Niedawne pobicie sklepikarza w Warszawie przez firmę ochroniarską pokazuje głębokość rozpadu państwa polskiego przekształcającego się w oddalone od siebie wyspy partykularnych interesów. Ich właściciele broniąc sfer wpływów, sięgają po coraz bardziej drastyczne środki. W sytuacji malejącej skuteczności dochodzenia praw w sądach poszczególne koterie wyposażają się w cały arsenał środków troski o żywotne interesy – od łapówek, wpływów w urzędach i ministerstwach, po quasi-policje, oddziały ochroniarskie i nielegalne zabezpieczenia w środowiskach zorganizowanej przestępczości.
Jest to współczesne wydanie XVIII-wiecznego szarpania państwowego sukna, kiedy to ustosunkowane rody magnackie, wykorzystując obce wpływy i utrzymując prywatne armie, rozwalały Polskę od środka.
Atak ochroniarzy zatrudnionych przez jedną ze stron sporu handlowego, przy biernej postawie policji, daje sygnał, że w dzisiejszej Polsce można liczyć wyłącznie na siebie. I ewentualna sugestia "telefonowania na policję" wygląda tak samo śmiesznie jak w państwie okupowanym – lepiej trzymać obrzyn pod ladą niż szukać pomocy na komisariacie.
Może zresztą chodzi o to, by Polacy przyzwyczaili się i pogodzili z myślą, że ich własne instytucje państwowe to atrapa, a prawdziwy porządek i bezpieczeństwo mogą im zagwarantować wyłącznie agencje ponadnarodowe – europejskie. Może, oprócz rozbuchanej prywaty, w tym szaleństwie jest metoda. Rozkład państwa, zwłaszcza w jego funkcji troski o poszanowanie prawa, to najsilniejszy impuls do stawiania sobie pytania, po co mi Polska? No bo... na co mi takie kabaretowe państwo?!
Paradoksalnie taką sytuację jako naród już kiedyś poznaliśmy. Nasze skaranie Boskie to nieszczęścia wynikające z utraty państwa w wieku XVIII; falujące od tych strasznych grzechów ówczesnych Polaków, którzy w ciągu kilku pokoleń z dumnych katolickich rycerzy przekształcili się w masońskich bawidamków, co to "wyobrażali sobie pod wolnością samowolę nielicznych a nieograniczone poddaństwo wszystkich innych...".
Tamten ciąg wydarzeń odbija się nam czkawką po ścianach Ojczyzny. W wielu polskich miastach pod koniec wieku XVIII i w XIX również panowały "dzisiejsze" nastroje – Polska nawet jako idea przestawała być politycznie nośna, pozostało umiłowanie kultury, szlacheckiego obyczaju i folkloru, na co panujące domy chętnie przystawały.
Krakowianie czy lwowianie, nawet za czasów II RP, z sentymentem wspominali Franza Josefa. Niektórym ówczesnym Polakom wystarczało, że pan był ludzki i dawał trochę pooddychać narodowym powietrzem, powspominać Alte Gute Zeiten, posarmacić przy kuflach miodu pitnego czy węgrzyna, by potem wiernopoddańczo lizać karmiącą rękę Wiednia.
W dowolnym podręczniku przeczytać można, że monarchia austrowęgierska oferowała Polakom "unijne"swobody. "Pod koniec lat 60. i na początku lat 70. XIX wieku Galicja otrzymała autonomię. Powołano do życia m.in. Sejm Krajowy i Radę Krajową. Do szkół, urzędów i sądów wprowadzono język polski. Zasiadający w rządzie minister – Polak – miał prawo opiniowania projektów postanowień mających związek z Galicją. Nie brakowało w rządzie ministrów polskich zajmujących się różnorakimi resortami, dwukrotnie zaś Polacy byli premierami. Również Polak stał na czele prowincjonalnej administracji Galicji. Powstawały liczne polskie organizacje polityczne"...
A to wszystko pod niepolskim protektoratem z niepolskim wojskiem w fortach. No więc jako naród mamy już za sobą powszechną zgodę na taką wersję polskości. Ona podobała się tak licznej zgrai, że gdy z Oleandrów ruszyła Pierwsza Brygada, to zdenerwowani ruchawką mieszczanie krakowscy wylewali na nią nocniki.
A mimo to i wbrew temu Polska powstała...
Czyli da się. Przyzwyczajono nas myśleć "demokratycznie", znaczy, przejmować się opinią większości, tymczasem często zdarza się, że rację mają nieliczni – czasem wręcz tylko pojedyncze osoby. I to one muszą kreślić wizję nowoczesnej Polsk; oczyszczonej z porozbiorowej świadomości, rozumiejącej działanie polityczne. Polska musi być atrakcyjna; to musi być projekt, który porwie młodych ludzi, pokazując im czarno na białym, jak bardzo im się państwo opłaca.
Żebyśmy nigdy nie pisywali już memoriałów, błagając obcych o protekcję.
Proszę czytać i płakać.
•••
Memorjał deputacji galicyjskiej o potrzebach kraju z roku 1790
Memorjał ten, wręczony cesarzowi Leopoldowi II podpisany przez Stanisława ks. Jabłonowskiego, Mikołaja hr. Potockiego, Józefa Maksymiljana hr. Ossolińskiego, Jana hr. Bąkowskiego, Piotra Zabilskiego i Jana Batowskiego.
...Bez przesady można powiedzieć, że Galicja, która dawniej Wisłą, Bugiem i Sanem wywoziła wielką część swoich produktów na targi nad Bałtykiem popadła obecnie w zależność od sąsiadów nawet co do warunków egzystencji a pozbawiona zupełnie handlu wywozowego, sprowadza artykuły żywności z Polski, inne zaś przedmioty potrzebne do codziennego życia z innych prowincji monarchji, wskutek czego znany jej jest tylko najgorszy rodzaj handlu, tj. handel przywozowy. Rolnictwo, ta silna podstawa bogactwa krajowego w państwie, a jedyne źródło bogactwa w kraju rolniczym, zupełnie upadło w Galicji.
Jej ludność zmniejsza się widocznie z dnia na dzień, pieniądz odpływa z niej do zagranicy, odsetki od kapitału idą w górę, wartość dóbr spadła, a z tych co w chwili rewindykacji uchodzili za majętnych, dziś zaledwie niektórzy dobrze się mają. (...) Obywatel, odsunięty od wszelkiej funkcji w administracji, stał się obcym we własnej ojczyźnie, nie może ani dostąpić zaszczytu służenia krajowi, ani znaleźć sposobu dopełnienia najwyższych obowiązków wobec kraju i swojego monarchy.
Stany są tylko cieniem, przedstawiającym faktycznie unicestwiona narodowość, a wskutek błędnej organizacji nie są nawet w stanie u stóp tronu wyrazić żalów i zwątpienia całego narodu...
(...)
Nie mniej smutnem jest to, że zaufanie mające łączyć członków państwa z rządem, zostało od chwili, gdy on nie dopełnił wielu zobowiązań zaciągniętych wobec poszczególnych obywateli, tak zachwiane, iż nawet najkorzystniejsze jego propozycje przyjmowane są z nieufnością. Ustawy dawne pozostają bez mocy, a ponieważ nowe nie są wcale zastosowane do fizycznych i moralnych potrzeb kraju, ani nie zostały dotąd pod innymi względami skrupulatnie ze stosunkami rozważone, gdy za jednym zamachem obalono dawne urządzenia, jak wiele przyczyniać się musi do dowolności niższych organów brak ścisłości w rozporządzeniach, mnogość zakazów rozmaitych i niestałość systemów!
Najlojalniejszy obywatel nie zdoła uniknąć tego, żeby nie stał się winnym jakiego przekroczenia. Władza wykonawcza nie jest wprawdzie dość silną, aby utrzymać w mocy ustawę szkodliwą dla całego kraju, ale aż nadto jest silną, gdy chodzi o jej przeparcie na udręczenie jednostki. Jest to niewątpliwie najsmutniejsze położenie społeczeństwa, jeżeli ustawa, mająca jak tarcza osłaniać spokojnego obywatela, zostaje przeciw niemu skierowana, jakby broń zaczepna, jeżeli urzędnicy, powołani do wykonania najwyższej woli, przez interpretacje ustaw uzurpują dla siebie niejako władze ustawodawczą, gdy wreszcie sami urzędnicy mogą nadto jeszcze zaostrzać surowość rozporządzeń dokuczliwością osobistych charakterów.
Toteż w takiem stanie rzeczy istotnie jesteśmy wystawieni na despotyzm urzędników cyrkularnych i wydani na pastwę tłumu komisarzy. Nawet sądownictwo powiększa brzemię ciężarów. Nie rozwija ono dostatecznej siły, aby zabezpieczyć własność i wolność obywateli, aby osłaniać i bronić niewinnych. Przemożna w kraju juryzdykcja polityczna przygniata powagę sądownictwa. Nasze dolegliwości wzrastają nieustannie, a spraw pańszczyźniana doprowadziła je do szczytu....
Takim jest smutny, ale prawdziwy opis naszego położenia. Tylko mądrość Waszej Cesarskiej Mości może ustrzec wiernych poddanych od ruiny grożącej z anarchji, której na pastwę jesteśmy oddani".
•••
Tak było 200 lat temu, i coraz bardziej tak jest dzisiaj, kiedy "tylko mądrość Brukseli ustrzec nas może od ruiny grożącej z anarchii... ".
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!