Tyle krzyku o GMO w Polsce. Niby czemu? Notabene krzyku tłumionego, bo rządząca kom-po-partia najpierw obiecywała nie wpuszczać, a ostatecznie ustawę o dostępności zmienionego genetycznie ziarna przegłosowano.
Tutaj, w Kanadzie, jemy GMO na co dzień – głównie w soi i kukurydzy, i jakoś trzecia ręka nam nie wyrasta (na razie), no nie?!
W czym problem?
Po pierwsze, w bandytyzmie koncernu Monsanto, który procesami sądowymi wymusił na tutejszych chłopach kupowanie od siebie ziarna siewnego. Ziarno GMO jest objęte ochroną patentową i nie można zasiewać na drugi rok tym, co zostanie z pierwszego, bo trzeba uiszczać opłatę licencyjną – wystarczy na polu znaleźć samosiejki od sąsiada, by wytoczyć proces, niszcząc kosztami farmera.
W Polsce jest to rzecz mało znana, a zostawianie ziarna na zasiewy jest na wsi powszechnie praktykowane. Jeśli to będzie ziarno GMO, chłopa odwiedzi najęty adwokat i uświadomi o popełnieniu przestępstwa naruszenia własności intelektualnej.
To jedno. Druga, o wiele ważniejsza rzecz, to że rolnictwo takie jak w Polsce świetnie nadaje się do produkcji zdrowej żywności i Polska powinna być europejskim zagłębiem takiej właśnie żywności, konkurując na rynku niemieckich, francuskim i innym. JeśIi wprowadzimy GMO, stracimy te rynki, bo trudno reklamować żywność GMO jako zdrową.
To tak w skrócie.
Słowem, dopuszczenie w Polsce GMO (w czasie gdy kilka państw europejskich przed tym badziewiem się ochroniło) jest zdradą polskich interesów.
Powiedzmy sobie w oczy, że to zdrada Polski.
Rolnik polski, rozdrobniony i na gospodarstwach rodzinnych, jest cudownym producentem najlepszej jakościowo żywności. I zamiast go w odpowiednie rynki pokierować, zamiast mu pomóc w marketingu i eksporcie płodów i przetworów, (niby) państwo polskie traktuje go jak śmiecia, uginając się pod dyktatem obernarodowych megakorporacji, które maksymalizują zyski kosztem każdego, kogo mogą przejechać walcem po plecach.
Nie jest ważne w tym momencie, czy GMO szkodzi, czy nie; ważne jest, że według zdrowego rozsądku wprowadzenie takich produktów w Polsce nie leży w polskim interesie. Choć leży, na przykład, w interesie niemieckim, gdyż wtedy polska żywność nie będzie na tamtych rynkach konkurencyjna.
I o tym właśnie powinno krzyczeć się w Polsce dzisiaj, i być może po to dzisiaj zagłuszono głosy rozsądku zgiełkiem wokół wyprodukowanego przez ABW unabombera.
Pozostaje mieć nadzieję, że coraz więcej Polaków zaczyna widzieć na oczy.
•••
Tak mi było smutno, gdy jeszcze 15 lat temu, patrząc na młodych Polaków, widziałem samych idiotów przebierających łapkami w wykreowanych wyścigach szczurów; jedzących z karmników "Gazety Wyborczej" i TVN; wstydzących się przeszłości własnego narodu i kultury Europy Środka; skretyniałych za sprawą jeżdżącej im na kompleksach manipulacji antypolskiej.
Jednak jak mawiał często w latach młodości jeden z moich kolegów, który na drodze przekonań życiowych dokonał wszelkich możliwych wolt – "ziemia rodzi".
Ziemia rodzi, płynie rzeka życia i przychodzą nowi ludzie, nowe pokolenia, bez kompleksów, potrafiące ocenić rzeczywistość, na którą patrzą, tyrające na obcych w różnych punktach Europy i świata.
Oczy mi się zeszkliły, patrząc na tysiące młodych Polaków w Marszu Niepodległości.
Nareszcie – jesteście!
Tylko teraz troska, by nikt ich nie wybił w jakiejś wojnie, nie napuścił jednych na drugich, nie rzucił do cudzych okopów i na cudze szańce przy akompaniamencie narodowych werbli.
Troska, by ludzi, którzy zaczynają mieć Polskę w sercu, nie zniszczono, jak tyle poprzednich pokoleń.
A zatem moda na Polskę może być na tyle silna, że delegalizacja polskiego patriotyzmu na wniosek komuchów z SLD już nie pomoże. Na razie, establishmentowi zatrzęsły się gacie, bo okazało się, że 30 proc. młodzieży w wieku 18-24 jest skłonnych zagłosować na MW-ONR. Ruszyły więc do boju "policje tajne i bezpłciowe", z tym że na razie nowi czekiści działają dość nieudolnie. Zobaczymy, co będzie dalej. W każdym razie na najbliższe wybory rzucam hasło "zabierz mamie dowód!".
My zaś powinniśmy siłą rzeczy być z narodowcami. W końcu tzw. Polonia ma tylko wtedy sens, jeśli przyjmiemy, że trwanie przy narodzie ma wartość; bo po jakiego wała być tu Polakiem, kiedy w Polsce zostaną sami "Europejczycy"?
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!