To jest temat, którego nikt poważnie nie chce ruszyć, a jak rusza, to od razu milknie: stosunki polsko-żydowskie dzisiaj.
Można odnieść wrażenie, że atmosfera, jaka oficjalnie wokół nich panuje sprowadza się do stwierdzenia, że mamy (musimy) być mili dla nich, aby sprawić, żeby oni byli mili dla nas. Słowem asymetria. Ta asymetria jest czasami boleśnie urągająca poczuciu przyzwoitości. Umizgi polskich notabli do dziwnych żydowskich facilitators, uwłaczają Polakom.
Pomijając wszystkie „polskie” problemy żydowskiej polityki historycznej, która z „religii” holokaustu uczyniła lepiszcze Izraela, a która stanowi fundament tożsamości nowoczesnych Żydów, nie da się zaprzeczyć twierdzeniu, że mamy dzisiaj do czynienia z potęgą państwa izraelskiego i Żydów. Jest to fakt, który każda polityka narodowa musi uwzględniać. Z Żydami musimy rozmawiać, układać się, musimy się z nimi liczyć.
Izrael jest supermocarstwem, a „izraelscy” Żydzi w USA stanowią znaczący – choć nie jedyny – ośrodek kształtowania polityki (jak ktoś ciekaw, jak to się robi, polecam w czasie wolnym „Big Israel” Granta F. Smitha, można kupić na Amazonie. Warto też posłuchać, co i jak mówi ortodoksyjny zięć prezydenta Trumpa, imponujący dobrym ułożeniem Jared Kushner, np. Rare Conversation with Jared Kushner, Saban Forum – 2017, proszę sprawdzić na YT).
Druga rzecz oczywista, to fakt, że Żydów interesuje obszar Europy Wschodniej. Mają go na radarze nie tylko z powodów historycznych, ale biznesowych i politycznych. Jest to rejon (Polska i Ukraina) strategicznie atrakcyjny, a do tego 100-milionowy rynek i olbrzymi rezerwuar taniej i dobrze wykwalifikowanej siły roboczej. Jeśli porównamy to do możliwości gospodarczych w kilkumilionowym Izraelu zanurzonym we wrogim arabskim morzu, to nie ma porównania – i znów nie odkrywam tu żadnych tajemnic – Żydzi mówią o tym otwarcie.
Nasze tereny to również kolebka aszkenazyjskiego żydostwa – z Ukrainy wyemigrowało do Izraela w ostatnim okresie 600 tys. osób – z Polski na przestrzeni powojnia jeszcze więcej.
Nasz problem polski polega na tym, że
– podnosimy się po straszliwych klęskach, które wykosiły polską elitę, wyrugowały ziemiaństwo i przenicowały polskie społeczeństwo. Mimo wielu pozytywnych stron PRL-u, jak choćby likwidacja analfabetyzmu, było to państw quasi-polskie, podległe, z elitami przywiezionymi na czołgach (między innymi komunistami żydowskimi), zlepionymi do kupy i zainstalowanymi pod moskiewską kuratelą;
– podnosimy się w sytuacji, kiedy polską transformację (proszę wybaczyć skrót) przeprowadzili polscy „puławianie” z aparatu wojskowych służb informacyjnych. Oni mieli kontakty zagraniczne, oni wyniańczyli w obozach internowania „konstruktywną” opozycję, która uwiarygodniła cały przewrót na potrzeby wewnętrzne i zagraniczne. „Puławianie” odpalili „natolińczykom” trochę możliwości szabrowania, ale generalnie to oni wzięli ster, stając się postpeerelowskim deep-state. Oczywiście są bardzo dobrze ustosunkowani poza Polską;
– rządząca obecnie Polską partia odwołuje się do polskiej spuścizny patriotycznej i państwowej, jednocześnie szuka parasola ochronnego u twardych syjonistów, usiłując uzyskać przez nich dojścia wewnętrzne w USA i poparcie dla własnej polityki, zwłaszcza w relacji do Niemiec – na przykład niewpuszczania uchodźców;
– Izrael (podobnie zresztą jak od dawna USA) rości sobie pretensje do recenzowania polskiej polityki, a nawet polskiego prawodawstwa, co pokazuje że patrzy na obszar polski jak na terytorium zależne; co pewnie nie jest dalekie od prawdy.
To, co uderza, to brak normalnej debaty na te tematy i całość relacji polsko-żydowskich w Polsce.
A skala i bliski charakter wzajemnych kontaktów mogą niepokoić.
Dlaczego? (do przeczytania pozostało 40% tekstu - kup dostęp)
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!