Wywiady
Z Edwardem Kamińskim, żołnierzem Brygady Świętokrzyskiej, rozmawia Andrzej Kumor.
Pan Edward Kamiński ma 91 lat i mieszka przy spokojnej ulicy w Toronto. Pod koniec II wojny światowej przez ponad rok był żołnierzem Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Walka, działalność i wyjście Brygady z kraju należą do przemilczanych i zakłamanych kart dziejów polskiego oręża. Dlatego tak ważne jest świadectwo ludzi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń.
– Proszę powiedzieć, jak Pan trafił do Brygady Świętokrzyskiej, jak Pan trafił do Narodowych Sił Zbrojnych?
Z por. Tadeuszem (Mazurem) Siemiątkowskim,
byłym dowódcą Komórki Likwidacyjnej Związku Jaszczurczego i specjalnego
oddziału bojowego Narodowych Sił Zbrojnych - rozmawia Andrzej Kumor
Działalność Narodowych Sił Zbrojnych, a zwłaszcza walka i wyjście z kraju
na Zachód Brygady Świętokrzyskiej, należą do przemilczanych, a w najlepszym
razie przekłamanych kart dziejów polskiego oręża. Na szczęście. żyją jeszcze
ludzie, którzy brali udział w tamtych wypadkach.
W okresie poprzedzającym tegoroczne Święta Bożego Narodzenia gościliśmy w parafii św. Maksymiliana Kolbe ojca Sebastiana Łuszczki z Polski, oblata Marii Niepokalanej, który głosił adwentowe rekolekcje, jak również wspomagał naszych kapłanów w tym gorącym, świątecznym okresie. Ojciec Sebastian jest wykładowcą w oblackim wyższym seminarium duchownym w Obrze, prowadzi też działalność naukową. Przed swoim powrotem do Polski zgodził się udzielić nam wywiadu.
Wojciech Porowski: – Witamy Ojca bardzo serdecznie na łamach "Gońca", dziękując jednocześnie za poświęcony nam czas. Czy moglibyśmy prosić na wstępie o przybliżenie nam zakresu Ojca pracy dydaktycznej i naukowej w obrzańskim seminarium.
Trwa kampania na lidera federalnej Partii Liberalnej...
"Goniec" rozmawia z posłem federalnym Partii Liberalnej i kandydatem na lidera tej partii, Markiem Garneau. Poseł Garneau był pierwszym kanadyjskim astronautą, uczestnikiem trzech misji promu kosmicznego, pierwszej w 1984 roku na pokładzie promu Challenger; w latach 2001–2006 był prezesem Kanadyjskiej Agencji Kosmicznej.
Z Andrzejem Sochajem, właścicielem firmy Cyclone Manufacturing, rozmawia Andrzej Kumor.
– Co słychać w Cyclonie, chyba jednym z największych zakładów kierowanych przez Polaków?
– Nie wiem, czy największym, ale jest nas czterysta osób.
http://www.goniec24.com/wywiady-gonca?start=210#sigProId3d2080168a
Z o. Marcinem Serwinem OMI z parafii św. Kazimierza w Toronto rozmawia Andrzej Kumor.
– Proszę Ojca, skąd powołanie?
– Można powiedzieć, wszystko zaczęło się tutaj, w Mississaudze. Najpierw poprzez pracę przy parafii czy ministranturę, poprzez wolontariat, udzielanie się społecznie czy to w grupach parafialnych, czy poza nimi.
– Ojciec się tutaj urodził?
– Urodziłem się w Polsce, w Tuchowie. Mieszkałem w Tarnowie i później w 1992 roku cała moja rodzina wyemigrowała, praktycznie można powiedzieć, od początku do Mississaugi. Tu wzrastałem – podstawówka, potem liceum...
Dziecko zmienia świat o 180 stopni. Sprawia, że człowiek nabiera nowych sił i nic nie jest w życiu ważniejsze od tego maleństwa...
Przepytywany: Tata kilkumiesięcznej Natalii – Dominik Motyl
Karolina: – Jak zareagowałeś, gdy się dowiedziałeś, że zostaniesz tatusiem?
To jest fasadowa, fikcyjna demokracja!
Napisane przez Andrzej Kumor/prof.Wojciech BłasiakAndrzej Kumor rozmawia z prof. Wojciechem Błasiakiem – polskim socjologiem, posłem na Sejm II kadencji z ramienia KPN.
W 1975 prof. Błasiak ukończył studia na Wydziale Przemysłu Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Następnie uzyskał stopień naukowy doktora nauk humanistycznych. W latach 1993–1997 z ramienia Konfederacji Polski Niepodległej sprawował mandat posła II kadencji. Później był związany z KPN-OP i AWS.
Jest prezesem Stowarzyszenia Polskiej Myśli Strategicznej w Katowicach. Publikował artykuły na tematy społeczno-ekonomiczne, zamieszczane m.in. w tygodniku "TAK" w 1992. Związany z Ruchem Obywatelskim na rzecz JOW. Pracował w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Śląskiego.
Andrzej Kumor: – Panie Profesorze, zacznijmy od tego, że jest Pan kojarzony z ruchem jednomandatowych okręgów wyborczych. Czy JOW to panaceum na polskie bolączki?
Alicja Lender ma 25 lat, jest samotną mamą. Wychowuje trzyletniego Tomka. Mieszkają w Szczecinie i nie wyobrażają sobie życia bez siebie.
Karolina Jaskólska: – Martwiłam się, że będzie trudno namówić Cię na rozmowę, a tu niespodzianka.
Alicja: – Wiesz, problemy młodych mam są tak naprawdę takie same, ale nie każdy jest na tyle odważny, aby mówić o tym głośno.
– To prawda. Dlatego tym bardziej jestem Ci wdzięczna za chęć opowiedzenia mi swojej historii.
– O czym dokładnie chcesz wiedzieć? Od początku wszystko? Od momentu, kiedy dowiedziałam się o ciąży?
– Dokładnie. Od ciąży do zostania samotną mamą…
– Skoro od początku, to tak nie do końca samotna, ale i do samotności dojdziemy.
– Wszystko po kolei.
– Miałam 21 lat z haczykiem, jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży. To był chyba lipiec… nie pamiętam już dokładnie. Kojarzę, że to był czas, kiedy cieszyłam się zaliczeniem drugiego roku na studiach. Czekał mnie upragniony trzeci rok, a tu taka zaskakująca wiadomość – w lutym zostanę mamą.
– To była dobra czy zła wiadomość? Co pomyślałaś?
– Ciężko powiedzieć, co wtedy myślałam, ale poczułam, że to nie jest odpowiedni moment na dziecko… za wcześnie.
– Nie było wyrzutów typu: "dlaczego ja? jestem za młoda!"?
– Pewnie i taka myśl przeszła przez głowę, tylko że ja bardziej obawiałam się, co dalej z moimi studiami, że nie będę miała możliwości ich ukończyć. Na szczęście mama wtedy rozwiała moje wątpliwości. Obiecała, że pomoże mi we wszystkim, abym zdała egzaminy.
– Jak zareagowali rodzice, partner?
– Mój tata był maksymalnie zaskoczony, jego reakcja nie do końca była pozytywna. Mama też oczywiście była zaskoczona, ale jak to kobieta stwierdziła "Ala, damy radę!". Mój partner, jak wtedy wskazywało, oczywiście się cieszył, chociaż oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jest to idealny moment.
– Wchodziła w grę adopcja?
– Nie. Nigdy przez głowę mi nie przeszło, aby oddać dziecko do adopcji. Wychodzę z założenia, że jeżeli decyduję się na współżycie, to muszę odpowiadać za konsekwencje, które może to spowodować.
– Czego się najbardziej bałaś?
– Tego, że nie sprawdzę się w roli mamy, że mnie to przerośnie, że nie będę potrafiła zapewnić dziecku godnego życia.
– Pracowałaś podczas studiów? Jaka była opcja utrzymania?
– W tym czasie akurat skończyłam praktyki w policji. Utrzymywać miał nas partner. Rodzice zadeklarowali pomoc, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Skoro dowiedziałam się o ciąży, wiedziałam, że już żadnej pracy nie podejmę, bo kto przyjmie kobietę w ciąży...
– Dostałaś becikowe, prawda?
– Tak – 1000 zł. Plus drugie 1000 zł, z racji samotnego wychowywania.
– Ale to dostałaś potem? Czy już nie byłaś z partnerem?
– Jakby ci to wyjaśnić... z przyczyn ode mnie niezależnych ojciec nie został uznany.
– Jak to?
– Poszedł do urzędu ze zniszczonym dowodem osobistym... i najnormalniej w świecie urzędniczka nie przyjęła tego dokumentu.
– Trzeba było jakoś udowodnić to, że samotnie wychowujesz dziecko?
– Nie.
– Ciekawe…
– Akt urodzenia mówił, że dziecko ma moje nazwisko. Było wpisane imię ojca, ale jest to traktowane jako "ojciec NN". Oczywiście zgłaszając się po becikowe, wyjaśniłam w urzędzie, o co chodzi, dlaczego tak jest. Mimo wszystko urzędniczka przyznała becikowe dla matki samotnej.
– Chyba dobrze?
– Nie narzekam oczywiście. Dodatkowe 1000 zł się przydało.
– Chciałaś pracować po urodzeniu Tomka?
– Przez trzy lata chciałam być z maluchem w domu, ponieważ dziecko potrzebuje matki najbardziej właśnie przez pierwsze trzy lata życia. Tym samym postanowiłam, że dopiero po tym czasie będę szukać pracy.
– A studia?
– Udało mi się ukończyć studia licencjackie. Oprócz tego poszłam na studia magisterskie, niestety nie udało mi się ich zaliczyć. Natomiast z pracą było bardzo ciężko – wymagania straszne, płaca mała. Nie opłacało mi się wysyłać Tomka do przedszkola, nie mogłam ustalić grafiku. Pracowałam na czarno tylko dlatego, że mogłam dogadać się z innymi co do godzin pracy. Jak ja szłam zarabiać, to maluszkiem zajmowała się babcia, czyli moja mama. Teraz znalazłam niezbyt dobrą pracę, ale muszę przyznać – lepszą niż poprzednie. Mimo "śmieciowej umowy".
– A co z tatą Tomka?
– Jestem w trakcie rozpoczynania "walki" o alimenty. Niestety, nie interesuje się on synem. Jeżeli je uzyskam, będzie mi wtedy łatwiej.
– Państwo nie pomaga w takich sytuacjach? Dostałaś na początku tylko wspomniane 1000 zł?
– Teraz dostaję tzw. rodzinne. Jest to około 240 zł. Żebym mogła zrobić cokolwiek innego, potrzebuję alimentów. Nie mogę też wiecznie żyć na garnuszku rodziców…
– I tu dochodzimy do samotności...?
– Samotność zaczęła się, kiedy byłam na drugim roku studiów magisterskich. Nie ułożyło się. No trudno. Zdarza się, prawda? Ciężko było podjąć decyzję o zostaniu samotną mamą, ale musiałam.
– Oczywiście. A powiedz, jak było ze znajomymi? Byłaś młodą studentką. Zapewne wszyscy woleli się bawić, chodzić na piwo, plotkować o chłopakach....
– Przed ciążą ja również wolałam się bawić, chodzić na piwo i oczywiście plotkować o facetach. Wiadomo – przez całą ciążę – brak możliwości. Ale i nie ubolewałam z tego powodu. Znajomi byli wyrozumiali. Wiadomo, jak to jest, niektórzy troszeczkę mniej… Praktycznie przez pierwszy rok życia Tomaszka siedziałam w domku. Potem mama sama mnie wyganiała. Mówiła: "idź do ludzi", "pobaw się trochę". Oczywiście w miarę zdrowego rozsądku (śmiech). Odpowiedzialność za malucha na pierwszym miejscu!
– Mama to mama. Zawsze pomoże! Pozostali Ci najlepsi przyjaciele. Miałaś od nich jakąś pomoc?
– Tak. Oczywiście największą pomoc i wyrozumiałość dostałam od dziewczyn, które również są młodymi matkami. Dużo rozmów, porad, a także wsparcia czysto, jak by to nazwać… materialnego – ciuszki, zabawki itd.
– Solidarność młodych mam.
– Dokładnie!
– Podziwiam młode mamy! Za wytrwałość, odwagę, zawzięcie i cierpliwość. Słyszałam również opinię, że w sumie warto być młodą mamą. Jak masz superrodziców, to oni Ci pomogą. Potem Ty zrobisz/dokończysz studia i masz możliwość iść pracować w zawodzie. Nie musisz martwić się o macierzyńskie i brak możliwości powrotu do pracy. Jak sądzisz, jest coś w tym?
– Jeżeli ma się pomoc od rodziców, to jak najbardziej. Ułatwia to praktycznie wszystko. Od opieki nad maluchem począwszy, skończywszy na możliwości spokojnego ukończenia studiów i poszukaniu odpowiedniej pracy, a nie łapania obojętnie jakiej.
– Byli tacy co patrzyli krzywo? Negatywnie komentowali?
– Zawsze się tacy znajdą. Mówili: "Jesteś za młoda, zabiłaś swoje młode życie. Zamiast się bawić to babrasz się w pieluchach!". Takiego typu teksty nie są jakieś podnoszące na duchu. A dla młodej mamy ma to znaczenie.
– Dla młodej mamy, a przede wszystkim młodej dziewczyny. Miałaś wątpliwości? Siadałaś i myślałaś: "może mają rację?".
– Sądzę, że każda młoda mama ma takie wątpliwości. Nie jestem w tym wyjątkiem. Siadałam, patrzyłam na Tomka i myślałam "słoneczko, a nie mógłbyś tak dopiero za dwa lata?". Teraz się z tego śmieję, ale wtedy... ciężko było wszystko pogodzić. Nieprzespane noce nie ułatwiały. Pewnie ominęło mnie sporo imprez – tego typu rzeczy, ale z perspektywy czasu patrzę już na to inaczej.
– Jak sądzisz, czy społeczeństwo, instytucje, np. uniwersytety, są dobrze dostosowane dla młodych mam? W USA na przykład są kursy internetowe, dobry socjal...
– Dobry socjal... hmmm, u nas tego nie ma. A i o kursach internetowych nie słyszałam. Sądzę, że Polska w ogóle nie ułatwia życia młodym mamusiom. Często tylko je utrudnia… Sam próg, który trzeba spełnić, aby dostać jakikolwiek socjal, jest śmieszny. Matka, która zarabia np. 1100 zł, nie dostanie nawet podstawy, jaką jest 68 zł, bo przekracza dochód na dwie osoby. Żeby dostać socjal z opieki społecznej, trzeba chyba spełnić jakieś wymagania odnośnie do metrażu, w jakim się mieszka z dzieckiem…
– Nie jest różowo... Jakie masz plany na przyszłość?
– Teraz najważniejsze jest dla mnie, aby wywalczyć alimenty, wysłać malucha do przedszkola i poszukać sobie pracy na pełny etat. Tomek daje mi wiele szczęścia oraz uśmiechu. Za nic bym tego nie zamieniła!
– Życzę Ci powodzenia! Ucałuj Tomka!
Rozmawiała Karolina Jaskólska
Kraków
Z Januszem Beynarem, autorem powieści sensacyjnej "Skutki uboczne", rozmawia Andrzej Kumor.
– Czy warto pisać książki?
– To dobre pytanie i na pewno warto spróbować na nie odpowiedzieć. W Polsce podobno ukazuje się około stu tytułów wydawniczych tygodniowo. To oczywiście nie tylko nowości beletrystyczne i debiuty, ale także wznowienia, tłumaczenia, poradniki. Konkurencja w walce o czas przeznaczony na czytanie przez przeciętnego człowieka jest wielka – tym bardziej że tego czasu jest coraz mniej. Książka jako przekaz medialny konkuruje z telewizją, Internetem i całym tym elektronicznym hałasem wkoło nas.
Czy warto mimo wszystko napisać książkę? Stanowczo tak! Każde twórcze przedsięwzięcie jest warte doprowadzenia go do końca. Jest ogromną satysfakcją świadomość, że być może nawet dziesięć tysięcy rodaków przeczytało moją książkę i dziesięć tysięcy rodaków zadało sobie przy okazji ciekawe pytania, jakie stawia przed nami rzeczywistość.
Jeżeli zaś to pytanie (czy warto pisać książki) odnosi się do strony finansowej, to proszę sobie poprzeliczać. Pisałem "Skutki uboczne" przez rok i myślę, że poświęciłem na to przedsięwzięcie pięćset – sześćset godzin. Przy minimalnej stawce w Kanadzie (10,00 dol. na godzinę) zarobiłbym około 5000 dol. Pisząc książkę po polsku i sprzedając ją w Polsce, dochód nie jest z pewnością motywacją do pisania. Czy to jest sukces finansowy? To zależy od oczekiwań piszącego.
– Kim Pan jest z wykształcenia?
– W latach 1981–86 studiowałem ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim. Pośmiertna autopsja komu-socjalizmu wykazała, że ten system nie stworzył czegoś podobnego do ekonomii, czyli wniosek prosty... nie mam żadnego wykształcenia albo mam wykształcenie zupełnie nieprzydatne... (śmiech).
– Pana hobby to szeroko pojęte obcowanie z dziką przyrodą, skąd pomysł na powieść sensacyjną? Dlaczego Pan tę książkę napisał, po co?
– To prawda, że moje baterie, wyobraźnia i pozytywne wizje najlepiej "ładują" się na łonie przyrody. Lubię wszelkie podróże, ale tydzień lub dwa spędzone w Górach Skalistych z plecakiem, na szlaku lub z wiosłem w dłoni na canoe w północnym Ontario to najpiękniejsze przeżycia. Wniosek z tego prosty, że oprócz przyrody pociąga mnie cisza i separacja od współczesnej cywilizacji.
Pomysł na powieść sensacyjną powstał w 2006 roku po przeczytaniu materiałów naukowych o mało znanych skutkach ubocznych hormonalnych środków antykoncepcyjnych. To, co przeczytałem, chciałem przekazać dalej. Brak formalnego wykształcenia medycznego czy farmaceutycznego wykluczał wkroczenie na rynek z jakąkolwiek formą analizy, a poza tym niewiele osób czyta tego typu suche opracowania. Postanowiłem zainteresować czytelnika szybką akcją thrillera przygodami bohaterów, opisami mojej ukochanej kanadyjskiej przyrody i ciekawą treścią mało znanych faktów ze sfery farmaceutyczno-zdrowotno-społecznej. Przy okazji zabawy, jaką jest czytanie sensacji, chciałem, żeby czytelnik zadał sobie i może innym pytania, które pojawiają się w książce.
– Jak długo dojrzewał pomysł napisania książki?
– Patrząc na kalendarz, to około dwóch lat. Chodziły mi po głowie różne pomysły i różne wątki sensacyjne. Jesienią 2007 roku z wizytą przyjechała z Polski moja cioteczka Ewa, córka Lecha Beynara, czyli znanego wszystkim Pawła Jasienicy. Było to bezpośrednio po publikacji jej książki biograficznej pt. "Mój Ojciec Paweł Jasienica". Podczas długich rozmów przy ognisku na jednej z wysp parku prowincyjnego Killarney (cioteczka po siedemdziesiątce jest również miłośnikiem wypraw w dzicz) padło proste i oczywiste stwierdzenie: "Nikt się nie zainteresuje twoją książką, dopóki jej nie napiszesz". Cioteczka wyjechała, a ja usiadłem do pisania. Rok później, w grudniu 2008, otrzymałem pozytywną odpowiedź od wydawnictwa Novae res w Gdyni. Obecnie doczekałem się drugiego wydania.
– Dlaczego tematem jest przemysł farmaceutyczny?
– Wydaje mi się, że olbrzymia grupa ludzi we współczesnym świecie zaczyna zdawać sobie sprawę, czym jest nadmiar chemii w naszym życiu. Przemysł farmaceutyczny to jedna z bardziej agresywnych i dochodowych gałęzi szeroko pojętego przemysłu chemicznego. Ten sam przemysł produkuje broń do zabijania i okaleczania ludzi i oferuje leczenie skutków porażenia tą bronią.
Kilka lat temu odwiedziłem w Polsce znajomego w podeszłym już wieku. Podczas rozmowy ten człowiek otworzył pudełko tekturowe od butów pełne różnego rodzaju pigułek, kropelek i kapsułek. Na wieczku pudełka były spisane instrukcje, jak i kiedy, dosłownie godzina po godzinie, połykać te leki.
Takich ludzi uzależnionych od wizyt u lekarzy i farmakologii są w Polsce tysiące. Telewizja ostatnio żyje chyba tylko dzięki reklamom lekarstw, a grupa klientów to emeryci ze stałymi dochodami. Od momentu, kiedy lekarz i aptekarz zostali biznesmenami i sprzedawcami leków, a nie niosącymi pomoc ludziom fachowcami, sytuacja jest bardzo groźna dla przeciętnego zjadacza pigułek. Tradycyjnie ludzie darzą lekarza zaufaniem i trudno im zrozumieć fakt, że nie wszystko, co kupują i połykają, im pomaga.
Lobby chemiczno-farmaceutyczne jest tak potężne i tak wszechmocne, że wybierani politycy przepisami lub ich brakiem umożliwiają mu bezkarne działanie na rynku. Najlepszym przykładem może być historia świńskiej grypy i szczepionek ją zwalczających sprzed kilku lat. Politycy w WHO, w Międzynarodowej Organizacji Zdrowia, na początku całej afery zmienili definicję pandemii, co nakazało ministerstwom zdrowia wielu krajów obowiązkowy zakup szczepionek. Pandemii nie było, a miliardowych zysków możemy się tylko domyślać. Na odpowiedź na to pytanie możemy kiedyś poświęcić cały numer "Gońca".
– Jak Pan ocenia stan społecznego uświadomienia dzisiaj? Czy wiemy, w jakim świecie żyjemy, czy już nie i nie chcemy wiedzieć?
– Poziom świadomości społecznej współczesnego świata tak zwanej strefy demokratycznej jest odzwierciedleniem poziomu niezależności przekazu medialnego. CNN, BBC, TVN, CBC i inne trzyliterowe stacje telewizyjne podejmują już tylko tematy dozwolone i w szczególny sposób przeinterpretowane. Każde zdarzenie można przedstawić w dowolny sposób w zależności od oczekiwanej reakcji słuchacza czy widza. Jeżeli zmanipulowane wiadomości poprzeplatamy wiadomościami dobrymi o pomocy głodnym dzieciom i o tym, jak strażacy uratowali kotka ze studni, to wiarygodność medialna drastycznie wzrasta.
My, Polacy, wychowaliśmy się w dobie prymitywnej propagandy komunizmu pchającej brutalnie bajdoły do ludzkich głów i wydaje nam się, że jesteśmy uodpornieni. Nowoczesna propaganda, jeżeli człowiek sam nie zacznie szukać różnych źródeł wiedzy, może doprawdy czynić cuda w pustoszeniu ludzkiej świadomości. Nie mamy już do czynienia z prymitywną maszyną straszącą, ale z zespołem wykształconych psychologów, socjologów i demagogów – analityków medialnych. Ta sytuacja wymaga poświęcenia coraz większej ilości czasu na poszukiwanie prawdy o życiu nas otaczającym.
Znam wielu wykształconych ludzi w Polsce, w Kanadzie i w Niemczech, którzy uparcie powtarzają telewizyjne bzdury. Czy jest to ich zła wola czy chwilowe przeoczenie? W boksie takie chwilowe niedopatrzenie pozycji obronnej często kończy się na deskach. Współczesny człowiek musi być czujny. Jeżeli odnosimy wrażenie, że część społeczeństwa już nie chce wiedzieć, co się wkoło niego dzieje, to może być to pochodna wielu czynników: braku czasu... praca, praca, praca, wygoda... prawda zazwyczaj uwiera, zysk... prawda się nie opłaca, wypranie mózgu bez możliwości naprawy, no i chyba zupełna obojętność na sprawy polityczno-socjalne.
Tę obojętność można zaobserwować w Kanadzie. 90 procent społeczeństwa nie ma pojęcia, co się dzieje na świecie, i nie ma najmniejszej ochoty WIEDZIEĆ. To również świetne pytanie, a w celu odpowiedzi proponowałbym zwołać wielogodzinne spotkanie dyskusyjne. Wiem jedno i myślę, że czytelnicy "Gońca" wiedzą to samo: Jeżeli z takich lub innych powodów zdaję sobie sprawę z niewygodnych faktów, to mam obowiązek podzielenia się nimi z innymi, nawet jeżeli nie myślą tak jak ja, to jest zawsze szansa, że pomyślą. Powieść sensacyjna jest tylko jedną z wielu form przekazu, moją ulubioną formą.
– Pochodzi Pan ze znanej rodziny, czy pamięć o stryju jakoś Pana ukształtowała? Jak odnoszono się do inwigilacji stryja?
– Tak, wszystko łączy się w jedną całość. Rodzina stała się sławna dzięki inwigilacji i personalnym atakom Gomułki na Lecha Beynara, czyli na Pawła Jasienicę.
Wyzwiska i szkalowanie z mównicy pierwszego sekretarza były najlepszą reklamą jak na tamte czasy. Wszyscy zdrowo myślący ludzie chcieli czytać książki stryja.
Kiedy stryj zmarł w roku 1970, dosłownie kilka miesięcy przed końcem ery Gomułki, ja miałem zaledwie osiem lat i pamiętam go tylko z uroczystości świątecznych i rodzinnych, z perspektywy dziecka bawiącego się na podłodze zabawkami. Ataki komunistów definitywnie zjednoczyły całą rodzinę i nikt mimo wielu prób nie dał się wciągnąć w proces niszczenia stryja Lecha. Między innymi propozycje wystąpienia w TVP i głoszenie kłamstw za czerwone srebrniki przeciwko swojemu bratu otrzymała siostra Lecha, Irena. Mój ojciec Stanisław usłyszał od swojego szefa w Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni, że jako inżynier może pożegnać się z karierą, ponieważ niósł na pogrzebie trumnę stryja. Pokazano mu na dowód zdjęcie.
Więzienie, inwigilacja, prześladowanie i być może nawet śmierć tego jednego człowieka ukształtowały dogłębnie stosunek do systemu komuny całej rodziny. Wielu Polaków dało się skusić ideom lewicowym, ale moja rodzina nigdy nie miała tego typu rozterek.
Jeśli chodzi natomiast o pisanie, to bardzo bym chciał wysłuchać kilku wskazówek mistrza. Jego książki to naprawdę sztuka pisarska na najwyższym poziomie, sztuka przedstawienia dziejów historii narodu polskiego lekkim piórem, w sposób ciekawy i często zaskakujący. Na półce w domu mojej mamy w Gdyni stoją wszystkie dzieła Pawła Jasienicy z dedykacjami dla nas. Są to książki wydane na najgorszym jakościowo papierze, jaki istniał w tamtych czasach, w cienkich, szarych okładkach. Książki te mają dla mnie ogromną wartość.
– Będzie Pan podpisywał książki na targach w Centrum Jana Pawła II w Mississaudze – drugie wydanie. Czy to oznacza że spoczął Pan na laurach? Gdzie nowa książka? Czy sukces pierwszej popchnie Pana do napisania kolejnej? O czym będzie?
– Tak jest, będę prezentował czytelnikom drugie wydanie "Skutków ubocznych" i z wielką przyjemnością wpiszę dedykacje podczas kiermaszu książki 9 grudnia. Mam też nadzieję, że spotkam również tych, którzy już moją powieść przeczytali i mają wiele uwag krytycznych i nie tylko.
A teraz przechodzę do ataku... nie, Panie Andrzeju, nie spocząłem na laurach i druga powieść sensacyjna pt. "Ludzie, którzy nie patrzą w oczy" jest już zakończona i brnie poprzez długi i mozolny proces czytania w kilku wydawnictwach w Polsce. Niestety, przez ostatnie lata pod rządami PO otwartość na różnorodność tematyczną w starym kraju też wzorem Zachodu lekko się zawęziła. Nie zdradzę szczegółów treści, ale powiem w tajemnicy, że jeden z wątków powieści depcze mocno po odciskach współczesnym fundamentalnym ruchom pseudofeministycznym i proaborcyjnym (palikoctwu), dlatego też nie spodziewam się łatwej drogi na rynek. Aha, i jeszcze żeby Pan sobie nie myślał o laurach i uderzeniu wody sodowej sukcesu, to dodam, że piszę już następną powieść sensacyjną, której tematem będą współczesne systemy przekazu medialnego. Pomysł i akcja trzeciej książki tak bardzo mi się spodobały, że z wielką ochotą zabrałem się do pisania i mam nadzieję ją skończyć w 2013 roku. Pracuję zawodowo w pełnym wymiarze godzin i bardzo brakuje mi jednak czasu na pisanie.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Andrzej Kumor
Nasze teksty
Maria Władysława Nowicka (1924-2019)
Maria Władysława Nowicka, urodzona we Warszawie 8-go września 1924r, zmarła spokojnie we śnie o 11:11 rano 6-go kwietnia br. w Mississauga, Ontario. Żona śp. kap. Mariana Nowickiego, matka Ani w Kanadzie, Zbyszka w Nowej Zelandii, Isi w Australii, ciocia Ewy w Kanadzie, B... Czytaj więcej
I co nowego na wiosennym rynku?
Niewiele. Ciągle to samo. W Izraelu nasz ‘ulubieniec’ Benjamin Netanjahu został ponownie premierem. Co to dla nas znaczy? Nic nowego. Zagrożenie izraelsko-amerykańskie postępuje swoim trybem. Właściwie już nie zagrożenie, ale realizacja dawno ustalonych planów. Podsumujmy więc w wielkim skrócie: &n... Czytaj więcej
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…