farolwebad1

A+ A A-
piątek, 29 styczeń 2016 14:48

Do następnego razu

Napisał

kumor    Nie jestem zwolennikiem PiS-u. Za dużo zaszłości; za dużo niepewności, za dużo różnych fellow travellerów podczepionych pod ciągnących wózek; za dużo – moim zdaniem – polskich mitów i złudzeń. Mimo to kibicuję z całego serca tej formacji, bo widzę, że jednak coś usiłuje robić, że chce odzyskać Polskę dla Polaków, że kopiuje w dużej mierze udane rozwiązania węgierskie.

    Kibicuję z całego serca, bo wiem, że mają przeciwko sobie nie tylko pożytecznych i usłużnych idiotów polskich, nie tylko sprzedawczyków i szabrowników rodzimego chowu, ale również zagraniczne "służby tajne i bezpłciowe"; również międzynarodową soldateskę globalistycznych gangsterów; starych wyjadaczy, którzy na niejednej kolonii zęby zjedli i którzy mają w Polsce bandę zaufanych kompradorów.

    Ponieważ ludzie ci grają według sprawdzonych wzorców, uruchomili:

    po pierwsze, mechanizm uliczny – owe osławione i coraz bardziej komiczne protesty "obrońców demokracji",  

    po drugie, mechanizm propagandowy – opluwania Polski za granicą i zastosowania wewnątrzunijnych mechanizmów nacisku politycznego,

    po trzecie, może najgroźniejsze,  działają poprzez system podskórnej presji finansowej. Tutaj mają całą gamę narzędzi, od obniżania ratingu polskiego zadłużenia, a co za tym idzie, zwiększenia kosztów jego obsługi, po atak na walutę. Te instrumenty mogą znacznie podrożyć koszt reform, wywrócić budżet, wywołać falę niezadowolenia społecznego, którą "kodziarze" nakierują przeciwko rządowi.

    Sytuacja nie jest łatwa, oczywiste, że PiS będzie popełniał błędy i powoli się wypalał, jednak ważne jest, aby ludzie "na ulicy" poczuli, że coś rzeczywiście się zmienia; ważne, by nowemu układowi władzy udało się przekonać Polaków do Polski, zmobilizować społeczeństwo. Mobilizacja pozwoli ograniczyć wpływ środków ataku antypolskiego.

    Oceniając  protestujących dzisiaj "obrońców demokracji" po twarzy, można odnieść wrażenie, że są to "leśne dziadki",  wszyscy ci, którym na mocy magdalenkowego kontraktu zagwarantowano kapitalistyczne korzyści w twardej walucie za poprzednie peerelowskie wpływy... Po drugiej stronie widać za to w większości młodzież. No i to cieszy.

    Martwi natomiast to, że PiS-owy hardcore zdaje się nie rozumieć znaczenia uwolnienia gospodarczej energii zwykłych obywateli i skupia się na fiskalizmie, a nie rozmontowywaniu układu wpływów polityczno-gospodarczych, który był i jest fundamentem III RP.

    Owego dużego UKŁADU, w którym różne kulczykopodobne spółdzielnie poubeckie zarządzały kawałami państwa jak własnym folwarkiem.

    Inną zasadniczą rzeczą jest rezygnacja  z mikrozarządzania – bo nie od tego jest premier, by interweniować w sprawie wodociągów w Pcimiu Dolnym – i wprowadzenie reform odchudzających polską administrację.

    Polska nadal jest przeżarta przez pasożytujące hordy urzędników, którzy nie pozwalają żyć normalnym ludziom. Jest to smok, z którym wielu już usiłowało się zmierzyć, ale padło w boju. To właśnie jest hamulec fenomenalnej wręcz przedsiębiorczości Polaków, którzy mimo tych wszystkich zmór, nadal działają.

    Uproszczenie podatków, uproszczenie wydawania pozwoleń, likwidacja koncesji – tu jest potrzebna wola działania i tu są potrzebne zdecydowane kroki. Wrogowie Polaków wiedzą, jak zacisnąć finansowe pętle i jak wywrócić banki; wiedzą, jak Polsce dorobić faszystowską gębę. Nic jednak nie mogą poradzić na oddolną samoorganizację – również gospodarczą.

    "Polska urzędnicza" jest zbudowana na siatce politycznych synekur. Traktując państwo jako łup, wynagradzano wiernych posadami. Jeśli chcemy Polski wielkiej, a nie trzecioświatowej, to musi się skończyć.

    Przywrócenie etosu służby publicznej to kolejne zadanie.

    I właśnie dlatego, mimo że nie jestem zwolennikiem PiS-u, pojechaliśmy "silną grupą pod wezwaniem" na demonstrację do Ottawy organizowaną przez Kluby Gazety Polskiej, a konkretnie p. Wacława Kujbidę (któremu wielkie dzięki, bo kto choć raz próbował cokolwiek zorganizować wie, ile to pracy, ile zachodu).

    Była nas tam spora gromadka ludzi z różnych stron, było nas widać na ulicy. Dobrze  – choć przyznajmy  – znaczenie protestu można uznać za symboliczne. Powinno nas tam być tysiąc i więcej. Dlaczego nie było więcej?

    Z kilku powodów.

    1. Demonstracja została ogłoszona za późno, było mało czasu, by ją rozreklamować i przygotować wyjazd. Wiele osób nie wiedziało, że coś takiego w ogóle ma miejsce, wiele dowiadywało się za późno lub po fakcie.

    Sprawa była wielka i "klubowe wici" to za mało, myślę, że szereg osób, którym nie całkiem po drodze jest z PiS-em czy nie należą do Klubów Gazety Polskiej, chętnie poparłoby protest przeciwko ingerencji Niemiec i Unii w polskie sprawy. Nadając szeroką formułę protestowi, można było wiele uzyskać.

    Niestety, organizatorzy tego nie zrobili, a teraz mają pretensje do organizacji polonijnych,  które przecież nie od dzisiaj działają z szybkością rączych misiów koala.

    2.  Kolejna sprawa – sam przebieg protestu – zepsuło się nagłośnienie, jakiś głośniczek postawiony na stołeczku, który miał być bezprzewodowo połączony z mikrofonem. Tak jakby nie można było wypożyczyć (albo kupić i oddać potem do sklepu) dwóch silnych bullhornów na baterie. Za mało skandowaliśmy, za mało rozdawaliśmy ulotek przechodniom, wyjaśniając, po co i dlaczego. No i jeszcze mały drobiazg – że jak się demonstruje na chodniku przed budynkiem, to się nie zastawia demonstracji własnym samochodem.

    3. Trzecia sprawa, demonstracja to miejsce na silne hasła, a nie przegadane opowiastki. Demonstracja jest od demonstrowania, a nie odczytywania przemówień. Argumenty merytoryczne nadają się na ulotki, które trzeba było wydrukować w domu, pociąć w Kinko i rozdawać...

    Piszę to wszystko, bo na pewno będzie następny raz. Wrzucam więc trzy grosze, nie po to by smędzić, tylko byśmy się wzmacniali i lepiej organizowali. Było dobrze, będzie lepiej!

    A zatem do następnego razu!

Andrzej Kumor


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Ostatnio zmieniany piątek, 05 luty 2016 19:11
piątek, 29 styczeń 2016 14:35

Daremne żale próżny trud bezsilne złorzeczenia

Napisane przez

ostoja    Polakom w Kraju i nam, rozsianym po szerokim świecie, wybory prezydenta i parlamentu dostarczyły wiele emocji. Choć czas normalną koleją szybko (zbyt szybko) mija, to ciągle końca tych politycznych emocji nie widać. Jest światło w końcu tunelu? Wszechwładna przez osiem lat opcja polityczna, zadufana w sobie, usłyszała – a szanownym państwu to już dziękujemy.

    Zaskoczenie, przebudzenie z ręką w filiżance z uszkiem co stoi pod łóżkiem, było dla rządców Polski tym przykrzejsze, że tak totalne. Bo przecież utwierdzali się w chwytliwym haśle – nie mamy z kim przegrać! Na pierwszy rzut oka to celny strzał, ale ma pewien podtekst sugerujący, że wcale nie jesteśmy tacy dobrzy, a trzymamy się, bo kto nam podskoczy? Teraz nowa władza przynajmniej ogląda w TV, kto podskakuje. Przeciw komu podskakujecie, obrońcy "demokracji" w waszym wydaniu? Przeciw demokratycznie wyrażonej woli większości? Coś tu nie gra. Wylano już przysłowiowe morze atramentu, analizując przyczyny totalnej porażki spółki PO-PSL z ograniczoną odpowiedzialnością. Niech osławione elity intelektualne i autorytety moralne usadowione wygodnie na miękkich salonowych kanapach wymądrzają się do woli. Vox populi i tak swoje wie.

piątek, 29 styczeń 2016 14:22

Niemcy, a moje myśli jeszcze polskie

Napisane przez

Ratajewska    Przyjechałam do Niemiec. Pani domu niemiecka pyta się mnie, jak tam święta w domu, w Polsce?

    Dopytuje się też, jak choinka. Jej pytania wydawały mi się jakieś przestarzałe, a ona dziecinna. Wprawdzie jest jeszcze styczeń, ale tak dużo działo się po świętach, że święta poszły już trochę w zapomnienie. I ta podróż do Niemiec, z wieloma przesiadkami. I tyle się wydarzyło, tyle spraw poważnych. Potem uświadomiłam sobie, że choinki w tym roku prawie nie widzieliśmy. Kupiliśmy prawdziwe drzewko, takie z lasu, wysokie pod sam sufit. Kolejno przyjeżdżały dzieci, potem odjeżdżały, zaraz po Sylwestrze, w różnych terminach.

piątek, 29 styczeń 2016 14:07

Wrocław – Europejska Stolica Kultury

Napisane przez

   pluta1 Jak tu mam nie napisać o tym, że we Wrocławiu rozpoczął się cykl spektakli propagandowych pod hasłem, że to niby Wrocław jest jakąś Europejską Stolicą Kultury, skoro mieszkam jakieś 45 km od tego miasta? Gdyby rzeczywiście gród nad Odrą był tak ważny dla kultury Europy, toby sobie był, a skoro z wielką pompą i za niemałe pieniądze trzeba to głosić wszem wobec, to pewnie to tylko taka lipa, żeby motłoch miał igrzyska, a chleb ci, co zawsze, ci co są przyssani do cycka z pieniędzmi zrabowanymi podatnikom. Dzięki temu tym drugim nawet się nie przyśni, że Polska bez Unii Europejskiej może istnieć. I żeby, jak co do czego przyjdzie, pierwsi zapisali się do konfederacji targowickiej.

    Inauguracja tej durnoty zaczęła się bardzo śmiesznie, oto z czterech stron miasta, ku rynkowi, ruszyły pochody pierwszomajowe. Byłem akurat wtedy we Wrocławiu i wiem, że główną troską mieszkańców Wrocławia tego dnia było to, czy ulice będą pozamykane i czy uda im się wrócić w rozsądnym czasie z pracy czy szkoły do domów. Ale tego w telewizorze nie powiedzą, obowiązuje w propagandzie twierdzenie, że mieszkańcy Wrocławia są cali szczęśliwi, że i szczęśliwszych nigdzie się nie znajdzie. No, chyba że w Związku Sowieckim, gdzie też mieszkali ludzie szczęśliwi.

    "Europejska Stolica Kultury to najważniejsze wydarzenie dla miasta w jego powojennej historii" – powiedział pan prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Nie bardzo wiem, czy jest to poprawna polszczyzna, ale totalitaryzmy tak mają, że posługują się nowomową i co im zrobisz? Wiadomo, że nic, tak samo jak więźniowie obozu w Auschwitz niewiele mogli zrobić Rudolfowi Hössowi. Bo nawet jak pewien więzień systematycznie go strzygł i mógł mu po gardle przejechać brzytwą, to wiedział, że Niemcy pół obozu wybiją w ramach represji, więc dał sobie spokój.

    Posłuchajmy, co jeszcze powiedział pan prezydent Dutkiewicz. Otóż wyartykułował: "Wrocław jest wspaniałym, otwartym, tolerancyjnym miastem i podkreślam, a proszę to potraktować jak moją deklarację, miastem, w którym nie ma miejsca na nacjonalizmy i ksenofobię". Co ciekawe, z jednej strony deklaruje tolerancję, a z drugiej strony, że nie ma miejsca na nacjonalizm, co jest jawnie sprzecznie z deklarowaną tolerancją. Zauważmy też, że nacjonalizm nie jest jeszcze w Polsce karany. Jaka jest więc podstawa prawna decyzji urzędnika, że nie ma miejsca na jakimś terytorium państwa polskiego na ów nacjonalizm? Ale przecież nie chodzi tu o logikę ani prawo. Tu pewnie chodzi o coś, co nazwę wyznaniem wiary. Jak wiadomo, słynny samorządowiec wierzy w majora Zygmunta Baumana, w swoim czasie odznaczonego za walkę z polskimi żołnierzami. A dla takich kreatur jak coś jest polskie, to od razu wiadomo, że jest to wszystko co najgorsze, nacjonalizm, ksenofobia i takie tam. No bo wiadomo, ulubieniec pana prezydenta Dutkiewicza, major Zygmunt Bauman, który w swoim czasie był i politrukiem w KBW, i współpracownikiem Informacji Wojskowej, i członkiem PPR i PZPR, to sama wspaniałość, otwartość i tolerancja.

    Okazuje się, że owe cztery pochody pierwszomajowe, które ruszyły na rynek, gdzie odbył się wiec partyjny, miały swoje nazwy. Totalitaryzm nie pozostawia żadnej sfery obojętną, wszystkie są wartościowane, są dobre albo złe, postępowe albo reakcyjne, internacjonalistyczne albo nacjonalistyczne i tak dalej, to i nic dziwnego, że na wszelki wypadek, żeby ludzie owych pochodów nie nazwali zawalidrogami, obibokami, stadem nierobów czy złodziejami, dali swoje nazwy.

    Oto jeden nazywał się Duch Wielu Wyznań. Przypuszczam, że tak naprawdę chodziło o jedno wyznanie, a skoro tak, to o wpajanie tubylcom, że miejsce Żydów jest w Polsce i że tubylcy powinni Żydom część miejsca w Polsce ustąpić. Kampania propagandowa głosząca takie treści trwa już dobre parę lat. A oni żadnej okazji nie zaniedbają, aby podludziom taką ciemnotę wcisnąć.

    Drugi pochód miał nazwę Duch Innowacji. Trzeba przyznać, że brzmi to zupełnie jak jakiś cytat z dzieł Stalina w czasach stalinowskich. Unia Europejska zadekretowała posługiwanie się słowem innowacyjność. No i urzędnicy na każdym szczeblu, od razu i przez całą dobę, mają mordy pełne innowacyjności, nawet gdy kradną na budowie publiczny sracz. Inaczej mówiąc, jest to słowo, które nic nie znaczy. Trzeci pochód miał nazwę Duch Odbudowy. Nie wiem, o jaką odbudowę im chodzi. Chyba nie tę po II wojnie, bo na to by się chyba konsulat Niemiec nie zgodził. Czwarty nazwali Duchem Powodzi. Co nie brzmi zbyt optymistycznie. Doprawdy tym, że miasto zalała woda z rzeki, dzieci we wrocławskich szkołach mają wszy, a miasto toczy syfilis w postaci układu wrocławskiego, nie warto się chwalić.

    "Przygotowując ESK, kładliśmy nacisk na to, by kultura była dostępna wszędzie – w parkach, na ulicach, w szpitalach, w więzieniach" – powiedział Krzysztof Maj, dyrektor ESK. Swoją drogą, pewnie z jego miesięcznej pensji mógłbym się utrzymać przez dwa lata i jeszcze bym niemało odłożył. Ale mniejsza z tym. Tak to musi "w demokratycznym państwie prawa realizującym zasady sprawiedliwości społecznej" już być, że jedni muszą mieć, a drudzy muszą na nich pracować. Najbardziej śmieszy ta kultura w szpitalach. Okazuje się, że chory na raka, zamiast natychmiastowego leczenia, ma już nie tylko zieloną książeczkę, ale i kulturę w szpitalu. Cóż, zawsze to lepiej niż zastrzyk w serce z fenolu czy co tam akurat Ministerstwo Zdrowia uzna za najlepsze.

    Cóż na koniec napisać? W III Rzeszy też podobne spektakle propagandowe organizowali i mimo to III Rzeszę szlag trafił. Może i my się doczekamy, że tę europejską zarazę diabli wezmą.

Czego wam i sobie życzę.

Amen.

piątek, 29 styczeń 2016 00:22

Obronić Dom Parafialny!

Napisane przez

mariapyz 01    Kochany czytelniku! Znów złe wieści ze Lwowa. Czemu zaczynam od złych? Bo dobrych brakuje. Powiem Ci, że same cuda się w tym Lwowie dzieją. Pośrodku drogi wyrastają pomniki kolaborantów typu Szeptyckiego, kościoły zamieniają się na sale organowe, a domy parafialne na państwowe szkoły muzyczne. I jeszcze mówią, że Ukraina dąży do Europy. A restytucja? Jak ma się zwrot zagrabionego mienia w wolno drepczącym ku Europie państwie?

    A nijak! Od lat parafia św. Antoniego przy ul. Łyczakowskiej stara się o zwrot swego mienia. Bezskutecznie. W tym państwie chyba wszystko jest bezskuteczne. Ludzie piszą apele, toczą się sprawy sądowe, ale wszyscy udają, że tak ma być. Władza państwowa, a osobliwie miejscowa nic sobie nie robi z tego, że korzysta z cudzego mienia. Powstają filmy z prośbami o zwrot tego, co nieprawnie zabrali, płyną prośby od parafian, od dzieci, są zbierane podpisy w tej sprawie. Ba! Istnieje cały ruch oddolny pod nazwą Usłyszcie Nas! I nic! Zero tolerancji, kupa ignorancji!

    Ostatni apel w tej sprawie przewinął się przez Internet na początku tego tygodnia. Nawet ks. Isakowicz-Zaleski opisał go tak w swoim felietonie: "Katolicy ze Lwowa wciąż upominają się o swoje prawa. Warto zwrócić uwagę, że w Polsce obrządek greckokatolicki cieszy się pełną wolnością. Posiada dwa biskupstwa i liczne parafia, które działają bez żadnych utrudnień. Podobnie jest ze Związkiem Ukraińców w Polsce, który wspierany jest przez rząd polski obfitymi dotacjami, pochodzącymi z kieszeni podatników. Szkoda więc, że na zasadzie symetrii władze ukraińskie nie czynią tego samego w stosunku do Polaków i wiernych obrządku rzymskokatolickiego nad Dniestrem i Dnieprem. Tym bardziej że w ostatnim czasie stojąca na progu bankructwa Ukraina otrzymała od Polski ogromną pożyczkę (czytaj: darowiznę)".

    Oprócz tego apel przewinął się przez wiele stron polonijnych i sieci społeczne. I jak zawsze w odpowiedzi nic. Cisza! Bo tak ma być, a przypomnienie czegokolwiek Ukrainie graniczy z grzechem śmiertelnym. Upomnienie się o swoje prawa to nic innego jak agenturalność i uległość wobec antyukraińskiej propagandy. Wobec tego publikujemy napisany apel w całości:

View the embedded image gallery online at:
http://www.goniec24.com/teksty?start=1470#sigProId888b4f460b

    Apel do władz Ukrainy!

    Zwracamy się do Was, usłyszcie nas! Pozwólcie na rozwój i dalszą działalność! Umożliwcie realizację planów swoich obywateli! Parafianie św. Antoniego i wszyscy, którzy przychodzą do Sanktuarium, proszą o oddanie Domu Parafialnego. Nie zabierajcie nam możliwości organizacji spotkań dzieci i młodzieży.

    W filmiku (https://www.youtube.com/watch?v=KZM_TBkpzVg&;feature=youtu.be) ludzie proszą, dzieci proszą i pokładają nadzieję oraz swoją dziecięcą wiarę, że możliwe staną się spotkania w ich grupach w Domu Parafialnym przy Sanktuarium św. Antoniego. Dążymy do organizacji odpowiedniej przystani dla wszystkich. Urządzenia miejsca miłego i upragnionego dla wszystkich wspólnot parafialnych oraz każdej osoby, która tego potrzebuje.

    Zwracamy się do Was! Do burmistrza miasta, do rady miejskiej Lwowa, do najwyższych władz Ukrainy. Nie odbierajcie nam zasobów koniecznych do istnienia. Miejcie racjonalne podejście do tego, czym bogate jest nasze miasto. Reprezentujcie interes każdego obywatela, który Was wybierał, a i pokażcie tym, co na Was nie głosowali, że wasze działania są skierowane ku dobru wszystkich. Został zorganizowany ruch oddolny pod nazwą Usłyszcie Nas! (http://sanktuarium-antoni.lviv.ua/usyayszcie-nas).

    Potrzebujemy miejsca spotkań jak powietrza,  bo każdy chce tu przyjść, a o Sanktuarium św. Antoniego przy ul. Łyczakowskiej wie każdy lwowianin. I nie tylko. Ludzie przyjeżdżają z zagranicy, aby tu się pomodlić i wypraszać cuda.  To czy z łaski miejscowej władzy nie może stać się jeden jedyny cud dla mieszkańców Lwowa?

    Nie pozostańcie ambiwalentni w stosunku do potrzeb własnych obywateli! Przede wszystkim dzieci i młodzieży, która potrzebuje szansy na lepsze jutro i ma swoje aspiracje oraz postulaty życiowe.

    Nie znamy innej drogi niż szukanie wsparcia u Was, ponieważ jesteście przedstawicielami naszych spraw. Narodowo różni – Polacy, Litwini, Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini – jesteśmy wszyscy obywatelami Ukrainy. Będąc obywatelami jednego kraju, mamy wszyscy te same prawa, gwarantowane Konstytucją Ukrainy, a które Wy, jako władza, wcielacie w życie, reprezentując nasz interes.     Jeszcze raz prosimy o wykonywanie powierzonych Wam przez obywateli funkcji – dbania o nasze dobro wspólne. Postulujemy tym samym o zwrot Domu Parafialnego Sanktuarium św.  Antoniego. Parafia św. Antoniego to: 300 rodzin, 19 wspólnot parafialnych, ok. 200 dzieci uczęszczających na katechezę, ponad 1 tysiąc parafian.

    Apelujemy do władz – usłyszcie nas

    I co? Ktoś nas usłyszał? Ktoś przejął się losem i tak zapomnianych i wyrzuconych za linię Curzona rodaków? M.in. niedługo rocznica przyjęcia owej linii, 5 lutego minie 70 lat. Tylko 70. A my już jesteśmy wykończeni, rozproszeni i wyczerpani.

    Drogi czytelniku, w nieustannej walce tracimy siły i energię. A walkę toczymy z wiatrakami. Sprawiedliwości nie ma też w Strasburgu, bo tam liczą się sprawy państwowe, a my jak zawsze jesteśmy na uboczu. Nawet władze sowieckie podpisały w 1946 roku zarządzenie o tym, że kościół i dom parafialny tworzą jeden nierozerwalny pomnik architektury. Natomiast europejska władza ukraińska uczyniła tam oficjalną szkołę muzyczną w 2012 roku, która istniała od lat 70., zajmując nieruchomość należącą do oo. franciszkanów i oczywiście, tak to w tym państwie bywa, papiery podpisała w trakcie rozprawy sądowej. W tym samym czasie jak księża udowadniali, prowadząc ekspertyzę z architektami, że jednak był i jest to dom parafialny.

    Nikt nawet nie wspomina o zagrabionej parceli ogrodowej, innych pomieszczeniach, gdzie władza sowiecka uczyniła garaże z warsztatem naprawczym. Chodzi wyłącznie o budynek gdzie mogą pomieścić się wierni uczęszczający na naukę lub katechezę. Ale i tego w wolnym państwie za mało. Mówią, że chcieć to móc, a ja mówię guzik prawda! I to wielki z pętelką! Od lat istniejące problemy nikogo z rządzących nami nie obchodzą. Bo po co? Rzymskich katolików w tym mieście została garstka w porównaniu do innych.

    Nie ma znaczenia, iż kościół i klasztor istniały przed "wyzwolicielską" władzą sowiecką. I nikt by sobie nie pozwolił czegoś takiego wybudować, kto by przewidział rządy wolnej Ukrainy w ich pradawnym mieście Lwowie. Cud nad Lwowem w postaci domu parafialnego zmieniającego się w latach już dwutysięcznych w szkołę to nic w porównaniu z kolejnym cudem nad cudami – salą organową z krzyżem u góry. I tylko niewdzięczni Polacy w mieście, gdzie kochający ich naród ukraiński nabudował im domy i pałace, teraz czegoś się domagają. Jakim prawem? Doprawdy nie wiadomo! Jedno jest pewne. Proces starań o zwrot Domu Parafialnego nadal trwa!                                  

Maria Pyż

piątek, 29 styczeń 2016 00:18

Do pierwszej krwi

Napisane przez

ligeza    Parafrazując znane powiedzenie Leibniza o Bogu (gdy Bóg liczy, świat się staje), można powiedzieć: Bóg stwarza wszechświat, patrząc. W takim razie i my popatrzmy.

    Dzień powoli zamiera. Ledwie przed mgnieniem powieki, Stwórca ukończył ciosanie z nicości Wyżyny Wałdajskiej, mniej więcej w połowie drogi między przyszłą Moskwą a przyszłym Petersburgiem. Teraz przysiadł na skarpie w górnym biegu Dniepru, twarzą ku zachodzącemu słońcu. Leniwy nurt obmywa Mu stopy. Nie, nie odpoczywa, pracuje nieustannie: lepi z gliny Rzeczpospolitą. To zaś, co w Boskich dłoniach zostaje, odrzuca za siebie. Hop – i rodzi się Kłuszyn. Hop – powstała Wiaźma. Dwa miasta położone tuż za wschodnimi granicami Rzeczypospolitej.

piątek, 29 styczeń 2016 00:15

U Pietrzaka

Napisane przez

pruszynski    U Pietrzaka

    Po przerwie Janek rozpoczął sezon koncertowy w kawiarni "Mozaika" w Warszawie. Był to zasadniczo pierwszy jego występ, gdzie zajmuje się krytyką nie władzy, a psubratów z opozycji.
 

piątek, 29 styczeń 2016 00:12

Dodatnie i ujemne plusy dobrej zmiany

Napisane przez

michalkiewicz    "Skończyły się żarty, zaczęły się schody" – miał powiedzieć generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, schodząc z przyjaciółmi po schodach z mieszkania, w którym odbywało się zakrapiane przyjęcie.

    Podobnie jest i w życiu politycznym, kiedy to przedwyborcze obietnice prędzej czy później muszą być skonfrontowane z rzeczywistością. A właśnie ten moment nadszedł, bo właśnie rząd zatwierdził projekt budżetu na bieżący rok. Przewiduje on dochody na poziomie 313 788 526 tys. zł, a wydatki na poziomie 368 528 526 tys. zł, co oznacza, że tegoroczny budżet zamyka się deficytem na poziomie 54 740 mln zł.

kumor    Problemem polskiej debaty publicznej – zresztą nie tylko polskiej – jest doktrynerstwo, ludzie bez życiowego doświadczenia opowiadający o tym, co wyczytali w książkach.

    Zmiany gospodarcze były przygotowane również przez opozycyjnych intelektualistów lansujących nad Wisłą modne idee neoliberalne – thatcheryzmu, reaganomiki, wszystko to, co produkowała szkoła chicagowska, podparta fundamentem austriackiej szkoły ekonomicznej; różne Wilhelmy Roepki, Hayeki i Friedmany.

    Oczywiście, w takich "szkołach" nie ma nic złego, są rezultatem intelektualnych poszukiwań, problem rodzi się wówczas, gdy jedną czy drugą teorię uznajemy za jedynie prawdziwą, stawiamy na piedestale i usiłujemy przypasować do niej rzeczywistość.

    To właśnie dzięki neoliberalnemu dogmatowi rozmiękczono w Polsce grunt pod szaber, jakiemu poddano popeerelowską gospodarkę państwową.

    To bon moty w rodzaju "każdy prywatny właściciel jest lepszy od państwowego" pozwalały tłumaczyć grabież polskich przedsiębiorstw państwowych. Za "prywatyzację" uznawano nawet wyprzedaż rodzimych firm państwowych w ręce obcych firm państwowych.

    Doktrynerstwo to  i dzisiaj daje znać o sobie, choćby w wypowiedziach przedstawicieli wolnościowej opozycji antysystemowej, różnych KORWIN-ów czy i UPR-ów.

    Doktrynerzy fajnie tną słowem, tłumaczą na przykład, że przedsiębiorstwo państwowe zawsze będzie gorsze od prywatnego, bo w prywatnym właściciel sam ponosi konsekwencje działania i ryzykuje własnym majątkiem, a w państwowym urzędnik, który – jak to zgrabnie podsumował Milton Friedman – wydaje nie swoje pieniądze nie na siebie, czyli wydaje je w najgorszy z możliwych sposobów.

    Są to przykłady, które młódź akademicką łyka jak pelikany, bo porywają rozum, wydają się czyste i prawdziwe. Problem w tym, że życie jest skomplikowane i pełne zasadzek.

    Owszem, właściciel małego czy średniego prywatnego zakładu sam ryzykuje, ale gros dużych korporacji ma bardzo "mieszanych" właścicieli; wielu z nich to różne instrumenty finansowe, fundusze emerytalne, inwestycyjne zarządzane przez... urzędników.  Ci ludzie bardzo rzadko ryzykują swoje pieniądze, owszem, są motywowani przez dobre wyniki, ale funduszów, a nie firm, których są właścicielami. Jest tu dużo różnych kombinacji, i nie wszystkie są tak przezroczyste, jak chcieliby doktrynerzy.

    Zresztą kasta wysokich rangą menedżerów obrosła dzisiaj w piórka i w pewnym sensie, samo w sobie stwarza problemy, działając we własnym interesie. Kasta zarządza podobnie w przypadku koncernów prywatnych, jak i firm, w których większość udziałów ma skarb państwa.

    I podobnie jak w socjalizmie czy  etatystycznych gospodarkach, w każdym państwie istnieje splot gospodarki i polityki – niektórym firmom prywatnym nawet źle zarządzanym nie pozwala się upaść; bo są "za duże", bo za dużo ludzi pójdzie na bruk; bo działają w strategicznych gałęziach gospodarki etc.

    Przykładów mamy na pęki. Kanadyjski podatnik brał udział w ratowaniu General Motors przed bankructwem, a wielkie międzynarodowe korporacje co rusz dostają różne prezenty w ramach corporate welfare.

    Nie bądźmy więc przegadanymi idiotami, zobaczmy, jak rzeczy  biegają w realu, bo nie jest prawdą, że dobrze zarządzane przedsiębiorstwo państwowe jest gorsze od źle zarządzanej prywatnej korporacji.

    Pokazują to na co dzień  firmy chińskie (no ale w Chinach za łapówki można dostać KS-a).

    Interes państwowy jest bardzo często interesem wielkich korporacji, a wielkie korporacje bardzo często realizują strategiczne cele państw – tak to chodzi.

    I tak musi być w Polsce, jeśli Polska ma być wielka.  

    To prawda, że jedne z najbardziej wydajnych, sprawnych i elastycznych firm to przedsiębiorstwa małe i średnie, gdzie "widać" właściciela, gdzie jest to konkretny facet lub rodzina. W nich idea neoliberalizmu  rzeczywiście dobrze opisuje sytuację. Dlatego ważne, aby właśnie wspierać ten rodzaj firm – aby rozpinać prawne gorsety  i wyzwalać energię gospodarczą ludzi.

    Jest to ważne w trójnasób dla reform prowadzonych w dzisiejszej Polsce. Mimo dobrych zapowiedzi pociągnięć socjalnych nadal brakuje  oferty dla zwykłego człowieka – rozpięcia tych wszystkich skostniałych ograniczeń dla małego biznesu, zlikwidowania tu i tam zmory kas fiskalnych, puszczenia na żywioł obwoźnego handlu, likwidacji pozwoleń i koncesji; wsparcia wszystkich ludzi dobrej woli, którzy borykając się z życiem, chcą sobie dorobić i zarobić.    

    Ta ich "chęć" powinna być wsparta przez państwo, a nie tępiona przez  funkcjonariuszy. Ulgi podatkowe dla rodzinnych zakładów,  uproszczenie rozliczeń, deklaracje zamiast stosów dokumentów – to jest Polsce potrzebne od zaraz.

    Tu nie trzeba być żadnym profesorem, tu trzeba widzieć, co się dzieje na prowincji, wyjechać poza duże miasta.

    Polacy są zaradni i wystarczy im tylko nie przeszkadzać.

    Polska stoi przed wielką szansą, ale też jest poważnie zagrożona wewnętrznie i zewnętrznie przez siły globalne. I to nie te w krótkich majtkach, lecz obracające miliardami. Do tego, aby dzisiaj wywrócić państwo do góry nogami, nie trzeba bombardować, wystarczy zaatakować jego walutę...

    Dlatego Polacy muszą być zmobilizowani i muszą mieć jak najmniej pretensji do rządu. Państwo polskie nie może obywatelowi utrudniać życia i plątać się między nogami.

    I tu nie czas i miejsce na doktrynerów, tu jest czas na ludzi z doświadczeniem.

    Czy Polacy okażą się wystarczająco mądrzy; czy tym razem będziemy wystarczająco mądrzy? Czy to będzie nasz czas?

    Andrzej Kumor


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Ostatnio zmieniany środa, 27 styczeń 2016 19:25
piątek, 22 styczeń 2016 15:35

Co za mecz!

Napisane przez

Ratajewska    Wczoraj, 19 stycznia, był mecz piłki ręcznej Polska – Francja.   Niezapomniany, dwaj reporterzy chcieli chwalić, wymieniać sławy francuskie, czyli sławy mistrzów świata, a tutaj nie było czasu na to. Polacy wbijali bramkę za bramką i przez cały mecz, czyli dwa razy po pół godziny, prowadzili.  Z przewagą kilku bramek.

    Miało się wrażenie, jakby grali nie z tej ligi, tak poziomem odbiegały od siebie te dwa zespoły.

    Coś cudownego taki mecz widzieć, zwłaszcza po debacie w Europarlamencie, gdzie polska premier Beata Szydło dzielnie się spisała. Tam też miało się wrażenie, jakby część osób zadających pytania odbiegała poziomem. Intelektualnym. Może wina tłumaczącego.  Jedna pani mówiąca   po niemiecku, jakaś taka natarczywa. Przypomniałam sobie... tak. Pytałam dziadka niemieckiego o partię – jaki to mają kolor? To było dwa lata temu. On się skrzywił i coś powiedział... Teraz rozumiem, teraz lepiej go rozumiem.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.