„Dobrze jest, psia krew, a kto powie, że nie, tego w mordę”. To nie ja mówię, to niejaki Witkacy powiedział. Konkretnie, Stanisław Ignacy Witkiewicz, herbu Nieczuja. Ja już w mordę nie biłbym, nie te lata. Więc.
Więc przeanalizujmy okoliczności, że tak nachalnie zawołam. Po pierwsze, było weto prezydenckie do ustawy degradacyjnej – zatem dobrze jest, chociaż sukces jakby trochę umiarkowany. Po drugie, była nowela ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, przeprowadzona najsprawniej w świecie i podpisana dzięki postępowi technicznemu, to jest metodą uwierzytelnionego podpisu elektronicznego – czyli jest jeszcze dobrzej niż dobrze, choć i tu sukces zgodny prędzej z interesem Izraela niż Polski. Ale przyjaciele to przyjaciele, ich sukces czy nasz sukces, nie warto się naczmuchiwać. Dalej mieliśmy obchody rocznicy Rzezi Wołyńskiej – to był sukces kolejny, najokazalszy z dotychczasowych. Co prawda zwieńczony w polu tuż przed żniwami, za to jakże okazałym wieńcem.
Podsumowując: jeden sukces goni za drugim, lada dzień ten pierwszy tego ostatniego sukcesa ugryzie w ogon. Czy tam połknie, boć w końcu coś pójdzie źle, nie ma to, tamto, i nie będzie, prawda, dobrego wyjścia z sytuacji rozwijającej się mocno dynamicznie.
Otóż – i to refleksja całkiem serio – doceniłbym postawę wizerunkową naszego pana prezydenta, czy tam nawet prezydenta, naszego pana, gdyby nie działania Jego Prezydenckiej Wspaniałości związane z realpolityk. Zresztą postawy wizerunkowej „Dobrej zmiany” hurtem również docenić nie umiem, a to z tej samej przyczyny. Precyzując: nowelizacja ustawy o IPN udowodniła ludziom myślącym rozsądnie, to samo, co zawetowanie ustawy degradacyjnej i obchody rocznicy zbrodni wołyńskiej. Mianowicie to pierwsze pokazało „Dobrą zmianę” bez slipów (i bez walorów pod), a to drugie obnażyło wątpliwe walory „Dobrej zmiany” (i brak slipów nad). Mowa o walorach intelektualnych, a jakże. Stąd pytanie: czy Polacy wiedzą, co podobno ich rząd zrobił z ich godnością na przestrzeni ostatniego półrocza? Odpowiedź brzmi: a skąd mieliby to wiedzieć? Z TVPinfo? Jasne, że nie wiedzą. Gdyby wiedzieli, ten rząd upadłby w tydzień. Góra w dwa.
Państwo – proszę wybaczyć to podkreślenie – bez gaci, do tego bez walorów pod, to żadne państwo, to jakieś szyderstwo z pojęcia państwowości, szyderstwo mnie osobiście dość mocno irytujące. Oto Niepodległa Polska nie wie, ilu jej obywateli zamordowano na Wołyniu. Może osiemdziesiąt tysięcy, może sto, może nawet tysięcy sto pięćdziesiąt. Rozumiem: rok po odzyskaniu niepodległości Polska tego nie wiedziała. Dwa lata po nie wiedziała, pięć lat, dziesięć... Ale trzydzieści lat po odzyskaniu niepodległości?
Dobra zmiana? Czego na co? Bo dwa i pół roku jej działań daje się zweryfikować, na przykład tak: od frontu msza w łuckiej katedrze, od zaplecza kastracja ustawy degradacyjnej i noweli o IPN plus przyznanie prymatu ekonomii. Choć za możliwość pracy w Polsce dla Ukraińców, Ukraina zgodziłaby się na wiele. Czemu nie próbowano naciskać, czy inaczej, bo pewności, że nie naciskano, nie mam: czemu naciskano nieskutecznie?
„W polityce, zbiorowej pamięci, liczą się symbole...” – słyszę. Zgoda, również symbole się liczą. Ale te, które ostatnio mamy wątpliwą przyjemność obserwować, to są akurat symbole ułomne. Co nam po symbolicznej „Ciszy” odegranej nad symbolicznym łanem zboża, skoro w praktyce mamy do czynienia ze wspieraniem ukraińskiej gospodarki bez skuteczności w kwestii poszukiwań wołyńskich dołów śmierci? Możliwy wniosek: „Dobra zmiana” wybiera podtrzymywanie ukraińskiej gospodarki zamiast właściwego czczenia Ofiar? Niebywałe, a jednak.
Zaprawdę powiadam nam, i zobaczmy to, nim medialni treserzy pamięć Polaków zagdaczą na śmierć, zaprawdę powiadam nam, prezydent Andrzej Duda składał wieniec Ofiarom rzezi na Wołyniu w dziurawych skarpetkach, a teraz cała potęga prezydenckiego pijaru skupia się na tym, by naród w skupieniu wysłuchał, wytrąbionej w skupieniu „Ciszy”, a nie zajmował się szukaniem dziur w całym. To znaczy w całym skarpecie prezydenckim. Czy co jeszcze gorsze – w obu prezydenckich skarpetach. Wołyń pamiętamy? Bzdura. Wykluczenie konsekwencji w postaci odnalezienia dołów śmierci i godnego pochowania szczątków naszych bliskich, de facto bezcześci pamięć Ofiar. To nie jest żadna pamięć, to są sztuczki pijarowskie w procesie zagospodarowywania emocji, a mówię przez to, że symbole wykastrowane ze skutków praktycznych – łżą. W najlepszym razie fałszują i zacierają, to znaczy tak czy inaczej szkodzą.
I jeszcze dopowiedzmy co najważniejsze: „Czas, który leczy rany, zabliźni także i te straszne rany, które pozostały w wielu sercach” – słyszymy. Nieprawda. Jeśli nie zmusimy Ukraińców do współpracy i nie pogrzebiemy Ofiar, zamordowani wstaną z dołów, do których wepchnięto ich zmasakrowane ciała, i wyjdą na świat, by podrzynać gardła swoim oprawcom. W uzasadnionym odwecie. Nam natomiast, a na odwet również zasługujemy, naplują przy okazji tych peregrynacji w twarze. Aksjologia bowiem zawsze upomina się o swoje, a przyzwoitość splunięcia w nas wymaga. Splunięcia co najmniej. Gdzie poniewierają się szczątki naszych bliskich, zakończę pytaniem, i dlaczego nie szukamy ich, nie układamy Ich w grobach, choć to nasza powinność, nie czyjakolwiek? Święta powinność.
***
Sądzę, że – w bardzo wielu kwestiach – w postawach rządu „Dobrej zmiany” możemy zasadnie dopatrywać się mrocznego rysu metafizycznego. Myślę w tym miejscu o następstwach grzechu pierworodnego, popełnionego traktatem ryskim (1920). Zginęły wówczas miliony Polaków, a Polska też nie chciała o Nich pamiętać. Ale o tym już przy innej okazji.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Wreszcie
“Naczelnik narodu”, czyli przemądry kaczor, udzielił wywiadu „Gazecie Polskiej”, gdzie mówi, że trzeba zacząć walczyć z antypolonizmem, choć to jest nie grzeczne „anty”, a czyste polakożerstwo.
Twierdzi imć Jarosław, że nie wie, odkąd trwa, to mu podpowiem – od stu lat.
Teraz może ten „półpanek” poleci MSZ-etowi nie pić z Żydami brudzia, a pokazywać, gdzie trzeba, drzwi, zaczynając od ambasadorki Izraela w Warszawie.
Co ich zadowoli?
Śp. generał szwedzki van Horn nadzorujący z ramienia ONZ pokój na Bliskim Wschodzie dał swemu następcy jedną radę: Nie rób Żydom uprzejmości, nigdy ich nie zadowolisz, a tylko będą oczekiwali następnych ustępstw.
Instytut Yad Vashem w ostatni czwartek ostro skrytykował deklarację premierów Polski i Izraela. W jego ocenie, „historyczne twierdzenia, we wspólnym oświadczeniu zaprezentowane jako niezaprzeczalne fakty, zawierają poważne błędy i przekłamania”, ponadto deklaracja „zawiera bardzo problematyczne sformułowania, które są niezgodne z obecną i obowiązującą wiedzą historyczną w tej dziedzinie”.
Oczywiście nie wliczają w to braku wspomnienia o Holokauście Polaków, żydowskich szmalcownikach i żydowskich przestępcach mordujących Polaków.
Spóźniony knot
Istniejący od 2002 r. Instytut Pamięci Narodowej zdobył się na pokazanie 13 tablic poświęconych Radzie Pomocy Żydom, która ratowała Żydów w latach 1942–1944.
Pierwsze pytanie, czemu dopiero teraz?
Drugie, dlaczego tablice są umieszczone w podłym miejscu, na sztachetach płotu Ministerstwa Sprawiedliwości w Alejach Ujazdowskich, przy wylocie Koszykowej, gdzie mało kto chodzi. Dużo lepiej by było na Krakowskim Przedmieściu, przed budynkiem Wspólnoty Polskiej, gdzie są stale jakieś ekspozycje, ale jeśli nie tam, to na płocie parku Łazienki koło Belwederu.
Wreszcie sama treść. Żegota pomagała ratować około 50.000 Żydów, ale ratowanych bez jej pomocy było może nawet cztery razy więcej. Dobrze byłoby pokazać zdjęcie dwóch zakonnic karmiących dzieci, ale warto byłoby też podać liczbę 388, to liczba domów zakonnych, gdzie przechowywano Żydów. Pokazano zdjęcie rodziny Ulmów, ale nie dodano, że takich rodzin było ponad 1000. Oczywiście przy odsłonięciu tych tablic można było zrobić wielką galę, ale czy zrobiono? Można by jeszcze wiele dodać, ale ja dodam, że w ten weekend zapytałem siedmiu starszych osób i pięć z nich twierdziło, że rodzice czy krewni ratowali Żydów, ale nikt z nich nie dostał medalu.
Głupota
To robienie kilka razy tego samego, licząc na inne… wyniki.
Czemu?
Czy ktoś z czytelników zastanawiał się, dlaczego pani Szydło straciła premierostwo?
Mym zdaniem, tylko z dwóch powodów. Przeciwstawiała się przyjmowaniu „uchodźców” oraz miała syna księdza, a te dwie rzeczy dyskwalifikowały ją w oczach lewactwa światowego, czyli „qurewicy”.
Weekend czy wieczory
Gdy mieszkałem na stałe w Toronto, ubóstwiałem jeździć rowerem na Harbourfront, odpoczywać, patrząc na jezioro. Inna opcja to pojechać rowerem na przystań najbardziej wysuniętą nad brzegiem jeziora na zachód, przejechać rowerem wyspę i dotrzeć do jej wschodniego końca i stamtąd wrócić promem do miasta.
Teraz, jak jestem w Warszawie, rowerem jeżdżę po Polach Mokotowskich. Jak jest się gościem, można prawie co krok wynająć rower, a koło tego parku w al. Niepodległości, przy rogu Batorego, i nim szusować po dróżkach w tym parku.
Jeśli się chce tylko zjeść kolację, to można pojechać autobusem 175 spod Marriotta na aleję Żwirki i Wigury do Korotyńskiego i tam w parku jest przyjemna restauracja.
Gdy się spaceruje po Starym Mieście, to polecam restaurację Literacką na rogu placu Zamkowego. Jedzenie przednie, a z „ogródka” można oglądać, co się dzieje na tym placu.
Wejście do muzeów coraz droższe, ale raz w tygodniu każde można zwiedzać za darmo. Wystarczy popatrzeć w Internecie, które którego dnia są za darmo.
Co to oznacza
Ugięcie się przed Żydami spowoduje, że z kilkuset tysięcy domów komunalnych zostaną wyrzuceni mieszkający tam od lat ludzie albo będą musieli płacić Żydom horrendalne czynsze.
Akt Konfederacji Gietrzwałdzkiej
Jej część przyjęta w Warszawie i Gietrzwałdzie 27 i 30 czerwca A.D. 2018,
I. My, niżej podpisani, deklarujący przynależność do Narodu Polskiego Cywilizacji Łacińskiej* – przywiązani do wolności i poczuwający się do obowiązków wynikających z przyjęcia katolickich zasad leżących u podstaw tej cywilizacji – niniejszym zgodnie wyrażamy szczerą wolę poddania naszego życia prywatnego i publicznego panowaniu Chrystusa Króla Polski oraz opiece Jego Najświętszej Matki, Królowej Korony Polskiej**.
Przy czym Ich władzę nad sobą pojmujemy całkowicie realnie, bynajmniej nie tylko symbolicznie.
Upominamy się zatem o respektowanie Ich Najwyższego Majestatu, ostatecznego autorytetu i pełni praw do władania nami – praw, które poza naturalnym porządkiem stworzenia wynikają również z aktów dokonywanych przez naszych przodków (we Lwowie A.D. 1656, na Jasnej Górze A.D. 1956) i z naszym własnym udziałem (w Łagiewnikach A.D. 2016).
Z tej racji i tej tradycji wypływa dla nas kategoryczny imperatyw obrony Wiary i ziemi ojców, kultury i dziedzictwa narodowego, bezpieczeństwa rodziny i życia; imperatyw obrony danej od Boga wolności działania i naturalnego porządku rzeczy, praw własności i zasad sprawiedliwości, wewnętrznego ładu i niepodległości państwa.
Tymczasem we wszystkich tych fundamentalnych kwestiach konstytucyjne procedury ustrojowe demokratycznej republiki nakładają na nas realną, nie tylko moralną, ale polityczną i finansową odpowiedzialność za złe praktyki, których żadną miarą aprobować nie możemy. Bo nam po prostu nie wolno – jako wiernym poddanym Wyżej Wymienionych, Najświętszych Osób, naszych rzeczywistych Monarchów.
Boleję, nie wiem, kto tam był i czy naprawdę dość dużo osób zawiadomiono w porę o tej imprezie, w tym mnie.
Złote myśli
Jak inaczej ocenić słowa Gersdorf, byłej sędzi Sądu Najwyższego, która powiedziała, że za 10 tysięcy to można żyć godnie tylko na prowincji? Dama inaczej przelicytowała w tym nawet Bieńkowską, która kilka lat wcześniej tłumaczyła, że za mniej niż 6 tysięcy nie opłaca się pracować. Zresztą tak samo uważał Mateusz Kijowski, który jednak oceniał swoje potrzeby na 8 tysięcy. Tyle że on nie mógł znaleźć takiej pracy i siostra Pawłowskiej zorganizowała na niego zrzutkę. Dodam, że średnia płaca miesięczna wynosi 4200 zł, czyli ponad połowa Polaków żyje niegodnie.
Aleksander Pruszyński
Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Wszystko to być może, ale jak w takim razie chodzą szczęścia? One też mogą chodzić parami, albo nawet trójkami, a jak się uprą, to i poszóstnie. I wygląda na to, że taka przygoda przytrafiła się naszemu do niedawna jeszcze nieszczęśliwemu krajowi. Kiedy Polska odniosła niebywały sukces, na polecenie Izraela, diaspory żydowskiej i Departamentu Stanu USA nowelizując znowelizowaną ustawę o IPN, to otworzyło się przed nami istne pasmo sukcesów, od którego wszyscy, a zwłaszcza koła rządowe i okoliczne, dostają zawrotu głowy. Przestrzegał przed tym wybitny klasyk demokracji Józef Stalin, pisząc o zawrocie głowy od sukcesów, bo niekiedy powoduje on niezamierzone efekty komiczne. Na przykład w sprawie nowelizacji wspomnianej ustawy, Polska na oczach całego świata została wytarzana w smole i pierzu, a w dodatku – przeczołgana, ale skoro jest rozkaz, by wszystko przekuwać w sukces, to przekuwamy. W rezultacie tej pieriekowki Polska przypomina kobietę, która wprawdzie właśnie doznała gwałtu zbiorowego, ale nie traci animuszu, przeciwnie – wybiega na ulicę i woła do przechodniów: patrzcie, jakie mam powodzenie u mężczyzn! Prawdopodobnie z tej właśnie przyczyny również pan red. Tomasz Sakiewicz rzucił pomysł, by prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i izraelskiemu premierowi Beniaminowi Netanjahu przyznać Pokojową Nagrodę Nobla. Ponieważ każda słuszna myśl rzucona w przestrzeń prędzej czy później znajdzie swego amatora, będziemy musieli stawić czoła jeszcze jednemu sukcesowi. Złośliwcy i zawistnicy, których nigdzie nie brakuje, powiadają wprawdzie, że ta pomysłowość pana red. Sakiewicza jest następstwem ponad 7 milionów złotych, jakie ma dostać na portal o Puszczy Białowieskiej, ale kto by tam słuchał takich bzdur, a poza tym, od kiedy to uczucie wdzięczności nie zasługuje na pochwałę? Zasługuje tym bardziej, że właśnie prezes Kaczyński wprawił swoich wyznawców w konsternację oświadczeniem, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Zaskoczeni spoglądają po sobie ze zdumieniem i pytają jeden drugiego – to w takim razie – po co? Przecież polityka jest realizacją dobra wspólnego, a ponieważ wiadomo, że „słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak”, to w tej sytuacji niechże przynajmniej posmakują ich Umiłowani Przywódcy, co to pragną nam wszystkim jak najszybciej przychylić nieba! Czasy, chociaż oczywiście pomyślne, bo jakżeby inaczej, niemniej jednak wciąż ciężkie, więc kogóż wynagradzać w takich ciężkich czasach, cóż premiować, jeśli nie gotowość do służenia obywatelom? Ale zbliżają się wybory, toteż nic dziwnego, że coraz częściej pojawiają się wzniosłe maksymy. Wszyscy się nimi zachwycają, no bo jakże inaczej – ale każdy wie, że to nie naprawdę, tylko tak sobie, żeby było ładniej. Podobnie zachowywał się za pierwszej komuny generał Bagno, apelując do swoich pretorian: „dzieci moje, wstrzymajcie wy się z tym rozbojem, nim ostateczne rozwiązanie nie da nam Polski we władanie! Od dzisiaj żądam cnoty od was i daję generalskie słowo, że ten, kto zlekceważy rozkaz, zapłaci jak Wawrzecki, głową!”.
Oczywiście dzisiaj czasy są inne i chociaż Kukuniek się odgraża, że będzie wszystkich dusił gołymi rękami, to każdy wie, że chodzi mu tylko o wsadzenie syna Jarosława na fotel prezydenta Gdańska, a w ostateczności – o wytargowanie od prezydenta Pawła Adamowicza stosownego odstępnego. I tak gdańszczanie mają szczęście, bo ten Jarosław, spośród Kukuńkowej progenitury i tak jest najbardziej udany, a przecież mogło być gorzej. Więc chociaż nie każdy kraj, ani nie każdy naród może pochwalić się takim prezydentem, jak Kukuniek, to przecież pasmo sukcesów na tym się nie kończy.
Oto cała Europa wsłuchuje się w słowa premiera Mateusza Morawieckiego i jeśli wierzyć temu, co w telewizji podaje do wierzenia pani red. Danuta Holecka – w dodatku swoimi słowami powtarza jego złote myśli i argumenty, to jednak potem robi coś innego. Komisja Europejska wszczęła bowiem wobec Polski procedurę sprawdzającą, czy celem zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym nie było usunięcie stamtąd agentów Stasi, albo nawet nie Stasi, tylko zwyczajnie – SB, albo Wojskowych Służb Informacyjnych, które przecież tyle się napracowały, żeby nasze państwo było bardziej przewidywalne – również dla naszych sojuszników. Oczywiście ta procedura też zakończy się sukcesem Polski, bo inaczej nie może, zwłaszcza w sytuacji, gdy prezydent USA Donald Trump, jeszcze przed rozpoczęciem brukselskiego szczytu NATO 12 lipca, nie tylko pryncypialnie skrytykował Niemcy, że za mało płacą Ameryce za ochronę, ale w dodatku – że są zakładnikiem Rosji, bo wydają miliardy na zakup gazu ruskiego, a nie amerykańskiego. Tymczasem Polska, która zgodnie z podpisaną niedawno przez prezydenta Trumpa ustawą, będzie musiała zrealizować żydowskie roszczenia szacowane na ponad 300 mld dolarów, niczyim zakładnikiem nie jest – na dowód czego prezydent Trump nie tylko porozmawiał z prezydentem Dudą w swoim gabinecie, ale podobno rozważa, czy nie wpuścić go do Białego Domu, do którego przed nowelizacją znowelizowanej ustawy o IPN, miał szlaban.
Nawiasem mówiąc, jednym z tematów obrad szczytu NATO ma być: „kobiety i bezpieczeństwo”. Czyżby za tymi zagadkowymi sformułowaniami kryła się informacja, że całe NATO stanie murem w obronie prezydenta Stanów Zjednoczonych przed kobietami, które, jedna przez drugą, przypominają sobie, jak to Donald Trump je „molestował”? To już się robi prawdziwa epidemia i jeśli przynajmniej połowa tych oskarżeń była prawdziwa, to Donald Trump nic, tylko musiał molestować od oceanu do oceanu niczym tornado. Taki wigor nie może nie wzbudzać respektu, ale też i pytania – kiedy w takim razie zdążył zrobić taki majątek?
Bardzo możliwe, że w przerwach między molestowaniami, a to by oznaczało, że te oskarżenia mogą być inspirowane przez złego ruskiego czekistę Putina, z którym prezydent Trump 16 lipca w Helsinkach ma się namawiać, jak by tu urządzić świat, żeby było dobrze. Czego w tej sytuacji może prezydent Trump chcieć od ruskiego czekisty, który z Niemiec zrobił swojego zakładnika? Po pierwsze – żeby kobiety przestały sobie już przypominać, bo od tego zależą kolejne sprawy. Więc – żeby Rosja nie urządzała już wspólnych manewrów z Kitajcami i razem z USA nacisnęła koreańskiego Umiłowanego Przywódcę Kim Dzong Una, aż zacznie wytapiać z siebie tłuszcz. Po trzecie – żeby Rosja nie przeszkadzała w utworzeniu niepodległego Kurdystanu i zgodziła się na zrobienie mokrej plamy z syryjskiego tyrana. Wreszcie – po czwarte – żeby machnęła ręką na strategiczne partnerstwo z Niemcami. No dobrze – ale co w takim razie chciałby zimny ruski czekista od prezydenta Trumpa? Ano – jeśli ma nie kombinować z Kitajcami i przycisnąć złowrogiego Kim Dzong Una, to za cenę jakichś dobrze ubezpieczonych gwarancji, że Rosja będzie współdecydować o wszystkich sprawach Dalekiego Wschodu. Co do Kurdystanu i Syrii, to owszem – Rosja może zgodzić się na rozbiór tego kraju pod warunkiem utrzymania morskiej bazy w Tartus, a w dodatku – syryjskiego wybrzeża Morza Śródziemnego, dzięki czemu mogłaby wziąć w podwójne kleszcze Turcję, która w tej sytuacji może łatwiej zgodzi się na własny rozbiór – bo to właśnie oznacza dla niej Kurdystan. Ale Rosja będzie chciała amerykańskiej zgody na rozbiór Ukrainy, to znaczy – na uznanie niepodległości Noworosji, dzięki czemu uzyskałaby lądowe połączenie z Krymem. No dobrze – a w takim razie co z Zachodnią Ukrainą? Ano, może by ją połączyć ze Wschodnią Polską i utworzyć tu Judeopolonię. To by była ta „strefa buforowa”, o której w 1989 roku mówił na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych OBWE w Wiedniu sowiecki jeszcze minister spraw zagranicznych Edward Szewardnadze, pytany o stosunek ZSRR do zjednoczenia Niemiec. Niemcom na otarcie łez i skłonienie ich do zwiększenia opłat za amerykańską ochronę, można by przekazać „Ziemie utracone”, z których Żydzi nie mogliby już zaspokajać swoich „roszczeń” – oczywiście po uroczystym zagwarantowaniu, że Berlin nie będzie deportował mieszkających tam Polaków, tylko ich oczynszuje, podobnie jak Żydzi w Judeopolonii. W Judeopolonii za to zatriumfuje „judeochrześcijaństwo” – o czym może świadczyć zdjęcie suspensy z przewielebnego księdza Wojciecha Lemańskiego już następnego dnia po tym, jak w jarmułce na głowie przewodził on modłom przy pomniku w Jedwabnem. Przewielebny odtąd będzie mógł pilotażowo stręczyć judeochrześcijaństwo w diecezji łódzkiej, a potem się zobaczy. Przy takim ułożeniu stosunków wszyscy powinni być zadowoleni, więc jakże tu nie przebierać nogami z niecierpliwości?
Stanisław Michalkiewicz
Nie dajmy się sterroryzować politycznej poprawności i nie bójmy się myśleć ze względu na politycznie poprawne klisze, które nam podsuwają aparatczycy Nowego Jeruzalem. Bądźmy sobą! Zniewolenie zawsze zaczyna się w głowie. Owszem, wolność czasem ma swoją cenę. Ale warto ją płacić.
Mówię o tym dlatego, że coraz częściej i szerzej rozpościerają się przed nami pomyje obłudy i hipokryzji, jakimi dzisiaj rzygają na nas różne cioty kolejnej rewolucji. Różni tacy posługują się straszakiem politycznej poprawności, z której uczyniono pałkę do bicia po głowie. Wielu z nas, obitych w ten sposób, milczy w strachu.
Tymczasem żeni się nam kit. Premier federalny Trudeau po spotkaniu z premierem Ontario Dougiem Fordem zasugerował, że ten ostatni nie zna przepisów międzynarodowych dotyczących praw uchodźców. Jak wiadomo, Trudeau otworzył na nasz koszt kanadyjską granicę do napływu nielegalnych migrantów ze Stanów Zjednoczonych, korzystających dzisiaj z różnego rodzaju zorganizowanych kanałów przerzutowych.
Trudeau oraz jego minister imigracji urodzony w Somalii Ahmed Hussen próbują nas moralnie zaszantażować, powołując się na konwencje o uchodźcach, tymczasem międzynarodowe przepisy o uchodźcach stanowią jasno, że o azyl należy wystąpić w pierwszym kraju uznanym za bezpieczny i tylko ten kraj zobowiązany jest go udzielić. Takim krajem na mocy kanadyjskiego prawa są Stany Zjednoczone; odpowiednie przepisy zostały wprowadzone w życie za kadencji poprzedniego rządu, po to aby osoba, która pojawi się na granicy kanadyjsko-amerykańskiej, po tym jak odmówiono jej azylu w USA, nie mogła od nowa rozpoczynać całego żmudnego, kosztownego i długotrwałego procesu. Jest to proste uznanie, że łączą nas – Kanadę i USA – podobne wartości i troska o prawa ludzi. Niestety, przepis ten został tak niedoformułowany, że mowa jest w nim o „przejściach granicznych”, co (ci sami co zawsze) adwokaci imigracyjni zinterpretowali tak, że tzw. zielona granica nie jest nim objęta.
Skutkuje to masowym napływem różnego rodzaju ludzi, którzy chcą wejść tu poza kolejką imigracyjną, na krzywy ryj, i korzystać z kanadyjskiego systemu socjalnego, opieki medycznej i innych udogodnień. No bo czemu nie?
Na dodatek, na złość strasznemu Trumpowi, takie miasto, jak Toronto, ogłosiło się jakiś czas temu miastem-schronieniem, co oznacza, że usługi miejskie, finansowane z naszych podatków, są świadczone każdemu, kto po nie wyciągnie rękę, niezależnie od tego co tu robi i jak. Wszelkie miejskie dofinansowania, dodatki, ulgi, szczepienia, pomoc medyczną czy dofinansowanie przedszkola dla dzieci uzyskuje się bez względu na to, czy się jest stałym mieszkańcem Kanady, czy jej obywatelem i czy w ogóle płaci się tutaj podatki. Skutek jest taki, że liczbę nielegalnych imigrantów w Toronto szacuje się na 200 tys. No bo skoro jest okazja...
Dlaczego się tak dzieje? Skąd ta nasza głupota? Proszę pytać wszystkich ober-globalistów, którzy uważają, że ludzi należy mieszać, bo wtedy stare padnie i powstanie nowe. Słowem, są to pomysły ludzi, którym agitatorzy zrobili kupę do głowy.
Jeśli na czas nie podłożymy im nogi, wkrótce zagipsują nam usta.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Pomimo huraoptymistycznych deklaracji polityków polskiej partii rządzącej oraz przyklaskujących im dziennikarzy, „Wspólna deklaracja premierów Netanjahu i Morawieckiego” niczego praktycznie nie załatwiła, a oskarżenia Polaków i narodu polskiego „o holokaust” mnożą się jak grzyby po deszczu. Tymczasem polskie władze zdecydowały się opublikować wspomniany komunikat we wszystkich głównych gazetach świata zachodniego, na koszt własny, co przedstawiane jest jako opinia zagranicznej prasy.
W „Times of Israel” historyk Yehuda Bauer w tekście zatytułowanym „Czy porozumienie izraelsko-polskie oznacza obronę prawdy czy zdradę historii?” stwierdza wprost, że większość Polaków (nie wszyscy – podkreśla, ale większość) albo zagrabiła żydowską własność, albo własnoręcznie zabiła Żydów, albo też przekazała ich w ręce „polskiej policji”, która natychmiast przekazywała ich Niemcom, „a o tym nie ma ani słowa w oświadczeniu”. Stwierdzenie Bauera o „polskiej policji” wprost implikuje, że to polskie instytucje maczały w tym palce.
Jak widać, deklaracja niczego nie załatwiła, prócz pokazania, że polscy posłowie w tych sprawach są jak chłopcy na posyłki, można na nich gwizdnąć, a podpiszą co trzeba, nie czytając do końca.
Czy polska ustawa o IPN z marca br. była dobra? Możemy się o to spierać. Ale nie z Żydami, jeśli mamy nadal zachować pozory suwerenności jako państwo.
Tymczasem możemy się spodziewać w najbliższym czasie kubłów pomyj w związku z rocznicą zamordowania Żydów w Kielcach. Tu znów interpretacja rozpowszechniana przez stronę żydowską nie pozostawia żadnej wątpliwości – to „brutalni, chamscy, prymitywni Polacy, zazdrośni o to, że Żydzi odbiorą im zagrabione podczas okupacji mienie, zamordowali kieleckich Żydów”. Fakt, że była to prowokacja NKWD, nikogo nie zainteresuje...
***
Aby z kimś wojować, trzeba mieć czym. Najwyraźniej premier Kanady Justin Trudeau o tym nie wie i zamiast dogadywać się z obecną administracją Trumpa, by protekcjonistyczne zabiegi USA miały w Kanadzie jak najmniej szkodliwe następstwa, oddaje się raz buńczucznej, raz ugodowej retoryce, najwyraźniej na falach iście „szekspirowskiej” huśtawki emocjonalnej.
Jeżeli Waszyngton wprowadzi wobec Kanady cła, o których mówi, no to będziemy mieli duży kłopot. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że gros kanadyjskiej gospodarki to są amerykańskie inwestycje, a nikt normalny nie strzela sobie samemu w stopę.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Tutaj właśnie, na ulicy Lakeshore w Mississaudze, nie tak dawno dostałem mandat za przekroczenie dopuszczalnej prędkości.
Ani się tym chwalę, ani żalę, ale powiem Państwu, że po raz pierwszy, od kiedy mieszkam w tym kraju, dostałem mandat za przekroczenie prędkości o 10 km/h; jechałem 60 kilometrów w strefie 50 km/h – bo tyle właśnie na tej czteropasmowej ulicy można jechać.
I wszyscy jadą tutaj 60 albo 70 km/h. Dlaczego o tym mówię? A dlatego, że żyjemy w mieście, w którym mamy do czynienia z coraz większą przestępczością; żyjemy w mieście, w którym ludzie jeżdżą coraz bardziej agresywnie i brutalnie – mamy do czynienia ze swego rodzaju „arabizacją” ruchu drogowego, z czymś, o czym kiedyś słyszało się, że jest powszechne w krajach arabskich, jak Syria, Libia czy Irak.
Podam przykład, ludzie jeżdżą pasem do skrętu w lewo, a następnie skręcają w prawo omijając kolejkę. Zaczyna się robić bardzo dziko.
Co na to nasza policja?
Nasza policja – oczywiście – „wzmaga wysiłki” i... daje mandaty za przekroczenie prędkości o 10 km/h. Czyli podobnie, jak kiedyś podczas demonstracji antykomunistycznych w Polsce, kiedy łapano „prowodyrów”, czyli po prostu tych, którzy słabo biegali i dawali się złapać. Tak tutaj łapie się tych, których łatwo jest złapać, i można poprawić statystykę.
Policjant, który mnie złapał, praktycznie rzecz biorąc, sam się tłumaczył, dlaczego to zrobił; mówił, że „jechałem na czele grupy samochodów” i że „jemu tutaj właśnie każą stać”. Nie zmienia to faktu – dostałem mandat w wysokości 40 dol.
Mówię o tym również dlatego, że jesteśmy świadkami pewnego procesu demoralizacji policji; żyjemy w świecie poprawnym politycznie, nie można tego, nie można tamtego, nie można wylegitymować podejrzanego, bo samo nabranie podejrzeń jest profilowaniem rasowym. Chodzi mi o to, że tego rodzaju zachowanie nie pozostaje bez konsekwencji, w tym kraju od jakiegoś czasu poziom życia znacząco się obniża, jakość życia się obniża, jakość instytucji społecznych i publicznych, właśnie przez ten atak politycznej poprawności, z którym mamy do czynienia. I cóż, dzisiaj w Toronto czy w Mississaudze mamy strzelaniny gangów, ale jednocześnie nikt nie powie tego, gdzie leży problem, jak jest naprawdę, jak można ten problem skutecznie rozwiązać, bo jest to niepoprawne politycznie, bo nie można nazywać rzeczy po imieniu. Jeżeli nadal będziemy mówić „moja chata z kraja” i „chować zabawki bliżej domu”, to będziemy musieli pogodzić się z ograniczeniem swobód i pogarszaniem się poziomu życia w tym kraju. A to jest nasze miasto, nasz kraj, głosujmy w nim, ale przede wszystkim bądźmy aktywni i mówmy, to co nam leży na sercu, nie bójmy się mówić, bo w momencie, kiedy zaczynamy się bać, już przegraliśmy.
Ja z moim mandatem 40 dol. pójdę do sądu i oczywiście będzie to Państwa i wszystkich podatników kosztować o wiele więcej niż mandat, który mam wypisany. Ale nie zamierzam się poddawać... (ak)
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Świadectwo – przeżyłem śmierć, rozmawiałem z Jezusem, widziałem niebo (10)
Napisane przez o. Wiesław Nazaruk OMIJest taki moment, to pomieszczenie się wydłuża, powiększa. Na końcu tego jakby przedsionka widzę coś w rodzaju katedry. Dochodzą przepiękne światła, kolory i muzyka. Ta katedra wygląda jak gotycka, ale jest ze szkła, kryształu, ze światła, coś nieprzeciętnego. Wiem, że chcę tam wejść, to jest niebo, to jest to, co Pismo Święte opisuje, Nowe Jeruzalem, świątynia w niebie się otworzyła. Widzę świątynię i widzę wejście, i mam pragnienie tam wejść. Ale zanim tam wejdę, choć jest wewnętrzna chęć tam iść, widzę, że są rzeczy, które jeszcze muszę pokonywać, bo tu się coś dzieje.
Coś się dzieje, bo wokół mnie zaczynają gromadzić się ludzie, ubrani w piękne białe szaty, o różnych lekkich kolorach, odcieniach, które też mają symbole, różowy, zielony, niebieski, czysta biel, nie do opisania. Oni stoją w szatach długich, mają ręce złożone i jakby nie patrzą na mnie, chociaż widzę, że jest kontakt. Oni wiedzą, że ja tu jestem, oni mnie widzą, ale jakby nie zwracali na mnie uwagi, że jestem jednym z nich, ale nie jestem najważniejszy. Oni dla jakiejś innej, ważniejszej rzeczy są – tak to odbiera moja dusza. Coś się będzie działo ważnego i oni tutaj są. Pytam się, co się będzie działo, że tu przychodzicie, że tu jesteśmy? Nikt mi nie odpowiada. Znowu próbuję... Ciekawa rzecz, poznaję ludzi wśród nich, to są wszystko zmarli, to są niektórzy z mojej rodziny, znajomi, ludzie, których na ziemi spotkałem, ale w większości to są ludzie mi nieznani. I to nie jest ważne, czy się ich zna, czy nie. Widzę osoby mniej więcej w średnim wieku. Pytam, a oni nie odpowiadają, więc rozumiem, że nie powinienem zadawać pytań, to nie jest czas, bo coś ważnego będzie. Taki odbiór – poczekaj, to zobaczysz.
W tym momencie, kiedy jedno i drugie pytanie zadałem im, to wychodzi mój zmarły ojciec, Piotr Nazaruk, zmarły wiele lat temu. Podchodzi do mnie, staje przy mnie po jednej stronie, po drugiej stronie przy mnie jest słup światła i wiem, że to jest mój Anioł Stróż. Nie jest w kształcie ludzkim, człowieka, tylko to jest światło. Wiem, że to jest anioł. Odbieram to, że to jest mój Anioł Stróż. Nie wiem jeszcze wtedy, jak ma na imię.
Mój ojciec kładzie rękę, jakby mnie obejmował, i mówi, dlaczego pytasz? O nic nie pytaj, przecież już teraz wszystko wiesz. No tak, pomyślałem sobie, wiem przecież. W tym momencie przypomniałem sobie, że jakiś czas wcześniej miałem wizję całego mojego życia, zło i dobro. Moje myśli, słowa, czyny są jak na twardym dysku w komputerze. Jakby Pan Bóg nacisnął gdzieś jakiś guzik i w formie szerokiego ekranu pokazał taki obrazek. Tego się nie opisze, nie mam sposobu, ale tak oczami mojej duszy patrzę i widzę wszystko dobro i zło mojego życia. Całe życie, od urodzenia po ten moment. I doświadczenie zła, jakiego doświadczam, i dobra, jakiego doświadczam.
Kiedy znalazłem się w tym świetle, to od razu przychodzą cytaty z Pisma Świętego na to, co przeżywam. Kiedy światło jest, to od razu słyszę cytat: Jestem światłością świata, kto idzie za mną, nie chodzi w ciemnościach. To światło i miłość to jest Bóg. Wiem, że żyję dzięki temu światłu, że jestem skąpany, tyle mam życia, ile jestem włączony w to światło. Jestem częścią tego światła, stworzeniem Bożym, zaczynam rozumieć, co to znaczy dusza, czym jest dusza, w jaki sposób Bóg moją duszę stworzył, przekazał ciału i dał misję do spełnienia.
Bo takie jest doświadczenie, cokolwiek uczyniliście braciom moim najmniejszym, mnieście uczynili. Wszystko, co robię, jak nie wiem, jak człowieka dzisiaj potraktowałem, to pytam się, jak potraktowałem ludzi, których spotkałem. Cokolwiek uczyniliście ludziom, mnieście uczynili. Jak ja tobie zadam ból słowem czy czynem, to nie wiem, jak cię to boli w duszy twojej. Ty możesz pokazać przez złość, bunt, ale jak cię boli, to tylko ty wiesz. Nie, Jezus wie. W twojej duszy Bóg żyjący zna twój ból, bo to ból Boga w tobie. I teraz, poznając ten czyn mój czy słowa, które powiedziałem w życiu, Bóg mi daje to poznać.
Ten sam Jezus, ten sam Bóg, który jest w duszy twojej, On jest tym samym, który tworzy moją duszę, tak? A więc On mi w tym momencie daje poznać mój ból i znam wartość mojego grzechu, jak to Jezusa bolało. I to jest ból, można powiedzieć, miażdżący, jak tsunami, jakby rozrywający, przerażający ból, grzechy, które nie są odpokutowane, i grzechy niewyspowiadane dobrze. Ciekawa rzecz, takie doświadczenie, że grzech, który został przebaczony i odpokutowany, nie boli, nie czuje się bólu, tylko ma się poznanie, że był, a nie boli, bo został oczyszczony. Nie umiem tego okryć w słowa. Tego bólu, jaki zadałem Bogu przez ludzi, przez moje grzechy, nie byłbym w stanie znieść w tym momencie, gdyby nie skąpanie w świetle i w tej miłości. Ona mnie podtrzymuje.
W tym jednym momencie mam widzenie wszystkich dobrych myśli, słów, czynów i modlitw i cierpienia, które Bogu ofiarowałem, i to przychodzi jako balsam, jako miłość, jako powiew, jako widzenie. To jest nie do opisania. W jednym momencie poznajesz całe swoje życie, kim jesteś w oczach Bożych, ile dobra, ile zła, nic nie ma ukrytego. Więc te słowa mojego ojca, już wszystko wiesz, to on wiedział, że ja już wiem, w jakim stanie stoję przed Bogiem, w którym jestem zanurzony.
W tym momencie, po tych słowach już wszystko wiesz, słyszę słowa Pana Jezusa – Jego nie widzę, ale wiem, że to Jezus mówi – otaczają cię ci, którym pomogłem się zbawić, przyszli na spotkanie z tobą, aby razem z tobą uwielbiać Boga, przed którym stoisz. Otaczają cię ci, którym pomogłeś się zbawić modlitwą, cierpieniem, miłością. To Bóg zbawia, a my tu jesteśmy na ziemi i mamy zadanie nie tylko siebie zbawić, ale wyborami dobrego życia, świadectwa bycia znakiem Boga, innym pomóc Boga poznać, pokochać, zbawić. Wszystkich, którym pomogliśmy się zbawić modlitwą, cierpieniem czy w jakikolwiek sposób, spotkamy. Tak mam to przekazane. Ci, którzy umrą przed nami, wyjdą nam na spotkanie w momencie naszej śmierci. Oni się też modlą stale za nas. Czy oni są w czyśćcu, czy są w niebie, stale się modlą za nas, bo to że się znaleźli w czyśćcu, a nie w piekle, może też nam zawdzięczają. To, że ich czyściec jest krótszy czy ich cierpienia są złagodzone dzięki naszej modlitwie, ofiarom, jakie ofiarujemy, mszy, Komunii Świętej, dobrych uczynków. I oni odwdzięczają się, są bardzo wdzięczni. Kiedy znajdą się w niebie, modlą się nieustannie za nas, aby moment śmierci naszej był właśnie takim wejściem w to światło i doświadczeniem prawdziwej miłości, jaką jest Bóg.
Pada pytanie z sali o śmierć kliniczną. Niektórzy wracają ze śmierci klinicznej bez żadnych wizji. Niektórzy mają wizję zła, zależy. Pamiętamy tyle, ile Bóg chce, żebyśmy zapamiętali. Tyle wiemy, zapamiętamy, ile potrzeba albo ile możemy, i powinniśmy innym przekazać. Nie obudzisz się ze śmierci klinicznej, dlatego że ty chcesz, tylko dlatego, że Bóg chce. Bóg rządzi twoim światem, nie będziesz żył ani jednej sekundy dłużej na ziemi niż Bóg to zaplanował. I jeżeli jest doświadczenie śmierci klinicznej, to jest w planach Bożych. Co zobaczysz, jakie wizje, to nie dusza decyduje. Ja mówię o niektórych moich wizjach, bo wszystkiego nie jestem w stanie powiedzieć.
Po tej wizji zmarłych jest jedna z rzeczy... powiedziałem o doświadczeniu sądu, takiego chwilowego w tym danym momencie, jak to wygląda. I cały czas powraca do mnie muzyka dochodząca, przepiękne widoki z nieba, które jakby przez ten kryształ, przez to światło, do mnie dochodzą, co Bóg pozwolił mi zapamiętać.
Dalej, jest taki moment, że stoję nad morzem, nad brzegiem morza, jest przepiękny zachód słońca i piękna potężna tarcza i słyszę, jakby miało być 20 minut przed zachodem słońca. Czyściutkie niebo, kolory nie z tej ziemi. Patrzę na to słońce, ono mnie wcale nie razi. Otoczony jestem duszami zmarłych, to są już zbawieni, a nie czyśćcowe dusze, tylko dusze, które są już w niebie, dlatego zrozumiałem, że mój ojciec jest też w niebie. Miałem też troszkę wizji czyśćca, na czym to polega, ale to pominiemy.
Jest taki moment, że kiedy patrzę na niebo i światło, nagle na tym niebie, na słońcu, pokazuje się chmurka, która się powiększa, ona jest biała, rośnie, rośnie i przemienia się w czarną chmurę, jak tornado przerażające. Tutaj w Polsce nie ma takich tornad jak amerykańskie, ale zaczynają troszeczkę się pojawiać. I ta chmura pędzi w moją stronę. Czuję, że mam tylko patrzeć. Nie ma we mnie żadnego strachu, lęku, bo jestem otoczony. Teraz czuję, jakbym był sam, ale otoczony światłem, które się zawęziło do mnie, że znajduję się, nie powiem że w klatce, ale w pomieszczeniu nie do pokonania.
Ta chmura formuje się w przerażającą wizję bestii, szatana. To jest ludzko-zwierzęce, przerażające. Znowu nie jest ważne, jak to wygląda. Widziałem różne obrazy malarzy mistyków demona, ale nie widziałem tak przerażającego. Ale nie jest ważne, jak to wygląda, tylko tak jak nie do opisania słowami jest światło i miłość, którą się czuje w tym otoczeniu, tak nie do opisania jest nienawiść, jaka promieniuje od tego ryczącego przekleństwa, przerażające, straszne, tej bestii, szatana, który wyje i zbliża się. Ten anioł stojący przy mnie jakby mówi – tylko patrz. I stoję, nie mam zupełnie strachu, wiem, że on mi nic nie zrobi, ale to jest doświadczenie nienawiści szatana. I wiem, że on nienawidzi i rzuca na mnie przekleństwa, i mówi, że zrobi wszystko, żebym został wyrwany z tego światła do piekła. On mnie tak nienawidzi, że zrobiłby wszystko, żeby mnie wyrwać do piekła. Wiem, że to z dwóch powodów. Raz, że to jest kapłaństwo, a drugie, chce się zemścić za te duszy, które mnie otaczały, a które pomogłem Bogu zbawić. To jest to. Taki mam odbiór. To jest główny powód jego nienawiści.
Jak bardzo szatan nienawidzi kapłanów i nienawidzi, kiedy się modlimy i nasze cierpienia ofiarowujemy za nawrócenie grzeszników, o zbawienie ludzi, bo jest to wyrywanie dusz od szatana i dawanie Bogu. Każda modlitwa za grzeszników, każde cierpienie, każda Komunia to jest zbawcze, kiedy czynione jest ze względu na miłość Bożą. I za to nas szatan nienawidzi i prześladuje i robi wszystko, żeby zniechęcić do modlitwy, oderwać od Boga, byśmy się nie spowiadali, nie chodzili do kościoła, dobrze nie czynili, zanurzyli się w egoizmie, zajęli sobą, żeby nam było ciepełko. I kiedy ta bestia niejako chciała się wbić w tę ścianę światła, którym byłem otoczony, jest taki moment, że słyszę – mów modlitwę. Od razu wiem, jaką modlitwą mam mówić. Na te słowa „mów modlitwę” od razu, w tym momencie największego odczucia nienawiści, mówię „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla mnie”. To jest Koronka do Miłosierdzia, tylko że ja tam już jestem, moja dusza z Bogiem, ja już nie jestem pomiędzy ludźmi, więc w tym wypadku mam słowa „dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla mnie”. I te słowa mówi ze mną mój Anioł Stróż stojący koło mnie. Od razu to mówię, nie zastanawiam się co, bo jest mi to dane. W tym momencie, kiedy powiedziałem te słowa, ta bestia szatan zaryczała, jakby cały świat się rozrywał. To było przeraźliwe wycie, jakby bomba atomowa rozrywała świat, przekleństwa. On się zawinął w taką jakby chmurę, zakołował jak tornado, zawirował, i tak szybko, jak przyszedł, tak wrócił do tej kropki chmurki nad słońcem i zniknął.
Tu mam słowa – Dałem ci poznać moc mojego miłosierdzia. Jedno wezwanie duszy, kiedy dusza wzywa mojego miłosierdzia, szatan staje się bezsilny, taka jest moc mojego miłosierdzia. To zostało wam przekazane w Koronce do Miłosierdzia. Dałem ci poznać Moc. Jedno wezwanie wystarczy, aby szatan odstąpił.
Pytanie z sali o czyściec.
O czyśćcu? Czyściec jest samotnością, jest ciemnością, zależy w jakim stanie grzechów ludzie są; jest wielkim cierpieniem. Niektóre pokłady czyśćca nic się nie różnią od piekła w tym znaczeniu, że z czyśćca jest nadzieja wyjścia. Na końcu czasów, na Sądzie Ostatecznym dusza wyjdzie z czyśćca i będzie zbawiona w niebie, a z piekła już nie ma nadziei wyjścia. Piekło jest wieczne, tak jak niebo. Niektórzy zostali uratowani, weszli do czyśćca dzięki jakiemuś dobremu uczynkowi, jakiejś modlitwie – chrzest, Komunia św. wyciska takie piętno na duszy. Do piekła idzie ten, kto się zaprze w chwili śmierci, odrzuci moc Bożą, bo Bóg do końca, do ostatniego momentu daje propozycje, choćby nie wiem jaki grzesznik był, jakie straszne grzechy były popełnione, może się zbawić. Idzie na potępienie ten, kto odrzuci w tym momencie całkowicie Boga. Dużo by mówić. Miałem możliwość rozmawiania, przekazu, czym jest czyściec i jak cierpią w czyśćcu dwie osoby z mojej rodziny, jakich cierpień doświadczają.
Postmodernizm, czyli myślenie (nadal) boli! „Pochwała głupoty”
Napisane przez John van der ZantNa jednym z osiedli spotkałem wymowne graffiti: „Myślenie boli!”. Rosjanie do dzisiaj używają przysłowia: „Kto wie – tego wiodą w łańcuchach, kto nie wie – śpi w poduchach”. Uznałem, że są to całkiem dobre inspiracje, by podzielić się rozważaniami w formie kilku esejów nad zagadnieniami: w jakim żyjemy społeczeństwie i – choć na ogół nad tym się nie zastanawiamy – jak się ono szybko zmienia. Wcześniejsze okresy historyczne charakteryzowały się bardzo wolnym tempem zmian; współcześnie istotne przeobrażenia zachodzą za życia jednego pokolenia. Skupię się przede wszystkim na ostatnich stu latach, gdy pewne charakterystyczne procesy przybrały już formy dojrzałe, choć nie będzie to sztywna cezura. Będę w swoich rozważaniach poszukiwał wiedzy, odsiewając mniemania, posługując się m.in. stałym zestawem pytań: co? (znaczy użyte pojęcie), kto? (odniósł korzyść – był sprawcą), kogo? (dotknęły skutki), jak? (to się stało), gdzie? (to się stało) i kiedy? (to się stało). Stawiając właściwe pytania – uzyskujemy informacje, które połączone z kontekstem wydarzeń, dają wiedzę.
Za swoisty etyczny punkt odniesienia wybrałem książkę, która ukazała się w 1509 roku. Wtedy to Geert Geerts (Gerhard Gerhardson, czyli Erazm z Rotterdamu) wydał rozprawę filozoficzną pod tytułem „Pochwała głupoty”. Była to ostra satyra na istniejące wówczas stosunki społeczne okresu renesansu oraz szereg feudalnych instytucji tego czasu. Wzbudziła bardzo ożywioną dyskusję, książkę publicznie palono, a na jej autora posypały się gromy, anatemy oraz oskarżenia o herezję. Dlaczego? Oburzenie m.in. wzbudziła celna krytyka, jako że Gerhardson wskazywał, że postępowanie wielu osób publicznych, których życie powinno stanowić przykład dla społeczeństwa, jest sprzeczne z deklarowanym systemem wartości („Kiedy słowa przeczą czynom, a czyny przeczą słowom”). Erazm zastosował jako „pedagogiczne” narzędzie – żartobliwe oraz groteskowe ujęcie przedstawianego przezeń ostrego kryzysu moralno-kulturalnego. Śmiechem i satyrą dezawuował ludzkie zdrożności i niedoskonałości istniejącego porządku społecznego. Geerts, zwany księciem humanistów, wybitny filozof, filolog, reformator i pedagog, przewrotnie dowodził, że źródłem wszelkiej ludzkiej szczęśliwości jest… głupota! Za to mądrość, według niego, doprowadzała człowieka do cierpień oraz przedwczesnej śmierci. Notabene to przeciwstawienie może wskazywać, że tzw. głupota przypuszczalnie jest swoistym rodzajem mądrości, pozwalającym na przeżycie pomimo niesprzyjających okoliczności. Wywieść z tego można fundamentalny cel funkcjonowania (często nieuświadamiany) jednostki ludzkiej: istnieć, być. Analogicznie, celem społeczeństwa czy narodu jest być całością zdolną do istnienia, trwania i rozwoju. Cenione społecznie wartości są pochodną tego zasadniczego celu: powinny umożliwić sprawne funkcjonowanie i sprzyjać zapewnieniu ciągłości istnienia. W takim przypadku mówimy o funkcjonalnych systemach aksjologicznych – w przeciwnym razie mamy do czynienia z dysfunkcjonalnymi systemami wartości. Sytuacje takie (w ramach formułowanych ocen jakościowych), jako zagrażające istnieniu danego społeczeństwa, będą diagnozowane, łącznie z ukazaniem ich negatywnych konsekwencji dla funkcjonowania zbiorowości jako całości. Sam zabieg odwrócenia systemu wartości nie przeszkodził Erazmowi w dokonaniu wielu ponadczasowych, głębokich refleksji o ludzkiej naturze, np. uważał, że człowiek jest stworzony do życia w pokoju, a wojna niszczy prawa moralne, zasady religijne oraz wartości kultury; krytykował przekupstwo, hipokryzję, rozwiązłość, porzucenie ewangelicznej prostoty w życiu oraz nauczaniu; uważał, że szkoła i nauka powinna być dla dziecka przyjemnością, sprzeciwiał się surowemu traktowaniu uczniów przez nauczycieli. Warto dodać, że cenił sobie rozsądek, szczerość, uczciwość, wiarę oraz pokój w relacjach międzypaństwowych. Żywił niechęć do gwałtu i przemocy. Pragnął powrotu do ewangelicznych źródeł moralności oraz kultury inspirowanej antycznym piśmiennictwem. Nietuzinkowa intelektualna odwaga Erazma w myśleniu, przełamanie dominującego wówczas paradygmatu rozumowania, spowodowała, że stał się mentalną inspiracją niniejszego eseju.
Minęło ponad pięćset lat od opublikowania „Pochwały głupoty”, której autor zastosował odwrócone pozycjonowanie systemu wartości. Dzisiaj w funkcjonowaniu tzw. społeczeństwa postmodernistycznego, czy też ponowoczesnego – zauważamy, że dochodzi do faktycznej inwersji społecznie cenionych wartości. Proces jest rozciągnięty w czasie, co oznacza, że obok tradycyjnego systemu standardów moralnych – upowszechnia się zmetamorfizowany, np. w miejsce rodziny składającej się z kobiety, mężczyzny oraz dzieci – lansuje się jako małżeństwa związki osób o jednakowej płci. Generuje to szereg sytuacji konfliktowych oraz powstanie anomii, to jest niepewności, jakie normy obowiązują, lub powstanie przestrzeni społecznych, gdzie brak jest wiążących norm etycznych.
Gdy zapytamy: czym jest postmodernizm – odpowiedź jest szokująca! Okazuje się, że jest to stan głębokiego kryzysu cywilizacji, nauki i kultury europejskiej, trwający od co najmniej stu lat. Jego genezy niektórzy doszukują się nawet dwa – trzy wieki wcześniej. Odzwierciedla on upadek dotychczasowego powszechnie podzielanego przekonania w racjonalny, liniowy, kauzalistyczny (przyczynowo-skutkowy) i uniwersalny obraz świata. W formie Nowego Porządku Świata (NWO, New World Order) bywa przypisywany celowej działalności masonerii. Istnienie i funkcjonowanie postmodernistycznego społeczeństwa związane jest z zaawansowanymi próbami kształtowania „nowego” człowieka, który jest intelektualnie infiltrowany i „tresowany” pod względem poprawnego myślenia. Podlega on systematycznemu oddziaływaniu tzw. antykultury. Jest też i kontekst polityczno-społeczny. Współtworzą go rywalizacja i walka mocarstw mających dominującą pozycję na oceanach (m.in. USA, W. Brytania, Japonia, Australia, N. Zelandia) z potęgami lądowymi (np. Chiny, Rosja, Niemcy, Iran, Turcja). Imperializm w późnej fazie globalno-korporacyjnego kapitalizmu operuje najczęściej brutalną, gołą przemocą – już rzadko, a jeśli – to na krótko, maskowaną aksjologicznym uzasadnieniem mogącym mu pozyskać przychylność otoczenia zewnętrznego i/lub wewnętrznego (tj. własnego społeczeństwa). Zacięta walka toczona jest o globalną hegemonię, o zdominowanie kolejnych obszarów złożonej rzeczywistości gospodarczo-społecznej oraz regionów świata m.in. poprzez demograficzny drenaż, migracje, zapewnienie dostępu (oraz jego monopolizację) do strategicznych zasobów (którymi są m.in. woda, żywność, surowce energetyczne, metale rzadkie, bazy danych, nowe technologie itd.), destrukcję tradycyjnych systemów wartości oraz rozbijanie więzi społecznych.
Ponoć Chińczycy (choć niektóry twierdzą, że byli to Grecy, Anglosasi lub starozakonni Żydzi) pod adresem swoich wrogów używali życzenia-klątwy: – Obyś żył w ciekawych czasach! Choć nie jesteśmy ich adwersarzami, niemniej żyjemy właśnie w takim okresie, zaś eseje są próbą uświadomienia negatywnych konsekwencji inwersji społecznych systemów wartości dla funkcjonowania zbiorowości jako całości.
Postmodernizm: nieprzejrzystość oceanu informacyjnego, czyli „post-truth”
„Naszym celem jasne cele!” Tak ponoć mawiał towarzysz Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, ksywka Stalin, gdy po zwycięskiej rewolucji październikowej (która notabene miała miejsce w listopadzie…) „stalową” ręką rządził Sowiecką Rosją. Rzecz jasna chodziło mu o Łubiankę, gdzie mieściły się budzące powszechną grozę katownie KGB/NKWD. Tam, w specjalnych warunkach człowieka można było dogłębnie poznać, dokonać wiwisekcji, rozpracować jego charakter, zrozumieć jego motywy, znaleźć właściwy paragraf, sprawić, by się odpowiednio zachowywał. My, współcześni, nie mamy jasności co do faktycznych celów wielu działających na scenie polityczno-historycznej podmiotów: kto, kiedy, po co i dlaczego podejmuje dane działanie. Zwykli ludzie, gdy podejmują swoje decyzje (np. wyborcze), nie mają dostępu do wielu istotnych informacji; zyskują go najczęściej ze znacznym opóźnieniem. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że grupy dysponujące władzą oraz zajmujące się dystrybucją komunikatów do otoczenia celowo zatajają ważne informacje. Gdy uświadomimy sobie, że cechują się one odmiennymi standardami moralnymi od reszty społeczeństwa, co z etycznego punktu widzenia nieraz bywa określane m.in. jako: nieuczciwość, hipokryzja, makiawelizm itd., to otrzymamy istotny atrybut funkcjonowania tzw. społeczeństwa postmodernistycznego. Zdecydowana większość ludzi nie ma czasu, danych oraz umiejętności, czyli praktycznie możliwości, by na bieżąco weryfikować serwowany im bełkot komunikacyjno-informacyjny (tzw. nieprzejrzyste morze informacyjne), który ich non stop otacza. Do tego dochodzi intelektualna standaryzacja, zaszczepiana w procesie edukacji, oraz, nazwijmy to roboczo, umysłowe lenistwo. Gdy mniej więcej rok przed inwazją „nachodźców” na Unię Europejską na jednym z tematycznych seminariów przedstawiłem scenariusz masowej migracji (jako preludium do konfliktu globalnego), moje wystąpienie zostało przyjęte przez (było nie było) specjalistów z, delikatnie mówiąc, sceptycyzmem oraz jawnie okazywanym niedowierzaniem. Dominowało przeświadczenie, że jest pokój (w relacjach międzypaństwowych), spokój (w relacjach społecznych) i nic nie wskazuje, by miało to ulec zmianie. Półtora roku później gratulowano mi „genialnej” diagnozy! Ta mentalna inercja jest mniej więcej od ćwierć wieku na Zachodzie celowo wykorzystywana przez tzw. zarządzanie percepcją (perception management). Jego istota z grubsza polega na tym, by otoczenie nieświadome rzeczywistych zamiarów działającej organizacji – skłonić do określonych działań i zachowań, których by nie powzięło, gdyby znało rzeczywisty jej cel.
Przypadek pierwszy. Odtajniony niedawno w Wielkiej Brytanii dokument rządowy o sygnaturze FCO 30/1048 z kwietnia 1971 r. wprost stwierdzał, że gabinet Jej Królewskiej Mości powinien utrzymywać przez około 30 lat brytyjską opinię publiczną w niewiedzy co do rzeczywistych konsekwencji członkostwa w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej, a później Unii Europejskiej. Miano przekonywać obywateli, że spotykają ich korzyści w postaci bezpieczeństwa regionu, swobody podróżowania oraz wolnej i otwartej przestrzeni wymiany kapitałów, dóbr oraz usług. O utracie narodowej waluty, suwerenności, czy też wprowadzeniu prawa europejskiego miano nie mówić. Oznacza to, że o faktycznym celu: powstaniu ponadnarodowego państwa oraz, pozostającej poza jakąkolwiek kontrolą, unijnej biurokracji, prowadzącej politykę zagraniczną, obronną, fiskalną, jak też walutowo-gospodarczą – obywatelom brytyjskim nie powiedziano! Albowiem ich sentyment do splendid isolation, tj. niezależnej polityki zagranicznej, cechującej się niechęcią wchodzenia w stałe sojusze i zachowaniem dominującej pozycji Zjednoczonego Królestwa w brytyjskiej sferze wpływów, funta oraz Imperium obejmującego jedną czwartą świata, ciągle jest silny. Oczekiwano, że wyborcom blisko 30 lat zajmie zrozumienie tego, co się dzieje, i wtedy będzie zbyt późno, by móc z Unii Europejskiej wyjść. Dodam jeszcze, że nikt z polityków brytyjskich za udział w zbiorowym oraz celowym wprowadzaniu społeczeństwa w błąd nadal nie poniósł jakichkolwiek konsekwencji prawno-karnych.
Sytuacja druga. Stany Zjednoczone. 21 października 1990 roku 15-letnia dziewczyna z Kuwejtu, Nayirah, złożyła przed Senacką Komisją Praw Człowieka zeznania. Rzekomo była wolontariuszką w szpitalu, w którym iraccy żołnierze dokonali mordów na znajdujących się w inkubatorach noworodkach. Krętactwo tego przedstawienia może by się wydało, gdyby ją wzięto w krzyżowy ogień pytań lub gdyby ktoś zwrócił uwagę, że doskonale posługuje się językiem angielskim. Jednak nie po to powołano Komisję, która miała tylko przyjąć i uwiarygodnić zeznanie cudem odnalezionego świadka tych drastycznych scen, by rzecz zdemaskować. Ta sprawa, odpowiednio nagłośniona, tak bowiem poruszyła amerykańską opinię publiczną, że, o ile ta uprzednio była niechętna inwazji na Irak, to teraz gremialnie poparła ten pomysł. Drugim argumentem za wojną w Zatoce Perskiej, lansowanym przez kręgi rządowe oraz część służb specjalnych, miało być posiadanie przez reżim Saddama Husajna broni masowego rażenia. Ci funkcjonariusze amerykańskich służb, którzy prezentowali sceptyczne podejście do tego „faktu”, byli dymisjonowani lub zwalniani. Jakiś czas po podboju Iraku, zrabowaniu jego bogactw i zniszczeniu jego gospodarki, rozlicznych mordach na bezbronnej ludności cywilnej dokonywanych m.in. przez najemników BlackWater (dodajmy: którzy pozostali całkowicie bezkarni), fiasku odnalezienia broni masowego rażenia oraz utworzeniu powolnych okupantom władz – film z przesłuchania przed Komisją obejrzał specjalista od komunikacji niewerbalnej. Szybko zdiagnozował, że dziewczyna kłamie oraz że została specjalnie przeszkolona. Alians dziennikarzy śledczych ostatecznie ustalił, że Nayirah to faktycznie Nijirah Al-Sabah, członkini rodziny królewskiej, córka Saud Al-Saud Nasser Al-Sabah, ambasadora Kuwejtu w USA i Kanadzie. Więcej, opisanej przez nią sytuacji nieludzkich zachowań żołnierzy irackich w określonym czasie i miejscu nie mogła widzieć, gdyż: 1) nigdy się one nie wydarzyły (było to kłamstwo); 2) znajdowała się wtedy zupełnie gdzie indziej. Dowiedziano się też, że została przeszkolona m.in. pod kątem umiejętności aktorskich przez specjalistów działających na zlecenie londyńskiej korporacji PR-owej Hill&Knowlton, która wcześniej przeprowadziła specyficzne badania opinii publicznej w USA. Dzięki nim zidentyfikowano, że największe oburzenie u ludzi wywołuje mordowanie niewinnych, małych dzieci. Stąd ta właśnie konfabulacja stanowiła centralny punkt składanych zeznań.
Dodatkowo, by zatrzeć ślady, za usługi te zapłaciła kuwejcka rodzina królewska. Ją też obwiniano, gdy sprawa się wydała. Jednak, gdy uwzględnimy, że wszystko to działo się pod kontrolą służb specjalnych, a oba preteksty były całkowicie zmyślone, to hipokryzja grup rządzących okazuje się porażająca. Prezydent oraz administracja amerykańska, wyłoniona w wyborach, oszukali z premedytacją swoich obywateli, światową opinię publiczną, międzynarodowe instytucje i organizacje, media oraz rządy innych krajów. Stany Zjednoczone, współuczestnicząc w realizacji militarnych interesów oraz koncepcji „Wielkiego [Imperium] Izraela”, łamiąc prawo międzynarodowe – najechały na kolejny kraj na Bliskim Wschodzie, pogłębiając geostrategiczną destabilizację tego regionu. Nie poczuły się też później zobowiązane do uiszczenia reparacji wojennych za bezpodstawne zniszczenie i rabunek Iraku. Nie stanęły, jak III Rzesza w Norymberdze, za zbrodnie wojenne przed międzynarodowym trybunałem. Co więcej, nie odpowiedziały za ludobójstwo cywilów. Jak również nikogo nie przeprosiły. Skandaliczne oszustwo amerykańskich elit rządzących pozostało bez konsekwencji prawno-karnych, faktycznie bez jakiejkolwiek kary.
Tu dygresja istotna dla polskiego społeczeństwa znajdującego się na tzw. płyciźnie informacyjnej związanej z faktycznie funkcjonującym embargiem komunikacyjnym. Ekipa rządząca Polską na początku lat 90. XX wieku bezkrytycznie przyjęła zapewnienia o posiadaniu broni masowego rażenia przez Irak – głoszone przez amerykańską administrację, ponoć reprezentującą państwo demokratyczne i najwyższe standardy, oraz działającą zgodnie z prawem amerykańskim oraz prawem międzynarodowym. Polska jako koalicjant wysłała kontyngent wojskowy, by wziął udział w bezprawnym napadzie na inny kraj. Gdy zostały ujawnione informacje o więzieniu CIA w Starych Kiejkutach oraz stosowaniu w nim tortur, a także o przekazaniu polskim służbom 15 mln dolarów (w kartonach, gotówką, tak bowiem rozlicza się transakcje w krajach afrykańskich, republikach bananowych, tak uiszczają rachunki mafie np. narkotykowe…) – urzędujący wówczas prezydent A. Kwaśniewski oraz premier L. Miller wyjaśniali, że są zobowiązani do tajemnicy, która ma status Cosmic Top Secret, i nie jesteśmy z tego zwolnieni. Pojawia się aksjologiczno-prawny problem: komu faktycznie podlegali, skoro zgodnie z prawem ich najwyższym zobowiązaniem jest lojalność oraz służenie jedynemu suwerenowi, jakim jest Naród Polski?! A prokuratura, która w niezawisłym i praworządnym kraju jest z urzędu zobowiązana do wszczęcia śledztwa w sprawie gigantycznej amerykańskiej łapówki dla polskich służb – nie zrobiła NIC! Za takie pieniądze można nie tylko uchwalić cały pakiet stosownych ustaw (tu uwaga: jesteśmy tani, gdyż przeprowadzenie takiego aktu w polskim sejmie kosztowało podówczas 1 milion dolarów), zmienić urzędujący gabinet (czyli obalić rząd!), ale i wykreować w wyborach całkowicie nowy układ sił politycznych (co zapewne kilka razy już robiono). Wracając po tym dopowiedzeniu do rzeczy/naszych baranów (ad rem lub revenons à nos moutons) – media wydawane i/lub edytowane na terenie Polski w stosownym czasie praktycznie rzecz biorąc nie pisały o obu przytoczonych przykładach manipulowania anglosaską opinią publiczną. Pewne informacje o tych sytuacjach można znaleźć w polskojęzycznych mediach dostępnych w Internecie oraz komunikatorach środowiskowych. Stan taki wskazuje, że Polacy są systemowo odcięci od istotnych bieżących informacji. Bezsprzecznie media rządowe oraz opozycyjne w szczególności służą układowi rządzącemu do intelektualnego niewolenia społeczeństwa oraz, m.in. poprzez utrzymanie zrębów istniejącego układu politycznego, do zachowania przez konglomerat agentur oraz służb pozycji siły monopolizującej zarządzanie i eksploatację polskiego (tak to należy zakwalifikować) protektoratu. Wskazuje to na: 1) półkolonialny status Polski w globalno-komunikacyjnym obiegu informacji, a co za tym idzie, na umowno-fasadowy charakter tzw. demokracji parlamentarnej; 2) Państwo Polskie, jego struktury oraz liczne podległe mu instytucje i organizacje są opanowane przez rotacyjnie wymieniające się kompradorskie grupy, układy, kliki i koterie, których ośrodki wysługują się interesom obcych mocodawców kosztem polskiego społeczeństwa. Potwierdza to w całej rozciągłości najnowsza afera informacyjna związana z uchwaleniem amerykańskiej ustawy JUST 447. Jedynie nieliczni publicyści byli „głosem wołającego na puszczy” (J 1, 23, przekł. ks. J. Wujka). Za to, generalnie rzecz ujmując, media funkcjonujące na terenie Polski, zarówno rządowe jak i „nierządne”, mainstreamowe (tak zwane głównego koryta/ścieku), jak i alternatywne, nawet (do pewnego momentu) o sprawie się NIE zająknęły, zaś rząd RP nie zrobił NIC, by zapobiec instytucjonalno-prawnej materializacji niebezpieczeństwa zagrabienia całego majątku narodowego przez „przedsiębiorstwo Holokaustu”. Dzielnie i do końca walczyła tylko część amerykańskiej Polonii.
Większość polskich polityków (którzy sprawowali oraz PiaStują ważne urzędy) była i jest absolwentami organizowanych – co ważne: to Amerykanie zawsze sami dobierali uczestników kursów! – przez Departament Stanu USA szkoleń „The International Visitor Leadership”, które są zlecane fundacji amerykańskich Żydów.
Uświadomiwszy to sobie – należy zadać pytanie: 1) czy zaciągnęli oni zobowiązania (jakie?; wobec kogo?; na czym polegające?, itd.), których konsekwencje są istotne dla polskiego społeczeństwa, i wobec kogo są lojalni?; 2) czy na naszych oczach nie następuje instalowanie urzędów i instytucji POLIN w strukturach organizacyjnych Państwa Polskiego? Funkcjonuje już, zakazana w czasach II RP za agenturalną i antypolską spiskową działalność, bardzo wpływowa i piekielnie bogata międzynarodowa masońska B’nai B’rith (Żydowskie Stowarzyszenie B’nai B’rith w Rzeczypospolitej Polskiej, B’nai B’rith – loża Polin). Jej „ramieniem operacyjnym” jest Anti-Defamation League – główna organizacja przemysłu Holokaustu. Istnieje też bardzo silne lobby żydowskie w Polsce, powiązane z agenturą Mosadu. Notabene wkrótce ma powstać w Polsce jego wielka centrala na całą Europę. Instalują się struktury agencji bezpieczeństwa Shin Bet, sił wojskowych oraz policji. Są to wyniki wieloletniej globalnej ofensywy przedsiębiorstwa Holokaustu, które spektakularnie spotwarzyło Naród Polski i Państwo Polskie, oraz ostatniej wizyty szefów Mosadu, agencji bezpieczeństwa Shin Bet, sztabu IDF (Israel Defence Forces) sił zbrojnych Izraela i policji izraelskiej. Pseudobadacze otrzymują bogate granty na eksplorację problematyki „wtórnego polskiego antysemityzmu”. Organizacje kulturalno-muzealne hojnie sponsorowane m.in. przez Państwo Polskie, opluwają Naród Polski za – jak twierdzą – „język nienawiści” oraz antysemityzm. W Warszawie odbyła się dwudniowa konferencja Rady Rabinów z Rabbinical Centre of Europe, którzy otwarcie radzą nad tym, jak społeczność żydowska ma w Polsce rosnąć w siłę, na Wawelu obradował Kneset, a spadochroniarze izraelscy (operacja Swift Response-18) zajmują lotnisko wojskowe w Mirosławcu. Funkcjonariusze Mosadu, afiszując się bronią, bez przeszkód, paradują po Krakowie; widać, że są pewni siebie, że czują się jak u siebie. Żydzi w Izraelu, nie znając języka polskiego, tysiącami otrzymują polskie paszporty. Liczni biznesmeni, którzy są ścigani przez polski wymiar sprawiedliwości m.in. za „nieprawidłowości” przy prywatyzacji wielu polskich przedsiębiorstw, chronią się przed ujęciem i deportacją w Izraelu. Media w Polsce, tak jak na Zachodzie, są zdominowane przez Żydów. Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz szereg centralnych urzędów rządu polskiego w znacznym stopniu są obsadzone i kontrolowane przez Żydów. Polakom od lat „Gazeta Wyborcza” (tu dodam, że akronim G.W. bywa wykorzystywany do oddania zawartości jej szpalt poprzez nawiązanie do tzw. trzeciego stanu prawdy) nachalnie serwuje „pedagogikę wstydu”. Co dalej? Jak jeszcze można Polaków bardziej upodlić i zepchnąć do stanu grabionej ludności służebnej – siły roboczej – niedotykalnych (w hindi dalit, haridźan) pariasów? Polacy, jako jedyny naród w tak wielkiej liczbie uratowali Żydów podczas II wojny światowej! Zapewne w nagrodę przedsiębiorstwo Holokaustu chce zagrabić nasz majątek narodowy wyceniony przez Światową Żydowską Organizację ds. Restytucji Mienia (WJRO, World Jewish Restitution Organization) na 300 miliardów dolarów. A żydowski ruch roszczeniowy otwarcie wzywa do jak najszybszego odebrania mienia żydowskiego z rąk władz administracyjnych w Polsce, nawet za cenę tzw. specjalnego wynagrodzenia, tj. przekupując polskich polityków. Jakby tego było mało, rząd polski wspiera dyplomatycznie Izrael np. na forum ONZ i, wbrew wspólnemu stanowisku Unii Europejskiej, wstrzymuje się w głosowaniach nad środkami ochrony dla masowo mordowanych przez izraelskich snajperów Palestyńczyków. Więcej, w bulwersujący sposób, jako że przebieg procesu legislacyjnego brakiem dyskusji oraz szybkością procedowania przypominał sejm niemy z 1717 roku oraz sejmy rozbiorowe z 1773 i 1793, znowelizował w polskim parlamencie ustawę o IPN. Wygląda to na symboliczne zrzeczenie się suwerenności w 100. rocznicę odzyskania niepodległości… Czy rzeczywiście ma być tak, jak chcą np. Ignacy Karpowicz lub John le Carré, piszący, że: – Każdy dobry uczynek (prędzej czy później) będzie należycie ukarany?! Warto zauważyć, że wskutek nieadekwatnej do potrzeb i nieskutecznej polityki zagranicznej Polska znalazła się w stanie geopolitycznego podporządkowania i krytycznego zagrożenia dla istnienia Państwa poprzez uległość wobec roszczeń oraz wielu innych niebezpieczeństw płynących szczególnie z zależności niemiecko-brukselskich oraz amerykańsko-żydowskich. Ustawa 1066 o „bratniej pomocy” nie tylko nie została anulowana, ale jej nowelizacja stworzyła możliwość pobytu obcych wojsk podczas pokoju np. w celu ochrony istniejącego reżymu oraz ewentualnego militarnego przeciwdziałania próbom odzyskania pełnej niepodległości. W takiej sytuacji specyficzny kontekst tworzy nowy projekt przepisów o posiadaniu broni palnej, która faktycznie prowadzi do niemal całkowitego rozbrojenia polskiego społeczeństwa. Oby dowcip z pierwszych miesięcy urzędowania „dobrej zmiany”: – Gdzie leży Polska? NIGDZIE! Za to stoi dumnie wyprostowana! – nie nabrał złowróżbnego znaczenia!
Jak podobno zwykł mawiać pewien amerykański polityk, działający na początku XX wieku, Hiram Johnson, Prawda jest zwykle pierwszą ofiarą. Postmodernizm, dekadencki stan głębokiego kryzysu moralności, cywilizacji, nauki i kultury europejskiej, trwający od co najmniej stu lat, metamorfizuje społeczne systemy wartości. Skażeni nim ludzie preferują w sferze komunikacji społecznej posługiwanie się przede wszystkim postprawdami (post-truth), czyli fałszem, dezinformacją, zmyśleniami, manipulacją i kłamstwem, i traktuje tę sytuację jako coś oczywistego i normalnego. Prowadzi to w konsekwencji do toksycznego skażenia moralnego i etycznego zanieczyszczenia środowiska komunikacyjnego człowieka nieprawdą, zatarcia aksjologicznych granic wartości i rozmywania wzorców postępowania. Ks. Józef Stanisław Tischner w książce pod tytułem „Historia filozofii po góralsku” zgodność faktów z rzeczywistością w ujęciu komunikacyjnym usystematyzował w trzech formach: stadium podstawowe – prowda, jakościowo wyższe stadium, poparte zapewnieniem, poniekąd certyfikowane – scyro-prowda, oraz stadium zaprzeczenia, falsyfikacji, zanegowania – g...wno-prowda. Niestety, to co w mediach współczesnych dominuje, i jest w sposób ciągły serwowane jednostce oraz społeczeństwu, to informacyjna papka, trzeci stan prawdy, czy, jak ostatnio dowcipkują w europarlamencie w nawiązaniu do niemiecko-francuskiego tandemu i podziału na równych i równiejszych, gdzie ci pierwsi, manipulując drugimi, z faktów robią non stop scheiße and merde. Tym podsumowaniem kończę ten nieco obszerniejszy esej, będący próbą uświadomienia negatywnych konsekwencji podmieniania i inwersji społecznych systemów wartości dla funkcjonowania zbiorowości jako całości, oraz zapraszam do lektury przyszłego tekstu.
Z Obserwatorium Społecznego przy EUR (Erasmus Universiteit Rotterdam):
John van der Zant
Oświadczenie premierów Polski i Izraela
Napisane przez Aleksander Pruszyński1. W okresie ostatnich trzydziestu lat relacje między naszymi państwami i społeczeństwami opierają się na głębokim zaufaniu i zrozumieniu. Polska i Izrael to oddani, wieloletni przyjaciele i partnerzy, którzy blisko współpracują na arenie międzynarodowej, jak również w kwestiach związanych z zachowaniem pamięci i nauczaniem o Holokauście.
Współpraca ta prowadzona jest w duchu wzajemnego szacunku dla tożsamości i historycznej wrażliwości, również w odniesieniu do najbardziej tragicznych okresów naszej historii.
2. Po rozmowie Premierów Netanjahu i Morawieckiego, Izrael z zadowoleniem przyjmuje decyzję rządu polskiego o powołaniu oficjalnego polskiego zespołu do spraw dialogu z izraelskimi partnerami na tematy historyczne związane z Holokaustem. Oczywistym jest, że Holokaust był bezprecedensową zbrodnią, popełnioną przez nazistowskie Niemcy przeciwko narodowi żydowskiemu i wszystkim Polakom żydowskiego pochodzenia. Polska zawsze wykazywała pełne zrozumienie dla znaczenia Holokaustu jako najbardziej tragicznej karty w historii narodu żydowskiego.
3. Uważamy, że istnieje wspólna odpowiedzialność za wolność prowadzenia badań, krzewienie zrozumienia i zachowanie pamięci o historii Holokaustu. Zawsze byliśmy zgodni, że sformułowania „polskie obozy koncentracyjne / polskie obozy śmierci” są rażąco błędne i pomniejszają odpowiedzialność Niemców za tworzenie tych obozów.
4. Działający w trakcie wojny Rząd RP na uchodźstwie starał się powstrzymać te nazistowskie działania, podejmując próby upowszechnienia wśród zachodnich sojuszników wiedzy na temat systematycznego mordu dokonywanego na polskich Żydach.
5. Uznajemy i potępiamy każdy indywidualny przypadek okrucieństwa wobec Żydów, jakiego dopuścili się Polacy podczas II wojny światowej.
6. Z dumą wspominamy heroiczne czyny licznych Polaków, w szczególności Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów.
7. Nie zgadzamy się na działania polegające na przypisywaniu Polsce lub całemu narodowi polskiemu winy za okrucieństwa popełnione przez nazistów i ich kolaborantów z różnych krajów. Smutna prawda jest niestety taka, że w tamtym czasie niektórzy ludzie – niezależnie od pochodzenia, wyznania czy światopoglądu – ujawnili swe najciemniejsze oblicze. Doceniamy fakt, że struktury Polskiego Państwa Podziemnego nadzorowane przez Rząd RP na uchodźstwie stworzyły mechanizm systemowej pomocy i wsparcia dla osób pochodzenia żydowskiego, a podziemne sądy wydawały wyroki skazujące Polaków za współpracę z niemieckimi władzami okupacyjnymi, w tym także za denuncjowanie Żydów.
8. Opowiadamy się za swobodą wypowiedzi na temat historii oraz wolnością badań nad wszystkimi aspektami Holokaustu, tak aby mogły być one prowadzone bez żadnych obaw o przeszkody prawne, między innymi przez studentów, nauczycieli, badaczy, dziennikarzy, jak również z całą pewnością przez Ocalonych i ich rodziny – nie będą oni podlegali odpowiedzialności prawnej z tytułu korzystania z prawa do wolności słowa i wolności akademickiej w odniesieniu do Holokaustu. Żadne prawo nie może tego zmienić i tego nie zmieni.
9. Oba rządy z całą mocą potępiają wszelkie formy antysemityzmu oraz dają wyraz swemu zaangażowaniu w zwalczanie jakichkolwiek jego przejawów. Oba rządy odrzucają również antypolonizm oraz inne negatywne stereotypy narodowe. Rządy Polski i Izraela nawołują do powrotu do spokojnego dialogu opartego na wzajemnym szacunku w dyskursie publicznym.
Bzdury i „dziury”, bo:
Śmiech na sali, bo jak „Polska i Izrael to oddani, wieloletni przyjaciele i partnerzy”, jeśli przy każdej okazji premierzy Izraela szkalują Polaków, mówiąc np., że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matek.
Premierzy zapominają, że co najmniej tyle samo obywateli polskich – Polaków, zginęło z rąk Niemców co obywateli Polski pochodzenia żydowskiego.
Premierzy zapomnieli napisać, że w okupowanej Polsce co najmniej 1200 Polaków Niemcy rozstrzelali za pomoc Żydom, a we Francji tylko jedną osobę.
Rząd RP na Uchodźstwie aż 44 razy informował rządy koalicji antyhitlerowskiej o morderstwach Żydów dokonywanych w Polsce przez Niemców oraz przekazał na ratowanie Żydów w czasie wojny 5.000.000 angielskich funtów, których wartość nabywcza odpowiadałaby dziś 250.000.000 dolarów.
Premierzy zapominają, że wśród kolaborantów z niemieckim okupantem co najmniej tyle samo było Żydów co Polaków. Tych Polaków karano już w czasie wojny oraz po wojnie, a Żydów, poza jednym wyjątkiem, nie karano.
Pytanie, jak ma wyglądać polski zespół do spraw dialogu z izraelskimi partnerami na tematy historyczne związane z holokaustem? Czy to będzie oznaczać, że polscy Żydzi będą dyskutować z Żydami z Izraela?
Premierzy piszą: uznajemy i potępiamy każdy indywidualny przypadek okrucieństwa wobec Żydów, jakiego dopuścili się Polacy podczas II wojny światowej, a nie potępiają konkretnych przypadków okrucieństwa Żydów w stosunku do Polaków po 1939 r.?
Aleksander Pruszyński
Jakość życia zawsze możemy poprawić. Jednakowoż, i pamiętajmy o tym koniecznie, śmierć jest nieodwracalna.
Między innymi dlatego działalność pani Godek „w obronie życia”, wydaje się akceptowalna z perspektywy troski o imponderabilia, pozostając tak rażąco przeciwskuteczna z perspektywy rozwiązań praktycznych. Tymczasem rozsądek w kwestii przywracania imponderabiliów („Niemcy nas mordowali, Rosjanie zamieniają w gówno. Co robić, Zbyszek, co robić? Herbert: Odbudowywać imponderabilia!”) – tymczasem rozsądek w kwestii przywracania imponderabiliów, powtarzam, nakazuje raczej odbudowywanie tychże imponderabiliów w praktyce, a nie w obszarze nadęcia ideologicznego.
Mówię o tym, że w aktualnym projekcie nowelizacji ustawy sprzed ćwierćwiecza (1993 roku) „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”, zabrakło – i nadal brakuje mi bardzo – listy schorzeń, których wystąpienie u dziecka wykluczałoby automatycznie możliwość przeprowadzenia aborcji. Schorzeń takich jak trisomia 21 (zespół Downa) czy polidaktylia (nadliczbowa liczba palców u rąk lub nóg).
NIKT CZY KTOŚKOLWIEK
Zresztą jest takich schorzeń wiele, a dokładnie tylu istnieniom, razy liczba przypadków w każdym z wpisanych na listę, ofiarowalibyśmy szansę przetrwania. Czy bój o tego rodzaju specyfikację czyniłby nas zwolennikami mordu w odniesieniu do każdego dziecka spoza uzgodnionej listy chorób? Nonsens. Nonsens i wstyd, a właśnie tak nonsensownie zdaje się stawiać sprawę Kaja Godek, prawdopodobnie kierując się etyczną ze wszech miar regułą: „jeśli nie wszystko, to nic”.
Notabene, współczesna Polska to państwo nonsensów od Bałtyku po Tatry, od Odry do Bugu i od ujścia Świny po szczyt Rozsypańca. Oto wpadła mi w oko książka zatytułowana „Strażnicy Rzeczypospolitej”, autorstwa Nałęcza Tomasza. To jest historyka, doktora habilitowanego nauk humanistycznych, profesora nadzwyczajnego Uniwersytetu Warszawskiego, publicysty i posła na Sejm, wreszcie wicemarszałka Sejmu IV kadencji, a w latach 2010–2015 doradcy prezydenckiego. Podtytuł wspomnianej książki głosił: „Prezydenci Polski w latach 1989–2017”. Twarda oprawa, ponad 400 stron. Jaruzelski, Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski, Kaczyński, Duda. Więc.
Więc zwłaszcza pierwsi czterej nastrażniczyli się tak, że długo jeszcze Rzeczpospolita zbierać się po nich będzie do pionu. Wstyd, panie autorze.
RZECZY RZADKIE
Wstyd tytułu, bo przy tytułomanii, w jaką poszedł autor, między okładki dalibóg nie warto było zaglądać. Ale tak to już jest: zabierz ludziom sumienia, na lat kilkadziesiąt przykuwając do Agory i ITI, a Tomaszów Nałęczów naprodukujesz, ile zechcesz.
Pisarz Józef Konrad Korzeniowski w powieści „W oczach Zachodu”, w której rozprawił się z terroryzmem radykalnych lewicowych ideologii, poświęcając sporo miejsca krytycznym uwagom na temat rosyjskiej cywilizacji i mentalności Rosjan (o duchu Rosji: „Duch Rosji jest duchem cynizmu. Duch cynizmu wypełnia do tego stopnia oświadczenia rosyjskich mężów stanu, teorie rewolucjonistów i mistyczne przepowiednie proroków, że wolność wygląda tam na pewną formę rozpusty”), więc Korzeniowski zauważył, iż: „Zdolność rozumienia jest rzadką rzeczą na tym świecie”. Ba! Co dopiero, gdy wspólnotę przesunąć siłą o sześćset kilometrów, odebrać jej tysiąc lat dziedzictwa kulturowego, wspólnotowym elitom urżnąć głowy, a na koniec pozostały kadłubek poddać wieloletniej tresurze medialnej, ukradłszy sumienia? Wtedy zdolność taka ujawni się incydentalnie, u jednostek. Czy to aby nie za mało – jednostki – by we współczesności postępowo rozszalałej i nowoczesnej do upojenia, ocalić polskość w Polakach?
NA DWIE RĘCE
Na koniec spójrzmy przez chwilę na Turcję po wyborach, gdzie ocalanie tureckości idzie paniom i panom Turkom znacznie produktywniej niż ludziom nadwiślańskim.
Oto wspomnianej nacji rośnie w siłę kolejny Atatürk – Atatürkiem, to znaczy „ojcem Turków”, nazwał samego siebie Mustafa Kemal, pierwszy prezydent Republiki Turcji, powstałej 29 października 1923 roku, tuż po zwycięstwie w wojnie o niepodległość – kolejny Atatürk, powtarzam, czyli Recep Tayyip Erdogan, który już posiadł władzę wykonawczą porównywalną ze swoim wielkim poprzednikiem, a wkrótce będzie miał jeszcze większą. Dziś jego przedstawiciele rozmawiają z Rosją o zakupie systemu antyrakietowego S-400, a warto wiedzieć, że jest to broń skuteczniejsza niż aktualnie obowiązująca wersja patriotów, które trafić mają do wyposażenia polskiej armii.
Innymi słowami, Turcja rozmawia z Rosją o zakupie najlepszego obecnie na świecie systemu antyrakietowego, że tak to ujmę: jedną ręką, a drugą zasysa do portfela grube miliardy od wrogów Rosji, to znaczy od USA, tytułem „wsparcia wysiłków obronnych”. Pierwszy wniosek: za broń produkowaną przez wroga NATO, a sprzedawaną państwu NATO, płacą Stany Zjednoczone, więc najważniejszy członek NATO. Czyż nie jest to piękny „myk”? Pewnie, że piękny. I wniosek drugi, powiązany z pierwszym kontekstowo: prezydent Erdogan jest geniuszem.
***
Niestety, akurat te przełożenia, do tego w tamtych okolicach ziemskiego globu, tak proste wcale nie są. Dałoby się rzec, że w sprawie Erdogana na dwoje babka wróżyła, ale w tej sprawie żadna babka kart do rąk nie weźmie, na fusy zaś, jak podejrzewam, żadna nawet spojrzeć nie zechce. Czyli: musimy poczekać na tak zwany rozwój wydarzeń i czekajmy nań spokojnie. Albowiem czegokolwiek świadkami nie bylibyśmy, a także czegokolwiek świadkami nie będziemy, czas i tak upłynie.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…