Jakże my jesteśmy dzisiaj biedni, jak ograniczeni w naszym myśleniu o sobie! Porównując nas z ludźmi nawet nie wieków średnich, ale jeszcze XIX wieku czy początku XX wieku nasza świadomość egzystencjalna – mimo tej całej cudownej technologii (a może właśnie za jej sprawą) – jest po prostu zerowa. Z poważnymi minami, pełni nadęcia, uganiamy się za jakimiś bzdurami, zastanawiamy się nad karierą, możliwość utraty jakichś wygód napełnia nas samobójczymi myślami, korporacyjny wyścig szczurów popycha do studiów porównawczych nad sąsiadami.
Owszem, dawniej też grały w nas żądze, ale było to wszystko posadzone w kontekście tymczasowej doczesności. Dzisiaj wiele energii zdajemy się poświęcać po to, by zapomnieć o nieuchronności przemijania, o naszym losie.
Dawniej mieliśmy wdrukowaną świadomość Dziecka Bożego, które tutaj jest tylko po to, by się zbawić, które ma drogę do przejścia – przedsionek życia wiecznego. To przeświadczenie całym pokoleniom ludzi Zachodu pozwoliło stworzyć instytucje, pozwoliło odkrywcom ruszać w nieznane, bo tak naprawdę i tak wiedzieli, dokąd pójdą, a to nieznane dotyczyło jedynie naszej ziemskiej geografii, niebieską mieli zaś dokładnie rozpoznaną.
Dzisiaj o tym wszystkim zapominamy, wtłoczeni w gorset konsumpcyjnej cywilizacji przyjemnego odmóżdżenia.
Dopiero w chwilach wstrząsów, choroby czy śmierci kogoś bliskiego prawda o nas samych zaczyna przesiąkać nam do mózgu. A przecież ona stanowi o istocie tego, kim jesteśmy, przecież z nią powinniśmy się budzić i z nią codziennie zasypiać.
Jednym z naszych budzików są święta Bożego Narodzenia. Oczywiście, o ile wcześniej ich nie zasypiemy morzem prezentów, sztucznego ciepełka chwilowej życzliwości, nie zakopiemy głęboko pod sklepowymi muzakami. Stajenki i żłóbek pomagają zrozumieć, kim jesteśmy i co tutaj robimy, pomagają, patrząc w słońce, zauważyć, że ktoś to słońce dla nas zapalił.
Mimo że w obliczu ogromu dzieła stworzenia jesteśmy jak ta nanomrówka, to jednak fakt, iż jesteśmy ważni dla Stworzyciela, że On o nas pamięta i że jest na co dzień z nami i to dla nas wcielił się – jest czymś porażająco ogromnym, jest fundamentem ludzkiego myślenia.
I właśnie będziemy świadkami kolejnych Świąt, wydarzenia z naszej ludzkiej perspektywy niepojętego, bo jakże to Bóg, Absolut, ktoś kto jest dla nas intelektualnie nie do pojęcia, przychodzi na świat jako najmniejszy z nas; przychodzi na świat w biedzie i w chłodzie, w zwykłej ubogiej rodzinie. Jakże to ważne przesłanie dla nas, jakże boimy się z tym przesłaniem żyć! A przecież właśnie taka jest prawda o nas samych, nasz Bóg pokazuje nam drogę wejścia; pokazuje nam drogę nie poprzez okazanie mocy, nie pognębienie, lecz poprzez miłość, akceptację Boskiego porządku i odnajdywania Bożego obrazu w każdym najuboższym i najbardziej nędznym człowieku.
Kiedyś ojciec Andrzej Madej OMI pięknie powiedział, że aby człowiek mógł zabić drugiego człowieka, trzeba go najpierw okłamać, okłamać w tym, kim jest on sam i kim jest ten drugi. Aby zabić duszę, aby zagrodzić jej drogę do Królestwa, również trzeba okłamać.
Nasz dzień codzienny stara się nam przesłonić naturę świata, fakt, że jest nam dany jedynie na moment i że jego sprawy są ważne jedynie w dalszej egzystencjalnej perspektywie.
Święta Bożego Narodzenia to okazja do odsłonięcia przed samym sobą prawdy; to jest okazja do przewartościowania tego, czym na co dzień żyjemy; do postawienia sobie pytań. Jeśli zdołamy to uczynić, napełnimy je prawdziwą radością. Bo to nie radość spotkania przy wigilijnym stole, nie przyjemność biesiadowania jest najważniejsza, lecz ten Bóg, który leży w żłobie, rzecz według naszego codziennego rozeznania niepojęta. No bo jak to? On Alfa i Omega, On Wszystko Co Jest, On Jedyny, Największy stał się najmniejszym z nas?! Po co?!
Postarajmy znaleźć odpowiedź, postarajmy się znów łaknąć prawdy; prawdziwego życia.
Z serca życzę tego nam wszystkim.
Wesołych Świąt!
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!