Wprawdzie zgodnie z kalendarzem juliańskim 7 i 8 stycznia przypadają święta Bożego Narodzenia w Cerkwi prawosławnej, Kościele greckokatolickim i u tzw. staroobrzędowców, ale zasadniczo okres świątecznej nirwany, w jaką nasz nieszczęśliwy kraj zapada w okresie bożonarodzeniowym, dobiegł końca, więc polityczna wojna, jaką RAZWIEDUPR wydał Prawu i Sprawiedliwości, rozgorzeje na nowo, i to nie tylko w Polsce, ale i na forach unijnych.
Właśnie prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę zwalniającą sześciolatki z obowiązku szkolnego, ustawę o służbie cywilnej i rozpalającą najsilniejsze emocje ustawę medialną, pokazując tym samym, że Jarosław Kaczyński, nauczony doświadczeniem lat 2005–2007, tym razem nie zadowala się przejęciem samej tylko fasady władzy, ale aplikuje kurację przeczyszczającą również na głębokim zapleczu. Dla beneficjentów układu zaprojektowanego przez RAZWIEDUPR w 1989 roku w Magdalence oznacza to groźbę utraty nie tylko komfortowych ekologicznych nisz w zezwłoku Rzeczypospolitej, ale również sutych alimentów, do których nie tylko sami zdążyli się przyzwyczaić, ale przyzwyczaili do nich również kolejne pokolenia – toteż jazgot podnosi się aż ku niebiosom.
Jak powiedział Grzegorz Schetyna podczas poufnej konferencji w PO, RAZWIEDUPR zamierza rozwijać scenariusz prowokacji na dwóch frontach: wewnętrznym – by pod takim czy innym pretekstem doprowadzić do ulicznych rozruchów, by w ten sposób uruchomić front zewnętrzny, to znaczy – dostarczyć Unii Europejskiej, a konkretnie Niemcom, pretekstu do wszczęcia antypolskich procedur, interwencji wojskowej "w obronie zagrożonej demokracji" nie wyłączając.
W ramach frontu wewnętrznego Grzegorz Schetyna mówił o możliwości wyprowadzenia, a ściślej – przywiezienia do Warszawy nawet miliona "obrońców demokracji", no a na froncie zewnętrznym atmosferę podgrzewa prasa niemiecka i żydowska – bo właśnie na naszych oczach, po 60 latach, doszło do odtworzenia sojuszu "Chamów" z "Żydami", którego uczestnicy nadzieję na kontynuowanie okupacji naszego nieszczęśliwego kraju upatrują tym razem już nie w sowieckiej, a w niemieckiej interwencji.
By zminimalizować zagrożenia, jakie mogą się pojawić ze strony Unii Europejskiej, ponieważ Komisja Europejska ma zająć się oceną stanu demokracji w Polsce już 13 stycznia, w święto Trzech Króli Jarosław Kaczyński spotkał się w Niedzicy z węgierskim premierem Wiktorem Orbanem, który niedawno sam znajdował się pod obstrzałem unijnych instytucji. O czym w trakcie 6-godzinnego spotkania rozmawiano – tego nikt nie ujawnił, ale wydaje się, że Jarosław Kaczyński chciał uzyskać od Wiktora Orbana zapewnienie, że w razie czego Węgry nie zgodzą się na sankcje wobec Polski. Decyzje w takich sprawach muszą bowiem być jednomyślne, więc wystarczy węgierski sprzeciw, by, przynajmniej na razie, Polska nie musiała się obawiać unijnych represji. Miejmy nadzieję, że Węgrzy zachowają się inaczej niż groteskowa pani Teresa Piotrowska, z frakcji psiapsiółek w rządzie premierzycy Ewy Kopacz, która w sprawie uchodźców wyłamała się z jednolitego frontu Grupy Wyszehradzkiej – bo tym razem to Polska potrzebuje sojuszników.
Tymczasem już tylko godziny dzielą nas od rozpoczęcia kuracji przeczyszczającej w państwowych mediach, przede wszystkim w telewizji, gdzie funkcję prezesa ma objąć Jacek Kurski, po którym nikt chyba nie może spodziewać się już nie to, że litości, ale nawet staroświeckiej rewerencji.
Kuracja przeczyszczająca zapowiada się boleśnie i bez znieczulenia, ale bo też nie ma kogo żałować. W państwowej telewizji, nie mówiąc już o stacjach ubeckich, nie znalazłoby się więcej sprawiedliwych niż w Sodomie i Gomorze. Inna rzecz, że ich miejsce zajmą również funkcjonariusze dyspozycyjni, tyle – że w inną stronę. Po to "media społecznościowe" zostaną przekształcone w "narodowe", ręcznie sterowane przez właściwych ministrów.
Szkoda, że w ustawie nie można było ustanowić funduszu gadzinowego, z którego można by, dajmy na to, przekupić pana red. Tomasza Lisa, by odtąd troskał się o "tę Polskę" z odwrotnego niż dotychczas klucza. Myślę, że Schadenfreude, jaką odczułoby wielu obywateli, warta byłaby tych gadzinowych pieniędzy – no ale nie ma rzeczy doskonałych.
Ale nawet jeśli w państwowych mediach jedni dyspozycyjni zastąpią innych dyspozycyjnych, to i tak będzie postęp, bo przynajmniej państwowe media zaczną różnić się od mediów ubeckich, a to znaczy, że zwiększy się zakres pluralizmu. Oczywiście klangor podniesie się aż pod niebiosa, poruszone zostaną Moce, poprzebierani za dziennikarzy konfidenci powiększą szeregi męczenników "wolności słowa", żydowska gazeta dla Polaków podorabia im heroiczne legendy, niczym Lechowi Wałęsie czy Henryce Krzywonos, słowem – będziemy oglądać wielkie dziwy – i o to chodzi, bo nam się też należy trochę radości za te wszystkie zgryzoty.
Ale media to jedna sprawa, w dodatku z punktu widzenia demokracji przecież nie najważniejsza, bo najważniejsza z punktu widzenia demokracji jest sprawa Trybunału Konstytucyjnego. Właśnie pan prezydent Duda odbył godzinną rozmowę z panem prezesem TK Andrzejem Rzeplińskim. Czy odniesie ona jakiś skutek – o tym przekonamy się już 12 stycznia, kiedy to TK będzie rozpatrywał skargi na uchwały Sejmu w sprawie wyboru sędziów TK. Zgodnie z podpisaną przez prezydenta nowelizacją ustawy o TK, Trybunał powinien orzekać w takich sprawach w co najmniej 13-osobowym składzie, zaś orzeczenia zapadać większością co najmniej 2/3 głosów, a nie jak dotąd – zwykłą większością. Tymczasem prezes Rzepliński wyznaczył 10 sędziów, co zdaniem Jacka Sasina z PiS oznaczą, iż posiedzenie 12 stycznia może być tylko "towarzyskim spotkaniem sędziów TK", a nie rozprawą przed Trybunałem.
Widać wyraźnie, jakie w związku z tym perspektywy rysują się przed jurysprudencją, ile rozpraw doktorskich i habilitacyjnych można będzie napisać, uzasadniając jedno bądź drugie stanowisko – a w końcu o to przecież chodzi, żeby – jak to się mawiało w sferach kupieckich – "biznes sze kręczył", niezależnie od tego, jakie stanowisko w końcu zostanie uznane za słuszne w jakimś ostatecznym głosowaniu.
Zanim jednak to wszystko się stanie, w najbliższą niedzielę rząd dusz nad mniej wartościowym narodem tubylczym obejmie "Jurek Owsiak", od lat namaszczony przez RAZWIEDUPR na jasnego idola. Świadomy swojej pozycji w hierarchii rozkazał, by każdy, kto nie chce wpłacić na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, niech nie płaci, ale niech nie przeszkadza. W sobotę zaś pikiety w całej Polsce, a nawet i w Berlinie, zapowiada Komitet Obrony Demokracji z panem Mateuszem Kijowskim "na utrzymaniu żony" na fasadzie. Czegóż chcieć więcej?
Stanisław Michalkiewicz
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!