Z Markiem Kramarskim rozmawia Franciszek Stawowski.
– Obecnie pełni Pan funkcje Wielkiego Przeora Orderu Świętego Stanisława, prezesa ds. interwencji Krajowego Forum Przedsiębiorczości oraz wiceprzewodniczącego Europy Wolnych Ojczyzn. Skąd czas i chęci do zajmowania się tak wieloma sprawami? Jakie profity daje dziś tak nieprzeciętna aktywność poza zawodem?
– Na początek mała poprawka. W Orderze Świętego Stanisława B.M. pełnię funkcję Wielkiego Przeora Polski, co jest istotne, bo jest to organizacja charytatywna o charakterze międzynarodowym. Order został mocno związany z ostatnim okresem dziejów Rzeczypospolitej będącej wspólnotą narodów – polskiego, litewskiego, ukraińskiego i białoruskiego. (...)
Zawsze byłem tak zwanym niespokojnym duchem i nie mogłem biernie patrzeć na otaczający nas bezsens. (...) Uczestnicząc w pracach Krajowego Forum Przedsiębiorczości, w miarę moich skromnych możliwości przede wszystkim staram się pomagać ludziom mającym kłopoty z władzą. Obowiązujące w Polsce przepisy są koszmarne i należałoby je jak najszybciej zmieniać, ale nawet przy tym stanie prawnym z zachowaniem zdrowego rozsądku można obywatelowi pomóc.
EWO-PP jest partią otwartą, gdzie dominują poglądy konserwatywno-liberalne, a przede wszystkim pozytywne myślenie i zdrowy rozsądek. Wszystko, co robimy, ma pomagać budowaniu polskiej rozumnej społeczności, wzmacniać nasze narodowe państwo. Nie warto się przy tym zniechęcać brakiem wpływu czy trudnościami z uzyskaniem masowego odzewu i dawać wiarę deklarowanej przez aktualny układ nieprzemijalności politycznego ładu. (...)
– Jakie korzyści przynosi działalność w Orderze, jakie w Forum i wreszcie dlaczego angażuje się Pan w działania partii politycznej, cokolwiek by jednak powiedzieć o charakterze chrześcijańsko-liberalnym, a jednocześnie ewidentnie proeuropejskim? Zdarza się czasem pytanie: co z tego masz?
– Może nie wprost "co z tego masz?", ale często słyszę "po co ci to?". Pytanie jednak padło, więc postaram się na nie odpowiedzieć. Nie jest to proste, trzeba bowiem rozpatrzyć sprawę w kilku płaszczyznach. (...) Z punktu widzenia materialnego, to wszystko trochę kosztuje, bynajmniej zaś nie przynosi wprost osobistych korzyści. Czasem z kolei, mimo naszego własnego wkładu, dla ludzi, którym pomagamy, daje to pozytywny efekt (...).
Forum czasami występuje w charakterze neutralnego negocjatora w sporze pomiędzy urzędem a obywatelem (...). Czasem wystarczy uświadomić urzędnikowi, że lepiej przychylniej i po ludzku popatrzeć na sytuację przedsiębiorcy, bo to nie jest przestępca, a czasem tylko przedziwny zbieg okoliczności doprowadził do niepożądanych efektów. I to wystarczy, by zamiast bankruta i zwolnionych z jego firmy pracowników zakład dalej funkcjonował, a budżet dalej miał "kurę" znoszącą mu bardziej lub mniej "złote jajka". (...)
Jest takie przysłowie, że "czasem trzeba trochę stracić, żeby potem dużo zyskać". Bezduszne stosowanie litery prawa nie prowadzi do sukcesu. Zwłaszcza kiedy stanowione prawo jest dziurawe i można śmiało powiedzieć, że daje urzędnikowi nadmierne możliwości interpretacji. Paradoksalnie mądrość urzędnika przy stosowaniu prawa i znajomość przepisu po stronie obywatela przynosi sukces, a twarde trzymanie się koślawej często litery z jednej, czy nieudolne próby omijania przepisu z drugiej strony często skutkują zawsze wspólną w końcu przecież porażką.
Jeśli chodzi o wątek efektu po latach, to w Orderze św. Stanisława działania zostały ukierunkowane głównie na nasze dzieci. Organizujemy dożywianie potrzebujących (nie lubię nazywać ich biednymi) dzieci w szkołach, bo wszyscy wiemy, że z tym jest u nas kiepsko i jak wiele mamy takich sytuacji, gdzie jest to jedyny ciepły posiłek, jaki zje taki dzieciak w danym dniu.
I znowu wrzucam tu kamyczek do tego jakże pięknie zapowiadającego się ogródka – można to organizować w szkołach, gdzie działa kuchnia. Załatwiamy na to nie tylko pieniądze, ale często dostawy bezpośrednio nazwijmy to – z pola upraw. Jeżeli władze zadecydują o likwidacji kuchni, a posiłki miałaby potem przywozić firma cateringowa, to cała sprawa bierze w łeb. Firma ma zamówienie, musi zarobić i tak ma być, ale nie przełoży się to na ugotowanie jeszcze dodatkowych stu porcji. W związku z tym uczniowie chodzą głodni, czują się gorzej, psychika się im rozwala, rośnie agresja, wykluczenie i mamy kolejne patologie.
Czy nikt nie potrafi w ten sposób spojrzeć na ten problem? Władza mówi, że nie mamy dość pieniędzy, ale przecież czasami te się znajdują na zapłacenie firmie cateringowej. Proszę mi nie zarzucać, że jako liberał powinienem popierać rynek, ale te firmy mają dla kogo pracować i niekoniecznie musi to być szkoła. Jeżeli Pan zamówi posiłek i przywiozą Panu jakieś świństwo, to Pan tam drugi raz nie zamówi. Ze szkołą bywa inaczej. Zawierane są długoterminowe kontrakty i problem jest z głowy, bo potem nikt dzieciakami się nie przejmuje. (...)
To jest jedno. Organizujemy również wyjazdy takich dzieci na kilkudniowy wypoczynek do luksusowych ośrodków wypoczynkowych, przyjmowane są zatem nieodpłatnie nie pod namiot czy do schroniska, ale w normalnych komfortowych hotelach. Podam przykład, na początku tego roku ponad 50 dzieci z opiekunami było na nartach w Zakopanem. Kojarzy Pan zapewne Hotel Kasprowy. Czy chce Pan wiedzieć, co ci kilkunastoletni chłopcy i dziewczynki mówią? Te dzieci niejednokrotnie wyjeżdżają, płacząc, że były to najpiękniejsze dni w ich marnym, monotonnym i ubogim w jakiekolwiek pozytywne wrażenia życiu. Większość z nich nie była dalej od swoich domów niż kilka kilometrów. Zapyta Pan, jaki to ma sens? Proszę pomyśleć, te dzieci poza swoją biedą (niestety muszę tu użyć tego określenia) z reguły od urodzenia nie widziały innego świata. Jak zatem mają dążyć do zmiany swojej sytuacji, kiedy nie wiedzą, że coś innego istnieje i jak to naprawdę wygląda. (...)
Po takim otarciu się uczniów o inne warunki mamy odzew od nauczycieli i opiekunów, że mają lepsze wyniki w nauce, bo nie trzeba ich do niej gonić przysłowiowym batem. Te dzieci zaczynają marzyć, nagle się dowiadują, że to też może być świat dla nich.
A teraz proszę mi powiedzieć, czy warto to robić? Co ja z tego mam? Mam te uśmiechające się z łzami w oczach dzieciaki… Czy to mało? (...)
– Wśród członków Waszej partii znajduję osoby znane z aktywności w środowiskach katolickich, zaangażowane w podtrzymywanie tradycji ruchu narodowego, czy wreszcie propagujące od lat przedsiębiorczość i liberalne podejście do gospodarki. Jak to się dzieje, że konkurujące ze sobą, czy nawet wręcz zwalczające się na innym terenie nurty polityczne znalazły wspólny mianownik w Europie Wolnych Ojczyzn i ludzie ci mogą coś robić wspólnie już ładnych kilka lat?
– Pytania o działalność partyjną, to zawsze pytania o "politykę". Jeżeli Pan pozwoli, zwrócę się tu do ludzi, którzy – mam nadzieję – będą to czytać, i powiem, że wszystko, o czym dotąd mówiłem, to właśnie jest polityka! Jeżeli ktoś mówi – mnie polityka ni interesuje, bo mnie polityka nie dotyczy, to nie chcę tu nikogo obrażać, ale poradźcie mu, żeby się udał do specjalisty.
To właśnie od czynnych polityków zależy, czy to, co uchwalą, ma sens, czy też nie. Nie zapominajmy też, że nawet jak nie ma sensu i jest kompletnym idiotyzmem, to i tak nas obowiązuje, stając się narzędziem represji w rękach nie zawsze myślących urzędników. Dzień wyborów jest tak naprawdę jedynym momentem, kiedy mamy istotny wpływ na polityków, bo kiedy ich wybierzemy, tracimy możliwość korygowania ich działań.
Ogromna rzesza ludzi mówi nam, "oni" i tak robią, co chcą, to pokażę "im", że w proteście nie pójdę głosować. Myślicie, że "oni" się tym przejmą? Niestety nie, wybiorą się w ostateczności wręcz sami, a reszta będzie musiała się temu podporządkować.
Nasza partia jest z założenia otwarta, skupiona na tworzeniu kadry, dopuszcza nawet podwójne członkostwo z podobnymi ideowo bytami.
– Czy statutowa oraz mentalna otwartość Waszej "kadry" może zwiastować przełom w polskim myśleniu prawicowym, czy jak kto woli patriotycznym, które powszechnie kojarzone jest z przekleństwem walki o przywództwo i permanentną awanturą o pryncypia? Jak to jest z tą Waszą "proeuropejskością", skoro wciąż krytykujecie UE?
– Polska "prawica" jest w przeważającej części mało autentyczna, przekupna, ułomna organizacyjnie, łatwo idąca w zbyteczny zupełnie konflikt, więc w rezultacie nie ma dziś wpływu na los narodu. My zabiegamy o ludzi, którzy mając choć w części podobne do nas poglądy w tych najistotniejszych sprawach, coś zechcą z nami wspólnie zrobić, kiedy nadarzy się ku temu okazja.
Tak było z akcją informacyjną i dla referendum w sprawie Traktatu lizbońskiego, inauguracją obchodów 240. rocznicy zawiązania Konfederacji Barskiej, organizacją ogólnopolskiego sprzeciwu wobec realizacji (na 70. rocznicę Września) paszkwilu filmowego o obrońcach Westerplatte wg obrażającego uczucia Polaków i katolików scenariusza, obronie polskich przedsiębiorców przed nadmiarem niszczących regulacji i w przypadku bardzo wielu innych przedsięwzięć edukacyjnych, naukowych… Czasem bardziej, a czasem siłą rzeczy mniej przedmiotowo skutecznych.
Co do naszej proeuropejskości, to nie popieraliśmy przystąpienia Polski do UE na "radośnie" wynegocjowanych warunkach, ale skoro większość tak zdecydowała, to trudno, trzeba się w tym znaleźć. Negocjatorzy warunków przystąpienia byli merytorycznie kiepscy, zainteresowani głównie wejściem na "europejskie salony". Ale to, co się stało później i dzieje nadal, to dopiero można nazwać tragedią. "Nasi" posłowie pojechali tam chyba tylko po to, aby zabezpieczyć swoje dochody i byt do końca życia w zamian za "nicnierobienie".
Z kolei podpisany Traktat lizboński pozbawił nas sporej części suwerenności, a wielu wspomina, że ówczesnemu prezydentowi RP śp. Lechowi Kaczyńskiemu (którego nb. do końca staraliśmy się wspierać w Jego słusznych obiekcjach) nawet pióro w decydującym momencie odmówiło posłuszeństwa, tak podle to były zapisy. Powinniśmy zadać sobie pytanie, dlaczego w końcu ten antydemokratycznie przepchnięty dyktat europejskiej biurokracji nasz Prezydent mimo istotnych zastrzeżeń podpisał? Teraz dla wielu jest bohaterem i męczennikiem narodowej sprawy. Dla mnie jest jednak bardziej tragicznie zmarłym, zapewne autentycznym patriotą, który pomimo wszystko zawiódł mnie w najważniejszym momencie swojej prezydentury i nie potrafił powiedzieć "nie", gdy Polakom i innym Europejczykom działa się krzywda w imię wprowadzania "nowego ładu".
To co lansuje Europa Wolnych Ojczyzn – Partia Polska powinno być zrozumiałe dla każdego. Globalizacja panująca na świecie wymusza konsolidację dla pomniejszenia kosztów i osiągania konkurencyjności. Koncepcja integracji w formule wspólnoty suwerennych, współpracujących i konkurujących swobodnie państw, jaką zawdzięczamy ideowemu patronowi naszej formacji Stefanowi Buszczyńskiemu, daje ludziom maksimum możliwości, a niesie ze sobą minimum zagrożeń totalitarnych i kolonialnych.
Obecnie stosunkowo niewielki wstrząs, jaki się u nas odczuwa w porównaniu do głębokiego kryzysu w innych krajach, zawdzięczamy w dużej mierze właśnie zachowaniu narodowej waluty. A nasi wybrani przedstawiciele z uporem godnym maniaka brną do pozbycia się jednego z ostatnich atrybutów naszej stabilności i suwerenności.
Więc jak to jest? Czy polityka dotyczy nas wszystkich i każdego z osobna? Czy jako świadomy obywatel, mogę się "nie interesować polityką" i pozwolić, by dalej zajmowali się nią jedynie ludzie, którzy przez ostatnie dwadzieścia parę lat nie potrafili uchwalić ani jednej ustawy, która na drugi dzień nie wymagałaby poprawy?
Stroniący od polityki też dostrzegają powszechne dziś patologie, ale poddając się manipulacji, stracili wiarę w możliwość dokonania zmiany na zawłaszczonej scenie politycznej III RP. I jest im z tym przekonaniem wygodnie do czasu, kiedy nie muszą szukać pomocy, gdy polityka dobiera im się do skóry, działając przez zły przepis czy złośliwego urzędnika.
– Dziękuję serdecznie za poświęcony czas i rozmowę.
Tekst pochodzi z Biuletynu Świątecznego Europy Wolnych Ojczyzn
Narodowe Święto Niepodległości A.D. 2012