To, że osoba na tak wysokim stanowisku jak szef CIA powinna uważać, z kim flirtuje, a już z pewnością z kim śpi, jest prawdą znaną co najmniej od czasów Estery. Dlatego też większość poważnych serwisów kontrwywiadowczych tworzy wokół tego rodzaju przywódców strefę komfortu, zapewniając dostęp do osób sprawdzonych i "przesianych".
Jak to się więc stało, że generał Petraeus nadział się na taką minę? Dlaczego musiał ukrywać romans? Dla każdego kagebowca musi to być rzecz śmieszna, bo przecież jeśli generał KGB idzie do łóżka, to z całą pewnością nie z kobietą, o której ta służba nic nie wie, najczęściej zaś z kimś prześwietlonym od momentu ukończenia 10. roku życia.
Czyż to nie śmieszne, że przez jakąś kobietę tak poważna instytucja jak wywiad doznaje zawirowania? Czy USA to nadal jest państwo poważne?
•••
Zbigniew Brzeziński funkcjonuje w Polsce jako "nasz" Amerykanin. I ten "nasz" Amerykanin pozwolił sobie na chamską opinię na temat naszej polskiej polityki.
Stwierdził, że "mówienie o zamachu w Smoleńsku bez wyraźnego wskazania, kto jest za niego odpowiedzialny, ale sugerując jednocześnie, że jest to polski rząd, a może Sowieci, to jest coś tak wstrętnego i tak szkodliwego, że mam nadzieję, iż osoby bardziej odpowiedzialne w opozycji rządowej jakoś inaczej się do tego odniosą".
Nie ma się tutaj co dziwić, bo Zbigniew Brzeziński jest byłym amerykańskim politykiem, który dba o interesy amerykańskie, a w interesie amerykańskim jest dzisiejszy kształt układu rządzącego Polską; dlatego nie ma co wymagać od Brzezińskiego, by nagle przejął się tym, że nie ma komu sprawdzić, czy to był zamach. Amerykanie są jednym z rodziców chrzestnych obecnego układu politycznego Europy Środka z okrągłym stołem włącznie i nikt, kto choć teoretycznie zakwestionuje pookrągłostołowy porządek, nie jest przyjacielem USA.
W ten właśnie sposób należy traktować wszystkie mniej lub bardziej oficjalne enuncjacje amerykańskie na polski temat i w ten właśnie sposób należy krytycznie podchodzić do jakichkolwiek nadziei, jakie mają wobec Amerykanów środowiska PiS-owe w Polsce. Panowie, rozeznajcie się najpierw co nieco w otoczeniu...
•••
Jedną z niesprawiedliwości kanadyjskiego rynku pracy jest dyktat związków zawodowych. Powiem tak, bardzo by było dobrze, gdyby ontaryjskie i kanadyjskie prawo pracy bardziej chroniło prawa pracowników najemnych.
Bardzo byłoby dobrze, gdyby rząd chronił kanadyjskich pracowników najemnych, chroniąc ich zakłady przed nieuczciwą konkurencją z zagranicy pochodzącą z państw, gdzie robotnicy żadnych praw nie mają, a przemysłowców nie obowiązują żadne normy.
W dzisiejszej sytuacji jest zaś tak, że związki zawodowe tworzą swoiste państwo w państwie, które chroni interesy członków kosztem innych nieuzwiązkowionych pracowników.
Dyktat związków zawodowych – co oczywiste – jest najsilniejszy w państwowych zakładach i administracji, bo są to quasi-monopole, mogące funkcjonować bez rynku i nienarażone na plajtę.
Dlatego śmieszą teatrzyki związkowe w wykonaniu przedstawiciela Canadian Union of Public Employees, który wzywa Kanadyjczyków do boju, porównując premiera Harpera do Hitlera.
CUPE to święte krowy świata pracy. I właśnie dobrze się dzieje, że przedłożona przez rząd ustawa C-377 zobowiąże związkowców do ujawniania, w jaki sposób wydają zebrane środki – czyli m.in. tego, ile sobie przyznają pensji. Sądząc po wspomnianym filmiku, jest to celne uderzenie.
Związki to jednak tylko połowa problemu, drugą jest corporate welfare – czyli całkiem socjalistyczne dofinansowywanie wielkich korporacji przy jednoczesnym zniesieniu jakichkolwiek barier dla nieuczciwej konkurencji z towarami produkowanymi niewolniczo w Chinach czy Indiach.
Jak to w życiu bywa, każdy woli zauważać tylko tę połowę problemu, która jest mu akurat bardziej na rękę.
•••
Miałem przyjemność uczestniczyć w rozdaniu stypendiów Funduszu Millenium Chrześcijańskiej Polski. Jakże to wspaniały, szczytny cel, jak dobrze byłoby, gdybyśmy mieli takich stypendiów więcej, gdyby były wyższe, gdyby kwoty darowizn prywatnych finansowały polonijne przedsięwzięcia. Dlatego dobrze się stało, że dyrektorzy funduszu postanowili przekazywać czeki podczas uroczystych ceremonii (patrz str. 49).
Bo szczerze mówiąc, nie chodzi w tym wszystkim o pieniądze, tylko o gest naszej polskiej solidarności; gest świadczący o tym, jak bardzo nam wszystkim, a nie tylko rodzinom otrzymujących stypendia studentów, zależy na ich sukcesie. Im więcej mądrych, wykształconych, dumnych ze swej przeszłości Polaków, tym lepiej dla nas wszystkich.
Dlatego swoje dzieci zachęcajmy wszelkimi sposobami do kształcenia. To leży w interesie nas wszystkich.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!