smędzi, to niech sobie uświadomi, że ci ludzie takiego pomnika chcieli, za taki sobie zapłacili, taki sobie wybudowali i taki mają – jednym słowem, kwintesencja liberalizmu – jakkolwiek by patrzeć.
I idę o zakład, że pomnik ten bardzo korzystnie wpłynie na gospodarkę Kałkowa, a może nawet całego regionu.
•••
Kanadyjskie oficjalny periodyk medyczny zachęca do rozpoczęcia ogólnokrajowej debaty na temat pomocy lekarskiej w samobójstwie.
Czy trzeba zacząć się bać? Oczywiście, że tak.
- Dlaczego tak?
- Dlatego, że tego rodzaju możliwość prawna to otwarcie drogi do eutanazji przymusowej. Bardzo często przymus nie polega na "trzymaniu kogoś pod pistoletem", lecz jest bardziej subtelny – na przykład schorowany starszy człowiek nie chce robić już kłopotu, krępuje się, że jego choroba angażuje tyle osób, że – jak mu się daje do zrozumienia – nadweręża system opieki medycznej finansowany przez podatników; że przecież dla niego samego i wszystkich dookoła będzie o wiele lepiej, jeśli komfortowo sobie skona.
Prorokuję, że dożyjemy takich czasów.
Życie jest w coraz mniejszym stopniu cenione i coraz bardziej utylitarnie traktowane – Nowy Wspaniały Świat wpycha się drzwiami i oknami, zaczyna być powszechnie akceptowalnym modelem myślenia.
I nie dajmy sobie wmówić, że chodzi tu o pomoc chorym. Już dzisiaj istnieje ściśle przestrzegana możliwość odmowy uporczywej terapii, zatem jeśli schorowana osoba starsza chce umrzeć, to sama lub jej plenipotenci tego rodzaju decyzję mogą podjąć, aby gdy przyjdzie czas przejścia, nie chwytać się ramy; aby konać z godnością, a nie wśród krzyków sanitariuszy czy w drgawkach od defibrylatorów.
Każdy z nas w większości sytuacji może też popełnić samobójstwo – na wiele różnych sposobów.
A zatem ustawowe dopuszczenie samobójstwa przy asyście lekarskiej wprowadzi tylko możliwość sterylnego zabijania – nie dajmy się okłamać.
- Nie dajmy sobie wmówić, że życie należy do nas – bo nie należy; jest wielkim darem, którego jesteśmy tylko kustoszami, przeżywając je w podarowanym ciele.
•••
Turcja gotowa całe NATO wysłać na wojnę z Syrią (choć NATO, jak zwykle, nie takie chętne na nieplanowane wojny) za zestrzelenie syryjskiego samolotu zwiadowczego w syryjskiej przestrzeni powietrznej.
Przepraszam bardzo, ale jak w ZSRS zestrzelili U2 z Powellem – to stany Zjednoczone nie miały pretensji do Moskwy, lecz zgrabnie sprawę tuszowały.
Więc dlaczego mamy mieć pretensje do Syrii, że broni swej przestrzeni powietrznej?
Chyba że uznamy zasadę Kalego za podstawę nowego globalnego porządku międzynarodowego – ci, którzy są przeciwko nam, są źli, ponieważ z samej definicji wszystko, co my robimy, jest dobre i tylko dobre.
Andrzej Kumor – Mississauga
Widziane od końca: Państwo śmiechu warte
Napisane przez Andrzej KumorPrzyszło lato, a wraz z nim w czas polskiego grillowania. Cóż więcej można robić w tym pociesznym mocarstwie kieszonkowym Króla Ubu, niż zamknąć parkan, włączyć muzyczkę, zaprosić koleżków i napić się schłodzonego browarku? Dopóki można, dopóki są pieniążki, dopóki... – jak za każdej okupacji – machnąć ręką na ten ...niany świat, zamknąć bramę, uratować naszą małą "intymność".
Duża część Polaków ma Polskę w nosie, bo nic im ta Polska, oprócz utrapień, nie daje; gorzej, rzuca tylko kłody pod nogi.
Konkretne korzyści to im "daje", i owszem, praca w RFN czy na Wyspach; "dają" znajomości w urzędzie, "daje" poustawiana rodzina...
- A państwo polskie? Ono jest jedynie sposobem dzielenia łupów przez tych "ustawionych".
Państwo polskie daje uciążliwych "urzędników-celników", zawistnych, głupich, skorumpowanych, gnębiących bez żenady tych stojących niżej w "łańcuchu pokarmowym"; tych, którzy powołaniem się na znajomości lub dowodem wdzięczności nie są w stanie wydobyć służalczego uśmiechu.
Państwo polskie daje mafijne rządy skorumpowanej "klasy politycznej", która traktuje zwykłego obywatela jak kmiecia-śmiecia, daje też dyktaturę polskojęzycznych koterii, które polskiego przedsiębiorcę są w stanie okraść w majestacie prawa i w okamgnieniu puścić z torbami.
To państwo "daje" obywatelom codziennie nowy odcinek telenoweli, w której premier gra, że jest premierem, minister obrony udaje, że ma wojsko, minister finansów zachowuje się tak, jakby od niego coś zależało, po czym unisono wszyscy, podrygując i klaszcząc w dłonie w rytm chwytającej za serce melodii, wołają – nie przejmuj się, Polska jest piękna, rośnie w siłę, ludziom żyje się dostatniej!
Gaże za udział w tej komedii pobiera zresztą cała klasa polityczna, tzw. opozycji nie wykluczając.
Jednocześnie to państwo nie potrafi obronić własnych obywateli nie tylko przed interesami innych państw czy międzynarodowych korporacji, ale nawet zwykłej mafii czy ustosunkowanych złodziei.
To państwo rządzone jest przez elity do tego stopnia służalcze, że tę służalczość zinternalizowały, mają ją we krwi, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Najnowszy polski polityczny "samobójca", generał Petelicki, człowiek mimo esbeckich korzeni chodzący w patriotycznej aureoli nad czołem, niedawno stwierdził a propos katastrofy smoleńskiej, że "Amerykanie mają klatkę po klatce to, co się stało. Mają wszystkie rozmowy i znają prawdę". I nikt w tym wesołym państwie nie zwrócił uwagi na zdumiewający fakt, że generał służb specjalnych, który zrobił karierę na rzekomym zapewnianiu państwu bezpieczeństwa, mówi otwartym tekstem, iż obce mocarstwo ma Polskę rozłożoną na talerzu, a jego służby "znają wszystkie rozmowy". Żaden prokurator wojskowy nie zainteresował się stwierdzeniem, że polska osłona kontrwywiadowcza nie istnieje, a wedle generała Petelickiego Waszyngton wie, o czym w Warszawie bzyka każda mucha! Proszę sobie wyobrazić, że chiński albo rosyjski generał w podobnych okolicznościach stwierdza, że obce państwo zna wszystkie rozmowy na Kremlu – i Moskwa powinna się ich zapytać, co rosyjski ix mówił do ygreka!
Przecież to jest goła paranoja; przecież to jest państwo śmiechu warte, komediowe!
Po co nam taka Polska?
Po nic!
Co prawda obok tej tragifarsy, chodzi wciąż ludziom po głowach mit dawnego imperium, pozostały kolory, narodowe sztandary, skrzydła husarii i stare warownie. Ale człowiek nie żyje mitami, tylko chlebem. A ten chlebek jest rozdawany coraz bardziej obcą ręką.
Państwo nie ma sensu, jeśli nie chroni interesów narodowych, nie dba o obywateli; państwo jest do bani, jeśli "nie opłaca się" polskim rodzinom. Państwo i jego administracja jest wrogiem narodu, jeśli w postronnych interesach wspomaga obcą eksploatację ziem i ludzi. Dopóki ta prawda nie dotrze do mózgów "grillujących" Polaków, Polskę można między bajki wsadzić. Komu potrzebne jest państwo udawane, kraj na niby?! Jakiemu poważnemu człowiekowi chce się życie poświęcać w "Teatrzyku zielone oko", zarządzanym przez cyników, rękami pożytecznych idiotów. Jakiemu uczciwemu człowiekowi przystoi uczestniczyć w kolonizacji własnego narodu, przy jednoczesnym odwracaniu uwagi dźwiękami marszów bohaterów i łopotem starożytnych sztandarów?! Brać udział w takiej farsie to pluć na tych wszystkich, którzy za Polskę krew przelewali, brać udział w takiej farsie to na Polskę wymiotować.
Andrzej Kumor
Mississauga
Poniżej możesz zamieścić komentarz do tego tekstu
Powoli samobójstwa polityków w III RP powszednieją niczym w starożytnym Rzymie; z tym że tam raczej sobie żyły otwierano, w Polsce zaś albo stryczek, albo kula. Dlaczego mamy tylu samobójców "wysokich rangą"? – To proste. Polska to bardzo bogaty kraj – jest się o co bić. I różni tacy biją się między sobą.
Od czasów "mordów samobójczych" świadków pozamykanych w więzieniach okazało się, że jest to bardzo wygodna metoda eliminacji niewygodnych, tym bardziej że nie obciąża konta "zaprzyjaźnionej policji" nierozwiązaną sprawą – tu śledztwo nie ma gdzie ruszać od samego początku.
Tak więc, ktoś wyeliminował gen. Petelickiego – byłego peerelowskiego zwiadowcę – w którym wielu widziało lidera ewentualnego puczu czy zamachu stanu.
Facet miał poważanie w wojsku i wśród rodaków; najwyraźniej się narodowo wyemancypował z gromady byłych kolegów, odcinając sznurki, lub przynajmniej sprawiając wrażenie, że gotów je odciąć.
Ponieważ Polska jest już państwem podzielonym na latyfundia interesów, więc żadnego Piłsudskiego nie ma co wypatrywać... Nie ma miejsca. Tym bardziej, że ludzie się nie ruszą – nie chce im się. A jak się zachce, to będzie już bardzo późno.
Od czasu do czasu mafijni magnaci skaczą więc sobie do oczu. No i ten czy ów "targnie się" na życie. Taki smutny czas...
***
Premier Tusk – tradycyjnie – kazał się Polsce przejrzeć w lusterku zagranicznej opinii i z ukontentowaniem stwierdził, że mamy przedziałek po właściwej stronie, bo euro bardzo dobrze poprawiło wizerunek. Najwyraźniej jednak nie czytał "Wyborczej", która oblizując się, przytacza tekst "Spiegla" o polskim "kibolu", który zoologicznie nienawidzi "ruskich" i dlatego ma wytatuowaną swastykę na ramieniu, zaś na pytanie, "co naziści zrobili Polakom", niekumaty wymownie milczy. – Też bym milczał, bo "naziści" Polakom nic nie zrobili, za to Niemcy – ci sami, których wnuki przeinaczają historię w owym "Spieglu" – bardzo dużo – rozwalili pół kraju i wymordowali 12 milionów. Co ciekawe, to że "Wyborcza", gazeta skądinąd podszyta "Polakami pochodzenia żydowskiego", bije "Polaków pochodzenia polskiego" niemieckim obuchem; tych samych Polaków, których dziadowie Żydów przed niemieckim terrorem starali się ratować. Widocznie tak w niezachodnich cywilizacjach pojmuje się wdzięczność.
***
Konserwatywny rząd federalny do rewolucyjnych zmian nie doprowadził, ale powoli stara się reformować główne obszary marnowania miliardów. Na razie też ostrze owej reformatorskiej kampanii idzie tam, gdzie opór najmniejszy – system imigracyjny, penitencjarny, bezrobocie, renta starcza. Tam gdzie opór jest jak skała, konserwatyści zgrabnie obchodzą problem na paluszkach. Tak m.in. było przy okazji zmniejszenia liczby etatów w administracji federalnej, gdzie jak człowiek policzy te wszystkie "złote spadochrony" dla rzekomo wyrzucanych z pracy, to mu wychodzą miliardy dolarów. Administracja federalna jest też kluczem do sprawnego, "małego" państwa. Dzisiaj hasła o ograniczeniu państwowego molocha można między bajki włożyć, bo nawet najlepiej obmyślony program ugrzęźnie albo zostanie wypaczony przez wszechpotężnych panów urzędników.
Zatem pierwszy krok reformy powinien polegać na odebraniu służbie publicznej prawa do strajku. Żaden rząd się na to nie poważył, bo urzędnicy to ludzie ustosunkowani i blisko Ottawy.
Są jednymi z naszych najgłośniej ryczących i najmniej mlecznych świętych krów. Najnowszy kwiatek ujawnia CBCNews – federalni panowie urzędnicy biorą rekordową liczbę dni wolnych chorobowych – 2,5 razy więcej niż w sektorze prywatnym, co nas kosztuje ponad miliard dolarów rocznie...
Kryzys nadciąga milowymi krokami. Po to byśmy mu mogli stawić czoło solidarnie, musimy mieć elementarne poczucie sprawiedliwości społecznej. To państwo ocieka tłuszczem, ale niedługo lata będą chude i dlatego ważne jest, by reformować od głowy, a nie od ogona.
Druga rzecz, dla tego państwa ważna, to tworzenie poczucia odpowiedzialności za ten kraj. I tu znów najważniejsze jest wyeliminowanie "równiejszych" i odwołanie się do sprawiedliwości, a nie – jak dzisiaj – politycznej poprawności. Ta ostatnia, kiedy kryzys zajrzy w oczy, pryśnie jak mydlana bańka. Świat wstępuje na wojenną ścieżkę, życie zaczyna się na poważnie, dlatego leczmy siebie i wszystkich dookoła ze starczego infantylizmu.
Andrzej Kumor
Mississauga
Widziane od końca: Młoda, wykształcona i wymyślona
Napisane przez Andrzej KumorNajczęściej nie zdajemy sobie sprawy z manipulacji, czasem podejrzewamy, że coś jest nie tak, ale do końca nie rozpoznajemy przekłamania, są jednak przypadki, kiedy manipulowanie przybiera brutalną postać.
Tak się składa, że ośrodki wpływu, które rozmiękczają mózgi Polakom czasem idą "na całość".
Piszę to, bo właśnie przeczytałem "dekonstrukcję" niewinnego zgoła i przyjemnego tekstu o pewnej anonimowej młodej kobiecie, zamieszczonego przez "Gazetę Wyborczą" w magazynie "Duży Format" - w założeniu miłego czytadła na weekend. Tekst rozjaśnia tajemnice mrocznego środowiska kibiców - przez dziennikarzy Wyborczej uroczo określanych mianem "kiboli", czyli istot, których człowieczeństwo stoi pod znakiem zapytania.
Materiał (zobacz TUTAJ) opowiada o "kibolach" Odry Opole. Miła oku panienka, zapalona rzekomo "kibicka" Odry występuje incognito, z zabandanowaną buzią... I leci takim tekstem:
"Na meczu Odry Opole stałam na dole trybuny ultrasów. Usłyszałam, nie pierwszy raz zresztą, jak wykrzykują hasło: »Śląsk opolski zawsze polski!«, zupełnie zapominając, że Opole i te ziemie przez 600 lat były niemieckie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że cały sektor tych kolesiów, z którymi chciałabym się kolegować, trzyma ręce wzniesione do góry w geście "Heil Hitler". To było przerażające".
Wynika więc z tego tekstu, ni mniej ni więcej tylko, że "Śląsk opolski zawsze polski" to jest hasło - nacjonalistyczne, a może nawet nazistowskie, skoro sektor przy tym "hajlował" niczym rasowi neohitlerowcy z Reichu? Dobrze ułożony, tolerancyjny czytelnik "Dużego formatu" GW dowiaduje się, że Śląsk opolski był przecież przez 600 lat niemiecki, skoro więc ma już być "jakiś", to raczej niemiecko-polski, a nie wyłącznie "polski"; może powinien być nawet wyłącznie "niemiecki", bo przecież 600 lat to kupa czasu...
Wywiadowana panienka wstydzi się za kolegów, którzy szowinistycznie skandują "tylko polski!". Panienka - wynika z tekstu - wstydzi się słusznie, a sympatia czytającego ma być po jej stronie.
Ale to nie koniec "kibolskich wybryków", które zawstydzają naszą uroczą bohaterkę GW. Młoda kobieta przywołuje drugi incydent, kiedy to wstydziła się za swych kolegów. tym razem pobierając nauki na opolskich studiach. Opowiada: Albo pamiętam taką sytuację. W czasie poprzednich mistrzostw Europy oglądaliśmy w akademiku, w sali telewizyjnej, mecz Polska - Niemcy. Jakieś sto osób. Byli wśród nas studenci z Niemiec na wymianie. Remisowaliśmy prawie do końca, a potem jednak strzelili nam bramkę. Po meczu wszyscy wyszli przed budynek. I te sto osób otoczyło pięciu Niemców i zaczęło śpiewać "Rotę". Że pokażemy im naszą potęgę. Wstydziłam się za nas."
No więc Drogi Czytelniku, naszej młodej wrażliwej Polce wstyd jest, gdy jej dzicy koledzy śpiewają Rotę.
Tu wypadałoby zapytać, gdzie się takie kobiety... rodzą? Czy aby rzeczywiście w Opolu?
Odpowiedzi dostarcza niejaki LooZ (całość TUTAJ) - który od ok. 5/6 lat jest jednym z głównych organizatorów ruchu kibicowskiego na Odrze. LooZ pisze:
- Bez mojej wiedzy i/lub akceptacji nie dzieje się właściwie nic, od opraw począwszy, przez wyjazdy, na wprowadzanych piosenkach skończywszy. Tak więc, na ogół znam 99% aktywnych kibiców z sektora A, co jest o tyle łatwiejsze, że od paru lat pałętamy się wpierw po dołach 1 ligi, żeby potem rozwiązać klub i zacząć od nowa w 4 lidze, więc frekwencja nie powala...
Z dalszej wypowiedzi LooZa wynika z dużym prawdopodobieństwem, że rzeczona panienka przyszła na świat... w głowach redaktorów GW; jest awatarem i w realu nie istnieje. To taka medialna kukła, "literacki" słup służący do nalepienia propagandowych plakatów.
LooZ w wykopie.pl. wyjaśnia: "sam odpowiadam za to, że w okolicach 2005 roku na stadionie przy Oleskiej zaczęto śpiewać "Śląsk Opolski Zawsze Polski!", a potem promowałem to hasło m.in. przez przygotowanie 500 koszulek z tym hasłem na mecze wyjazdowe w Katowicach i Wrocławiu. To po pierwsze, po drugie, w Opolu od końcówki lat 90 nie pojawia się właściwie w ogóle "hajlowanie", ani gesty faszystowskie (wcześniej się zdarzały, przyznaję). W Opolu nie wykonujemy nawet gestu popularnego w innych klubach, który polega na tym że do pieśni przykłada się pięść do serca, a potem unosi się PIĘŚĆ (!) w górę"
i dalej :
- Abstrahując od idiotyzmu "wstydzenia się" za Rotę, opolskie uczelnie wyższe nie współpracują z uczelniami niemieckimi, tylko z portugalskimi, hiszpańskimi i tureckimi. Nie słyszałem o ANI JEDNYM przypadku wymiany studenckiej na linii Opole - uczelnia niemiecka. Pani ta przedstawia się również jako pracownica Empiku, na dziale książki. No cóż, w Opolu mamy dwa Empiki, z dziewczyną przez fakt, że kupujemy dużo książek często tam bywamy, ale za cholerę nie przypominam sobie żadnej sprzedawczyni, która by chociaż trochę przypominała panią na zdjęciu. Co więcej, przez profil Stowarzyszenia kibiców Odry poszukaliśmy kogokolwiek kto by tą Panią znał, no cóż, mimo ponad 1000 fanów na FB, nikt tej pani nigdy nie widział, ani nie kojarzy"...
Propagandyści GW do swojej operacji nie potrzebują już żywego człowieka, wystarczy im matriksowa kukła - przecież i tak wiadomo, co trzeba włożyć jej w usta, aby polski patriotyzm utożsamić z szowinizmem i nacjonalizmem hitlerowskim; aby pokazać młodym "czego muszą się wstydzić...".
Z przesłania "GW" wynika, że to źli "polscy naziści" nie chcą dopuścić do "odtworzenia" niemieckiego charaktery tych pradawnych ziem germańskich.
•••
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że "GW" to gazeta okupacyjna?! Powinniśmy to łagodnie perswadować wszystkim zaczadzonym jej jadem; wszystkim! - To obowiązek każdego z nas; w rodzinie, wśród znajomych, kolegów; winni to jesteśmy Powstańcom Śląskim, winni to jesteśmy tym wszystkim pokoleniom, które za wolność Ojczyzny przelały krew.
Andrzej Kumor
Mississauga
Kilka tygodni temu wybuchł pożar w kościele St Jerome w Brampton, gdzie proboszczem jest ks. Jan Kołodyński. Z budynku policja wywiozła też i zdetonowała bombę rurową. I co? No niewiele.
Jest to kolejna ilustracja asymetryczności praw katolików i grup wyznaniowo-etnicznych. Proszę sobie wyobrazić jaki cyrk medialny towarzyszyłby takiemu podpaleniu synagogi, o podłożenia bomby nawet nie wspominając. Jakie potężne machiny policyjne zostałyby wprawione w ruch, jak postawionoby na nogi cały zespół ds. ścigania zbrodni motywowanych nienawiścią.Tyczasem gdy “biją w katolików”, zapada cisza.
Nawet sami nie krzyczymy.
***
We wtorek w południe włączam "Russian Today" - rosyjski kanał telewizyjny po angielsku, a tam, wielkimi bukwami stoi “z ostatniej chwili”, że policja w Warszawie oddała strzały ostrzegawcze, że trzy osoby ranne w szpitalu... - Patrzę na polskie portale, gazety, radio - nic
Czyżby, jak w peerelu, dziennikarze czekali na uzgodnioną wersję? Czy dlatego ten poślizg? - reakcja była mniej więcej godzinę opóźniona w stosunku do RT.
***
Dzwoni do nas jedna Pani i informuje z oburzeniem o kolejnym antypolskim przeinaczeniu - pytam, czy dzwoniła do programu, gdzie zdarzenie miało miejsce - nie dzwoniła, bo cóż ona jedna znaczy, ale zadzwoniła do konsulatu, żeby interweniowali...
- Ludzie drodzy, jesteście pełnoprawnymi obywatelami tego kraju, gdy macie pretensje, że wasze prawa są źle chronione, lub, że ktoś obraża was ze względu na pochodzenie - krzyczcie w gazetach, radiu, telewizji - tam, gdzie przestępstwo miało miejsce - w ekstremalnych przypadkach dzwońcie na policję, by powiadomić o przestępstwie motywowanym nienawiścią - do nas dzwońcie zaś z informacjami. Reakcja instytucjonalna, Kongresu czy konsulatu znaczy o wiele mniej niż skargi 10 - 100 czy 1000 oburzonych słuchaczy czy widzów. Ten świat tak jest zbudowany i we wszystkich środkach przekazu wiedzą, że jak z jakimś ansem dzwoni 10 osób, to jest 1000 innych, które myślą podobnie, ale nie zdecydowały się na telefon. A zatem zawsze reagujmy, gdy nas obrażają i policzkują, nie dajmy sobie pluć w twarz i nie rozgrzeszajmy się łatwo tym, że oburzeni poplotkujemy na ten temat z sąsiadką.
***
W Polsce właściciele aptek nie mogą odmówić sprzedaży środków antykoncepcyjnych zawyrokował Główny Inspektor Farmaceutyczny.
Jest to proste naruszenie prawa własności. Jak można właściciela sklepu zmuszać do sprzedawania w nim czegokolwiek!? Przecież to jest total! To jest rozbój w majestacie prawa! Na tym polega wolny rynek, że sam uzupełnia braki. Jeśli środki antykoncepcyjne nie są dostępne w jednej aptece to zapewne minimum wysiłku wymaga, by dostać je w drugiej, jeśli ktoś mieszka za siódmą górą, to sobie te wstrzymujące specyfiki kupi w dużym mieście, albo wysyłkowo. Czy naprawdę trzeba kopać w gardło aptekarzom, gwałcić sumienia i naruszać godność ludzi?! Co to za chamskie prymitywy rządzą!?
***
Piłka nożna wyzwala wspaniałe emocje patriotyczne, jednoczy w obliczu przeciwnika, cudownie podnosi na duchu. Jakby to było pięknie, gdyby te dobre uczucia przekładały się na codzienną solidarność Polaków! Jakby to było cudownie, gdybyśmy się mogli poszczycić nie tym, że jakiś wytrenowany osiłek, wkopie skórzany balon między dwa słupki, lecz tym, że na co dzień potrafimy dokopać wrogom i gospodarnie urządzić się we własnym domu. Fajnie jest kibicować polskiej drużynie, fajnie pohukiwać, prężyć muskuły... a następnie podreptać pokornie do pracy w zagranicznym banku czy ubezpieczalni, by kombinować jak brata-rodaka skutecznie walnąć w rogi; fajnie malować się na biało-czerwono, by potem w niemieckiej gazecie odkuwać rodakom mózgi od czarno-żółto-czerwonej sztancy. Fajnie jest wymachiwać Ruskim szabelką i drzeć się w oczy, a potem grzecznie tyrać za grosze w ruskiej stacji benzynowej.
Brawo Panie, Panowie tyle wam zostało z Polski, żeby sobie pomachać biało-czerwonym szalikiem z kupionego od Chińczyków “zestawu kibica”.
***
Gdy człowiek posłucha tych, którzy (teoretycznie) rządzą strach chwyta za gardło. Nie, nie dlatego, że opowiadają jakieś hororry, a dlatego, że są to ludzie całkowicie oderwani od rzeczywistości, jakby się szaleju objedli. Mieliśmy niedawno strzelaninę w Eatons Centre i już radny Adam Vaughan, głośno woła, żeby natychmiast zakazać w Toronto broni palnej oraz amunicji. Oczywiście jeśli tylko p. Vaughan taki zakaz wprowadzi, to każdy jeden somalijski czy jamajski zakapior natychmiast wrzuci swojego uzi do jeziora...
Dlatego postuluję, by zamiast rady, miastem rządziło dwóch konsulów, no może trzech w triumwiracie - byłoby sprawniej, taniej i na pewno rozsądniej. Co najwyżej od czasu do czasu trafiłby się wariat, no ale z jednym można byłoby sobie poradzić...
Andrzej Kumor
Mississauga
Polakom powoli opadają klapki z oczu. Coraz więcej osób dostrzega, "pi-ar" obecnej grupy rządzącej i widzi fasadowość rzekomo "wolnej, demokratycznej i niepodległej".
Mogły te klapki opaść wcześniej, mogły już 20 lat temu, kiedy to agentura postanowiła obalić nieśmiało podnoszący głowę rząd Jana Olszewskiego, aby przypilnować do końca interesów.
Niestety od dawna uwarunkowano Polaków do wiary w autorytety; takie swoiste "kulty małych jednostek". W czasach PRL-u autorytety kreowało politbiuro - oficjalnie i podszeptem.
Na wielkich bojowników sprawy polskiej wysuwano różnych agentów, umoczonych po pachy pachołków, prowadzonych na pasku esbeckich speców. Była więc "opozycja" na pokaz dla zagranicy i ta na rynek wewnętrzny. Ci pierwsi mimo "licznych utrudnień" jednak ostatecznie dostawali paszport do Paryża, ci drudzy pisali w więzieniach książki, które następnie były "przemycane" do wydawców na Zachodzie i czytane w Wolnej Europie (kto choć raz był w więzieniu wie, że pisanie czegokolwiek bez zgody jest niemożliwe). I myśmy owym autorytetom wierzyli. Może dlatego, że chcieliśmy.
Tymczasem, jeśli ktoś nie miał koncesji na opozycyjność no to była kicha - bywał zazwyczaj zmiatany - dobrze, jeśli tylko z życia publicznego; gorzej, jeśli pod ziemię.
Staszewski, Wajda, Konwicki, ludzie, którym odpowiednie instytucje dorabiały aureolę nad czółkiem, mimo peerelu jakoś funkcjonowali, i bynajmniej nie musieli w Bieszczadach szuflować węgla drzewnego. A tam lądowali ci, wyrzuceni z wilczym biletem, których żaden zakład nie chciał mieć na etacie robotnika niewykwalifkowanego.
Tak więc cała kultura produkowana w PRL-u; cała kultura finansowana przez państwo musiała mieć co najmniej przyzwalające mrugnięcie okiem od panów komunistów. Władza raz mrugała częściej raz rzadziej, raz odkręcała, raz przykręcała kurki, ale gdyby się uparła, to dany "autorytet" mogła totalnie utrącić pozbawiając środków do życia.
Tak robiła w przypadku ludzi prawdziwie niezależnych, tych, którzy w obronie wolności wewnętrznej decydowali się pokazać władzy środkowy palec. Był to heroizm. Polegający również na całkowitym wykasowaniu ze sfery publicznej - nikt o takich protestach nie wiedział, nikt nie krzyczał.
I tak do lat 80. komuniści wychowali sobie "autorytety" i "opozycję"- które zawieźli autobusami do Magdalenki, by potem usiąść przy okrągłym stole.
Ten układ, został lekko zachwiany przez rząd Olszewskiego. Dlatego w mig obalono gabinet.
Komunistyczna sitwa uwłaszczona na peerelu chciała, by wykreowane autorytety uratowały wianek dziewictwa i zachowały wpływy.
To właśnie one, wykreowane przez lokalne ośrodki propagandowe i tym razem ochoczo wspierane z zachodniej zagranicy miały Polaków przeczołgać "jedyną możliwą" drogą planu Balcerowicza i prywatyzacyjnego szabru. Ludzi, którzy usiłowali się temu przeciwstawiać, ba nawet takich, którzy usiłowali stać z boku odsądzano od czci i wiary zazwyczaj oskarżając o agenturę.
Złodzieje krzyczeli łapać złodzieja - agenci zarzucali agenturalność prawym Polakom, i była to skuteczna broń. Zamiast otworzyć archiwa - jak chciał rząd Olszewskiego - rozpoczęto pojedynki na teczki.
Dramatyczne posiedzenia sejmowe z 1992 roku obnażyły te machinacje, ludzie mogli przejrzeć oszustwo, mogli wyjść na ulicę, elity niepodległościowe mogły starać się przejąć resorty siłowe.
Niestety, wszyscy mieli skutecznie zawrócone w głowie. Ociemniałe i zdeformowane mentalnie latami komunizmu polskie społeczeństwo nie potrafiło rozeznać sytuacji, a ci którzą ją rozpoznawali bali się. Efekt jest taki, że ów magdalenkowy układ rządzi do dzisiaj, przeniósł się przez dwie dekady, zreprodukował i rozkwitł. Dzisiaj jest to coraz cieśniejszy gorset.
Mimo tąpnięć, w rodzaju katastrofy smoleńskiej, naród znów nie zdołał wybudzić się na tyle, by stać się suwerenem i sięgnąć po władzę. Znowu ktoś się przestraszył, ktoś dał sobie zepsuć szyk. Władza przetestowała walką opór społeczny i stwierdziła, że może sobie na wiele pozwolić.
Dlatego polskie kobiety będą tyrać7 lat dłużej do emerytury; dlatego polskie rodziny będą tracić domy i mieszkania duszone podatkiem katastralnym, te same mieszkania, jakie otrzymały w ramach jedynej powszechnie przeprowadzonej prywatyzacji. Będą szły z torbami, gdy byle urzędas oszacuje im lokal na jakąś bajońską kwotę. Ci, których nie będzie stać na podatek, będą mieli stosowną kwotę dopisaną na hipotece - tak, by za moment utracić nieruchomość za długi.
To wszystko na oczach społeczeństwa, okadzanego jeszcze kilkanaście lat temu wolnością i demokracją - społeczeństwa, któremu złodzieje wmówili wielkość, przy okazji wymieniając zamki w drzwiach.
20 lat temu w czasie "Nocnej Zmiany" jeszcze się trochę nas bali, trzymali tetetki po sejfach, dzisiaj wiedzą, że mogą iść na bezczelnego, że nie zastąpią na drzewach liści. Za późno. Koniec.
Andrzej Kumor
Mississauga
Nie ma już żadnych wątpliwości, że rządzący nami w prowincji liberałowie (i nie tylko) realizują punkt po punkcie projekt ideologiczny inżynierii społecznej. Czynią to niejawnie, “podskórnie”, bez rewolucyjnych tyrad, sztandarów i pochodów. Systematycznie, kropla po kropli, polityka bolszewizmu kulturowego polit-poprawności wdziera się do instytucji i topi ludzi.
Jednym z jej wyrazów jest przyjęta we wtorek ustawa - teoretycznie mająca na celu walkę z przypadkami nękania rówieśniczego - a w praktyce wprowadzająca propagandę homoseksualną na korytarze szkół katolickich.
Chodzi o to, że w szkołach tych młodzi emisariusze nowego wspaniałego świata będą mieli gwarantowane przez władze prowincji prawo do zakładania klubów homoseksualnych. Szkoła - co jest zupełnym ewenementem - nie będzie miała nic do powiedzenia w kwestii nazwy owych "klubów", a więc można się spodziewać, że już w owym nazewnictwie zawarte zostanie propagandowe przesłanie ideologiczne.
Dzieje się tak wbrew konstytyucji, gwarantującej wspólnocie katolickiej w Ontario oddzielny system oświatowy, odzwierciedlający wartości chrześcijańskie. Te zaś homoseksualizm kwalifikują do grzechów. Czy można jeszcze tego nauczać w szkołach katolickich? - Do końca nie wiadomo. Chyba już nie.
Nawiasem mówiąc, ciekawym argumentem na rzecz tego ideologicznego dyktatu w teoretycznie prywatnych szkołach jest stwierdzenie, że skoro szkoły katolickie finansowane są z pieniędzy podatników to muszą realizować program Ministerstwa. Jest to o tyle przewrotne, że każdy ontaryjski podatnik dobrowolenie deklaruje na jaki system oświatyowy chce łożyć - na szkoły publiczne czy na katolickie. A zatem szkoły katolickie otrzymują pieniądze od ludzie podzielających wartości chrześcijańskie i popierających system kształcenia katolickiego. Narzucając niekatolicki program katolickim szkołom rząd prowincji pozbawia znaczną część mieszkańców należnych praw.
Co robić? - Protestować indywidualnie u posłów. - Zaskarżyć ustawę na gruncie konstytucyjnym. - Zastosować wszelkie dostępne metody nieposłuszeństwa obywatelskiego.
W końcu dzieci są najważniejsze i o nie tu przede wszystkim chodzi.
***
Jeden samolot Air Canada zawracał po starcie gubiąc części nad Mississaugą, drugi z dymiącym silnikiem przybił do rękawa na lotnisku Pearsona... Co się dzieje?
No nic takiego, po prostu dzisiaj, w erze globalizacji samoloty AC serwisowane są tam, gdzie taniej - a to w Chinach Ludowych, a to znów w którymś z krajów Ameryki Południowej. Dzięki temu firma może na jako takim poziomie utrzymać zyski, czy zdoła utrzymać w powietrzu wszystkie samoloty - czas pokaże. Oczywiście, problem nie dotyczy jedynie AC - wszyscy tak robią.
***
W przy okazji strzelaniny w Eaton Centre wyszło na jaw, że sprawca miał przebywać w areszcie domowy, zaś ofiara była poszukiwana listem gończym po tym, jak kilka lat wcześniej nie zgłosiła się na rozprawę z oskarżenia o handel narkotykami. Wygląda więc na to, że dzisiaj, z wolnej stopy odpowiadać może nawet największy bandyta. Kanada jest rajem dla kryminalistów - zwłaszcza takich, którzy przyjeżdżają tu o wiele bardziej "restrykcyjnych" systemów "prawnych", jak np. z Somalii. - Tam nie ma przeproś i za byle co można dostać kulą z kałacha w głowę czy plecy. W Kanadzie traktujemy zaś bandytów jak duże dzieci, tu każdy oprych ma przede wszystkim liczne prawa...
Po raz kolejny postuluję więc kolonie karne dla sprawców groźnych przestępstw z użyciem przemocy. Wszystkim wyszłoby to na dobre - a przy okazji pobudowalibyśmy na północy infrastrukturę. No i koszty przetrzymywania zeków w oddalonych od cywilizacji osadach karnych byłyby minimalne w porównaniu z ontaryjskimi super więzieniami
Tymczasem znów odezwały się głosy łamiących ręce nad upowszechnieniem "importowanej" nielegalnie broni palnej - problem tylko taki, że broń jest "upowszechniona" wśród bandytów, zaś obywatele szanujący siebie i prawo, zamiast kłaść pokotem przestępców, muszą się płozić pod stołami. A wystarczyłaby jedna celna kula wyszkolonego amatora strzelectwa.
***
Tak się śmiesznie składa, że Polacy płaczą, kiedy złotówka im słabnie. Płaczą, bo ich rząd pozwolił na uzależnienie tysięcy polskich rodzin od obcego pieniądza poprzez zezwolenie na udzielania kredytów - w tym hiopptecznych w obcych walutach - głównie frankach szwajcarskich i euro. Efekt jest taki, że setki tysięcy Polaków stały się zakadnikami kursów wymiany i płaczą w rękaw państwa, gdy tylko złoty im wymięka. Tymczasem miękki złoty chroni Polskę przed recesją zwiększając opłacalność polskiej produkcji. Czy czasem ktoś celowo Polakom nie zafundował tego klinczu kredytowego?
Andrzej Kumor
Mississauga
Widziane od końca: Ludzie, w życiu muszą być nerwy!
Napisane przez Andrzej KumorJedną z cech dorosłego człowieka jest dojrzałość, to znaczy ni mniej, ni więcej tyko umiejętność patrzenia rzeczywistości twarzą w twarz. Tylko taka postawa pozwala brać odpowiedzialność za własne czyny.
Jakoś tak się składa, że coraz częściej spotykam wokoło osoby, które kosztem przymykania oczu, chcąc, aby było miło; aby nikt i nic nie burzyło ładnego landszaftu ich podwórka; najbardziej cenią sobie święty spokój.
Ludzie tacy filtrują informacje ze świata zasadą przyjemności; informacje przyjemne, miłe, łagodne – dopuszczamy; informacje niepokojące – nie chcemy ich słyszeć. Konstruowany w ten sposób obraz pozwala nam żyć w stanie lekkiego uniesienia ponad oceanem rzeczywistości. Oczywiście, jest to stan niemożliwy na dłuższą metę, prędzej czy później i tak do tego oceanu wpadniemy. A więc ucieczka w nirwanę świętego spokoju, zamknięcie się "w przytulnym własnym świecie", jest tylko czymś na kształt narkotykowego odpływania w sobotnią noc, po której zawsze i tak przychodzi poniedziałek (tak, tak).
Fakt, że przesłaniamy sobie w umyśle brzydką gębę świata, nie powoduje, że ta wykrzywiona pokurczem twarz realnego świata ginie. Ona tam jest. Taki nasz los na ziemi, padole płonnych nadziei, cierpienia i łez. I właśnie tej gębie mamy patrzeć w oczy, z tą bestią powalczyć.
Musimy w świecie działać. Po to mamy dany czas. W naszej zachodniej kulturze ukojenie i nadzieja były zawsze fundamendalne, ale nie pochodziły ze świata, lecz z nadziei na życie wieczne. Ta nadzieja uskrzydlała konkwistadorów. Dzisiaj o konkwistadorach boimy się nawet pomyśleć.
Ludzie dojrzali potrafią znieść "stres" związany z troską o sprawy publiczne. Nikt nie może twierdzić, że troszczy się o rodzinę czy dzieci, jeśli odpuszcza sprawy osiedla, gminy, powiatu, dzielnicy, kraju.
Niestety, jednym ze skutków wychowania "bezstresowego" jest m.in. zachęcanie ludzi do unikania wszelkich obszarów niewygody psychicznej, co za tym idzie, unikanie walki. Dlatego tak wielu ludzi tłumaczy – o, ja się żadną polityką nie interesuję, mnie to nie obchodzi, nie chcę się denerwować. Zamiast zmieniać świat, poddajemy się walkowerem.
Oczywiście fakt, że my nie będziemy się interesowali sprawami publicznymi, nie znaczy, że "sprawy publiczne" zostawią w spokoju nas samych; przeciwnie, staniemy się tylko bardziej plastycznym tworzywem działania innych.
Od zarania dziejów jedne z najważniejszych tematów życia publicznego – to na czym zasadzają się wszystkie inne stosunki, ten rdzeń funkcjonowania społecznego – sprowadza się do pytania, kto pracuje na kogo.
Jeśli więc odpuścimy sobie politykę, możemy być pewni, że sami, a bardzo prawdopodobnie nasze dzieci również, w większym stopniu będziemy pracować "na kogoś", niż w przypadku, gdybyśmy się tą polityką jednak gremialnie zainteresowali.
Dalej prowadząc myśl, jest oczywiste, że jedynie instytucje państwa są w stanie najlepiej zabezpieczyć interesy narodu, który państwo posiada.
Proszę o to zapytać dowolnego Żyda. Własne państwo pozwala prowadzić politykę zapewniającą narodowi dobrobyt i pokój. Dlatego każdy człowiek, który mówi, "ja się polityką nie zajmuję, mnie to nie obchodzi", jest po prostu głupi.
Najprawdopodobniej został celowo ogłupiony poprzez dyskretną propagandę aby nie sprawiał kłopotu.
I Herkules pupa, kiedy ludzi kupa, mówi stara rzymska maksyma, a więc nasi "herkulesi" dbają, aby nas nie była kupa i abyśmy byli w tym wszystkim pogubieni.
Nieinteresowanie się sprawami publicznymi ma jeszcze jeden aspekt, mianowicie kiedy "real" rzeczywiście zaczyna dawać nam po tyłku i czujemy, że "coś trzeba zrobić", nie wiemy wtedy, co, ani też w którą stronę się zwrócić. Niezorientowanych zaś najłatwiej wodzi się za nos, najłatwiej nabiera na stare tricki i wyprowadza w pole.
Jeśli więc ktoś ucieka od przykrości politycznych, jeśli nie chce się "przygnębiać" niezbyt wesołymi ocenami czy prognozami, jeśli za wszelką cenę chce wierzyć, że wkoło jest wesoło, no to znaczy, że mama nie wychowała tak jak należy; że nie dorósł.
Pamiętajmy o tym, wychowując dzieci, pamiętajmy, byśmy je przygotowali do "życia w nerwach", aby potrafiły jak nasi wolni niegdyś dziadowie walczyć do samego końca.
Trzeba do tego bardzo niewiele, trzeba przekonania, że nie zostajemy tutaj na zawsze, trzeba właściwego przewartościowania systemu bajań, jaki podaje nam do wierzenia współczesna cywilizacja.
Radość prawdziwego życia to naprawdę wielka przyjemność. Ale nie zaznamy tej radości, jeśli będziemy się ze strachu przed zdenerwowaniem chować po krzakach.
Andrzej Kumor
Mississauga
Nie ma lepszej ilustracji "niesymetryczności" stosunków Polski ze Stanami Zjednoczonymi niż szeroko komentowane w kraju "przejęzyczenie" prezydenta Baracka Obamy o "polskich" obozach koncentracyjnych. Okazja, przy jakiej to nastąpiło, pokazuje, że prawdopodobnie ktoś z otoczenia prezydenta postanowił zagrać na nosie. Jest oczywiste, że osoby piszące prezydentowi wystąpienia o holokauście to baletnice potrafiące zręcznie lawirować po składach porcelany, które zdają sobie sprawę z językowych niuansów i oficjalnych wykładni.
Miejmy więc nadzieję, że przy tej okazji będzie trochę większy rozgłos, co zmniejszy liczbę przypadków używania tego niesławnego określenia z powodu ignorancji. Oczywiście, pozostaną wszystkie przypadki użycia z powodu złośliwości i na to już nic się nie poradzi. Tych złośliwych jest przemożna większość. I to mimo tego, że Polska kłania się w pas, a teraz właśnie "składa się" ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem do strzału, ćwicząc "interoperacyjność" lotnictwa. m.in. nad pustynią Negev – czyli raczej nie w ramach NATO, choć kto to wie, może Izrael jest dzisiaj członkiem niejawnym tej organizacji. A w jakich to ramach, pokażą pewnie jeszcze wypadki bieżącego roku.
Na razie przy okazji wspomnianego "przejęzyczenia" widać, na ile Stany Zjednoczone biorą sobie do serca "polską wrażliwość", skoro Obama natychmiast rzeczy nie sprostował. Nic by to go nie kosztowało – pusty miły gest, którego jednak nie uczynił, podlizując się w ten sposób tym wszystkim nowojorskim środowiskom, które "polskie obozy koncentracyjne" chętnie widziałyby rozplakatowane w podręcznikach historii.
Przy tej okazji okazuje się również, że polski premier Tusk zdążył się już nauczyć języka nowej Europy, skoro tłumaczył, że obozy koncentracyjne zakładali w Polsce "naziści". Wiadomo którzy. Ci z Nazilandu. Dzięki takiemu wygięciu języka można później dowodzić, że pierwszą ofiarą "nazizmu" byli Niemcy...
Tak więc polska inteligencja znów ma wielki problem niespełnionej miłości do USA. Dotyczy on niestety również tzw. elit patriotycznych czy narodowych. Skąd to się bierze? Po pierwsze, z głupoty politycznej, braku realizmu i mitów, po drugie, z polskiej ignorancji – ergo braku oczytania w amerykańskich gazetach. Polscy politycy w swej amerykańskiej miłości żyją czasem zaprzeszłym i łudzą się, że gdy tylko w USA do władzy dojdą GOP, to od razu Waszyngton nas przytuli. Brak realizmu politycznego to zresztą chyba jakaś taka tradycja Polaków. W czasach peerelu chodził po ludziach dowcip – na czym polega wymiana handlowa Polski z ZSRS? No, mianowicie na tym, że my dajemy Moskwie węgiel, a w zamian za to Rosjanie biorą od nas statki, buty, siarkę, miedź, blachy, mleko, wołowinę etc. Ale nie inaczej było już w czasach napoleońskich, kiedy to my daliśmy Napoleonowi do łóżka panią Walewską, a on w zamian za to wziął od nas rekruta i sumy bajońskie. Widać z tego, że polska miłość polityczna rzadko bywa małżeństwem z rozsądku, a zazwyczaj przypomina zauroczenie siedemnastolatki. Czy można to zmienić? Klucz jest w wychowaniu polskich dzieci.
Tak czy owak, za sprawą prezydenta USA "polskie obozy" trafiły na fora dyskusyjne, czyli że ostatecznie może będziemy z tego wszystkiego na plusie.
***
W Warszawie aresztowano jakichś kibicowych gangsterów – policja oczywiście tak zgrała sprawę, by nastąpiło to tuż przed euro, gangsterzy byli straszni, bo szkolili się w sztukach walki i w konspiracji. Tu zachodzę w głowę, dlaczego szkolenie się w konspiracji jest rzeczą naganną – w końcu widziałbym takie szkolenie jako zasadniczy element programu – powiedzmy – obrony terytorialnej kraju. Szkolić się w konspiracji trzeba na wszelki wypadek. Oczywiście śmieszne jest oskarżanie kiboli o gangsteryzm równy pruszkowskiemu, kiedy na najwyższych eszelonach władzy grupy przestępcze działają niczym nie niepokojone pod parasolem polityczno-wsiowym.
***
Nagle okazało się, że pomimo w miarę solidnego (w porównaniu z innymi krajami) przyrostu populacji kanadyjskie społeczeństwo nadzwyczaj szybko się starzeje. Nie ma w tym nic dziwnego – czysta statystyka. Skąd ten wynik? Otóż – kanadyjski przyrost to przede wszystkim zasługa imigracji, a nie nowych urodzeń (tych jest tyle co kot napłakał). Gdybyśmy mieli taki przyrost naturalny jak przyrost populacji, to bylibyśmy supermłodym społeczeństwem. A tymczasem nasz przyrost "robią" ludzie zazwyczaj po 20-tce; zazwyczaj z Azji, którzy na dodatek sprowadzają rodziców – zazwyczaj po 50-tce. No i statystycznie wygląda to wszystko bardzo ładnie, a podatkowo trochę niezbyt... Ot i cała tajemnica "nagłego" starzenia się kanadyjskiej populacji.
Andrzej Kumor
Mississauga
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…