Andrzej Kumor
Redaktor naczelny Gońca, dziennikarz i publicysta. Poczytaj Kumora...
Jakże my jesteśmy dzisiaj biedni, jak ograniczeni w naszym myśleniu o sobie! Porównując nas z ludźmi nawet nie wieków średnich, ale jeszcze XIX wieku czy początku XX wieku nasza świadomość egzystencjalna – mimo tej całej cudownej technologii (a może właśnie za jej sprawą) – jest po prostu zerowa. Z poważnymi minami, pełni nadęcia, uganiamy się za jakimiś bzdurami, zastanawiamy się nad karierą, możliwość utraty jakichś wygód napełnia nas samobójczymi myślami, korporacyjny wyścig szczurów popycha do studiów porównawczych nad sąsiadami.
Owszem, dawniej też grały w nas żądze, ale było to wszystko posadzone w kontekście tymczasowej doczesności. Dzisiaj wiele energii zdajemy się poświęcać po to, by zapomnieć o nieuchronności przemijania, o naszym losie.
Dawniej mieliśmy wdrukowaną świadomość Dziecka Bożego, które tutaj jest tylko po to, by się zbawić, które ma drogę do przejścia – przedsionek życia wiecznego. To przeświadczenie całym pokoleniom ludzi Zachodu pozwoliło stworzyć instytucje, pozwoliło odkrywcom ruszać w nieznane, bo tak naprawdę i tak wiedzieli, dokąd pójdą, a to nieznane dotyczyło jedynie naszej ziemskiej geografii, niebieską mieli zaś dokładnie rozpoznaną.
Dzisiaj o tym wszystkim zapominamy, wtłoczeni w gorset konsumpcyjnej cywilizacji przyjemnego odmóżdżenia.
Dopiero w chwilach wstrząsów, choroby czy śmierci kogoś bliskiego prawda o nas samych zaczyna przesiąkać nam do mózgu. A przecież ona stanowi o istocie tego, kim jesteśmy, przecież z nią powinniśmy się budzić i z nią codziennie zasypiać.
Jednym z naszych budzików są święta Bożego Narodzenia. Oczywiście, o ile wcześniej ich nie zasypiemy morzem prezentów, sztucznego ciepełka chwilowej życzliwości, nie zakopiemy głęboko pod sklepowymi muzakami. Stajenki i żłóbek pomagają zrozumieć, kim jesteśmy i co tutaj robimy, pomagają, patrząc w słońce, zauważyć, że ktoś to słońce dla nas zapalił.
Mimo że w obliczu ogromu dzieła stworzenia jesteśmy jak ta nanomrówka, to jednak fakt, iż jesteśmy ważni dla Stworzyciela, że On o nas pamięta i że jest na co dzień z nami i to dla nas wcielił się – jest czymś porażająco ogromnym, jest fundamentem ludzkiego myślenia.
I właśnie będziemy świadkami kolejnych Świąt, wydarzenia z naszej ludzkiej perspektywy niepojętego, bo jakże to Bóg, Absolut, ktoś kto jest dla nas intelektualnie nie do pojęcia, przychodzi na świat jako najmniejszy z nas; przychodzi na świat w biedzie i w chłodzie, w zwykłej ubogiej rodzinie. Jakże to ważne przesłanie dla nas, jakże boimy się z tym przesłaniem żyć! A przecież właśnie taka jest prawda o nas samych, nasz Bóg pokazuje nam drogę wejścia; pokazuje nam drogę nie poprzez okazanie mocy, nie pognębienie, lecz poprzez miłość, akceptację Boskiego porządku i odnajdywania Bożego obrazu w każdym najuboższym i najbardziej nędznym człowieku.
Kiedyś ojciec Andrzej Madej OMI pięknie powiedział, że aby człowiek mógł zabić drugiego człowieka, trzeba go najpierw okłamać, okłamać w tym, kim jest on sam i kim jest ten drugi. Aby zabić duszę, aby zagrodzić jej drogę do Królestwa, również trzeba okłamać.
Nasz dzień codzienny stara się nam przesłonić naturę świata, fakt, że jest nam dany jedynie na moment i że jego sprawy są ważne jedynie w dalszej egzystencjalnej perspektywie.
Święta Bożego Narodzenia to okazja do odsłonięcia przed samym sobą prawdy; to jest okazja do przewartościowania tego, czym na co dzień żyjemy; do postawienia sobie pytań. Jeśli zdołamy to uczynić, napełnimy je prawdziwą radością. Bo to nie radość spotkania przy wigilijnym stole, nie przyjemność biesiadowania jest najważniejsza, lecz ten Bóg, który leży w żłobie, rzecz według naszego codziennego rozeznania niepojęta. No bo jak to? On Alfa i Omega, On Wszystko Co Jest, On Jedyny, Największy stał się najmniejszym z nas?! Po co?!
Postarajmy znaleźć odpowiedź, postarajmy się znów łaknąć prawdy; prawdziwego życia.
Z serca życzę tego nam wszystkim.
Wesołych Świąt!
Andrzej Kumor
Żydowska kuratela najlepszym rozwiązaniem dla Polski?
Napisał Andrzej KumorTo jest temat, którego nikt poważnie nie chce ruszyć, a jak rusza, to od razu milknie: stosunki polsko-żydowskie dzisiaj.
Można odnieść wrażenie, że atmosfera, jaka oficjalnie wokół nich panuje sprowadza się do stwierdzenia, że mamy (musimy) być mili dla nich, aby sprawić, żeby oni byli mili dla nas. Słowem asymetria. Ta asymetria jest czasami boleśnie urągająca poczuciu przyzwoitości. Umizgi polskich notabli do dziwnych żydowskich facilitators, uwłaczają Polakom.
Pomijając wszystkie „polskie” problemy żydowskiej polityki historycznej, która z „religii” holokaustu uczyniła lepiszcze Izraela, a która stanowi fundament tożsamości nowoczesnych Żydów, nie da się zaprzeczyć twierdzeniu, że mamy dzisiaj do czynienia z potęgą państwa izraelskiego i Żydów. Jest to fakt, który każda polityka narodowa musi uwzględniać. Z Żydami musimy rozmawiać, układać się, musimy się z nimi liczyć.
Izrael jest supermocarstwem, a „izraelscy” Żydzi w USA stanowią znaczący – choć nie jedyny – ośrodek kształtowania polityki (jak ktoś ciekaw, jak to się robi, polecam w czasie wolnym „Big Israel” Granta F. Smitha, można kupić na Amazonie. Warto też posłuchać, co i jak mówi ortodoksyjny zięć prezydenta Trumpa, imponujący dobrym ułożeniem Jared Kushner, np. Rare Conversation with Jared Kushner, Saban Forum – 2017, proszę sprawdzić na YT).
Druga rzecz oczywista, to fakt, że Żydów interesuje obszar Europy Wschodniej. Mają go na radarze nie tylko z powodów historycznych, ale biznesowych i politycznych. Jest to rejon (Polska i Ukraina) strategicznie atrakcyjny, a do tego 100-milionowy rynek i olbrzymi rezerwuar taniej i dobrze wykwalifikowanej siły roboczej. Jeśli porównamy to do możliwości gospodarczych w kilkumilionowym Izraelu zanurzonym we wrogim arabskim morzu, to nie ma porównania – i znów nie odkrywam tu żadnych tajemnic – Żydzi mówią o tym otwarcie.
Nasze tereny to również kolebka aszkenazyjskiego żydostwa – z Ukrainy wyemigrowało do Izraela w ostatnim okresie 600 tys. osób – z Polski na przestrzeni powojnia jeszcze więcej.
Nasz problem polski polega na tym, że
– podnosimy się po straszliwych klęskach, które wykosiły polską elitę, wyrugowały ziemiaństwo i przenicowały polskie społeczeństwo. Mimo wielu pozytywnych stron PRL-u, jak choćby likwidacja analfabetyzmu, było to państw quasi-polskie, podległe, z elitami przywiezionymi na czołgach (między innymi komunistami żydowskimi), zlepionymi do kupy i zainstalowanymi pod moskiewską kuratelą;
– podnosimy się w sytuacji, kiedy polską transformację (proszę wybaczyć skrót) przeprowadzili polscy „puławianie” z aparatu wojskowych służb informacyjnych. Oni mieli kontakty zagraniczne, oni wyniańczyli w obozach internowania „konstruktywną” opozycję, która uwiarygodniła cały przewrót na potrzeby wewnętrzne i zagraniczne. „Puławianie” odpalili „natolińczykom” trochę możliwości szabrowania, ale generalnie to oni wzięli ster, stając się postpeerelowskim deep-state. Oczywiście są bardzo dobrze ustosunkowani poza Polską;
– rządząca obecnie Polską partia odwołuje się do polskiej spuścizny patriotycznej i państwowej, jednocześnie szuka parasola ochronnego u twardych syjonistów, usiłując uzyskać przez nich dojścia wewnętrzne w USA i poparcie dla własnej polityki, zwłaszcza w relacji do Niemiec – na przykład niewpuszczania uchodźców;
– Izrael (podobnie zresztą jak od dawna USA) rości sobie pretensje do recenzowania polskiej polityki, a nawet polskiego prawodawstwa, co pokazuje że patrzy na obszar polski jak na terytorium zależne; co pewnie nie jest dalekie od prawdy.
To, co uderza, to brak normalnej debaty na te tematy i całość relacji polsko-żydowskich w Polsce.
A skala i bliski charakter wzajemnych kontaktów mogą niepokoić.
Dlaczego? (do przeczytania pozostało 40% tekstu - kup dostęp)
Mary Wagner postanowiła kontynuować swoją misję ratowania dzieci nienarodzonych. Nie da się zaprzeczyć że to właśnie fakt więzienia 43-letniej Kanadyjki koncentruje uwagę środowisk obrońców życia na tym co dzieje się w kraju klonowego liścia. Jej aresztowanie i przetrzymywanie w areszcie śledczym jest rzeczą która może się przyczynić, jeśli nie do zmiany prawa, to przynajmniej do rozpropagowania myślenia o sprawach życia i śmierci.
Co jeszcze ten system karny może uczynić Mary Wagner? W mijającym roku została skazana na 9 miesięcy więzienia, wyznaczono jej szereg okresów próbnych i warunków; oczywiście, wchodząc po raz kolejny do przychodni aborcyjnej wszystkie te warunki złamała. Działała więc w sytuacji wielokrotnej recydywy. Gdyby to był Związek Sowiecki Mary Wagner pewnie zamkniętoby w zakładzie psychiatrycznym albo skierowano do jakiejś pracy w obozach na północy; na razie jednak system patyczkuje się z takimi osobami usiłując udawać praworządność.
Przypomnijmy że Kanada jest jednym z niewielu krajów świata, w których można zabić nienarodzonego człowieka do momentu kiedy się urodzi bez konsekwencji karnych. Stało się tak na mocy decyzji Sądu Najwyższego który uznał za niekonstytucyjną ustawę aborcyjną która zezwalała na pozbawianie życia dziecka nienarodzonego "dopiero" po uzyskaniu podpisu trzech lekarzy poświadczających iż kontynuowanie ciąży byłoby zagrożeniem dla życia matki. Obecnie nasz cukierkowy premier federalny usiłuje wcisnąć prawo do zabijania dzieci nienarodzonych w pakiet praw rozrodczych, ergo praw kobiet, ergo praw człowieka. Oczywiście, wszystko to na zlecenie oberkierowników, którzy w aborcji uptarują (jak kiedyś chińscy towarzysze) metodę odludniania naszej planety, zapobiegania zmianom klimatycznym oraz innych perturbacjom.
Awięc Mary Wagner znów będzie miała sprawa sądową, tym razem, jak podejrzewam w sądzie przy Finch i Dufferin, bo tym razem "naruszyła mir" kliniki aborcyjnej przy Lawrence. Mówię o tym dlatego że warto sprawą Mary Wagner i sprawą ustawodawstwa aborcyjnego się zainteresować, warto potowarzyszyć w rozprawach choćby po to żeby zobaczyć jak Temida podgląda spod opaski. Mamy tutaj pod bokiem, pod własnymi oknami konflikt, który wydawałoby się jest rodem z hitlerowskich Niemiec; konflikt między prawem naturalnym, a prawem stanowionym; konflikt, który nasza cywilizacja rozstrzygnęła w Norymberdze i dzisiaj woli o tym nie pamiętać.
Jakże tak na szybko skomentować tę zmianę w polskim rządzie? Dobrą zmianę???
Czas pokaże co z roszady wyniknie. Z pewnością ruch jest dziwny, bo pani Beata Szydło cieszyła się dużą popularnością; z ludu, normalna kobieta, Polka. Wiele Polek mogło się z nią utożsamiać. Na dodatek, jej rząd właśnie otrzymał wotum zaufania.
Trudno więc oprzeć się wrażeniu że jej dymisja jest efektem tarć i walki wewnętrznej w środowisku PiS-u - tym bardziej że mówiła o tym ona sama kilka dni temu w wywiadzie dla "Radia Maryja": Mam wrażenie, że pojawiają się różnego rodzaju siły, lobby, które próbują mieszać też w naszym wewnętrznym środowisku, po to żeby nie pozwolić na doprowadzenie do końca reform, a także, że „w różnych miejscach” ujawniają się „różnego rodzaju wewnętrzne napięcia”.
Ponieważ nie mamy żadnych wewnętrznych informacji musimy się posługiwać podejrzeniami i logiką. Kiedyś uczono mnie na kursach, że najprostszą metodą rozstrzygania co z czego wynika jest następstwo w czasie, w tym sensie Dziennik telewizyjny mógłby wynikać z dobranocki. W tym naszym przypadku następstwo może być inne: mianowicie zmiana na stanowisku polskiego premiera może wynikać z "dobranocki" w postaci szabasowej kolacji u Jonnyego Danielsa, osobistości, która jak meteor wleciała do polskiego życia politycznego nie wiadomo dokładnie skąd. Jonny z wielkim ukontentowaniem i radością powitał "nowego polskiego premiera", z którym nie tak dawno rozmawiał na backyardzie - patrz nagranie tutaj.
To, że tarcia w PiSie były od dawna świadczy lektura Gońca. Mam przed sobą nr 39. z ubiegłego roku z końca września, w nim jedna z informacji o jakże znamiennym tytule "Czy Morawiecki zastąpi Szydło?" Z treści notatki wynika że ponoć pani Szydło sobie nie radzi, ale trzeba poczekać aż wszystkie te zmiany które mogłyby się nie udać nastąpią bo wtedy pani premier odchodząc wzięłaby na siebie odium ewentualnych porażek.
A więc jej odejście jest dosyć zastanawiające w sytuacji kiedy właśnie te zmiany się udały, a rząd cieszy się wielką popularnością...
No cóż pozostaje nam trzymać kciuki że tak zwani banksterzy których Wunderkind namaszczony niegdyś przez "króla" polskiej sceny politycznej Lejba Fogelmana został premierem nie schrupią nas w całości. Bo niestety stronnictwo polskie w Polsce nie ma za sobą ani pieniędzy ani znaczących instytucji ani wsparcia zagranicznego. Ono ma jedynie różaniec...
Właściwie przyzwyczailiśmy się już, że rząd jest marnotrawny, że miliardy dolarów są po prostu wyrzucane w błoto albo wykorzystywane „niezgodnie ze swoim przeznaczeniem”, co oczywiście jest eufemizmem oznaczającym rozkradanie.
Rozkradanie przez ludzi, którzy mają „dojście”; rozkradanie przez grupy „interesów specjalnej troski”, ludzi, którzy podpłacają polityków po to, żeby dostać od nich ten najlepszy miodzik, czyli pieniądze wyciśnięte z nas przez urząd skarbowy. Znajomy pracujący dla tegoż urzędu z pewnym zażenowaniem tłumaczy nawet, że od jakiegoś czasu trwa „rozkułaczanie”, to znaczy biorą różnych takich cienkich Bolków pomniejszego garnituru; ludzi, którzy kombinują jak koń pod górkę, mając nadzieję, że jednak im się poprawi i jakoś się dorobią.
Ta nadzieja jest jednak coraz bardziej płonna, bo socjalistyczny rząd prowincji Ontario i socjalistyczne władze federacji uważają, iż dobrobyt można zadekretować, że wystarczy podkręcić płacę minimalną, aby dostatek rozlał się na nas wszystkich.
Nie wiem do końca, czy ja zawsze wiem o czym mówi i co ma na myśli premier Kanady Justin Trudeau; rozumiem jednak że jest to człowiek wrażliwy, który często płacze. Ma problem z kontrolowaniem własnych emocji to fakt, ale zastanawiam się czy nie ma też problemu z kontrolowaniem logiki swojego myślenia.
Premier federalny pojechał do Chin. Złośliwi twierdzą że po nic, bo efekty wyjazdu nawet opisane w tradycyjnej dyplomatycznej terminologii są mizerne, o ile nie zerowe. Chińscy gospodarze stwierdzili przytomnie, że biorąc pod uwagę okoliczności polityczne - to cytat - "jest rzeczą naturalną, iż Kanada i Chiny patrzą inaczej na wiele spraw" .
Nasz premier pouczył nas tymczasem, że wolny handel z Chinami to będzie lekarstwo na "narastający populizm i odradzający się nacjonalizm", które stwarzają zagrożenie dla kanadyjskiego biznesu. Rozumiem że aby w Kanadzie było lepiej powinniśmy otworzyć się na Chiny i wyeksportować tam jeszcze więcej miejsc pracy, wtedy populizm przejdzie nam jak ręką odjął...
Może jest w tym jakaś logika, ale jej dostrzeżenie jest trudne bez właściwego przygotowania w naszych ośrodkach deradykalizacyjnych...
Słuchając wypowiedzi chińskich biurokratów podczas spotkań z kanadyjskim premierem, trudno nie odnieść wrażenia że mają do niego stosunek taki jak stary kocur do osieroconej myszy, którą trzeba się trochę kurtuazyjnie pobawić zanim się ją zje. Tego bowiem wymaga kultura.
Kanadyjski premier federalny Justin Trudeau przeprosił w imieniu rządu kolejną pokrzywdzoną w myśl dzisiejszej wrażliwości grupę, tym razem homoseksualistów w służbie publicznej, którym to robiono prawne i służbowe przykrości.
Generalnie rzecz biorąc, państwo kanadyjskie chce im wynagrodzić te złe czasy, umilając starość naszymi pieniędzmi – premier zafundował tymże ludziom 100 mln dolarów. Ten świąteczny podarek nie wiadomo jeszcze, jak zostanie rozpakowany, ale mogę się założyć, że gros otrzymają sprytni profesjonalni znawcy prawa, którzy zawsze przy tego rodzaju imprezach muszą wziąć działkę.
Przy okazji jednak nie obeszło się bez tego co zwykle, Trudeau w swej politycznej sprawności przekracza bowiem często barierę dźwięku i choć grzmot jest duży, to jednak większość „ludzi mediów” kładzie uszy po sobie, żeby się nie narażać na nieprzyjemności. Otóż pod koniec swej tyrady premier... zwrócił się do dzieci, które słuchają go po domach (ciekawym, ile dzieci przedłożyło sprawozdanie parlamentarne nad tele-cartoons?), a pośród których „są i takie, które boją się odrzucenia ze względu na swoją orientację seksualną, tożsamość płciową i jej wyrażanie”, a także „wszystkich tych, którzy są podenerwowani, zalęknieni, ale może również podekscytowani tym, co niesie przyszłość”.
– Mam dla was przesłanie miłości oraz szacunku – powiedział premier – niezależnie od tego czy odkryjecie prawdę o sobie w wieku lat 6, czy 16, czy 60, jesteście ważni dla nas!
Odkrywanie prawdy seksualnej o sobie przez sześcioletnie dzieci może się wydać jednak przesadne. Tymczasem nasza własna Julka zademonstrowała przywiązanie do płci, stwierdzając stanowczo podczas próby jasełek, że jest archaniołem Gabrielą, a nie żadnym Archaniołem Gabrielem...
I nie mam pewności, czy w obecnej sytuacji powinienem się z nią wykłócać...
Przy okazji tych politycznie poprawnych inscenizacji w kanadyjskiej Izbie Gmin, podobnie jak kiedyś w sowieckiej Radzie Deputowanych Ludowych, dochodzi do scen komicznych. Otóż podczas wspomnianego wystąpienia zakończonego owacją posłów na stojąco (również z Partii Konserwatywnej) okazało się, że jeden, David Tilson, nie wstał. Usprawiedliwiał się później nerwowo, że miał skręconą nogę w kostce. Osobiście uznałbym to za zbyt błahy powód, aby wymigiwać się od tak ważnej rzeczy...
Jak widzimy, atmosfera polityczna w naszym kraju jest ciepła i przyjemna.
Ten świąteczny nastrój trochę jednak koliduje z doniesieniami prasowymi, jakoby rząd ostatnio zaczął sobie szukać bunkra przeciwatomowego. Podczas okresowych narad przyznano, że „gdyby Ottawa stała się miastem niezdatnym do zamieszkania”, potrzebny jest jakiś atomowy schron. Dwa takie zostały wyznaczone i odkurzone z zimnowojennej patyny. Jak widać, nasi przywódcy potrafią jednak myśleć konkretnie i zdroworozsądkowo, zerkając z niepokojem na Koreę Północną i rozważając możliwe reperkusje ewentualnej wojny.
Chociaż moim zdaniem, „nawet północni Koreańczycy kochają Kanadę” i jeśli u nas spadnie jakiś atom, to tylko przez to, że czegoś nie doczytali w przekazywanych im dokumentach, oczywiście tych technicznych, a nie dyplomatycznych.
Gdy zaś już sobie tak mówimy o sprawach tego świata geopolitycznie ważnych, jedną z rzeczy również przypominających okres sowieckiej propagandy jest stosowana dziś powszechnie zasada reductio ad Putinum – cokolwiek nam się nie podoba, jest nie tak, to winien jest przeciwnik miłujących wolność narodów, imperialny rewanżysta Władimir Putin.
On ingeruje we wszystkie sprawy tego świata, rzucając nam kłody pod nogi, i to co złe się dzieje, od niego pochodzi.
Taka jest mniej więcej zasada wyjaśniająca bieg wypadków, a niedługo również klęski żywiołowe mogą być w ten sposób tłumaczone. Pamiętam, jak w PRL wszystko co złe tłumaczono Reaganem, a mój oddziałowy, przekazując mi w więzieniu paczkę żywnościową, przy każdym wyjmowanym artykule krzyczał „Reagan”; patrz Gienek, Reagan mu przysyła...
Dzisiaj zasada ta stosowana jest z powodzeniem w coraz bardziej psychiatrycznej debacie polskiej polityki, gdzie trudno nie spotkać ludzi, którzy nie byliby agentami Putina. Totalna opozycja, Tusk, „Gazeta Wyborcza” o bycie agenturą oskarża rząd PiS-u. PiS oskarża o to samo opozycję i wszystko, co jest na prawo od niego, posługując się przy tym różnego rodzaju mniejszymi pudłami rezonansowymi.
Tak więc wydaje się, że jednak coś wisi w powietrzu, bo jak tak dalej pójdzie, to bez leczenia się nie obejdzie.
Na razie żyjemy świętami, trudno ich nie zauważyć, skoro zaczęły się już w listopadzie, co jest o tyle denerwujące, że robienie zakupów żywnościowych w Walmarcie przy dźwiękach „dżingle bells” i miłej jesiennej listopadowej pogodzie stwarza wrażenie schizofrenii, ale być może to właśnie schizofrenia jest kluczem do poznania naszego dzisiejszego świata.
Andrzej Kumor
Żyjemy w przedsionku totalu. Jeszcze nie zdajemy sobie z tego całkiem sprawy; jeszcze są pewne ogniska oporu, ale totalitaryzm rozlewa się już tam gdzie powinny być ostatnie bastiony - na uniwersytetach, w "kuźniach młodych talentów", gdzie w założeniu powinno się uczyć ludzi kwestionować wszystko i wszystkich, badać idee i być otwartym na świat.
Tymczasem uniwersytety produkują umysłowych kastratów, konformistów. Wyprodukowane "jednostki" stają się oficerami politycznymi fundowanego nam w tempie stachanowskim nowego wspaniałego świata.
Oto przykład, na uniwersytecie w Waterloo przełożeni dali po łapach nauczycielce akademickiej, która podczas zajęć z gramatyki języka angielskiego, aby zilustrować tezę iż gramatyka czasem stwarza polityczne problemy, przytoczyła nagranie wideo z rozmowy, jaką w telewizji publicznej Ontario przeprowadzono z profesorem UofT Jordanem Petersonem. Peterson sprzeciwia się używaniu tak zwanych zaimków neutralnych płciowo - jednej z polit-poprawnych głupot narzucanych przez władze jego macierzystej uczelni. Idzie o to, aby do osób "trans", które "nie czują się ani mężczyzną ani kobietą" zwracać się przez zaimki bezpłciowe (ve, xe, ze and hir, ze zir, zie hir).
W każdym razie profesor Peterson postanowił że nie da się zwariować i uniwersytet usiłował dać mu za to deską po głowie.
Pani Lindsay Shepherd z Wilfrid Laurier University nie zajęła nawet stanowiska w sporze, po prostu pokazała na lekcji nagranie z debaty "dla ilustracji" i za to została przez swoją szkołę ukarana. Jak stwierdzono, stworzyła "toksyczne" środowisko, co stanowi "przemoc wobec studentów transgenderowych". Powiedziano jej że w ten sposób złamała prawo (co nie jest prawdą).
Przypomina to mroczne czasy niemieckiego hitleryzmu, czasy stalinowskich opresji, kiedy za podważanie linii partii wysyłano do obozów, kiedy to panowała jednomyślność politycznie narzucona przez dyktaturę.
To wszystko dzieje się na naszych oczach dzisiaj jeszcze wzbudzając jakieś protesty, jeszcze dzisiaj nie ma wywożenia na północ do obozów reedukacyjnych, choć powstały już Centra Reedukacyjne. Premier Trudeau zapowiada przystosowywanie w nich "do życia w społeczeństwie" weteranów państwa islamskiego powracających z syryjskiej wojny ale być może wkrótce trafimy tam my, ludzie starej daty, którzy jeszcze wierzgają przed kulturowym marksizmem.
A na poważnie? Na poważnie to my tutaj zajmujemy się głupotami, które wkrótce wybije nam z głowy azjatycki hegemon, pędząc "do roboty!". Zamiast kształcić elity z prawdziwego zdarzenia, wypuszczamy dupków i konformistów po studiach.
Nie w każdym szaleństwie jest metoda, ale w wielu jest. Patrząc na nasz stary świat, na cywilizację Zachodu, trudno nie odnieść wrażenia, że jej dni są policzone. Tak przynajmniej wydaje się wynikać z podręczników do historii. Podstawowym czynnikiem, który za tym przemawia, jest niska dzietność. Kurczą się europejskie i amerykańskie białe społeczności.
Oczywiście, jest to po myśli naszych kierowników, których mantra mówi o konieczności ograniczenia liczby ludności. Dzisiaj debatuje się o tym całkiem wprost nawet na konferencjach organizowanych w Watykanie.
Metoda w szaleństwie polega na tym, że kierownicy doszli do wniosku, iż aby zmniejszyć problemy planety, należy nas wszystkich wymieszać i uśrednić. Chodzi o to, że w krajach biednych w Afryce, a zwłaszcza w Azji, ludzie rodzą się rach ciach ciach jeden po drugim (choć nie ma u nich programu 500 plus czy naszych dodatków po 500 dol. na miesiąc). Wedle tego rozumowania, duża dzietność wynika z niedostatku i biedy, ponieważ jedynym prawdziwym skarbem rodziców są właśnie dzieci – ubezpieczenie na wypadek choroby, wypadku, a w końcu zabezpieczenie na starość.
Wraz ze wzrostem dochodów liczba potomstwa zmniejsza się. Ludzie mają wtedy więcej czasu, wyjeżdżają na wczasy itp. Kontynuując myśl, „upuszczenie” populacji z kontynentu azjatyckiego czy afrykańskiego, wymieszanie tych ludzi z mieszkańcami krajów pustoszejących doprowadzić ma do wielu pozytywnych skutków.
Po pierwsze, zmniejsza zagrożenie destabilizacją, bo wiadomo, że tam, gdzie jest wysoki przyrost naturalny, a co za tym idzie dużo ludzi młodych, łatwo o rewolucje i wojny – to taki socjologiczny aksjomat.
Po drugie, wprowadzenie znacznej populacji biednych do krajów bogatych rozprasza bogactwo i stanowi pas transmisyjny do krajów biedniejszych, transferując nie tylko pieniądze, ale również lansowane na Zachodzie wartości, styl życia i podejście do instytucji.
Po trzecie, upadająca zachodnia cywilizacja uzyskuje nową krew, w sytuacji kiedy jeszcze nie jest na to za stara, by nie mogła się mieszać. Kierownicy systemu z nabożnością podchodzą do małżeństw mieszanych, jako właśnie takich międzykulturowych transmiterów.
Jak widać, ideologia multikulti jest o wiele szerszym projektem niż tylko tolerancja wobec przybyszów odmiennych rasowo czy kulturowo. Jesteśmy świadkami celowej „bolszewickiej” przebudowy świata na wielką skalę.
Skoro dzisiaj otwarcie mówi się już o geoinżynierii, wybielaniu chmur i tym podobnych cudactwach, to trzeba mieć świadomość, że podobne globalne plany dotyczą również nas, zwykłych ludzi, a cały tzw. proces demokratyczny, samorządność i tym podobne pojęcia to wydmuszka mająca na celu tworzyć wrażenie, że coś jednak od nas zależy.
Dzięki temu buduje się powszechną akceptację dla wtłaczanych nam rozwiązań. Jest to prosty mechanizm legitymizacji władzy.
A władza, cóż, ta prawdziwa odbywa się przy pomocy brutalnej siły militarnej, zmasowanego zakrzywiania rzeczywistości matriksu propagandą oraz obiegu pieniądza. Ten ostatni jest najważniejszy, w zasadzie można powiedzieć, że Marks miał rację; baza jest najważniejsza. Idee, debata publiczna to jest rzecz wtórna do strumieni pieniędzy, którymi rządzi się światem.
Jest to najlepszy i najskuteczniejszy pas transmisji wpływów.
Drugim jest konflikt, wojna i terroryzm.
Podobnie jak w gospodarce leśnej jednym z dobrych sposobów kontroli drzewostanu jest wypalanie lasu – dlatego kierownicy naszego świata wszczynają wojny domowe, destabilizują całe regiony, aby je później składać do kupy po nowemu.
Już w dziewiętnastym wieku anarchiści wiedzieli, że budowa nowego świata wymaga ruiny starego. Wtedy jednak nie mieli wprawy i narzędzi. Rewolucjoniści naszych czasów, budowniczowie Nowego Jeruzalem mają już tę wiedzę i skuteczne narzędzia nowych technologii, które taki projekt czynią zupełnie realnym.
Zwykłym ludziom pozostają uczucia, które od czasu do czasu wylewają się w różne frustracje. Wiadomo jednak, jak je kanalizować, wiadomo, co robić, aby protesty antysystemowe były z korzyścią dla systemu.
Tak właśnie stanie się z polskim Marszem Niepodległości, który posłuży do odpowiedniego zdyscyplinowania Polaków. Dobrze byłoby, gdyby polskie elity zdawały sobie z tego sprawę, aby potrafiły być graczem przynajmniej na miarę kart, jakie mają w ręku.
W sytuacji, kiedy tak wiele dzieje się ponad naszymi głowami, warto nauczyć się ugrywać tyle, ile można, przede wszystkim zaś rozpychać się, aby wiedzieć, ile można.
A dzietność? Cóż, nie wierzę w żaden przełom; do tego, aby Europejki zaczęły rodzić dzieci, potrzebna byłaby zmiana kulturowa, potrzebny byłby powrót do wartości, które dawno już zostały pogrzebane pod ruinami wyburzanych kościołów.
Jeżeli mamy wygodne życie, możliwość przyjemnego spędzania wolnego czasu, to po co nam dużo dzieci? Silna rodzina została przez naszych kierowników celowo zdemontowana, a tylko ona i wartości, które ze sobą niesie, mogą skłonić nas do posiadania dużej liczby dzieci. A przecież nikt nie chce, żeby tak było. Proszę obejrzeć pierwszy lepszy popularny film, posłuchać treści przekazywanych przez pierwszą lepszą na wpół roznegliżowaną „młodzieżową” szansonistkę i uświadomić sobie, w jakim miejscu jesteśmy.
Co pozostaje? Na pewno modlitwa...
Andrzej Kumor
Przyjechała do nas tutaj, w Toronto, polska minister oświaty, a raczej "edukacji", jak to się ładnie, poprawnie nazywa, było bardzo przyjemnie, pani minister odwiedziła największą sobotnią polonijną szkołę podstawową imienia Mikołaja Kopernika w Mississaudze, gdzie przeszła po klasach… W jednej z grup przedszkolnych minister została poinformowana, że dzieci właśnie przerabiają literkę "L"- "powiedzcie mi dzieci czym bawią się dziewczynki?" - zapytała wchodząc w temat...
Pytanie zupełnie niewinne, wydawałoby się, że zupełnie pasujące do sytuacji, a jednocześnie obrazujące jak bardzo normalny polski system edukacji różni się od naszego kanadyjskiego, bo pytanie "czym bawią się dziewczynki" i odpowiedź dzieci gremialna, że lalkami jest czymś politycznie niepoprawnym. Przecież dzieci bawią się tym "co sobie tam wybiorą", być może odkrywając właśnie swą niebiologiczną seksualność. Dziewczynki mogą się bawić na przykład…. czołgami. Nie, nie, przepraszam może to też niezbyt poprawne politycznie, może powinny się bawić... No nie wiem, nic nie przychodzi mi na myśl…
Pewne natomiast jest to, że gdyby w Toronto powstała - tak, jak chce pani minister - szkoła średnia dwujęzyczna z językiem wykładowym polskim i angielskim, mielibyśmy do czynienia z wieloma "zderzeniami" programowymi.
To najlepiej ilustruje, gdzie my jesteśmy, a gdzie jest Polska. My tutaj na poligonie doświadczalnym nowej bolszewii, gdzie nasze dzieci uczestniczą w eksperymentach na ludziach… Stąd takie zainteresowanie tutaj polską szkołą; szkołą, która jeszcze czegoś konkretnego uczy.
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…