Idea Stanów Zjednoczonych Europy umarła. Wraz z nią umarła też Unia Europejska. Na Starym Kontynencie górę biorą powiązania ideologiczne, narodowe, a nawet plemienne (w rozumieniu: etniczne).
Tak twierdzi Patrick Buchanan, a człowiek rozsądny nie kwestionuje faktów. Zgódźmy się więc z Buchananem, zwracając uwagę, iż zainicjowany przed laty proces rozpadu superpaństwa podsyciła Angela Merkel – gdy samowolnie zawiesiła prawo europejskie na kołku, zapraszając do Niemiec imigrantów i tytułując ich "uchodźcami". Wieść rozniosła się szybciej niż pożar stogu słomy, przekształcając w nieprzytomny, opętańczy wręcz proces "łelkomowania refidżiisów". Gdy po ledwie siedmiu dniach Niemcy straciły panowanie nad sytuacją, władze nie zamierzały przyznać się do błędu. Na ulice wysłano oddziały specjalne policji.
Mija właśnie okres świąteczny, który lekko tylko przysłonił strach przed nadchodzącymi Germanami, na których tarczach widnieje napis KOD i półksiężyce; zupełnie jak w niedalekiej przeszłości, kiedy na ich wojskowych pasach widniał napis "Gott mit uns". Na ten drobny element wyposażenia zwrócił moją uwagę Andrzej, żołnierz Powstania Warszawskiego, który podczas walki wpadł do dołu, gdzie leżał martwy "kałmuk" z taką klamrą. Powiedział on: ..."był to moment, który naruszył moją katolicką wiarę". Przypadek Andrzeja był inny, bo walczył on z otwartym śmiertelnym wrogiem naszego narodu.
Przypadek walki o trybunał (kojarzony z demokracją jedynie ze względu na fakt, że obsadzony był pupilami PO), to zupełnie inna sprawa i obawiać się tego nie musimy, bo ten przypadek jest grubymi nićmi szyty. Kruk krukowi nic tam nie wydziobie. Mamy podpisany traktat lizboński, zapewniający opiekę nad nami, i żadnemu z nas włos z głowy nie spadnie, a zwłaszcza członkowi partii sygnującej ten traktat; choć było ciężko dopchać się do stolika, jednak jeden złapał za pióro, a drugi za inkaust i to ich pogodziło. Ponadto prezesowi TK uczynił zadość przedstawiciel KK, wręczając mu medal, co z pewnością upewniło medalistę, że nadszarpnięty mu autorytet powrócił na właściwe miejsce. Dalszy upór prezesa może znaczyć tylko jedno, że walka idzie o jeszcze wyższą emeryturę. Dla świętego spokoju zrzucimy się jeszcze po złotówce i kłopot z głowy.
W odpowiedzi na ten KOD-owany ruch, zaszumiało w Polsce, a nawet i dalej, a germańska unia pozwoliła sobie na machanie nam palcem przed nosem, zapowiadając przywrócenie porządku demokratycznego. Oczywiście w statystykach mówiących, ile jest demokracji w demokracji poszczególnych landów, oceniono nas bardzo nisko, lecz żaden brukselski bonzo zdawał się tego nie dostrzegać. Toć rudy folksdojcz z dobrymi korzeniami nie powinien być nagabywany o jakieś tam nieprawości i basta.
Przytoczę zatem sens głównego obronnego hasła demokratów, czyli atakowanej partii rządzącej:... " KOD-owanym nie chodzi o obronę demokracji, a tylko o powrót do korytka". O ile z korytkiem można się zgodzić, to już z resztą tego kontrhasła nie. Takie sentencje są błędem, bowiem sugerują, że gdy walczą o korytko, to źle, a gdyby rzeczywiście walczyli o demokrację, to byłoby dobrze...
Demokracja w wypełnionej satrapami przeszłości mogła być marzeniem społeczeństw, jednak teraz marzeniem być nie powinna. Przemawia za takim stwierdzeniem logika i nabyte już doświadczenie. Doświadczenie pierwsze to "demokracja ludowa", którą przeżyliśmy. Wyhodowane na uniwersytetach autorytety, tj. wielu sławnych filozofów, uznały ten monstrualny system za demokrację i wstawiono go do wykazu. Drugim doświadczeniem jest obecna liberdemokracja, którą PiS chce, zdaniem KOD, podobno obalić – co nie jest prawdą. Ta nowa demokracja różni się od ludowej tylko tym, że wtedy łapka szła zgodnie do góry niejako z pamięci, a teraz pretorianie selekcjonowani na listy wyborcze mają kłopoty z pamięcią (z powodu dwutlenku) i głosuje się z kartki dostarczonej przez egzekutywę.
O żadnym obalaniu mowy być nie może, bo nie na darmo morduje się miliony ludzi pod hasłami wprowadzania demokracji ("dla dobra mordowanych"), by jakiemuś wasalowi pozwolić odejść od tego bardzo praktycznego systemu. System jest praktyczny, bowiem sztandar demokracji stanowi doskonały szyld dla depopulacji świata przy jego wprowadzaniu, jak i później. Szyld ten kreowany jest przez media (będące w rękach dewiantów), jako szyld troski i miłości do ludzi (dokładnie jak komunizm). Wielu uwierzyło w tanie hasła, nie zdając sobie sprawy, że najcenniejsze jednostki poszczególnych społeczeństw topione są w masie "bezwartościowych" piwoszy. Napisałem bezwartościowych, bowiem w dobrze zorganizowanym społeczeństwie, każdy powinien znaleźć miejsce zgodne z kwalifikacjami i talentem, a każda pracująca jednostka jest społecznie wartościowa, jednak większość społeczna nie posiada kwalifikacji wyborczych, stąd ta bezwartościowość. Społeczeństwo w swej masie, dobrze obeznane z ceną pietruszki czy smakiem piwa, nie powinno w sposób bezpośredni decydować o wyborze swego przywódcy. Taka demokracja mogła mieć miejsce w wyborach szczepowych – też zresztą niezupełnie, bo przywódca wyłaniał się sam, poprzez swą bojową sprawność czy zalety łowieckie i te jego zalety znane były wszystkim członkom tej małej społeczności, ale sprzeciwiać się silniejszemu było ryzykiem. Świat się zmienił od czasu, kiedy żył wynalazca demokracji. Wrogowie człowieczeństwa w ostatnich stuleciach odkryli, iż demokracja w połączeniu z rozpasanymi mediami są znakomitym nawozem w hodowli globalnej i manipulacji społeczeństwami, tak by przestały społeczeństwami być. Jedyną zaletą demokracji jest złudne wrażenie, że ma się jakiś wpływ na wybór np. prezydenta, i satysfakcja, w przypadku gdy faworyt został wybrany. To przyćmiewa u wielu świadomość, że jest się półinteligentem, który głosował najpierw na Bolka, potem Kwaśniewskiego, potem Palikota, a ostatnio na Petru.
Masy im mają gorzej, tym głośniej wołają o demokrację, nie rozumiejąc, że nie jest to hasło ich dobra, a hasło wypełnione myślą instytutów, fundacji czy lóż masońskich planujących budowę NWO (nowego porządku świata). To porządek pozwalający podporządkować sobie całą populację świata i zrealizować własny raj. Ta myśl w połączeniu z wężowym mechanizmem wyborczym opartym na mętnych zapisach konstytucyjnych, tworzy system niszczycielski. "Pieniężna mniejszość" walczy tak zajadle o wprowadzanie i utrzymanie demokracji, bo jest to najlepsza droga do nakładania na społeczeństwa kagańca. Typowym przykładem niech będzie droga dochodzenia do władzy niejakiego Petru.
Bylibyśmy zaskoczeni tragicznym wynikiem sondy ulicznej w Polsce na temat polskiej ordynacji wyborczej.Trudno się dziwić wiedzy Polaków, jeżeli we wszystkich ogólnodostępnych mediach słychać, że w Polsce jest wzorowa demokracja, a krytyki tej sekciarskiej ordynacji można doszukać się tylko w Internecie. Słyszymy dalej, że USA i Ska wprowadzają w Egipcie demokrację, a na Białorusi podły satrapa (mimo wysiłków panny Agnieszki Romaszewskiej – trzymającej nazwisko "bojownika o demokratyczną wolność"), nie chce demokracji wpuścić.
Czyż nie wiemy, że jąkała jest od ponad ćwierćwiecza najlepiej rozumianym człowiekiem pod polskim niebem? Jeżeli taki jest stan wiedzy politycznej w państwie położonym w centrum Europy, to łatwo sobie wyobrazić, jaki jest on w biednych krajach Afryki czy Ameryki Południowej. Stąd ta łatwość manipulacji i zdobywania lemingów, gdy posiada się media.
Reasumując, demokracja tak, ale nie w wydaniu żadnej z dotychczasowych jej wersji – a zatem pozostawmy ten miły dla planistów "globalu" i ludzkiego ucha słowotwór, ale wypełnijmy go własną narodową treścią.
Polska powinna stworzyć własny system konstytucyjny i bardzo dobrze, że powstał poselski zespół w tym właśnie celu. Jest to moment, kiedy wszyscy posiadający twórczy talent i wizję choćby wycinka naszego życia, który powinien być objęty zapisem konstytucyjnym, winni poczuć się zobligowani do wysłania swych przemyśleń do tego zespołu parlamentarnego (o co prosili jego członkowie). Ich reakcja będzie cennym wykładnikiem, wskazującym, czy ponownie mamy do czynienia z blagierami, czy nie, i nawet jeśli te propozycje nie przejdą, wiadomo będzie, kto i na którym szczeblu je utrącał. Udział Jerzego Jachnika w tym zespole parlamentarnym budzi pozytywne nadzieje, ale nie jest on tam sam.
Jednym z poważnych punktów zawartych w konstytucji, powinien być jasny zapis, że Państwo Polskie nie może zaciągać żadnych pożyczek. Jest bardzo złym pomysłem upoważnianie rządu do podpisywania pożyczek na konto społeczeństwa, zwłaszcza bez żadnych rękojmi a tak się właśnie dzieje. Jeżeli obecna konstytucja zezwala na pożyczanie to znaczy, że tworząc ją przewidywano żebraczy charakter państwa, czy też system złodziejski pozbawiony odpowiedzialności. Państwo w gromadzie innych państw jest podobne do członka zwykłej zbiorowości ludzkiej, gdzie biedak w sytuacjach krytycznych musiał pożyczać, co z reguły miało tragiczne skutki bo już tonąc, dokładał sobie kamień lichwy.
Jest mi trudno mówić spokojnie o uniwersyteckich "rycerzach" błądzących po labiryntach oszukańczej gry, labiryntach budowanych przez władców finansowych. O ludziach robiących doktoraty i profesury w dziedzinie papierowego śmiecia, służącego jedynie jako narzędzie do usprawnienia wymiany towarowej między członkami społeczeństw. Ludzie ci jako pierwsi powinni zaprotestować, widząc zamiary złodziejskiej bandy – jednak milczeli.
Cała ta nauka finansów, to wkładanie do młodych mózgów zawiłości złodziejskich gierek, by później obsadzać absolwentów na pozycjach naganiaczy do kupna tzw. funduszy inwestycyjnych czy gry giełdowej. O giełdzie mówi się jawnie "gra giełdowa", "fundusze inwestycyjne" są tym samym. Prowadzenie gry wymaga specjalnych zezwoleń, tak jak i loterii prowadzić nie można, gdy nie jest się wybrańcem. Gdyby totalizator przegrywał, natychmiast zostałby zamknięty, podobnie z loteriami, giełdą itp. – wiadomo, kto zwycięzcą być musi. Giełdy międzynarodowe to miliardy.
Ob. Balcerowicz wpuścił nas do tej gry (wymyślonej przez jego współbraci prowadzących).
Jestem pewny, że pan ten został dobrze poinstruowany o zamiarach doradców i znał cel własnego działania. Dlaczego bezprawie i brak odpowiedzialności dotyczy właśnie tej dziedziny???
Jeżeli most się zawali, projektodawca inżynier (nawet z tytułem profesorskim) czy wykonawca inżynier idzie do więzienia. Jak to się dzieje, że "inżynierowie" naszego życia w Ojczyźnie, rwący się do tej roboty bez wymaganych kwalifikacji, są zwolnieni od odpowiedzialności??? Powinniśmy jako Polacy wyjść z tego chocholego tańca i jako pierwsi zbudować własny system, który spowoduje, że szeregi chętnych do rządzenia stopnieją całkowicie. Zajdzie wówczas potrzeba wysyłania zaproszeń do najwartościowszych członków społeczeństwa z prośbą, by podjęli się tej odpowiedzialnej pracy, jako specjaliści zatrudnieni w firmie POLSKA.
Pozdrawiam wszystkich Polaków i życzę najlepszego w roku 2016.
Ryszard Szkopowski
Kanada, Kolumbia Brytyjska
Marsz ku czci największego kata polskiego narodu, tuż za granicą Polski, w polskim mieście Lwowie, pod hasłem "Sława Ukrainie" i "Śmierć wrogom", to normalne, przez ogół przyjęte wydarzenie, promowane na rzecz pojednania narodów i dobra wszecheuropejskiego – w wykonaniu ukraińskim.
Jeśli kiedyś podobna inicjatywa odbywała się tylko i wyłącznie na tzw. zachodniej Ukrainie, to teraz chora w swoim założeniu ideologia rozpełzła się po całym kraju. Za pomocą obecnego rządu kijowskiego owe zagrożenie – bo wszystko, co jest chore, jest zagrożeniem – przenika w coraz to nowsze miejsca i zbiera żniwa na dotąd nieznanej niwie.
Do 28 grudnia w Polsce i na Białorusi była dziwna jesień, ciepło i zielono. Dopiero 30 nastała zima, trochę śniegu i minus 10. W tym roku mamy w Mińsku ten sam czas co w Moskwie, rano ciemno do 9, a wieczorem więcej światła.
Ale w tym roku nie można było obserwować przebiegu uroczystości w Moskwie z przemówieniem Putina, bo to koliduje z drętwą mową naszego władcy. Tylko potem pokazano Nowy Rok w różnych miastach Rosji, w tym na Krymie, gdzie przemawiał gubernator i premier, ludzi, którzy dawniej zajmowali podobne stanowiska, gdy Krym był częścią Ukrainy. Można było obserwować tylko występy różnych rosyjskich gwiazd estrady, panowie w smokingach, panie wydekoltowane w kolorowych sukniach.
RAZWIEDUPR naciera na dwóch frontach
Napisane przez Stanisław MichalkiewiczWprawdzie zgodnie z kalendarzem juliańskim 7 i 8 stycznia przypadają święta Bożego Narodzenia w Cerkwi prawosławnej, Kościele greckokatolickim i u tzw. staroobrzędowców, ale zasadniczo okres świątecznej nirwany, w jaką nasz nieszczęśliwy kraj zapada w okresie bożonarodzeniowym, dobiegł końca, więc polityczna wojna, jaką RAZWIEDUPR wydał Prawu i Sprawiedliwości, rozgorzeje na nowo, i to nie tylko w Polsce, ale i na forach unijnych.
Właśnie prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę zwalniającą sześciolatki z obowiązku szkolnego, ustawę o służbie cywilnej i rozpalającą najsilniejsze emocje ustawę medialną, pokazując tym samym, że Jarosław Kaczyński, nauczony doświadczeniem lat 2005–2007, tym razem nie zadowala się przejęciem samej tylko fasady władzy, ale aplikuje kurację przeczyszczającą również na głębokim zapleczu. Dla beneficjentów układu zaprojektowanego przez RAZWIEDUPR w 1989 roku w Magdalence oznacza to groźbę utraty nie tylko komfortowych ekologicznych nisz w zezwłoku Rzeczypospolitej, ale również sutych alimentów, do których nie tylko sami zdążyli się przyzwyczaić, ale przyzwyczaili do nich również kolejne pokolenia – toteż jazgot podnosi się aż ku niebiosom.
Jak powiedział Grzegorz Schetyna podczas poufnej konferencji w PO, RAZWIEDUPR zamierza rozwijać scenariusz prowokacji na dwóch frontach: wewnętrznym – by pod takim czy innym pretekstem doprowadzić do ulicznych rozruchów, by w ten sposób uruchomić front zewnętrzny, to znaczy – dostarczyć Unii Europejskiej, a konkretnie Niemcom, pretekstu do wszczęcia antypolskich procedur, interwencji wojskowej "w obronie zagrożonej demokracji" nie wyłączając.
W ramach frontu wewnętrznego Grzegorz Schetyna mówił o możliwości wyprowadzenia, a ściślej – przywiezienia do Warszawy nawet miliona "obrońców demokracji", no a na froncie zewnętrznym atmosferę podgrzewa prasa niemiecka i żydowska – bo właśnie na naszych oczach, po 60 latach, doszło do odtworzenia sojuszu "Chamów" z "Żydami", którego uczestnicy nadzieję na kontynuowanie okupacji naszego nieszczęśliwego kraju upatrują tym razem już nie w sowieckiej, a w niemieckiej interwencji.
By zminimalizować zagrożenia, jakie mogą się pojawić ze strony Unii Europejskiej, ponieważ Komisja Europejska ma zająć się oceną stanu demokracji w Polsce już 13 stycznia, w święto Trzech Króli Jarosław Kaczyński spotkał się w Niedzicy z węgierskim premierem Wiktorem Orbanem, który niedawno sam znajdował się pod obstrzałem unijnych instytucji. O czym w trakcie 6-godzinnego spotkania rozmawiano – tego nikt nie ujawnił, ale wydaje się, że Jarosław Kaczyński chciał uzyskać od Wiktora Orbana zapewnienie, że w razie czego Węgry nie zgodzą się na sankcje wobec Polski. Decyzje w takich sprawach muszą bowiem być jednomyślne, więc wystarczy węgierski sprzeciw, by, przynajmniej na razie, Polska nie musiała się obawiać unijnych represji. Miejmy nadzieję, że Węgrzy zachowają się inaczej niż groteskowa pani Teresa Piotrowska, z frakcji psiapsiółek w rządzie premierzycy Ewy Kopacz, która w sprawie uchodźców wyłamała się z jednolitego frontu Grupy Wyszehradzkiej – bo tym razem to Polska potrzebuje sojuszników.
Tymczasem już tylko godziny dzielą nas od rozpoczęcia kuracji przeczyszczającej w państwowych mediach, przede wszystkim w telewizji, gdzie funkcję prezesa ma objąć Jacek Kurski, po którym nikt chyba nie może spodziewać się już nie to, że litości, ale nawet staroświeckiej rewerencji.
Kuracja przeczyszczająca zapowiada się boleśnie i bez znieczulenia, ale bo też nie ma kogo żałować. W państwowej telewizji, nie mówiąc już o stacjach ubeckich, nie znalazłoby się więcej sprawiedliwych niż w Sodomie i Gomorze. Inna rzecz, że ich miejsce zajmą również funkcjonariusze dyspozycyjni, tyle – że w inną stronę. Po to "media społecznościowe" zostaną przekształcone w "narodowe", ręcznie sterowane przez właściwych ministrów.
Szkoda, że w ustawie nie można było ustanowić funduszu gadzinowego, z którego można by, dajmy na to, przekupić pana red. Tomasza Lisa, by odtąd troskał się o "tę Polskę" z odwrotnego niż dotychczas klucza. Myślę, że Schadenfreude, jaką odczułoby wielu obywateli, warta byłaby tych gadzinowych pieniędzy – no ale nie ma rzeczy doskonałych.
Ale nawet jeśli w państwowych mediach jedni dyspozycyjni zastąpią innych dyspozycyjnych, to i tak będzie postęp, bo przynajmniej państwowe media zaczną różnić się od mediów ubeckich, a to znaczy, że zwiększy się zakres pluralizmu. Oczywiście klangor podniesie się aż pod niebiosa, poruszone zostaną Moce, poprzebierani za dziennikarzy konfidenci powiększą szeregi męczenników "wolności słowa", żydowska gazeta dla Polaków podorabia im heroiczne legendy, niczym Lechowi Wałęsie czy Henryce Krzywonos, słowem – będziemy oglądać wielkie dziwy – i o to chodzi, bo nam się też należy trochę radości za te wszystkie zgryzoty.
Ale media to jedna sprawa, w dodatku z punktu widzenia demokracji przecież nie najważniejsza, bo najważniejsza z punktu widzenia demokracji jest sprawa Trybunału Konstytucyjnego. Właśnie pan prezydent Duda odbył godzinną rozmowę z panem prezesem TK Andrzejem Rzeplińskim. Czy odniesie ona jakiś skutek – o tym przekonamy się już 12 stycznia, kiedy to TK będzie rozpatrywał skargi na uchwały Sejmu w sprawie wyboru sędziów TK. Zgodnie z podpisaną przez prezydenta nowelizacją ustawy o TK, Trybunał powinien orzekać w takich sprawach w co najmniej 13-osobowym składzie, zaś orzeczenia zapadać większością co najmniej 2/3 głosów, a nie jak dotąd – zwykłą większością. Tymczasem prezes Rzepliński wyznaczył 10 sędziów, co zdaniem Jacka Sasina z PiS oznaczą, iż posiedzenie 12 stycznia może być tylko "towarzyskim spotkaniem sędziów TK", a nie rozprawą przed Trybunałem.
Widać wyraźnie, jakie w związku z tym perspektywy rysują się przed jurysprudencją, ile rozpraw doktorskich i habilitacyjnych można będzie napisać, uzasadniając jedno bądź drugie stanowisko – a w końcu o to przecież chodzi, żeby – jak to się mawiało w sferach kupieckich – "biznes sze kręczył", niezależnie od tego, jakie stanowisko w końcu zostanie uznane za słuszne w jakimś ostatecznym głosowaniu.
Zanim jednak to wszystko się stanie, w najbliższą niedzielę rząd dusz nad mniej wartościowym narodem tubylczym obejmie "Jurek Owsiak", od lat namaszczony przez RAZWIEDUPR na jasnego idola. Świadomy swojej pozycji w hierarchii rozkazał, by każdy, kto nie chce wpłacić na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, niech nie płaci, ale niech nie przeszkadza. W sobotę zaś pikiety w całej Polsce, a nawet i w Berlinie, zapowiada Komitet Obrony Demokracji z panem Mateuszem Kijowskim "na utrzymaniu żony" na fasadzie. Czegóż chcieć więcej?
Stanisław Michalkiewicz
Widziałem podobny mem w Internecie i zgadzam się, że partia PiS, która teraz ma pełną władzę w Polsce, mimo wielkich obietnic przedwyborczych nie naleje z pustego w próżne. Było to jasne od dawna, że będzie trudno odbudować kraj na zgliszczach zadłużonej gospodarki po ośmiu latach rządów Platformy Obywatelskiej.
Obecnie trwa umacnianie władzy PiS z obsadzaniem, jak to zwykle bywa, stanowisk w administracji swoimi ludźmi, którzy są mierni, ale bierni. Tak jak PO nie miało w swoich szeregach przedstawicieli skutecznie walczących o rozwój kraju, podobnie PiS sięga do środowisk akademickich, zamiast szukać ludzi z praktycznym, a nie tylko teoretycznym doświadczeniem. Dowodem tego jest nominacja niekompetentnych osób na wiele stanowisk ministerialnych w rządzie.
Życie to nie je bajka – powiem po czesku na początek nowego roku – to gorąca kuchnia, gdzie łatwo o poparzenie. Mamy wiele pomysłów na życie i niestety, w każdym pokoleniu są beserwisserzy, którzy "walcząc o lepszą przyszłość", nie chcą zostawić nas w spokoju, urządzając świat na siłę.
Od kiedy za rewolucji francuskiej uznano, że porządek Boży można między bajki włożyć, i zaczęto poprawiać nasz padół łez, wymordowano do obecnej pory setki milionów ludzi. Nic tak nie pomaga w realizacji wizji "dobrego i sprawiedliwego świata dla nas wszystkich" niż wyprawianie w zaświaty malkontentów, którzy tego nie rozumieją.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Widziane z perspektywy: Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć
Napisane przez OstojanDawno, dawno temu w tak odległych i innych czasach, których już nawet najstarsi górale prawie nie pamiętają – urodziłem się ku radości moich Rodziców jako pierworodny syn w familii "Jan Trzeci" w ciepłą wrześniową noc we wsi podkrakowskiej, która obecnie jest dzielnicą tego stołecznego grodu.
Opatrzność, a jej wyroków nikt nie uniknie, zażyczyła sobie, żebym żył w ciekawych czasach. I to się spełniło. Mogę też dodać – długo i szczęśliwie także. Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba. Nie będę tu oczywiście rozwodził się nad moim życiorysem, wspomnę tylko, że w wieku pięciu lat umiałem już czytać, pisać i rachować, więc żebym się "społecznie wyrobił", posłano mnie do szkoły zwanej wówczas powszechną. Po przesłuchaniu przez dyrektorkę szkoły – od razu do klasy trzeciej. To ważne, bo przez lata, kiedy rosłem, jeszcze na studiach, i kiedy kształtowało się to moje społeczne wyrobienie, byłem zawsze co najmniej o dwa lata młodszy od kolegów. Co najmniej, bo czasem różnica wiekowa sięgała nawet dziesięciu lat. To skutek tego, że okresowo na różnych terenach w czasie zawieruchy wojennej nie wszędzie szkoły działały i młodzież musiała to potem nadrabiać. Mnie się udało nic nie stracić aż do klasy przedmaturalnej, kiedy na wzór przodującej nauki radzieckiej wprowadzono zamiast 12-latki 11-latkę, a moja klasa już się na reformę nie załapała i w rezultacie zdawaliśmy maturę z tymi, którzy byli poprzednio o rok niżej.
Ach ten mój mąż!
On jest okropny!!!
Jak ja to, to on tamto.
Golono, strzyżono... przypomina mi się taka sytuacja. Mąż upierał się i żona się upierała. On chyba ją wrzucił do wody, a ona jeszcze pokazywała palcami, że strzyżono. Czy to tak było, czy inaczej? Może żona go do wody wrzuciła...
Jak ja chcę rybę jeść na obiad, to on mięso.
Jak ja mówię – tak, to on mówi – nie.
A przecież to zawsze ja mam rację (tak na marginesie i chyba żartuję).
Wśród pięknych mazurskich lasów, nad brzegiem sporego jeziora, w dawnym ośrodku Rady Ministrów, a dziś niedawno wyremontowanym ośrodku Caritasu diecezji mazursko-warmińskiej, mniej więcej w połowie drogi między Olsztynkiem a Olsztynem, biwakuje 150 rodaków, którzy witani przez panią premier Szydło i ministra Macierewicza, kilka tygodni temu przybyli do Ojczyzny. Jest to druga taka grupa i w stosunku do pierwszej, jaką witała jeszcze imć Kopacz, ta jest mniej polska i z większością ich najłatwiej było rozmawiać po rosyjsku.
Ich korzenie najczęściej sięgają Żytomierszczyzny, która dzięki pokojowi ryskiemu dostała się Sowietom i gdzie w latach 1937–1938 krwawo rozprawiono się z Polakami, a jeszcze teraz jest tam jedna z głównych ostoi Polaków na Ukrainie. W tej grupie w zasadzie są same rodziny z dziećmi w różnym wieku. Starsze już są "zagospodarowane", codziennie wożone są autobusem do szkoły w odległych o 12 km Stawigudach, młodsze są z rodzicami, baraszkują, a rodzice czekają na uruchomienia dla nich kursu polskiego po Nowym Roku. Praktycznie wszyscy dorośli są w wieku 35-45 lat, mają wyższe studia, a czasami nawet dwa fakultety. Wśród pań przeważają ekonomistki, które pracowały jako księgowe w bankach czy innych przedsiębiorstwach, dla których nie powinno być zbyt wiele kłopotów z pracą, gdy opanują polski i polską terminologię ekonomiczną.
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…