Sprawdza się: niektórzy rzeczywiście wyglądają na oświeconych tylko dlatego, że światło jest szybsze od dźwięku. Dopóki tacy nie odezwą się, można wytrzymać. Wszelako, gdy otworzą usta, ręce odpadają na bruk. Czy gdzieś tam.
Oto pani Magdalena K., którą niniejszym weźmy dla przykładu. Powiedzmy: za ręce ją weźmy. Za ręce, podkreślam, nie na ręce. I raczej nie dosłownie ją bierzmy. Więc.
Więc pani Magdalena, ostatnio w roli jazgotliwie roztrajkotanej działaczki „Komitetu Obrony Dukaczewskopodobnych”. Mamy ją? Dobrze. Aparycja szczotki do muszli, nieprawdaż? I nie koncertowej. A maniery? Maniery pisuaru zalanego uryną, nie inaczej. Kompetencje? Owszem, dałoby się rzec: profesorskie. W obszarach bezczelności, chamstwa i arogancji. Na koniec procesy myślowe – na poziomie procesów myślowych zielonego groszku. Czy tam rzodkiewki. Czy może nawet rozgotowanego makaronu (brukselki?), boć cokolwiek ponad rozgotowany makaron (brukselkę?) rzadko kiedy wystaje z łepetyn tego rodzaju. Wyjąwszy słomę. I tak dalej, i tak dalej.
Innymi słowami: pani nowoczesność, w ornat przystrojona, na mszę dzwoni rudym ogonem. Przyszedł rozkaz, wystąpił ogonem ruch postępowy. Normalna rzecz u należycie wytresowanych ludzi aktywnych, zatroskanych o stan praworządności nad Wisłą. Czy tam o co tam akurat partia rozkaże.
Ale dajmy już spokój pani Magdalenie. Czy tam pani z warszawskiego ratusza rodem, Ewie „Nie wstydzę się swojej pracy w MSW” Gawor, milicyjnej specjalistce od kontekstów. Tej drugiej matrony nie tkniemy nawet, tykając dla odmiany ministra Czaputowicza. Więcej niż tkniemy, bo Czaputowicza wręcz potrącimy. Czy tam dotkniemy i potrącimy. Zasłużył, zatem mamy prawo.
Otóż szef polskiego MSZ poinformował, zaś Polska Agencja Prasowa przekazała światu, że w czasie spotkania ze swoim niemieckim odpowiednikiem, Czaputowicz poprosił o przedstawienie informacji na temat spotkania kanclerz Merkel z prezydentem Putinem, po czym uzyskał odpowiedź, że: „dotyczyło ono całego szeregu problemów międzynarodowych”. Jak potknięcie Czaputowicza podsumował internetowy anonim: „Zapewne chodziło o problem międzynarodowy, znajdujący się dokładnie pomiędzy narodem niemieckim i rosyjskim”.
Opierając wiedzę dotyczącą świata i ludzi na powyższych przywołaniach, zauważmy, że to od definicji, użytych w celu jego wyjaśniania, zależy nasze rozumienie świata. I znowu przykład ilustrujący tę, jakże ważną, obserwację. Prosto z Twittera.
Krzysztof Bosak: „Myśl narodowa to w dużej mierze aplikacja zasad katolickiej nauki społecznej do wspólnoty narodowej”.
Stanisław Żerko (profesor nauk humanistycznych, historyk): „Nie ma czegoś takiego, jak wspólnota narodowa”.
Bosak: „Jeśli neguje Pan rzeczywistość, to dalsza dyskusja jest niemożliwa. Polska historia bardziej niż jakiegokolwiek innego narodu dowiodła że polska wspólnota narodowa istnieje”.
Żerko: „Nie wiem, co to jest dla Was polska wspólnota narodowa. Brzmi ponuro”.
Bosak: „Inaczej naród. Wspólnota Polaków. Sugerując, że posługuję się inną definicją niż powszechnie uznana, próbuje mnie Pan wtłoczyć w schemat myślenia ideologicznego, a ja jestem przeciwnikiem ideologii. Ideologie to oświeceniowa gangrena”.
Żerko: „Istnieje wspólnota obywateli Republiki. Rzeczypospolitej”.
Bosak: „Owszem. Nazywamy ją społeczeństwem. Społeczeństwo = naród + mniejszości narodowe”.
Żerko: „I na ich tle polska wspólnota narodowa?”.
Na tym etapie wymiana ciosów utknęła. Albo Krzysztof Bosak dość miał kopania się z koniem, ewentualnie pan Żerko postanowił przestać udawać idiotę. Żałowałem, prawdę powiedziawszy, bo szło mu świetnie. Zresztą obu panom świetnie szło. Panu Bosakowi kopanie z koniem, a panu profesorowi udawanie. Ot, uroki Twittera.
Zdrowia pożyczywszy, konkluzję ubrałem w postać dwustronnego medalu, w brzmieniu następującym, medalu strona pierwsza: jakakolwiek wymiana myśli bez wcześniejszego uzgodnienia definicji podstawowych terminów, wcześniej czy później kończy się wywrotką w błocie wzajemnego niezrozumienia i pretensji o to niezrozumienie. I medalu strona druga: próba uzgodnienia definicji na starcie, przeciąga początek ewentualnej rozmowy w nieskończoność.
Sevilla. Czy tam selavi. Czy jakoś podobnie. Stąd ma refleksja: nasze rozumienie świata zależy od definicji, przywoływanych w celu jego wyjaśniania. Cała reszta to już tylko pieniądze i socjotechnika.
Proszę to sobie zapisać, proszę zapamiętać, proszę nieść w świat, meblując umysły i serca ludziom oszukiwanym, okradanym oraz wychowywanym do totalnego zgłupienia.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!