farolwebad1

A+ A A-
piątek, 31 sierpień 2018 10:33

Toronto - miasto wytyczone przez Europejczyków (2)

Napisane przez

York został inkorporowany 6 marca 1834 r. i ponownie uzyskał nazwę Toronto, aby odróżnić się od Nowego Jorku, a także kilkunastu innych miejscowości nazywanych York w samej prowincji, w tym hrabstwa York, w którym Toronto było zlokalizowane, a także aby odrzucić negatywne konotacje związane z przydomkiem „Brudny Mały York”, jakim miasto ochrzcili mieszkańcy w czasach, gdy burmistrzem był William Lyon Mackenzie.

Nowe władze municypalne zdominowane przez reformatorów szybko wzięły się do pracy. Priorytetem była budowa nowych ulic i dróg – to stanowiło główny problem; dobre drogi były drogie, a tymczasem ustawa, mocą której inkorporowano miejscowość, ograniczała prawa radnych do stanowienia i podnoszenia podatków.

Nierówny system opodatkowania obarczał nadmiernym brzemieniem najbiedniejszych. Mackenzie postanowił zwrócić się z tą sprawą bezpośrednio do mieszkańców i 29 lipca 1834 roku zwołał publiczne spotkanie. Wyznaczono je na godzinę 18., aby nie kolidowało z godzinami pracy. Spotkał się jednak z oporem nowo utworzonego „British Constitutional Society”, na czele którego stanął William H. Draper. Szeryf William Jarvis przedłożył burmistrzowi wyniki głosowania, które ograniczały jego możliwość działania. W rezultacie kłótni obie strony postanowiły odłożyć obrady na następny dzień.

Tym razem torysi zwołali to spotkanie na godzinę 3. po południu, kiedy robotnicy nie byli w stanie w nim uczestniczyć. Wyszło im to jednak na dobre, ponieważ podczas obrad załamała się wypełniona ludźmi galeria Market Square, w rezultacie czego 4 osoby zginęły, a kilkadziesiąt zostało rannych. Prasa, która stała po stronie torysów, natychmiast obarczyła winą za to Mackenziego. Do pojednania nie doszło i obie zwaśnione strony starły się ponownie podczas rebelii Górnej Kanady w 1837 r., której przewodniczył właśnie Mackenzie.

W 1831 roku po raz pierwszy pojawiły się gazowe latarnie, zainstalowano ich w tym roku ponad sto. W maju 1832 roku miasto odwiedził Charles Dickens. Opisywał Toronto jako „miasto pełne życia, ruchliwe, z utwardzonymi ulicami i oświetlone przez gaz”. Dickens podróżował wówczas po całej Północnej Ameryce. W 1847 roku miasto dotknęła epidemia tyfusu, 863 imigrantów irlandzkich zmarło na tę chorobę w specjalnych szopach, gdzie umieszczano gorączkujących, przy szpitalu torontońskim na północno-zachodnim rogu King Street i John Street. Epidemia zabrała również pierwszego biskupa Toronto, Michaela Powera, opiekuna najbiedniejszych Irlandczyków, którzy uciekli z wielkiego głodu w Irlandii.

W kwietniu 1849 r. wielki pożar zniszczył całą dzielnicę targową na północ od Market Square i Saint Lawrence Market, jak również pierwszą katedrę świętego Jacka i część pierwszego torontońskiego ratusza.

Toronto miało wówczas straż pożarną i dwie remizy, ale nie były one w stanie kontrolować ognia i wiele biznesów spłonęło. Nastąpił potem okres odbudowy.

W okresie tym narastały napięcia między oranżystami reprezentującymi protestantów lojalnych wobec Korony brytyjskiej a katolikami i Irlandczykami, którzy imigrowali do Toronto. Policja oraz straż pożarna były kontrolowane przez oranżystów. Dochodziło do aktów przemocy przeciwko katolikom i reformatorom, a sprawcy nie byli karani; dopiero na początku XX wieku w Toronto po raz pierwszy burmistrzem został katolik...

W wieku dziewiętnastym miasto gwałtownie się rozwijało. Jego populacja zwiększyła się z 30.000 w 1851 roku do 56.000 w 1871 i 181.000 w 1891 r. Toronto pochłaniało mniejsze okoliczne miejscowości, takie jak Parkdale, Brockton Village i inne. Wysoka dzietność oraz napływ nowych imigrantów zwiększały liczbę mieszkańców, choć po 1880 roku imigracja znacząco spowolniła.

W latach pięćdziesiątych kolej dotarła do rejonu portu. Trzy firmy kolejowe kładły tory do Toronto: Grand Trunk Railway, (GTR), Great Western Railway oraz Northern Railway of Canada. GTR wybudowała pierwszą Union Station w 1858, a w 1873 drugą – dzisiejszą. Dostępność połączeń kolejowych dramatycznie zwiększyła liczbę imigrantów oraz wymianę handlową, podobnie jak coraz większe wykorzystanie parostatków na jeziorze Ontario. Wybudowano sieć tramwajową, która nadal działa w swym pierwotnym kształcie. Powstała też kolej podmiejska wzdłuż ulicy Yonge na odległość 80 km do jeziora Simcoe, co pozwoliło na jednodniowe wyprawy na tamtejsze plaże. W dziewiętnastym wieku plaże torontońskie były zbyt zanieczyszczone, by się w nich kąpać, głównie z powodu bezpośredniego wrzucania śmieci i nieczystości do jeziora.

W miarę rozwoju miasta jego granice wyznaczała na zachodzie Humber River, a na wschodzie Don. Kilka mniejszych potoków i strumyków skierowano rurami pod ziemię, co pozwoliło budować nad nimi. Garrison Creek i Taddle Creek używane były jako otwarta kanalizacja, co stanowiło bardzo poważne zagrożenie dla zdrowia i higieny mieszkańców. W mieście działały dwie szkoły medyczne, Trinity Medical School i Toronto School of Medicine. Obydwie stały się potem częścią Wydziału Medycyny Uniwersytetu Torontońskiego.

Miasto unowocześniało i profesjonalizowało usługi publiczne; najbardziej dramatyczne zmiany przeszła policja, a to za sprawą nowych technologii, pojawienia się telefonów, rowerów, motocykli, a następnie samochodów. Policjanci, którzy do tej pory jedynie przechadzali się ulicami, rozpoczęli reagowanie na zgłaszane przypadki łamania prawa i przestępstw, a także zajęli się regulowaniem ruchu samochodowego. Po wielkim pożarze w 1849 r., w Toronto wprowadzono ulepszone przepisy przeciwpożarowe, a wraz z nimi rozwinięty został system straży pożarnej, ostatecznie w 1874 r. powstała Torontońska Straż Pożarna.

Cdn.

piątek, 31 sierpień 2018 10:24

Z perspektywy wspólnoty

Napisane przez

ligezaSpokojne sumienie i dobra pamięć nigdy ze sobą nie zatańczą. Tak sądzę, bośmy ludzie grzeszni i nie ma wśród nas takiego, który w uszach nie nosiłby mniej czy więcej kurzu. Czy tam za uszami. 

        W takim razie czym jest sprawiedliwość? Z perspektywy wartości konstytuujących wspólnotę, sprawiedliwość to czynienie tego, co konieczne, w celu ochrony wartości uznanych przez wspólnotę za ważne. Dlatego człowieka przyzwoitego nie może boleć, gdy Rozenek Andrzej, to jest niegdysiejszy misio-pysio Urbana Jerzego, pajacuje na sejmowej mównicy, z poważną twarzą wnosząc o „minutę ciszy za ofiary ustawy dezubekizacyjnej”. Przeciwnie, takie rzeczy Polaka cieszą, i to bardzo. 

        Mnie cieszą nawet w sześcianie, można powiedzieć. Dowodzą albowiem, owe zawodzenia postkomuszo-lewackie, że postkomusza lewica nie tyle, że chwyta się brzytwy, co brzytwy chwyta się już ustami. Aż chce się przyklasnąć: chwytajta, panie i panowie lewico postkomusza, chwytajta mocno. Wy chwytacie, my ciągniemy, forsując wam uśmiech od ucha do ucha. Ostatecznie, sprawiedliwość to z perspektywy wspólnoty czynienie tego, co konieczne. No tak czy nie tak? 

        Oczywiście w opisie powyższym występuje sporo „niestetów”. Weźmy pierwsze niestety z brzegu: w przyzwoitym świecie, czy inaczej, między ludźmi troszczącymi się o przyzwoitość, powodzenie person lewicowo-postkomuszych wspomnianego rodzaju może trwać długo, ale w końcu ludzie pukają się w czoła i decydują, by po takich pozamiatać – ale w świecie zdeprawowanym, czy inaczej: wśród ludzi popsutych, a następnie zredukowanych do poziomu intelektualnego szympansów po tresurze, czy też takich, którzy porzucili rozum, lecz gadane im zostało – to samo nie jest już takie proste. 

        Swoją drogą, ktoś zastanawia się, dlaczego Urbana „Ohydę” Jerzego diabli zabierają do piekła po cichu? Trzeciego sierpnia skończyło toto 85 lat, a mimo to każdego dnia gloryfikuje urbanią podłość, chwacko zdążając ku otchłani. Chociaż powiedzieć trzeba, że pląs zadem wychodzi mu coraz karkołomniej (mówię przez to, że środkowe miano pana Urbana („Ohyda”) to nie nazwisko, lecz opis). Więc czemu Urbana „Ohydę” Jerzego diabli zabierają do piekła po cichu? Już wyjaśniam: żeby narodowi radości nie sprawiać. 

        Rzecz jasna to wtręt na marginesie, kontynuując zaś temat brzytwy w ustach lewicy: czy tak zwaną dezubekizację, a w tym zakresie degradację, można nazywać zemstą, odwetem czy represjami? Dajcie spokój, naprawdę. Przypominałem już te oczywistości. Zemsta, odwet i represje to byłyby: aresztowania, zrywanie paznokci, łamanie kości, strzały w potylice, ciśnięcie zwłok do dołu z wapnem, przekopanie i rozjechanie terenu spychaczem – to w wersji hard. Ewentualnie w wersji łagodniejszej: pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Czy tam coś tam zbliżonego. Natomiast obcięcie kilku czy kilkunastu (okazało się, że w porywach do siedemnastu) tysięcy złotych emerytury, czy też zerwanie gwiazdek z pagonów wraz z pagonami, nazwać można co najwyżej zaskakującą łaskawością i de facto rezygnacją z odwetu. Czyli miłosierdziem. Chrześcijaństwo zobowiązuje, można powiedzieć, co tacy niepiękni chrześcijanie-katolicy jak ja, okraszają natychmiast dopowiedzeniem „zobowiązuje niestety”. Tak, że ten, tego... 

        I tu kolejna dygresja: realizacja zobowiązania, o którym wspomniałem wyżej, w praktyce wyciągnęła nam z portfeli, licząc od „odzyskania niepodległości” w 1989 roku, grubo ponad siedem miliardów złotych. Ho-ho, tak-tak. Słownie: siedem miliardów złotych. Ponieważ takie liczby to z perspektywy poznawczej abstrakcja, wyłożę rzecz jaśniej: siedem miliardów złotych to kwota wystarczająca do wybudowania – od podstaw, to jest w szczerym polu, wraz z infrastrukturą techniczną w postaci sieci wodno-kanalizacyjnych, elektroenergetycznych i dostępem do szerokopasmowego Internetu – siedem miliardów, powtórzę, to kwota wystarczająca do wybudowania trzystu pięćdziesięciu supernowoczesnych, energooszczędnych i w pełni klimatyzowanych szkół, każda z salami dla czterech „zerówek”, świetlicą i placem zabaw dla najmłodszych, z trzema dziesiątkami pracowni do nauki techniki, przyrody, matematyki, języka polskiego i historii, plastyki i muzyki, języków obcych, a także z salami gimnastycznymi (każdą o powierzchni ponad dwustu metrów kwadratowych) oraz dwoma boiskami, o nawierzchni sztucznej i trawiastej. 

        350 szkół, powtórzę. W każdym polskim powiecie jedna. I co? I pstro, i nic z tego. Przefrymarczyliśmy trzy dekady. Chrześcijaństwo zobowiązuje i takie tam inne, z prawdą o chrześcijaństwie niemające wiele wspólnego. Więc misio-pysio Urbana, czy też ludzie rozenkopodobni, choć z brzytwami w ustach, to przecież mogą kpić z nas w żywe oczy, i kpią bezkarnie (weźmy to zdanie: „Ludzie, którzy wiernie służyli Polsce, zostali potraktowani jak oprawcy”) – a na dodatek wielu z nich za to płacimy. Przepraszam, „Dobra zmiano”, że tak buńczucznie o to zapytam, ale zapytam bez pardonu: jak długo jeszcze? Jak długo jeszcze pozwalać będziesz, by ludzie uwikłani w komunę i postkomunizm brali udział w kształtowaniu przestrzeni publicznej podobno niepodległej wspólnoty? 

Krzysztof Ligęza 

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 31 sierpień 2018 10:20

Do Wilna (35/2018)

Napisane przez

pruszynskiDo Wilna

Ponieważ sytuacja na Białorusi staje się zaogniona, wybrałem się do stolicy Litwy, by prosić o pomoc u Jej patrona św. Kazimierza i Matki Boskiej Ostrobramskiej. Pytanie istotne, czy chcą mi pomóc wskoczyć na siodło po Cygańskim Baronie.

        Podróż tylko trzy godziny nowym czeskim pociągiem i moc młodych, którzy tanimi liniami chcą lecieć z Wilna dalej.

        W Wilnie ciepło i słonecznie oraz masa turystów, głównie z Polski, którzy przyjeżdżają tu autobusami okrężną drogą, omijając z głupoty szefów od turystyki Grodno.

        Po pokłonieniu się św. Kazimierzowi w katedrze pocwałowałem ulicą Szeroką do Ostrej Bramy, a powinienem był zrobić odwrotnie, bo łatwiej iść z góry do dołu.

        Moc sklepów dla turystów i głównie wyroby z bursztynu, a prócz tego z drewna i tkanin. Na placu przed ratuszem sklepy z lokalną odzieżą lnianą, ale jak wszystkie sklepy z towarami luksusowymi, puste. Więcej ludzi w restauracjach, które pootwierały „ogródki”.

        Wracając podobnym pociągiem, miałem towarzysza podróży architekta. Wracał z Hiszpanii, gdzie trzy tygodnie biwakował u przyjaciela, który sprzedał, co miał, w Mińsku, tam osiadł i chwalił swą decyzję.

        Architekt opowiadał o swych znajomych, którzy zaczęli się dorabiać, a tu ludzie Aleksandra Mniejszego zaczęli przychodzić po „dolę”, a jak nie dał, to zawędrował za kratki i dostał pięć lat. To się tu stale powtarza i pytanie tylko, kiedy ten wrzód pęknie.

 

        Polacy górą

        Okazuje się, że przodujemy w Europie w chodzeniu do kościoła w niedziele. Chodzi tam 54 proc. naszych katolików, a np. w katolickiej Portugalii tylko 38 proc. Na Litwie chodzi coś 20 proc., ale ilu w tym Polaków katolików, statystyki nie podają.

 

        Na Jasnej Górze

        Wybrałem się tam 26  z Warszawy na święto Matki Boskiej. Są ze stolicy dwa ranne pociągi, jeden o 6:30, drugi dwie godziny potem, i też można zdążyć na główną mszę o 11.

        Pogoda była kiepska, Matka Boska nie dopilnowała jej, a najgorsze, że przyjechało stosunkowo mało ludzi. Nieporównywalnie mniej niż na Pielgrzymce Radia Maryja, co zapewne wielu przeciwnikom Ojca Dyrektora nie było w smak.

        Arcybiskup Polak był  nader  miłościwy i wygłosił tylko 17-minutowe kazanie, w którym przypominał, byśmy się nie dzielili i łącznie czcili 100. rocznicę

 niepodległości.


        Co dobrego

        Zastanawiałem się, że piszę głównie o złych rzeczach na Białorusi, a co jest dobrego?

        No, mamy moc zdobyczy techniki, prawie każdy ma telefon komórkowy, a w Mińsku pełno zdobyczy kulinarnych świata, jak McDonaldy, KFC czy Burger Kingi. Na rynku Komarowka mogę kupić świeże od krowy czy od kozy mleko, od gospodarzy kury, króliki i mięso.


        Grecja

        Kilka dni temu, przez około 12 godzin uchodźcy blokowali starą drogę krajową łączącą Teby z Atenami. Domagali się, aby przyznano im mieszkania zamiast domów, a najlepiej – w stołecznych Atenach. 

        Kompleks 65 domów ma tymczasem wiele udogodnień, w tym szkołę, plac zabaw, klinikę dla kobiet, a także bezpłatne Wi-Fi. Domy są klimatyzowane i wyposażone we wszystkie nowoczesne udogodnienia.

        Pomimo narzekań, a wręcz wściekłości kierowców, zmuszanych do objazdu, policja nie interweniowała aż do zakończenia protestu.

 

        Murzynki

        Na chama chcą wybielić skórę. Moc firm sprzedaje w Afryce na to środki, ale rezultaty dobre tylko dla firm, a fatalne dla lokalnych piękności.

 

        Elektroniczne spotkanie

        Pan Witold Bodrowicz przeprowadził ze mną 42-minutową rozmowę zatytułowaną „Ile Żydzi Polakom zawdzięczają”. Jest ona w Internecie pod takim tytułem. Kto chce, może ją obejrzeć.

 

        Luter o Żydach

        Najpierw Luter nie wypowiadał się negatywnie o Żydach, wierząc, że przyjmą oni protestantyzm. Kiedy to nie nastąpiło, zaczął pisać przeciwko nim traktaty. Pierwsze takie pismo nosiło tytuł „Pismo przeciwko Sabatyjczykom” i powstało w 1538 r. Inne nazywało się „O Żydach i ich kłamstwach”, opublikowane w 1543 r. 

        Luter określał Żydów w swoich dziełach m.in. jako leniwych złodziei, którzy przez lichwę czynią z chrześcijan niewolników. 

        W pracy „O Żydach” sformułował program postępowania z Żydami:

        1. „Podpalać ich synagogi i szkoły, a co nie da się spalić, na to narzucić ziemi i przysypać, żeby żaden człowiek nie oglądał po wieki ani kamienia, ani szlaki”.

        2. „Niszczyć też i burzyć ich domy”.

        3. „Zabierać im wszystkie ich modlitewniki i Talmudy”.

        4. „Na przyszłość ich rabinom pod karą śmierci zabronić nauczania”.

        5. „Całkowicie odebrać Żydom prawo do glejtów ochronnych”.

        6. „Zakazać im lichwy […] oraz skonfiskować wszelką gotówkę, klejnoty, złoto i srebro”.

        7. „Zmusić do zarabiania na chleb w pocie czoła”.

        Co by było, gdyby jakiś ksiądz z ambony to powiedział???

 

        Podobnie

        Często w prasie polskiej ukazują się wypowiedzi zwolenników pana Romana Dmowskiego, które mają za cel wysławianie tego w końcu wybitnego człowieka, a pomniejszanie zasług Marszałka Piłsudskiego.

        Zwolennicy tego pierwszego nie mogą przeżyć, że Marszałek ma więcej zwolenników, a pieśń „Pierwsza Brygada” jest popularnie śpiewana na różnych imprezach. Marszałek w 1914 r. przewidział to, czego nie przewidział pan Roman, nie tylko konflikt zbrojny między zaborcami, ale jeszcze powiedział publicznie w Paryżu, że najpierw Niemcy pokonają Rosję, a potem Francuzi, Anglicy i Amerykanie pokonają Niemców.

        Przypomina mi to bardzo to, co się dzieje teraz w USA, gdy po blisko dwóch latach lewicowi demokraci nie mogą zapomnieć o swej klęsce i rzucają kłoda po kłodzie pod nogi Trumpa.

 

        Senator John McCain

        Zmarł spory konserwatysta i dwukrotny kandydat na prezydenta USA. Interesował się sprawami Białorusi i przyjmował naszych opozycjonistów, ale nie pofatygował się odpowiedzieć na ani jeden z mych listów.

        Chciałem zamówić mszę za Jego duszę w Mińsku i zaprosić na nią, kogo się da, ale zrezygnowałem. Zamówię ją tylko w swej parafii w Rohoźnicy.

        Niech spoczywa w pokoju.

Aleksander Pruszyński

piątek, 31 sierpień 2018 10:12

Folksdojcze i Żydzi w pogotowiu

Napisane przez

michalkiewiczCo tu ukrywać; cała Polska odetchnęła z ulgą na wieść, że prezydent Wolnego Miasta Gdańska, pan Paweł Adamowicz, zakończył trudne negocjacje z polskim Ministerstwem Obrony Narodowej, dzięki czemu kontyngent Wojska Polskiego będzie  dopuszczony do uroczystości obchodów kolejnej rocznicy wybuchu II wojny światowej, jakie mają odbyć się na Westerplatte. Nie wiadomo bowiem, co by się stało, gdyby negocjacje nie doprowadziły do porozumienia. Wojsko Polskie, chociaż przeszło kurację przeczyszczającą, mogłoby nie znieść takiego afrontu i ponownie zająć Westerplatte. W tej sytuacji rząd otworzyłby sobie nowy front; nie tylko na odcinku demokracji, nie tylko na odcinku praworządności, ale również na odcinku samorządności. 

        Jestem pewien, że Nasza Złota Pani nie puściłaby tego płazem, zwłaszcza że i tak sporo się nazbierało, więc pewnie przyspieszyłaby proces anarchizowania naszego bantustanu. Płomienni szermierze demokracji zrzeszeni w organizacji Konfidentów Od Dukaczewskiego (KOD) i Obywatele UB z panem Kasprzakiem dostaliby nowe rozkazy. Już  nie wystarczyłoby podejmowanie prób opanowania gmachów publicznych, jak to miało miejsce w przypadku siedziby Krajowej Rady Sądownictwa, gdzie wtargnęli obywatele masturbujący się konstytucjami, ale bojówki zaczęłyby przejmować władzę w miastach i miasteczkach. ABW, zajęta kręceniem lodów, nie tylko nie potrafiłaby temu zapobiec, ale nawet mogłaby tego czujnie nie zauważyć w nadziei, że synekury zostaną utrzymane również przy folksdojczach, więc nie ma co narażać się bez potrzeby. Podobnie i policja; wobec  folksdojczów zachowuje się z wyszukaną rewerencją, można powiedzieć, że nosi ich na rękach, zamiast zrzucać ze schodów albo przeganiać z publicznych budynków na szpicach butów. Ale jakże ma być inaczej, kiedy zapowiadany jest strajk służb mundurowych? Pretekstem są oczywiście sprawy materialne, ale to tylko pozór, bo gołym okiem widać, że i te całe służby zostały włączone w proces anarchizowania Polski, który musi zakończyć się jakimś przesileniem. Niemcy bowiem nie zrezygnują z odzyskania pełni wpływów politycznych w naszym bantustanie, zwłaszcza teraz, gdy prezydent Donald Trump, Nasza Najważniejsza I Jedyna Duszeńka, coraz bardziej poświęca się ratowaniu własnej skóry. Właśnie Nasza Złota Pani wystąpiła do niego o wzajemne zniesienie restrykcji wprowadzonych przez USA w ramach wojny handlowej i spotkała się z pełnym zrozumieniem. Francuski prezydent Macron poszedł nawet krok dalej, oświadczając, że obronę Europy trzeba oprzeć na własnych siłach. Tylko patrzeć, jak ponownie pojawi się postulat utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, czyli ostatecznego wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli. Ale nawet Adolf Hitler zadbał o stworzenie pozorów legalności dla uderzenia na Polskę, toteż na tym tle lepiej rozumiemy mobilizację warszawskich przebierańców z Sądu Najwyższego z panią Gersdorf na czele. Jestem przekonany, że zostali pouczeni, co mają robić, kiedy w Berlinie zapadną stosowne decyzje. Toteż i pan Adamowicz zachowuje się wobec polskiego rządu coraz bardziej mocarstwowo, chociaż oczywiście rozumie mądrości etapu, które w tej fazie jeszcze nie przewidują udziału w rocznicowych uroczystościach na Westerplatte przedstawicieli Zjednoczonych Sił Zbrojnych Unii Europejskiej ani członków Hitlerjugend, którzy by się tam fraternizowali z harcerzami z ZHP i młodzieżą żydowską. Na to przyjdzie jeszcze czas, a tymczasem trzeba grać jednocześnie na wielu fortepianach. 

        Toteż Niemcy wystąpili z pomysłem, by we wrześniowej konferencji państw Trójmorza, wzięli udział również oni w charakterze „partnera”. Najwyraźniej projekt ten traktowany jest w Berlinie bardzo poważnie i niezależnie od anarchizowania Polski, by doprowadzić tu do politycznego przesilenia, w następstwie którego nowy rząd wycofałby nasz kraj z tego projektu i w ten sposób go storpedował, tamtejszy rząd próbuje rozsadzać to przedsięwzięcie w zarodku i od środka. Charakterystyczne, że pierwszym i jak dotąd jedynym państwem, które niemiecki wniosek poparło, jest Polska, w imieniu której decyzję podjął pan prezydent Andrzej Duda. Nieomylny to znak, że 45-minutowa rozmowa telefoniczna, jaką w lipcu ub. roku pan prezydent odbył z Naszą Złotą Panią, nie pozostała bezowocna. 

        Jednocześnie z Izraela napływają informacje o masowym przyznawaniu tamtejszym Żydom polskiego obywatelstwa i polskich paszportów. Widać, że pan ambasador Magierowski, ten sam, który, jako wiceminister spraw zagranicznych, odwiedził USA, kiedy ważyły się losy ustawy nr 447 JUST, a po którego wizycie wiele polonijnych osobistości wycofało się z lobbowania przeciwko tej regulacji – że pan ambasador Magierowski powinność swej służby zrozumiał i uwijając się na swoim odcinku, wychodzi naprzeciw realizacji żydowskich pretensji wobec Polski. Więc chociaż z pana prezydenta Dudy został  zdjęty zakaz wstępu do Białego Domu i 18 września zostanie tam przyjęty przez prezydenta Trumpa, a kto wie – jak suponuje znający tamtejsze realia Książę-Małżonek Radosław Sikorski –  może zostanie nawet zaproszony na kolację, to z doniesień na temat przedmiotu rozmów z amerykańskim prezydentem nie wynika, by na porządku dziennym stanęła sprawa żydowskich roszczeń i ustawy nr 447 JUST. Być może to jest cena za ten „full service” w Białym Domu, ale w takim razie, co z tego, że pan prezydent Duda wypije i zakąsi, kiedy Polska będzie musiała za tę kolację beknąć Żydom ponad 300 miliardów dolarów? Najwyraźniej i prezydent Trump, podobnie jak jego konkurentka w wyborach w 2016 roku, Hilaria Clintonowa, traktuje Polskę jako skarbonkę dla Żydów, z której można dodatkowo wycisnąć opłatę za ochronę, skoro ambasadorem USA w naszym i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwym kraju właśnie została pani Żorżeta Mosbacher, dotychczas znana głównie z tego, że zrobiła majątek na rozwodach. Okoliczność, że Jej Ekscelencja została  skierowana na tę synekurę właśnie do Polski, wskazuje na to, że również z punktu widzenia obecnej administracji nasz bantustan na nic lepszego nie zasługuje. Aż tylu milionerów u nas w końcu nie ma, a i pani Żorżeta najlepsze lata też ma już raczej za sobą, więc, jak to mówią – wedle stawu grobla. Ciekawe, czy USA odważyłyby się na taki gest wobec Francji, Wielkiej Brytanii, czy nawet Niemiec? Skoro jednak tubylczy prezydent mało jaja nie zniesie w związku z odwiedzinami w Białym Domu, to dlaczegóż jego lokator miałby się takimi sprawami przejmować? „Kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku” – powiadał Voltaire – toteż misję dopilnowania, by nasz bantustan zrealizował żydowskie roszczenia do ostatniego centa, można powierzyć choćby i pani Żorżecie.

 Stanisław Michalkiewicz

piątek, 24 sierpień 2018 10:41

Liżemy bramy przyszłego świata

Napisał

Rzeczywistość nam przyspiesza. Okazuje się, że dzisiaj samo kwestionowanie nielegalnej imigracji do Kanady poprzez otwartą zieloną granicę jest „niekanadyjskie” i ludzie, którzy to czynią, „nie należą do Kanady”. Oznacza to, że podobnie jak w czasach komunistycznych w Europie, kwestionowanie „linii partii” może się dla kwestionującego źle skończyć.

        Jednocześnie jesteśmy świadkami konstruowania nowej kanadyjskiej tożsamości. Jednym z jej elementów jest rewizjonizm historyczny; wyburza się pomniki kolonizatorów, podkreśla znaczenie marginalnych faktów, po to by stworzyć nową historię kraju. Jak to nam uświadomił George Orwell, kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość, a kto kontroluje przeszłość, ten panuje nad przyszłością. Według promowanej obecnie  „historii multikulti”, Kanadę budowali ludzie „ze wszystkich zakątków globu”. Rozumiem, że w wieku XIX  budowali ten kraj Hindusi, Pakistańczycy, Arabowie i Rosjanie… Nowa przeinaczona historia tego kraju całkowicie pomija rolę i znaczenie misji chrześcijańskich i zapoznaje brytyjski czy francuski charakter instytucji tworzonych na tych ziemiach. Oczywiste, że Kanadę wybudowali imigranci z Niemiec, Irlandii, Polski i wielu innych krajów europejskich. Kanada została skolonizowana przez Europejczyków; podobnie zresztą jak Stany Zjednoczone. Europejczycy stworzyli tutaj instytucje polityczne, system sądownictwa, wprowadzili demokrację, zbudowali drogi, kolej i porty. Owszem, również przy pomocy innych nacji – na przykład sprowadzanych z Chin pracowników fizycznych, jak to miało miejsce na początku XX wieku – nie zmienia to jednak faktu, że Kanada jest krajem ukształtowanym przez wartości zachodnioeuropejskiej cywilizacji.

        Dzisiejsi bolszewicy kulturowi, którzy mają przemożny wpływ na władze tego kraju, usiłują ten fakt przeinaczyć i piszą nową historię, by ukształtować nową kanadyjską tożsamość. Jak zawsze, pierwszą ofiarą rewolucji jest wolność słowa; zamyka się ludziom usta polityczną poprawnością i przestaje się debatować o ważnych dla kraju sprawach.

        Jest to działalność prowadząca do pogłębiania podziałów i radykalizacji części społeczeństwa. Ci, którym odbiera się głos, których stawia się poza debatą publiczną, mogą jedynie działać radykalnie i pozasystemowo.

        Imigracja jest tematem kluczowym, bo właśnie jesteśmy świadkami otwarcia granic kraju dla niekontrolowanej nielegalnej imigracji dokonywanej pod pozorem uchodźstwa. Owi „uchodźcy” przedostają się do Kanady przez granicę ze... Stanami Zjednoczonymi. Jeśli więc – teoretycznie – uznajemy Stany Zjednoczone za kraj „niebezpieczny”, w którym gwałci się prawa człowieka i obywatela, to czemu z nim handlujemy? Czemu nie napominamy Waszyngtonu, jak to miało miejsce, na przykład, wobec Arabii Saudyjskiej?

        Jakie jest więc wytłumaczenie tego szaleństwa? Otóż globaliści, wyznawcy ideologii „zrównoważonego rozwoju” i wszelkiej maści budowniczowie „nowego Jeruzalem”, postrzegają przemieszanie narodów, ras i kultur jako taran, który rozbija stare struktury społeczne, dekonstruuje stary porządek; który pomaga w tworzeniu nowego społeczeństwa postnarodowego (jak to kiedyś powiedział wprost premier Kanady Justin Trudeau), wyrównując napięcia demograficzne.

        Kanada od lat 70. jest poletkiem doświadczalnym starszych i mądrzejszych. Dzisiaj, coraz bardziej wytresowani, liżemy bramy przyszłego świata…

Andrzej Kumor


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Ostatnio zmieniany środa, 12 wrzesień 2018 22:57
piątek, 24 sierpień 2018 10:28

Toronto - miasto wytyczone przez Europejczyków (1)

Napisane przez

Żyjemy w czasach rewizjonizmu historycznego, w Kanadzie coraz częściej podkreśla się „wielokulturowość” i pomija europejskie korzenie instytucji tego kraju; instytucji budowanych przez Francuzów i Brytyjczyków; pomija się również olbrzymią rolę misjonarzy w cywilizowaniu tych ziem, a także poznawaniu i otwieraniu szlaków handlowych. 

        Dlatego właśnie postanowiliśmy w kilku odcinkach przedstawić historię Toronto; europejską historię Toronto. 

        Pierwsze siedliska indiańskie istniały tutaj tysiące lat temu, u ujścia rzek Humber i Credit. Pierwsi nad Zatokę Torontońską (w tamtych czasach Wyspy Torontońskie były połączone w półwysep z lądem stałym, tworząc zatokę. Półwysep ten został przerwany przez sztormy w 1856 roku), doskonale nadającą się na budowę portu, dotarli Francuzi. Założyli tutaj w 1750  roku niewielki fort pod nazwą Rouillé. Służył on jako miejsce wymiany handlowej z Indianami, ale po tym jak Brytyjczycy podbili Francuską Amerykę Północną, został opuszczony. 

        Historia Toronto zaczyna się więc w roku 1786, kiedy do Quebec City przybył lord Dorchester, gubernator Brytyjskiej Północnej Ameryki. Jego głównym zadaniem było rozwiązanie problemów nowych osadników napływających ze Stanów Zjednoczonych – lojalistów, którzy uciekli przed buntownikami walczącymi o niepodległość Stanów Zjednoczonych, osiedlając się na słabo zaludnionych wówczas brzegach jeziora Erie i Ontario. 

        Dorchester początkowo myślał o utworzeniu nowego dystryktu włączonego pod rządy Quebecu, ale w Wielkiej Brytanii postanowiono o podzieleniu Kanady na Dolną i Górną, w związku z tym lord Dorchester zaczął organizować nową prowincję Górnej Kanady i szukać dla niej stolicy. 

        Początkowo wybór padł na Kingston, to właśnie w okolicy Bay of Quinte osiedliła się największa liczba lojalistów, ale było ich też sporo w rejonie Niagary, ostatecznie gubernator postanowił założyć stolicę nowej prowincji w pół drogi, na północnych brzegach Zatoki Torontońskiej, gdzie rząd brytyjski kupił grunt od Indian Mississauga. 

        Tymczasowy rząd Górnej Kanady został utworzony w miejscowości Newark, która obecnie nazywa się Niagara-on-the-Lake, w roku 1791, a w roku 1793 nowy gubernator Górnej Kanady John Graves Simcoe, przeniósł stolicę do Toronto, którego nazwę zmienił na York, gdyż nie chciał, by była to nazwa pochodzenia indiańskiego. 

        Simcoe pierwotnie zakładał, że York będzie tylko bazą wojskową i miastem portowym, a stolica obszaru założona zostanie w London, ale wkrótce zrezygnował z tych planów ze względu na trudności z budową drogi do London. W 1796 r. York stał się stałą stolicą Górnej Kanady, Indianie Mississauga przenieśli się zaś do rezerwatu na zachód od tej miejscowości, w okolice obecnego Port Credit, a ostatecznie jeszcze dalej na zachód. Co ciekawe, traktat z Mississauganami został odrzucony przez ludność rdzenną. Chodziło tutaj o zakup obszaru około 1000 kilometrów kwadratowych, podpisano kolejny w 1805 r., ale ten również był przez niektórych Indian kwestionowany i ostatecznie zakup tej ziemi rząd kanadyjski uregulował prawnie dwa wieki później, w roku 2010,  płacąc Indianom Mississauga 145 mln dol. kanadyjskich.

        Simcoe mieszkał w Jorku tylko trzy lata, ale to pod jego kierownictwem rozpoczęto budowę miasta na planie prostokątnym, w pobliżu ujścia rzeki Don. W 1793 roku u wejścia do torontońskiego portu powstał Fort York, gdzie mieścił się brytyjski garnizon. Podczas rządów Simcoe powstały budynki rządowe oraz wytyczono dwa główne ulice, Dundas Street, która uzyskała nazwę od sir Henry’ego Dundasa i Yonge Street, nazwaną po sir George’u Yonge’u, brytyjskim sekretarzu wojny. 

        Rangersi królowej oraz wcieleni do wojska osadnicy niemieccy wykarczowali szeroką na jeden wóz ścieżkę Yonge na północ do Holland River. Simcoe miał ambicje założenia w York uniwersytetu, ale ostatecznie udało mu się jedynie założyć sądy. Ze względu na zły stan zdrowia, w 1796 roku powrócił do Anglii, a w 1799 ustąpił ze stanowiska. W tym czasie, jak się szacuje, miejscowość zamieszkiwało 240 osób. Administratorem Yorku po Simcoe został Peter Russell. Za jego kadencji do 1800 roku wybudowano drogę na wschód od Toronto do ujścia rzeki Trent, dzisiejszą Kingston Road. Peter Russell  założył też pierwsze więzienie i poszerzył miasto na zachód i północ. W 1803 r. wybudowano pierwszy Lawrence Market, a także w 1807 r. pierwszy kościół, który dzisiaj jest katedrą świętego Jacka. Gdy Russell umierał w 1808, populacja miasta liczyła 500 osób.  

        Napięcie między Brytyjczykami a Amerykanami doprowadziło do wybuchu wojny w 1812 r. W 1813 r. Fort York został zaatakowany przez Amerykanów, którzy zmusili Brytyjczyków do odwrotu. Zanim to jednak nastąpiło, Brytyjczycy wysadzili w powietrze składy amunicji i prochu, aby nie wpadły w ręce nieprzyjaciela. Wybuch był tak potężny, że wielu żołnierzy amerykańskich miało krwawienie z płuc i przebite bębenki uszne, a w oddalonej o 50 km Niagarze wyleciały szyby z okien. Eksplozja zabiła również dowódcę oddziałów amerykańskich, które następnie dokonały grabieży i spaliły York. Nie zajęły go jednak. Dwa lata później podpisany został pokój, który zakończył pat do jakiego doszło w działaniach wojskowych. Fort York został odbudowany kilkaset metrów na zachód od pierwotnej pozycji, gdzie istnieje do dzisiaj. Tam, w 1814 r., atak Amerykanów został odparty.

        W czasach pokoju systematycznie rosła populacja Yorku, choć podobnie jak dzisiaj, infrastruktura za tym nie nadążała, co nadało miastu przydomek Błotnistego Yorku. 

        Po wojnach napoleońskich do miasta napłynęli nowi biedni imigranci z Wielkiej Brytanii, gdzie trwała depresja; obszar na północny wschód od St. James był zamieszkiwany właśnie przez tę biedotę. Na ulicy Lombard pojawiły się „czerwone latarnie”, a wokół St. Lawrence Market liczne tawerny.

        Wraz z rozwojem osady narastały napięcia między klasą panującą a robotnikami i handlarzami, którzy domagali się reform. W 1834 r. York został inkorporowany i odzyskał starą nazwę Toronto. Przeprowadzono również pierwsze wybory, a burmistrzem został William Lyon Mackenzie – reformator, który domagał się zmian w prowincji, co doprowadziło go ostatecznie do zorganizowania buntu. W 1837 r. siły brytyjskie Górnej Kanady rozbiły jednak rebeliantów i Mackenzie zmuszony był uciekać do Stanów Zjednoczonych. 

        Pokój powrócił do Toronto, a miasto rozwijało się, skupiając coraz to nowe biznesy. Jednym z prominentnych były rzeźnie i paczkowanie mięsa, przez co Toronto zyskało przydomek Hogtown – wieprzowe miasto.

Tłum. Goniec

piątek, 24 sierpień 2018 10:16

Definicje, definicje

Napisane przez

ligezaSprawdza się: niektórzy rzeczywiście wyglądają na oświeconych tylko dlatego, że światło jest szybsze od dźwięku. Dopóki tacy nie odezwą się, można wytrzymać. Wszelako, gdy otworzą usta, ręce odpadają na bruk. Czy gdzieś tam. 

        Oto pani Magdalena K., którą niniejszym weźmy dla przykładu. Powiedzmy: za ręce ją weźmy. Za ręce, podkreślam, nie na ręce. I raczej nie dosłownie ją bierzmy. Więc. 

        Więc pani Magdalena, ostatnio w roli jazgotliwie roztrajkotanej działaczki „Komitetu Obrony Dukaczewskopodobnych”. Mamy ją? Dobrze. Aparycja szczotki do muszli, nieprawdaż? I nie koncertowej. A maniery? Maniery pisuaru zalanego uryną, nie inaczej. Kompetencje? Owszem, dałoby się rzec: profesorskie. W obszarach bezczelności, chamstwa i arogancji. Na koniec procesy myślowe – na poziomie procesów myślowych zielonego groszku. Czy tam rzodkiewki. Czy może nawet rozgotowanego makaronu (brukselki?), boć cokolwiek ponad rozgotowany makaron (brukselkę?) rzadko kiedy wystaje z łepetyn tego rodzaju. Wyjąwszy słomę. I tak dalej, i tak dalej. 

        Innymi słowami: pani nowoczesność, w ornat przystrojona, na mszę dzwoni rudym ogonem. Przyszedł rozkaz, wystąpił ogonem ruch postępowy. Normalna rzecz u należycie wytresowanych ludzi aktywnych, zatroskanych o stan praworządności nad Wisłą. Czy tam o co tam akurat partia rozkaże. 

        Ale dajmy już spokój pani Magdalenie. Czy tam pani z warszawskiego ratusza rodem, Ewie „Nie wstydzę się swojej pracy w MSW” Gawor, milicyjnej specjalistce od kontekstów. Tej drugiej matrony nie tkniemy nawet, tykając dla odmiany ministra Czaputowicza. Więcej niż tkniemy, bo Czaputowicza wręcz potrącimy. Czy tam dotkniemy i potrącimy. Zasłużył, zatem mamy prawo. 

        Otóż szef polskiego MSZ poinformował, zaś Polska Agencja Prasowa przekazała światu, że w czasie spotkania ze swoim niemieckim odpowiednikiem, Czaputowicz poprosił o przedstawienie informacji na temat spotkania kanclerz Merkel z prezydentem Putinem, po czym uzyskał odpowiedź, że: „dotyczyło ono całego szeregu problemów międzynarodowych”. Jak potknięcie Czaputowicza podsumował internetowy anonim: „Zapewne chodziło o problem międzynarodowy, znajdujący się dokładnie pomiędzy narodem niemieckim i rosyjskim”. 

        Opierając wiedzę dotyczącą świata i ludzi na powyższych przywołaniach, zauważmy, że to od definicji, użytych w celu jego wyjaśniania, zależy nasze rozumienie świata. I znowu przykład ilustrujący tę, jakże ważną, obserwację. Prosto z Twittera. 

        Krzysztof Bosak: „Myśl narodowa to w dużej mierze aplikacja zasad katolickiej nauki społecznej do wspólnoty narodowej”. 

        Stanisław Żerko (profesor nauk humanistycznych, historyk): „Nie ma czegoś takiego, jak wspólnota narodowa”. 

        Bosak: „Jeśli neguje Pan rzeczywistość, to dalsza dyskusja jest niemożliwa. Polska historia bardziej niż jakiegokolwiek innego narodu dowiodła że polska wspólnota narodowa istnieje”. 

        Żerko: „Nie wiem, co to jest dla Was polska wspólnota narodowa. Brzmi ponuro”. 

        Bosak: „Inaczej naród. Wspólnota Polaków. Sugerując, że posługuję się inną definicją niż powszechnie uznana, próbuje mnie Pan wtłoczyć w schemat myślenia ideologicznego, a ja jestem przeciwnikiem ideologii. Ideologie to oświeceniowa gangrena”. 

        Żerko: „Istnieje wspólnota obywateli Republiki. Rzeczypospolitej”. 

        Bosak: „Owszem. Nazywamy ją społeczeństwem. Społeczeństwo = naród + mniejszości narodowe”. 

        Żerko: „I na ich tle polska wspólnota narodowa?”. 

        Na tym etapie wymiana ciosów utknęła. Albo Krzysztof Bosak dość miał kopania się z koniem, ewentualnie pan Żerko postanowił przestać udawać idiotę. Żałowałem, prawdę powiedziawszy, bo szło mu świetnie. Zresztą obu panom świetnie szło. Panu Bosakowi kopanie z koniem, a panu profesorowi udawanie. Ot, uroki Twittera. 

        Zdrowia pożyczywszy, konkluzję ubrałem w postać dwustronnego medalu, w brzmieniu następującym, medalu strona pierwsza: jakakolwiek wymiana myśli bez wcześniejszego uzgodnienia definicji podstawowych terminów, wcześniej czy później kończy się wywrotką w błocie wzajemnego niezrozumienia i pretensji o to niezrozumienie. I medalu strona druga: próba uzgodnienia definicji na starcie, przeciąga początek ewentualnej rozmowy w nieskończoność. 

        Sevilla. Czy tam selavi. Czy jakoś podobnie. Stąd ma refleksja: nasze rozumienie świata zależy od definicji, przywoływanych w celu jego wyjaśniania. Cała reszta to już tylko pieniądze i socjotechnika. 

        Proszę to sobie zapisać, proszę zapamiętać, proszę nieść w świat, meblując umysły i serca ludziom oszukiwanym, okradanym oraz wychowywanym do totalnego zgłupienia. 

Krzysztof Ligęza 

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 24 sierpień 2018 10:14

Białoruś

Napisane przez

pruszynskiAleksander Łukaszenka zdymisjonował premiera Andreja Kabiakoua, mianując na jego miejsce dotychczasowego prezesa Banku Rozwoju Siarhieja Rumasa. Szef państwa dokonał też zmian kilku wicepremierów i ministrów.

        Twierdzi, że nie wykonywali jego planów, ale czy te plany miały zrobić cud? Nadal Aleksander Mniejszy czy Kołchoźnik, jak go od lat przezywają, chciał wszystkim rządzić sam, a ponadto wcale nie zrobiło się cokolwiek lepiej dla przedsiębiorców, których ze 20 tysięcy kibluje po różnych więzieniach, a prawie cztery razy mniejsza ludnościowo Białoruś ma tylko 20 proc. mniej więźniów niż Polska. Co gorsza, na pewno naraził się Kremlowi, narzekając, że jest barbarzyńcą, więc Putin, jak wróci z wesela w Austrii, to może go wykopie lub poprosi, by wsiadł w swego mało używanego boeinga i odleciał w siną dal.

 

        Bierny, mierny i bezwzględnie posłuszny 

        W sondażu Instytutu Badań Pollster przeprowadzonym specjalnie na zlecenie „Super Expressu” Polacy zostali zapytani o to, jaką ocenę wystawiają prezydentowi. Najwięcej badanych, aż 24 proc., dało prezydentowi niedostateczny, czyli najgorszy stopień w szkolnej skali! 20 proc. osób oceniło Andrzeja Dudę na dobry, mierną ocenę postawiło mu 18 proc., a dostateczną 15 proc. ankietowanych. Tyle samo oceniło prezydenta na bardzo dobry. Zaś celujący Duda otrzymał tylko od 4 procent.


        Wstyd mi i...

        Odwiedziłem piszącego na tematy polsko-żydowskie prof. J.R. Nowaka, pogadaliśmy sporo i dał mi pierwszy tom swych wspomnień „Wichry życia”, która jest jego 87. książką. Po powrocie do domu zacząłem je czytać i przykro mi. Nie przeczytałem więcej niż 20 proc. książek, jakie on do końca studiów przeczytał. Dalej wstyd mi, bo jego dziadek, nie w pełni wykształcony chłop, wiele bardziej patriotycznie wychowywał go niż ja swe dzieci. Ostatecznie doczytałem tylko do 40 stron wspomnień  tego dnia i dowiaduję się, jaką barbarzyńską robotę robili komuniści, niszcząc polską kulturę przez przekazywanie na przemiał milionów cennych książek. Muszę dotrzeć do książki, spisu dzieł, jakie przekazano na przemiał, ale polecam wspomnienia profesora.

        W drodze do Mińska dalej ją czytałem i kilkakrotnie się zaryczałem ze śmiechu. Rozprawia się tam z wielu luminarzami, w tym Adasiem Michnikiem, który raz tępi katolików i Kościół, a raz go chwali, by na koniec stworzyć najbardziej antykatolicki organ. Szczególnie dużo miejsca poświęca Węgrom i jest jednym z nielicznych Polaków, którzy ten język znają.


        Zjazd Polonii i Polaków

        Okrężną drogą dowiaduję się, że 24 września ma odbyć się spęd rodaków z całego świata. Bardzo się cieszę, ale czy nie trzeba się do niego przygotować? Chyba mogę twierdzić, że to rola Kongresu, i mam nadzieję, że zacznie ją spełniać. 


        Tajna konferencja

        W Marrakeszu odbyła się w maju konferencja państw europejskich poświęcona imigracji, a jej końcowy dokument mówi, że migracja jest siłą napędową wzrostu gospodarczego i podstawą globalnego dobrobytu. Węgry oczywiście uznały deklarację za sprzeczną z ich interesami i jej nie podpisały.

        Cała sprawa została okryta wielką tajemnicą przez rząd premiera Mateusza Morawieckiego, który okłamuje Polaków odnośnie do naszej polityki imigracyjnej, a kilka tygodni temu do Polski przybyła delegacja Agencji do spraw Migracji Zewnętrznych i Stosunków Pracowniczych Ministerstwa Pracy i Stosunków Pracy Uzbekistanu i podpisano porozumienie, na mocy którego przybędzie do Polski z 3 tys. uzbeckich imigrantów, mających dostać u nas zatrudnienie. Od kilku miesięcy nasz rząd pracuje nad dalszą zmianą przepisów prawa imigrantów, aby imigranci mogli otrzymywać kartę pobytu już po trzech latach pracy, a ich żony miały wszystkie świadczenia socjalne, włącznie z programem 500+.


        Istotny problem

        Lewacy i Żydzi wszystkich, których nie lubią, okrzykują faszystami i antysemitami. Zaś prawicowcy nie mają odpowiedniego negatywnego terminu na swych przeciwników, bo termin bolszewicy nie ma tak podłego wydźwięku jak faszysta czy antysemita, więc trzeba jakiś jeden czy dwa terminy negatywne i zarazem śmieszne stworzyć i rozpropagować.

 

        Hojna ręka

        9 sierpnia br. w żydowskim magazynie „Chidusz” ukazał się wywiad z dr hab. Michałem Bilewiczem tropiącym polski „antysemityzm wtórny” i  „mowę nienawiści”, który otrzymał od Narodowego Centrum Nauki z Krakowa grant wysokości 2 mln zł. 

        Widać, że polowanie na antysemitów jest zajęciem popłatnym w Polsce i dającym spory dochód. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że antysemici są grantożercy Bilewiczowi niezbędni jak powietrze. Im więcej antysemitów dr Bilewicz wytropi, tym większe szanse na kolejny grant.

        Wpadłem na pomysł, by to dostojne centrum zapytać, czy nie dadzą mi podobnej sumy na badania, ile Żydzi Polakom zawdzięczają?


        15 sierpnia w Warszawie

        Umowna rocznica pokonania Sowietów obchodzona była uroczyście, choć mało kto chciał wspomnieć, ile  było „szczęśliwych” przypadków po naszej stronie, co by mówiło o rzeczywistym cudownym poparciu przez Matkę Boską Polaków, i nikt nie wspominał, że sowieccy sołdaci mówili, że nad polskimi wojskami ukazywała się im Matka Boska, którą naturalnie Polakom trudno było widzieć. 

        Tego dnia była defilada na Wisłostradzie, wręczanie nominacji generałom oraz koncert i imprezy na placu Marszałka.

        Najciekawszą sprawą był jednak pochód patriotów, zorganizowany przez Młodzież Wszechpolską i inne organizacje, na który nie pofatygował się imć Winnicki, ale był Jerzy Robert Nowak. Koło tysiąca ludzi zebrało się pod Muzeum Wojska Polskiego, a potem poszło w kierunku ronda De Gaulle’a i dalej w Nowy Świat, gdzie zatrzymała pochód policja.

        Bo dalej za ul. Foksal zebrało się ze sto różnych lewaków. Rozsiedli się z transparentami i białymi różami i krzyczeli „nie dla faszystów”, „faszyzm nie przejdzie” itd. Policja baz pałek czy hełmów ochronnych podeszła do nich z kilku stron i zaczęła nawoływać do rozejścia się, by nie blokowali legalnego marszu. Nawoływano z dziesięć minut i uprzedzano, że zostaną usunięci. Wreszcie po jednym brano ich i zanoszono na jedno z podwórek, a potem po spisaniu ich danych po jednym wypuszczano i mają mieć sprawy karne. Naokoło tych demonstrantów było moc ich przyjaciół i fotografów, którzy uwieczniali tę „imprezę”. Zacząłem z niektórymi rozmawiać i okazało się, że nie mają pojęcia, co to faszyzm, a cechowała ich skrajna nienawiść do Kaczyńskiego i PiS-u. Mówiono, że dają ojcu Rydzykowi coś 80 mln i PiS wydaje z 500.000 na ochronę Kaczyńskiego. Zapytałem ich, czemu nie protestują przeciw daniu przez PiS Ukrainie 4 mld złotych, ale to ich zupełnie nie interesowało, a to z 20 razy tyle co dostał na kilka programów ojciec Rydzyk, który wydaje pieniądze w końcu w kraju. Wynika, że ta hołota nie jest propolska, a tylko... antypisowska. Ostatecznie opróżniono Nowy Świat z tej gawiedzi, a ja czekałem sporo czasu na dojście do nas pochodu.

        Po prawie półgodzinie okazało się, że gdy pochód narodowców doszedł do skrzyżowania Nowego Światu i Foksal, a policja dalej była zajęta lewakami, to skręcił w prawo w Foksal, poszedł równoległą do Nowego Światu ulicą Kopernika, by dojść do Ordynackiej. Tam skręcił w lewo, a potem w prawo na Nowy Świat, by spokojnie dalej iść po Krakowskim Przedmieściu do placu Zamkowego, gdzie pochód znów atakowali lewacy.

        Nie wiem, kto wpadł na przedni pomysł, by pochód narodowców ominął protestujących lewaków, ale zrobiono im wspaniały kawał.

Aleksander Pruszyński

piątek, 24 sierpień 2018 10:13

Pierścień się zaciska

Napisane przez

michalkiewiczJaka szkoda, że generał Franco nie był Żydem! Gdyby bowiem nim był, żaden hiszpański premier nie ośmieliłby się wystąpić z pomysłem ekshumowania go z Valle de los Caidos, gdzie jest pochowany w katedrze wykutej rękami komunistów we wnętrzu góry, by wrzucić jego szczątki do jakiegoś „kryjomego dołu”. Nawet polityk tak nieustraszony, jak Lech Kaczyński, co to osobiście wstrzymał i odpędził od Gruzji rosyjskie czołgi, zadrżał na myśl, że wbrew opinii jakiegoś rabina, który mu powiedział, że Żydów ekshumować nie wolno, ekshumowałby ich z mogiły w Jedwabnem. Tedy – choć nieustraszony – ekshumację wstrzymał, dzięki czemu pan dr Jan Tomasz Gross, awansowany na tę okazję na „historyka”, i to od razu „światowej sławy”, może bez  najmniejszych przeszkód opowiadać swoje androny. Niestety, generał Franco żadnym Żydem nie był, toteż hiszpańska żydokomuna, reprezentowana przez Pedra Sancheza, który wprawdzie boi się chronić granic własnego państwa i sprzeciwiać bisurmańskim „uchodźcom”, chciałaby go w ten sposób upokorzyć, bo wiadomo – jak ktoś umarł, to nie żyje, więc w stosunku do nieboszczyka premier Sanchez jest odważny jak Achilles.

        Podczas gdy w Hiszpanii żydokomuna nieustraszenie walczy z generałem Franco, Polska dopuściła się straszliwego świętokradztwa, wobec którego bledną nawet zamachy na niezawisłość sądów i demokrację. Z inicjatywy  polskich władz deportowana została na Ukrainę nie tylko z Polski, ale z całej strefy Schengen, pani Ludmiła Kozłowska, do niedawna, wraz ze swoim małżonkiem, Bartoszem Kramkiem, kierująca w Warszawie Fundacją Otwarty Dialog, co to stawia sobie za cel poprawienie świata od Atlantyku po Władywostok. Dalej już nie, bo dalej jest Pacyfik, a jego zmeliorować się nie da, no i Japonia, która na żadne „otwarte dialogi” nie jest podatna. Klangor podnieśli wszyscy płomienni ukraińscy szermierze demokracji i jestem pewien, że gdyby Stefan Bandera w jakiś sposób zmartwychwstał, to też przyłączyłby się do protestów, a może nawet urządziłby Polsce kolejną „wołynkę”, zwłaszcza na „ukraińskim terytorium etnicznym” – jak Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto nazywa województwo podkarpackie, część województwa małopolskiego i część województwa lubelskiego.                 Oburzenie wyraził też amerykański „The Washington Post”, więc polscy zuchwalcy już nie odważyli się podnieść świętokradczej ręki na pana Bartosza Kramka, który nawet nie wypiera się autorstwa apelu o „wyłączenie” rządu polskiego. Pan Kramek nie zamierzał polskiego rządu wymordować, a w każdym razie – nie od razu, ale kto wie, do czego by doszło, gdyby zwyczajna perswazja nie pomogła? 

        Najwyraźniej parasol ochronny nad nim trzyma czyjaś Mocna Ręka. Czyja? Tego dokładnie nie wiadomo, chociaż pewne światło na tę sprawę rzucają żarliwe zaprzeczenia  kierownictwa Fundacji Otwarty Dialog, jakoby miała ona jakieś związki ze starym żydowskim finansowych grandziarzem, któremu też strzelił do głowy pomysł melioracji świata. 

        Warto przypomnieć, że takie pomysły mieli wcześniej również inni Żydzi, na przykład – Karol Marks – a w następstwie tego eksperymentu co najmniej 100 milionów ludzi straciło życie. Skoro tedy pan Kramek energicznie dementuje fałszywe pogłoski o powiązaniach ze starym żydowskim  grandziarzem, to przynajmniej dla księcia Gorczakowa, co to nie wierzył informacjom niezdementowanym, byłaby to dość wyraźna wskazówka. Inną poszlaką jest deklaracja, że Fundacja miała styczność z jurgieltnikami starego grandziarza, ale trudno nie mieć z nimi styczności, zwłaszcza w Polsce, gdzie tradycja jurgieltu jest nadal bardzo żywa, jurgieltnicy dochodzą do wysokich godności i zażywają reputacji moralnych autorytetów. Po prostu nie można splunąć, żeby w takiego nie trafić, więc nic dziwnego, że i pani Ludmiła, i pan Bartosz też się z nimi zetknęli. Na jurgieltnikach musiało to zetknięcie pozostawić wyraźny ślad, skoro po ochłonięciu z pierwszego zaskoczenia zuchwałością władz tubylczego bantustanu, wystąpili oni z apelem do Unii Europejskiej, by pani Ludmile Kozłowskiej ofiarowała unijne obywatelstwo, dzięki czemu będzie mogła ulepszać świat już bez najmniejszych impedimentów. Zresztą nawet gdyby nie pozostawiło  takiego śladu, to ta sama Mocna Ręka, która trzyma nad panem Kramkiem parasol ochronny, mogłaby ich popchnąć do działania. Nasza Złota Pani ma bowiem swoje projekty również co do banderowców, więc mogłaby i parasol, i popchnięcie.  Toteż pod apelem podpisał się  Kukuniek, który musi pamiętać ściśle tajną „Informację o zasobach archiwalnych MSW”, którą 4 czerwca 1992 roku przekazał posłom i senatorom złowrogi minister Macierewicz – że mianowicie przed rozpoczęciem niszczenia dokumentów MSW, zostały one zmikrofilmowane co najmniej w trzech kompletach, z których dwa są za granicą, a jeden – „w kraju”. Znaczy to, że zarówno Putin, jak i Nasza Złota Pani mogą w każdej chwili zrobić Kukuńkowi straszliwe kręcenie wora. Nic zatem dziwnego, że na odgłos trąbki nasz Kukuniek od razu podrywa się na równe nogi, podobnie jak pan red. Tomasz Lis czy pan Michał Boni. Ciekawe, czy pani hrabina Róża Thun und Handehoch też odbiera na tej samej fali, czy raczej na folksdojczowskiej, podobnie jak w przypadku słynnego zięcia, czyli pana Krzysztofa Króla, czy pana Seweryna Blumsztajna. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak pani Ludmiła zostanie wynagrodzona unijnym obywatelstwem, a konfidenci i folksdojcze utworzą komitet powitalny, który powita ją chlebem i solą na Okęciu. Esperons, że unijni biurokraci nie będą się ociągali i pani Ludmiła zdąży na rozpoczęcie operacji „wyłączania rządu”. Bo wszystko do tego właśnie zmierza, a zwłaszcza – postępująca anarchizacja naszego nieszczęśliwego kraju, która w końcu musi doprowadzić  do przesilenia.

        Jest to prawdopodobne tym bardziej, że Nasz Najważniejszy Sojusznik właśnie pogrąża się w chaosie spowodowanym puszczeniem farby przez kolaboranta prezydenta Trumpa, pana Cohena, co to jeszcze niedawno odgrażał się, że gotów jest dla swego szefa nawet się zastrzelić. Wygląda jednak na to, że ci wszyscy twardziele mocni są raczej w gębie, bo jak przyszło co do czego, to pan Cohen podkulił ogon i zeznał, że Donald Trump dał mu pieniądze, żeby zatkał nimi gęby jakimś kurewkom. Prawdopodobnie nawet wzięły szmalec, ale zaraz rozpuściły japę, w nadziei, że teraz już na pewno zostaną celebrytkami, jak sama Angelina Jolie. Z tego powodu prezydent Trump coraz więcej uwagi musi poświęcać ratowaniu  własnej skóry, tym bardziej że specjalny prokurator Mueller prowadzi energiczne śledztwo mające wykazać, że prezydent Trump zawdzięcza swój wybór knowaniom zimnego ruskiego czekisty Putina. W takiej sytuacji nie będzie miał głowy do zajmowania się resztą świata, a zwłaszcza takimi jego zakątkami, jak nasz nieszczęśliwy kraj – a z tego niewątpliwie skorzystają strategiczni partnerzy, którzy mogą na własną rękę zacząć układać się z Żydami co do przyszłości  Europy Środkowej – gdzie utworzyć Judeopolonię i jakie nakreślić jej granice, żeby wszyscy byli zadowoleni. Judeopolonia bowiem, niezależnie od innych zalet, miałaby również i tę, że dostarczałaby strategicznym partnerom znakomitego pretekstu do dyscyplinowania zarówno banderowców, jak i naszego, mniej wartościowego narodu tubylczego w postaci walki z antysemityzmem.

Stanisław Michalkiewicz

piątek, 17 sierpień 2018 08:46

Wtedy Polska powstała

Napisał

P8155019

15 sierpnia – kolejna rocznica Bitwy Warszawskiej, Święto Wojska Polskiego, a właściwie to powinno być święto Niepodległości Polski. Dlaczego? 

        Bo to właśnie wtedy Polska niepodległość została obroniona i to właśnie wtedy Polska prawdziwie zaistniała nie jako twór traktatowy, nie na papierze, ale prawdziwie, jako państwo zdolne do czynu i jako naród zdolny do działania. To właśnie wtedy powstał nowoczesny naród Polski; wtedy, kiedy do obrony własnego kraju ruszyło polskie chłopstwo (w tym mój dziadek Michał Kumor z Woli Chroberskiej), wtedy się narodził, kiedy do obrony kraju ruszyła złożona z plebejuszy armia Hallera. Bo któż to ją tworzył, jak nie emigranci polscy, ci zarobkowi, za chlebem, którzy wyjeżdżali z Galicji, z Kongresówki do Francji, Ameryki czy Kanady. 15 sierpnia to wielki dzień, wielkie święto polskie, a jednocześnie trochę smutne.

        Patrząc na dzisiejszą defiladę, z jednej strony, widzimy polskie kolory, idzie polskie wojsko, ma jakiś sprzęt... Ale jednocześnie wiemy, że następuje dosyć poważna przebudowa państwa polskiego, jego etatyzacja, zmienia się skład narodowościowy polskiego społeczeństwa. Z jednej strony, za sprawą imigracji Ukraińców, z drugiej, z powodu bardzo prominentnych wpływów żydowskich, a z trzeciej strony, imigracji zarobkowej, którą polscy przedsiębiorcy sprowadzają z krajów azjatyckich. 

        Premier obecnego rządu Mateusz Morawiecki mówił na początku swej kadencji o pułapce średniego wzrostu; o tym że trzeba stawiać na innowacje, zwiększenie wydajności pracy... Tymczasem dzieje się coś dokładnie przeciwnego; Polacy za lepszą pracą, tą wydajną, lepiej zorganizowaną, wyjeżdżają do krajów Europy Zachodniej, bo tam więcej zarobią, a do Polski sprowadza się tanią siłę roboczą. 

        Podczas tego „drugiego” święta niepodległości prezydent państwa polskiego mówił o tym, jak to byśmy chcieli, żeby stacjonowały w Polsce na stałe obce wojska. Obce wojska zawsze są obce, niezależnie od tego, jak przyjazne; obce wojska reprezentują obce interesy, czasem zbieżne, ale nigdy nie jednoznaczne z interesami Polaków. 

        Dlatego w Polsce powinny być polskie wojska – bardzo dobrze uzbrojone, być może przez obcych. Dzisiaj wojsko amerykańskie to również sojusznik bardzo potężnego i wpływowego państwa, które ma konkretne interesy na terenie Europy Środkowo-wschodniej, a mianowicie Izraela i Żydów. A to właśnie amerykańscy Żydzi roszczą sobie wobec Polski pretensje finansowe i szantażują Warszawę. Polska niepodległa powinna się z takimi rzeczami liczyć i być na nie przygotowana. Tylko czy rzeczywiście Polska jest dzisiaj niepodległa na taką miarę, jak była wówczas, w czasach Bitwy Warszawskiej?  Kiedy mimo kłopotów i trudności istniały polskie elity, które miały własne zaplecze materialne,  elity, które rozumiały sytuację światową i miały doświadczenie parlamentaryzmu i dyplomacji. 

        Paradoksalnie ta Polska, która się odradzała w 1918 r., pod względem narodowego Ducha i narodowej mentalności miała się o wiele lepiej niż dzisiejsza, która boryka się wciąż z następstwami katynizacji polskiej inteligencji, raz w Katyniu i drugi raz podczas Powstania Warszawskiego. 

        Czy zdołamy się odrodzić? To wciąż jest otwarta kwestia. Niemniej jednak dzisiejsze władze robią wiele złych rzeczy, które bardzo trudno będzie naprawić.

Andrzej Kumor


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.