Zmarła kilka dni temu Barbara Mazurkiewicz, najmłodsza siostra mej Matki, która przed śmiercią zamówiła obraz św. Rity, obok św. Tadeusza Judy, patronki spraw beznadziejnych.
Moja Matka zapoznała się z kultem tej świętej, gdy rodzice byli w Hiszpanii podczas tamtejszej wojny domowej. Któregoś dnia rodzice dowiedzieli się, że następnego dnia o świcie mają rozstrzelać jakiegoś białego, który miał pięcioro dzieci. Mama postanowiła zrobić coś, by uratować mu życie. Poprosiła Ojca, by ten zadzwonił do ministra spraw zagranicznych z prośbą o darowanie mu życia.
Tata zadzwonił i okazało się, że minister wyjechał, więc rodzice postanowili pójść wieczorem 10 km do podmiejskiej rezydencji prezydenta republiki baskijskiej, która była w sojuszu z władzami czerwonej republiki hiszpańskiej.
Zajęło im to ponad godzinę, ale klapa. Prezydenta nie było i z niczym rodzice w ulewny deszcz wrócili, zupełnie mokrzy, do hotelu.
Mama zaczęła się wtedy gorliwie modlić do św. Rity.
I stał się cud. O północy zadzwonił minister spraw zagranicznych i spytał Ojca, czy chce z żoną być na egzekucji, i jeśli tak, to przyśle po nich auto.
Nie – powiedział Ojciec – chcę prosić o ułaskawienie skazańca.
Każę wstrzymać egzekucję – odpowiedział minister – do przyjazdu prezydenta. Jak przyjedzie, to poproszę w pana imieniu o łaskę i go nie rozstrzelają.
Tak uratowano życie jednego człowieka, a pamięć o tym cudzie spowodowała, że Mama miała dla św. Rity wielkie uznanie. Dała jej imię mej siostrze, a w kościele w Błociszewie pod Poznaniem, gdzie pradziadkowie Kęszyccy mieli majątek i gdzie ona została obok swej matki pochowana, ufundowała jej figurę.
W niedzielę przywiozłem tam wspomniany obraz do kościoła w Rohoźnicy, który poświęcił podczas mszy ksiądz Tadeusz, i zostanie tam powieszony.
Tempus fugit, a czas ucieka – jak powiadają niespełnieni miłośnicy klasycznego wykształcenia – toteż nic dziwnego, że i na odcinku kombinacji operacyjnych w Polsce nastąpiło wyraźne przyspieszenie.
Skoro Donald Trump podczas wizyty w Warszawie udzielił „wsparcia” projektowi „Trójmorza”, to w Niemczech zrozumieli, że nie ma co czekać, bo albo wóz – albo przewóz. Zrealizowanie bowiem projektu „Trójmorza”, a więc politycznego porozumienia państw obszaru Europy Środkowej ze Stanami Zjednoczonymi jako protektorem, oznaczałoby trwałe osłabienie hegemonii Niemiec w Europie i fiasko planów budowania IV Rzeszy środkami pokojowymi, w które Niemcy tyle już zainwestowały. Państwa Europy Środkowej, korzystając również z siły Stanów Zjednoczonych, nie tylko rozwarłyby zaciskające się obecnie wokół nich szczęki imadła w postaci strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego, ale też zablokowałyby niemiecki projekt „Mitteleuropa” z roku 1915, który po 1 maja 2004 roku jest na tym obszarze intensywnie wdrażany. Jak wiadomo, przewidywał on ustanowienie na tym obszarze państw pozornie niepodległych, ale de facto – niemieckich protektoratów o gospodarkach niekonkurencyjnych, tylko peryferyjnych i uzupełniających gospodarkę niemiecką. Warto dodać, że utworzenie „Trójmorza” leży również w interesie USA. Niemcy bowiem po roku 1990 stały się do spółki z Francją, wyznawcami politycznej doktryny „europeizacji Europy”, to znaczy delikatnego – bo nie ma tu na razie miejsca na żadne gwałtowne ruchy – ale cierpliwego i metodycznego wypychania Stanów Zjednoczonych z europejskiej polityki, a zwłaszcza – z funkcji kierownika tej polityki. Niemcy bowiem nie zapomniały, że na skutek dwukrotnego wtrącenia się Ameryki do europejskiej polityki, przegrały dwie ważne dla nich wojny, które mogły przecież wygrać. Dlatego nie życzą sobie obecności USA w europejskiej polityce, zwłaszcza jako jej kierownika. Motywy Francji są bardziej skomplikowane, ale o to mniejsza. Stany Zjednoczone z kolei wcale nie zamierzają pozwolić na wypchnięcie ich z europejskiej polityki – ale w tym celu muszą mieć tu obszar, na którym mogłyby pewnie postawić stopy. I „Trójmorze” jest właśnie takim obszarem. Zatem wsparcie projektu „Trójmorza” przez Stany Zjednoczone nie jest jakimś bezinteresownym gestem, tylko realizowaniem własnego mocarstwowego interesu, który tym razem wychodzi naprzeciw interesom państw regionu Europy Środkowej.
`Toteż nic dziwnego, że Niemcy gotowe są zrobić wszystko, albo prawie wszystko, by doprowadzić do przesilenia politycznego w Polsce, w następstwie którego na pozycję lidera politycznej sceny powróciłaby ekspozytura Stronnictwa Pruskiego w postaci Platformy Obywatelskiej. Stojący na jej czele pan Grzegorz Schetyna w podskokach wykonałby każdy rozkaz Naszej Złotej Pani, a hołd pruski w Berlinie składałby w pozycji już nawet nie klęczącej, tylko leżącej. Taka próba została podjęta 16 grudnia ub. roku, ale zakończyła niepowodzeniem, toteż obecnie, wykorzystując fakt, że prezes Jarosław Kaczyński, forsując tak zwaną „reformę” sądownictwa, poszedł na otwartą i frontalną konfrontację z opozycją, Niemcy próbują doprowadzić do ponownego przesilenia politycznego. Zmiana bowiem rządu w Polsce na proniemiecki, oznaczałaby fiasko projektu „Trójmorza”, który bez udziału Polski nie ma racji bytu.
O ile tedy stare kiejkuty, wykonujące zadania wyznaczone przez niemiecką BND, podobnie jak konfidenci i piąta kolumna, w awangardzie której od początku występuje żydowska gazeta dla Polaków, doskonale wiedzą, o co tu chodzi, to rzesze „pożytecznych idiotów”, demonstrujących ze świeczkami, a to pod Sądem Najwyższym, a to pod Sejmem, myślą, że z tą walką o praworządność to wszystko naprawdę. Tymczasem widać gołym okiem, że rząd próbuje przejść na ręczne sterowanie sądownictwem, zaś polityczne gangi z opozycji boją się utraty wpływu na obsadzanie stanowisk sędziowskich, nie bez powodu uważając, że faworyci PiS będą dobierać się im do skóry. Najwyraźniej wiedzą, że na skutek wieloletniego, negatywnego doboru kadrowego w sądownictwie, uczciwych sędziów trzeba by szukać ze świecą, więc za wszelką cenę chcieliby uchwycić wpływ na sędziowskie nominacje, a w ostateczności pozostawić wszystko, jak dotychczas, to znaczy – żeby wpływ na obsadzanie stanowisk sędziowskich miały wyłącznie stare kiejkuty za pośrednictwem swojej agentury, pieczołowicie uplasowanej w Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. Prezes Kaczyński postępuje rzeczywiście po kozacku, ale z dwojga złego lepsze jest już ręczne sterowanie sądami przez rząd, bo rząd – w odróżnieniu od starych kiejkutów – jest przynajmniej znany z imienia i nazwiska. Wiadomo, kto jest ministrem sprawiedliwości i na jaki adres do niego pisać, podczas gdy w przypadku starych kiejkutów nic nie wiadomo i nawet adres Najstarszego Kiejkuta III Rzeczypospolitej, za jakiego uważam pana generała Marka Dukaczewskiego, jest owiany mgłą tajemnicy na podstawie przepisów o ochronie danych osobowych.
Tymczasem prezydent Andrzej Duda, po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią z Berlina, nagle postawił prezesowi Kaczyńskiemu ultimatum – że mianowicie nie podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym, dopóki Sejm nie zmieni uchwalonej właśnie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa – żeby jej członkowie nie byli wybierani przez Sejm zwykłą większością głosów – jak dotychczas – tylko większością 3/5. Zmiana ta oznaczałaby, że PiS nie mógłby samodzielnie przeforsować swoich faworytów do KRS, tylko musiałby dokonać tego wspólnie np. z klubem Pawła Kukiza, dobierając sobie jeszcze jakichś dysydentów, powyrzucanych ze swoich klubów, czyli tak zwanych posłów niezależnych.
Zirytowany do żywego prezes Kaczyński poszedł na ustępstwa wobec prezydenta Dudy, zmieniając projekt ustawy o Sądzie Najwyższym w ten sposób, że o tym, który z sędziów miałby przejść w stan (wiecznego) spoczynku, a który nie – nie decydowałby – jak to było w wersji pierwotnej – minister sprawiedliwości, tylko właśnie prezydent, ale nie złagodziło to prezydenckiego ultimatum. Czy prezydent Duda, z którego przecież prezes Kaczyński zrobił człowieka, wkracza w ten sposób na drogę wytyczoną przez Kazimierza Marcinkiewicza, czy też – co stwarzałoby znacznie poważniejszą sytuację – postawił to ultimatum po wysłuchaniu jakiejś sugestii Naszej Złotej Pani – tego dowiemy się później, albo nigdy – w każdym razie dolał oliwy do ognia, który podsyca również rozżarty owczarek niemiecki w osobie wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, zapowiadając już nie tylko tarmoszenie Rzeczypospolitej, ale jej bolesne kąsanie w postaci sankcji. Nie ulega wątpliwości, że Komisja Europejska gotowa jest z ulgą uznać fakty dokonane w Polsce, o ile kombinacja operacyjna rozwinie się w pożądanym przez Niemcy kierunku. A wygląda na to, że tym razem i stare kiejkuty gotowe są pójść na całość, bo Wielce Czcigodnemu Ryszardowi Petru, którego podejrzewam, iż jest wydmuszką Wojskowych Służb Informacyjnych, spod serca gorejącego wypsnęła się deklaracja, że opozycja może uciec się do „metod pozaparlamentarnych”.
Ciekawe, czy w tym celu stare kiejkuty uzbroją i zmobilizują młodszą generację starych, tubylczych ubeckich dynastii, czy też BND uruchomi w Polsce zadaniowaną wywiadowczo część półtoramilionowej ukraińskiej diaspory, która prawdopodobnie jest odbiorcą przemycanej z Ukrainy do Polski broni, wśród której znalazło się też 30-milimetrowe działo, jakie wiosną na przejściu granicznym w Dorohusku usiłowały przewieźć do Polski dwie młode Ukrainki.
Stanisław Michalkiewicz
Obdarci z dziedzictwa (ciąg dalszy): Pamięci starożytnej lechickiej historii
Napisane przez Ewa PietrasNiniejszą książkę dedykuję pamięci: Cesarza Bolesława I Wielkiego zwanego Chrobrym, największego i najwyższego rangą władcy w dziejach średniowiecznej Europy i Lechii, inaczej Polanii. Ukoronowanego dwoma diademami cesarskimi: Cesarza Wschodu (Ariów – Słowian) – w Gnieźnie w 1000 roku, oraz Cesarza Zachodu – w Rzymie w 1025 roku. Panującego przez 25 lat na cesarskim złotym tronie Karola Wielkiego, największej relikwii ówczesnej Europy.
Autor
Historia, prawda, społeczeństwo
Badacz historii ma obowiązek mówić prawdę według swojej najlepszej wiedzy o zgodnych ze źródłami wydarzeniach i postaciach. Ma on obowiązek informować o tym społeczeństwo, bowiem to on służy społeczeństwu, a nie odwrotnie. A społeczeństwo ma więc suwerenne prawo do tej wiedzy. I nikt nie ma prawa społeczeństwu tej wiedzy odebrać.
Autor
Jak pamiętamy ze starożytnej historii Lechii, w XVIII wieku p.n.e. narodziła się Wielka Dynastia Lechitów, która trwała przez 3099 lat, począwszy od Ojca Narodu Lechitów – króla Lecha I Wielkiego w 1729 roku p.n.e., jako trzeciego władcy po królach: Sarmacie i Kodanie, do króla Kazimierza III Wielkiego w 1370 roku. W tym okresie panowali lechiccy królowie i książęta z siedmiu linii rodowych Ariów – Słowian Indoscytów: Sarmatów, Scytów, Wandalów, Suewów, Herulów oraz przez ostatnie 610 lat – Suewów, później zwanych Polanami.
Zidentyfikowano 78 władców Lechii, którzy wyznawali różne religie: wedyjski arianizm, chrześcijaństwo w obrządku słowiańskim i w obrządku rzymskim.
Dlaczego szczyt G20 umieszczono akurat w Hamburgu?
Napisane przez wandaratByłam tam w roku 2011, w tym mieście jest więcej imigrantów niż w innych miastach niemieckich. Wielu z nich nie ma pracy, żyje z zasiłku i nie czuje, aby ich przyszłość zależała od nich.
W lecie 2011 niechcący dostałam się tam na pochód-manifestację, którą zamykała policja. Autobus miałam z dworca PKS, walizę moją ciężką miałam na dworcu PKP w przechowalni – wydałam na to jedyne moje pieniądze – aż 10 euro. Miałam przed sobą cały dzień, bo autobus do Polski był dopiero o 19. Była niedziela, oddaliłam się od dworca, aby poszukać czegoś do picia czy jedzenia, ale najpierw chciałam sprzedać mój pierścionek złoty, bo nie miałam pieniędzy. Firma za moją pracę w Hamburgu miała mi zapłacić dopiero za miesiąc, na moje konto. To musiał być inny dzień tygodnia, bo jubiler był otwarty. Sprzedałam pierścionek, stać mnie było na wszystko, dostałam za niego 100 euro. Wtedy to zostałam zagarnięta przez ten pochód – szeroki na całą ulicę i dwa chodniki Nie wiem, o co chodziło ludziom w pochodzie, ale nie mogłam zawrócić, bo za mną jechały wozy i motocykle policyjne. Bałam się, że oddalę się od dworca i nie trafię do niego, a mój niemiecki był wtedy jeszcze kiepski. Poza tym, bałam się tego pochodu, chciałam dojechać do moich dzieci w Polsce. Wyjechałam zarobić na chleb dla rodziny, nie w głowie mi były jakieś manifestacje.
Tutaj, w Kanadzie, zwłaszcza w wielkich aglomeracjach, jesteśmy coraz częściej mniejszością w naszym wielokulturowym społeczeństwie.
Coraz częściej dochodzi też do konfliktów i choć polityczna poprawność każe je zamiatać pod dywan, przyklejając etykiety „rasizmu” i innych „izmów”, to od tego konflikty te nie nikną.
Jedną z sytuacji konfliktowych jest sposób, w jaki masowo wykorzystują miejskie parki ludzie z Azji, zwłaszcza Hindusi. I nie chodzi jedynie o nadbrzeżne pogrzeby z rozzrzucaniem ludzkich prochów do rzek, lecz o lekceważenie miejskich przepisów.
Z nowymi obyczajami przegrywamy nie tylko dlatego, że jesteśmy bierni i wolimy się wycofywać, usuwać, wyprowadzać, ale przede wszystkim dlatego, że nie mamy wystarczającej liczby dzieci. O przyszłości kultury decydować będzie dzietność, co widać już w szkołach podstawowych Mississaugi.
Piszę o tym dlatego, że w minionym tygodniu do redakcji zadzwoniła p. Marzena mieszkająca nieopodal Summerlea Park w Etobicoke – urokliwym zakątku, który warto odwiedzić na rowerze czy rolkach. Tam właśnie co tydzień nad rzeką odbywają się religijne obrzędy Azjatów.
Czy posiadanie dwóch Ojczyzn
jest lepsze niż tylko jednej?
Czy miłość jest podzielna?
Podczas krótkiego pobytu w kraju z przykrej okazji, bo Opatrzność zabrała do swojej chwały następną osobę z (wciąż na szczęście licznej) mojej rodziny – przeprowadziłem oportunistycznie prywatnego „gallupa” wśród różnych grup spotkanych rodaków. Nie tylko tych wysoko zadzierających nosa intelektualistów (rodzinka!), ale także wśród rodaków powiedzmy „przeciętnych”, praktycznych, których maksymą jest: „Panie, z polityki się chleba nie je!”. Ci pierwsi uważają, że trendy jest popierać oPOzycję (!). O chleb się mniej martwią, a raczej zgodnie z maksymą królowej Marii Antoniny – jedzą na kawiarnianych kanapach kawiarniane kanapki – o przepraszam – ciastka. Niestety, w rozmowach przelewają z pustego w próżne, bo „PiS to wiadomo”. Taka ich bezmyślna mantra. Przed nimi leżą oczywiście mądre opiniotwórcze perdiodyki, które (jedyne) czytają. To oczywiście „Wybiórcza”, „Newsweek”, „Polityka” i inne popularne i zresztą sprawnie redagowane piśmidła.
Mądrale – a jak? – polegając na ich racjach, zapominają (?), że choć używające języka polskiego periodyki, to jako finansowane przez kapitał niemiecki i żydowski (Soros), reprezentują interes tego, kto płaci – i wymaga. Sączą one swoje tezy – „no bo przecież wiemy, rozumiemy” – sloganowe, chwytliwe mądrości dla tych, którzy ze swojej naiwności sprawy sobie (nie chcą?) nie zdają.
Tak, gdyby to wszystko poukładać „na nosa”, to sprawy mają się następująco:
Donald Trump nie jest żadnym „wypadkiem przy pracy” czy amerykańską odmianą Nikodema Dyzmy, lecz politykiem kutym na cztery nogi, wystawionym przez starą wojskowo-finansową elitę USA – ludzi o doświadczeniach zimnowojennych, zwinnych imperialnych graczy – elitę zaniepokojoną tym, co działo się za rządów nowej elity clintonowo-obamowej – ludzi rodem z lat 60., dorastającej w czasach rewolucji seksualnej, hippisowskich ruchów, Woodstock i Wietnamu.
Ta ostatnia elita, odcinając kupony od pozycji Ameryki w świecie, zapomniała o imperialnych wyzwaniach ze strony Eurazji, oddała interesy mocarstwowe w pacht liberalnych globalizatorów.
Ta stara elita ma nieco związków z Polską. Nie tylko za sprawą śp. Brzezińskiego, ale choćby gen. Jajko; ludzi, którzy „robili imperium” za Reagana i walczyli z Sowietami w proxy-wojnach.
To właśnie tamtędy prowadzi polska nitka do Donalda Trumpa – głównie via The Institute of World Politics – szkołę dającą informacje historyczne i „kontekstowe” ludziom Pentagonu, NSA i CIA; uczelnię założoną na początku lat 90. przez Johna Lenczowskiego, głównego doradcę Ronalda Reagana ds. sowieckich.
Dzisiaj, kiedy Ameryka jest wypychana z tradycyjnych obszarów wpływu, kiedy konkurencja z Chinami przybiera na sile, konieczna jest konsolidacja i sanacja amerykańskiego imperium. W przeciwnym razie w ciągu jednego – dwóch pokoleń, Pax Americana, którego beneficjentem jest dzisiaj Zachód, zostanie rozmontowany.
Stara gwardia amerykańskich służb uznała więc, że to ostatni dzwonek, by w miarę skutecznie móc przeciwstawić się wyzwaniom, zaniedbywanym przez co najmniej dwie minione dekady. I stąd nowa polityka Donalda Trumpa.
Polityka atakowana z jednej strony przez ponadnarodowych globalistów, dla których Amerykanie są tylko użyteczną chabetą, oraz przez różnej maści niedokształconych ludzi matriksu, którzy tak na dobrą sprawę nie wiedzą, skąd się bierze ciepła woda w kranie – różnych pożytecznych idiotów rozgrywanych przez prawdziwe partykularne grupy interesów krajowe i zagraniczne.
Co ciekawe, w nowej sytuacji podzielone zostało lobby żydowskie – w przeciwieństwie do liberalnego skrzydła prominentnego w mediach, ortodoksyjny, syjonistyczny hardcore poparł nowego prezydenta – w jego otoczeniu jest zresztą pokaźna grupa amerykańskich Żydów. Tak więc konflikt i walka przebiegają dzisiaj na nowych frontach, wzdłuż nowych linii podziału.
Nowa gra w Polsce, której przejawem była niedawna wizyta Donalda Trumpa, idzie o to, aby wbić klin w koncepcję Eurazji i postawić amerykańską stopę między Niemcami a Rosją i Chinami; na zasadzie, nic tutaj nie będzie bez nas – możecie mieć Nowy Jedwabny Szlak – proszę bardzo, ale z naszym udziałem i kontrolą. Jest to sensowne zagranie. Problem tylko w tym, że Polakom przypada w nim rola przedstawiciela amerykańskiego interesu. Niewygoda takiej sytuacji polega na zawężeniu pola manewru.
Owszem, Polska staje się dla Amerykanów ważna w Europie, ale odpowiedź na pytanie, czy to jest dobre dla Polski, nie jest wcale taka jednoznaczna, jak by się mogło wydawać.
Tak czy owak, dobrze się stało, że przy okazji tych wszystkich manewrów amerykański prezydent wsparł w Warszawie polską politykę historyczną, czym ściągnął na siebie gromy lewaków oraz środowisk żydowskich, które usiłują pedagogiką wstydu rozmiękczyć Polaków do wypłacenia trybutu. Więc coś jednak ugraliśmy.
Druga dobra rzecz jest taka, że Polacy dzięki kampanii wyborczej Donalda Trumpa ponownie zaistnieli w amerykańskiej polityce. Polskie głosy przeważyły szalę w licznych okręgach, Kongres Polonii Amerykańskiej w zasadzie udzielił poparcia konserwatywnemu kandydatowi, a w wyborczych kuchniach pracowało wielu Amerykanów polskiego pochodzenia.
Amerykańska Polonia, poszatkowana i skłócona, pokazała, że jest konserwatywną siłą i przy odpowiedniej mobilizacji, może się liczyć.
Jest oczywiste, że Polska nie jest zdolna przeciwstawić się amerykańskiej polityce; jest oczywiste, że z Amerykanami i przy Amerykanach można wciąż sporo ugrać – czy będzie to możliwe, zależy od polskiej elity; czy w minionych dwóch dekadach wystarczająco dorosła i dojrzała, by móc upodmiotawiać własne państwo, by móc skutecznie negocjować z Amerykanami, przyzwyczajonymi, jak to obrazowo określił były influenser Radosław Sikorski, że nad Wisłą dają im za darmo.
Sądząc po egzaltacji, jaka wielu polskim komentatorom i politykom udzielała się na widok POTUSA, stare nawyki trudno wykorzenić...
Nic to, miejmy nadzieję, że okres pokoju i wzrastającego dobrobytu da glebę do odrodzenia „polskiej głowy”, bo przecież jak to kiedyś ładnie ujął mój kolega – „ziemia wciąż rodzi”. Przychodzą nowe pokolenia. Najważniejsze więc, by rodziła jak najobficiej i by nowe zastępy wykształconych Polaków rozumiały stawki i zasady gry.
Pewne jest zaś, że wreszcie nowa polska elita ma do „imperatora” jakieś dojście. To cieszy.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Przez „megalopsychię” Arystoteles rozumiał zdolność do właściwego oceniania samego siebie. Właściwego, czyli w sam raz: ani za nisko, ani za wysoko.
To duża sztuka, umiejętność tego rodzaju. Krajowy lider Platformy Obywatelskiej najwyraźniej Arystotelesa nie zna, o megalopsychii nie wspominając, a w każdym razie wygląda, jakby czynił dla swojej partii matki to, co czyni, uparłszy się rozstać koniecznie z rozumem. Pewnie dlatego Platforma Obywatelska wydaje się kartą zbitą. Czy nawet jak w tytule: zabitą na śmierć.
Tusk Donald Iskariota – symbolicznie. To znaczy symbolicznie jak dotąd, bo przyszłość przyniesie nam jeszcze wiele zaskoczeń. Bez najmniejszych wątpliwości.
Taka jej natura: zaskakiwać nieprzygotowanych, zaskakiwać zawsze, a przygotowanych jak najczęściej. Z drugiej strony: nie ma symbolu bez treści, którą ów w sobie zawiera. W tym kontekście symbol zawarty w tytule nie tylko, że treść posiada i ze sobą niesie. On tą treścią zwala nas z nóg i wstać nie pozwala. Donald Tusk Iskariota...
W Warszawie odbyła się 87. miesięcznica katastrofy smoleńskiej. Ruch Obywatele RP zorganizował kontrmanifestację. W obchodach miesięcznicy katastrofy smoleńskiej wzięło udział ok. 2 tys. osób, a w kontrmanifestacjach – ok. 2,5 tys. osób.
Zabezpieczało porządek z 2,3 tys. policjantów, którzy głównie oddzielali manifestację, a wedle Kukiza to kosztowało 6 mln złotych. Do sądu skierowano 44 wnioski o ukaranie w związku z wykroczeniami, o usiłowanie zakłócenia legalnej manifestacji i używanie słów wulgarnych.
Chciałem być już na końcu mszy w katedrze, ale nie dotarłem, bo na trasie W-Z są remonty. Dotarłem z drugiej strony pod hotel Brystol, gdzie zebrała się zła tłuszcza z kartkami papieru i na nich podobizną Wałęsy, który miał przybyć na demonstrację, ale dyplomatycznie zachorował. Jedna z manifestantek trzymała mały transparent – „Oddajcie mi moje prawa”. Chciałem się dowiedzieć, jakie prawa jej zabrano. Nie odpowiadała. Skandowanie przez tłuszczę „Wałęsa”, „Wałęsa” dawało dowód ich zaślepienia. Stojąc między nimi, wołałem „Kupa mięsa”. To spowodowało, że zaczęto skandować „Wynoś się dziadu”.
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…