Miasto moje rozplakatowane. Tak wielkiej reklamy do tej pory nie było. Reklamowano usługi, towary, a tu dochodzą ludzie, którzy chcą być radnymi, burmistrzami itd. Tamte reklamy już są mało widoczne, za to patrzą na nas twarze ludzi, którzy na pewno będą umieli mówić. Są znani, bo może przedtem byli nauczycielami, albo lekarzami. Są reprezentantami jakiejś grupy ludzi, partii, chociaż wielu pisze, że są bezpartyjni, niezależni. Ja w to nie wierzę.
Jedynie PiS nie wstydzi się być PiS-em, ich plakaty są jakby mniejsze, skromniejsze. Ktoś je w nocy oszpecił czarną farbą. Platforma Obywatelska weszła pod Koalicję Obywatelską, czyli dołączyła do sobie podobnych, ale o innej nazwie.
Zwykli ludzie nie przyznają się do tego, na kogo głosują, zwłaszcza, jeśli głosują na PiS. To zachód Polski, tu zawsze było dużo wojska i nastroje lewicowe.
Pamiętam wprowadzenie stanu wojennego rok 1981, nastrój w zakładzie pracy. Nie było z kim na ten temat porozmawiać, tylko z bliska rodziną.
Dzisiaj weszłam do sklepu mięsnego. Słyszę, jak pan wysoki bardzo zaczyna mówić - Ja nie idę na wybory. Najlepiej zostać w domu. Na co rozdarła się na niego jedna z klientek sklepu – Co? I za wodę jeszcze więcej będziemy płacić? Trzeba tej kliki się pozbyć!
Pomyślałam …, mąż też, ale nic nie powiedzieliśmy- ani ja, ani mąż.
Ten, który zaczął dyskusje, to podejrzany człowiek, tacy ludzie są podejrzani, możliwe, że robią wywiad.
Ludzie patrzą tak – PiS. albo nie PiS. Tak, jakby inne partie zlewały się w jedno, a przecież tak nie jest.
Na stronie comedywildlifefotos oglądam komiczne zdjęcia. Konkurs odbywa się co roku, można wysyłać zdjęcia. Wyślemy naszego łabędzie na rok 2019.
Już po wyborach. Byliśmy, głosowaliśmy. W lokalu wyborczym nie było już tak uroczyście, jak zawsze było. Członkowie nie byli rozlokowani na długość sali. Stoliki, przy których siedzieli były bliżej siebie, panował jakiś bałagan. Nie zauważyłam plakietek z nazwiskami. Jeden pan wyraźnie spojrzał na moje złożone kartki. Wpadły w róg, od jego strony. Gdyby chciał, to by mógł wiedzieć, na kogo głosowałam.
Mówią o tym, że za mało było osób chętnych do komisji, ale nie słyszeliśmy o naborze na nie. Może i byśmy się zgłosili.
Oglądamy stare odcinki Awanturę o kasę. Wcześniej tego nie widziałam, bo przecież jeździłam do Niemiec, do pracy. Program prowadził Krzysztof Ibisz, a on jest klasa. Jest uprzejmy, ale zdecydowany. Wczoraj oglądaliśmy odcinek 110 i 111. Każdego dnia 2 odcinki. Kiedyś wydawał mi się ten pogram za hałaśliwy i nie wiedziałam, o co w nim chodzi. Ci ubrani na czarno, to mistrzowie, czyli grupka 4-rech ludzi, którzy wygrali program i będą walczyć z jedną z trzech grup, które w każdym odcinków są nowe. Każda grupa to 4 osoby - sami się dobierają i sami się zgłaszają. Ludzie są w każdym wieku. Byli i biedni studenci, którzy chcieli, jak najwięcej zachować z 5 tysięcy złotych, przyznawanych na początku przez Ibisza, każdej z tych trzech drużyn. Jedna z tych trzech wygrywa i będzie walczyć z drużyną mistrzów.
Najciekawiej jest, gdy Ibisz wylosuje kategorię – czarną skrzynkę. W niej może być m.in. ogórek kiszony, albo samochód. Niektóre grupy walczą do upadłego, czyli za wszystkie ich pieniądze. Wolą odpaść z programu, niż oddać tę możliwość wygrania samochodu lub samochodów. Bo raz było ich kilka. Drużyna mistrzów wygrywa około 10 tysięcy złotych na odcinek.
Za pół godziny mam łyżwiarstwo figurowe - na pewno będę oglądać, bo zawsze chciałam być taką łyżwiarką. Zawsze marzyłam o łyżwach figurowych nasi znajomi, których poznaliśmy na wyjeździe, na naszym wspólnie wyjeździe/ … to nie był wyjazd do Niemiec. W celu zarobienia trochę pieniędzy, które miały starczyć rodzinie na ten miesiąc na połowę następnego, Oni mieszkają pod Warszawą. Ona zbiera grzyby. Ona robi śliwki i gruszki w occie
Myśmy wyjechali wcześniej, a podobno następne dni padało i wiało mocno, ale potem były dni bardzo ciepłe. Pusto były wtedy na plaży i oni opalali się nago. Nago?! Mają ponad 70- tkę, ale czemu nie?
Oglądałam łyżwiarstwo, bardzo podobała mi się Japonka, ale też chłopak z Doliny Krzemowej, który skacze sobie całkiem łatwo i lekko, a z trenerem widzą się przez Internet tylko, bo chłopak studiuje.
Jest środa, pojawiają się nasze regionalne wyniki wyborów. Widzimy głosy na ludzi, których mały procent znamy, inni są nam nieznani. Większa ilość głosów jest na ludzi, którzy już wcześniej działali politycznie. Myślę, że za 4 lata, postaram się wejść do polityki.
Nasz krewny w Kalifornii opowiadał nam dzisiaj, a właśnie jechał samochodem. Samochody wolno się posuwały, czterema pasami, wyprzedzanie nie ma sensu Tak to wygląda jego jazda do pracy, w USA.
Opowiadał nam, że zbliża się halloween, a Meksykanie, których jest tu dużo. Oni przygotowują dużo jedzenia dobrego i wierzą w to, że jeśli wystawią w ten dzień zdjęcie zmarłego, to on do nich przyjdzie, odwiedzi ich i trzeba się cieszyć z tego, i w tym dniu trzeba się cieszyć.
Te dzieci meksykańskie, gdy się tam spotkają, to rozmawiają po hiszpańsku, podczas gdy dzieci polskie rozmawiają po angielsku ze sobą. Może dlatego, że są mniejsze, gdy tu przyjeżdżają. Za to meksykańskie gorzej sobie radzą w szkole, bo tam wszystko po angielsku.
My już znicze mamy kupione. Zawsze wybieram te nie za smutne. Jeszcze kwiaty i będzie normalne polskie Święto Zmarłych, za którym tak bardzo tęskniłam w Niemczech, gdy musiałam tam być w tym czasie, tam pracować. Jako pomoc - 24 godziny na dzień, jako opiekunka ludzi starszych, zamiast w tym czasie zajmować się moimi dziećmi, jako matka wielodzietnej rodziny. Dlatego uważam, że ostatnie kilka lat polepszyło byt polskich rodzin i kto tego nie docenia, to znaczy, że bardziej był skupiony na kupnie nowych szpilek, albo kupnie rasowego pieska.
Myślę, że za długo polskie dzieci były głodne, a bezrobocie w tym rejonie na zachodzie Polski było już w roku 1990 i to było olbrzymie bezrobocie, bo zlikwidowano PGR-y i ludzie ci też przyszli do miasteczka, za pracą.
Dlaczego tak musiało być? Chodziło może o to, aby polskie opiekuńcze matki i żony pomogły starszym ludziom niemieckim. Szkoda tylko dzieci polskich, którym brakowało matki. Niezamężne i bezdzietne kobiety trzymały się swoich miejsc pracy i nie musiały jeździć.
W tv mówią o tym, że polskie bociany, który lecą na południe, w Burgas są rażone prądem elektrycznym, gdyż nie ma tam potrzebnego zabezpieczenia słupów wysokiego napięcia. Bociany tam odpoczywały przy wysypisku śmieci, a porażone bociany zauważyła Polka, tam mieszkająca
Moja kolacja, to daktyle, pogryzane gorzką czekoladą. Po śniadaniu też to jem.
Ufarbowałam sobie dzisiaj włosy. Sama, a właściwie mąż mi nakładał farbę, tylko na moje siwe odrosty, które nie były za długie, ale dość miałam już mojego za jasnego blond. W sklepie jest z 10 różnych firm, w cenie za jedna farbkę od 10 złotych do 60 złotych. Te droższe, to te bardziej nowoczesne, co nie znaczy, że lepsze.
Koleżanka, która z siostrą zawsze olśniewały swoimi włosami, spotkana niedawno powiedziała, że maluje swoje włosy Londą. Byłam zdziwiona, bo Łonda jest najtańsza. Kupiłam więc, zużyłam tylko połowę. Połowę farbki zostawiłam na potem, za jakieś 6 tygodni. Po 15 minutach od nałożenia farby. przeczesałam włosy grzebieniem wtedy rozprowadziłam farbę po włosach, ale na końcach są nadal białe.
No i fajnie. Fajnie to wygląda. Czasami sobie myślę, że moja mama sama włosów nie farbowała, że wracała od fryzjerki - późno już było, my w łóżkach, a mama miała czarne włosy lub ciemno kasztanowe. Spytałam się jej niedawno, dlaczego nie farbowała na blond, bo jej włosy właściwe był ciemno blond. Powiedziała, że tamte kolory fryzjerki polecały, bo farby lepiej się trzymały, były mocniejsze. Mnie nie stać na fryzjera, bo kosztuje on około 150 złotych, a za to można kupić na ryneczku 100 kg jabłek lub 100 kg ziemniaków. W tym roku warzywa w Polsce są drogie, a owoce tanie. Warzywa ceną dogoniły owoce, a nawet je prześcignęły. Lato było bardzo suche i słoneczne i najedliśmy się i truskawek, potem wiśni i na końcu śliwek. Teraz pozostały nam polskie jabłka, no i powidła śliwkowe, których dużo narobiłam i są w szufladach pod łóżkiem.
Owoce marketowe w tym czasie były nieważne - jakieś tam banany, pomarańcze, nawet winogrona, na których był widoczny biały nalot, jakby proszek. Wiadomo było, że polskie owoce na polskiej ziemi są najzdrowsze i właściwe. No i cena była dwukrotnie wyższa. One przyjechały z daleka, więc nie ma co się dziwić.
Jednak nie zawsze polskie lato jest tak ciepłe, jak było w tym roku. To lato było wprost cudowne. Mąż kupił sobie w szmateksie całkiem fajną kurtkę za 10 złotych, kurtka używana. Pewnie jakiś Niemiec, albo Anglik ją nosił. Nie rozwijamy już wyobraźni, w tym kierunku, coraz więcej ludzi kupuje w szmateksie. Było zimno i wietrznie, a on pod swoją letnia kurtkę nie wziął swetra. Wiec założył tę kurtkę, jedną na drugą i było mu ciepło. Kaptur miał z tej kurtki pod spodem
Moich dwóch znajomych nie widzę, na pewno wyjechały do Niemiec. Jedna, bo musi, bo mają do spłaty kredyt. Do tego mąż jej nie pracuje, ani nie ma emerytury, ani żadnej renty.
Ta druga, bo wciągnięta jest w to wyjeżdżanie. Zmienia się kilka lat co 6 tygodni z inną opiekunką i całkiem dużo zarabiają. Z mężem się rozwiodła, więc nic jej tu nie trzyma.
Jeszcze zapomniałam o trzeciej, którą pchnęłam w ten zawód, nauczyłam podstaw niemieckiego. Jej mąż umarł, a dwaj synowie pracują i mieszkają za granicą.
Już nie pamiętam tego, jak kiedyś zapatrywałam się na noszenie po kimś ubrań, czy butów. Polska jest nimi zarzucona Przyznaję, że więcej towarów na rynku i to jest luksus. Jednak na porządne ubrania nas nie stać, przy normalnych emeryturach typu nauczycielskiego, czyli około 1500 złotych. Zubożeliśmy, jako małomiasteczkowe społeczeństwo i dostosowaliśmy się do tego, jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy. Aby na chleb starczyło i na opłaty. Reszta, to pogoda polska, a więc łagodna - taka nasza i to powietrze cudowne i ławeczki nad jeziorem. Lasy, lasy naokoło. Można być tu szczęśliwym, oby nie trzeba było do Niemiec jeździć, na zarobek, bo pracy tutaj nie ma dla osoby po 50- tce.
Tak, brak pracy, to jest duży minus. I tylko brak pieniędzy na podstawowe potrzeby, może wygonić ze swojego ciepłego domu, w obcy dom niemiecki.
Długa jazda autobusem, bo 18-godzin w jedną stronę i niewiadoma, jaką się zastaje. Są to najczęściej trudne przypadki, bo jak rodzina niemiecka bierze firmę, to już musi być ciężko. Najgorsze są dźwigania lub nieprzespane noce. Dzisiaj dzwoniły dwie firmy, chciały mnie złowić, jednak zostaję w domu. Oby do maja, bo mąż w maju dostanie emeryturę. Dzięki, że w wieku 65 lat, a nie w wieku 67 lat, jak to było zrobione, zmienione, dopasowane do Niemiec. Jednak Niemcy mają pracę, a u nas jest inaczej .
Tak, nowy rząd polski zmienił to, wrócił do lat 60 dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Wiec jakoś doczekamy do maja, nie kupując bananów nowych butów, czyli trzeba wytrwać.
Dołączę kilka zdjęć, z naszych lasów. Cudowna górka. Jest naprawdę cudowna i naprawdę jest to górka, chociaż samochód na luzie wjeżdża pod nią, jakby zjeżdżał i my też tak się czujemy. Zamykam oczy, biegnę pod górę, a wydaje mi się, że zbiegam z góry. Próbowałam tego na okolicznych leśnych górkach i nie ma tego uczucia.
wandarat
23.10.2018, Polska
Moja przyjaciółka zwróciła mi uwagę, że to bardzo nieładnie tak się wyrażać i nazywać samotnych starych dziadków ‘grzybami’. Hmm! Chyba faktycznie i niepoprawnie politycznie i zbyt uogólniająco. Zgoda, ale pod warunkiem, że oni przestaną nas nazywać babami, workami kartofli i traktować nas jak bezpłatny service.
A to było tak.
Jeden grzyb (przyrzekam, że już nie będę tego określenia używać w przyszłości), wpraszał się do mnie na kolację, bo zjadłby coś domowego. Ja też. Zaproponowałam, że może pójdziemy gdzieś na lunch, gdzie jest zdrowo, lekko i po polsku. Szczery był. Powiedział, że to kosztuje. Wielkie nieba! A jak ja przyrządzę kolację ze schabowym, to nie kosztuje? Jego nie. I to jest w porządku, bo to powinna być dla mnie przyjemność gotować, wydawać na i służyć panu. Kie licho, od czasu do czasu. I go zaprosiłam. Już w czasie kolacji dowiedziałam się, że on nie może soli. Znak, że żurek śląski niedobry, bo posolony. I zgodnie ze swoim smakiem schabowemu nie żałowałam ani soli, ani pieprzu, i naczosnkowałam jak trzeba, a dla uzyskania wykwintnego smaku dodałam ździebko rozmarynu z ogródka.
Ach i pięknie na chrupko wysmażyłam na staro złoty kolor. To mu też nie przypadło do podniebienia, bo nie lubi chrupkiego. Już mnie trochę wzięła złość, bo czy lubi, czy też nie to powinien mi podziękować i powiedzieć, że wszystko przepyszne.
Takich przynajmniej manier przy stole w gościach uczyła mnie moja babcia. Widać on babci nie miał (a może i zapomniał) bo przy jednym proszonym schabowym znalazł kilka mankamentów. To że schabowy, był schabowym – to mu też przeszkadzało, bo oczekiwał takiego rozwalonego na milimetr. I tak było z wszystkim innym. Więcej detali nie będę wyliczać bo szkoda papieru na bzdety. Jeden raz i nigdy więcej – postanowiłam. A jak opowiedziałam to mojej przyjaciółce to mi zwróciła uwagę, że po prostu ten pan oczekiwał kolacji dietetycznej, a ja jeszcze nie na tym etapie. Fakt, jeszcze nie, i ustrzeż mnie panie od tego jak najdłużej.
I mój schabowy musi być gruby, wypieczony na chrupko i ze smakami dzieciństwa, kiedy nikt się solą nie przejmował (bo była tania). Ach i wszyscy mieli swoje zęby.
A na koniec to się okazało, że ten pan przyniósł czerwone wino pod pachą (dosłownie) w gościnę. Nie żebym sprawdzała czy tanie, czy drogie, ale było półsłodkie. A ja takiego nie pijam ani, do kolacji, ani do deserów, ani do niczego innego. Więc wyciągnęłam butelkę dobrego wytrawnego shirazu. To się skrzywił, że cierpkie.
Mnie też było cierpko, że się dałam wpuścić w maliny. Mówią, że na bezrybiu i rak ryba. To ja już wolę bez ryby. Jak zaproszę przyjaciółkę na kolację to jej wszystko będzie smakować, i wino przyniesie właściwie – wesołe. A polską sztukę kulinarną zostawiam profesjonalistkom. Mam taką panią co mi robi zrazy i krokiety, piecze schabowe i robi naleśniki. Skorzystam z jej profesjonalnych usług. Jest także sporo polskich restauracji i jadłodajni, gdzie można zjeść dobrego schabowego z buraczkami, i dobrze wysmażone placki. Więc niech każdy robi to co mu sprawia przyjemność i na czym się zna. I wcale mi nie jest przykro, że mam raczej ograniczone zdolności kulinarne, mam za to wykwintne zdolności smakowe, i umiem docenić posiłek w wyborowym towarzystwie, z dobrym winem.
Po co mam sobie psuć tak ciężko wypracowaną pogodę ducha?
Michalinka
Dziady
Już od trzydzieści lat co roku w białorusko-polskie święto zmarłych - Zaduszki - zwane tu Dziadami odbywają się w Mińsku demonstracje upamiętniające głównie tych co polegli z rąk Sowietów.
Tego roku przed fabryką zegarków w Mińsku zebrało się raptem 300 osób. Dawniej było z dwa tysiące, by potem z sztandarami biało-czerwono-białymi białoruskimi pójść do Kuropatów jednego bardziej znanego z dziesięciu miejsc pochówków ofiar komunizmu, gdzie składano kwiaty i znicze.
Tu musze dodać, że prawosławni obchodzą swe “zaduszki” we wtorek tydzień po ich Wielkanocy.
Moda
Może ktoś mi wytłumaczy sens rozdzierania na kolanach nowych jeansów albo noszenie czapek bejsbolowych daszkiem do tyłu ?
To jest moda może głupia, ale niebolesna dla innych, ale jest też i inna moda bardziej szkodliwa. To moda na kolorowych, czarnych czy zboczeńców, których się zachwala, zezwala na dowolne najgrzeczniej mówiąc wybryki i robią to ludzie biali, których czarni i brunatni chcą często wymordować.
Oznacza to, że sporo ludzi białej rasy postradało zdrowy rozsądek, a ja, który to piszę będę uznany za rasistę itd.
Nic nowego
Od 25 do 27 X w Warszawie, w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN była międzynarodowa konferencja „Jak rozmawiać o Sprawiedliwych? Reprezentacje w kulturze, znaczenie w edukacji”.
Zaproszono tam samych „szabesgojów” czyli sługusów Żydów, którzy mówili tylko o tym, jak mało dla Żydów zrobili jedni Polacy, i jak inni wtedy na potęgę mordowali Polaków.
Oczywiście, nie przeszło temu dostojnemu gronu przez pyski, że sami Żydzi najbardziej pomagali Niemcom mordować Żydów i na tę imprezę nie był zaproszony ani jeden Polak, znający i piszący na ten temat, jak prof. J.R.Nowak, dr Ewa Kurek czy Stanisław Michalkiewicz.
Gdyby to się odbywało za pieniądze Żydów to można by to ścierpieć, ale to było za pieniądze Polaków i czołowy sługus Żydów wiceminister Kultury Sellin posłał na tę imprezę swój wiernopoddańczy list.
Teraz problem
Francuzi zrobili „kuku” nie zapraszając prezydenta Putina na uroczystości zakończenie I wojny światowej choć właśnie wtedy Rosjanie uratowali Francje wkraczając do Prus Wschodnich i były wielkie bitwy nad mazurskimi jeziorami.
Niemcy się przestraszyli, wycofali dwa korpusy z Francji i nie pobili jej.
Teraz okazuje się, że Trump chciałby mieć okazje spotkania się z prezydentem Rosji. Może Macron się ugnie i przeprosi Putina, a ten zrobiłby zgrabny krok odmawiając przyjazdu.
Hasło na 100 lat niepodległości
Wiosną 1968 roku warszawiacy skandowali „Polska czeka na Dubczeka”, czyli na takiego przewódcę, jakiego miała wtedy Czechosłowacja.
Czy przypadkiem teraz nie warto skandować „Polska czeka na Orbana”, lub podobne hasło i zaproponować, by on stanął do wyborów na prezydenta Polski w 2020 r.
Śmiech to zdrowie
Trafiłem w internecie na filmik o bzdurnych zapisach w raportach MO i śmiałem się sporo czasu, ale potem natrafiłem na dwa filmiki, bzdury Unii Europejskiej i było tych bzdur z 10 raz więcej niż naszej śp. MO.
Była jednak pewna zasadnicza różnica. Bzdurne zapisy w raportach MO dawały okazje do śmiechu, a nic nie kosztowały, a zarządzenia i dyrektywy UE bardzo dużo kosztują.
Chwile potem trafiłem na film o tym, co Polacy zrobili, a my o tym nie wiemy. Otóż, Polak stworzył w 1916 lateksowy kondom, a polski inżynier w USA w czasie drugiej wojny światowej w firmie Motorola dla wojska USA przenośny radiotelefon w jednej obudowie zwany popularnie „walkie-talkie”.
Podbój kosmosu
Nikt nie obliczył, ile w końcu kosztowało wysyłanie kosmonautów i czy dokładnie coś to dało państwom, które tyle na to wydały. Teraz jeszcze są tacy co marzą, za czyjeś pieniądze kolonizować Marsa czy inne planety.
Obywatele, powiedzcie tym mądralom, że nie macie nic przeciwko temu, ale niech się bawią za swe dolary czy ruble
Świnie
Polską prasę obiegają różne artykuły potępiające zakaz działania wielkich sklepów w niedzielę. Ich autorzy zapominają o dwóch rzeczach.
1 - obywatele mają w sumie ograniczoną ilość gotówki, nawet wliczając w to co mogą w danej chwili pożyczyć! Więc sklepy w sumie nie mogą przez działanie w niedziele zarobić więcej, a tylko tracą czas na ich działanie i to też kosztuje
2 - pracownicy tego sektora to ludzie, którzy mają rodziny więc im się też należy mieć wolne w co najmniej co drugą niedziele miesiąca.
Sekrety milionerów
1. Tworzenie kilku strumieni dochodów
Milionerzy nie polegają tylko na jednym źródle dochodu. Starają się mieć ich jak najwięcej. Liczba “trzy” wydawała się magiczną w czasie moich badań.
2. Umiejscowienie swojego marzenia
64 proc. milionerów, którzy wzięli udział w moim badaniu, realizowało jedno marzenie.
3. Unikanie marnowania czasu
Kiedy większość ludzi myśli o ryzyku, myśli o nim w kategoriach inwestycji finansowych. Okazuje się jednak, że ryzyko finansowe nie jest największym ryzykiem, którym przejmują się bogaci. Uważają, że pieniądze zawsze można zarobić i odzyskać.
4. Mieli co najmniej jednego mentora w życiu
Średnia zamożność 233 bogatych osób, które udało mi się przebadać, wyniosła 4,3 mln dolarów. Oznacza to prostą matematykę - odpowiedni mentor w życiu jest jak przelew na 4,3 mln dolarów. 93 proc. milionerów w moim badaniu wskazało, że bogactwo, które osiągnęli, mają dzięki mentorom. 68 proc. stwierdziło, że mentoring, który otrzymali od innych, jest kluczowym czynnikiem w osiągnięciu sukcesu.
5. Nigdy nie rezygnują z marzeń
Milionerzy są bardzo wytrwali. Nigdy nie rezygnują ze swoich marzeń. Wolą “utonąć ze swoim statkiem”, niż go pozostawić. 27 proc. spośród badanych poniosło przynajmniej RAZ porażkę w biznesie. Podnieśli się i poszli dalej, by próbować ponownie.
Aleksander Pruszyński
Dlaczego traktuje się nas z góry – o wyborach inaczej
Napisane przez Alicja FarmusIdea nie zanikają, tylko oblekają się w inne szaty. Od kiedy i dlaczego inni patrzą na nas z góry? Dlaczego inni wiedzą lepiej, jak mamy pisać i egzekwować swoje prawo, jak mamy się zachowywać, pięknie się kłaniać (w pas, jak np. Ewa Kopacz przed Tuskiem) i ulegać? Wygląda na to, że dajemy na to przyzwolenie. Od dawna. I na wielu poziomach. Respektujemy to na to pozwalamy. I nawet fakt, że pniemy się – vide zakwalifikowanie Polski do grupy krajów rozwiniętych, waży jakby w naszym wydaniu mniej, niż gdyby to byli ci inni złotouści.
Co to ma do rzeczy z wyborami samorządowymi w Polsce?
Ano ma. Nie, nie będę robić analiz tego czemu ten i tamten, bo to już bardzo dobrze zrobili inni. Chciałam tylko zwrócić uwagę na niebiesko-żółtą mapę wyników głosowania. Jako socjolog (z Polski) ze specjalizacją miasto i wieś, zajmowałam się przyczynami wolnej integracji porozbiorowej infrastruktury Polski. Wtedy mapa gęstości kolei i dróg, pokrywała się mniej więcej z wynikami niedawnych wyborów samorządowych w Polsce. A więc gęstość sieci kolei i dróg była znacznie większa na obszarze zaboru pruskiego, niż zaboru rosyjskiego, czy austriackiego.
Prosimy o wsparcie !!!
Obecna mapa rezultatów wyborów do samorządów jest podobna. Nie świadczy to bynajmniej, o wpływie gęstości kolei i dróg na wyniku głosowania, ale o wpływach pruskich na nie. Wpływach sterowanych nadzieją na odzyskanie tych terenów, najlepiej naszymi rękami. Te wpływy są bardzo wymierne, bo nie czarujmy się, działalność społeczna za gratis jedynie przetrwała w Polonii, choć i tu jest cechą zanikającą. Ta mapa wyników wyborów świadczy nie tyle o sile wpływu polskich ugrupowań politycznych, ile o szmalu, który za tym stoi. A wyniki wyborów w dużych miastach? Nie powinniśmy być zdziwieni, choć całym sercem kibicowałam Patrykowi Jaki. Jeszcze w sierpniu redaktor naczelny jednego z magazynów, które czytam, Paweł Lisiecki z ‘Do Rzeczy’, przewidział, że tak będzie we wielkich miastach.
A Warszawa?
Odpowiedzcie sobie na pytanie kim są mieszkańcy Warszawy. Rodowitych Warszawiaków jak na lekarstwo. Ci, co cudem przeżyli Powstanie Warszawskie, albo rodowici Warszawiacy którzy chcieli na powrót osiedlić się w Warszawie często byli objęci komunistycznym zakazem meldunku i dostania pracy w stolicy. Więc dzisiaj ‘warszawiakami’ są w dużej mierze post komunistyczne kastowo-resortowe klasy, dziedzice POP-ów (Pełniących Obowiązki Polaka Ruskich), różni aparatczycy i biurokraci pracujący w tak zwanej budżetówce, wykształcone ‘lemingi’ ze wsi i małych miasteczek, no i oświecone elity kuglarskie, z aktorami, artystami, pisarzami, ludźmi nauki, których motto bardzo jasno wyraziła Agnieszka Holland na jakiejś lichej manifestacji KOD-u, ‘Żeby było tak jak było’. A będzie tak jak było, jeśli prezydentem Warszawy zostanie jakiś biały nosek (czytaj wąchacz narkotyków) – ale swój, a nie jakiś z niższego stanu, z Opola od mieszkania w bloku. I jeszcze tego nie ukrywa. Ach, i na dodatek nie wstydzi się swojej rodziny (za co ode mnie dostał duże brawa). I tu zataczamy koło, inni traktują nas z góry, bo sami siebie tak traktujemy. Ileż w wojnie polsko-polskiej jest cech Polski stanowej? Historycznie jedyny najdłużej nie chroniony stan, a przez to pogardzany przez wszystkich to byli chłopi. Nawet Żydzi (często nazywani stanem piątym) mieli różne przywileje. Chłopi byli takim m... do bicia. Czasy się zmieniły, a ta kastowość nam została. Te inne narody (mieniące się wyższymi) próbujące nami dyrygować o tym wiedzą, bo nas dawno rozpracowały i w zaplanowany strategicznie sposób z pożytkiem dla siebie wykorzystują. Dodatkowo tym wywodzącym się ze stanu czwartego (czyli stanu chłopów), skutecznie zaaplikowano szczepionką wstydu za to kim są.
Więc oni za wszelką cenę chcą zatrzeć ślady. Byle nie z wiochy, byle nie z bloku, byle nie było widać i nie dało się rozpoznać.
Zupełnie tego nie rozumiem. Także na płaszczyźnie osobistej. Z dziada pradziada, i z babki prababki (może z jednym wyjątkiem linii zupełnie zdeklasowanej szlachty wielkopolskiej) sami dobrze gospodarujący chłopi. Nie biedni.
Niesprzedajni.
Oni na pewno nie wybraliby ani białego noska, ani osądzonej kryminalistki, ani birbanta na swojego przedstawiciela. To ich wytrwałość i uparta niesprzedajność, i trwania przy swoim języku i religii jest historycznie pomijana i pokazywana w krzywym zwierciadle. A ponieważ większość z nas (mówią, że 80%) z chłopów jest, to dlatego pozwalamy innym aby traktowano nas z góry, bo sami siebie tak traktujemy podświadomie respektując nieaktualne już prawo przywilejów stanowych. Tylko... Przywileje stanowe niosły ze sobą także etos odpowiedniego zachowania – gdzie wartości Bóg, Honor i Ojczyzna wiodły prym. No cóż zaprzańcy znajdą się w każdym stanie i narodzie.
A ten stan piąty to nie tylko nas tak z góry, jako na niższych, ale także z racji swojego wielkiego mniemania o sobie. Na to ostatnie nie mamy wpływu, ale u siebie przydałoby się trochę przetrzebić i starego drzwostanu wyciąć. Świeże powietrze dobrze robi także grupom. No cóż, przykład idzie z góry. Tylko, z której góry i gdzie ta góra jest?
Alicja Farmus
Czy nowoczesność stanie się bardziej postępowa, czy tam postępowość bardziej nowoczesna, kiedy odpowiednio przyrządzone zwłoki ludzkie nauczymy pana ludożercę konsumować za pomocą noża i widelca?
Dajmy na to: przy stole nakrytym śnieżnobiałym obrusem? Dajmy na to: na wykwintnej zastawie z miśnieńskiej porcelany? Dajmy na to: pod czerwone papryczki i kieliszek Sauvingnon Blanc? Czy tam pod butelkę musującego Prosecco?
Pytam o powyższe retorycznie i sarkastycznie zarazem, wskazując, że gdy kiedy przestajemy wyprzedzać myślą wydarzeń, które dopiero nastąpią, zaczynamy wiele mieć do stracenia, a sporo do nadrobienia. I że znowu ciężka przed nami rysuje się wspinaczka ku szczytom rozumności – a tylko stamtąd w sposób należyty daje się ogarnąć panoramę świata utopionego w anomii niczym stado karpi w stawie.
Jak to, ktoś zaprotestuje, przecież staw to naturalne środowisko karpia? Temu odpowiem krótko: nieprawda, nawet jeśli ten czy ów, czy tam nawet jeśli wszystkie stawowe karpie pyski nad wodę wystawią, by wrzasnąć unisono, że: “A właśnie że bo tak! Nam tu dobrze!”. Nie, proszę szanownych pań i panów karpi, staw to nie jest środowisko naturalne dla żadnego gatunku ryby. Staw to naturalne środowisko wyłącznie dla gatunków hodowlanych, podobnie jak nie dla ludzi myślących naturalnym środowiskiem jest rzeczywistość wykreowana przez telewizory, a tylko dla człowiekowatych z telewizorów zbudowanych.
Ciężka przed nami wspinaczka, napisałem parę zdań wyżej? To prawda. Do tego my wspinamy się, dysząc, tymczasem ludożerka marksistowska, kulturowo marksistowska do ostatniego zawijasa bolszewickiej onucy można powiedzieć, rośnie w siłę z dnia na dzień. By ludzie żyli dostatniej, rzecz jasna. To znaczy by żyli tak, jak ludożerka powie im, via telewizor, że żyć trzeba. Więc.
Prosimy Państwa o wsparcie!
Więc mówi do nas ludożerka, i mówi, i mówi ustawicznie – a słowa ludzi złej woli po niebie włóczą się i łajdaczą, i udają, że znaczą coś więcej, niż znaczą. Zaś zainteresowana życiem publicznym część tak zwanego elektoratu nie przestaje ekscytować się wyborami. Druga tura tuż, tuż. Nie dociera doń, że w tych czy w innych – w każdych – wyborach, chodzi wyłącznie o to, by zamieść pod dywan, co tam pod dywan zamieść należy, udeptać co tam pod dywanem udeptać trzeba, a następnie zaproponować przyszłym ofiarom, nieświadomym zagrożeń, taneczne party. Czy tam inne show. A choćby i dyskotekę. Na tym dywanie, a jakże. Wszak podział łupów odbywa się kiedy indziej i gdzie indziej, gdy ofiary zmęczone imprezą (za którą notabene sami płacą) usną na kolejne cztery lata. Czy tam na ile trzeba, by doprowadzić do następnego rozdania kart. To samo inaczej: wybory to współczesna metoda, za pomocą której wolne, nowoczesne oraz postępowe “społeczeństwa demokratyczne”, wytresowane medialnie, wybierają swoich treserów na kolejną kadencję tresury podtrzymującej.
Warto to wiedzieć, by móc właściwie ocenić inne terminy funkcjonujące dookoła nas. Czy tam dookoła mas. Dla przykładu, funkcjonuje dookoła mas termin “wolny rynek”. No to proszę posłuchać tego: Jan Krzysztof Ardanowski, w “Dobrej zamianie” minister od rolnictwa i rozwoju wsi, w programie pierwszym Polskiego Radia rzecze: wolny rynek, rynek wolny, wolny rynek. I rynek wolny. Ponieważ wolny rynek dla wolnego rynku wolnym rynkiem. I tak dalej, i tym podobne. Czyli: limitacja, certyfikacja, koncesje, ingerencja państwa, wpływ na najważniejsze segmenty..., bo nie może być tak, żeby... – i jeszcze więcej, i jeszcze prędzej, i jeszcze bardziej i tak dalej. Oto prawdziwe oblicze wolności rynku wolnego. Czy raczej owego rynku wonności. Czyli mózgotrzepania dalszy ciąg i co ponad to? Niewiele, a najczęściej nic.
A propos mózgoroztrzepywania w nieco innym wymiarze. “Handelsblatt” to nie tylko niemiecki tygodnik gospodarczy. To tygodnik prestiżowy – i nie tylko w tym znaczeniu, że na jego łamach zabierają głos tytułowani ekonomiści. Niekiedy tytuł przemawia głosem osobistości niemieckiego rządu. Wieszczy. Przepowiada i ocenia. Oznajmia oraz ogłasza. Niedawno tygodnik przemówił głosem federalnego ministra spraw zagranicznych, Heiko Maasa.
I cóż interesującego powiedział Niemcom Mass? Czy tam co obwieścił? Mass przedstawił rodakom manifest, opisując w nim przyszłość europejskiego ładu ekonomicznego opartego o nową formułę bezpieczeństwa. Generalnie rzecz ujmując, powiedział Niemcom pan Mass – ale uwaga, to nie jest dosłowny cytat – powiedział Niemcom Mass: cierpliwości. Zachowajcie spokój. Scentralizujemy Unię pod sztandarem IV Rzeszy, a państwa narodowe przestaną Niemcom bruździć. USA odeślemy za ocean, tworząc miejsce dla wewnętrznego, europejskiego funduszu walutowego oraz wewnętrznego, europejskiego systemu rozliczeń wzajemnych. Doprowadzimy do strategicznego partnerstwa z Rosją, nad wszystkim zaś zapanuje niezwyciężona europejska armia.
Podsumowując: Niemcy grają odkrytymi kartami. Że są to przy okazji dobrze znaczone karty, wie każdy z zasiadających przy stoliku, tym samym godząc się na przekręt tysiąclecia, już dawno, dawno temu zatytułowany “Projekt Mitteleuropa”. Reszta o przekręcie wiedzieć nie musi, a jeszcze lepiej, gdyby zaczęła z niego kpić. W tym celu roztrzepane mózgi należy skłonić do wzięcia projektu za “spiskową teorię dziejów”. W to im graj, ludziom zepsutym, w Mitteleuropę zapatrzonym. Czy tam w IV Rzeszę. Boć to przecież jedno i to samo, choć nazwane inaczej.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
1 listopada, dzień Wszystkich Świętych, zwany też przez pogaństwo Świętem Zmarłych. Dzień Wszystkich Świętych bierze się z przekonania, że zmarli przodkowie ludzi aktualnie żyjących są zbawieni, a więc – święci. Liczba świętych jest zatem wielokrotnie większa, niż liczba oficjalnie kanonizowanych, więc chociaż nie wypada modlić się do własnych rodziców, czy dziadków nie wyniesionych na ołtarze, to nic nie zabrania uważać ich za świętych, bo to nie tylko może być prawda, ale w dodatku – prawda niezwykle nobilitująca aktualnie żyjącego, skoro może poszczycić się świętymi przodkami.
W tej sytuacji nazywanie 1 listopada Świętem Zmarłych tych wszystkich przodków degraduje, bo umierają wszystkie istoty żyjące, więc fakt śmierci nikogo nie nobilituje tak, jak zbawienie. Zrozumienie tej różnicy nie jest, niestety, powszechne, ale nie to jest najgorsze.
Najgorsza jest nowa świecka tradycja, która dotarła do nas z Ameryki, no i jest intensywnie forsowana przez tubylczych snobów. Wyraz „snob” jest zbitką z dwóch słów łacińskich: „sine nobilitate”, co się wykłada, że „bez szlachetności”. Człowiek bez szlachetności stara się ten brak za wszelką cenę ukryć, a wydaje mu się, że najlepiej w tej sytuacji małpować stojących w hierarchii wyżej.
Skoro tedy w Ameryce obchodzą „halloween”, co od biedy można przetłumaczyć, jako „święto duchów”, chociaż ze względu na „liturgię” tego obyczaju, bardziej pasowałaby nazwa: „święto upiorów”, no to środowiska praktykujące snobizm bardzo obchodzą halloween. Z tej okazji hołdujący temu obyczajowi przebierają się właśnie za upiory.
Zważywszy na środowiska społeczne, które w Polsce ten obyczaj forsują, można temu snobizmowi przypisać motywację głębszą. Z obfitości serca usta mówią, więc nie jest wykluczone, że entuzjaści halloween mogą w głębi duszy żywić przeświadczenie, że ich nieżyjący przodkowie, o ile jakoś istnieją, to tylko w postaci upiorów. To by się nawet zgadzało z moją ulubioną teorią, że historyczny naród polski, który 1 listopada tradycyjnie obchodzi dzień Wszystkich Świętych, od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która reprodukuje się w postaci kolejnych pokoleń ubeckich i innych dynastii. W tej sytuacji przekonanie, że poprzednie pokolenia polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, o ile w ogóle istnieją, to najwyżej w jakiejś upiornej postaci.
O ile w ogóle istnieją – bo taki np. Aleksander Kwaśniewski uważa, że nie ma duszy, w co chętnie wierzę, bo któż może takie rzeczy wiedzieć lepiej od niego?
Z okazji Wszystkich Świętych Polska pogrąża się w kilkudniowej nirwanie, bo większość pracowników bierze sobie wolny piątek, dzięki czemu już od środy aż do poniedziałku ma wolne. W tym roku stan nirwany jest jednak zakłócony intensywnymi przygotowaniami do drugiej tury wyborów samorządowych, która przeprowadzona będzie 4 listopada.
W tej drugiej turze wybierani są wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast, którzy w pierwszej turze nie uzyskali bezwzględnej większości, to jest – 50 procent plus chociaż jeden głos ponadto. Jak wiadomo, wszystko to odbywa się w interesie „mieszkańców”, bo w interesie „obywateli”, to ambicjonerzy będą poświęcali się dopiero w przyszłym roku, kiedy maja odbyć się wybory do Sejmu. W tej sytuacji wybory do samorządu spełniają co najmniej dwie funkcje: z jednej strony są konkursem na obsadzenie co najmniej 50 tysięcy synekur, a z drugiej – przygotowaniem aparatu wyborczego na wybory parlamentarne i prezydenckie, które odbędą się w roku 2020. Jak zauważył Tadeusz Boy-Żeleński, charakteryzując pewnego polityka - „żadnych politycznych nie ma on przesądów; każda partia dobra, byle dojść do rządów”.
Dlatego Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński oświadczył, że PiS „pragnie łączyć”, co oznacza tylko tyle, że chciałby próbować dojść do rządów z każdym („Z każdom pciom mogę spać, z każdom pciom. Zmysły drzemiom, zmysły drzemiom – ale som” - śpiewała pewna artystka jeszcze w koszmarnych czasach pierwszej komuny) – nawet z Polskim Stronnictwem Ludowym, słynącym w świecie ze stuprocentowej, a w porywach nawet większej „zdolności koalicyjnej”.
Wprawdzie zaraz po pierwszej turze minister-ministrowicz, czyli przewodniczący Polskiemu Stronnictwu Ludowemu pan Władysław Kosiniak-Kamysz oświadczył, że działacze PSL nie powinni zlewać się po koalicjach z „ugrupowaniem antysamorządowym” - ale jeśli dla dobra Polski można nawet mordować ludzi, to – zgodnie z argumentum a maiori ad minus (komu wolno więcej, temu też wolno mniej) tym bardziej można zrobić ofiarę ze swoich niezachwianych przekonań.
Toteż w przeddzień drugiej tury pan Kosiniak-Kamysz już nie jest taki stanowczy tym bardziej, że na prowincji członkowie PSL w ogóle go nie słuchają i śmiało wchodzą w koalicje z PiS-em. W tej sytuacji nie ma on innego wyjścia, jak słuchać się działaczy, którzy przecież wiedzą swoje, to znaczy – że jak PSL nie pozwoli im objąć synekur, to za obietnicę ich uzyskania zapiszą się do PiS – i w ten sposób partia może upaść razem ze swoim przewodniczącym. Dlatego minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz zachowuje się dokładnie jak Król z powiastki „Mały Książę” autorstwa Antoniego de Saint-Exupery. Kiedy Mały Książę poprosił Króla, który przedstawił mu się jako władca absolutny i nie znoszący sprzeciwu, by zarządził zachód słońca. Król zajrzał do kalendarza i oświadczył: „zarządzam zachód słońca na godzinę 19,15 – i zobaczysz, jaki mam posłuch!”
Ale kiedy tylko zakończy się okres nirwany, do białości rozpalą się emocje związane z obchodami setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Pan prezydent Duda początkowo łudził się, że jest „prezydentem wszystkich Polaków” i w tym charakterze poprowadzi cały naród w Marszu Niepodległości - ale rychło przekonał się, że jest to niemożliwość pierwotna i obiektywna w sytuacji, kiedy historyczny naród Polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą. Toteż folksdojcze będą obchodzić rocznicę odzyskania niepodległości osobno, konfidenci WSI – osobno, mikrocefale – osobno i szabesgoje – też osobno, a jeśli zbliżą się do kogoś innego, to tylko jako zakłócający obchodzenie rocznicy odzyskania niepodległości komu innemu – specjalnie ruchowi narodowemu, który na tę okoliczność został awansowany do rangi „faszystów”, a nawet „nazistów”.
W tej sytuacji pan prezydent Duda porzucił mrzonki o przewodzeniu jakiemukolwiek Marszowi Niepodległości, być może również z obawy, że zostanie postawiony w niezręcznej sytuacji z jakimiś energicznymi feministkami, z którymi przecież nie wypada mu się tarmosić. Przewidziała to jeszcze dano temu Maria Konopnicka w nieśmiertelnym poemacie o Pimpusiu Sadełko pisząc, że „psu nie honor bić się z kotem. Co mu po tem?” - więc pewnie i pan prezydent zapamiętał tę przestrogę i ogłosił, że obejdzie rocznicę w jakimś niewielkim zakątku naszego nieszczęśliwego kraju.
Stanisław Michalkiewicz
Dzięki naszemu sympatycznemu dzieciuchowi premierowi Justinowi Trudeau będziemy płacić na walkę wiatrakami, pardon z globalnym ociepleniem, tzw. podatek węglowy, czyli od emisji paliw węglowodorowych. Podobno dlatego, że inne państwa nie robią w tym temacie dostatecznie wiele i musimy za nie nadrabiać. Pisałem już o tym wielokrotnie, nie będę się więc powtarzał, jest to kompletny idiotyzm. Kanada zresztą wcale dużo nie emituje na jedną osobę. Mimo to premier raczy nas podatkiem na czyste powietrze. Dlaczego?
Dlatego że rządzą nami dzieciuchy, do tego zamulone ideologicznie i niedokształcone. Ludzie bez jaj, ludzie wydmuszki, ludzie, którzy gdyby przyszła nie daj Boże wojna i tak przy nich coś strzeliło, to zmoczyliby spodenki. No niestety taki urok padł na ten kraj.
Z jednej strony dobijają nas podatkiem, z drugiej strony zaś tym, którzy potrafią tupnąć, czyli wielkim koncernom, gotowi nieba przychylić. Właśnie kilka dni temu darowaliśmy” grubo ponad 2 miliardy dolarów naszych pieniędzy Chryslerowi. Miliard w tą, miliard w tamtą - who cares.
Tymczasem w Stanach Zjednoczonych, gdzie jedna opcja syjonistyczna spiera się z drugą opcją syjonistyczną mamy do czynienia z ciekawymi zagrywkami w przededniu wyborów do kongresu.
Jedni nasyłają na Trumpa nachodźców z Ameryki Południowej, organizując - oczywiście spontanicznie - pochód 10 000 los pobres ku granicy amerykańskiej. I jeżeli tam coś się ewentualnie wydarzy - Trump będzie winny.
Podobnie, jak winny jest („przez swoją demagogię i jątrzenie”) rozsyłania przez jakiegoś szaleńca albo prowokatora bomb do antytrumpowych polityków i różnych lewaków. Oczywiście, gdy demagogicznie wali się w łeb prawicowych dziennikarzy i prawicowych polityków, to takiego niebezpieczeństwa nie ma... Żyjemy więc w fajnych czasach, kiedy zwykły człowiek przestaje nawet dostrzegać co tam mu nad głową lata, a rządzące elity mają go zaś w coraz większym poważaniu.
Tymczasem w Polsce strajkuje personel LOT-u usiłując podciąć skrzydła rozwijającego się przedsiębiorstwa. Byłbym z nimi, gdybym nie wiedział ile zarabiają.
Na świecie pilot to zawód poszukiwany, wszędzie pracy dostatek, jak się nie podoba, to nie muszą pracować w LOTcie, mogą, jak pan Dariusz z kanału Turbulencja na Youtubie, latać dla różnych innych linii europejskich. Droga wolna czemu podcinają skrzydła polskiemu przewoźnikowi?
Bo ten przewoźnik zaczął najwyraźniej zagrażać interesom tych większych. Wtedy wystarczy poszczuć, wystarczy zrobić mały problem. Ale po co się tym wszystkim przejmować? Zapalmy sobie dla odprężenia legalnego dżointa... Co, nie ma?! Poczta strajkuje?! Towar się skończył?!
Jak żyć?!
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Jak się nie ma z kim bawić, to się trzeba zabawić samemu. I nie mam tutaj na myśli żadnych sprośności, które imputowała moja sąsiadka wszystkim mamom co zostawiały swoje dzieci same w domu (albo i na podwórku) jak szły do sklepu. A do sklepu mama najczęściej chadzała sama. Wtedy do sklepu chodziło się codziennie. Z pieniędzmi było krucho, a takie dziecko to w sklepie bręczało i domagało się kupowania rzeczy zbędnych. No nie to co teraz, że i z trójką dzieci jedzie się na zakupy do Costco, tak dla rozrywki. A tak mama przynosiła wszystkim lizaki za 35 groszy, a nie rurki z kremem za 2 złote. Starszych także nie należy zostawiać za długo sobie samym, bo się mogą zabawiać nie właściwie. I tak: myślą i kombinują, i przekładają na zrozumiałe dla siebie, a potem przekładają, aby pasowało do zrozumiałego. I rozpamiętują, i rozpamiętują jeszcze raz - najczęściej już w innej wersji pamięci, albo i wręcz w krzywym zwierciadle.
Mam takiego kolesia jeszcze z Polski, który do dzisiaj rozpamiętuje co powiedziałam w Polsce i mnie z tego co raz punktuje. I na nic moje tłumaczenia, że nie pamiętam. Mówi mi, że ‘nie pamiętam’ przysługuje tylko tym zamoczonym w Amber Gold. Na nic moje tłumaczenia, że od tego czasu jestem innym człowiekiem, na nic próba zwekslowania tego na bok i zlekceważenia. Widać znajduje przyjemność w gnębieniu mnie - ‘powiedziałaś, i powiedziałaś, i powiedziałaś’. Wśród innych znajomych też mi psuje marę, powołując się na to co ponoć powiedziałam ponad ćwierć wieku temu. Nawet jeśli powiedziałam, to przecież tylko krowa nie zmienia swoich poglądów. Tu też nie wiem, czego się czepiamy tej krowy, przecież ona poglądów nie ma. No tak, jak się ich nie ma to i ich nie zmienia. Proste jak moja sąsiadka. To może ten mój koleś tak samo? Taki koleś krowa. Poglądów nie ma, to się czyichś czepia. Nic się w jego życiu nie dzieje, to pamięta innym. Tylko dlaczego tak się mnie czepił? Chciałam się dowiedzieć. Zrobiłam wywiad środowiskowy.
Uff! Odetchnęłam z ulgą. On nie tylko tak o mnie. Innym też bezlitośnie pamięta co kiedyś powiedzieli i się tego czepia, i ich z tego powodu wyśmiewa, a to punktuje, a to rozlicza. Ach tu cię mam bratku! To ty tak po prostu z nudów, i z tego, że nic się w twoim życiu nie dzieje rozpamiętujesz co kto powiedział. Ach, założę na ciebie fortel! Tylko muszę go najpierw lisio zaplanować, abyś w niego wpadł. Na razie zastosuję strategię unikania. Jak cię zobaczę, to przejdę na drugą stronę ulicy udając, że nie widzę, a jak mnie dopadniesz, to będę bardzo skąpa w wypowiedziach – tylko tak/nie. I nagle mnie olśniło, że on taki, bo sam siebie nie lubi. Jak sam siebie nie lubi, to przecież nie może być życzliwy w stosunku do innych. To i inni w stosunku do niego też życzliwi nie są. To z kim się ma bawić? Sam z sobą. Rozpamiętuje to co ktoś powiedział, bo nic innego do zabawy nie ma. Tylko jak mu to powiedzieć, że sam siebie nie lubi?
Michalinka
Jeszcze nigdy po 1990 roku w wyborach samorządowych takie tłumy nie głosowały tak ochoczo na tak wielu – po to jedynie, by usatysfakcjonować tak nielicznych. Więc?
Więc my wygraliśmy? Czy oni? Nie, to my wygraliśmy. Nieprawda, bo my! Wy? Wy na pewno nie. Wy przegraliście. Ależ panie, panowie, nie kłóćmy się. Polska wygrała. Wszyscy jesteśmy zwycięzcami.
Prosimy o pomoc
Nie, nie wszyscy. Nie każdy. Nie wszędzie. Zaś 70 procent głosów oddanych na kandydatkę, a jednocześnie urzędującą prezydent Łodzi, skazaną prawomocnie za przestępstwo opisane w Kodeksie Karnym (tzw. “poświadczenie nieprawdy”), więcej mówi o naszej kondycji moralnej (naszej w znaczeniu narodu) niż cokolwiek innego. Mówiłem: jeśli złu nie wyznaczamy granic, zło wyznacza granice nam. A komu Zdanowskiej Hanny mało, niech spojrzy na Warszawę i następcę innej Hanny, Gronkiewicz-Waltz, czyli na Trzaskowskiego Rafała. Czy tam na Monikę Jaruzelską (mandat radnej m.st. Warszawy z ramienia SLD). I to przy 60. procentowej, to jest rekordowej, frekwencji.
116 tysięcy komisji wyborczych w bez mała dwóch i pół tysiącu gmin, w trzystu osiemdziesięciu powiatach, w szesnastu sejmikach wojewódzkich. Jak słyszałem: “Było o co się bić, to się bilim”. O co mianowicie? Formalnie o mandaty w radach gmin, radach powiatów, sejmikach wojewódzkich oraz o stolce wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. De facto – o apanaże. Kto “się bilim”? Ponad 190 tys. chętnych. Ciżba. Ho-ho. Przykładowo: w powiecie ostrowskim do obsadzenia było 171 mandatów w radach miast i gmin, a za bary w celu zdobycia tychże mandatów wzięło się 570 osób, zatroskanych o przyszłość swojej małej ojczyzny. I tak dalej, i tak dalej – jak piękna nasza Polska cała, jak cała Polska nasza długa, szeroka i okrągła.
I jeszcze jeden zasłyszany dialog, kropka w kropkę:
– Na kogo głosowałeś?
– Na PiS.
– Przecież to oszuści.
– Wszyscy tamci też. Ale tylko ci są nasi.
Między innymi dlatego nic więcej o wyborach samorządowych do powiedzenia nie mam, zresztą i mówić publicznie tego, co powiedzieć należałoby ponad to, co już z siebie wyrzuciłem, nie zamierzam – albowiem nie wszędzie i wszystko nadaje się zaraz do powiedzenia. Ewentualnie Kisielewskiego mógłbym zacytować, boć to standard: “To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”.
Uogólniając: człowiek nieustannie karmiony łgarstwem przestaje w końcu dostrzegać, co tak naprawdę czynią z nim treserzy i kto treserom bicze rozdaje. Czy tam to inne coś, ale z zadziorami na końcówkach. Po co zresztą obarczać sumienie bagażem zbędnych wartości, dajmy na to czymś tak niedzisiejszym, jak wierność zasadom i przyzwoitość? Kiedyś w obronie wartości ludzie gotowi byli poświęcić życie i wiedzieli, życie w obronie wartości oddając, że giną w imię czegoś większego od nich samych. Dziś w imię pseudo-wartości człowiekowate oddają dusze diabłu, na dodatek bez świadomości tego, co tak naprawdę oddają i komu, więc bez cienia wstydu.
Dusza? Sumienie? A jak się to pisze, do czego komu to potrzebne, ewentualnie gdzie oba walory można odsprzedać i czemu za jedno i drugie tak mało płacą? Dziś ludziom wpaja się przekonania, podpowiada refleksje i zamiary, a następnie starannie nadzoruje emocje, subtelnie kierując w stronę oczekiwanych efektów. Chodzi bowiem o to, by wywrzeć i utrzymać wpływ, nie wyjawiając intencji. To właśnie, razem wzięte, nazywam “tresurą do poziomu trzody u wrót masarni”.
I na koniec z odrobinę innej beczki, też z dziegciem: w 1875 roku, w Holandii, niejaki Arnold Janssen, ogłoszony później świętym, założył zgromadzenie zakonne, realizujące nakaz misyjny Chrystusa: “Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. Werbista chowu rodzimego, nadwiślańskiego, XXI-wiecznego można rzec, ojciec Jacek Gniadek, głoszenia Ewangelii upatruje między innymi w zdaniu własnego autorstwa: “Człowiek działa z rożnych motywów. Egoizm, chciwość, dążenie jednostki do osiągnięcia własnych celów nie są czymś złym”.
Ktoś, kto nie wie, czego spodziewać się po Newsweeku, czy tam po TOK FM (jedno i drugie symbolicznie), taki ktoś, powiadam, w towarzystwie ludzi przyzwoitych może być tolerowany podobnie jak baran na pasach startowych Okęcia. To znaczy równie krótko. Niemniej po osobie duchownej należałoby spodziewać się więcej niż publicznego zaprzeczenia podstawowym prawdom wiary. I tu pytanie wyjaśniające: w którym punkcie listy siedmiu grzechów głównych widnieje chciwość? Odpowiedź: w punkcie drugim.
Konkluzja: wrogowie naszej wiary do niczego nam niepotrzebni, skoro wiodą nas tak postępowo nowocześni pasterze. Na manowce oszukańczych reinterpretacji znaczeń nas wiodą, ale kto dziś rozumie termin “reinterpretacja”? Czy tam “oszustwo”? Że nie wspomnę już o znaczeniach obu tych pojęć w kontekście kulturowego marksizmu. Brzydko się człowiek bawi, co rusz zmienia bawidko, a na koniec sam brzydzieje. Sam siebie, można powiedzieć.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Naprawdę istotna sprawa
Przeczytałem wywiad z prezesem ZG KPK ale widzę, że Prezes nie czyta Gońca, bo jeśli by czytał to powinien był zwrócić uwagę na to com pisał o wystawie poświęconej Radzie Pomocy Żydom - Żegocie. Jest w New Yorku w Konsulacie RP od miesiąca więc pytanie czy KPK już „coś” zrobiło, by ona do Kanady dotarła?
XXXX rocznica
Każdy dorosły pamięta gdzie dowiedział się o wyborze kardynała Wojtyły na papieża. Ja wieść tę odebrałem w południe na schodach teatru w Edmontonie i nie mogę powiedzieć, że mnie zadziwiła, choć raczej przewidywałem, że nastąpi to już na poprzedniej konklawe.
Wiele się pisze o tym, kto przed konklawe popierał kardynała Wojtyłę, ale prawie nikt nie pisze o roli jego przyjaciela, kolegi z seminarium bp Marię Andrzeja Deskura, który był wówczas szefem propagandy Watykanu. Miał robić liczne kolacje i różnym purpuratom prezentować podczas nich przyszłego świętego.
Kiedyś metropolita Sapieha miał powiedzieć jednemu ze swych purpuratów:
- popatrz na Deskura i Wojtyłę obaj daleko zajdą.
Co najciekawsze komuna przegapiła informację jaką od rodziny dostała żona generała Kiszczaka. Do niej doszło od jeszcze nie kardynała Macharskiego, że już na poprzedniej konklawe niewiele brakowało, by kardynał z Krakowa został papieżem.
Cudnie
Wybrałem się rowerem na Pole Mokotowskie i nie mogłem oderwać oczu od żółtych liści na drzewach. Pewnie w Łazienkach podobnie ale tam rowerem nie można śmigać więc zostałem dwa dni ale okazało się, że jeden dzień za długo bo pogoda się pogorszyła więc czmycham do Mińska.
Sue Rayer
Angielka o tym nazwisku zakochana była w Polsce i jak została szlachcianką czyli baronową Wielkiej Brytanii kazała sobie dodać „ of Warsaw”, Na ulicy Bagateli w Warszawie idąc od pl. Unii Lubelskiej do Łazienek jest sklep jej fundacji „second hand”, gdzie poza przyzwoitymi ciuchami jest sporo książek.
Wpadam tam i je przeglądam, a też kupuję. Ostatnio kupiłem książkę Andrzeja Dobosza - „Generał w bibliotece”, gdzie jest moc ciekawostek.
Najważniejsza to opisuje czytanie Polskiego Słownika Biograficznego, gdzie można wyczytać ilu mieliśmy wspaniałych ludzi. Musze kiedyś zagłębić tę publikacje i warto wielu z nich rodakom przypomnieć, bo wielu myśli, jak Adaś Michnik chcą nam wmówić, że Polska tylko „gęsi wydała”.
Powrót hulajnóg
Nie tylko warszawskie dzieci w wieku 3-6 lat zasuwają na plastikowych hulajnogach z dwoma kółkami na przodzie, a starsi często na innych dojeżdżają do środków publicznego transportu.
Inni wykładają do półtorej tysiąca na elektryczne hulajnogi, tyle co na lepszy rower, które rozwijają szybkość do 20 km na godzina i mogą bez ładowania jeździć do 30 km.
Aj vaj
Aktor izraelski Tsachi Halewie poślubił muzułmankę, prezenterkę izraelskiej TV Lucy Aharisz. Powstał kociokwik na 107, w którym są umoczenie różni wysoko postawienie politycy Izraela, ale czy to małżeństwo nie powinno być przykładem, że może być współżycie ludzi tak innej wiary.
Zresztą ku przerażeniu ortodoksów, którzy uważają nie Żydów za bydło z ludzką twarz, coraz więcej Żydów nie tylko w USA żeni się z osobami innej wiary i mam nadzieje, że są to udane małżeństwa.
Znaczy to, że jak może być symbioza na mikro skale to może być symbioza na makro skalę.Tylko jak tym żydowskim ortodoksom to wytłumaczyć.
Gdybym był prezydentem Dudą to bym parę zaprosił do Polski najpierw na kolacje do pałacu prezydenckiego, a potem na dłuższy pobyt w ośrodku Rady Ministrów w Krynicy. Ale cóż boleje, że imć Duda ma tylko „naparstek” inwencji.
Chryja u prawosławnych
Ukraińska Cerkiew Prawosławna postanowiła się usamodzielnić od Patriarchatu Moskiewskiego i podlegać bezpośrednio Metropolicie Konstantynopola czyli nominalnemu „papieżowi” cerkwi prawosławnej, Zresztą na Ukrainie już w 2014 r. istniały trzy cerkwie trochę się zwalczające.
To oczywiście nie podoba się w Rosji. Moskiewska Cerkiew, która ponoć ma do 130 mln wiernych i której podlega wiele innych cerkwi jak ta na Białorusi, w krajach bałtyckich, Polsce, Rumunii, Bułgarii czy USA. Za ukraińską cerkwią mogą pewnie pójść inne, jak rumuńska czy bułgarska.
Zawsze porównywałem cerkwie prawosławną do szylkretowego żółwia, który dawno zdechł, ale pozostała tylko piękna skorupa.
Absolutna większość „wiernych” w Rosji i na Białorusi to praktycznie „deiści” czyli ludzie, którzy wierzą, że jest Bóg i nic więcej. Co gorzej nie jest tajemnicą, że wierchuszka ma nie tylko kontakty z KGB ale wiadomo często jakie mają epolety pod habitami.
Nie jest ważne komu podlega cerkiew, ale czy jej działanie prowadzi do tego czy wierni są coraz bardziej moralni i przestrzegają przykazań, a jak maksymalnie 5 % tych wiernych tylko chodzi w niedzielę do cerkwi to jaka może być jej owocna działalność.
Co dalej?
Wszystkie armie świata mają teraz w swych szeregach panie. One też studiują w akademiach oficerskich a mnie ciekawe ile z nich potem znajduje mężów i czy te małżeństwa są co najmniej tak udane jak przeciętne małżeństwa?
Staszek Michalkiewicz
Kiedyś powiedziałem Januszowi Korwin-Mikkemu, że powinien się zdecydować, kim chce być. Jeśli chce być publicystą, to może szokować, bo, jeżeli publicysta powtarza to, co inni piszą, to nie ma żadnego powodu żeby go czytać. Musi być oryginalny. Jeżeli chce być politykiem, to musi wzbudzać zaufanie, to jest zupełnie co innego. Korwin-Mikke jak sądzę jeszcze się nie zdecydował, kim chce być i być może już nigdy to nie nastąpi.
Niemały problem
Dla wszystkich jest dziś oczywiste, że w konsulacie Arabii Saudyjskiej w Turcji dwa tygodnie temu zamordowano opozycyjnego dziennikarza.
Ponieważ jest to jedno z najbogatszych państw świata więc mało kto chce pogorszać z nim stosunki i wszyscy, w tym prezydent Trump, marzą, że sprawa jakoś „rozmyje się”.
Sposób na „imigrantów”
Przestać wypłacać im „socjale”. Ale co zrobić z tymi, co już są w Europie i zaciągnęli pożyczki u mafistów by tu dotrzeć?
Mały problem
Większość Ukraińców pracuje na czarno i nie płacą podatków i mało kto chce o tym pisnąć.
Aleksander Pruszyński
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…