farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Redaktor naczelny Gońca, dziennikarz i publicysta. Poczytaj Kumora...

piątek, 25 sierpień 2017 20:28

Smutne, że nie pamiętają

Napisał

Nie jest ważne, jak było, ważne jest, co pamiętamy i jak pamiętamy, ta pamięć składa się bowiem na to, kim jesteśmy. Ponieważ przez smutne powojenne lata polska polityka historyczna była w otchłani niebytu, a Polska nie miała materialnych sposobów do lansowania swej wersji, dzisiaj tak łatwo nam przyprawiać fałszywą gębę.


Jest więc szczególnie żenujące to, że sami musimy przypominać obcym sytuacje, za które powinni być nam wdzięczni. Okazja, by nam podziękować, akurat ostatnio minęła tutaj, w Kanadzie, w związku z kolejną rocznicą nieudanego rajdu kanadyjsko-brytyjskiego na Dieppe w sierpniu 1942 roku. Tak się składa, że dzięki polskiemu dowódcy ORP „Ślązak” Romualdowi Nałęcz-Tymińskiemu z rzezi uratowano 85 Kanadyjczyków.
Przy okazji obchodów nikt o tym nie wspomniał, choć uratowani wówczas ludzie pozostali wdzięczni do końca swych dni. Tak wspominał późniejszego admirała Joe Ryan z Royal Regiment of Canada – Był bardzo skromną osobą, jego ORP „Ślązak” był jedynym niszczycielem, który podpłynął po nas tak blisko do brzegu. – Nie chciał być bohaterem, ale tam, w Dieppe, nim był.

Ostatnio zmieniany piątek, 25 sierpień 2017 20:36
czwartek, 17 sierpień 2017 23:29

W świecie politycznie poprawnych pajaców

Napisał

marionetki33

        Ustawianie sobie przeciwnika to znany, nieuczciwy, acz skuteczny manewr bijatyk, nie tylko tych ręcznych, ale też słownych. W tym ostatnim wypadku chodzi o przyprawienie przeciwnikowi takiej gęby, w którą łatwo uderzyć. 

 

        Amerykańscy liberałowie – czyli w dzisiejszych czasach, cała politycznie poprawna chmara oczadzonych ludzi, oderwanych od realnych problemów swojego kraju – w następstwie zamachu (lub nieszczęśliwego wypadku, bo motywy sprawcy nie zostały ustalone ani dowiedzione) w Charlottesville, namalowała na całym obozie przeciwnym – czyli prawicy (nie tylko tej „alt”), wielką tarczę ze swastyką i zaczęła „walczyć z faszyzmem”. 

        Środowiska faszystowskie czy hitlerowskie w USA to folklor nie mający politycznego znaczenia, jednak takie ustawienie sporu pozwala mało kumatym lewakom nie wysilać zbytnio szarych komórek w dobieraniu argumentów – no bo z tak ustawionym „wrogiem” walczy się samym naturalnym oburzeniem. 

        Sprawy są tymczasem o wiele bardziej złożone i o wiele bardziej zmanipulowane, niż wyglądałoby to z relacji CNN. 

Nawiasem mówiąc, dzisiaj media przestały nawet udawać bezstronność i walą propagandę z grubej rury, różne infobabes – wywracają oczami już na sam dźwięk słowa „prawica”.

        Konflikt rasowy w Ameryce (i nie tylko) łatwo jest podgrzać, bo grunt został przygotowany poprzez wychowanie całych pokoleń w przeświadczeniu, że status amerykańskich Murzynów nie wynika, broń Boże, z rozpadu rodziny, narkotyków, wyrugowania tradycyjnej moralności, która jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku dawała im siłę, lecz z systemowej opresji, którą różne akcje afirmatywne mogą zlikwidować. Jest to przekonanie tak zideologizowane, że całkowicie nieczułe na fakty. A fakty są tak oczywiste, że czasem zauważają je sami Murzyni, upatrując wzrost siły swej społeczności w powrocie do wartości, silnej woli i wymagania od siebie. 

        Tak więc, po raz kolejny, społeczność murzyńska jest wykorzystywana do bieżącej batalii politycznej, a jak „zrobi swoje”, to „będzie mogła odejść”. 

        Amerykańska globalistyczna lewica usiłuje za wszelką cenę uderzyć w Trumpa, nie zdając sobie sprawy, że tak na dobrą sprawę uderza w ostatnią próbę uratowania amerykańskiej hegemonii – a to właśnie ta hegemonia daje owej lewicy, podobnie jak innym Amerykanom, możliwość globalnego oddziaływania. 

        Słowem, są to niedokształceni palanci, wychowani w ciepłych pieluchach opiekuńczego Wuja Sama, absolwenci zaklajstrowanych polityczną poprawnością college’ów, którzy nie są w stanie zrozumieć gdzie i dlaczego muszą pływać lotniskowce.

        Ekipa Trumpa i stojący za nią kompleks militarny zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest stawka. Świadczy o tym chociażby niedawny wywiad Steve’a Bannona, głównego stratega prezydenta USA. 

        W prostych słowach sytuacja wygląda tak, że „jesteśmy w stanie wojny gospodarczej z Chinami”, która „zadecyduje, kto za 25 – 30 lat będzie światowym hegemonem. Jeśli sprawy pójdą obecnym torem, to oni nim będą” – ostrzega Bannon, podkreślając, że Chiny grają Północną Koreą – to jeden z ubocznych frontów. 

        Dodaje – wbrew buńczucznym słowom Trumpa – że opcja militarna wobec Pjongjangu praktycznie nie istnieje – chyba że „jesteśmy w stanie pogodzić się z 10 milionami ofiar mieszkańców Seulu w pierwszych 30 minutach trwania konfliktu”. 

        Zdaniem Bannona, jeśli Stany Zjednoczone w ciągu 5 – 10 lat nie będą w stanie doprowadzić do odzyskania gospodarczej siły, to osiągną punkt zwrotny, po którym nie będzie już takiej możliwości, zaleca więc ostre zagrania z Chinami – sankcji nie wykluczając. 

        Chodzi przede wszystkim o zablokowanie dumpingu cen stali i aluminium, a także wstrzymanie wymuszania przez Chińczyków transferu technologii od amerykańskich korporacji, które z nimi robią interesy. Bannon mówi wprost: „Doszliśmy do wniosku, że prowadzą z nami wojnę gospodarczą i nas druzgocą”. Stąd próba zastąpienia gołębi „handlowych” w administracji, jastrzębiami zdolnymi do wprowadzenia antychińskich działań.

        Wracając do konfliktu wewnątrzamerykańskiego, Bannon tłumaczy: – „etno-nacjonalizm – to przegrani ludzie, zbieranina klaunów, margines”. A demokraci? – Chcę, żeby codziennie mówili o rasizmie – jeśli lewica pozostanie skoncentrowana na rasie i tożsamości, a nam ujdzie wprowadzenie gospodarczego nacjonalizmu, zgnieciemy demokratów”.

        Taki jest kontekst tego, co dzieje się w Ameryce. 

        W tym kontekście właśnie rozpoczęło się renegocjowanie NAFTA. Kanada jest w tej układance na straconych pozycjach, Amerykanie dadzą nam to, co będą chcieli, moglibyśmy starać się ugrać z nimi więcej, ale sądząc z telewizyjnego oglądu – nie mamy kim. Ekipa Justina Trudeau do tego się nie nadaje. Niestety, po kanadyjskiej stronie ludzie Trumpa nie mają partnera. Nie wątpię też, że niezależnie od tego, jak bardzo dostaniemy w tyłek od Waszyngtonu, zostanie to przedstawione jako wielki sukces naszego przystojnego premiera. 

        Na razie nasza pani od spraw zagranicznych pokazała na konferencji prasowej fotografię meksykańskich i amerykańskich strażaków wspólnie gaszących lasy Kolumbii Brytyjskiej jako dowód dobrych efektów NAFTA. Co ma piernik do wiatraka, trudno mi wykoncypować. Ale pani Christia Freeland była roześmiana, dodała, że kanadyjskie podejście zawsze opierać się będzie na „sunny ways”, problem w tym, że właśnie będziemy mieli pełne zaćmienie. 

        Proszę powiedzieć, jak tu nie wierzyć w znaki...

Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany piątek, 25 sierpień 2017 10:34
piątek, 11 sierpień 2017 08:12

Honorowi wśród gangsterów

Napisał

kumorszary        Czy w stosunkach między państwami jest miejsce na moralność? Czy w polityce zagranicznej można mówić o honorze? Czy wartości, którymi posługujemy się, czy też powinniśmy się posługiwać w życiu prywatnym, odnoszą się również do stosunków między państwami? 

        Czy możemy być skuteczni w naszych relacjach, stosując się do zasad prawdomówności, otwartości, honoru właśnie? 

        Wygląda na to, że odpowiedzi na te pytania zupełnie inaczej ukształtowały się w naszej polskiej tradycji, a inaczej w krajach, które skutecznie działają na świecie. Nawiasem mówiąc, kodeks Boziewicza mówi o czymś, co nazywa „zdolnością honorową”. I może właśnie tutaj znaleźć można klucz do naszych dylematów. Nie da się ukryć, że skuteczna polityka mocarstwowa Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Rosji polega na podejmowaniu działań, które prowadzą do celu, nawet jeśli polegają na oszustwie, niewywiązywaniu się z podpisanych traktatów, wykorzystywaniu naiwnych, rozgrywaniu jednych przeciwko drugim. 

 Zdolności honorowej nie mają ludzie bez honoru i wobec nich nie trzeba się honorowo zachowywać. Czyż zatem wobec wspomnianych krajów nie obowiązują te same zasady, jakie one stosują wobec nas? 

        Czy wobec gangsterów mamy zachowywać się jak wobec damy? Ktoś powie no tak, ale polityka jest przecież służbą publiczną. Owszem, ale wobec własnego narodu; wobec państwa, w imieniu którego działamy. Bo to właśnie dobro wspólne, dobro naszego kraju jest wartością nadrzędną; bo bezpieczeństwo i ochrona interesów tego kraju pozwalają zrealizować jego dążenie do dobrobytu, do ochrony wartości, które są dla nas drogie; ochrony sposobu życia ludzi, czyli stworzyć sferę naszej wolności. 

        Tak zwany makiawelizm, w polityce sprowadza się do realizacji szczytnych celów. Oznacza działanie w obronie zasad, którymi kierujemy się w naszej rodzinie, państwie; oznacza skuteczne działanie wobec tych, którzy takich zasad nie uznają w stosunku do nas. 

        Nie można być honorowym wśród gangsterów, prostytutek i złodziei. Nikt honoru w takim miejscu nie może wymagać. Byłoby to śmieszne. 

        Podpisane porozumienia, umowy mają ograniczony zakres obowiązywania. Oczywiście, nie oszukujemy na co dzień, bo to nie jest opłacalne, ale jeżeli coś przestaje się opłacać, to interes narodowy powinien przeważać i „nie ma tutaj przeproś”. Tak postępują wszyscy inni, również wobec nas, dlatego trzeba mieć rozeznanie w ich interesach i trzeba wiedzieć wyraźnie, gdzie możemy się rozmijać. 

        Gdyby w polityce międzynarodowej obowiązywała moralność i zaufanie, to służby specjalne, wywiad i kontrwywiad nie miałyby co robić.                 Tymczasem pracy jest od groma. 

        A więc, nie odwołujmy się do zasad, którymi kierować powinniśmy się wobec bliskich, w działaniach których jedyną  zasadą jest interes; interes naszej zbiorowości, interes naszego państwa. To wcale nie oznacza, że wynik tych działań musi być czymś złym, przeciwnie, rozeznanie i uzgadnianie interesów prowadzi do pokoju i szacunku opartego na sile.

        My, Polacy, mamy dziwną skłonność i zasady honoru łatwiej przychodzi nam stosować wobec obcych, niż własnego narodu, ludzi, którzy nas wybrali, których zobowiązani jesteśmy chronić. Polacy celują w wybieraniu kasztanów z ognia dla kogoś, kosztem interesu własnych dzieci i wnuków, mamy tendencję do przelewania krwi młodych pokoleń na ołtarzu wyimaginowanych zobowiązań. 

        Być może jest to efekt szczególnego rozwoju społecznego Polski, efekt utraty państwowości czy istnienia w cieniu zaborczych krajów. Można się spierać. Tak czy owak, najważniejsze jest to, żebyśmy dzisiaj zrozumieli, że jeśli chcemy żyć po swojemu, bronić siebie, swojego kraju, to musimy nauczyć się skutecznie działać w Europie i w świecie; musimy się wyzbyć elitarnej głupoty, która doprowadziła Polskę do katastrofy wieku XVIII i była przyczyną ogromu nieszczęść w wieku XX. Od tego są szkoły. Mają takie Amerykanie, mają takie Rosjanie, uczą się w nich Niemcy. My chodzimy do nich rzadko. 

        Sytuację usiłował zmienić Roman Dmowski, którego rocznica urodzin właśnie minęła, ale skutki polityczne działań jego przeciwników sprowadziły na Polskę tragedię, która nie pozwoliła narodowemu myśleniu nabrać wiatru w skrzydła. Dlatego za każdym razem kiedy jako naród uzyskujemy trochę spokoju, trochę oddechu, powinniśmy przede wszystkim uczyć się, jak odkadzić sobie głowę. Jak przesiać ten balast tradycji i tego dziedzictwa, przekuć w narzędzia skutecznego działania i walki o nasz kraj. Mamy bogatą spuściznę błędów poprzednich pokoleń. Zapłaciliśmy za nią olbrzymią cenę. Pora, aby te lekcje wcielić w życie, uczyć się na błędach cudzych, a nie własnych, czasu może być niewiele. Bo jak mówił Bismarck, życie jest jak umiejętne wyrwanie zęba, cały czas człowiek myśli, że to najważniejsze dopiero przyjdzie, a nagle spostrzega się, że już jest po wszystkim. Tym razem nie pozwólmy, by było po wszystkim. Dołączmy do rodziny narodów – jak to określa Stanisław Michalkiewicz – poważnych. Narodów, których silne, skuteczne i mądrze prowadzone państwo wyznacza innym kierunek drogi.

Andrzej Kumor 

 

Ostatnio zmieniany piątek, 18 sierpień 2017 09:31
piątek, 04 sierpień 2017 08:08

Nie zasłaniajcie ich bohaterami

Napisał

       Coraz gorzej przeżywam rocznice Powstania Warszawskiego, coraz bardziej mnie ta tragedia tyrpie, między innymi dlatego, że do dzisiaj obrońcy dowódców Armii Krajowej, sprawców Powstania, różni apologeci mitów, usiłują zasłaniać ich od odpowiedzialności heroicznym poświęceniem najlepszej polskiej młodzieży. 

        Szafowanie polską krwią to jedna z najgorszych cech polskiej elity, i to nie tylko w AK, to jest jakaś rysa naszego charakteru narodowego. Mówił o tym ze smutkiem w wywiadzie ze mną uczestnik Powstania, por. Siemiątkowski z NSZ: W samym dowództwie, przed samym wyjściem – to był koniec lipca – mówię, że mam dobrze uzbrojoną grupę i ja muszę wiedzieć, jak to jest przygotowane.  Przecież ja ponoszę odpowiedzialność za tych ludzi!  Ciągle mówili, że opracowali piękny plan tego wycofywania na Zachód. 

 Przyszedłem do nich i mówię: „Gdzie są mapy? Ja nie mam map! Ani jednej mapy. Gdzie są aparaty radiowe dla łączności?”. Przecież mogę się porozumiewać tutaj, w Warszawie, gdzie są telefony, ale tam muszę mieć radio! A tu oni już zrobili głupstwa z tymi aparatami. Można je było dostać, ale oni się nie kwapili. Mówię do nich (jeden pułkownik, drugi pułkownik), jak ja mam wyprowadzić z miasta uzbrojonych po zęby ludzi? Przecież oni nie pójdą, tak jak tu chodzą z pistoletami ukrytymi, tylko będą mieli dużą broń. Jak ja mogę z nimi iść, jak ja nie mam najmniejszej mapy, nawet mapy Polski. No, a oni na końcu powiedzieli mi po burzliwej naradzie: „Możesz przecież zakamuflować broń i pojechać do Grójca kolejką”. 

       Mówię: „Dobrze, dajcie mi  jakieś wskazówki! Ja się wyładuję na stacji w mieście Grójcu w dwieście uzbrojonych i obciążonych chłopa niosących amunicję, granaty, i co dalej?”. Oni mi mówią: „No, nie wiemy, ale masz tutaj rozkład jazdy kolejki grójeckiej, to sobie dobrze przepatrz, a tam to już sobie dasz jakoś radę”. Więc ja czym prędzej biorę ten rozkład i pędzę na stację kolejki grójeckiej, żeby sprawdzić – okazało się, że grójecka kolejka już nie chodzi! 

        No, ale to są głupstwa, śmieszne głupstwa... 

        W każdym razie dzisiejsze argumenty, że to dzięki Powstaniu Stalin nie zrobił nas republiką, można sobie między bajki włożyć (A Węgier dlaczego nie zrobił republiką?; a Rumunii?). Błędy trzeba rozliczać, żeby ich nie powtarzać. 

        Hekatomba Powstania i planowe wyburzanie Warszawy przez Niemców były rezultatem błędnej polityki polskich elit. I to mimo wielu rozsądnych głosów w samej Warszawie, mimo przykładu zachowania wobec AK armii sowieckiej w Wilnie. Po prostu, Panie, Panowie, nie ma o czym mówić, na głupotę nie ma rady. 

        Tylko – tak jak mówię – zasłanianie dzisiaj od odpowiedzialności dowódców powstania barykadą z dzieci-żołnierzy i najlepszych polskich żołnierzy jest niemoralne. 

        Właśnie ze względu na ofiarę krwi, ze względu na katastrofę wojny, przerwanie narodowego łańcucha pokoleniowego elit, ze względu na wyczyszczenie pola Stalinowi – dzisiaj musimy analizować tamte decyzje polityczne. Bo one nadal mają skutki. To za sprawą Powstania Warszawa obsiądnięta została przez „staliniątka”. Tak, w innych byłych „krajach demokracji ludowej” też, ale nie do tego stopnia. 

        Nawet analizując decyzję o Powstaniu na podstawie informacji, którymi dysponowali wówczas jego dowódcy, można zasadnie pytać, czy czasem zdrajcy i agenci im czegoś nie szeptali na ucho. 

        Czy warto było walczyć – pewnie tak – ale nie wtedy, nie w taki sposób i być może już nie z Niemcami. Powstanie nie tylko opróżniło Warszawę, ale również spowodowało traumę, przez którą antysowiecki opór Polaków był wiele mniejszy. Po prostu, trzeba być na tyle mądrym, by nie dawać sobą manipulować, by nie wybierać za innych kasztanów z ognia. 

        Stojący na londyńskim chodniku polscy bohaterowie podczas parady zwycięstwa, to nie jest efekt brytyjskiej polityki, lecz polskiej nonszalancji politycznej, z którą mamy do czynienia dookoła i dzisiaj.

        Od polityki są podręczniki, tego można się uczyć; być może zagrania polityki międzynarodowej nie są ładne, być może nie ma tam miejsca na słowo „honor”, ale jej skuteczne uprawianie jest konieczne do tego, by zbudować siłę własnego narodu. Tymczasem nas, Polaków, można podręcznikowo wypuszczać, za darmo wykorzystywać i wpychać pod pociąg. Gdy zaś inni robią nami brudną robotę „na Santo Domingo”, my racjonalizujemy to sobie w imię wyższych wartości. 

        II wojna światowa przyniosła Polsce katastrofę – pasmo klęsk. Jedyne, co możemy dzisiaj zrobić, to uczyć się skutecznej polityki, uczyć naśladować innych w umiejętności podstawiania nogi.

        A jak się robi politykę? Przykład pierwszy z brzegu: proszę popatrzeć na Stany Zjednoczone, które wobec Rosji stosują dzisiaj wariant używany niegdyś przez Sowiety w zimnej wojnie – czyli grają deblem dobrego przyjacielskiego Trumpa i „złych” antyrosyjskich „jastrzębi”. Mydląc Moskwie oczy obietnicami „odprężenia”, jednocześnie przykręcają gospodarczą śrubę, usiłując podkopać wpływy Gazpromu w Europie. Kreml w dawnych czasach robił to samo, mamiąc Zachód „twardogłowymi” i „liberałami” wewnątrz komunistycznego aparatu.        

        Nauczymy się takich zagrywek? Niektórzy twierdzą, że podobnie gra Kaczyński, stosując pozorny konflikt „liberalnego” prezydenta z hardkorowym PiS-em. Czy rzeczywiście tak jest, okaże się po efektach.

         Czy Polska da więc radę?

        Módlmy się o to!

Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany piątek, 11 sierpień 2017 15:10
piątek, 28 lipiec 2017 07:49

Wszystkie ręce na pokład

Napisał

kumorszary        Niezależnie od tego, czy zagranie wetem przez prezydenta RP jest częścią większego, strategicznego planu Jarosława Kaczyńskiego – jak chcą zwolennicy teorii spiskowych, którzy wszystko usiłują tłumaczyć genialnością prezesa – czy jest po prostu ordynarną kłótnią w rodzinie – pewne jest, że polska partia rządząca wydaje się nie wierzyć we własną propagandę. 

        Bo jeśli się uznaje – całkiem słusznie – że Polska jest obsiądnięta przez układ WSI-owy, wspierany przez zastępy „staliniątek”; układ, który wziął dla siebie pokaźne kawały gospodarki oraz zmonopolizował megakorupcję, jak szaber gruntów warszawskich; jeśli się uznaje, że realnie rządzi podskórna mafia, która instytucji państwowych używa do ugruntowania materialnej pozycji nowej polskiej „arystokracji”, to trzeba zdawać sobie sprawę, że tego rodzaju ośmiornicy przy pomocy prostych chwytów demokratycznego państwa, czyli na drodze ustaw i przepisów, nie można wyczepić z ofiary. 

Przeciwnik (o ile dla PiS rzeczywiście jest to przeciwnik) jest po prostu zbytnio ukorzeniony.

        Grupa Kaczyńskiego, czyli główni taktycy PiS, uznała, że przy pomocy wsparcia administracji amerykańskiej jest w stanie uderzyć:

        A – w stare wpływy Niemiec i Rosji, czyli w podporządkowane im lokalne siły polityczne, 

        B – w interesy ludzi starych służb (z których wielu notabene jest na kontakcie USA – bo przecież to przez nich CIA załatwiała sobie Klewki).

        Losy państw czy narodów uczą, że jest to zawsze historia konkretnych ludzi, ich powiązań rodzinnych, znajomości, fobii, bohaterstwa, zdrady. 

        Polska ma to nieszczęście, że katastrofalna polityka elit międzywojennych doprowadziła do anihilacji warstw wyższych. Józef Stalin i Adolf Hitler doskonale zdawali sobie sprawę, że Polska się nie odrodzi, jeśli obetnie się głowę. Po wejściu na polskie tereny Stalin rozpoczął przeflancowywanie polskojęzycznego elementu, który miał ubrać się w buty poprzedniej elity i zasiedlić jej mieszkania; rozpoczął nicowanie polskiego społeczeństwa. Doskonale do tego nadawała się ideologia komunistyczna, która z zasady rugowała stary porządek. 

        Wyludnioną przez Niemców Warszawę zasiedlono więc nowym aparatem, wśród którego prominentną rolę pełnili urodzeni na terenach polskich Żydzi, doskonale znający tubylcze realia, bez cienia sentymentu do „sanacyjnej” Polski. Po lekturze akt IPN arcyciekawymi życiorysami można tu sypać jak z rękawa. Oczywiście, PRL budowali nie tylko oni. 

        Kluczem do rozumienia historii PRL jest optyka konfliktu puławian z natolińczykami, czyli wojskówki stworzonej z polskich bandytów i tej z żydowskich.  

        Zmagania te nie ustały w roku 1968, kiedy to realizując globalne zapotrzebowanie Moskwy, Warszawa odcięła część żydowskiego aparatu, ekspediując go do Izraela i na Zachód (co dało jednocześnie izraelskim i zachodnim wywiadom doskonałą agenturę do poznania wysokich eszelonów polskiego aparatu władzy). Obie grupy pykały się do końca PRL-u, by ostatecznie zacząć wspólnie kręcić lody, jak przy operacji irackiej z Amerykanami czy operacji MOST.  

        Transformacja, przygotowana i przeprowadzona przez peerelowskie służby specjalne, uczyniła z tej grupy, z ich  rodzin, kumpli i towarzystwa, największych beneficjentów „przyłączenia Polski do  rodziny demokratycznych i wolnych narodów”.  To właśnie ta grupa odcina do dzisiaj kupony od swego uprzywilejowanego położenia. To środowisko obstawiające większość znaczących stanowisk państwowych i przeważające w dużym polskim biznesie, to jest polski UKŁAD.

        Nikt nie oddaje za darmo złotej rybki. Podjęte przez PiS reformy nagle przenosiły konkretną kontrolę nad benefitami polskiego państwa. Ukrócenie przekrętów VAT-u, wysiudanie dotychczasowych pośredników z kontraktów rządowych i inwestycji realizowanych z europejskich funduszy, a wreszcie próba zahamowania szabru gruntów i kamienic w wielkich polskich miastach – wszystko to zapaliło w oczach systemu czerwone światło.

        Wymiana elit nie jest możliwa bez wojny terroru lub innych gwałtownych metod; na pewno zaś nie jest możliwa przy pomocy kartki do głosowania. Aby w Polsce przeprowadzić taką akcję, trzeba mieć potężną maszynę polityczną i resortową, złożoną z dynamicznych młodych ludzi, którzy nie uczestniczą w obecnym podziale korzyści; trzeba mieć za sobą wojsko i policję. A i to jest jeszcze mało; trzeba mieć bowiem skonsolidowany i umotywowany własny aparat polityczny. Jednym z pierwszych kierunków obrony przez układ jest klinowanie i dzielenie napastnika. Czy PiS to ma? Nie znam na tyle polskiego rynku, by to stwierdzić. Można jednak odnieść wrażenie, że nie bardzo.

        Co ma druga strona? Co ma UKŁAD? Poprzez kanały liberalne, rodzinne żydowskie, masońskie i inne środowiskowe, dociera do podobnych liberalnych elit Zachodu i USA, z łatwością uzyskuje korzystny dla siebie przekaz propagandowy. Słowem, ma skuteczne tuby nagłaśniające i jest w stanie głośno kwiczeć w obronie własnych interesów finansowych.

        Polskie sądownictwo od czasu „transformacji” stało na straży systemu władzy. Przechlupnięci bez zmian z PRL-u sędziowie wydawali tak karkołomne decyzje, jak w przypadku Romana Kluski, to oni odpędzali i rujnowali wszystkich tych, którzy usiłowali zagrozić interesom nowej elity. Uznawanie pełnomocnictwa podpisywanego przez 140-letnich spadkobierców to tylko jeden z wielu przykładów bezczelności i bezkarności polskich prawników. Po prostu, przeginali, czuli się panami kraju, są  jednym z  istotnych elementów pilnowania ukradzionej schedy. Dlatego dzisiaj w walce o ich „niezależność” rzucono wszystkie siły; od krakowskiej masonerii po liberalną międzynarodówkę żydowską.

        Zobaczymy więc wkrótce, czy Polacy potrafią przeciwstawić się takiej nawale i z jakiej broni będą strzelać.

Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany piątek, 04 sierpień 2017 17:25
piątek, 21 lipiec 2017 08:26

Hierarchia

Napisał

Mis2917        Dlaczego miś musi być drogi? 

        W Toronto pewien obywatel zrobił schody w parku – kosztowało go to 600 dol., zrobił schody, bo nie można się było doprosić miasta. 

        Miasto sprawę ma w toku, zabudżetowano na nią od 60 tys. do 120 tys. dol.... To jest skala tego, jak my, zwykli ludzie, dajemy się robić w konia. 

        W każdym społeczeństwie chodzi o to, kto pracuje na kogo. Zawsze tak było. 

        Ewentualne zmiany i przetasowania takiego systemu mogą nastąpić jedynie przy użyciu gwałtownych metod – wojny albo rewolucji; kiedy to ma miejsce, następuje podmianka i „nasi” wchodzą w buty „waszych”. Taką podmianką była rewolucja francuska, był nią też przewrót bolszewicki. 

 Prawda ta jest oczywista od zarania organizacji społeczeństw. To dlatego podczas zwycięskich rewolucyjnych wojen mordowano króla, jego rodzinę i cały dwór; to dlatego bolszewicy wymordowali elitarne grupy społeczne, a hitlerowcy polską inteligencję. Po to by dokonać „głębokiej zmiany” i przenicować społeczeństwa.

        By to zrobić, konieczne jest rozwalenie całego zastanego układu społecznego, a tego „spokojnymi” metodami nie da się uzyskać. 

        Społeczeństwo składa się bowiem z obszarów współzależności, opanowanych przez środowiska etniczne, zawodowe,  rodzinne, powiązane sieciami świadczonych usług; na zasadzie, ty mi ułatwiłeś kontrakt, ja ci odpalam 30 procent i daję żonie twojego szwagra pozycję w firmie. Tak działają „stare pieniądze” i „stare rodziny”.

        Czy to jest korupcja? To jest realny układ funkcjonowania władzy. Nie tej nominalnej, nie tej z pierwszych stron gazet, lecz tej faktycznej idącej z pokolenia na pokolenie. 

        Te struktury współzależności są wprawdzie otwarte na nową krew, ale nie na zasadach, jakie są deklarowane, dopuszcza się wybranych energicznych i zaradnych. Zamknięcie przed nimi drzwi  wytwarzałoby sytuację niebezpieczną dla systemu. Elity muszą przecież „krążyć”, konwekcja musi rozładowywać różnice temperatury.

        I dlatego schody w parku muszą kosztować minimum 60 tys.; muszą bowiem wykarmić kilka rodzin – tych samych co zawsze. Jednym z ciekawszych opracowań socjologicznych byłaby inwentaryzacja wszystkich tych, którzy zarabiają na styku prywatno-państwowym, gdzie – jak wiadomo – kręci się najsmaczniejsze lody. Zobaczylibyśmy wówczas nazwiska z prawdziwej struktury władzy.

        Bo demokracja jest systemem wybierania tych co trzeba i legitymizacji ich pozycji. Dopóki każdy może w tym znaleźć miejsce, dopóki każdy ma szansę na wykrojenie choćby małego obszaru, w którym będzie zadowolony z tego, co ma – system jest stabilny. 

        Ponieważ to wszystko nie urodziło się wczoraj – wbudowane weń też zostały różne mechanizmy bezpieczeństwa, na wypadek prób destabilizacji.

        Od zarania istnienia społeczeństw ludzie czerpali korzyści ze swego statusu, pozycji władzy, położenia na społecznej siatce współzależności. I zostało. Dlatego, podobnie jak w starożytnym Egipcie, biurokraci i zarządcy muszą dostać działkę, dlatego istnieje cała kanalizacja podskórnej dystrybucji wpływów i apanaży. To stanowi o istocie każdego społeczeństwa.

        Dlatego jeśli ktoś chce taki system usprawniać czy blokować, musi być przygotowany na trudną walkę. Pewne jest, że nie można tego zrobić przy pomocy tzw. demokracji i głosowania. Poszczególne „stare rodziny” i mafie, które mają podzielone wszystko między sobą, wpuszczają między siebie jedynie takich, którzy gotowi są uznać prymat układu. Dlatego mamy różnego rodzaju „szklane sufity” i różnego rodzaju „kije”, wyżej których nie podskoczysz… Znam ludzi, którzy posmutnieli, doświadczając tego na własnej skórze.

        Zmienić taki układ może jedynie siła, przychodząca z zewnątrz, oddolne ruchy są szybko kontrolowane i pacyfikowane.

        Podobnie jest w Polsce, gdzie obecny układ polityczny niektórym depce po odciskach. 

        Polski system jest jeszcze bardziej patologiczny niż nasz tutejszy. To przecież w Warszawie kamienice odzyskiwali pełnomocnicy 140-letnich spadkobierców, to przecież w Krakowie mamy do czynienia z falą „zasiedzeń” atrakcyjnych terenów miejskich wielomilionowej wartości przy pomocy upraw rabarbaru. To wszystko nie byłoby możliwe bez całego rozbudowanego aparatu skorumpowanych spółdzielni prawno-administracyjnych krytych przez miejscowych polityków. Jest to po prostu system napełniania kieszeni nowej elity, która uznała, że nadszedł jej czas i może to zrobić; która stwierdziła, niczym szatniarz w kultowym „Misiu”, „nie oddam kurtki i co mi pan zrobi?”. No właśnie, co im można zrobić?

        Aby rozwalić układ, trzeba mieć siłę wynikającą z realnej władzy, trzeba zaoferować nowe współzależności i nowy podział tortu, trzeba mieć też umocowanie zagraniczne, aby nie zostać zdmuchniętym przez tych, co dla obrony prywaty tradycyjnie zapraszają obce wojska.

        Każda sytuacja konfliktowa, również taka jak w Polsce, jest bardzo korzystna dla interesów zewnętrznych; jak to krajach afrykańskich bywa, za zewnętrzne poparcie możnych gotów się sprzedać byle kacyk.

        Zatem odwoływanie się do urny wyborczej, mechanizmów demokracji i opinii publicznej nie wystarcza – to są rzeczy wtórne; w Polsce jest wystarczająco dużo ludzi, którzy o tym doskonale wiedzą…

Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany piątek, 28 lipiec 2017 16:00
piątek, 14 lipiec 2017 07:44

Na nosa to było tak…

Napisał

kumorszary        Tak, gdyby to wszystko poukładać „na nosa”, to sprawy mają się następująco: 

        Donald Trump nie jest żadnym „wypadkiem przy pracy” czy amerykańską odmianą Nikodema Dyzmy, lecz politykiem kutym na cztery nogi, wystawionym przez starą wojskowo-finansową elitę USA – ludzi o doświadczeniach zimnowojennych, zwinnych imperialnych graczy – elitę zaniepokojoną tym, co działo się za rządów nowej elity clintonowo-obamowej – ludzi rodem z lat 60., dorastającej w czasach rewolucji seksualnej, hippisowskich ruchów, Woodstock i Wietnamu.

        Ta ostatnia elita, odcinając kupony od pozycji Ameryki w świecie, zapomniała o imperialnych wyzwaniach ze strony Eurazji, oddała interesy mocarstwowe w pacht liberalnych globalizatorów. 

        Ta stara elita ma nieco związków z Polską. Nie tylko za sprawą śp. Brzezińskiego, ale choćby gen. Jajko; ludzi, którzy „robili imperium” za Reagana i walczyli z Sowietami w proxy-wojnach. 

 To właśnie tamtędy prowadzi polska nitka do Donalda Trumpa – głównie via The Institute of World Politics – szkołę dającą informacje historyczne i „kontekstowe” ludziom Pentagonu, NSA i CIA; uczelnię założoną na początku lat 90. przez Johna Lenczowskiego, głównego doradcę Ronalda Reagana ds. sowieckich.

        Dzisiaj, kiedy Ameryka jest wypychana z tradycyjnych obszarów wpływu, kiedy konkurencja z Chinami przybiera na sile, konieczna jest konsolidacja i sanacja amerykańskiego imperium. W przeciwnym razie w ciągu jednego – dwóch pokoleń, Pax Americana, którego beneficjentem jest dzisiaj Zachód, zostanie rozmontowany.

        Stara gwardia amerykańskich służb uznała więc, że to ostatni dzwonek, by w miarę skutecznie móc przeciwstawić się wyzwaniom, zaniedbywanym przez co najmniej dwie minione dekady. I stąd nowa polityka Donalda Trumpa. 

        Polityka atakowana z jednej strony przez ponadnarodowych globalistów, dla których Amerykanie są tylko użyteczną chabetą, oraz przez różnej maści niedokształconych ludzi matriksu, którzy tak na dobrą sprawę nie wiedzą, skąd się bierze ciepła woda w kranie – różnych pożytecznych idiotów rozgrywanych przez prawdziwe partykularne grupy interesów krajowe i zagraniczne.

        Co ciekawe, w nowej sytuacji podzielone zostało lobby żydowskie – w przeciwieństwie do liberalnego skrzydła prominentnego w mediach, ortodoksyjny, syjonistyczny hardcore poparł nowego prezydenta – w jego otoczeniu jest zresztą pokaźna grupa amerykańskich Żydów. Tak więc konflikt i walka przebiegają dzisiaj na nowych frontach, wzdłuż nowych linii podziału.

        Nowa gra w Polsce, której przejawem była niedawna wizyta Donalda Trumpa, idzie o to, aby wbić klin w koncepcję Eurazji i postawić amerykańską stopę między Niemcami a Rosją i Chinami; na zasadzie, nic tutaj nie będzie bez nas – możecie mieć Nowy Jedwabny Szlak – proszę bardzo, ale z naszym udziałem i kontrolą. Jest to sensowne zagranie. Problem tylko w tym, że Polakom przypada w nim rola przedstawiciela amerykańskiego interesu. Niewygoda takiej sytuacji polega na zawężeniu pola manewru. 

        Owszem, Polska staje się dla Amerykanów ważna w Europie, ale odpowiedź na pytanie, czy to jest dobre dla Polski, nie jest wcale taka jednoznaczna, jak by się mogło wydawać. 

        Tak czy owak, dobrze się stało, że przy okazji tych wszystkich manewrów amerykański prezydent wsparł w Warszawie polską politykę historyczną, czym ściągnął na siebie gromy lewaków oraz środowisk żydowskich, które usiłują pedagogiką wstydu rozmiękczyć Polaków do wypłacenia trybutu. Więc coś jednak ugraliśmy. 

        Druga dobra rzecz jest taka, że Polacy dzięki kampanii wyborczej Donalda Trumpa ponownie zaistnieli w amerykańskiej polityce. Polskie głosy przeważyły szalę w licznych okręgach, Kongres Polonii Amerykańskiej w zasadzie udzielił poparcia konserwatywnemu kandydatowi, a w wyborczych kuchniach pracowało wielu Amerykanów polskiego pochodzenia. 

        Amerykańska Polonia, poszatkowana i skłócona, pokazała, że jest konserwatywną siłą i przy odpowiedniej mobilizacji, może się liczyć.

        Jest oczywiste, że Polska nie jest zdolna przeciwstawić się amerykańskiej polityce; jest oczywiste, że z Amerykanami i przy Amerykanach można wciąż sporo ugrać – czy będzie to możliwe, zależy od polskiej elity; czy w minionych dwóch dekadach wystarczająco dorosła i dojrzała, by móc upodmiotawiać własne państwo, by móc skutecznie negocjować z Amerykanami, przyzwyczajonymi, jak to obrazowo określił były influenser Radosław Sikorski, że nad Wisłą dają im za darmo. 

        Sądząc po egzaltacji, jaka wielu polskim komentatorom i politykom udzielała się na widok POTUSA, stare nawyki trudno wykorzenić... 

        Nic to, miejmy nadzieję, że okres pokoju i wzrastającego dobrobytu da glebę do odrodzenia „polskiej głowy”, bo przecież jak to kiedyś ładnie ujął mój kolega – „ziemia wciąż rodzi”. Przychodzą nowe pokolenia. Najważniejsze więc, by rodziła jak najobficiej i by nowe zastępy wykształconych Polaków rozumiały stawki i zasady gry. 

        Pewne jest zaś, że wreszcie nowa polska elita ma do „imperatora” jakieś dojście. To cieszy. 

Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany piątek, 21 lipiec 2017 09:16
piątek, 07 lipiec 2017 08:17

Novus ordo

Napisał

kumorszary        Demokratyczna utopia jest tak głęboko ukorzeniona we współczesnej świadomości społecznej, że nikt jej nawet nie usiłuje podważyć. Zyskała religijny status, a wiary w nią wymaga się od każdego.

        Utopia ta zakłada między innymi mit współrządzenia – wszyscy wspólnie podejmujemy ważne decyzje o sobie – uzgadniać je mamy poprzez głosowanie w wyborach i referendach. 

        Tymczasem demokracja nigdy nie dotyczyła wszystkich – zawsze była jedynie metodą uzgadniania stanowiska w wąskich grupach posiadających możliwość działania. Bo też większość normalnych ludzi chce żyć w świecie już urządzonym, w którym wiedzą, czego się od nich wymaga i co mają robić. Taki świat dawał i daje poczucie bezpieczeństwa. Poczucie to wzmacniał dodatkowo stabilny porządek społeczny.

piątek, 30 czerwiec 2017 07:52

Ktoś na nas eksperymentuje

Napisał

kumorszary        Przeżyliśmy w Toronto kolejną paradę homoseksualistów. Jak zawsze, było „wesoło”, czyli przy okazji mówienia o „równości”, „miłości” i prawach mniejszości rzucano nam na oczy wyuzdaną seksualność. Oczywiście, można tego nie oglądać, można wyjechać z miasta, niektórzy jednak mieszkają w centrum i trudno im to omijać. 

        Jak co roku, były przypadki obnażania się, eksponowania genitaliów, symulowania seksu, i to wszystko na oczach zwykłych przechodniów, w tym również dzieci. 

        Główna kanadyjska agencja informacyjna posunęła się nawet do stwierdzenia, że może to być dobre dla najmłodszych, ponieważ... pobudza do dyskusji na temat seksualności. Nie wiem, jak trzyletnie dziecko, oglądając majtającego penisem homoseksualistę, ma być „pobudzone do dyskusji”. Według wszystkiego, co wiemy o psychologii dziecka, jest to rodzaj molestowania seksualnego. I nagle w naszym społeczeństwie, które szczyci się, że chroni prawa wszystkich, nawet tych najmniejszych, wzruszamy na takie molestowania ramionami; słyszymy rzeczy, które są oczywistymi bzdurami, i wszyscy  przechodzimy obok nich obojętnie. 

Ostatnio zmieniany sobota, 01 lipiec 2017 14:36
piątek, 23 czerwiec 2017 15:08

Od szczęścia nie ma ucieczki

Napisał

kumorszary        No i zrobiło się wielkie aj-waj – w naszym świecie tysiąca ócz wszystko, jak wiadomo, jest nagrywane, nagrał więc ktoś w Mississaudze matkę chłopca w przychodni, gdy domagała się „białego lekarza”, który „nie ma żółtych zębów”. 

        Z tymi zębami to tak po prawdzie nie wiem, o co chodzi, sam mam żółte i od lat tłumaczę mojej Pani Dentystce, którą do wybielania ręka swędzi, że to jest w moim przypadku normalne, bo przecież to Murzyni mają zęby białe... Czemu mam więc poprawiać po Panu Bogu? 

        Filmik, jak to w dzisiejszym świecie bywa, zaczął żyć własnym youtubowym (i nie tylko) życiem, „rozsławiając” Mississaugę po całym świecie. Pani zresztą wizerunkowo pasuje jak ulał do stereotypowego obrazu „rasistki” – deczko roztyta blondyna obdarzona głosem o wysokich częstotliwościach, holująca za sobą latorośle w sportowym dżerseju i bejsbolówce. Po prostu, nie da się lepiej.

Incydent dał początek wielu internetowym pyskówkom, no bo z lekarzami każdy miał do czynienia, w naszym tutejszym przypadku białymi, żółtymi, szarymi – wszystkimi, jacy są pod słońcem – jako że jesteśmy zewsząd, to i lekarzy mamy zewsząd. 

        Czy domaganie się – w nerwach – „białego” lekarza to rasizm? – Może, ale nie musi. 

        Moje osobiste, rodzinne przypadki z lekarzami są „zdywersyfikowane”, jak całe GTA; mój lekarz „domowy” jest Arabem z Bliskiego Wschodu, pediatra mojego dziecka – super człowiek – jest Hindusem, kardiolog dziecka – jak to mówią Chorwaci, absolutnie perwaja liga – i to nie tylko kanadyjska, ale światowa – jest białym mężczyzną ze Szwajcarii; operację dziecku robił również – absolutny top fachu – biały Niemiec; żonie operację sknociła w Trillium biała kobieta, a poprawiał po niej zespół białych, a dziecku kiedyś wyraźnie dopiero co wysmażona lekarka rodem z Bangladeszu nie rozpoznała na pogotowiu zapalenia płuc, cały czas pytając, „co powiedział lekarz pediatra?”. Jak widać, moje rasowe doświadczenia z tutejszą służbą zdrowia nie układają w jednorodny schemat. Jest i tak, i tak.

        Natomiast to, co jest niepokojące, to że lekarzy mieliśmy brak, i kolejne rządy prowincyjne obiecywały coraz bardziej „udrożnić” i przyspieszać proces nostryfikacji dyplomów, jest to tym bardziej niepokojące w przypadku dyplomów z takich krajów, jak Indie, gdzie dokumenty różnych szkół (podobnie jak swego czasu na Ukrainie) można kupić na targu. 

        A zatem, kiedy trafimy na lekarza, który np. mało tłumaczy, albo jest wprost niemiły, często gdzieś tam z tyłu głowy rodzi się niepokój, że być może jest on po prostu NIEDOKSZTAŁCONY.

        W naszym coraz bardziej rozbełtanym społeczeństwie, podobnie jak niegdyś w socjalizmie, mamy całe instytucje działające na zasadzie „punktów za pochodzenie”, mamy rasizm w działaniu. No bo jeśli traktujemy ulgowo Murzyna, tylko dlatego że jest czarny – to jak to nazwać?! To zaś podkopuje zawodowe standardy, wpuszczając do systemu lekarzy, którzy muszą uczyć się na ludziach. I pół biedy, gdy są zdolni. 

        Tak to jest, gdy polityka, pod postacią politycznej poprawności, wtrąca się nie tam gdzie trzeba. A specjalistów od wtrącania się mamy całe chmary i co chwila ktoś krzyczy, że tym czy tamtym trzeba „ułatwić”, żeby było po równo i sprawiedliwie. Dotyczy to wszystkich dziedzin zawodowych, i nawet jeśli polityczna poprawność nie jest skodyfikowana w postaci instytucjonalnych ulg, to dzisiaj aż strach się bać donosów do Trybunału Praw Człowieka i dla świętego spokoju przepuszcza się na oko tych co trzeba. I to jest problem!

        Niestety, próżno o tym czytać w mediach głównego nurtu – my tu w „Gońcu”, jako ostatni Mohikanie i tak skazani na wymarcie – jeszcze o tym piszemy, ale w głównym nurcie obowiązuje już Łysenko i o genetyce nie pogadasz, że sparafrazuję stalinowskie obyczaje.  

        W ramach walki z rasizmem doszliśmy i do tego, że na największym kanadyjskim uniwersytecie organizuje się rasistowską uroczystość rozdania dyplomów dla Murzynów, podobno po to, aby mogli świętować pokonanie rasistowskich barier. 

        Wzbudza to u mnie dużą wesołość i szczerze przyznam, że im jestem starszy, tym lepiej się bawię, bo nie tak dawno takie numery nawet komediantom do głowy nie przychodziły, a tu proszę, komedię nam grają całkiem darmo. 

        Jak tak dalej pójdzie, to proszę się nie dziwić, że ludzie wszystkich ras i wyznań uciekać będą spod noża lekarzom, którzy dyplom mają za pochodzenie. Taki jest właśnie skutek tzw. akcji afirmatywnej; kiedy zamiast brać się z problemami za bary, szyjemy cesarzowi niewidzialne szaty. 

        A na koniec cytat z Jesse Jacksona, ku pamięci w ramach walki z rasizmem: There is nothing more painful to me at this stage in my life than to walk down the street and hear footsteps and start thinking about robbery. Then look around and see somebody white and feel relieved.... 

        Drodzy kanadyjscy soc-inżynierowie – jesteście otumanieni własną ideologią, kneblujecie usta wrzaskiem i policją. Chcecie leczyć złamanie ręki środkami przeciwbólowymi, a tymczasem wkrada się gangrena.

        Biała kobieta w nerwach chciała do swego dziecka białego lekarza mówiącego po angielsku. No to się nam kurcze blade porobiło; założę się, że niedługo będziemy mieli dla takich kursy deradykalizacyjne połączone z pomocą farmakologiczną. Już w Sowietach zamykali dysydentów w psychuszkach. Bo tylko ludziom nienormalnym może się nie podobać – w Kraju Rad – najlepszym państwie pod słońcem! Historia kołem się toczy.

        Po prostu, Drogi Czytelniku, od szczęścia nie ma ucieczki.

Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany poniedziałek, 03 lipiec 2017 07:31

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.