Zmarła kilka dni temu Barbara Mazurkiewicz, najmłodsza siostra mej Matki, która przed śmiercią zamówiła obraz św. Rity, obok św. Tadeusza Judy, patronki spraw beznadziejnych.
Moja Matka zapoznała się z kultem tej świętej, gdy rodzice byli w Hiszpanii podczas tamtejszej wojny domowej. Któregoś dnia rodzice dowiedzieli się, że następnego dnia o świcie mają rozstrzelać jakiegoś białego, który miał pięcioro dzieci. Mama postanowiła zrobić coś, by uratować mu życie. Poprosiła Ojca, by ten zadzwonił do ministra spraw zagranicznych z prośbą o darowanie mu życia.
Tata zadzwonił i okazało się, że minister wyjechał, więc rodzice postanowili pójść wieczorem 10 km do podmiejskiej rezydencji prezydenta republiki baskijskiej, która była w sojuszu z władzami czerwonej republiki hiszpańskiej.
Zajęło im to ponad godzinę, ale klapa. Prezydenta nie było i z niczym rodzice w ulewny deszcz wrócili, zupełnie mokrzy, do hotelu.
Mama zaczęła się wtedy gorliwie modlić do św. Rity.
I stał się cud. O północy zadzwonił minister spraw zagranicznych i spytał Ojca, czy chce z żoną być na egzekucji, i jeśli tak, to przyśle po nich auto.
Nie – powiedział Ojciec – chcę prosić o ułaskawienie skazańca.
Każę wstrzymać egzekucję – odpowiedział minister – do przyjazdu prezydenta. Jak przyjedzie, to poproszę w pana imieniu o łaskę i go nie rozstrzelają.
Tak uratowano życie jednego człowieka, a pamięć o tym cudzie spowodowała, że Mama miała dla św. Rity wielkie uznanie. Dała jej imię mej siostrze, a w kościele w Błociszewie pod Poznaniem, gdzie pradziadkowie Kęszyccy mieli majątek i gdzie ona została obok swej matki pochowana, ufundowała jej figurę.
W niedzielę przywiozłem tam wspomniany obraz do kościoła w Rohoźnicy, który poświęcił podczas mszy ksiądz Tadeusz, i zostanie tam powieszony.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!