farolwebad1

A+ A A-
piątek, 04 marzec 2016 14:10

Dwie strony medalu

Napisane przez

ostoja    Bronię Wałęsy. Co za twardy charakter! Idzie do końca w zaparte. Czy zresztą będzie jakiś koniec jego "epopei"? Przysłowiowym u nas uparciuchem jest kozioł, a w Ameryce muł. Tych ostatnich używało się w armii USA, nim się Gen. Motors rozpanoszył.

    Na filmie o generale Pattonie jest scena, gdy muł z wozem zatrzymał się – bo tak mu się zachciało – na środku dość wąskiego mostu w Italii. A za nim z konieczności zatrzymała się długa kolumna czołgów Sherman. Piękny cel, zwłaszcza dla Luftwaffe. Ani łagodna perswazja, ani bicie nie pomagało, muł stał, jakby mu nogi w ziemię wrosły. Widząc, co się dzieje, Patton wyskoczył z dżipa i palnął ze swojego znanego "złotego" pistoletu między długie uszy uparciucha, którego następnie zepchnięto z mostu do wody. W "tym temacie" może więc raczej porównajmy Wałęsę do kozła.

Walesa pic - Copia czrwona      Mówiąc kolokwialnie, to Wałęsę mam głęboko tam, gdzie słońce nie dochodzi. Zarówno jego entourage, jak i jego samego. A każdy, kto staje w jego obronie, jest pozbawiony poczucia przyzwoitości, poczucia prawdy i zwykłej ludzkiej uczciwości.

    Wałęsę znam osobiście, stąd, z Kanady. Byłem w gronie jego opiekunów i  organizatorów programu jego pobytu w Toronto. Kiedy mi to zaproponowano, a zrobił to ówczesny szef Biura Politycznego w Kancelarii Prezydenta Wałęsy śp. prof. Andrzej Zakrzewski (w rządzie J. Buzka minister kultury i dziedzictwa narodowego), postawiłem kilka warunków, ale najważniejszym był brak w ekipie Wałęsy jego "kapciowego", czyli M. Wachowskiego. Tej kreaturze nie mógłbym podać ręki. Za niego dojechał, pod koniec pobytu, inny nie mniej podejrzany typ, A. Milczanowski. Kiedy zgodziłem się na towarzyszenie tej ekipie, już eksprezydenta Wałęsy, myślałem, że po wszystkich szaleństwach w trakcie prezydentury, i przegranych wyborach z Kwaśniewskim, poznam osobę stateczną i już dojrzałą do roli męża stanu.

piątek, 04 marzec 2016 14:03

Jeszcze jestem w domu

Napisane przez

Ratajewska    Jeszcze jestem w domu, u siebie, w Polsce. Polska jakaś rozgadana i mam wrażenie, że jeśli na przykład wcześniej rządziły świerszcze, a teraz bąki, to nadal słychać cykanie świerszczy…

    ...jeśli wcześniej gdakały kury, a teraz kwaczą kaczki, to nadal kury gdakają,

      ...jeśli wcześniej krakały wrony, a teraz ćwierkają wróble, to nadal krakanie towarzyszy ćwierkaniu.

    W Polsce piszą o tym, że Niemcy – w ich gazetach, jakoś nie słyszą kwakania, ćwierkania, bzyczenia. Oni słyszą nadal tylko gdakanie, krakanie itd. A przecież inna muzyka już u nas gra. Nie można tkwić w przeszłości.

czwartek, 03 marzec 2016 22:15

Czy wśród Ukraińców są ludzie trzeźwo myślący?

Napisane przez

mariapyz 01    Wydawałoby się, że jest to pytanie retoryczne. Ale jednak, póki mer miasta Lwowa Andrij Sadowy próbuje udowodnić, że wszystko, co jest we Lwowie, to własność społeczności lokalnej miasta, a dyrektor sali organowej twierdzi, że to nie żaden kościół, choć krzyże u góry stoją i tylko ślepy ich nie zauważy, a tylko sala koncertowa, przez Internet przewijają się różne artykuły. Niektórzy ludzie, Ukraińcy, próbują przebić ogólny nurt propagandy medialnej i państwowej. Ci ludzie, co myślą trzeźwo, oczywiście, choć jest ich garstka, próbują coś zrobić.

    Jeszcze dwa lata temu, podczas zmowy milczenia w Polsce, ukraiński działacz społeczny Wołodymyr Pawliw napisał list do Polaków i osobiście poprosił o wybaczenie za Wołyń. Był to w tym momencie jedyny głos wołającego w puszczy ze strony ukraińskiej. Napisał czarno na białym:

   krupa12 Felieton ministra Witolda Waszczykowskiego na łamach "New York Timesa" pt. "Why Poland needs American support" ["Dlaczego Polska potrzebuje amerykańskiego wsparcia" – przyp. tłum.] (16/02/2016)  jest kolejnym dowodem na to, że klarowne pojmowanie rzeczywistości nie jest mocną stroną polskiej polityki zagranicznej.

    Z poczuciem zażenowania czytaliśmy kolejne fragmenty tego felietonu, który zasadniczo jest wykładnią myślenia życzeniowego oraz wręcz nabożnego stosunku do amerykańskiej mocarstwowości. Chcielibyśmy odnieść się do niektórych tez i argumentów przedstawionych przez szefa MSZ w swoim tekście, które nie mogą pozostać bez odpowiedzi ze strony ludzi szczerze zatroskanych o kondycję polskiej dyplomacji i pozycji Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej.

    Minister Waszczykowski rozpoczyna swój felieton nawiązaniem do spotkania między śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim a Barackiem Obamą w 2009 r. podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Prezydent Kaczyński przekazał wówczas szefowi amerykańskiego państwa biografię Tadeusza Kościuszki jako historyczny dowód na bliskie relacje łączące Amerykę i Polskę. Przy różnych okazjach w przeszłości, pamięć o Kościuszce, czy też Kazimierzu Pułaskim, była przywoływana na dowód istnienia silnych fundamentów rzekomo strategicznego i nienaruszalnego sojuszu polsko-amerykańskiego.     

    Skoro mowa o amerykańskich bohaterach, warto jednak w tym miejscu przywołać, co prawda obszerny, ale jakże aktualny w kontekście naszych rozważań cytat Jerzego Waszyngtona pochodzący z jego mowy pożegnalnej z 1796 roku: "Wiele zła powstaje z powodu namiętnego przywiązania jednego narodu do drugiego. Sympatyzowanie z faworyzowanym narodem rodzi złudzenie wyimaginowanego wspólnego interesu w przypadkach, gdzie żadnego wspólnego interesu nie ma, zarazem zaszczepiając w jednym [narodzie] antypatie panujące u obcego sojusznika, wciąga do współudziału w kłótniach i wojnach zaprzyjaźnionego sojusznika; współudziału bez właściwych powodów, bez usprawiedliwienia. Prowadzi również do przeróżnych ustępstw na jego rzecz, do uprzywilejowania wybranego narodu kosztem innych – co tylko zwiększa szkodę wyrządzoną nam, bowiem faworyzując jednych, odcinamy się od drugich i budzimy wśród innych narodów zazdrość, złą wolę oraz chęć zemsty, skoro nie mogą liczyć na równie dobre traktowanie. Ponadto, daje możliwość naszym ambitnym, skorumpowanym, czy też omamionym obywatelom do działań na rzecz wybranego sojusznika, aby bezwstydnie zdradzali czy poświęcali interes narodowy własnego państwa – nieraz nawet z aprobatą publiczną, która powstaje z cnotliwych skłonności, aby być wiernym zobowiązaniom, opinii publicznej, dobru publicznemu – a tak naprawdę stanowi to podstawę dla niemądrych kompromisów na rzecz ambicji, korupcji oraz zaślepienia. Jako sposoby obcego wpływu dla oświeconego patrioty, są zgoła alarmujące. Ileż okazji dają krajowym frakcjom do uwodzenia, okłamywania obywateli, mamienia czy manipulowania instytucjami państwowymi. Wszelkie tego typu powiązania małego, słabego narodu wobec wielkiego, potężnego, skazują go na trwanie w postaci satelity dla wielkich państw".

    Ówczesny prezydent przestrzegał swoich rodaków i przyszłych sterników młodej amerykańskiej republiki przed zagrożeniami wynikającymi ze zbyt idealistycznego przywiązania do obcego narodu i stwarzania iluzji istnienia wspólnych interesów. Jeśli supermocarstwo, jakim są Stany Zjednoczone, według ich "ojca narodu" winno unikać tego typu asocjacji w polityce zagranicznej, tym bardziej elity polskie powinny sobie również przyswoić te roztropne rady Waszyngtona dla Ameryki.

    W dalszej części przywoływanego tekstu szef polskiej dyplomacji przypomina kolejne spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem Obamą we wrześniu 2015 r., również podczas Sesji Ogólnej ONZ. Umiejscowienie prezydenta Dudy podczas obiadu w siedzibie ONZ blisko Baracka Obamy było w niektórych środowiskach w Polsce podnoszone do rangi niemalże spektakularnego sukcesu dyplomatycznego, natomiast na okładce jednego z sympatyzujących z PiS-em tygodników, wspólne zdjęcie Dudy z Obamą i jego małżonką było opatrzone podpisem "Polska wstaje z kolan: prezydent Duda podbija świat". Pomijając już fakt, iż pozowanie do pamiątkowych zdjęć z Obamą nie było czymś wyjątkowym podczas ostatniej Sesji Ogólnej ONZ (kilku innych przywódców, w tym Aleksander Łukaszenka, również ma podobne zdjęcia). Traktowanie kurtuazyjnej fotografii i możliwości wznoszenia toastów tuż obok prezydenta Stanów Zjednoczonych jest ewidentnie postrzegane przez ministra Waszczykowskiego jako symbol naszego statusu na arenie międzynarodowej. Poziom myślenia o tyleż śmieszny, co tragiczny. W tym samym akapicie minister Waszczykowski zwraca uwagę, że siedzący przy tym samym stoliku co Duda i Obama, prezydent Władimir Putin "wydawał się być nieco pominięty" w dyskusji. Sugestia jest wyraźna – prezydent Obama rozmawia ze strategicznym sojusznikiem, podczas gdy prezydent Rosji może tylko się przyglądać. Ma to być widoczny dowód na znaczenie Polski w oczach Amerykanów kosztem Rosji. Nic bardziej mylnego. Warto ministrowi Waszczykowskiemu przypomnieć, że od września 2015 r. Obama i Putin, bez obecności prezydenta Dudy oczywiście, kilkakrotnie rozmawiali telefonicznie oraz twarzą w twarz. W ubiegłym tygodniu doprowadzono, przy walnym udziale i współpracy administracji Obamy i Putina, do zawieszenia broni w Syrii. Porozumienie nuklearne z Iranem nie byłoby możliwe bez bliskiej kooperacji Stanów Zjednoczonych i Rosji. Szefowi MSZ widocznie trzeba również przypomnieć słowa Henryka Kissingera, który wydaje się zdecydowanie lepiej pojmować subtelną sztukę dyplomacji: "Demonizowanie Putina nie jest żadną polityką, lecz alibi tłumaczącym jej brak". Tak więc, choć wydaje się to banalne, pragniemy zwrócić uwagę ministrowi Waszczykowskiemu, że między wznoszeniem toastów przy wspólnym stoliku i wspólnym pozowaniu do zdjęć a konkretnymi, opartymi na interesach narodowych sukcesami dyplomatycznymi jest, delikatnie rzecz ujmując, istotna różnica.

    Następnie minister Waszczykowski pisze, że "Polska i Stany Zjednoczone są więcej niż strategicznymi partnerami; jesteśmy przyjaciółmi i sojusznikami ze wspólną historią i wartościami". Przypomina, że "Po atakach z 9/11, Polska odpowiedziała na wezwanie Ameryki do solidarności i jej żołnierze służyli w Iraku". Oprócz bezzasadności operowania takimi pojęciami, jak "przyjaciel" w stosunkach międzynarodowych (przypominamy ciągle dictum Lorda Palmerstona!), które być może przynoszą propagandowy i psychologiczny komfort, nietrudno zrozumieć, o jakich "wartościach" jest mowa w cytowanym ustępie ministra.  Od trzynastu lat cały świat już wie, że Irak nie miał nic wspólnego z zamachami 11 września 2001 r. i że nielegalna i niemoralna inwazja na Irak była przyczynkiem do koszmarnej wojny domowej, okupacji i reperkusji destabilizujących cały Bliski Wschód. Bez inwazji na Irak nie byłoby dzisiaj Państwa Islamskiego i exodusu tamtejszych chrześcijan. Niestety, trzeba to jasno powiedzieć, iż moralną odpowiedzialność za powstanie Państwa Islamskiego ponosi nie tylko ówczesna amerykańska administracja, lecz również ci polscy politycy, również z macierzystej partii ministra Waszczykowskiego, którzy ochoczo i pełni proamerykańskiego entuzjazmu poparli wysłanie polskich wojsk do Iraku. Chwalenie się na łamach poczytnego amerykańskiego dziennika swoim udziałem w tej wojnie, która przez większość Amerykanów uznawana jest za katastrofalny błąd, jest tożsame z eksponowaniem własnej ignorancji na arenie międzynarodowej. Również, z punktu widzenia naszych interesów narodowych, trudno wskazać, jakie konkretne korzyści odnieśliśmy z udziału we wspomnianych przez ministra Waszczykowskiego operacjach w Iraku i w Afganistanie. Poza byciem pomocnikiem w desperackiej próbie inżynierii społecznej polegającej na implementacji demokratyczno-liberalnych rozwiązań ustrojowych rodem z Oświecenia na grunt głęboko islamskich i wysoce plemiennych społeczeństw, nasi żołnierze nie służyli żadnemu klarownie zdefiniowanemu polskiemu interesowi.

    Nie akceptujemy argumentacji, że polskie zaangażowanie uzasadnić można z pozycji bezpieczeństwa narodowego, gdyż zarówno Irak i Afganistan stanowią dzisiaj bardziej niestabilny i bardziej podatny grunt dla rozwoju islamskiego terroryzmu. Czy fakt, iż polscy żołnierzy służyli w obu tych krajach, obok żołnierzy amerykańskich, jest wystarczającym powodem do dumy? Czy o to chodzi w polityce zagranicznej?

    Minister Waszczykowski twierdzi, że z faktu uczestniczenia obu naszych wojsk we wspólnych, zresztą przegranych wojnach, wynika konieczność zrozumienia polskiego stanowiska wobec Rosji. Doprawdy trudno zrozumieć, w jakim sensie "Agresja Rosji przeciwko Ukrainie" stanowi, jak pisze Waszczykowski, "problem" dla obu naszych krajów. Sytuacja polityczna na Ukrainie jest w Polsce często przedmiotem uproszczonych narracji i zwykłego przeinaczania faktów o zajściach na kijowskim Majdanie i wydarzeniach prowadzących do obalenia legalnie i demokratycznie wybranego prezydenta Wiktora Janukowycza. Zasadniczo, polska optyka na kryzys ukraiński, nie wiedzieć dlaczego, sprowadziła się do schematu myślowego, według którego nic, co zrobi Rosja, nie zasługuje na zrozumienie, i niczego, co zrobi Ukraina, nie wolno krytykować. Tym bardziej trudno zrozumieć, jak kryzys na linii Kijów-Moskwa realnie zagraża Polsce, a co dopiero przeciętnemu Amerykaninowi. Niestety, nie dziwi nas, że świadome szkodzenie własnym interesom gospodarczym poprzez nawoływanie do utrzymania sankcji przeciwko Rosji, jest podnoszone w Warszawie do rangi cnoty politycznej. Dziwi nas jednak śmiałość, z jaką minister Waszczykowski, posługując się bardziej sloganami niż argumentami, chce przekonać do tego punktu widzenia Amerykanów.

    Minister Waszczykowski również nie zaniechał sposobności, aby przypomnieć amerykańskiemu czytelnikowi, z jaką gorliwością Polska wypełnia swoje zobowiązania sojusznicze w NATO. Chwali się nakładem w wysokości 2 proc. PKB na obronność i perspektywą umieszczenia tarczy antyrakietowej na terytorium Polski. Pozostaje jednak pytanie: co z tego? Czy trwanie w NATO oznacza eliminację możliwości prowadzenia bardziej samodzielnej polityki wobec Rosji? Polityka zagraniczna innych krajów NATO, takich jak Niemcy, Francja czy Włochy, nie wspominając o tak chwalonych przez PiS Węgrzech pod rządami Wiktora Orbana, wobec Rosji ulega partykularyzacji, często daleko idącej, gdyż NATO, będące de facto pod amerykańską kuratelą, nie bez powodu wydaje się być przeszkodą w deeskalowaniu zaistniałych napięć i pogłębianiu relacji dwustronnych z Moskwą. Jak pisze prof. Richard Sakwa, renomowany rusycysta polskiego pochodzenia z University of Kent: "W ostateczności, istnienie NATO było usprawiedliwione potrzebą zapobieżenia zagrożeniom wynikłym z jego rozszerzenia".

    Minister Waszczykowski, traktując NATO jako siłę napędową regionalnego pokoju i jedynego gwaranta polskiego bezpieczeństwa, nie zadaje sobie trudu postawienia pytania  (graniczącego w wielu kręgach ze swoistą myślozbrodnią) nie tylko o sens dalszego istnienia Sojuszu Północnoatlantyckiego i jak blok militarny z zamiarem dalszej ekspansji na wschód może wpływać na rosyjską doktrynę obronną, lecz również znacząco ogranicza pole manewru dla polskiej polityki w przypadku kolejnego amerykańskiego "resetu" z Rosją. I jak to może wpłynąć na rosnący potencjał polskiej gospodarki na eurazjatyckim obszarze geopolitycznym? Co więcej, nawet w przypadku realnego, a nie wymyślonego na potrzeby antyrosyjskiej propagandy zagrożenia, nie ma dotąd jednoznacznych dowodów na temat wartości operacyjnej zobowiązań sojuszniczych NATO. Prędzej czy później poprawa relacji z Rosją musi nastąpić. Militaryzacja relacji z Moskwą z polskiego punktu widzenia nie ma absolutnie żadnego sensu, gdyż realnie, nie propagandowo, Rosja Polsce nie zagraża. Pytanie o konieczność znaczącej natowskiej, w większości przecież amerykańskiej, obecności wojskowej na terenie Polski jest zasadne, jak również pytanie o dalsze uzależnianie naszej polityki wobec Rosji od aktualnie panujących tendencji w Waszyngtonie. Kompletny brak inicjatywności, innowacyjności i oryginalności w poszukiwaniu własnej roli na złożonej scenie międzynarodowej oraz obsesyjny strach przed Rosją czynią z państwa polskiego przedmiot w kalkulacjach innych państw, w szczególności Stanów Zjednoczonych.

    W ramach propagandowej ornamentyki, minister Waszczykowski, aby sprawić wrażenie zażyłości między Waszyngtonem i Warszawą, pisze, że promowanie "demokratycznych wartości i wspieranie raczkujących demokracji jest znakiem rozpoznawcznym naszego partnerstwa". Czyni aluzję do wspomnianych na początku swojego felietonu słów o wspólnej historii i wspólnych wartościach. Nasuwa się w związku z tą deklaracją kilka pytań. Czym są owe "demokratyczne wartości"? Czyżby szef polskiego MSZ zgadzał się ze słowami byłej sekretarz stanu, obecnie ubiegającej się o nominację prezydencką swojej partii, Hillary Clinton, iż "prawa gejowskie są prawami człowieka i prawa człowieka są prawami gejowskimi, raz i na zawsze"? Czy polska ma promować takie "demokratyczne wartości"? Co oznacza wspieranie "raczkujących demokracji"? Czyżby kolejne podważanie legalnych, niewystarczająco prozachodnich państw poprzez tzw. kolorowe rewolucje i przy pomocy takich sojuszników, jak George Soros? Czy amerykańskie zaangażowanie w imię "promowania demokratycznych wartości" w Libii, Egipcie, Afganistanie, Iraku, Syrii, na Ukrainie przyniosło pozytywne skutki dla wspomnianych krajów? Czy mamy być gotowi do udziału w kolejnych wojnach prewencyjnych?

    Swój tekst minister Waszczykowski wieńczy hasłem "za waszą wolność i naszą", ponownie twierdząc, że polityka wobec Waszyngtonu jest oparta na "wspólnej historii, interesach i wartościach". Pytanie tylko, czy z podobną atencją patrzą na Polskę amerykańscy decydenci. Czy w ostateczności ważniejsze okaże się eskalowanie napięcia z Rosją na obszarze jej geopolitycznego i kulturowego wpływu (Ukraina) przy udziale peryferyjnej Polski, czy wspólne rozwiązywanie globalnych problemów? Trendy wyborcze w Stanach Zjednoczonych, szczególnie popularność Donalda Trumpa, wskazują na odwrotną tendencję.

    Tekst szefa polskiej dyplomacji na łamach "New York Timesa" jest doskonałą ilustracją wszystkiego, co niedomaga w polskiej polityce zagranicznej. Kapitulacja suwerennej myśli, powielanie nieaktualnych schematów myślowych, brak wiary we własne zdolności do wykorzystania subtelnych instrumentów dyplomacji i polskiego, co prawda very, ale jednak soft power. Jak pisze prof. Stanisław Bieleń z Uniwersytetu Warszawskiego: "Akcesja Polski do struktur zachodnich zwolniła elity polityczne z myślenia o samodzielnym kreowaniu polityki. Wybrały one strategię bandwagoning (schronienia się pod parasolem najsilniejszego mocarstwa), licząc jednocześnie na zdobycie absolutnych gwarancji bezpieczeństwa i włączenie do ekskluzywnego klubu zachodniego". Jeśli Rzeczpospolita nie jest w stanie samodzielnie ułożyć stosunków ze swoim największym sąsiadem i zarazem największym państwem świata, żaden inny ośrodek nie uczyni tego za nas. To, co może zostać uznane za sukces przy udziale struktur zachodnich (NATO, UE), będzie chwilową iluzją, gdyż nikt w ostateczności nie postawi naszych interesów ponad swoje. Wyżyny polskiej dyplomacji nie mogą sprowadzać się do nieustannego błagania o obecność obcych wojsk na naszym terytorium. Ile jeszcze biedy, emigracji, wojny i niepewności muszą ścierpieć Polacy, zanim elity polityczne zdadzą sobie sprawę z tego, że żaden egzotyczny sojusz nie zastąpi trudu mozolnego i cierpliwego budowania wewnętrznej siły gospodarczej i militarnej oraz dbania w pierwszej kolejności o znakomite relacje z Rosją i z Niemcami? Dla Rosjan, którzy dwukrotnie na przestrzeni ostatnich 200 lat doznali spustoszenia ze strony zachodnich wojsk wkraczających do Moskwy po gruzach osłabionej Polski, będziemy zawsze potencjalnym przedpolem ataku. Każdy gest osłabiający suwerenność Polski będzie dla Rosji sygnałem, że zbliża się zagrożenie z Zachodu. Takie są twarde realia. Jeżeli Polska ma być podmiotem, a nie przedmiotem w polityce zagranicznej, musi sama rozwiązywać swoje najistotniejsze problemy z najbliższymi sąsiadami w oparciu o własny potencjał gospodarczy i militarny oraz na podstawie przemyślanej doktryny międzynarodowej.

    Nie można uczynić Polski bezpiecznej cudzą bronią kosztem polskiej suwerenności. Permanentne bazy niemieckie czy amerykańskie w Polsce oznaczają efektywne podporządkowanie Polski obcym mocarstwom i koniec kruchej niepodległości. Polska bezpieczna i suwerenna możliwa jest wyłącznie drogą własnego wysiłku. Jest to wyzwanie o wiele trudniejsze aniżeli pisanie felietonów do "New York Timesa" i błaganie o zachodnią jałmużnę. Pan minister, zamiast pisać felietony, winien nareszcie wybrać się do Moskwy i zacząć uprawiać prawdziwą politykę zagraniczną, czyli mozolny wysiłek polegający na naprawie stosunków polsko-rosyjskich.

    A jeśli już mamy oprawić naszą politykę zagraniczną w jakieś hasła i slogany, niech wystarczy jedno i najprostsze: "Za wolność naszą".

    Piotr Strzelecki-Rieth – tłumacz i konserwatywny eseista portalu "The Imaginative Conservative"
    Michał Krupa – historyk, członek Rady Politycznej Ruchu Narodowego

czwartek, 03 marzec 2016 22:12

Procesy myślowe rabarbaru

Napisane przez

ligeza    Planowałem wyrzeźbić dziś parę akapitów dotyczących "Jana Tomasza co idzie w zaparte", ale Gross musi grzecznie poczekać. Tak, właśnie tutaj. W kącie przy piecu, gdzie suchy groch podłogę obficie zaściela.

    Opowiedzieć o tych i owych draństwach zdążę. Okazje przyjdą, bo przyjść muszą. Trzy dekady oczerniania Polski owocują plonem obfitym – do czego ten i ów przykłada dłonie obie, umysł, a i serca nie szczędzi – aczkolwiek plon ów gorzki niby piołun.

    Weźmy Frasyniuka Władysława, wytykającego "łaskę późnego urodzenia" krytykom postawy niejakiego Lecha W. Niby, że nie mogą mieć pretensji o donosicielstwo uprawiane przez ikonę Solidarności w latach 1970–76 zwłaszcza ludzie, którzy nie wiedzą, jak sami zachowaliby się bodaj w zbliżonych okolicznościach. Tak jakby człowiek rozumny utrzymywał, że sedno leży w ewentualnym złamaniu Wałęsy, a nie w fakcie, że uparł się brnąć w kłamstwa do śmierci. Tak na marginesie: czym w powyższym kontekście różni się Wałęsa Lech od Grossa Tomasza Jana?

czwartek, 03 marzec 2016 22:05

630 lat temu

Napisane przez

pruszynski    Doskonale rozumiem, że 4 marca nie będzie hucznie obchodzony ani tego roku, ani innego w Moskwie. Ten dzień to przypieczętowanie klęski dyplomacji Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, bo właśnie tego dnia na Wawelu wielki książę Litwy Władysław Jagiełło został koronowany na króla Polski i tak powstało największe państwo Europy, sięgające od Poznania i prawie Wrocławia po Kijów czy Witebsk.

    Pierwotnie wielki książę Jagiełło miał ożenić się z córką wielkiego księcia Moskwy Dymitra Dońskiego i zostać jego wasalem. Niestety, Długosz w swych "Kronikach Królestwa Polskiego" nie pisze, kto wpadł na pomysł, by królową Polski Jadwigę wydać za wielkiego księcia Litwy Jagiełłę i połączyć małą, a bardziej ludną Polskę z wiele większą, a mniej ludną Litwą.

czwartek, 03 marzec 2016 22:05

Putin mordercą dinozaurów

Napisane przez

michalkiewicz    Uuu, niedobrze, niedobrze! Wygląda na to, że pan minister Waszczykowski nawarzył piwa i teraz będzie musiał je wypić.

    Chodzi oczywiście o sprowadzenie do Polski Komisji Weneckiej – żeby ta dokonała oceny demokracji i praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju. Po co to panu ministrowi Waszczykowskiemu było potrzebne – trudno zgadnąć, bo przecież i od pana prezesa Kaczyńskiego, i z niezależnych mediów – ale nie tych, gdzie agent na agencie siedzi i agentem pogania – tylko z tych naprawdę niezależnych od tamtych można było dowiedzieć się ponad wszelką wątpliwość, że z demokracją i praworządnością wszystko jest u nas w jak najlepszym porządku? Może pan minister Waszczykowski chciał dobrze, ale zapomniał, że lepsze jest wrogiem dobrego.

    W rezultacie przybyli do Polski przedstawiciele Komisji Weneckiej byli przyjmowani niczym rewizor iz Pietierburga, więc nic dziwnego, że mogło się im od tego przewrócić w głowie. Zanim jeszcze Komisja wygotuje raport końcowy, doszło do przecieku krytycznego raportu wstępnego, który jednocześnie trafił i do MSZ, i do "Gazety Wyborczej". Wszyscy "zachodzą w um" ("Zachodzim w um z Podgornym Kolą..."), jak to się mogło stać i w którym miejscu przeciek nastąpił; Komisja wypiera się, że nie u niej, a pan minister Waszczykowski – że nie u niego. Na jego miejscu nie byłbym taki pewny, bo – jak powiadają na mieście – w Ministerstwie Spraw Zagranicznych od Żydów aż się roi, więc cóż to dla nich za sztuka sprawić, by każdy dokument, zanim jeszcze trafi na biurko ministra, trafił na biurko redaktora Michnika? Solidarność plemienna w społecznościach prymitywnych zawsze była silniejsza od innych podstaw lojalności, więc trudno tu być zaskoczonym. Ale i na miejscu Komisji Weneckiej nie miałbym pewności, czy przeciek nie nastąpił również stamtąd.

    Chodzi o to, że w Komisji Weneckiej zasiada panna Hanna Suchocka, która wobec "Gazety Wyborczej" może mieć różne zobowiązania. Jak tam było, tak tam było – w rezultacie Komisja Wenecka włączyła się do wojny o demokrację i praworządność w naszym nieszczęśliwym kraju. Może nie byłoby czym się przejmować, gdyby nie okoliczność, że Komisja Europejska, która też wdrożyła wobec Polski procedurę sprawdzania demokracji i praworządności, a która ma kompetencje decyzyjne, na pewno ustaleniami Komisji Weneckiej się posłuży. Skoro tak, to dobrze to nie wygląda – a sprawcą tego zamieszania jest właśnie pan minister Waszczykowski, który zapomniał, że lepsze jest wrogiem dobrego.

    Ale zanim padnie salwa, humory na razie nam dopisują. W Warszawie odbyła się narada 9 państw regionu Europy Środkowej gwoli wypracowania wspólnego stanowiska na lipcowy szczyt NATO, który ma odbyć się też w Warszawie. Prezydent Duda podkreślił konieczność wpasowania się w politykę Stanów Zjednoczonych, które ze swej strony powinny wzmocnić "wschodnią flankę" Paktu, jeśli nie w formie stałych baz, to niechby chociaż "obecności rotacyjnej", która musi być "widoczna", a poza tym wyposażona w "infrastrukturę krytyczną", czyli mówiąc po ludzku – broń – oczywiście defensywną. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele państw uczestniczących w Grupie Wyszehradzkiej, republik bałtyckich oraz Rumunii i Bułgarii. Koncepcja "Międzymorza" zaczyna  nabierać rumieńców – ale wszystko zależy od tego, czy uda się do niej przekonać Amerykanów, którzy teraz właśnie będą wybierali sobie prezydenta.

    Ten prezydent podobno wiele do gadania nie ma; tak w każdym razie w telewizyjnej rozmowie dawał do zrozumienia były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski – ale czy to rozsądne wierzyć Aleksandrowi Kwaśniewskiemu?

    Tak czy owak, ktoś w listopadzie tym prezydentem zostanie i będzie kontynuował rozgrywkę z Moskalikami, którym najwyraźniej została wyznaczona rola czarnego charakteru. Dowódca NATO w Europie, pan generał Filip Breedlowe, powiedział, że Putin do spółki z syryjskim tyranem Baszirem al Asadem "destabilizuje Europę", naganiając do niej uchodźców. Jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, jak Putin okaże się odpowiedzialny również za zagładę dinozaurów, czego wielu ludzi może mu nie darować. Jak mówił Antoni Słonimski, móżdżek dinozaura był podobno znakomitą zakąską do wódki – o czym zapewniał go "pewien bardzo stary pijak".

    Jak widzimy, nie brakuje powodów, byśmy i my nie lubili złego Putina, który jednak, po niedawnej konferencji w Monachium, może zostać "sojusznikiem naszych sojuszników". "Gazeta Wyborcza" uważa, że USA "skapitulowały" przed Putinem, ale to oczywiście przesada, bo wiadomo, że z punktu widzenia bezcennego Izraela byłoby najlepiej, gdyby cały Bliski Wschód opustoszał, dzięki czemu żydowskie państwo rozciągnęłoby się wreszcie "od wielkiej rzeki egipskiej, do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat". Trzeba by jednak zostawić tam jakichś Arabów na rozmnożenie, bo w przeciwnym razie – komu Żydzi pożyczaliby pieniądze i na kim robiliby interesy?  

    Jak widać, nie ma rzeczy doskonałych, wobec czego i USA muszą czasami iść ze złym Putinem na kompromisy, czyli politykować. Ale co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie, więc jeśli nawet zły Putin zostałby sojusznikiem naszych sojuszników, to w naszym nastawieniu nic zmienić się nie może.

    Podczas gdy na najwyższej półce światowej polityki zachodzą takie przełomowe wydarzenia, Instytut Pamięci Narodowej przeprowadził przeszukanie w domu wdowy po generale Jaruzelskim, skąd wyniesiono aż 17 pakietów rozmaitych dokumentów – a zapowiadane są jeszcze inne przeszukania. W tej sytuacji Komitet Obrony Demokracji demonstrował w obronie Lecha Wałęsy, który właśnie ogłosił kolejną "koncepcję", że mianowicie to nie on współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa, tylko Służba Bezpieczeństwa z nim. Wsparł go JE abp Tadeusz Gocłowski, w swoim czasie zamieszany w aferę "Stella Maris", JE abp Józef Kowalczyk, w swoim czasie – oczywiście "bez swojej wiedzy i zgody" – zarejestrowany jako TW "Cappino", no i JE bp Tadeusz Pieronek, w swoim czasie członek Rady Fundacji Batorego, zaś przewielebny ojciec Stanisław Opiela SJ na łamach "Gazety Wyborczej" zaapelował do całego Episkopatu, by Kościół wsparł Lecha Wałęsę. Przewielebny ojciec Opiela nie precyzuje, w jaki sposób Kościół mógłby byłemu prezydentowi naszego nieszczęśliwego kraju tego wsparcia udzielić, ale pewnej wskazówki dostarcza list miłosny, jaki do Lecha Wałęsy wystosował warszawski Klub Inteligencji Katolickiej. Czytamy tam m.in., że każdy upada, ale się podnosi. Może "każdy" – ale nie Lech Wałęsa. Lech Wałęsa nigdy nie upadał, tylko nieustannie się podnosił i podnosił.

    Jak tak dalej pójdzie, to podniesie się tak wysoko, że dostąpi wniebowstąpienia. Mogłoby to niesłychanie wzbogacić Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, na które Lech Wałęsa powinien zostać zaproszony w charakterze jasnego idola, bo jakiż inny wzór przedstawić dzisiaj młodzieży?

Stanisław Michalkiewicz

czwartek, 03 marzec 2016 22:02

O cackaniu się z "Bolkiem"

Napisane przez

pluta    Wczoraj, podczas oglądania telewizora, bardzo się uśmiałem. Oto bowiem okazało się, że prokuratura IPN-u, z urzędu, wszczęła dochodzenia, czy aby teczka "Bolka" nie była fałszowana.

    Pretekstem do podjęcia tej wiekopomnej inicjatywy, znacznie lepszej i pewnie bardziej dochodowej niż zbieranie stonki ziemniaczanej czy makulatury, było to, że "Bolek" po raz kolejny opowiedział jakąś bajeczkę, że to niby esbecy fałszowali jego donosy, żeby mogli brać pieniądze. Ha, czyli wychodzi na to, że jednak wszystko, co miał w domu, te pralki, telewizory itd., miał dzięki wygranej w totolotka czy tam, w zależności od wersji, w zakłady piłkarskie. No to niech teraz zagra, zobaczymy, czy też wygra, czy będzie miał figę z makiem. Bo gdy był "Bolkiem", to cały czas wygrywał i wszystko kupował dzięki tym wygranym.

czwartek, 03 marzec 2016 21:59

Lech Wałęsa firmował rozbój Polski

Napisane przez

TyminskiS    Upadł mit mojej "czarnej teczki", ponieważ okazało się że większą miał gen. Kiszczak, a nie ja. Tak jak kiedyś, fakt ten podzielił kraj na popleczników i przeciwników Lecha Wałęsy. Tyle że dla mnie zawsze był to temat zastępczy kamuflujący grabież i zniewolenie naszego państwa. Los dał mi możliwość protestu w czasie wyborów w 1990 roku, kiedy byłem kontrkandydatem Lecha Wałęsy. Zamiast stać się  prezydentem, zostałem świadkiem grabieży kraju oraz krytykiem ludzi, którzy w tym brali udział.

    Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to prawdopodobnie chodzi o pieniądze. Po stanie wojennym stało się oczywiste, że realny socjalizm wyczerpał swoje możliwości i nie miał racji bytu. Polską rządziła wtedy grupa "szmaciaków" z PZPR, niemająca pojęcia o gospodarce wolnorynkowej. Uległa namowom i naciskom polityków Zachodu, aby zreformować gospodarkę i finanse według zaleceń Sorosa/Sachsa. W zamian obiecano jej możliwość materialnego wzbogacenia się w ramach porozumień "okrągłego stołu".

    Normalnie winny jest ten, kto skorzystał z przestępstwa. Otóż najgorzej na zmianie ustroju wyszedł mój Naród, w tym szeregowi członkowie Solidarności. Wbrew pozorom "szmaciacy" nie zostali głównym beneficjentem przemian. Najwięcej skorzystały przedsiębiorstwa zagraniczne dzięki działalności żydowskich firm konsultacyjnych zatrudnionych do wyceny majątku przeznaczonego do prywatyzacji przez rządy Mazowieckiego, Bieleckiego i Suchockiej. Działo się to pod osłoną prezydentury Lecha Wałęsy. Przypomnę jego wypowiedź w czasie wizyty w USA: "Dziś interes jest tam (w Polsce) większy niż nawet w Stanach. A wiecie dlaczego? Bo interes się robi na brakach i głupocie". Według Krzysztofa Wyszkowskiego: "Pracował dla wszystkich, którzy chcieli utrzymać Polskę w roli przedmiotowej, to większa odpowiedzialność niż w okresie 1970–1971, kiedy to miał krew na rękach, o czym sam mówił".

lechwalesafirmowalrozbojpolski 01

    Nowa książka Ślązaka pt. "Czarna księga prywatyzacji 1988–1994" nareszcie ujawnia listy zakładów pracy skazanych na prywatyzację i niskich cen, za które zostały one oddane. Nigdy przedtem nie udało mi się zdobyć takiego zestawienia. Sam autor żali się, że sporządzenie takiego wykazu sprawiło mu ogromne trudności.

    Jego książka pośrednio dokumentuje paradoks działalności Lecha Wałęsy. Były robotnik, szef Związku Zawodowego "Solidarność", jako prezydent był przez pięć lat zwolennikiem niszczenia miejsc pracy dla członków własnej organizacji. Padła nawet Stocznia Gdańska.

    Głównym celem mego udziału w wyborach prezydenckich w 90 roku była nie tylko możliwość wygranej, ale przede wszystkim ostrzeżenie Polaków przed tym, co będzie w przyszłości, i możliwość protestu przeciw antypolskiej działalności rządu Tadeusza Mazowieckiego i planu (Sorosa/Sachsa) Balcerowicza. Jako kandydat na prezydenta wiedziałem o częstych wizytach Sachsa w Domu Polskim w Warszawie i przerażały mnie jego propozycje. Dlatego w czasie wyborów codziennie koncentrowałem się na krytyce planu Balcerowicza i za przygotowanie złodziejskiej prywatyzacji oskarżyłem Tadeusza Mazowieckiego o zdradę narodu. Dzięki temu odpadł on z wyborów i przeszedłem do drugiej tury. Ślązak, niestety, nie wspomina w swojej książce, że głosy wyborcze oddane na moją osobę były przejawem protestu i braku zaufania do reform firmowanych autorytetami Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego.

    Sam zszokowany Balcerowicz, nieprzyzwyczajony do krytyki promowanego przez siebie programu, nazwał mnie publicznie "populistą" zagrażającym jego reformom. Ślązak wspomina w swojej książce, że Geoffrey Sachs najwięcej obawiał się społecznych protestów i budziło w nim przerażenie, że miliony Polaków głosowały na mnie w obu turach. W amerykańskim programie telewizyjnym "Nightline" nawet zasugerował, że byłem libijskim terrorystą.

    Dziwiło mnie ogromnie, że mimo to Lech Wałęsa, kiedy został prezydentem, postanowił kontynuować zagładę przemysłu i mimo zmiany rządu zostawił Leszka Balcerowicza na stanowisku ministra finansów. Jak to dokumentuje Ślązak, był to czas największych afer i szaleńczej prywatyzacji. Miliony Polaków straciło pracę, wielu wyjechało z kraju.

    O ile wielu naszych rodaków do dziś uważa, że Lech Wałęsa ich zdradził ze "szamaciakami" z byłej PZPR, to jednak jego główna zdrada polegała na firmowaniu przejęcia pereł przemysłu i bankowości przez żydowską finansjerę. Szmaciacy po latach władzy byli zadufani w sobie i myśleli, że są bardzo silni. Kolejne rządy w czasie prezydentury Lecha Wałęsy zatrudniły jednak do pomocy przy prywatyzacji głównie konsultacyjne firmy żydowskie, które, jak to dokumentuje Ślązak, wyceniały zakłady pracy na swoją korzyść. Szmaciakom pozostała tylko bankowość i monopole, takie jak spółki węglowe, ale z czasem też ich stamtąd wyrugowano. Ostatnio usunięto ich nawet z Sejmu, z czego są bardzo niezadowoleni, ponieważ nie ma ich kto bronić za przekręty z przeszłości.

    Rozwój przemysłu jest dalej zagrożony przejęciem przez kapitał żydowski. Problem maskowany jest przez fakt, że wiele spółek izraelskich ma swoje filie pod zmienioną nazwą w innych krajach. Wiele firm przejmujących inwestycje w Polsce jest właśnie tego pokroju. Podstawą wyżej wymienionego problemu jest wyjątkowa przyjaźń rządów PO-PiS z Izraelem. W porównaniu do Polaków Izraelczycy mają o wiele większe możliwości dojścia do kapitału. A jak wiadomo, bez niego nie da się budować kapitalizmu.

    Obecny podział naszych obywateli na tych, którzy stoją za Wałęsą, i tych, którzy są przeciw niemu, jest między innymi spowodowany teczkami Kiszczaka. Głównym grzechem Wałęsy było jednak akceptowanie złodziejskiej prywatyzacji i przejęcia bankowości przez ludzi, którzy nienawidzą Polaków i stale dążą do stawiania nas w sytuacji najemnych niewolników. Wałęsa, jako prosty robotnik, był przez lata przygotowywany do odegrania roli takiej kukiełki. Jako zwykły człowiek bez wykształcenia, zawsze stał po stronie możnych tego świata – obecnie przypomnienie przez KOD jego słów "my naród" brzmi co najmniej paradoksalnie.

    Obawiam  się, że Jarosław Kaczyński, który poróżnił się z Wałęsą w 1991 roku, z pomocą Szydło i Dudy dalej będzie forował inwestycje żydowskie w Polsce, a "szmaciacy" będą musieli zadowolić się tym, co im się udało wyszarpać na mocy porozumienia "okrągłego stołu".  Z teczkami Kiszczka ten układ już nie obowiązuje i obecnie mamy przykłady walki bez pardonu.

    Wszystkie przekręty i wieczny fałsz w mediach to rak demokracji – wielkie szkody dla Polaków, którzy niestety nie traktują tego osobiście. Jeśli się komuś wyciągnie 100 zł z kieszeni, to będzie krzyczał i się bronił, ale kiedy antypolski rząd zabiera tysiące dolarów w postaci podatku i straconych możliwości rozwoju, to jest OK, bo wszyscy tak mają.

    Jedyna nadzieja, że kiedyś, w przyszłości, Polacy małymi datkami pieniężnymi zafundują sobie patriotyczną organizację polityczną, która rzeczywiście będzie działać w ich interesie, zgodnie z Racją Stanu. Do tej pory niestety władzę mieli ci, którzy w taki czy inny sposób zdobyli fundusze na finansowanie partii politycznych. Do skutecznego zwycięstwa w polityce potrzeba pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Naszych rodaków stać na datki rzędu 10 czy 20 zł, ale nikomu nic nie dają, ponieważ są przez naszych wrogów dzieleni, aby tak jak to często mówił Lech Wałęsa: byli za i przeciw.

Stanisław Tymiński
Acton, Kanada, 28 lutego 2016
www.rzeczpospolita.com

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.