farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Redaktor naczelny Gońca, dziennikarz i publicysta. Poczytaj Kumora...

piątek, 18 styczeń 2013 20:30

Budujcie!

Napisał

kumorAMłode pokolenie to przyszłość Polski, dlatego patrząc na tańce godowe i różnego rodzaju pohukiwania, jakie wokół środowiska Młodzieży Wszechpolskiej i narodowców czynią dzisiaj ci, "co wiedzą lepiej", chce się krzyczeć: "nie dajcie się chłopaki (i dziewczyny też)!".
Dlatego cieszą słowa Roberta Winnickiego i Mariana Kowalskiego, bo budowanie oddolnego ruchu to jedyna recepta na podźwignięcie kraju.
Polityczne środowiska siedzące na Polsce i pilnujące swych koryt w naturalny sposób podchodzą do młodych ludzi jako zagrożenia. Wygląda bowiem na to, że – bez żadnej przesady – coraz więcej młodych Polaków jest uświadomionych narodowo, obytych w świecie i zniesmaczonych telewizyjnym "wychowaniem"; lansem "róbta, co chceta". To już było, to się przejadło, to nie jest modne.
Od lat modlę się o modę na Polskę, i chyba nadchodzi!


Program przyjęty przez Młodzież Wszechpolską – budowania struktur lokalnych – wyłaniania lokalnych przywódców, tych na klatce schodowej, tych w dzielnicy, tych w powiecie i we wsi. To jest to, co dawno temu postulowała endecja, to powrót do korzeni i jedyna skuteczna metoda zrzucenia sitwy pookrągłostołowej, która sobie Polskę rozpisała między siebie; sitwy niebieskiej czerwonej i tęczowej.
Jedną z najsilniejszych motywacji działania politycznego jest możliwość decydowania czy współdecydowania o sobie, przełamanie bariery bezsilności, poczucie, że coś od nas zależy, że możemy działać i inni będą się z nami liczyć.
To pokonanie politycznego ubezwłasnowolnienia tak charakterystycznego w Polsce to jest rewolucja! System polityczny jest skostniały. Proporcjonalna ordynacja wyborcza powoduje powielanie się tzw. klasy politycznej – dopływ świeżej krwi odbywa się jedynie na zasadzie awansu wewnątrzstrukturalnego, który premiuje miernych, ale wiernych; osoby zbyt samodzielne odpadają, bo zagrażają pozycji urzędników politycznych, którzy mają "obsikane" swoje działki.
Modus operandi przyjęty przez środowisko młodzieży narodowej jest najbardziej skuteczny, dlatego z taką agresją młodzi są atakowani. Z jednej strony przez różnego rodzaju kanalizatorów, którzy chcieliby ich zamustrować do swoich szeregów, a z drugiej przez oficjalne środowiska i partie polityczne.


Niezależnie bowiem od wyników działania MW, to, co się już dzieje, wychowa pokolenie ludzi samodzielnie myślących, ludzi spoza "republiki okrągłego stołu", świadomych polskich obowiązków, polskiego potencjału i spuścizny, którą dziedziczą.
Jednocześnie ludzi impregnowanych na propagandowe projekty obecnego obozu rozgrywającego.
Jeśli ci nowi działacze zdołają się przebić; zmienić ordynację na większościową, nauczyć skutecznego działania w gminie, miasteczku, wsi, to Polska ma szansę.


Kibicuję całym sercem Marianowi Kowalskiemu, Robertowi Winnickiemu i wielu innym ich kolegom. Chodzi o budowanie narodowej wspólnoty, chodzi o zachęcanie do bycia przywódcą i liderem. By już nikt nigdy Polakom "liderów" nie przywoził w czołgach czy w teczkach; by nam nikt nie narzucał szemranych autorytetów zdradą podszytych, by posprzątać gmachy, w których powinien być reprezentowany polski interes; by można było zbudować instytucje publiczne wolnego państwa.
Oczywiście położenie nie jest łatwe; Polska nie jest niepodległa, utraciła suwerenność, jest kontrolowana przez instytucje międzynarodowego kredytu, jest rozgrywana przez ościenne interesy...
Dlatego wychowywanie młodych ludzi w duchu suwerenności jest pierwszym koniecznym krokiem odbudowy. Przekonanie młodych ludzi do Polski, do możliwości zbudowania zasobnego kraju jest rzeczą cudowną.


Cud niepodległości nie przyjdzie z nieba. Tę niepodległość może zbudować nowa młoda polska elita. Chodzi o to, by była świadoma konieczności odwojowania instytucji państwa, by była wykształcona, wiedziała jak negocjować, jak walczyć, by znała własne atuty.
Fakt, że takie pokolenie Polaków wyrosło, że nie wszyscy wyjechali i nie wszystkim zgniły głowy od nowomowy neoliberalizmu obyczajowego, to już jest cud, jak człowiek popatrzy, jakie walce medialne jeździły ludziom po głowach.
Po oporze poznaje się wartość własnego działania, patrząc na to, jak wielka zgraja dzisiaj rzuca się na narodową młodzież, serce rośnie! Nie dajcie się, idźcie swoją drogą, plwajcie na skorupę straconych pokoleń, róbcie swoje!
Budujcie!


Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 18 styczeń 2013 14:15

Razi mnie krzyż w polskim Sejmie

Napisał

kumorAMiniony tydzień zaowocował wyrokami w sprawie krzyża. Sam fakt, że to sądy wypowiadają się na ten temat, świadczy o upadku europejskich obyczajów. Ale niech tam. 
Powtórzę tylko, bo już o tym pisałem, że krzyż w polskim Sejmie mnie razi. Nie, nie dlatego, że jest – bo być powinien – nie ma co do tego dwóch zdań. Jednak za każdym razem jak patrzę na sejmowe zdjęcia czy relacje – razi mnie pozycja tego krzyża!
W budynku parlamentarnym bardzo ważna jest symbolika – nie jest to chłopska chata, by krzyż wisiał nad framugą. Krzyżowi należny jest szacunek. Krzyż jest elementem porządku świata.
Dlatego w polskim Sejmie, gdyby Polska była Polską, krzyż winien wisieć nad godłem narodowym. Porządek świata, w czasach gdy jeszcze nie byliśmy całkiem głupi, pokazywała każda katedra. Na wawelskiej na samym zwieńczeniu jest krzyż, a dopiero pod nim jest jabłko królewskie.
Tak więc orzekanie sądu w takiej sprawie jak obecność krzyża w sali polskiego Sejmu jest rzeczą karygodną. Krzyż powinien się był znaleźć w sali sejmowej zaraz po wyzwoleniu się z rąk czerwonych kacapów, po odzyskaniu niepodległości, na samej górze frontowej ściany nad godłem państwowym. I mam wielką nadzieję, że jeszcze się tam znajdzie!


•••


WOŚP-owy aktywizm zaczyna drażnić coraz więcej ludzi. Powiedzmy, że moje stanowisko jest takie, że nie przeszkadzam i nie pomagam.
Drażni mnie moralny "przymus" dawania na "Orkiestrę" i od wielu lat nie daję. Podobnie jak nie daję na różnego rodzaju akcje United Way, gdzie z każdego zebranego dolara na rzeczywistą pomoc idzie 12 centów; jak nie daję na fundację szpitala dziecięcego w Toronto, bo kiedyś znajoma była tam księgową...
Co nie znaczy, że nie powinniśmy wspomagać ludzi w potrzebie. Tylko nie po to, by zastępować polskie Ministerstwo Zdrowia, tylko tam, gdzie jest rzeczywista bieda. Jest w Polsce wiele fundacji, które pomagają tym maluczkim, moją ulubioną jest Fundacja Brata Alberta. Jest wiele miejsc, gdzie trzeba pomóc.
Dlatego apeluję do wszystkich tych, którzy – z różnych powodów – odmówili pieniędzy podczas kwesty WOŚP-u, by potraktowali tę odmowę jako zobowiązanie do "wrzucenia" pieniędzy – komuś innemu – i to jak najszybciej. Może na Caritas, może na kogoś konkretnego – nie wiem. Byle szybko. Obowiązek jałmużny spoczywa na każdym z nas.
Czas "grania" WOŚP daje dobrą okazję, by sobie o tym przypomnieć i rzecz przemyśleć niezależnie od tego, co sądzimy o inicjatywie Owsiaka. Dla mnie w każdym razie z pewnością Owsiak nie jest drugim Kotańskim. Nie dajmy się szantażować jedną formą pomocy, ale też przy tej okazji pamiętajmy, że pomoc to codzienny obowiązek, a nie akcja.


•••


Polska, ratując budżet, usiłuje opodatkować fotoradarami kierowców. Mam lepsze rozwiązanie. Fotoradary to za mało i za rzadko. W końcu nie pokryjemy siecią fotoradarową każdego kilometra i nie ma gwarancji, że jakaś część ruchu pozostanie niestety bez obserwacji radarowej. Dlatego trzeba do zagadnienia podejść "od drugiej strony".
O wiele lepszym rozwiązaniem jest montowanie w samochodach rejestratorów prędkości. Takie GPS-owie ustrojstwa z aktualizowaną ogólnokrajową mapą ograniczeń prędkości będą wiedziały, jaki jest obowiązujący limit na odcinku, po którym porusza się samochód, i porównywały to z aktualną prędkością, a następnie obliczały mandat za każdy kilometr jazdy ponad prawo – myślę, że jest to najlepsze możliwe rozwiązanie budżetowe. Należność mandatowa byłaby uiszczana automatycznie z karty kredytowej lub innego rachunku właściciela pojazdu.
Powiedzmy za przekroczenie prędkości o 10 km/h pobieralibyśmy 1 złoty od kilometra. Myślę, że stawka nie jest wygórowana, a w przeliczeniu na liczbę samochodów na drogach i liczbę kilometrów dróg przyniosłaby o wiele większe wpływy niż urządzenia fotoradarowe. Na domiar złego urządzenia fotoradarowe wymagają większej obsługi administracyjnej.
Czyż nie jest to genialny pomysł? Myślę, że niedługo doczeka się realizacji, i to nie tylko w Polsce. Państwo potrzebuje pieniędzy, a one przecież leżą na ulicy – czy też, jak w tym wypadku – na szosie.


•••


Francuzi najwyraźniej zaskoczyli medialne małpy informacyjne i w wielu polskich przekaziorach wiadomości o milionowym marszu w obronie tradycyjnej rodziny pokazały się z tytułami, że to w obronie... homoseksualistów.
– No bo – panie kochany – kto to widział takie rzeczy we Francji?!!! – kolebce nowoczesności i progresywizmu. No w głowie się nie mieści, ileż tych kołtunów do Paryża najechało – to przecież muszą być sami przyjezdni, to przecież niemożliwe, żeby takie rzeczy w Paryżu...


Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 11 styczeń 2013 20:55

Jak się w tym rozeznać?

Napisał

kumorAEra Tuska dobiega końca – nawet salon mówi już, że czas na rozdanie nowego etapu, zaczynają się więc mniej lub bardziej gorączkowe poszukiwania marionetek, które można podpiąć do tych samych sznurków.

Uaktywniły się różne środowiska, gazety i blogosfera zapełniły przepowiedniami i ostrzeżeniami. Niektórzy zastanawiają się, czy nie można by tym razem jednak poodcinać jakieś sznurki i zrobić prawdziwą Polskę. Inni twierdzą, że jeśli nowy rząd, to tylko w wydaniu oficjalnej opozycji – tej namaszczonej, z placetem, bo tylko ona jest gotowa. Jeszcze inni "uspokajają", że układ jest wszechmocny, wszechwiedzący i – że tak powiem – nie ma bola... i Bogiem a prawdą, powinniśmy dać sobie spokój, jak mówi młodopolski poeta, daremne żale – próżny trud; skoro wyżej kijka nie podskoczysz, to lepiej rozkoszować się białymi rękami młodych panienek, co to "na jachtach myją podłogi", i zostawić zajmowanie się "dobrem wspólnym" ludziom mądrzejszym (w polskim przypadku gangsterom).
Szczęśliwie dla nas wszystkich – jak to podkreśla nieoceniony Grzegorz Braun – Pan Bóg jest królem historii i czasem choćbyś bracie nie wiem jak kombinował, kończy się według Jego planu. A zatem, nóż widelec – czasem się coś udaje.
Bez wątpienia mamy narodowe ożywienie młodzieży. Zmobilizowało to ośrodek władzy, by młodym podrzucić gotowca i ich gładko zneutralizować.
Paradoksalnie druga szkoła odwodzenia młodzieży od robienia czegokolwiek wywodzi się z ośrodków powiązanych z tzw. oficjalną opozycją i mówi, że i tak zostaniecie zneutralizowani.
Oczywiście przez razwiedkę.
Kto jest razwiedką? No to zależy, jakie kto ma teczki w ręku i jaką wyobraźnię; można o tym jedynie plotkować i eksploatować wrzutki tego czy tamtego pułkownika. Wiadomo, że środowisko razwiedkowe, jak sama nazwa wskazuje, dysponuje dobrą informacją... I ono w większości jest lub było jej dysponentem.

No więc jak się w tym wszystkim rozeznać?
Jak w tej sytuacji w cokolwiek się angażować bez narażania się na udział w kolejnej prowokacji?
Po pierwsze, czasem nawet wydarzenia prowokowane wyrywają się spod kontroli. To jedna ważna szansa.
Po drugie, nie dajmy się zwariować i wedle starego obyczaju, patrzmy na ręce i skutki działania.
Wiadomo przecież, o co w Polsce chodzi, wiadomo, co trzeba zrobić, których złodziei rozliczyć, które firmy razwiedkowe wziąć do prokuratora. Jeśli nowe, powstające "ruchy narodowe" nie dadzą ruszać "naszych", no to "Polam i wszystko jasne".
Powiem szczerze, że nieważne kto skąd przychodzi; ważne, co chce zrobić i czy pragnie silnej, zasobnej Polski. Czasem nawet oficerowie z polskiego "akwarium" mogą próbować się emancypować; czasem w miejsce zawodowo-środowiskowej sztamy może w nich kiełkować polskie sumienie.
Być może takim przypadkiem był gen. Petelicki. Pan Bóg go już ocenił.
Na Polakach przećwiczono już tyle prowokacji, że musimy żyć i działać z ich świadomością. Dlatego bądźmy też "ostrożni" wobec wszystkich tych, którzy odwodzą od działania, ostrzegając przed prowokacją. Potrzebny jest jeden front – front demontażu – jak to wdzięcznie określa Robert Winnicki z Młodzieży Wszechpolskiej – "republiki okrągłego stołu". I wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że wiele pięknych patriotycznych haseł mają wypisane na sztandarach ludzie, którzy z tej "republiki" ciągną niezłe apanaże.
Nie dajmy się uwodzić na piękne oczy i wielkie słowa, pytajmy o konkrety, pieniądze i program. Nie dajmy się zbyć, że na konkretne programy przyjdzie pora później. Ta "pora" jest teraz.
Dlatego trzeba stawiać pytania o ordynację wyborczą, emisję pieniądza, ochronę miejsc pracy i inwestycji krajowych, zasady działania obcego kapitału i systemu finansowego. Wizję Polski w UE czy poza nią.
Program poważnej partii powinien być możliwy do streszczenia w kilku punktach.
Kwestia ordynacji wyborczej jest kluczowa dla odzyskania przez Polaków wiary w możliwość "przeczyszczenia" politycznych trzewi narodu. Tak więc, Panie, Panowie, spokojnie, zero emocji, tylko konkretne punktowanie. To jedyny sposób, aby rozpoznać i odsiać plewy od ziarna, hochsztaplerów od trybunów ludowych i agentów od uczciwych Polaków.
Polska może odrodzić się wielka. Kiedy? Nie nam to wiedzieć, dlatego zakończę cytatem z o. Tadeusza Rydzyka, jednego z największych Polaków ostatnich czasów, człowieka czynu i modlitwy: "módlmy się tak, jakby wszystko zależało od Pana Boga, a pracujmy tak, jakby wszystko zależało od nas".
Za którymś razem musi się udać.


Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 11 styczeń 2013 14:53

Razem ruszymy tę bryłę

Napisał

kumorAZaczął się nowy rok, a zatem z krainy refleksji i perspektyw długiej fali wchodzimy w bardziej przyziemne tematy.

Od jakiegoś czasu organizują się nam w Kanadzie Indianie, co sprawia, że problem, od dawna zamiatany pod dywan i zasypywany miliardami dolarów, wschodzi na firmamencie codziennych doniesień agencyjnych.
Idle No More to mieszanina różnych bajek, z jednej strony ludzie, którzy usiłują zwrócić uwagę na tragiczne położenie rezerwatowych Indian, z drugiej różnego rodzaju macherzy na Indianach i rozdawanych im pieniądzach wijący sobie ciepłe gniazdka zawodowe – chmary adwokatów, nieuczciwa starszyzna usiłująca kradzież i defraudację przykryć wrzaskiem, że za mało. Jest tam też indiańska i biała młodzież zanęcona adrenaliną "przeżywania" i atrakcją "czynu". Są też dziwaczni ekolodzy, co to "w obronie matki ziemi".
Kanada ma problem Indian – jest to oczywiste, i problem narasta z roku na rok z bardzo prozaicznej przyczyny – przyrostu naturalnego. O ile reszta naszego kanadyjskiego społeczeństwa dzieci miewa raczej od święta, to u Indian co rok to prorok, na dodatek trudno rozeznać się w powinowactwie, bo degrengolada socjalna jest straszna; ludzie mają dzieci z pięciu związków. Clintonowa twierdzi w swej książce "It takes a village to raise a child", niestety w naszym indiańskim przypadku jedna wioska to za mało, zwłaszcza że jej mieszkańcy w większości wypadków są już wszyscy zdemoralizowani.


Czym? W skrócie – jałmużną otrzymywaną od białych; każdemu coś tam skapnie, nawet gdy większość rozkradną. Gdyby przeznaczone na Indian pieniądze były wykorzystywane sumiennie i "po niemiecku", rezerwaty byłyby jak cukierek. Niestety, kradzieże tak widoczne na przykładzie rezerwatu "poszczącej" obecnie protestacyjnie pani wódz z Attawapiskat, gdzie setki milionów dolarów wydano od roku 2005 bez żadnej kontroli i podkładek, są powszechne.


Niestety, ruch Idle No More, choć wiele różnych bolączek zostało do niego przyklejonych, wygląda jak zakombinowana ad hoc zasłona dymna przed zakusami obecnego rządu, który przeforsował ustawę, aby jednak jakoś rezerwaty rozliczać.
Nie zmienia to oczywiście smutnego faktu, że na razie nikt nie ma pomysłu, co zrobić z tym najszybciej przyrastającym segmentem kanadyjskiego społeczeństwa – w jaki sposób przygarnąć Indian do "mainstreamu", zrobić z nich dobrych uczniów, pracowników, studentów, biznesmenów...
Żerująca na obecnej sytuacji wataha hien za wszelką cenę broni status quo i woła, żeby sypać jeszcze więcej pieniędzy – worek nie ma dna, więc nie ma co się łudzić, że to coś pomoże, ale więcej złodziei się wypasie.
Ciekawe jest porównanie sytuacji Indian z polityczną emancypacją amerykańskich Murzynów, która przynieść miała wyzwolenie, a przyniosła degrengoladę i problemy społeczne. Czy można było to zrobić mądrzej? Pewnie tak, tylko nie pod sztandarami lewactwa.


•••


Powiem szczerze, bardzo lubię rozmawiać z młodymi kobietami. Dlaczego? No bo to one wychowują dzieci.
Gdy matki są głupie, dzieciom jest trudniej. Oczywiście nie chodzi mi tu o matki z doktoratami, tylko o kobiety mądre życiowo – takie które nie będą dziecku – a zwłaszcza synom – dawać złych przykładów.
I bardzo ważne jest, by robiły to, gdy są młode – no bo wiadomo, na starość wszyscy jednak trochę mądrzejemy; tylko że wtedy zaczynamy już bawić wnuki...


Gdy człowiek patrzy na emerytów pomstujących na młodzież – buzię zazwyczaj zamyka im jedno pytanie – a gdzie są Pana, Pani dzieci? Podzielają Pana poglądy? – Zachowały wiarę? – Co im Pan/Pani przekazał/przekazała? Popatrzmy na siebie, popatrzmy, co zaniedbaliśmy.
Niestety, w dzisiejszym świecie na piedestał wyniesiono "użycie", intensywność doświadczeń; młode matki często pytają, co ja mam z życia?! Zamiast wspinać się w Nepalu, podmywam pupy, zamiast w sobotę wibrować na skrzydłach metamfetaminy, czytam bajkę na dobranoc.
Kultura masowa nie uczy już, co ważne, a co truchło przelotne, a jeśli uczy, to nie nachalnie i trzeba wiele wysiłku, by do tej nauki dotrzeć.
Dlatego młoda kobieto, Ty wspaniała istoto, uświadom sobie, że twoja siła nie polega na zgrabnych łydkach i kształtnym biuście wywołującym samcze pomruki. To jest miło mieć, ale to dzisiaj jest, a jutro nie ma. Natomiast twoja prawdziwa siła leży w tym, że będziesz w decydujący sposób wpływać na życie dwojga, trojga, a może pięciorga nowych ludzi na tej planecie – Twoich dzieci. Żydzi mówią, co człowiek to kosmos; a więc to ty będziesz współkreować te kosmosy. Dlatego musisz być silna i mieć dobrze w głowie.
A podróż, w jaką cię zabierze wychowywanie własnych dzieci, jest daleko bardziej atrakcyjna od najbardziej egzotycznych eskapad. Zobaczysz to na końcu.


Dzieci są najważniejsze, dlatego tak wielu siłom na nich zależy. W Witches of Eastwick – diabeł Nicholson mówi, mlaskając, women, you are wonderful; you are making babies... I to jest wielki cud.


•••


Zapewne orientują się Państwo, że prócz wielu przyjaciół pismo nasze wielu osobom, a czasem nawet i stowarzyszeniom osób staje kością w gardle. Ostatnio czuć nasilenie ataków; może to za sprawą popularności naszej strony internetowej, a może po prostu przyszła koperta ze zleceniem – nie wiem, ale mam do Państwa prośbę, propagujcie nas, gdzie tylko można i jak można!
Polecajcie naszych autorów, rozsyłajcie teksty w Internecie, szerzcie myśl i słowo. To, że Wy wiecie, jaka jest prawda, to mało, musicie być tej prawdy ambasadorami.
Zatem do dzieła – wspólnie ruszymy z posad bryłę lepioną przez różne cioty rewolucji. To się da zrobić!


Andrzej Kumor
Mississauga

sobota, 05 styczeń 2013 10:36

Obywatelu, nie lękaj się, mamy rok 2013!

Napisał

kumorAO czymże innym pisać w pierwszym numerze nowego roku, jak nie o... prognozach... Prognozy – jak wiadomo – są takie, że lepiej byłoby, gdybyśmy zostali przy starym roku.

Nie ma co się jednak lękać; wchodzimy po prostu (This Is Your Captain Speaking) w rejony znów odrobinę większych turbulencji, a jak mówi przypisywany Nietzschemu aforyzm, co nie zabije, to wzmocni – możemy spokojnie przyjąć, że rok 2012 nas wzmocnił i to kolejny raz. Lepiej już nie będzie, przede wszystkim dlatego, że mieszkamy po "złej" stronie globusa. Ale nie ma co się lękać i strzelać knykciami, tylko raczej dziękować Panu Bogu, że usiłuje nas otrząsnąć z konsumpcyjnego letargu, stawiając nowe wyzwania.
Powiedzmy sobie szczerze, że życie nie polega na szukaniu najcieplejszego zapiecka, lecz jest wojną o siebie, ocalenie własnej duszy. I to niezależnie od tego, czy ją podejmujemy, czy od niej uciekamy, dekując się po jakichś hedonistycznych ścieżkach. Ta walka nas ZAWSZE dopadnie; jeśli nie dzisiaj czy jutro, to na łożu śmierci. Stojąc u zarania nowego roku kalendarzowego, warto sobie przypomnieć eschatologiczną perspektywę egzystencji. Ona to rysuje ramy wszystkiego innego. A perspektywa jest taka, że tu, na Ziemi, zameldowano nas tylko czasowo. Warto więc przyjąć ją, oswoić i w niej żyć, doświadczenie przekonuje, że jest to perspektywa bardzo prawdziwa.
A skoro prawdziwa, to znaczy, że nie powinniśmy się bać żadnych ziemskich przepychanek.


Ale do rzeczy; tak jak pokolenia naszych rodziców i dziadków były świadkami realizacji szaleństw nazizmu i komunizmu, my również z roku na rok jesteśmy bardziej unurzani w realizację nowego nieludzkiego planu globalizacyjnego. Również – jak tamte – realizowanego w imię "dobra ludzkości". Pomijając, kto i po co to robi, z naszego punktu widzenia ważne jest to, co nam to robi w głowie, bo prosto mówiąc, pozbawia nas w przyjemny sposób wolności. Na razie bez bacika, na razie szepcąc słodkie słówka. Chodzi o to, abyśmy w coraz większym stopniu rezygnowali z wolności na rzecz domniemanego bezpieczeństwa nas wszystkich oraz ogólnoświatowego "pokoju i demokracji". Jest to o tyle kabaretowe, że "o pokój" walczyły już "do ostatniego naboju" wszystkie wcześniejsze totale. I my też o pokój i demokrację musimy prowadzić wiele wojen...
Przy okazji wymiany kalendarzy warto więc kolejny raz skonstatować, że system z roku na rok plecie nam większe głupoty. Stąd i konieczność naszej postawy ludzi wolnych, by nie dać sobie zabetonować mózgu.
Postępująca siła obliczeniowa procesorów, które prawdopodobnie już w najbliższym czasie przesiądą się z krzemu, może na węgiel, pozwala na wmontowanie systemów kontroli w całą gamę rzeczy codziennego użytku – już nie tylko telefony komórkowe, ale lodówki, samochody. I to powoli będzie nas ogarniało.


Rok 2013 przyniesie też odpowiedź na pytanie, czy wspomniana nasza strona globusa zdoła się podnieść po okresie kredytowo-monetarnych spazmów, czy też – jak niegdyś Rzym – będzie sobie sinusoidalnie upadać.
Ów upadek Zachodu, jaki znamy – jego przepoczwarzanie prawdopodobnie (jeśli ktoś boi się własnych myśli, proszę przestać czytać) jest częścią większego planu. Elita świata nie może powstać bez jakiejś formy dokooptowania i zasymilowania elit azjatyckich. Cóż to bowiem za rząd światowy, którego nie słucha 60 proc. ludzkości, mieszkającej nomen omen w Azji?
Tak więc gra globalna, której etapy obserwujemy od lat 70. ubiegłego wieku, toczy się głównie o Azję, toczy się naszym kosztem – obniżając poziom życia ogółu w państwach tzw. Zachodu


Wbrew demo-liberalnym deklaracjom, model chiński – konfucjańsko-komunistyczny, jest wymarzonym sposobem zarządzania światem. Dlatego mimo całych wolnościowych tyrad pod adresem takich pionków, jak Białoruś, na razie nikt Chinom braku wolności nie wyciąga. Chiński komunizm przestał być problemem, przestał nam przeszkadzać. Stało się to jakoś mimochodem, bez specjalnego tłumaczenia się w telewizorach.
Oczywiście projekt globalizacyjny to nie jest monolit. W jego ramach płynie wiele nurtów ubocznych; dają o sobie znać konflikty i szarpania. No bo nie o żadne pieniądze tu chodzi (umówmy się raz na zawsze, że pieniądze nie mają dzisiaj żadnej wewnętrznej wartości i są sposobem kontrolowania populacji przez kontrolę kredytu), lecz o w-aaa-dzę. Tę najbardziej rajcującą postać ludzkiej pychy.

W 2013 doznamy na własnej skórze wysiłków realizacji tych projektów, co skutkować będzie zapaściami, wojnami i kryzysami. Nadal jednak ludzie będą się kochać, zakładać rodziny i rodzić dzieci. – Na tym polu też przebiega front walki, tu też powinniśmy się okopać, by strzec rodziny, no bo właśnie rodzina – ta normalna – stanowi najlepszą zaporę przed szaleństwem ideologii. Jest więc o co się bić, nawet gdyby nam się wydawało, że wszystko stracone i jedyne, co pozostaje, to zapalić ostatniego papierosa. Gdy przestaniemy "wierzgać" i pogodzimy się z utratą wolności, faktycznie ją stracimy.


Nowy rok przyniesie również dalszą "depersonalizację" i automatyzację pola walki. Na naszych oczach – walczą roboty, wirusy komputerowe i – nie daj Boże – retrowirusy. Wielkie wojny być może już się gdzieś tam podskórnie toczą. Z pewnością rozrysują się głębiej na globie linie podziałów – wywołane wstrząsami nowego meblowania Bliskiego Wschodu...
Cóż to wszystko warte, patrząc oczami duszy opuszczającej ciało? Pół kilo kłaków? Nie pozwólmy więc sobie zasłonić tej optyki, czego Państwu z całego serca w nowym roku życzę. Reszta to marność nad marnościami i w ostatecznym rachunku liczy się tylko to, czy i ile spustoszenia w naszych sercach to dokona.


Szczęśliwego Nowego Roku!
Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 04 styczeń 2013 14:09

Odpowiedzi na talerzu nikt nie poda

Napisał


kumorANa początek kilka punktów wyjściowych.

1. W Szwajcarii wszyscy dorośli mężczyźni mają broń wojskową w domu – normalne karabiny automatyczne strzelające seriami, plus amunicję. Obowiązek nakazuje przechowywać to wszystko w stalowych szafkach zamykanych na klucz. W tradycyjnych europejskich wielopokoleniowych rodzinach zdarza się tak, że w domu są karabiny dziadka, ojca i syna – trzy automatyczne odpowiedniki broni podobnej do kałasznikowa...


2. W Izraelu broń mają wszyscy, którzy chcą, osadnicy paradują z M16 przewieszonym przez ramię. W dodatku bardzo często jest to M16 dofinansowane przez podatników innych państw.


3. Niejaki Breivik zmasakrował ludzi przy pomocy zmajstrowanej przez siebie bomby dużej mocy, a następnie strzelał do dzieci jak do kaczek, bo w promieniu kilku kilometrów nie było żadnego faceta, zdolnego wpakować mu kulę do głowy, ergo uzbrojonego.


4. W Chinach kilka lat temu doszło do trzech ataków pod rząd na przedszkola, napastnicy za każdym razem byli uzbrojeni w noże, w wyniku tylko jednego pięcioro dzieci było w stanie krytycznym.


To tak w skrócie, byśmy sobie dali do myślenia, o co chodzi w debatach nad zakazaniem dostępu do broni palnej. Bo rzeczą naprawdę bardzo zastanawiającą jest w nich to, że wszystkie koncentrują się na narzędziu zbrodni z niemal całkowitym pominięciem jej przyczyn.
A przyczyny, prócz czegoś co ogólnie można by było określić jako upadek obyczajów, rozpad rodzin, zanik wychowania ku odpowiedzialności, sprowadzają się do wszechobecnej kultury przemocy w mediach – głównie w grach komputerowych, a te wielu młodym ludziom konstruują rzeczywistość. Tam wirtualna krew leje się rzęsiście. Co więcej, jest wiele ogólnie dostępnych gier, które przypominają bardzo realnie sytuację współczesnego pola walki, zwłaszcza miejskiej. Armia amerykańska uważa je za dobre narzędzie przygotowania młodzieży do ochotniczego zaciągu. Jednym z głównych celów współczesnego szkolenia wojskowego jest od strony psychologicznej "odczulenie" żołnierza, tak by wroga nie traktował jako człowieka, lecz obiekt czy zadanie.


To są rzeczy oczywiste i zamiast dyskutować nad ograniczeniem swobody wypowiedzi (tak jak to ma miejsce w przypadku pornografii), by tego rodzaju materiały nie dostawały się w ręce młodych ludzi, rozmawia się o zakazie dostępu do broni palnej. Broń palna setki tysięcy Amerykanów nauczyła odpowiedzialności i dała szacunek dla własnej wolności. Wbrew pozorom, tam, gdzie ludzie są uzbrojeni, nie ma więcej przestępstw – patrz wspomniana Szwajcaria. Problem masakr w USA to problem społeczny, i postulowane coraz bardziej powszechnie odebranie nam prawa do posiadania sztucerów czy karabinów myśliwskich problemów społecznych nie rozwiąże.
Interesujące jest natomiast to, że kiedy mówi się o ograniczeniu przemocy w grach wideo czy filmach, natychmiast podnoszą się głosy "obrońców" wolności – tych samych, którzy chwilę potem są w stanie przekonywać, że wszyscy powinniśmy natychmiast stracić prawo do posiadania jakiejkolwiek broni palnej – w imię... a jakże, bezpieczeństwa.


Tak więc drogi Obywatelu zanim zaczniesz ferować wyroki i wyrabiać sobie opinię na podstawie wrzuconych Ci na oczy brutalnych i krwawych obrazów, zastanów się przez chwilę, komu i dlaczego zależy na takim, a nie innym ukształtowaniu Twojego myślenia.
Społeczeństwo może być wolne, jeśli ludzie, którzy je tworzą, będą odpowiedzialni. Obrona wolności nie polega na tym, byśmy mogli pokazać na ulicy każdą niegodziwość, lecz na tym, byśmy w szkole i w domu wychowali odpowiedzialnych ludzi, zdolnych samodzielnie podejmować decyzje, będąc jednocześnie świadomymi kosztów swego postępowania.


Różni idioci mogą na masową skalę zabijać w najprzeróżniejszy sposób – trując żywność, wjeżdżając cysterną na korytarz szkoły podstawowej, czy chociażby tak jak w owych Chinach, masakrując maczetą czy samurajskim mieczem przedszkolne klasy. Ludzkość przeżyła już tyle mordów, i to tak przeróżnych, że w miarę inteligentny idiota chcący mordować ma w czym przebierać. Niestety my, obywatele, szerokiej gamy wyboru nie mamy – broń palna pozostaje od wieku XIX najskuteczniejszym narzędziem osobistej obrony, zwłaszcza ta o dużej sile rażenia, wojskowa. Dzięki takiemu uzbrojeniu możemy nie tylko obronić siebie, ale też i domostwo czy kwartał ulicy – jak to wspaniale pokazali właściciele sklepów w koreańskiej dzielnicy Los Angeles objętej murzyńskimi zamieszkami w 1992 roku. Nic lepszego nie wymyślono. I dzisiaj, pod pretekstem obrony najbardziej bezbronnych, usiłuje się pozbawić Amerykanów prawa, które od zamierzchłych czasów przysługiwało ludziom wolnym; prawa, które legło u podstaw politycznego ustroju Stanów Zjednoczonych, gwarantując równoważenie militarnej siły federacji zdolnością stanów do wystawiania pospolitego ruszenia.


Oczywiście takich rzeczy nie robi się od razu; takie rzeczy robi się przez dwa – trzy pokolenia, krok po kroku... Po co? Odpowiedzi nikt nam na talerzu nie poda.


Andrzej Kumor
Mississauga

kumorA"Nie chcę umierać, ja tylko chcę mieć Boże Narodzenie" powiedziało nauczycielce dziecko, gdy zabarykadowani w kilkanaście osób w toalecie czekali, nie wiedząc, czy fala czystego zła, która właśnie rozlewała się po ich szkole podstawowej, zatrzyma się przed drzwiami, czy też ogarnie ich i zabierze...

Trudno o lepszą parafrazę nadchodzących Świąt.


Nie chcę umierać, chcę czuć ciepło rodzinnego domu i bliskich osób; nie chcę umierać, chcę kochać mamę i tatę, nie chcę nienawiści i złych ludzi, chcę Bożego Narodzenia, chcę miłości.


Bóg się rodzi, moc truchleje. Chrystus przychodzi na świat, by swoim wcieleniem przywrócić zachwianą złem równowagę kosmosu; otworzyć drzwi do raju, z którego zostaliśmy wygnani przez własne "nie".
Gdybyśmy tylko potrafili "wytrwać" w Bożym Narodzeniu przez cały rok... Mielibyśmy raj. Gdybyśmy potrafili przebaczyć, nakarmić nieznajomego w środku nocy, oddać wszystkie należności, zadośćuczynić krzywdom... Świat w dzień Wigilii wstrzymuje oddech, pozwala się skryć pod sklepieniami naszych rodzin, zatrzasnąć drzwi na moment przypomnienia, że oto rodzi się możliwość wyzwolenia; rodzi się możliwość wybawienia od śmierci, podniesienia ku temu co Najpiękniejsze.


Dzieje się to wszystko w mikroskali wigilijnego stołu, gdy dookoła przewalają się ryczące tumany namacalnego zła.
Oczywiście, świąteczny świat istnieje tylko chwilę; zaraz się rozpadnie; zaraz wszystko wróci do ziemskiej normy; zaraz otworzymy drzwi na pożogę. Jednak pozostanie w nas bożonarodzeniowa szczepka, pamięć chwil, kiedy jest inaczej; świadomość, że może być inaczej, że nie musimy się puszyć, gnębić i rzucać do gardła.


Nikt nie jest szczęśliwy, jeśli nie przeżyje świąt – jeśli nie uwierzy, że może się ocalić, że może odetchnąć pełną piersią i nie bać się, że jego czas się skończy.


No bo jakież to szczęście, które zmąci jedna myśl o chorobie, kalectwie i umieraniu?
Jeśli tą drogą chcemy iść po szczęście, to tylko przez amnezję; tylko chwila zapomnienia da szansę. Jednak chwila mija i zaraz pojawia się rzeczywistość, by wystawić rachunek.


A więc święta to za każdym razem nowa szansa, aby próbować przejrzeć na oczy, by Gwiazdą Betlejemską rozświetlić własne życie. Właśnie po to, by żyć pełną piersią i przestać się trwożyć.
Żyjemy w czasach, kiedy ta perspektywa wcale nie jest taka popularna, kiedy wielu ludzi, a nawet wiele całych instytucji usiłuje nam ją odebrać; chce zabić nasze święta po to, by manipulować lękiem, budować miraże szczęścia, zasypywać nasz strach łaskotaniem żądz, dozować kijem razy i spuszczać przed nos marchewki.


Dlatego walczą tak zaciekle z wyjątkowością Bożego Narodzenia, dlatego wypierają je z religijnego wymiaru, przemieniają w czas wymieniania się podarkami; okres, kiedy mamy być dla siebie bardziej mili. Tyle! Byle tylko nie mówić o narodzeniu Boga-Zbawiciela, byle nie odwoływać się do obietnicy życia wiecznego. Żadne Christmas, tylko Holiday Season -– festiwal świateł i handlu.
O Święta Bożego Narodzenia trzeba walczyć. Przede wszystkim w naszych własnych rodzinach, byśmy je przekazali dzieciom, broniąc przed agresją kulturową nowych pogan.


Święta Bożego Narodzenia niosą jedno z największych przesłań naszej cywilizacji. Ten przekaz funduje Zachód i czyni z nas ludzi cywilizowanych; ten przekaz powoduje, że w obliczu zła nie chowamy głowy w piasek, lecz jak husarz opuszczamy kopię; my się nie boimy, bo ten, który w wigilijną noc do nas przychodzi, to Król Wszechświata. Jego żłóbek to nasza najmocniejsza tarcza. Bez niej bylibyśmy nadzy i bezbronni jak kwilące dziecko.
To jest największy paradoks świąt i naszej wiary, paradoks cywilizacji chrześcijańskiej, że to Dzieciątko w żłóbku jest mocarzem i że to ono jest naszym obrońcą.


Boże Narodzenie wygrywa w ten sposób nawet z szaleństwem wojen, gdy żołnierze z przeciwnych okopów kolędują wspólnie w Wigilię. Tak jakby zdawali sobie sprawę, że wojny, w których uczestniczą, tak naprawdę są mało ważne, zaś ta prawdziwa rzeczywistość to właśnie Boże Narodzenie. Ono wygrywało z orgią bezbożnych totalitaryzmów. I ono wygrywa dzisiaj.
Kto raz zakosztował Bożego Narodzenia, ten wie, gdzie szukać szczęścia, bo ta wiedza wyzwala.

Pięknych, wesołych i zdrowych Świąt Narodzenia Pańskiego!

Andrzej Kumor
Mississauga

Ostatnio zmieniany niedziela, 20 grudzień 2015 14:19
piątek, 21 grudzień 2012 18:35

Ponoć świat miał się skończyć...

Napisał

kumorAŁapię się na tym, że za dużo pamiętam, a bez pamiętania każdemu jest łatwiej...
A co pamiętam? Kiedy 10 lat temu ktoś pytał, dlaczego to rząd pozwala na eksport kanadyjskich (w zasadzie amerykańskich) miejsc pracy do Azji, odpowiedź polityków była zawsze taka sama; że w czasach globalizacji musimy się z tym pogodzić; że miejsca pracy niewymagające wysokiej wydajności, wykształcenia i zaawansowanych technologii, będą "emigrować". Nie ma jednak powodu do obaw – uspokajano – ponieważ naszym zadaniem jest nowoczesność w domu i zagrodzie – dlatego też nasz system imigracyjny musi przyciągać najtęższe umysły. Niektórzy nawet altruistycznie narzekali, że Kanada drenuje talenty z państw mniej rozwiniętych i to jest nie fair. Pamiętam rozmowę z pewną panią polityk z Oshawa-Whitby – gdzie nomen omen wciąż jeszcze produkuje się jakieś auta – która na pytanie, co rząd Ontario zamierza zrobić, by zatrzymać miejsca pracy w sektorze produkcyjnym, nie kryła, że ten sektor w "dzisiejszych czasach" jest passe i odpowiedzią na wyzwania współczesności są uniwersytety i imigracja osób utalentowanych – to ma nam zapewnić wysoki standard życia i w ogóle powszechną szczęśliwość, kiedy to przechadzać się będziemy w laboratoryjnych kitlach eleganckimi alejami słonecznych miast, wożąc pupy elektrycznymi samochodami.
Już wtedy wiadomo było, że jest to jak najbardziej bezczelne (bezmyślne?) żenienie kitu, bo każdy inżynier powie, iż wysoko zaawansowana technologia najlepiej powstaje na wyciągnięcie ręki, blisko produkcji, a nie "sobie a muzom". Tak czy owak, mieliśmy właśnie dożywać tych pięknych czasów, kiedy nagle okazało się, że nasz system imigracyjny jest niedostosowany do bieżącej sytuacji, bo w Kanadzie nie ma komu robić. Gdzie? Ano przy wydobyciu! W kopalniach! Tak pod ziemią, jak w odkrywce. To są te największe braki. Kanada zawsze była, jest i będzie krajem surowcowym. Nagle okazuje się, że nie powinniśmy sprowadzać żadnych tam talentów lecz robotników wykwalifikowanych, a nawet radzimy talentom już posprowadzanym, by się nieco przekwalifikowały "w dół". Tu mi się przypomniało, że w globalnym świecie przewidzianym przez genialnego Aldousa Huxleya, robota w kopalniach należy do najniższych kast – bodajże wykonują ją delta – u których specjalnie nie pozwala się na wykształcenie całego mózgu.


Jak słusznie wskazują związki zawodowe – ci sprowadzani robotnicy, doraźni czy mniej doraźni, zazwyczaj zarabiają mniej niż ich kanadyjscy koledzy. Na tym polega zresztą urok ich ściągania. Czyli globalizacja w przypadku państw Zachodu zaczyna wyglądać tak, że najpierw wyeksportowaliśmy dobrze płatne miejsca pracy w zaawansowanej technologicznie produkcji – jak przemysł samochodowy, a następnie sprowadzamy robotników do brudnej roboty w kopalniach, do czego rozpuszczeni względnym dobrobytem państwa socjalnego Kanadyjczycy się nie garną. Tym samym standard życia zwykłych pracowników raczej będzie się obniżał niż podnosił. To samo zresztą dotyczy miejsc pracy dla osób bardziej wykształconych, które spokojnie mogą być zajmowane przez sprawnych naukowo Chińczyków czy Hindusów. Proszę zapytać ludzi, którzy w Kanadzie pracowali w zakładach układów scalonych i innych takich. Przeminęło z wiatrem!
Gdzie tutaj jest ten high tech? Bo mi się wydaje, że idzie raczej w tej metodzie o globalne wyrównanie poziomu życia i zarobków poszczególnych warstw społecznych – w naszym przypadku owo równanie do wspólnego mianownika oznacza równanie w dół.


•••


Ponoć świat miał się skończyć 21 grudnia, ale skoro Państwo czytają ten tekst to najwyraźniej Pan Bóg uznał, że to jeszcze nie pora. Co ciekawe, spotkałem ludzi autentycznie zaniepokojonych ową "przepowiednią" Majów. Jest to o tyle dziwne, że większość jest chrześcijanami. Jeśli więc nie wierzymy w to, co Pan Bóg nam dał szczęśliwie w naszej wspaniałej polskiej katolickiej kulturze, to przynajmniej rozeznajmy się na tyle, by nie być podatnym na jakieś njuejdżowe bzdurne półprawdy i ekscytacje. Słowem, jeśli odchodzimy od wiary katolickiej, to zastanówmy się głęboko, w imię czego to robimy, żeby czasem nie okazało się, że w imię własnej ignorancji i głupoty.
Wracając zaś do końca świata, to przepraszam bardzo, a co to za news?! Przecież cała nasza zachodnioeuropejska kultura mówi, że ten świat się skończy. Kiedy? Nie wiadomo, dlatego trzeba być gotowym. Nikt z nas tutaj na stałe nie zostaje, nie ma więc co się zadomawiać, bo nasze życie, niezależnie od tego co tam powypisywano w takich czy innych kalendarzach, i tak dobiegnie końca – zresztą proszę popatrzeć po sobie – jeśli ktoś obserwuje, jak z dnia na dzień robi się młodszy, to gratuluję. I znów, gdybyśmy się tak bardzo nie pogubili i nie byli takimi cywilizacyjnymi analfabetami, tobyśmy wiedzieli, że chrześcijanin powinien się cieszyć na koniec takiego świata – bo to wróży nadejście naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Pozostaje więc sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego bardziej wierzymy w kalendarz Majów, niż w Pismo Święte – bo odpowiedź na to pytanie naprawdę dużo wyjaśnia!
Wesołych Świąt!


Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 14 grudzień 2012 17:34

Widziane od końca: Marks nie kłamał

Napisał

kumorAPonieważ w Polsce kabaret to rzecz normalna, z powodu "wykrycia" Brunobombera (jak określa naszego rodzimego Breivika,inwigilowany przez ABW Stanisław Michalkiewicz) – zaostrzono sankcje i wysłano w tereny zespoły pościgowe za ksenofobami, antysemitami i innymi nacjonalistami, by w porę wstrzymać "faszystowską" rękę.


Tymczasem prawdziwe zbrodnie miały miejsce za sprawą poduszczenia całkowicie nieściganego, a wręcz lansowanego; języka nienawiści od lat wymierzonego nie w Żydów czy Murzynów, lecz w katolików i prawych Polaków. Ci, którzy sieją od lat nienawiść i pogardę, dzisiaj każą nam podejrzliwie patrzeć na każdego, kto chce Polski dla Polaków. Ileż to pomyj, szyderstw i nienawiści wylano na Radio Maryja i moherowe berety, ile w "pisiorów" rzucono medialnych "kamieni"! Ileż to programów zmontowano z udziałem publicystów podżegających przeciwko ludziom usiłującym walczyć o polskim interes narodowy, przypominać wielkość Polski.
Jazgot był taki, że doszło do politycznego mordu; były ubek zamordował PiS-owego działacza. Nie wirtualnie, medialnie czy moralnie – jak najbardziej z realu. Polała się krew. I co? Czy ABW zaczęła inwigilować podżegającego do nienawiści Niesiołowskiego, czy odebrano program w publicznej telewizji Wojewódzkiemu? Czy ociężały w mądrości swojej prezydent Bul-Komorowski zaproponował może ustawę zwalczającą antypolską mowę nienawiści? Skądże znowu?!


Gdy w niedzielę doszło do próby zniszczenia Czarnej Madonny; próby zamachu na dusze Polaków, w "Faktach" nawet o tym nie wspomniano. Sikanie na krzyże, "zimny Lech"czy dorzynanie watahy to nie są czyny zabronione czy mowa nienawiści, to jest "dopuszczalna forma ekspresji", natomiast próba obrony przed żydowskim szantażem roszczeniowym wobec Polski czy demaskowanie agentury – o to, Panie kochany, musi podpadać pod paragraf! To bije w naszych!
Tak więc w polskim wydaniu, ściganie za "mowę nienawiści" będzie jeszcze jednym tasakiem na przeciwnika politycznego, tym skuteczniejszym, że na zagranicznej licencji wprost z kaplic wielkich lóż politycznej poprawności...


Ogarnięte nienawiścią do Polski i Polaków postkomusze demoliberalne elity teraz będę nam – pod groźbą sankcji karnej – mówić, kiedy się śmiać, a kiedy powtarzać zatwierdzone na plenum slogany. Ja bym tylko postulował, by nowa komisja ds. mowy nienawiści, kierowana przez byłego agenta SB, Boniego, dostała biura na Mysiej – to tak w trosce o tradycję.
Poważnie mówiąc, inwigilowanie dziennikarzy, na dodatek takich jak Stanisław Michalkiewicz, którzy Polskę mają wytatuowaną na sercu i mówią wprost o tym, co boli, to nic innego jak próba zastraszenia całego środowiska.


Dlatego cieszy, że tylu młodych wreszcie pokazuje tej władzy środkowy palec; tylu jest młodych odpornych na demoliberalne bajania. To znaczy, że jest nadzieja na odrodzenie; to pozwala się cieszyć, że jednak polska zdrada, rządząca krajem po tzw. okrągłym stole, nie wyhoduje kolejnego gangsterskiego zstępnego pokolenia.


Piszę to w przededniu kolejnej rocznicy stanu wojennego, wydarzenia, które oglądane z perspektywy daje coraz bardziej do myślenia. Stan wojenny szczęśliwie nie kosztował tysiące ofiar, zabił jednak polskiego ducha, dając komunistom możliwość przygotowania okrągłego stołu – dając czas na wyselekcjonowanie "partnerów" ze strony "opozycji". To właśnie w latach stanu wojennego wykluwała się współczesna polska "kurica", która pomimo narodowej symboliki z Niepodległą ma niewiele wspólnego. Stan wojenny był pierwszym etapem poważnego przygotowania do przepoczwarzenia komunizmu – radykalnego procesu, który miał komuszym sekretarzom otworzyć drzwi do światowych salonów, jednocześnie likwidując konkurencję militarną, polityczną i propagandową ze strony tzw. bloku wschodniego.


Polska operacja posłużyła jako wzór innych w byłych KDL-ach, jej sukces przerósł najśmielsze oczekiwania udziałowców. Za obietnicę władzy politycznej tzw. opozycja zgodziła się, by nouveau riche milionerzy z WSW wzięli sobie poszczególne kęsy polskiego majątku. Te pieniądze pozwalają im do dzisiaj wyznaczać w Polsce ludzi do rządzenia – niezależnie od wszelkich politycznych zakrętów. Marks nie kłamał; władzę ma ten, kto ma środki produkcji. Oni mają i wszystko się zgadza.


No i dzisiaj starzy peerelowscy kom-bandyci usiłują wcisnąć się w skóry politpoprawnych owieczek, odruchy narodowego buntu utożsamiając z faszyzmem i antysemityzmem czy jakimkolwiek innym "-izmem! – zdolnym skutecznie poderwać na równe nogi święcie oburzone zachodnioeuropejskie czy amerykańskie kawiarnie.


Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 14 grudzień 2012 15:28

Życie jak niedopałek papierosa

Napisał

kumorACzy to jest triumf kapitalizmu, że chińskie przedsiębiorstwa państwowe wykupują kanadyjskie prywatne, czy też jest to ten "sznurek", na którym komuniści (w tym wypadku chińscy) nas powieszą? Zgoda Kanady (ponoć jednorazowa) na wykupienie jednej z największych firm eksploatujących roponośne łupki bitumiczne świadczy o kilku sprawach na raz.
Po pierwsze, siła perswazji pieniądza – kilkunastu miliardów dolarów – jest olbrzymia, nawet jeśli jest to pieniądz kreowany z niczego za miedzą, po drugie, że Kanada mimo deklaracji obecnego rządu – jak wiadomo rządy w "demokracjach" zmieniają się jak rękawiczki – pozwoliła Chińczykom włożyć nogę w nasze drzwi.
Interesy firmy wydobywczej CNOOC przekładają się stuprocentowo na interesy właściciela, czyli komunistycznego państwa chińskiego.Wpuszczenie tych interesów na kanadyjską północ dobrze nie wróży. W Europie podobnym taranem energetyczno-politycznym jest Gazprom. Chińczycy nie działają z perspektywą 4 czy 6 lat, lecz 20. A taką perspektywę tutejsze rządy mają całkowicie poza radarem. Trzeba więc pogodzić się z myślą, że nadchodzą Chińczycy – ławą.


•••


Wszyscy szybko się o tym przekonamy, sądząc chociażby po ogłoszonym w poniedziałek w polonijnej firmie Cyclone nowym programie imigracyjnym, który pozwala na szybką ścieżkę imigracyjną dla ludzi z fachem w ręku – czyli robotników wykwalifikowanych.
Chociaż minister imigracji Kenney objeżdżał ostatnio zachodnioeuropejskie kraje w poszukiwaniu chętnych na imigrację szybko asymilujących się robotników wschodnioeuropejskich, to idę o zakład, że największą grupą, która z programu skorzysta, głównie z powodu drastycznego obniżenia wymaganego progu kwalifikacji językowych, będą Azjaci, najpewniej Chińczycy.
To przecież właśnie oni już dzisiaj ściągają tłumnie do kanadyjskich kopalni, tak jak zjeżdżają do zakładów wydobywczych w Mongolii czy na Syberii. Jeśli jeszcze dodatkowo właścicielami tychże przedsiębiorstw będą chińskie firmy państwowe, możemy się spodziewać poważnej ekspansji chińszczyzny. Wygląda na to, że przeciwdziałanie tym tendencjom przypomina zawracanie Jangcy kijem. Demografii nic nie pokona. A Nexen daje precedens.


•••


Nawiasem mówiąc, władze federalne, z jednej strony, zgadzają się na przejęcie prywatnej firmy przez obce państwo, a z drugiej, nie robią nic, by kanadyjską ropę dostarczyć nam do domu. Kanadyjska nafta wciąż jest o kilkadziesiąt procent tańsza niż mogłaby być, a to za sprawą rurociągowego zakorkowania – nie ma jej jak szybko i sprawnie dostarczać ani na południe do rafineryjnego centrum w Teksasie – z powodów ekologicznych padł projekt szerokiej rury – ani na wschód do kanadyjskiego serca gospodarczego w Ontario, ani nawet na zachód ku brzegom Pacyfiku. Kanadyjska nafta mogłaby zaspokajać potrzeby energetyczne Ameryki Północnej – tylko wówczas strategiczne interesy USA w rejonie Bliskiego Wschodu uległyby osłabieniu...


•••


Zamach na Panią Jasnogórską dokonany rzekomo z pobudek religijnych przez przeciwnika "kultu obrazów" powinien skłonić polskich pasterzy do wyjaśnień, bo analfabeci religijni gotowi przyjąć za dobrą monetę, iż rzeczywiście katolicy bałwochwalczo czczą obrazy.
Jasna Góra to serce Polski, fakt,że ktoś chciał w to serce ugodzić, to znak naszych czasów. Kto choć raz był na Jasnej Górze, ten wie, że tam odnajdujemy naszą tożsamość; to tam podskórnie wiemy, po co urodziliśmy się Polakami.
Dlatego jeżdżąc z dziećmi czy wnukami do Polski, nie pomijajmy sanktuarium, bo tam jest oś, wokół której obraca się odwieczna Polska.


•••


Nowy wspaniały świat nadciąga milowymi krokami. Niedługo o odłączeniu aparatury podtrzymującej życie będziemy decydowali nie tylko w przypadku, gdy nastąpiła śmierć mózgu, ale też w przypadku osób, u których – jak to określono – istnieją resztki świadomości. Wszystko wskazuje na to, że te "resztki" będziemy mogli w majestacie prawa zgasić niczym niedopałek papierosa.
Jednym z argumentów na rzecz takiego postępowania jest fakt, że owi chorzy z minimalną świadomością zabierają i wyczerpują cenne środki służby zdrowia, które można by przeznaczyć na przywracanie życia "zdrowszym". Co ja mówię "my będziemy", nie żadni "my", tylko oni – "lekarze". Rodzina nie będzie miała nic do powiedzenia.
Odległa przyszłość? Nie! Sprawa przed kanadyjskim Sądem Najwyższym.


Andrzej Kumor
Mississauga

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.