Andrzej Kumor
Redaktor naczelny Gońca, dziennikarz i publicysta. Poczytaj Kumora...
Nie myślałem, że stanie się to tak szybko, ale pisałem już kilkakrotnie, że wyrazista i politycznie niezależna Allen, pomimo iż pomogła Dougowi Fordowi wygrać wybory wewnątrz partii, przekazując swoje głosy, będzie dla niego "kłopotem". Oto mój tekst sprzed kilku tygodni:
Tanya Granic ma przeszłość "za uszami", jest bardzo wyrazista w poglądach, popiera ją ontaryjskie środowisko konserwatystów społecznych, odtrąconych przez ludzi Patricka Browna i jest byłą kontrkandydatką lidera Douga Forda, dzięki której uzyskał stanowisko w kampanii wewnątrzpartyjnej.
Z jednej strony, jest więc osobą, której Ford powinien być wdzięczny, z drugiej jest silnym politykiem z całym zapleczem organizacyjnym, który nie będzie Fordowym yes-manem, lecz z którym będzie musiał się układać, lub świecić oczami - już wyciągnięto p. Granic jakieś tweety sprzed lat…
Koniec cytatu. A więc po raz kolejny w partii PC w Ontario środowisko konserwatystów społecznych zostało wykorzystane do zwycięstwa w wyborach wewnątrzpartyjnych (podobnie jak Tanya zachował się niegdyś Monte McNaughton przekazując swoje głosy Patrickowi Brownowi) Tylko po to być później odstrzelone jak wypalony człon rakiety...
Wniosek jest jeden z dyktatem politycznej poprawności żaden mainstreamowy polityk nie chce się brać za bary, zaś liberalne społecznie lobby działają we wszystkich partiach z druzgocącą siłą.
Na koniec zaś pojawia się pytanie, czy była to umyślona z góry gra Douga Forda, w końcu wszystkie zarzuty, jakie dotyczą Allen to zeszłoroczne śniegi - Ford o nich wcześniej nie wiedział?
Podobno „za dużo piszemy o Żydach, a za mało o Polakach”. A czy da się pisać dzisiaj o Polakach, nie pisząc o Żydach? Tak się składa, że historie obu naszych narodów splatają się coraz silniej. „Na dobre i złe”; dla kogo na dobre, a dla kogo na złe? Ujmując rzecz krótko i węzłowato: Żydzi są dzisiaj silni i ustosunkowani, a Polacy nie...
Żydzi za sprawą syjonizmu wypracowali silne państwo i nowy charakter swojego narodu. Przez wieki strategią bezpaństwowego przetrwania Żydów było świadczenie usług możnym; kredytowych, podatkowych i innych. Użyteczność i bycie blisko władzy zapewniało ochronę. Ta strategia podwieszania się u klamki i zdawania na łaskę mniej lub bardziej „pracowała”, ale w obliczu rewolucji i tumultu XIX w. oraz wojen XX wieku okazała się nieskuteczna. Wygrał więc projekt syjonistyczny; szowinistyczny i nacjonalistyczny; projekt zakorzeniony, jak wiele innych nacjonalizmów, w myśli XIX wieku, w tym wypadku myśli Teodora Herzla. Powstał więc obraz nowego Żyda, który nie boi się antysemityzmu, „bo niczego się nie boi”. Silny, militarnie, organizacyjnie i finansowo, potrafi grać przy geopolitycznym stoliku i naciskać na czułe miejsca współczesnego świata, kształtując go według własnych potrzeb. Izrael – państwo wymyślone przez syjonistów, założone na ziemiach, gdzie Żydów nie było od setek lat – stał się w rezultacie tych starań kieszonkowym mocarstwem zahartowanym w wielu wojnach, z „nielegalnie” posiadaną bombą atomową i siatką wpływów na całym świecie. Podsumowując: Żydzi i Izrael potrafią dzisiaj grać i mają armię agentów, tych wpływu i tych służbowych, przez co są w stanie realnie wpływać na sytuację.
Polacy w następstwie II wojny światowej zostali przenicowani, warstwy wyższe wymordowane, wypędzone i zastąpione przez okupantów. Poddani planowej sowietyzacji, pozbawieni ciągłości kulturowej (upadek ziemiaństwa) – za wyjątkiem wiary – są narodem z resztek, pozbawionym nie tylko możliwości szerszego działania, ale na dodatek często bez elementarnej wiedzy o procesach, które go dotyczą. Jego nowe elity, pozbawione materialnej bazy, wychowane w duchu walki o przetrwanie, bez znajomości procesów politycznych i mechanizmów uprawiania polityki, o zredukowanych ambicjach i skali myślenia.
Polska w naturalny sposób stanowi obszar zainteresowania Żydów i Izraela, nie tylko ze względu na pochodzenie Aszkenazi. Tereny Polski i Ukrainy idealnie nadają się do budowania strategicznej głębi Państwa Żydowskiego w obliczu bliskowschodnich konfliktów, zwłaszcza zagrożenia ze strony Iranu, stanowiąc również świetną europejską bazę gospodarczą i handlową. Izrael łatwo można „zepchnąć do morza”, chyba że swoje „strategiczne aktywa” ma również ulokowane gdzie indziej.
Dzisiaj, czy tego chcemy, czy nie, w zetknięciu z dobrze zorganizowanym państwem izraelskim, bogatymi przedsiębiorcami żydowskimi z różnych krajów, Polska, jak tyle razy w swojej najnowszej historii, może jedynie wymachiwać szabelką. Słabość Polaków podkreśla dodatkowo demografia – wyludnianie się polskiej prowincji i powstanie wielomilionowej mniejszości ukraińskiej.
Dwa najważniejsze sposoby rządzenia to kontrola kredytu i kontrola konfliktu. Kierownicy naszego świata uznali, że konflikt jest immanentny, a zatem nie da się go wyeliminować; można jednak – podobnie jak kontestację młodzieży – kanalizować i wykorzystywać z dobrym skutkiem dla całego systemu; można „conflict management” używać do przemodelowania rzeczywistości.
Kontrola konfliktu posłużyła przekształceniu Bliskiego Wschodu i północy Afryki; kontrola konfliktu pozwala na ograniczanie wpływów chińskich czy rosyjskich i wreszcie, kontrola konfliktu może pozwalać na pacyfikację niezadowolenia lub próby upodmiotowienia społeczeństwa polskiego czy ukraińskiego. Czyż nie jest łatwo sprowokować taki konflikt, gdyby tylko było to użyteczne dla Izraela, Żydów czy kogokolwiek innego? Introdukcja olbrzymiej mniejszości zawsze daje taką sposobność.
Tak więc, pomimo polskiej symboliki patriotycznej, pomimo pamięci o żołnierzach wyklętych czy oporze antykomunistycznym, mamy do czynienia z przekształcaniem mniej więcej jednolitej etnicznie Polski w „rzeczpospolitą przyjaciół”, „Polin”, „państwo dwóch narodów”. I nie są to moje słowa, lecz słowa najważniejszych polskich polityków partii rządzącej.
Pół biedy, gdyby Polska i Polacy byli dla Żydów i Izraela równorzędnym partnerem, a wszystko odbywało się na zasadzie obopólnych interesów; tymczasem tak nie jest i chyba jest to widoczne gołym okiem.
Politycy, którzy prowadzą dzisiaj państwo polskie, nawet nie starają się lewarować żydowsko-amerykańskiego podwieszenia jakąkolwiek własną układanką. Po prostu, oddali Polskę i Polaków w pacht, prosząc o opiekę władzy, którą uznają za hegemona, zdając się na jego kaprys. Czyż nie jest to paradoksalna wymiana strategii: my, jak niegdyś Żydzi – Żydzi dzisiaj, jak niegdyś my?
Znaleźliśmy się jako naród i państwo na zakręcie historii. Być może my, Polacy, nie możemy już prowadzić podmiotowej polityki. Być może niedługo nowe pokolenia nie będą już nawet miały takich marzeń.
Andrzej Kumor
Dzisiaj będzie krótko, bo mam niewiele miejsca. Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął ustawę, która zobowiązuje Departament Stanu do popierania żądań organizacji żydowskich uzyskania wojennych (praktycznie) reparacji od między innymi polskiego rządu za tzw. mienie bezspadkowe pozostawione przez Żydów, polskich obywateli.
Problem nie polega na bezprawności takich wymuszeń, ale na podwieszeniu się Warszawy u klamki hegemona amerykańskiego; oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko zawężenie pola manewru władzy warszawskiej i oparcie całej polityki bezpieczeństwa na wiernopoddańczych deklaracjach. Tak to jest, jak geopolityczne rozumienie świata zatrzymało się u polskiej klasy politycznej jakieś 20, a może nawet 40 lat temu i całkiem poważni polscy politycy niczym subiekt Rzecki o Napoleonie, cały czas myślą o Waszyngtonie jako idealnym „mieście na wzgórzu”. Za ich naiwność płaci cały kraj.
Tu, u nas w Toronto, po raz pierwszy mieliśmy samochodowy zamach terrorystyczny w wykonaniu dwudziestopięciolatka rzekomo rozczarowanego z powodu seksualnego odtrącenia przez płeć przeciwną. Ze względu na powagę sytuacji i tragedię ofiar nie będę sobie tutaj dowcipkował, choć jest z czego. Nawiasem mówiąc, gdyby ktoś poważny chciał nam zrobić bubu, czyli sterroryzować Toronto, to może to zrobić z palcem w pupie. Jesteśmy jak dzieci we mgle, zupełnie nieprzygotowani mimo rzekomo świetnej reakcji policji, pogotowia i szpitala Sunnybrooke. Gdyby ktoś chciał użyć terroru do politycznego zdyskontowania, to najpewniej byłaby to sekwencja trzech zamachów w różnych miejscach miasta, tak by policja latała od Annasza do Kajfasza, a ludzie bali się wychodzić z domu. Politycznie poprawna reakcja naszych władz była taka jak w Niemczech, świadczy to o tym, że nawet w kwestiach bezpieczeństwa nie jesteśmy wolni od zidiocenia. Podkreślano więc, że „jesteśmy razem” w obliczu nieszczęścia, lubimy się wszyscy i kochamy. Jednocześnie do kraju napływa nieprzerwanie strumień tysięcy niesprawdzonych imigrantów przez zieloną granicę w Quebecu, zaś na łamach neomarksistowskiego „Toronto Star” pojawiła się propozycja, żeby przyspieszyć proces azylowy w Kanadzie, oddając go w ręce urzędników niższego szczebla. To szerzej otworzyłoby kanadyjskie drzwi, umożliwiając niebotyczną korupcję, bo przecież ci urzędnicy niższego szczebla to również ludzie zatrudniani w myśl politycznie poprawnego klucza. A skutki? Skutki mieliśmy do wglądu niedawno w Albercie, gdzie policja stwierdziła, że egzaminy na kierowcę ciężarówki są zdawane na piękne oczy, gdyż pewna etniczna społeczność ma swoich etnicznych urzędników w ministerstwie transportu; rączka rączkę za pieniądze myje i wydaje prawa jazdy kierowcom rikszy, których spotykamy później za kierownicą kilkudziesięciotonowych składów na autostradach tego kraju. Jak to zmienić? Proste! Interesować się polityką! Nie bać się mówić prosto i wyraźnie, nie szemrać po kątach, lecz głośno i wyraźnie w językach angielskim i francuskim formułować nasze opinie. No, chyba że odpowiada nam wyznaczona w ramach nowego porządku pozycja pucybuta.
Andrzej Kumor
W Mississauga Centre wygrała Tanya Granic Allen. Jej głównym przeciwnikiem była Polka Natalia Kusendova.
Natalia ma wszystko czego potrzeba w dzisiejszej polityce, jest też sprawna wizerunkowo i niedługo pewnie to na nią przyjdzie kolej…
Szczerze mówiąc, sądziłem, że Kusendova ma duże szanse. Była kandydatką jak z obrazka, która w obecnym rozdaniu politycznym dla przywództwa partii byłaby bardzo wygodna czy też ujmując rzecz inaczej, niekłopotliwa.
Tanya Granic ma przeszłość "za uszami", jest bardzo wyrazista w poglądach, popiera ją ontaryjskie środowisko konserwatystów społecznych, odtrąconych przez ludzi Patricka Browna i jest byłą kontrkandydatką lidera Douga Forda, dzięki której uzyskał stanowisko w kampanii wewnątrzpartyjnej.
Z jednej strony, jest więc osobą, której Ford powinien być wdzięczny, z drugiej jest silnym politykiem z całym zapleczem organizacyjnym, który nie będzie Fordowym yes-manem, lecz z którym będzie musiał się układać, lub świecić oczami - już wyciągnięto p. Granic jakieś tweety sprzed lat…
I który (zobaczymy na ile stanowczo) będzie wprowadzał głos konserwatystów socjalnych do legislatury (obecna premier liberalna Kathleen Wynne uważa, że jest to głos "religijnych radykałów", by nie powiedzieć "talibów").
Natalia Kusendova ukończyła wyścig z dobrą drugą lokatą, co dobrze świadczy o jej zdolności mobilizowania etnicznego elektoratu i co jest dobre z naszego punktu widzenia. Jej rywalka miała bowiem za sobą większą i lepiej zorganizowaną maszynerię pro-life z możliwością marketingu telefonicznego i sprawdzonymi kanałami mobilizacji.
Stało się tak, że polskie środowisko pro-life poparło Tanyę.
Ubolewałem już wcześniej, w związku z tym, że w jednym okręgu mieliśmy takie właśnie kandydatki.
Pisałem: Dlaczego konserwatyści postanowili strzelić sobie w stopę, w jednym okręgu dopuszczając wyścig, który podzieli głosy polskich prolajferów, i w konsekwencji może doprowadzić do tego, że jedna rozczarowana grupa po prostu nie pójdzie 7 czerwca głosować?
W ordynacji większościowej walczy się o każdy głos, ponawiam więc pytanie: Dlaczego?
Andrzej Kumor
Opisując coraz bardziej wyraźne starcie chińskiej Azji z żydowsko-amerykańskim Zachodem – czyli starcie dwóch koncepcji globalizacji i dwóch porządków elit naszej planety – można stracić szersze pole widzenia.
Katastrofalne ruchy ustępującego Imperium Amerykańskiego, gwałcenie zasad prawa międzynarodowego, niekonsekwencja wynikająca z zabiegów Izraela, wszystko to może skłaniać do sympatii dla drugiej strony; dla chińskiego projektu. Jego rozmach i siła wywołują podziw. Wydawałoby się, że Chiny to lepsza przyszłość, to lepsza oferta dla świata.
Chińczycy mają przewagę we wszystkich, praktycznie rzecz biorąc, polach konfliktu – prócz może jeszcze militarnego. Jeśli jednak dokonamy oceny chińskiej oferty przez pryzmat naszych wartości, naszej kultury, to może nam się zjeżyć włos na głowie.
Po pierwsze, dlatego, że o ile na Zachodzie narzekamy na postępującą kontrolę państwa, na postępujące ubezwłasnowolnienie i ograniczanie wolności, na coraz bardziej bezzębną i fasadową demokrację, o tyle w Chinach mamy do czynienia z absolutną kontrolą obywateli przez państwo. To w Chinach państwo zmusza kobiety do aborcji, jeśli mają „ponadplanowe” dziecko, to w Chinach istnieje wiele drakońskich przepisów ograniczających prawa „jednostek aspołecznych”. Ostatnio pisaliśmy na naszych łamach o stosowaniu zautomatyzowanej skali oceny obywatela i jego stosunku do władzy ludowej oraz wynikającym z niej ograniczaniu możliwości podróży dla „sfrustrowanych antypaństwowców”. To w Chinach zakazuje się sprzedaży Biblii ze źródeł pozapaństwowych. To Chiny są bliżej totalitarnego ideału niż Zachód.
Co smuci, to fakt, że Zachód nie ma sensownej linii obrony i na oczach rozlewającego się po całym świecie chińskiego panowania dokonuje kulturowego sepuku – popełnia samobójstwo. To nie wartości naszej chrześcijańskiej zachodniej cywilizacji przegrywają w zetknięciu z wartościami komunistycznego Państwa Środka, lecz kolejne pokolenia elit Zachodu roznegliżowały się cywilizacyjnie na oczach coraz bardziej pewnych siebie i dumnych Chińczyków. Siła militarna jest wydmuszką, jeśli nie towarzyszy jej siła ideałów, zaangażowanie ludzi i wiara w sens tego, co się robi, gdy nie ma ducha. Ludzie Zachodu są pozbawieni wiary, a ich wiedza o świecie i ideały całkowicie zmatriksowane. Kolejne pokolenia Zachodu są coraz gorzej wykształcone, nie mają odpowiednich wartości, nie ma w nich woli walki.
Tymczasem proponowany projekt chińskiego świata jest jedynowładztwem totalnym.
Zmiana hegemona na Chiny to zmiana sposobu ucywilizowania. Oczywiście byłoby najlepiej, gdybyśmy byli w stanie zasymilować Chińczyków. Takiej możliwości już jednak nie ma. Pozbawiła jej nas głupota zadufanych, pustych i oślepionych pychą kierowników Zachodu. Być może tak musi być, bo pycha kroczy przed upadkiem. Cywilizacja zachodnioeuropejska, wyzbywając się chrześcijaństwa i swojego kulturowego prozelityzmu, przestała być atrakcyjną propozycją asymilacyjną.
Kiedyś Stanisław Michalkiewicz wspominał, jak to w latach siedemdziesiątych arabscy imigranci we Francji usiłowali być jak najszybciej Francuzami, jak najszybciej zachowywać się i wyglądać jak Francuzi. Dzisiaj żadnemu Arabowi nie przyjdzie do głowy taka fanaberia; nikt nie chce się asymilować do idiotów, nieodpowiedzialnych dużych dzieci, które postawiły ołtarzyk hedonizmowi i konsumpcji. Kiedyś skutecznym projektem globalizacyjnym Zachodu było chrześcijaństwo, dzisiaj straciliśmy wiarę i nie mamy do czego nawracać. Pozostaje nam więc patrzeć, jak bledniemy, tracąc krew z podciętych żył...
Może taki właśnie jest cykl życia, cykl życia imperiów. I nic się z tym nie da zrobić.
No i co kto wygrał po ostrzale Syrii? Jaki cel osiągnęli Amerykanie i ich sojusznicy? I to do tego jacyś tacy bardzo podzieleni sojusznicy, bo bez Berlina, Włoch i innych krajów zachodnich. Co miały osiągnąć bombardowania? Bo chyba nikt normalny nie wierzy że właśnie w kolejnym roku wojny zniszczono oto laboratoria czy też zapasy broni chemicznej Asada. Nawiasem mówiąc czyż bombardowanie składów broni chemicznej nie powoduje zagrożenia katastrofą ekologiczną tysięcy ludzi?
Wyszło na to że Stany Zjednoczone usiłują zachować twarz, strzelając jak zawsze tomahawkami; że nie mają jak zaangażować się w Syrii, bez rozpoczęcia globalnego przetasowania. Z drugiej strony buńczuczne oświadczenia Rosji okazały się dużo na wyrost. Rosja nie zaangażowała nawet swojego systemu obrony przeciwlotniczej, który ma tam służyć obronie baz. A więc Tomahawki zostały "wzięte na klatę" i tak na dobrą sprawę trudno dowiedzieć się jakie szkody poczyniły.
Tymczasem Stany Zjednoczone grożą obłożeniem Kremla kolejnymi sankcjami, oznacza to jedynie przyspieszone wpychanie Moskwy w eurazjatycki układ z Chinami. Nawiasem mówiąc, czy ktoś przedstawił może analizę wpływu dotychczasowych sankcji na gospodarkę rosyjską? Zdaje się że rozwija się ona bardzo dobrze obracając ku chińskim towarzyszom. A Putin dogaduje się z natowską Turcją "w sprawie pokoju w Syrii" bez Amerykanów i Izraela.
Wszystkie te podrygi amerykańskiej polityki zagranicznej, niekonsekwencje Trumpa, który wymienia doradców jak rękawiczki, zapowiada wycofanie sił amerykańskich z Syrii (ku oburzeniu izraelskiego "sojusznika") tylko po to, by następnie odpalić sto tomahawków, świadczą o tym, że żyjemy w naprawdę niebezpiecznych czasach, a nasz amerykański wieloryb pływa w coraz płytszej wodzie, coraz bliżej plaży.
Przed senacką komisją USA zeznawał pan Cukierberg, przepytywany niczym na maturze o wraże użycie swego informacyjnego megamolocha. Z jego zeznań wynika przede wszystkim to, że jesteśmy nadzy i bezbronni w zetknięciu z łowcami danych. Senatorowie chcieli zaś obietnicy blokowania niewygodnych fejkniusów i „mowy nienawiści” (choć sam p. Cukierberg przyznał, że mowa ta to ani pies, ani wydra, więc wymyka się definicjom).
Problem nie leży zaś po stronie tych, którzy w naszym XXI-wiecznym maglu opowiadają ćmoje-boje, lecz w tym, że grzeszymy naiwnością i ignorancją. Ludziom oduczonym krytycznego myślenia można żenić byle jaki informacyjny kit, a oni i tak wszystko łykną.
Tych pelikanich odruchów nie wyuczył ani Facebook, ani Twitter, to zrobiły mainstreamowe koncerny informacyjne tłoczące emocjonalnie opakowaną infopapkę. Jeśli do tego dorzucimy żenująco niski stan ogólnego wykształcenia, to byle spryciarz nie musi się za bardzo gimnastykować, by nas walić w rogi. Zresztą to, jak niskiego poziomu propagandę serwują oficjalne media, pokazuje na przykład sprawa wmawiania Asadowi gazowniczych zapędów. Oni naprawdę nie muszą się wysilać z fejkniusami...
„Na świecie zaczyna robić się chaotycznie” - powiedział prezydent Putin i chyba coś wie na ten temat. Choć pewnie chaos był zawsze bo - jak to mówią - zależy, gdzie ucho przyłożyć, czyli do której strefy geopolitycznych tarć.
Nasz gasnący podpsuty hegemon jest coraz bardziej na musiku, usiłuje więc wynajdywać różne sposoby podłożenia nogi nieubłaganie wschodzącej Azji. Na dodatek ów rozrost azjatyckiego kolosa wiąże się z przetasowaniami układów sił w okolicach tektonicznych uskoków, w tym na Bliskim Wschodzie, co wywołuje niepokój tamtejszego mocarstwa kieszonkowego. Ono zaś - jak zwykle - zmusza swego większego kolegę do uczynnych podrygów. Stąd mamy obrażające logikę przeciętnego sierżanta kolejne oskarżenia syryjskiego dyktatora Asada i jego rosyjskich plenipotentów o użycie jakiegoś prymitywnego sarinu. Aby była to prawda musielibyśmy założyć że Asad to Sinobrody młodszy, a Putin Sinobrody starszy, którzy jak nie zagazują kilkoro niewiniątek na śniadanie to mają ból głowy. Widać nawet tak grubymi nićmi szyta bajka nadaje się dzisiaj na pretekst do usprawiedliwienia własnych ruchów na szachownicy, a te ruchy wyglądają na coraz bardziej ryzykowne i nerwowe. No bo nie o sarin tu chodzi, lecz o ślady irańskich stóp na syryjskich piaskach...
Tak się składa, że w życiu publicznym liczą się nie tylko przekonania polityczne, zapatrywania na sferę społeczną czy obyczajową, wartości jakimi kierujemy się w życiu, ale także (a czasem przede wszystkim) kto z kim śpi czyim jest dzieckiem, jakie ma rodzeństwo, gdzie pracuje jego kuzyn...
Jednym słowem liczą się klany, koterie, mafie (o lożach nie wspomnę); liczy się braterstwo, wyniesione ze szczenięcych lat, może z jakiejś wspólnej walki czy doświadczeń. Po prostu, w bardzo wielu wypadkach bliższa ciału rodzima koszula i łatwiej znaleźć wspólny język ze znajomymi ludźmi mimo nawet odległych biegunów.
Polska po II wojnie światowej została zagospodarowana przez Sowiety, Stalin w zrujnowanej Warszawie osadził swoją kompradorską elitę, plus matrioszki z czystego NKWD do pilnowania interesu; ludzi na których mógł polegać i co do których mógł być pewien, że Polakami gardzą, boją się ich, lub nienawidzą, słowem że będą tych Polaków skutecznie trzymać za kark i nie cofną się przed niczym. Wielu z nich to byli Żydzi internacjonalni, nawiezieni na sowieckich czołgach bolszewicy.
Oni w Warszawie sprawnie odgarnęli polski element narodowy, doskonale się udomowili, stworzyli swoje enklawy, uchwycili instytucjonalne przyczółki PRL-u. I oni w tej (głównie) Warszawie ustawili swoje dzieci. Ich progenitura była już rozpuszczona, stanowiła wychowaną na pomarańczach, bananach i zachodnich ciuchach (któż pamięta jeszcze to słowo?) nową arystokrację peerelu.
Gdy zaś trzymani pod butem Polacy co jakiś czas łapali oddech i nieśmiało oskarżali wytykając komunistyczne zbrodnie, wówczas nowe elity trąbiły, że to zwierzęcy polski nacjonalizm i antysemityzm. Słowem, używały swego żydostwa jako tarczy; ten mechanizm obronny zastosowany został już pod koniec lat pięćdziesiątych przez zbrodniarzy stalinowskich, a odświeżono go w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych kiedy pokomunistyczne środowiska żydowskie zaczęły się uwłaszczać na szarpanym suknie postpeerelowskiej gospodarki.
Jeżeli prześledzi się losy tej grupy, zrozumiemy dzisiejszą butę ludzi pokroju Cimoszewicza, Geberta czy Schnepfa. Ich ochronny klosz to narracja o polskim antysemityźmie. Bo przecież tylko przebrzydli antysemici mogą im wypominać enkawudowskie ukorzenienie ojców i dziadków...
Wiele się w Polsce mówi o podziałach społecznych o kłótniach w rodzinie i potrzebie jedności. Niestety apelujący o jedność często zapoznają ten właśnie fakt, że polska ma dwie różne elity, a to elity kształtują dyskurs i debatę publiczną. To właśnie nasze staliniątka usiłują w atmosferze podgrzewanego lamentu o polskim antysemityźmie zapędzić Polaków w kozi róg i nie dopuścić do symbolicznego nawet rozliczenia swoich pociotków ze zbrodni i zwykłej zdrady. Po prostu, debata na ten temat jest umiejętnie kierowana na boczny tor. To normalny mechanizm obronny tego dosyć nieciekawego środowiska.
Andrzej Kumor
Oczywiście, że Jan Paweł II był postacią wielowymiarową; oczywiście, że jego przesłanie podobało się i trafiało również do niekatolików, jednak posługiwanie się popularnością i mirem wielkiego papieża Polaka, niejako podpinanie się przez ludzi z zupełnie innej bajki, wojujących na co dzień z przesłaniem Kościoła, społecznych marksistów, ciotki rewolucji, zwolenników aborcji i eutanazji, jest po prostu niesmaczne. Dzień Jana Pawła II w Kanadzie to święto państwowe, problem tylko w tym, że to państwo coraz bardziej ruguje ze sfery publicznej wszystko to, co Jan Paweł II sobą reprezentował i czym żył. Słowem, jest w tych obchodach coś bardzo nieszczerego. Akurat teraz mieliśmy ich większe natężenie, no bo – wiadomo – politykę robi się na emocjach, a 7 czerwca mamy w prowincji wybory... Idzie więc o dobre skojarzenia, idzie o głosy. Tym bardziej że nasz polski święty jest osobą, która wciąż przyciąga uwagę nie tylko katolików. Jak można z jednej strony bezpardonowo walczyć z katolicyzmem, zmuszać organizacje religijne do podpisywania państwowych cyrografów o akceptowaniu „prawa do aborcji”, a jednocześnie uśmiechać się od ucha do ucha do portretu Jana Pawła II? Nasz papież nie żyje i niestety nie może już tym obłudnikom niczego powiedzieć do słuchu.
W minioną środę – podobno za zaproszeniami – w Centrum Polskiej Kultury w Mississaudze odbyło się świętowanie Dnia Jana Pawła II przez liberalny klub parlamentarny, zjechał się prawie cały rząd Ontario, była sama latająca dziś w sondażach tuż nad ziemią premier Kathleen Wynne, była cała masa posłów federalnych, którzy już przy samym wniosku o kandydowanie z ramienia swej partii musieli podpisać proaborcyjny cyrograf...
No i – jak to zwykle na takich parteitagach – było przyjemnie i miło, piękne słowa gładko płynęły z ust. Nikt żadnego rozdźwięku nie zauważał. Nawiasem mówiąc, ponoć Polaków nie była nawet połówka sali. Nie dostali zaproszeń?
Podczas innych obchodów, w niedzielę przed ratuszem w Toronto, były radny Chris Korwin-Kuczyński zapowiedział za rok paradę. Miejmy nadzieję, że nie będzie to druga fajna parada św. Patryka z udziałem połykaczy ognia i innych kuglarzy, wyjałowiona z jakiegokolwiek religijnego przekazu. Wydaje się, że w Kanadzie postanowiono z Jana Pawła II uczynić „ikonę tolerancji, wielokulturowości i ekumenizmu”. Nie dajmy zrobić z naszego wielkiego świętego religijnopodobnej maskotki, bo wygląda na to, że diabeł w ornat się ubrał i ogonem na mszę dzwoni.
Brońmy tego, co Jan Paweł II nauczał i do czego nas w tysiącach kazań napominał. Może właśnie dzień Jana Pawła II byłby dobrą okazją, aby rozpropagować jego kazania po angielsku... aby przypomnieć potrzebę szacunku do ludzkiego życia – również tego poczętego...
***
Dzwonili do mnie kilka razy z prośbą o poparcie z kampanii Tani Granic Allen, która walczy o nominację Partii Postępowo-Konserwatywnej w tym samym okręgu w Mississaudze co Natalia Kusendova. Tanya jest przede wszystkim pro-life i anty seks-ed; Natalia jest przede wszystkim wychowana po polsku. Kogo wybrać? Dlaczego konserwatyści postanowili strzelić sobie w stopę, w jednym okręgu dopuszczając wyścig, który podzieli głosy polskich prolajferów, i w konsekwencji może doprowadzić do tego, że jedna rozczarowana grupa po prostu nie pójdzie 7 czerwca głosować?
Andrzej Kumor
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…