Trump, trumf, misia-bela, teatr wstydu, kąfacela. Ale prócz wstydu jest także wniosek: niczego, na świecie całym, tak łatwo nie pompuje się, jak ego ludu nadwiślańskiego daje się napompować słowami pierzastymi.
Nikt z tych i tamtych, napompowanych do poziomu „nadęci w butelkę”, nie usłyszy, jak wspomniane ego spada, by z głośnym – brzdęk! – rozbić się o niespełnienie. O miliony, miliony polskich niespełnień. Tak ci to u nas głośno i wesoło, hej!
Tymczasem wszyscy wyglądamy dziś podobnie – w szkło nadęci tak bardzo, że aż w sztorc zabutelkowani. Co najmniej pół litra niespełnień, i drugie pół niekonkretów, na każą polską twarz przypada. Powiedzieć można: nic, tylko złudzenia. Przy tym właściwy konkret znajdziemy jednak gdzie się nie obrócić, dosłownie, byle tylko nie obracać się nad Wisłą. Weźmy Izrael. Po warszawskiej wizycie Trumpa eksplodowało tam całe mrowie konkretów. Oto bodaj najstarszy żydowski tytuł prasowy, mianowicie dziennik „Haaretz”.
Chemi Shalev w wydaniu z szóstego lipca: „Trump pomógł Polakom zapomnieć o ich przeszłości. W swojej mowie pochwalił polską brawurę, nie wspominając o historycznej nienawiści Polaków do Żydów”. Ten sam niedouczeniec w innym miejscu: „Najwyraźniej Biały Dom nie zdawał sobie sprawy, że na tym samym placu, na którym Trump przemawiał do Polaków, w kwietniu 1943 roku powstało wesołe miasteczko, żeby polskie dzieci mogły sobie poswawolić, podczas gdy ich rodzice patrzyli, jak w płonącym getcie umierają Żydzi”.
Dzień później w tym samym dzienniku, Ofer Aderet dopowie, co poprzednikowi umknęło, bądź czego nie wywrzeszczał dostatecznie głośno: „Trump legitymizuje prawicowy rząd polski, pomagając mu pominąć białe plamy w polskiej przeszłości. (...) W Polsce Trumpa nie ma śladu tych Polaków, którzy zdradzali i mordowali tysiące Żydów w tym kraju – przed, w czasie i po okupacji nazistowskiej. Nie było w nim [w przemówieniu] śladu głęboko zakorzenionego antysemityzmu i jadowitej nienawiści do Żydów w całym okresie żydowsko-polskiego współżycia, zanim jeszcze pojawili się naziści. Trump opowiedział o polskich cierpieniach i polskich ofiarach krwawej historii, ale nie wspomniał Żydów – ofiar polskich ofiar”.
Im dalej w las, tym bardziej nakręca się Ofer Aderet: „Trump przemawiał na tle pomnika Powstania Warszawskiego z 1944 roku, zakończonego śmiercią 200.000 Polaków i zniszczeniem Warszawy, ale nie odwiedził pomnika Powstania w getcie warszawskim z roku 1943, którego polskie podziemie nie wsparło” [do którego nie przystąpiło].
I tak plecie sobie Mr Aderet (i tak dalej, i tak dalej sobie plecie) – aż do finału z frazą wieńczącą, można powiedzieć: ziejącą miłością, a brzmiącą mniej więcej tak: Trump, Trump, też mi halo, ale wszyscy wiemy, że: „Zachowanie tysięcy Polaków wobec ich żydowskich sąsiadów w czasie II wojny światowej było dokładnie odwrotnością wielkiego heroizmu”. Nieźle, nieprawdaż?
A co do Trumpa w Warszawie – żaden wiatr nie jest tak pusty, jak słowa pierzaste, wypowiadane z emfazą, lecz niepotwierdzone czynami. Pan mnie słyszy, panie Trump? A panowie Kowalski i Malinowski, słyszą?
(mig)
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!