farolwebad1

A+ A A-
piątek, 27 lipiec 2018 11:13

Wielka gra o Wyspę Świata

Napisane przez

gryguc4817Zapraszam Państwa na podróż po współczesności tradycyjnie za pomocą przeszłości. Zwłaszcza po spotkaniu Putin – Trump w Helsinkach, widzimy, że historia jednak pod wieloma względami lubi się powtarzać. Co mam na myśli? Obecnie mamy do czynienia z polityką chińską, która próbuje, chce za wszelką cenę uczynić z tzw. Wyspy Świata, czyli z Półwyspu Europejskiego, z Azji i z Afryki tylko i wyłącznie swoją strefę wpływów. Chiny chcą wprowadzić chińską doktrynę Monroe i sprawować taką pieczę nad Wyspą Świata, jaką Amerykanie sprawowali i sprawują nad zachodnią chemisferą. Bardzo to jest interesujące.

W tym układzie mamy dwa tzw. mocarstwa rewizjonistyczne. Obecnie są to Chiny i Rosja.

Trump, za pomocą spotkania w Helsinkach, próbuje z tej układanki na swój sposób wyjąć Rosję. Będzie musiał dokonywać poważnych koncesji na rzecz Rosji.
Rosja to nie jest gracz, który łatwo da się poklepać po ramionach i z uśmiechem, tak jak polskie naiwniaki, które naprawdę zupełnie się już nie liczą, zrobią wszystko, czego życzyliby sobie Amerykanie. W związku z tym Trump będzie chciał kupić Rosję. Ale żeby kupić Rosję, to będzie musiał mieć czym zapłacić, a te koncesje będą musiały być bardzo poważne.

Zobaczymy przede wszystkim, czy Trumpowi starczy sił, bo na konferencji było widać wyraźnie, że ma in-house u siebie w Stanach, w środku, kilka piątych kolumn.

Po pierwsze, ma całkiem poważną dywersję, zakonspirowaną w tamtejszych elitach władzy. Możemy to nazywać strukturą głębokiej siły, możemy to nazywać głębokim państwem, ja nazywam to strukturą głębokiej siły. Więc w tej strukturze głębokiej siły zakonspirowane są czynniki w służbach wywiadowczych, związanych przede wszystkim z CIA, które jadą na pasku żydowskim, które nie są zadowolone i nie są zainteresowane zbliżeniem na takich zasadach z Rosją, z różnych względów.

Ma przede wszystkim bardzo silną i mocną dywersję żydowską, lewicującego żydostwa, nie tego konserwatywnego, wielkiego syjonistycznego, które byłoby zainteresowane dealem z Rosją, po to żeby strefa wpływów amerykańsko-rosyjska także obejmowała Bliski Wschód poza Europą i żeby ten układ umiejętnie powstrzymywał Chiny. Tego chce część konserwatywnego żydostwa.

Ta druga część dokonuje dywersji, w związku z tym biedny Trump, który chciał od razu, już, w styczniu 2017 roku dealować i układać się z Rosją, musiał poczekać, więc zwróćmy uwagę, że 20 stycznia 2017 roku obejmuje władzę i dopiero w lipcu może sobie oficjalnie spotkać się z Putinem i jakby przestać już się przejmować tym, że ktoś może mu zarzucać jakieś konszachty ze złą, podłą, bezwzględną Rosją i z tym bezwzględnym Putinem, aczkolwiek sama konferencja i jakość zadawanych pytań przez media amerykańskie, angielskie, francuskie, pokazują, jak bardzo nisko media upadły i jak bardzo są taką potrawą dla masowego bydła, tych zbydlęconych społeczeństw zachodnioeuropejskich, środkowoeuropejskich i w ogóle światowych.

To jest niesamowite, co zrobili z nas Żydzi za pomocą mass mediów, za pomocą kina, za pomocą Hollywood. I media żydowskie przede wszystkim temu służą, czarując tutaj masowe bydło takimi bzdurami, dzięki którym później na konferencji mogą padać durne i głupawe pytania na temat tego, czy Rosja posiada jakieś materiały kompromitujące Trumpa, czy przez rok jechać w walce wewnątrzamerykańskiej tym, że Rosja mieszała w wyborach amerykańskich.

Totalny, totalny bełkot czy rzeczy trzeciorzędne, które są konstruowane w taki sposób, aby były rzeczami pierwszorzędnymi.

W związku z tym układanka z mocarstwami rewizjonistycznymi wygląda podobnie jak układanki w roku ‘40 czy w ‘39, kiedy mieliśmy także na świecie dwa rewizjonistyczne – trzy, tak naprawdę – mocarstwa. Ale w Europie mieliśmy dwa, były to Niemcy i Rosja.

Dzisiaj miejsce Niemiec zajęły Chiny. I Donald Trump jest de facto w samym miejscu, w którym był Adolf Hitler w roku ‘39 i ‘40. Adolf Hitler chciał wprowadzić nowy ład globalny, w ogóle nowy porządek światowy, Global Loesung, czego w ogóle oczywiście nie rozumiał Beck, tak jak nasi warszawscy rządzący panowie w ogóle wielu rzeczy nie rozumieją, nie mogą zrozumieć, z wielu względów, wiemy mniej więcej z jakich.

Trump przejdzie do historii tak jak Adolf Hitler, jako ten, który albo uda mu się utrzymać Amerykę za pomocą swoich działań na kursie imperialnym i pomóc Stanom Zjednoczonym w tym, żeby były jednak mocarstwem światowym i sprawowały jedynowładztwo światowe, albo Ameryka upadnie, tak jak upadły Niemcy i tak jak upadło mocarstwo Wielkiej Brytanii w wyniku II wojny światowej i w wyniku oczywiście dywersyjnej roboty Churchilla.

Trzecim mocarstwem rewizjonistycznym w ‘39 roku był ukryty lider, ten który wiedział, o co chodzi, i pilnował, żeby wszystko szło w dobrym dla niego kierunku. Tym trzecim mocarstwem rewizjonistycznym były Stany Zjednoczone, czyli Nowy Jork. Żydostwo z Nowego Jorku, którego eksponenci, tacy jak Franklin Delano Roosevelt, William Averell Harriman, Cordell Hull. Cała czereda waszyngtońskich polityków to byli eksponenci tej potężnej, ukrytej siły, tej struktury głębokiej siły, czyli Stany Zjednoczone, które pilnowały, aby wszystko szło po ich myśli, już od ‘33 roku zdecydowanie, odkąd Franklin Delano Roosevelt objął władzę.
Wracamy do układanek teraźniejszych, które chciałbym Państwu pokazać za pomocą wydarzeń z przeszłości – bardzo dobre odnośniki, i do rozmów wybitnych mężów stanu, naprawdę zgrabnych polityków.

W ogóle nie zgadzam się z tym, że Adolf Hitler czy Stalin, czy Rosja bolszewicka, czy Niemcy nazistowskie były pacynkami w rękach gudłajów nowojorskich i wielkiej banksterki nowojorskiej.

To tak nie do końca wygląda. To są zbyt złożone mechanizmy, żeby je opisywać dobrze brzmiącymi frazesami. Hitler wiedział, od kogo bierze kasę, tak samo Stalin wiedział, od kogo bierze kasę.

Kiedy Harold Macmillan, jeden z doradców Churchilla, przyjechał do Związku Sowieckiego w ‘32 roku i zwiedzał sobie Stalingrad, zwiedzał wielkie fabryki w południowej Rosji, to z każdej fabryki w Stalingradzie wychodzili menedżerowie amerykańscy. To żadne odkrycie, że Stalin wykorzystywał z Hitlerem pieniądze amerykańskie; dobrze wiedzieli, że Ameryka, ładując pieniądze – jak napisał to chyba w ‘33 roku jeden z dziennikarzy amerykańskich, żydowskiego zresztą pochodzenia – w Europę, ładuje pieniądze w przyszłe pole bitwy.

Hitler ze Stalinem o tym wiedzieli, oni tylko wykorzystywali te mechanizmy do tego, żeby później prowadzić swoje państwa w obranym przez nich kierunku geopolitycznym.

Decyzje geopolityczne i kierunki geopolityczne, które były obierane w Moskwie i w Berlinie, były podejmowane całkowicie niezależnie od jakichkolwiek intencji bogatego żydostwa nowojorskiego, które było, jest i będzie macherem z zaplecza w wielu układankach, takim fundatorem wielu backroom deals.

Chciałbym Państwu przeczytać rzeczy bardzo ciekawe. Mam prośbę, żeby rozsiąść się wygodnie w fotelu, napić się kawy i posłuchać rozmowy bardzo ważnej dla światowej polityki i historii, a mianowicie dwóch rozmów – tego jest więcej, ale nie mogę przeczytać wszystkiego – a mianowicie rozmowy kanclerza Niemiec Adolfa Hitlera z ministrem spraw zagranicznych, ludowym komisarzem ds. zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem, wybitnym politykiem, bardzo dobrym i sprawnym ministrem spraw zagranicznych; tak jak Siergiej Wiktorowicz Ławrow, który – w moim przekonaniu – powtórzę, jest najlepszym ministrem spraw zagranicznych obecnie na świecie.

Nawiasem mówiąc, bardzo się cieszę, że Państwo wymieniacie się informacjami.

Czasami narzekacie, że nie podaję źródeł, a ja wychodzę z założenia, że trzeba swoją pracę domową odrobić.
Jeżeli ktoś myśli o prawdziwie niepodległym państwie albo chce coś zrobić, to proszę mi wierzyć, że nikt wam nie podeśle tego w komentarzu do YouTuba ani w komentarzu do fejsa, jak do tej wolnej Polski dojść. Trzeba też troszeczkę umieć poszukać, a Internet jest tak bogaty w informacje.

(...) Bardzo dziękuję tej osobie, która umieściła 2. tom dokumentów i materiałów z archiwum niemieckiego, tzw. archiwum Dirksena. (Wśród niemieckich materiałów archiwalnych, zdobytych przez armię sowiecką, znajduje się archiwum byłego ambasadora niemieckiego w Moskwie, Tokio i Londynie – Herberta von Dirksena, przechowywane w majątku ziemskim Dirksena – w Grodźcu (niem. Gröditzberg). Większa część archiwum Dirksena dotyczy rodzinnych i majątkowych spraw obszarnika, mniejsza – to archiwum dyplomaty. Ta druga zawiera: – po pierwsze, kopie służbowych depesz i raportów Dirksena, który zostawiał dla siebie egzemplarz opatrzony zwykle adnotacją „dla pana ambasadora” („für den Herrn Botschaftr”), – po drugie, służbowe i osobiste listy otrzymywane przez Dirksena z Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz od różnych dyplomatów niemieckich. Listy te stanowią oryginały podpisane własnoręcznie przez ich autorów i są przeważnie pisane na drukowanych blankietach urzędowych lub imiennych. Są one upstrzone podkreśleniami dokonywanymi kolorowym ołówkiem, a czasem mają na marginesie uwagi pisane ręką Dirksena. (...) Zbiór ten został przygotowany do druku przez Wydział Archiwalny MSZ ZSRS. - red.)

Akurat było mi to przydatne posiadać to w wersji elektronicznej, bo mam tylko wersję papierową, a nie zawsze mogę ją nosić ze sobą. Proszę także wymieniać się w komentarzach jakimikolwiek informacjami, które widzicie u siebie, lokalnie, w swoim otoczeniu, nawet jeżeli jesteście w Anglii, czy Stanach Zjednoczonych, czy Argentynie, bo piszą także ludzie z innych krajów. Traktujcie te komentarze troszeczkę bardziej poważnie, jako użyteczne narzędzie do zrzeszania się i dzielenia się informacją itd., itd. Bardzo jest to ciekawe i interesujące.

Zapraszam więc Państwa do lektury fenomenalnych dokumentów, fenomenalnej rozmowy, która absolutnie nie jest o przeszłości, tylko jest o teraźniejszości. To jest rzecz, która dzieje się dzisiaj. Czytam takie rzeczy, żeby Państwu też uzmysłowić, jak poważni bandyci rozmawiają o rzeczach, i na jakim poziomie są te dyskusje.

Tak samo rozmawia się dzisiaj, tak samo Ławrow rozmawiał wczoraj z Mikiem Pompeo w Helsinkach, bo wszyscy skupiali się na rozmowach Trump – Putin, bardzo dobrze, ale z tyłu Pompeo z Ławrowem w Helsinkach rozmawiali naprawdę też o poważnych tematach.

Niedługo dalsze części tych spotkań i rozmów. Jesteśmy słabym graczem, my jako naród polski, więc jesteśmy skazani na to, że kotara się czasami obsunie albo maska się komuś obsunie z twarzy, z związku z tym wtedy mamy takie momenty prawdy.

Bardzo ciekawe publikacje miały miejsce tuż po wojnie, kiedy a to Stany Zjednoczone, a to Sowieci w ramach retorsji publikowali na siebie donosy, czyli publikowali prawdziwe poufne dokumenty a to niemieckie, a to włoskie, a to rosyjskie, a to amerykańskie.

Amerykanie sypali Rosjan, że podpisywali deale z Niemcami w ‘39 i ‘40 roku, a Rosjanie w ramach retorsji opublikowali sporo ciekawych rzeczy na temat Anglii, w jaki sposób dealowała z kolei ona z Niemcami aż do ‘40 roku, a tak naprawdę negocjacje z Anglią trwały aż do słynnej podróży Rudolfa Hessa w ‘41 roku.
Tak to się wszystko pięknie układa.

Zapraszam Państwa na bardzo ciekawą podróż. Jest jesień ‘40 roku, do Berlina na zaproszenie Niemiec przyjeżdża Wiaczesław Mołotow, komisarz ludowy do spraw zagranicznych, prawa ręka Stalina.

Zmieniło się dużo rzeczy od sierpnia i września ‘39 roku, kiedy to dwa państwa podpisały ze sobą bardzo ważne układy, normalizujące stosunki i opisujące wtedy strefy wpływów w Europie Środkowej. Czasy się zmieniły, nie ma już Francji, nie ma Danii, właściwie Europa, poza Anglią, należy do Niemiec.

Bałkany są, w wyniku dywersji angielskiej, tuż przed uderzeniem niemieckim. I Rosja, i Niemcy chcą obwąchać się i zobaczyć, czy są w stanie dogadać się, porozumieć co do dalszej współpracy, czy nie. Nie dogadały się, powiem też troszeczkę dlaczego, i 12 i 13 listopada miały miejsce dwie ważne rozmowy Hitlera z Mołotowem.

18 grudnia ‘40 roku już Hitler wydał dyrektywę uderzenia na Rosję. Adolf Hitler nie uznawał miękkiej gry, jeśli uważał, że trzeba działać, to trzeba było działać szybko. I był chyba jednym z najwybitniejszych polityków, który prowadził adaptacyjną, zręczną politykę.

Naprawdę, Anglia robiła bardzo dużo przez całą wojnę, a zwłaszcza w latach ‘37, ‘38, ‘39, ‘40, ‘41, żeby kłody rzucać Hitlerowi pod nogi, poczynając od Polski, kończąc na Bałkanach czy na Afryce Północnej, a Hitler wtedy musiał się odpowiednio dostosowywać i całkiem zgrabnie w wielu kwestiach wychodził obronną ręką, dzięki szybkiemu działaniu, szybkiemu podejmowaniu decyzji.

Musimy pamiętać, że obecna sytuacja Polski w 2018 roku jest naprawdę krytyczna.

Nie widzę obecnie jakichkolwiek szans na to, żebyśmy wyszli z dołu upodlenia.

Moglibyśmy łatwo wyjść, gdybyśmy mieli prawdziwe niepodległe władze. Nie z tymi władzami, nie z władzami postokrągłostołowymi, czy to jest SLD, czy to jest PSL, czy to jest Prawo i Sprawiedliwość.

Ludzie Wojciecha Jaruzelskiego nie są w stanie utrzymać Polski na kursie niepodległym.

A wszystko byłoby do ułożenia, zwłaszcza teraz, kiedy trwamy w okresie rekonstrukcji ładu globalnego. Ja o konstrukcji ładu globalnego za chwilę będę Państwu czytał.

Polskie elity, prawdziwie niepodległe polskie elity mogłyby zrobić bardzo dużo dobrego i uczynić z Polski naprawdę silnego gracza, i w regionie, i ponadregionalne mocarstwo. Polska byłaby w stanie stać się prawdziwie ponadregionalnym mocarstwem.

Nie jest w stanie, dlatego że po prostu mamy tutaj V kolumnę w Alejach Ujazdowskich u władzy, i na Wiejskiej, i na Nowogrodzkiej.

Ta cała Platforma Obywatelska i ci wszyscy bandyci, zaprzańcy, zdrajcy, złodzieje, łotry.

Pan poeta Jarosław Marek Rymkiewicz nawet nie przypuszczał, że słynną swoją książkę pt. „Wieszanie”, którą napisał w intencji, ukierunkowywał do Platformy Obywatelskiej, ludzi z Unii Wolności, z SLD, do tej całej czeredy postpeerelowskiej III RP-PRL, napisał tę książkę, de facto ukierunkowując ją do polityków Prawa i Sprawiedliwości. Wszystko to jest całkiem przerażające.

Nie dajmy się nabrać na wiele wrzutek.

Po pierwsze, Polska i Polacy byliby w stanie całkowicie dać sobie radę z Żydami. Oni są do zrobienia, oni są do ogrania.

Naprawdę, mielibyśmy narzędzia, dzięki którym Żydów moglibyśmy i załatwić, i ograć tutaj z ich wymuszeniami rozbójniczymi, jeśli chodzi o roszczenia żydowskie wobec Polski, z ich próbą wypatroszenia Polski.

Bo jedna rzecz to są roszczenia żydowskie, a druga rzecz to oczywiście to, co oni robią tu, w obszarze Wisły, jeżeli chodzi o wypatroszenie tożsamościowe, kulturowe i religijne Polaków. Są to nasi chyba główni wrogowie. Ale są całkowicie do ogrania. Tak samo do ogrania, proszę mi wierzyć, byłby...

Proszę zwrócić uwagę, Donaldowi Trumpowi nie przyszło do głowy, żeby zadzwonić do pana Kaczyńskiego czy pana Dudy przed spotkaniem z Putinem i powiedzieć im, wiecie, będę rozmawiał na temat waszej strefy interesów, czyli na przykład a propos Krainy U, tak jak Trump zrobił to z Erdoganem.

Zadzwonił do Erdogana przed spotkaniem z Putinem i powiedział mu, że będzie rozmawiał o Syrii, czyli o obszarze, którym Turcja jest żywotnie zainteresowana. A zrobił to dlatego, że Turcja i Erdogan się szanują i potrafią prowadzić podmiotową, realistyczną politykę.

Nasi wszyscy serdeczni przyjaciele strategiczni inaczej by zaczęli szczekać, inaczej by zaczęli reagować, gdyby polski prezydent, polski premier prawdziwie wolnej Polski swoje pierwsze wizyty zagraniczne przede wszystkim odbyli do Moskwy, później do Pekinu, później do Ankary, później do Mińska białoruskiego i do Sztokholmu. Ale także gdyby zaczęli budować prawdziwy most, imperialny most w naszej strefie wpływów, czyli most, który bazowałby na trzech państwach, Szwecji, Polsce, Turcji, to proszę mi wierzyć, inni gracze, nasi „serdeczni przyjaciele” w Berlinie, w Moskwie i Stanach Zjednoczonych, i w Londynie, i w Tel Awiwie, zaczęliby inaczej szczekać, z innego klucza. Pomyśleliby, o, ktoś w Warszawie zaczął myśleć.

To wszystko byłoby do zrobienia.

A zbrodnią na nas wszystkich jest to, winą wszystkich nas samych, za to wszyscy ponosimy odpowiedzialność – to nie jakiś Kaczyński z Targalskim czy jakiś Rysiu Czarnecki z Macierewiczem, z Morawieckim, to są osoby naprawdę bez znaczenia w historii Polski, następny garnitur zaprzańców i zdrajców; ale zbrodnią nie tyle jest to, że ci ludzi doprowadzili Polskę do takiego stanu, w którym jesteśmy, tylko że my sami, my sami na to pozwoliliśmy.

To pokazuje, jak bardzo jesteśmy zbydlęconym i ograbionym z samych siebie narodem. Sprzedaliśmy swoje eldorado za bezcen, nawet nie próbując ujrzeć, czym ono w istocie jest.

Posłuchajmy, jak mówią prawdziwi bandyci, jak brzmi mowa konkret, a nie mowa siana. Tak jak Niemcy opublikowali aż sześć białych ksiąg, w których zawarte były tajne dokumenty dyplomatyczne, między innymi polskie, 3. księga, która jest dostępna pod niektórymi moimi wystąpieniami. Proszę sobie uważnie przeczytać te raporty dyplomatyczne, są bardzo ważne.

To Jerzy Potocki dlatego stracił pracę jako ambasador Polski w Stanach Zjednoczonych, ponieważ Niemcy ujawnili jego raporty do Warszawy, które mówią o prawdziwej roli Żydów amerykańskich w wywołaniu II wojny światowej. Proszę sobie bardzo uważnie przeczytać raporty Jerzego Potockiego, polskiego ambasadora w Stanach Zjednoczonych. Niemcy opublikowali aż sześć takich tomów dokumentów.

Nawet utopili w nich Persję swego czasu. Więc Amerykanie w ramach takiej dobrej tradycji, że kapujemy samych siebie, w ‘48 roku Departament Stanu opublikował tom dokumentów pt. „Niemcy narodowosocjalistyczne a Związek Radziecki 1939–1941”. Zostało to przedrukowane przez Litwinów cwaniaczków w ‘90 roku i także wydrukowane zostało w języku polskim pt. „Białe plamy. Związek Radziecki–Niemcy 1939–1941”. To jest książka dostępna na rynku polskim, polecam, niesamowite tematy.

Litwini to są cwane dranie, opublikowali to, żeby pokazać, że ten pakt Ribbentrop-Mołotow to jednak straszna rzecz, a zapominamy o tym, że owocem paktu Ribbentrop-Mołotow jest między innymi to, że Polska straciła Wilno i to Wilno zostało przy Litwie.
Wilno kiedyś wróci do Polski, tak jak Lwów wróci kiedyś do Polski. Rosja o tym wie, wiedzą o tym wszyscy nasi zewnętrzni gracze i będą bali się tego, że Polska kiedyś upomni się o swoje i Polska kiedyś na te tereny wróci.

Tomasz Gryguć (Pan Nikt)

Analityk, pisarz, publicysta, poeta. Pracuje w biedrze na paletach, sprząta na budowach. Ojciec trójki cudownych dzieci. Od niedawna właściciel Horusi, ślicznej suczki ze schroniska, po wypadku. Wędruje przez rzeczywistość jak duch-kometa. Wpatrzony w niebo, ale stąpający trzeźwo po ziemi. Morderca mitów.

Koniec części I
Spisane z YouTube

piątek, 27 lipiec 2018 11:08

Moje powstanie

Napisane przez

Co tam dziecko pamięta? Dużo, nadspodziewanie dużo. A głównie dlatego, że to, co się dzieje, jest nietypowe, wychodzi poza granice normalności. Oczywiście, pamięć jest wybiórcza i zapamiętuje się tylko niektóre momenty. Dlatego każdy pamięta co innego.

Z czasów okupacji pamiętam conocne spuszczanie rolet na oknach, syreny alarmowe i bieg do piwnicy. Pamiętam mapy Europy i szpilki oznaczające przesuwanie się frontów. Pantelleria i Lampedusa, dwie mniej znane wyspy, weszły do mojego dziecięcego słownika wraz z „grubą Bertą” i „Krową” – działami niemieckimi.
Któregoś dnia ze spaceru w parku Mama zaciągnęła mnie i koleżankę Krysię do kościoła, żeby się modlić za Ojca, którego wezwano na Gestapo, oskarżonego o przechowywanie Żydów. Nie bardzo wiedziałam też, o co chodzi, kiedy nagle wyskoczyłyśmy z tramwaju, w którym siedzieli Niemcy, a ja użyłam najgorszego słowa w moim pojęciu i powiedziałam głośno: „Niemcy cinie” (świnie). O piętro niżej mieszkał lokator, który się ukrywał – przychodził do nas czasem skorzystać z telefonu i nazywał mnie „Shirley Temple”, bo miałam loki.

A potem wybuchło powstanie. Mamę z barykady, którą budowała z innymi, zabrali na Szucha, gdzie była siedziba Gestapo. Po nocy spędzonej na podwórzu kobiety poustawiano w rzędy, żeby osłaniały niemieckie czołgi. Pierwszy rząd padł. Mamie, która szła trzy metry za czołgiem, udało się zbiec do przejścia pod ulicą, zasypanego trupami. Po wielu godzinach dotarła do nas w samo święto Przemienienia Pańskiego. Uważała swoje ocalenie za cud. Pamiętam, jak siedzieliśmy w ciemnej kuchni, czekając na jej powrót, i że jadłam wtedy kawałek razowego chleba. Martwiłam się, że Mamy nie ma. Później, przez całe

Powstanie wyczekiwałam na jej powrót, kiedy chodziła po wodę, bo wtedy Niemcy często ostrzeliwali stojących w kolejce ludzi.

Pierwsze dwa tygodnie powstania spędziliśmy w piwnicy naszego domu przy ulicy Szóstego Sierpnia (nr 9). Dołączyli się tam do nas nieznani ludzie, uciekinierzy z innych ulic. Pamiętam, jak z jakąś nieznaną mi dziewczynką jadłam gotowany pęcak, siedząc na górze tobołków. Pamiętam też ognisko rozpalone na podwórku naszej kamienicy – był to znak rozpoznawczy dla lotników, którzy zrzucali żywność. Rano jeden z powstańców przyniósł mi tabliczkę czekolady. A w kilka dni później odłamek zabił małego chłopca z naszego domu, który wyszedł na podwórze. A w drugą kamienicę od naszej uderzyła bomba i cały dom się zawalił, grzebiąc znajomą rodzinę. Ocalał tylko ojciec.

Kiedy zaczęło się robić „gorąco”, przenieśliśmy się (tj. przekucaliśmy pod barykadą) do domu znajomych po drugiej stronie ulicy, gdzie mieścił się sztab AK i kuchnia polowa, która swoim rozmiarem zrobiła na mnie duże wrażenie. Na balkonie stał karabin maszynowy, który nie przestawał terkotać. Niebo nad Warszawą było czerwone jak krew od pożarów i przecinały je reflektory szukające samolotów alianckich.

W tym drugim z kolei domu dostaliśmy trochę jedzenia i butelkę starego wina, którym ojciec leczył mnie, kiedy zachorowałam na dyzenterię.

Ale to nie było najgorsze. Najbardziej cierpiałam z powodu swędzenia skóry (skaza wysiękowa, czyli uczulenie) i bólu zęba. A poza tym – dziecko niejadek, byłam ciągle głodna i prosiłam Mamę choćby o skwarkę. Oczywiście skwarek nie było, dostałam odrobinę zjełczałego masła.

Kiedy leżałam z bólem zęba na kozetce pod oknem, Niemcy rzucili granat na posterunek stojący przed domem i zabili dwóch powstańców. Jeden z nich bawił się ze mną godzinę wcześniej. Okno wyleciało z framugi i szkło zasypało mnie dokładnie. O dziwo, nawet mnie nie zadrasnęło. To z kolei Ojciec uznał za cud.

A później powędrowaliśmy na Wilczą, do kolejnego domu, gdzie mieszkali znajomi, bezdzietne małżeństwo z pieskiem, którego karmili herbatniczkami. U nich w piwnicy spałam w koszu do bielizny, co też było przeżyciem. Kiedy obok walnęła bomba, wynieśliśmy się z Wilczej i wkrótce po tym zbombardowano dom, w którym się schroniliśmy. Nie wiem, co się stało ze starszym państwem i z pieskiem. Czy przeżyli? Wątpię.

Wróciliśmy znowu do naszej piwnicy na 6 Sierpnia, stwierdziwszy, że nie ma gdzie uciekać. I tam zastała nas kapitulacja Warszawy. W październiku powędrowaliśmy do Pruszkowa. Jechałam „wózkiem” i płakałam, że pozwolili mi zabrać tylko jedną lalkę, i to nie tę najbardziej ukochaną. Misio też został na drugim piętrze w naszym mieszkaniu.

Pamiętam trupy przykryte gazetami, które leżały przy chodniku, i to, że nie robiły one na mnie najmniejszego wrażenia. Uważałam je za zjawisko naturalne.

Natomiast kiedy przenosiliśmy się na Wilczą, wówczas jeszcze nieobjętą powstaniem, byłam zdumiona, że ludzie chodzą po ulicy, nie kuląc się i nie przebiegając pod barykadą, co zawsze robiłam wraz z dorosłymi. Zdumiewa mnie do dziś, jak szybko dzieci przyzwyczajają się do niezwykłych sytuacji.

W Pruszkowie spaliśmy na cemencie w hali fabrycznej. Rano nastąpił mój „Sąd Ostateczny”. Gestapowcy z psami sortowali ludzi na młodych i starych. Pamiętam płacz mojej niani, którą wywieziono do obozu pracy pod granicę holenderską. Miała 29 lat. A nas zagoniono do wagonów bydlęcych, które na szczęście nie miały dachów, więc leżąc pod „skórą” Taty, mogłam patrzeć na gwiaździste niebo i po dwóch miesiącach piwnicy było to cudowne.

A kiedy pociąg gdzieś się zatrzymał, stał się kolejny cud, z góry zaczęły spadać na nas bochenki chleba, jabłka, pomidory. Czysty „róg Almatei”. Niestety, kilka osób rzuciło się na te przysmaki i później zmarło – wygłodzony organizm nie tolerował surowych owoców i warzyw.

Pociąg jechał i jechał, jak w bajce o trzech świnkach, którą mi opowiadał Tata, a Ojciec nie wiedząc, gdzie nas wiozą, modlił się, żeby nas zawieźli w Krakowskie, gdzie jako dziecko spędzał wakacje. I to był kolejny cud. Charsznica – otwierają wagony i wyrzucają nas na peron. A okoliczni chłopi zabierają nas do siebie.

I tu zaczyna się następny, szczęśliwy okres mojego dzieciństwa. We wsi Falniów kończę 5 lat życia i jestem tak z tego dumna, że chodzę po wsi i wszystkim o tym mówię. Gospodarze obdarzają mnie, czym kto ma: bułką, kawałkiem kiełbasy, nawet króliczą czapeczką, w której z dumą wracam do domu.

Japończycy za najważniejsze urodziny dziecka uważają piąte, bo to oznacza, że dziecko przeżyło najniebezpieczniejszy okres życia. Śmiertelność dzieci była niegdyś w Japonii bardzo wysoka. A ja, nic o tym nie wiedząc, zorganizowałam sobie sama takie cudowne urodziny.

Barbara Sharratt

piątek, 27 lipiec 2018 11:06

Z drugiej strony inaczej

Napisane przez

ligezaWszystko, cokolwiek u człowieka ludzkie, nie wyłączając samopoczucia w danej chwili, zależy od naszego systemu wartości – oraz od perspektyw, z jakich obserwujemy świat i bliźnich.

Gdy spoglądamy na wielkość cywilizacji białego człowieka, wówczas sami rośniemy, konstatując jej wielkość i dokonania. Z drugiej strony mamy inaczej – mianowicie obserwując tempo, w jakim cywilizacja nasza upada, samych siebie umniejszamy w stopniu zastraszającym.

W wywołanym kontekście powiem, że gdy tak sobie czasami usiądę, tak sobie wtedy czasem pomyślę, że poskramiać zuchwałość jest rzeczą prawą. Co więcej: jeśli mieczem trzeba, to mieczem. Panie Wergiliuszu, czy pan poeta mnie słyszy? Czy też nie słucha mnie pan, korząc przed wielkością naśladowcy? Żeby nie powiedzieć inaczej, to jest następcy? Ironizuję oczywiście – co muszę zaznaczyć, boć ironia wpisana między słowa nie zawsze przypomina światłość morskiej latarni, wskazując Czytelnikowi drogę przez skomplikowany labirynt asocjacji odautorskich. Zaznaczam więc, co należy.

Myślę też (więc), że poskramiać zuchwałość jest rzeczą prawą, a jeśli miecz do tego potrzebny, wtedy w celu poskromienia użyć należy i miecza. Pani mnie słyszy, pani Gersdorf? Przydałoby się, pani i nam. Naprawdę. Pani – plus pani totumfackim – przydałoby się, albowiem nie ma ludzi złych z natury, są tylko odpowiednio wytresowani, są ich treserzy i są treserów nadzorcy. Nie sądzę zatem, by kilka zadanych płazem uderzeń nie mogło was ocalić, a co najmniej pozwolić wam oprzytomnieć. Nam zaś to samo by się przydało, bo wspólnota z zaburzonym systemem wartości nadzwyczaj skromne nadzieje na barkach dźwiga, krocząc w przyszłość. Czy inaczej: aspiracje.

Czy jeszcze inaczej powiedzmy, odkładając na bok panią byłą pierwszą prezes Sądu Najwyższego, a tuląc w dłoniach postać tak zwanego Międzymorza. Czy tam chuchając nań. Czy inaczej: w ramionach kołysząc. Oto wariacki zaiste sen środowisk z aspiracjami do eliciarstwa (inaczej: do efekciarstwa). Wariacki powiadam, bo nawet śnić warto byłoby z krztyną sensu na poziomie podstawowym.

Z drugiej strony poprzesadzajmy sobie nieco: gdyby tak Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Polaków, Węgrów – i tak dalej, i tak dalej – rzeczywiście przekonać do idei Rzeczypospolitej Wspólnej? Wtedy dla wielu sąsiadujących narodów, i to niezależnie od wzajemnych animozji, zarówno pomost bałtycko-czarnomorski, czyli idea zrodzona w latach trzydziestych XX wieku w publicystyce Józefa Łobodowskiego, jak i Międzymorze we współczesnym rozumieniu tego terminu, mogłyby ziścić się same z siebie. Jedno i drugie stanowiłoby bowiem naturalną konsekwencję aspiracji każdej z wymienionych i niewymienionych wyżej wspólnot narodowych. Aspiracji do wielkości. Następnie parę dekad wzrostu gospodarczego, wzmocnionego jednolitą wizją rozwoju regionu, a kształt Starego Kontynentu zmieniłby się trwale w każdym z możliwych wymiarów i aspektów. Oto sen wart wyśnienia.

Niedawno, omawiając perspektywy Unii Europejskiej, Rafał Ziemkiewicz przywołał Rzeczpospolitą Obojga Narodów, przypominając, że: „tolerancja i różnorodność były spoiwem wystarczającym, by jednoczyć w czerpaniu korzyści, ale za słabym, by skłaniać do wspólnego inwestowania i ponoszenia kosztów”. Po mojemu: pierwszorzędna refleksja, wyznaczająca właściwy kierunek. Na dobry początek. Bo jeśli przeszłość nie mogłaby nauczyć nas podobnych przełożeń, lepiej od razu zrezygnujmy z czegokolwiek.

Powiem inaczej i powiem więcej: podsycane przez Moskwę i Berlin antagonizmy między Warszawą, Wilnem, Kijowem, Mińskiem i Budapesztem, nie byłyby problemem. Rzeczywisty problem rozpoznawać należałoby właściwie, a ten leży wszak po zachodniej stronie Odry. To Niemcy są problemem. Czy raczej polityka niemiecka, ta sama od czasów pana Bismarcka. Może nie ta sama w odniesieniu do metod bezpośrednich, ale co do celów? Ta sama bez żadnych wątpliwości. To rozpad Unii jest problemem i zakusy Berlina, by ocalić miliardy miliardów, wydane na kolejną wersję „niemieckiego dzieła odbudowy”. Czy jak to się tam teraz nazywa. Ocalić – choćby siłą.

Nie dziwię się Niemcom, ale z drugiej strony, pamiętam: gdy Rzym walił się w gruzy, większość mieszkańców Imperium modliła się, by przy Rzymie pozostać. Czemu? Bo w tamtym świecie żyć bezpiecznie bez Rzymu i poza Imperium nie dawało się. Inaczej było, gdy rozsypywał się Mur Berliński. Wówczas nawet reprezentanci nomenklatury partyjnej nie chcieli dłużej trwać w komunizmie. Teraz z kolei rozpada się Unia Europejska, lepiona gnijącymi rojeniami pociotków po Gramscim, i chociaż w związku z powyższym niemal wszyscy zbudowani jesteśmy z wątpliwości (w istocie mało co przed Europą pewne), to jedno wiemy – kto pierwszy przedłoży atrakcyjniejszy projekt ludom zamieszkującym kontynent na wschód od linii Szczecin – Praga – Salzburg – Triest, aż po Albanię, Macedonię i granicę bułgarsko-turecką na południu, ten również całej Europie wydzierga realny kształt przyszłości. Rzecz w tym, by tego kształtu nie dziergano bez reszty w Moskwie czy Berlinie, a tylko niezbędną odrobinę w Waszyngtonie.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 27 lipiec 2018 10:59

U siebie

Napisane przez

pruszynskiU siebie

Bardzo długo byłem poza Białorusią, w tym dwa razy w USA, a ostatecznie skłoniła mnie do powrotu konieczność zapłacenia memu proboszczowi w Rohoźnicy za wiele mszy, które zamawiałem za zmarłych krewnych i przyjaciół.

Jak zwykle pojechałem do Białegostoku koleją, potem autobusem na skraj miasta, do wylotu drogi na Białoruś. Miałem szczęście, po 10 minutach zabrała mnie rodzina z Wołkowyska, ale na granicy mieli odebrać VAT, czyli podatek od zakupu, który przy wyjeździe z kraju zwracają, ale kolejka do jego odbioru były spora, więc przesiadłem się do samochodu białoruskiego Holendra, który z żoną i dziećmi jechał do Mińska na wakacje do rodziny. Był to dość typowy człowiek, informatyk pracujący w Hadze od 10 lat. Na granicy nie widziałem jednego samochodu z Polski, były jeszcze trzy samochody Rosji i same samochody z Białorusi, bo ceny większości towarów w Polsce są niższe, więc kto może, tam jedzie, nawet co tydzień, jak ta rodzina z Wołkowyska. Na przykład jeden rodak kupił w

Polsce kabinę do prysznica, w Mińsku kosztowałaby 500 dolarów, a w Polsce 160.

Białorusini z Holandii zostawili mnie potem na szosie za Wołkowyskiem i miałem szczęście, po 20 minutach zatrzymał się samochód z samej Rohoźnicy i dowiózł mnie pod dom znajomej rodziny. Dom ceglany postawiony przez kołchoz z 30 lat temu, teraz wyposażony wewnątrz w nowe, przywiezione z Polski drzwi i nowe meble. Nowa maszyna do prania i nowa kabina z prysznicem. Dwoje nastolatków na zmianę siedzi przed komputerem, oczywiście podłączonym do Internetu, z którego ja też mogłem skorzystać. Oboje rodzice pracują i mają dwa samochody, mąż w odległych o 30 km Mostach, a żona w kołchozie w nowoczesnej oborze, gdzie krowy dają po 6000 litrów mleka rocznie, co na tutejsze warunki jest wielkim osiągnięciem, choć w wielkiej oborze mego kuzyna pod Opolem dają o 2000 więcej. Ostatni kołchoz pobudował nowe domy dla swych członków, ale nie w środku wsi, gdzie wyburzono stare domy po zmarłych, ale na skraju wsi na dawnych żyznych polach.

Na wieczornej mszy było raptem siedem osób, bo była za kogoś niedawno zmarłego. Oprócz proboszcza, rodem z Gdańska, był pijar, brat zakonny, który na wakacje przyjechał do matki. Zresztą nasza parafia jest wyjątkowa, z niej oprócz wspomnianego pijara wyszło dwóch księży, jeden w Grodnie, a drugi koło Kaliningradu ma swą parafię. Wieś, jak prawie wszystkie na Białorusi, wymiera, w przedszkolu jest raptem 11 dzieci i 9 pracowników. Latem przyjeżdżają dzieci do dziadków zwykle nie starsze niż 17 lat, bo starsze wolą być w wielkim mieście, tak zresztą jak moje, które trudno namówić do spędzenia lata na rodzinnej wsi. Odwiedziłem znajomego miejscowego zakrystianina, który niestety jest obłożnie chory. Była tam też jego córka z Mińska i wnuczka, która w kościele śpiewała po białorusku.

Przy okazji dowiedziałem się ciekawej rzeczy. Jego znajoma z mężem przeniosła się z jakichś powodów do Rosji i tam dostali dom. Wokół niego posadzili kwiaty i różne warzywa, co spotkało się ze zdziwieniem rosyjskich sąsiadek, przed których domami nic takiego nie rosło. Rosjanki więc powiedziały swym mężom, czego wy nam nie pomagacie mieć takich ogrodów. Mężczyźni zmówili się i poszli do swych nowo przybyłych sąsiadów i zakazali im uprawiać ogród. Wiele lat temu słyszałem trochę podobną historię. Przyjezdna Rosjanka po zabiciu świniaka wykopała dół, by wrzucić tam wnętrzności, to zadziwiło białoruskie sąsiadki, które zapytały, co ona chce robić. Rosjanka dopiero od nich się dowiedziała, jak te wnętrzności na Białorusi się wykorzystuje.


Konsekrowany szabesgoj

Chyba były prymas Polski, abp Henryk Muszyński, szuka medialnego blichtru i poklasku tych, którzy dziś świętują przywrócenie Wojciecha Lemańskiego do posługi kapłańskiej. Mam tu oczywiście na myśli tych, którzy wiarę katolicką mają głęboko w nosie, jeśli nie powiedzieć bardziej obrazowo w tylnej części ciała. J. Międlar: „Wojciech Lemański bez suspensy. Komu służy transfer bpa Grzegorza Rysia? Aktywny działacz polityczny, kłamca jedwabieński i aborcjonista Wojciech Lemański wraca do posługi kapłańskiej...”.

Ba, niejeden z nich twierdzi, że jadanie z katolami jest jak jedzenie z psem (por. Talmud, Tosapoth, Jebamoth 94b).

Muszyński, w latach 1984–1989 były TW SB, czyli zdradzał Kościół katolicki, a nawet mimo to przez resztę hierarchii nie tyko nie był za to karany, a nawet wysunięty na to prestiżowe stanowisko. W wywiadzie którego udzielił pismu „Przewodnik Katolicki”, w niewybrednych słowach wypowiedział się o Polsce i aktualnej władzy, równocześnie stając na straży interesu żydowskich polakożerców, zapomina albo nie chce wiedzieć, że nie Polacy teraz atakują Żydów, a odwrotnie, przy każdej okazji atakują nas. Antysemityzm występuje okazjonalnie, a antypolonizm nagminnie w mediach. Sytuację Polaków można przyrównać do sytuacji niedźwiedzia otoczonego watahą ujadających psów. Może przy okazji ktoś Jego Ekscelencję zapyta, dlaczego można karać za negowanie holokaustu, a nie wolno karać za oskarżanie Polaków o nagminne pomaganie Niemcom w holokauście.

Przy okazji przypomnę słowa śp. dr. Stanisława Dąbrowskiego z Buffalo, który gdy słyszał narzekania na to, co mieli Żydzi w Polsce, pytał: czy Żydzi są mądrzy, na ogół dostawał odpowiedź, że tak, są mądrzy, wtedy Staszek pytał, to dlaczego było 3.000.000 Żydów w Polsce, gdzie im było źle, a tylko 200.000 w Anglii, gdzie im było dobrze?


Dobre zagranie, ale może być lepsze

Prezydent Putin obiecał kibicom, co byli na mundialu, bezwizowy następny wjazd w tym roku do Rosji. Bym mu podpowiedział, by dał go też członkom rodzin tych, co na mundialu byli, to dopiero będzie z tej obietnicy sukces.


Cztery dni pracy

Firma w Nowej Zelandii wprowadziła na próbę czterodniowy dzień pracy i okazało się, że wydajność jej pracowników była co najmniej taka jak w czasie pięciu dni.
Czy nie wprowadzić tego na przykład w innych firmach?


Przyłapano

Ostatnio demokraci krytykują zawzięcie Trumpa za spotkanie w Helsinkach, mówiąc, że chce, by Rosja była silniejsza, ale okazało się, że właśnie to mówiła przednia kłamczucha Hillary kilka lat temu.


Uśmiech

Najdoskonalej upiększa twarz.

Aleksander Pruszyński

piątek, 27 lipiec 2018 10:56

Dorzynki letnie i jesienne

Napisane przez

michalkiewiczLato jeszcze w całej pełni, ale w Sejmie i Senacie, które w sierpniu zostaną rozpuszczone – jak to przed laty mówiono w Watykanie – ad aquas (do wód), czyli na wakacje – rozpoczęły się dożynki. Właściwie nie tyle dożynki, co dorzynki, bo według obozu zdrady i zaprzaństwa, któremu wtórują folksdojcze i pożyteczni idioci – w naszym nieszczęśliwym kraju dorzynana jest właśnie praworządność. Sejm mianowicie uchwalił, a Senat zatwierdził kolejną nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym. Dotychczas wybór I Prezesa SN wymagał uczestnictwa przynajmniej 110 spośród wszystkich 120 sędziów SN. W rezultacie nowelizacji prezydent wskaże I Prezesa SN spośród 5 kandydatów, wybranych przez Zgromadzenie Ogólne tego Sądu, ale już przy quorum 80 sędziów, a nie 110. Chodzi o zablokowanie możliwości obstrukcji, to znaczy – blokowania wyboru kandydatów na pierwszego prezesa i przedłużenie w ten sposób prezesury pani Małgorzaty Gersdorf aż do kwietnia 2020 roku. W ogłoszonym przez prezydenta w czerwcu br. konkursie na sędziów SN pozostały do obsadzenia jeszcze 44 miejsca, do których mogą pretendować wszyscy przedstawiciele zawodów prawniczych, a więc nie tylko sędziowie, ale również adwokaci, prokuratorzy, notariusze i radcowie prawni, legitymujący się ukończeniem 40 lat życia i przynajmniej 10-letnim stażem zawodowym. W ten sposób można będzie uzyskać niezbędne quorum, ale jest jeszcze jeden szkopuł, przez obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm w tym pospiechu przeoczony. Rzecz w tym, że Zgromadzenie Ogólne sędziów SN, które ma wybrać pięciu kandydatów na I Prezesa SN, musi być zwołane przez I Prezesa. Pani Gersdorf na pewno takiego Zgromadzenia nie zwoła, a poza tym – sama nie wie, czy jest jeszcze I Prezesem SN, czy już I Prezesem „na uchodźstwie” – jak zaprezentowała się w Karlsruhe – podobnie jak nie uczyni tego dawny funkcjonariusz wojskowej razwiedki, dla niepoznaki przebrany w „głupi, średniowieczny łach”, czyli sędziowską togę, pan sędzia Iwulski, który panią Małgorzatę „zastępuje”, podczas gdy ona – to jest na urlopie, to z niego powraca, jakby gonitwę myśli miała ona sama, albo ktoś starszy i mądrzejszy, który by ją każdego ranka nakręcał. W tej sytuacji nie jest wykluczone, że trzeba będzie przeprowadzić jeszcze jedną nowelizację, a to oznacza, że dorzynki przeciągną się do późnej jesieni, a nawet – do zimy. Czy zatem mamy do czynienia z przeoczeniem, czy też wirtuoz intrygi, za jakiego uważam pana prezesa Kaczyńskiego, dopuścił do tego przeoczenia specjalnie, żeby obozowi zdrady i zaprzaństwa, czyli starym kiejkutom, folksdojczom i pożytecznym idiotom, za którymi ukrywa się ręka Naszej Złotej Pani, dostarczyć paliwa również do igrzysk jesiennych – o tym się przekonamy w niedalekiej przyszłości. Jak bowiem wiadomo, na pierwszą dekadę września planowane jest zwołanie Kongresu Opozycji Ulicznej, na którym ulicznice i ulicznicy z całej Polski będą się kongresować. Już takie widowisko mogłoby dostarczyć publiczności stu pociech, a tu jeszcze moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, rzuciła myśl („rzucam myśl, a wy go łapcie”), żeby ten Kongres przepoczwarzył się w alternatywny parlament, w którym by debatowano, głosowano, uchwalano – ale jeszcze nie bardzo wiadomo, kto by to wszystko potem egzekwował. Mogłaby to ewentualnie wymusić nasza niezwyciężona armia, która wprawdzie nie bardzo się nadaje nawet do poważniejszej „operacji pokojowej”, ale głupich cywilów zawsze jeszcze może sterroryzować, jak 13 to zrobiła grudnia 1981 roku.

Myślę jednak, że impuls do takich działań musiałby wyjść od kogoś mądrzejszego niż moja faworyta – i tu rysują się pewne możliwości. Komisja Europejska prowadzi bowiem przeciwko Polsce dochodzenie, które może zakończyć się jakimś kolejnym prawniczym kretynizmem, ale gdyby tak Nasz Najważniejszy Sojusznik dokonał kolejnego „resetu” w stosunkach z Rosją, to kto wie, czy Nasza Złota Pani nie zdecydowałaby się na uruchomienie procedury z traktatu lizbońskiego, czyli „klauzuli solidarności”. Pretekstem mogłaby być wywołana na terenie naszego nieszczęśliwego kraju „wołynka” w wykonaniu zadaniowanych przez BND banderowców, którą siły zbrojne bratnich krajów by następnie spacyfikowały zgodnie z ustawą nr 1066. W Niemczech wszystko musi być akuratnie.
Tedy Europejski Trybunał Sprawiedliwości właśnie udzielił odpowiedzi na pytanie niezawisłego irlandzkiego sądu, czy może wydać Polsce jakiegoś przestępcę, skoro nie ma pewności, czy będzie miał on tam sprawiedliwy proces przed niezawisłym sądem? Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu w całej rozciągłości te obawy względem polskiego wymiaru sprawiedliwości podzielił, co można rozumieć zarówno jako objaw solidarności międzynarodówki przebierańców, albo jako padgatowkę do czegoś poważniejszego. W ten oto sposób sędziowie się doigrali – zarówno ci stojący po stronie obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, jak i stojący po stronie obozu zdrady i zaprzaństwa. ETS podsumował bowiem, że i jedni, i drudzy to kupa gówna – co niestety może być prawdą. Za komuny niezawisłych sędziów formalnie powoływała Rada Państwa – ale w rozprawie doktorskiej Kamila Niewińskiego: „PZPR a sądownictwo w latach 1980–1985” czytamy, że: „Faktycznie o składzie sędziowskim SN na każdą kolejną kadencję decydował Sekretariat KC PZPR w oparciu o listę kandydatów przedstawianych przez Wydział Administracyjny KC PZPR, opracowywaną w porozumieniu m.in. z Ministerstwem Sprawiedliwości, Pierwszym Prezesem SN upływającej kadencji, a także KW PZPR, które opiniowało kandydatów z sądów wojewódzkich” (str. 240). Czytelnikom „Gońca” wyjaśniam, że Wydziałowi Administracyjnemu KC PZPR podlegała bezpieka cywilna i wojskowa. Takie były podówczas kulisy sławnej „niezawisłości” – no a jak jest teraz? Reżym PiS próbuje przejść na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami, co w normalnym państwie rzeczywiście byłoby skandalem – ale Polska 2018 roku żadnym normalnym państwem przecież nie jest i sławna „niezawisłość sędziowska” również i dzisiaj ma swoje bezpieczniackie – bo oczywiście już nie PZPR-owskie – kulisy. Wystarczy durniowi pozwolić mówić i zaraz się zdradzi. Tak właśnie stało się z niezawisłymi sędziami. Płomienni obrońcy „wolnych sądów” zarzucają swoim, sprzyjającym aktualnemu rządowi kolegom, że „przeszli na stronę PiS”.

Jeśli to prawda, to wszelką „niezawisłość” możemy spokojnie włożyć między bajki – bo przecież płomienni obrońcy praworządności z panią Małgorzatą Gersdorf na czele uprawiają ostentacyjną amikoszonerię z obozem zdrady i zaprzaństwa, który zza kulis nakręcają stare kiejkuty, z kolei nakręcane przez niemiecką BND. Więc chociaż jestem pewien, że ETS w Luksemburgu miał odmienne intencje, to przecież nolens volens powiedział verba veritatis. Już tam sędziowie, z których wielu wywodzi się zresztą z ubeckich albo partyjniackich dynastii, nie wychodzą z komuny czyści. Unosi się nad nimi smród, jeśli nawet nie od nich samych, to od kolegów, z którymi uprawiają sodomską komedię niezawisłości.

Ale na tym nie koniec letniej fazy dorzynek, bo właśnie Senat dorżnął prezydencki projekt urządzenia referendum konstytucyjnego 11 listopada tego roku. Pan prezydent ogłosił swój zamiar 3 maja ubiegłego roku – według wszelkiego prawdopodobieństwa nawet nie konsultując go z Biurem Politycznym PiS. Przez ponad rok nic się nie działo, aż wreszcie w ostatniej chwili ogłoszony został kuriozalny zestaw pytań – na przykład – czy wpisać do konstytucji, że Polska jest państwem suwerennym, a jednocześnie – że ma należeć do Unii Europejskiej i do NATO. Widać było w tym rękę starych kiejkutów, być może nawet tych samych, co za pierwszej komuny wpisali do konstytucji sojusz z ZSRR i którzy nie mogą wytrzymać bez podpisania Volkslisty – jak nie jednej, to drugiej. Nie ma zatem czego żałować, chociaż oczywiście Senat utrącił tę inicjatywę po pierwsze dlatego, że była to samowolka, po drugie – żeby przypomnieć Andrzejowi Dudzie, skąd wyrastają mu nogi, a po trzecie – że po co zmieniać konstytucję, na podstawie której niepodobna udzielić odpowiedzi na proste pytania, na przykład: kto dowodzi wojskiem, albo – kto jest Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego lub Trybunału Konstytucyjnego?

Stanisław Michalkiewicz

wtorek, 24 lipiec 2018 01:07

Na szybko: Zaklinanie rzeczywistości

Napisał

Reakcja na zamach terrorystyczny w greckiej dzielnicy Toronto to kolejny dowód na to, że żyjemy w świecie politycznie poprawnych szamanów, zaklinających rzeczywistość. Podobnie, jak w Szwecji czy Norwegii, również i u nas, reakcja na zamachy terrorystyczne zaczyna przypominać bajki dla dorosłych dzieci. Po raz kolejny okazuje się, że sprawca - zdeklarowany islamista - cierpiał na zaburzenia psychiczne. Tak było też w Edmonton w 2017 roku, tak było niedawno w Toronto, kiedy zamordowanie wypożyczonym samochodem kilku osób tłumaczono… seksualną abstynencją i frustracją sprawcy.

Torontońska policja ma ręce tak bardzo związane polityczną poprawnością, że nazwisko napastnika z Danforth było tajemnicą przez 20 godzin. Kiedy je ujawniono, towarzyszyło temu oświadczenie rodziny o "chorobie psychicznej". Zamiast konkretnych decyzji, mamy tę samą politycznie poprawną mantrę, że "jesteśmy razem", nie damy się zastraszyć, i będziemy dalej dzielnie pić piwo w ogródkach restauracji. Policja zaś wciąż nie może legitymować osób, które wydają się podejrzane, bo mogłoby to być "profilowanie rasowe", a Murzyni zatrzymani z bronią w ręku nadal będą dostawać lekkiego klapsa od sądów, bo są ofiarami "endemicznego rasizmu" i mieli do szkoły pod górkę.

 

Jedynym proponowanym rozwiązaniem kryzysu, z jakim mamy obecnie w Toronto do czynienia ma być zwiększenie liczby kamer na ulicach (jak mściwy islamista zobaczy że go filmują natychmiast zacznie się uśmiechać do obiektywu i zaniecha zamachu) oraz utrudnienie nam wszystkim, ciężko pracującym podatnikom, dostępu do broni palnej. (Nikt nawet nie nie zapyta, dlaczego taki Izrael w obliczu zagrożenia terrorystycznego, zamiast odbierać uzbrojenie, pozwala obywatelom nosić M16 po ulicach. My zaś zastanawiamy się czy czasem nie wycofać z kuchni długich noży i malujemy kredkami po asfalcie, że miłość zwycięża...).

Czy wybudzimy się ze śpiączki i zaczniemy wykopywać polit-poprawnych idiotów z życia publicznego? Mało prawdopodobne. Aby tak się stało, jedni musieliby mieć więcej rozumu, a inni odwagi cywilnej. Zidiocenie doszło do takich rozmiarów, że obecnie nawet przemówienia polityków tego kraju przypominają mowę pierwszych sekretarzy. Sytuacja jest trudna, ponieważ większość młodego pokolenia Kanadyjczyków jest celowo "wychowywana na barany" - ludzi poruszających się w labiryncie nowych stereotypów, niezdolnych do krytycznego myślenia, zagubionych, sfrustrowanych, od dziecka na prochach mających korygować ich zachowanie - przygotowanych do strzyżenia kredytem, wieczne dzieci dojrzewające (nie zawsze) dopiero nad grobem.

W to wszystko zmobilizowani, zmotywowani islamiści wchodzą, jak w masło. Problemem nie jest więc przeprowadzenie dużego zamachu, lecz raczej to, jak go politycznie zdyskontować i czemu miałby służyć.

Jeśli do tego dodamy możliwość "operacji trzeciej flagi" w celu emocjonalnej mobilizacji społecznej na wypadek np wojny perskiej obrazek zaczyna nabierać kolorów...


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Ostatnio zmieniany wtorek, 24 lipiec 2018 22:26
piątek, 20 lipiec 2018 13:43

Apel do Polonii

Napisane przez

        Fundacja im. W. Reymonta zwraca się z prośbą do całej Polonii o pomoc w budowie pomnika Polskich Emigrantów przypływających do Kanady przez „Pier 21” w Halifaksie.

        Wielu emigrantów, którzy przeszli przez ten port morski, jeszcze żyje i na pewno sentyment do tego miejsca sprawi, że będą chcieli mieć swoją „cegiełkę” w tym historycznie ważnym projekcie. Zachęcam także i dzieci, których rodzice w ten sposób wjechali do Kraju Klonowego Liścia, aby swoją donacją podziękowali Kanadzie za to, że nas tutaj przyjęła. Proszę zapoznać się z treścią odezwy przygotowanej przez inicjatorów tego projektu i organizacje polonijne z Halifaxu zbierające fundusze na ten szlachetny cel. Upamiętnijmy wspólnie miejsce, w którym stopy tysięcy polskich emigrantów dotknęły Ziemi Kanadyjskiej.

        Wpłacając donację na konto: The W.Reymont Foundation z dopiskiem „Pier 21”, otrzymają Państwo pokwitowanie do Income Tax, a organizatorzy projektu niezbędne fundusze do realizacji budowy pomnika. Czeki proszę przesyłać na adres Fundacji: 14 Hester Street, Hamilton, ON L9A 2N2.
 

       Z wyrazami patriotyzmu                                                                                                    

 Kazimierz Chrapka
Prezes Fundacji im. W. Reymonta                                        
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., tel. 905-574-9212

piątek, 20 lipiec 2018 13:32

Widmo czwartej upiorzycy

Napisane przez

michalkiewiczQuidquid agis, prudenter agas et respice finem – mawiali starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji. Ta akurat się wykłada, że cokolwiek czynisz, czyń rozsądnie i patrz końca. Nawiązuje do niej porzekadło francuskie, że rira bien, qui rira le dernier, co z kolei się wykłada, że ten się dobrze śmieje, kto śmieje się ostatni. Jakże tu nie przywoływać tych pełnych mądrości sentencji, kiedy nie tylko minął szczyt NATO, ale również – jeszcze ważniejszy szczyt w postaci spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa i prezydenta Federacji Rosyjskiej Włodzimierza Putina w Helsinkach?

        Te Helsinki mają już swoją świecką tradycję, bo właśnie tam w roku 1975 odbyła się Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, na której przyjęty został tzw. Akt Końcowy. Z jednej strony, zatwierdzał on wszystkie sowieckie zdobycze terytorialne na Starym Kontynencie, ale jednocześnie składał na czole Imperium Sowieckiego pocałunek Almanzora („pocałowaniem wszczepiłem w duszę jad, co was będzie pożerać”) w postaci tzw. trzeciego koszyka, zawierającego zobowiązania do przestrzegania pewnych standardów w postępowaniu rządów z własnymi obywatelami. W rezultacie porządek jałtański został dotknięty przyspieszoną erozją, która  doprowadziła nie tylko do ewakuacji imperium sowieckiego ze Środkowej Europy, ale i do rozpadu samego Związku Sowieckiego.

        Toteż nic dziwnego, że przed helsińskim szczytem świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na to, co go czeka. Można było to i owo wydedukować z występów prezydenta Trumpa na szczycie NATO, kiedy ofuknął on Niemcy, że za mało płacą Stanom Zjednoczonym za ochronę i w ogóle – że są „zakładnikiem Rosji”, bo zamiast płacić Ameryce za ochronę, pakują miliardy w złowrogi rosyjski gaz, kiedy przecież mają przyjazny gaz amerykański. Bo przy rosyjskim gazie nie ma dywersyfikacji, podczas gdy przy amerykańskim – ooo, dywersyfikacja jest taka, że aż miło popatrzeć! Niemcom, jako „zakładnikom Rosji”, prezydent Trump przedstawił do naśladowania przykład Polski, która niczyim zakładnikiem nie jest, bo i za ochronę płaci, ile się należy, i gaz będzie kupowała w USA, no i że prezydent Trump tylko co podpisał ustawę nr 447 JUST, na podstawie której USA zobowiązały się dopilnować, by żydowskie roszczenia zostały przez Polskę zrealizowane do ostatniego centa, co w rezultacie zakończy się żydowską okupacją naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju.

        Tymczasem po zakończeniu ponad dwugodzinnej rozmowy w cztery oczy z zimnym rosyjskim czekistą Putinem, prezydent Trump na konferencji prasowej w Helsinkach oznajmił, że o ile jeszcze przed czterema godzinami stosunki USA z Rosją były „bardzo złe”, to teraz, po czterech godzinach, już takie nie są. Najwyraźniej w ciągu tych czterech godzin musiało stać się coś bardzo ważnego. A co takiego ważnego mogło wydarzyć się w ciągu tych czterech godzin, spośród których ponad dwie prezydent Trump poświęcił na rozmowę w cztery oczy z prezydentem Putinem? Nie ma innej możliwości, jak ta, że prezydent Putin powiedział prezydentowi Trumpowi coś, co go bardzo ucieszyło, a nawet wprawiło w stan bliski euforii, który – jak wiadomo – jest następstwem oddziaływania na organizm ludzki gersdorfin. Co to mogło być? Nie sądzę, by prezydent Putin zaoferował prezydentowi Trumpowi przyłączenie Rosji do Stanów Zjednoczonych, ale w takim razie co mu obiecał?

        Na tę zagadkę pewne światło rzuca nie tylko okoliczność, że prezydent Trump znajduje się w USA pod śledztwem, które ma wyjaśnić sprawę interwencji Rosji w amerykańskie wybory prezydenckie, a konkretnie – czy sukces wyborczy Donalda Trumpa nie był przypadkiem spowodowany rosyjskimi intrygami. To bardzo ciekawa hipoteza, bo gdyby tak rzeczywiście było, to by znaczyło, że Rosja podstawia amerykańskim twardzielom prezydentów, jakich tylko jej się spodoba, czyli – że USA, oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”, idą na pasku Rosji. To podważałoby wiarygodność USA, zwłaszcza w Europie Środkowej, no i wiarygodność Donalda Trumpa. Gdyby w tej sytuacji zimny ruski czekista zapewnił prezydenta Trumpa, że Rosja nie tylko pozaciera wszelkie ślady swojej ingerencji, ale nawet zatrze ślady po zatarciu, to czyż prezydent Trump nie przyjąłby takiej deklaracji z ulgą i radością? Na taką możliwość wskazywałoby oświadczenie prezydenta Putina podczas wspomnianej konferencji prasowej, że on w żadne takie „bzdury” nie wierzy, ale na wszelki wypadek Rosja postara się tę sprawę wyjaśnić. Zwróćmy uwagę, że ta deklaracja zawiera w sobie ostrzeżenie, że jeśli nawet Rosja pozaciera wszelkie ślady, to nie za darmo. „Z obfitości serca usta mówią” – powiada Stary Testament, więc nie można wykluczyć, iż gersdorfiny tak mocno na prezydenta Trumpa podziałały, iż oświadczył on, że bardziej ufa prezydentowi Putinowi niż własnemu FBI. W Ameryce wywołało to ogromny rezonans; pojawiło się nawet słowo „zdrada”, więc prezydent Trump, kiedy działanie gersdorfin nieco osłabło, wyjaśnił, że został źle zrozumiany, że tak naprawdę powiedział co innego – i tak dalej.

        W takiej sytuacji nie możemy wykluczyć powtórki z historii w postaci kolejnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, podobnego do tego z 17 września 2009 roku. Jak pamiętamy, w następstwie tego „resetu” szczyt NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku proklamował strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, co w konsekwencji doprowadziło m.in. do podpisania w sierpniu 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie deklaracji o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim. Gdyby zatem pojawił się kolejny „reset”, to pewnie uczestniczylibyśmy w podniosłej uroczystości „odnowienia” wspomnianej deklaracji, która nosi w sobie wszelkie znamiona „zawierzenia”.

        Najwyraźniej na to właśnie stawiają Niemcy i w dążeniu do odwojowania swoich wpływów politycznych w naszym bantustanie, planują na jesień eskalację anarchii w Polsce na skalę dotąd niespotykaną. Teraz są wakacje, sezon urlopowy, więc chociaż praworządność doznaje coraz to nowych ciosów, manifestacja przed Sejmem była nieliczna. Płomienni szermierze praworządności ładują bowiem akumulatory na jesienną ofensywę, kiedy to już „w pierwszym tygodniu września” ulicznicy i ulicznice w ramach Opozycji Ulicznej odbędą swój kongres. Moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, zaproponowała, by kongres Opozycji Ulicznej przybrał formę „parlamentu obywatelskiego”, to znaczy – „debatował, obradował, głosował i uchwalał”. Słowem – żeby ulicznicy i ulicznice utworzyli w naszym bantustanie alternatywny ośrodek władzy. Ten eksperyment z udziałem PO, Nowoczesnej i PSL nie udał się w grudniu 2016 roku, ale widocznie w BND uznano, że po helsińskim szczycie sytuacja międzynarodowa będzie bardziej sprzyjająca i w ten sposób uda się doprowadzić do przesilenia politycznego w Generalnym Gubernatorstwie – bo chyba tylko z GG Niemcy pozwolą Żydom realizowanie swoich „roszczeń”? Ciekawe, jakie rozkazy dostały w związku z tym stare kiejkuty, bo wtedy, 16 grudnia, wśród manifestujących pod Sejmem folksdojczów, pojawił się w cywilnym przebraniu sam Najstarszy Kiejkut III Rzeczpospolitej, czyli pochodzący z porządnej, resortowej rodziny pan generał Marek Dukaczewski. Kto wie, czy w kongresie Opozycji Ulicznej obok starych kiejkutów nie wezmą udziału również przedstawiciele naszej niezwyciężonej armii, dzięki czemu można by podjąć próbę egzekucji uchwał „parlamentu obywatelskiego”. Czy nie to właśnie miał na myśli pan Bronisław Komorowski, stręcząc Polsce „konfederację”? Warto tedy przypomnieć, że to właśnie trzy konfederacje: radomska, barska i targowicka, to były – jak powiada Stanisław Cat-Mackiewicz  – trzy upiorzyce, które wyssały z Polski życie państwowe. No a teraz pojawia się widmo czwartej.

Stanisław Michalkiewicz

piątek, 20 lipiec 2018 10:55

Polska (29/2018)

Napisane przez

pruszynskiPolska

Ktoś słusznie zauważył – polska nie jest już na kolanach, ale przed wszystkimi pełza!

        Piosenkarka Vera Grand:

        Każdy może coś komuś wybaczyć oprócz… sukcesu.


        Okolice Warszawy

        Można wiele powiedzieć o biurokracji, która niszczy polską gospodarkę, ale mimo wszystko nie jest tak źle, bo wokół stolicy mnożą się nie tylko wspaniałe rezydencje, co zupełnie przyzwoite wille, i może warto by zrobić książkę je pokazującą.

        Pytanie, jak by Polska wyglądała, gdyby jej kolejne władze nie niszczyły?

     

   Polakożerstwo

        Yad Vashem uważa, że antysemityzm jest naganny, a porównywanie go do antypolonizmu jest niesłuszne, bo antypolonizm to jest rzecz albo nieistniejąca, albo bez znaczenia.

        Żydzi myśleli, że Polacy deklarację ukryją i będą mogli kontynuować opluwanie nas, więc są zaskoczeni jej rozpowszechnianiem i już w „Jerusalem Post” zapowiedziano, że dzieci w Izraelu nadal będą uczone, że Polacy razem z nazistami mordowali Żydów.

        Zaś kiedy w szkołach polskich będą uczyli, jak żydowscy ubowcy mordowali Polaków?

      

  Ekshumacja w Jedwabnem

        – Z powodów historycznych i polityczno-wizerunkowych, także z punktu widzenia polskiej polityki historycznej, którą dziś prowadzimy, polska racja stanu polega na tym, by wznowić te ekshumacje, przy czym wynik oczywiście nie musi być dla nas, dla polskiej narracji pozytywny i z tym się też trzeba liczyć – mówi prof. Jan Żaryn, senator, historyk oraz wiceprezes IPN-u, ale czy może być gorzej, jak jest?

    

    Amnestia

        Lewak ks. Lemański został czasowo przywrócony do stanu kapłańskiego i będzie posługę sprawował w Łodzi. Pytanie, czy też znajdzie się amnestia dla Jacka Międlara?

    

    Kandydat

        Zawitał do Warszawy prof. M. Chodakiewicz i imć Somer wydał mu książkę. Było spotkanie w Domu Literatury i tam przedstawiał trzy opcje dla Polski:  sojusz z Rosją, Niemcami czy USA z ich Żydami, która wedle niego jest najlepsza ze... złych.

        Miesiąc temu chciałem, by pod jego „batutą” odbyło się w Warszawie spotkanie broniących dobrego imienia Polski. Choć to nie wymagałoby dwóch tygodni, a dwa dni, odmówił.

        Czy przypadkiem z poparciem jankesów nie stanie na wybory prezydenta PR i już wycisza swe wystąpienia przeciw Żydom, a przecież bez ostrego programu antyżydowskiego nie będzie w stanie wygrać liżącym żydowskie ty... Dudą i jego pisowskim zapleczem?

    

    Z Rosji

        141 rosyjskich dziennikarzy, którzy stracili życie za kadencji Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa, to właśnie dziennikarze śledczy. Od momentu założenia w 1995 roku gazety „Nowyje Kolesa” dziennikarz Rudnikow należy do ekstraklasy w tej dziedzinie. Jego misją jest „oczyszczanie społeczeństwa ze skorumpowanych urzędników”.

  

      Antysemityzm

        Jest nim każde działanie, które Żydzi uznają za niekorzystne dla siebie i swoich interesów. Dziś ta pałka służy do zdawania śmierci cywilnej. Kiedyś było inaczej. Oskarżenie o antysemityzm kończyło się więzieniem, zsyłką i śmiercią. Nie wierzycie? A jednak.

      

  Hrabia Potocki

        W Polsce działa od kilku lat pan Jan Zbigniew podający się za hrabiego Potockiego. Mówi, że mu przekazał władzę prezydent imć Nowina-Sokolnicki, który przez absolutną większość emigracji był traktowany jako uzurpator.

        Na jego temat można znaleźć sporo w Internecie, jak też na temat hr. Potockiego, ale mam kilku znajomych, co go traktują poważnie.

        Obecnie odbywają się spotkania zwolenników pana hrabiego i na jednym w sobotę, 14 lipca, z ciekawości byłem, gdzie przyszło 36 osób, w tym parę spoza Warszawy.

        To, co mówił pan hrabia, miało sens i było opisaniem rzeczywistej tragicznej sytuacji w Polsce, ale powiedział trochę bzdur, jak to, że w Sejmie jest 90 procent Żydów, choć jest gorzej, bo właściwie tyle jest tam prożydowskich Polaków, czyli „szabesgojów”, a termin ten oznacza sługusów żydowskich.

        Pan hrabia nawołuje do zjednoczenia prawicy, ale czy może ona się zjednoczyć wokół, grzecznie mówiąc, nie bardzo poważnego kandydata? Oczywiście, jeśli hrabia stworzy ciekawy i sensowny program, wyda na przykład książkę o swej wizji Warszawy, to nawet nie wygrywając prezydentury Warszawy, może stać się poważniejszym kandydatem na przywództwo rodaków, a takiego przywódcy nam naprawdę brakuje.

        Najważniejszą i w pełni autentyczną i godną poparcia osobą na spotkaniu był profesor Kozłowski z Krakowa, który mówił o niesamowitych zasobach naturalnych Polski, które dają rękojmię dobrobytu rodakom, jeśli zostaną przyzwoicie dla dobra Kraju wykorzystane.

  

      Spotkanie

        Wychodząc z niedzielnej mszy, spotkałem pod kościołem w Warszawie cztery dziewczyny z walizkami i zapytałem, czy właśnie przyleciały na mszę, co się skończyła.

        Okazało się, że to szczęściary, które pojechały na rok do USA, gdzie uczęszczały do normalnych publicznych szkół i nie bardzo musiały się tam uczyć, bo poziom szkół słaby, i mieszkały w normalnych amerykańskich rodzinach. Jedne były za Trumpem, a inne nie.

        Konkurencja, by dostać się na taką „wycieczkę”, była ostra, z 2000 kandydatów pojechało tylko 30.

        Ciekawe, czy ktoś w Ministerstwie Oświaty pomyślał, by zrobić podobny program i ileś tam dzieci polskich zza Buga do Polski na rok sprowadzić?

       

 Spod Narwiku

        Przypadkiem zacząłem rozmawiać z panią siedzącą obok mnie w autobusie i dowiedziałem się, że jej 94-letni teść był pod Narwikiem.

        To zupełnie nadzwyczajny wypadek, by ktoś taki jeszcze żył, i mam nadzieję, że zadzwoni i dostanę jego adres i pojadę do Chorzowa go odwiedzić.

 

        Obawy Estonii

        Ponoć większość mieszkańców tego kraju obawia się najazdu Rosjan. Mym zdaniem, Putin może być podły, ale nie głupi. Choć kraj ten ma do 300 tysięcy Rosjan, niekoniecznie dobrze traktowanych, on nie jest mu tak potrzebny jak Krym. Kto panuje nad tym półwyspem, panuje nad Morzem Czarnym, a na Bałtyku Rosjanie mają doskonałą bazę w Królewcu, więc czy trzeba im nowego konfliktu?

  

      U swoich

        Imć Szewach Weiss na łamach tygodnika „Do rzeczy” opisywał ceremonię obrzezania wnuka wielkiego rabina Polski i dodał, że był tam wiceminister Sellin od kultury, który czuł się tam doskonale.

        Przypomniałem go sobie, jak dwa lata temu ten półpanek zaatakował mnie w Kielcach na konferencji, twierdząc, że to karygodne próbować wręczać Jaśnie Wielmożnemu Jarosławowi i prezydentowi list.

        No cóż się dziwić strzelistym czynom ministerstwa od kultury, jak ma takiego przyjaciela Żydów na swym czubku.

Aleksander Pruszyński

piątek, 20 lipiec 2018 10:52

Skarżypytstwo

Napisane przez

ligezaSwoją drogą, czy powinniśmy zarzucać Ukraińcom, że budują tożsamość narodową tak, jak zdaje im się, że ją budują? To znaczy na zbrodniczej ideologii banderyzmu, to jest na nienawiści?

Kochać swoich wrogów to przywilej ludzi świętych, a nie grzesznych katolików en masse. To po pierwsze.

        Po drugie, można kochać ludzi, nienawidząc tego, co czynią wspierając zło. Po trzecie wreszcie, pogarda dla nikczemności nie wydaje się nieuzasadniona. Bo jeśli byłaby taka, to czemu?

        Ludzie usiłujący zajrzeć w kulisy na kilkanaście miesięcy przed wrześniem 2001 i atakiem na USA, ostrzegali: „Oni tutaj są, a my nie wiemy, z czym walczymy” („Oni” to był Mohamed el-Amir Awad el-Sayed Atta i jego żołdacy). Parę miesięcy przed zniszczeniem wież World Trade Center, Amerykanie nie wiedzieli, z czym walczą coraz bardziej. Ale proszę bardzo: minęły niemal dwie dekady i historia dostaje czkawki: współczesna Polska dzień po dniu coraz bardziej nie wie, co z nią wyprawia postęp z nowoczesnością, przebrane w kubraczki „Dobrej zmiany”. Zmiany czego, że tak nachalnie a tradycyjnie już zapytam, na co? Dla przykładu: można się oburzać, że dla Ukraińców nie istnieje dziś kwestia ludobójstwa na Wołyniu. Niemniej oburzenie znacząco zmaleje, gdy tylko uświadomić sobie, dla ilu Polaków istnieje dziś kwestia konsekwencji po traktacie ryskim. Żeby nie było niedomówień: konsekwencji sowieckiego ludobójstwa. Na Polakach.

        Swoją drogą, czy powinniśmy zarzucać Ukraińcom, że budują tożsamość narodową tak, jak zdaje im się, że ją budują? To znaczy na zbrodniczej ideologii banderyzmu, to jest na nienawiści? Z czego bierze się moja wątpliwość? Z tego, że w roku 1989 przekonano nas, by odbudowywać tożsamość narodową w oparciu o przebaczenie. Żeby „łączyć Polaków”, a nie dzielić, choć 1989 rok to powinna być właśnie cezura, oddzielająca przyzwoitość od zaprzaństwa, a Polaków prawdziwych od ludzi obcych i połamanych, to jest od sowieciarzy czy to z pochodzenia, czy to z charakteru. Po stokroć warto dziś pytać, gdzie ona dzisiaj jest, ta nasza tożsamość? Urosła cośkolwiek?

        Niespecjalnie, pewnie dlatego widzę ją w działaniach „Dobrej zmiany” i prezydenta Rzeczypospolitej wyłącznie przy pomocy lupy. Czy tam przy pomocy lornetki. Czy innego urządzenia optycznego. Z początku sądziłem, że to tylko wiek i wzrok coraz słabszy, ale to niekoniecznie o jakość wzroku chodzi, czy tam o wiek, skoro tak wyraźnie dostrzegłem tożsamość tę, urośniętą że hej, i troskę o nią pana prezydenta Rzeczypospolitej, przy okazji Marszu Żywych, upamiętniającego ofiary holokaustu. Stała sobie ta nasza tożsamość w drugim rzędzie, zaraz za plecami ambasador Azari i prezydenta Riwlina.

        Jeszcze raz: w takim razie może to nie jest dobry sposób na budowanie tożsamości, skoro nie sprawdza się nic a nic, mimo upływu dziesięcioleci? Przynajmniej spróbujmy samych siebie skonfrontować z tą wątpliwością. Tymczasem Jarosław Kaczyński o „wspólnej” deklaracji premierów Polski i Izraela mówi, że: „(...) w deklaracji nie ma mowy o sprawach związanych ze zwrotem mienia. Deklaracja nie dotyka tego tematu. I to również jest dla nas korzystne”.

        Nie napiszę, że przeżyłem szok, przeczytawszy powyższe, ponieważ ostatnio przeżywam ich tyle, że zdaniem pewnego kardiologa, każdy dodatkowy może być tym najważniejszym w moim życiu. Tak, że ten, tego. Nie będę pomelizował z lekarzem, czy tam polemizował, i powiem tyle: w domu wisielca też nie rozmawia się o sznurze, mimo to nie sądzę, by ktokolwiek z dotkniętych tragedią odważył się zająć stanowiska tożsame ze stanowiskiem prezesa PiS. Jeśli nie rozmawiam ze swoją Szanowną Właścicielką o kształtach damskich, ponętnych, acz nienależących do rodziny, to nie znaczy, że ponętne kształty damskie do rodziny nienależące, nie istnieją. Rozumiem: jest polityka, jest kształtowanie przestrzeni wspólnej i są rzeczy, zbyt ogromne dla misiowych rozumków Polaków, które jedną dziurką wciąga jedynie nasz ukochany i niezastąpiony prezes, ale bez przesady, bez przesady.

        Przesadził też Czarzasty Włodzimierz (Czarzasty to ów człowiek nadwiślański, o którym nie wiadomo, czy to, co mówi, mówi sam, czy też to jego swetry przez niego przemawiają. Więc). Więc, od czasów, gdy żółty sweter, czy tam czerwony, skomentował niegdysiejszą kondycję powyborczą Sojuszu Lewicy Demokratycznej słowami o „robocie dla każdego” (precyzyjnie rzecz ujmując, Czarzasty rzekł, cytuję: „Jesteśmy w tak głębokiej dupie, że dla każdego robota się znajdzie”); Czarzasty więc, czy tam Czarzastego sweter, całkiem niedawno, zauważył, że gdyby w Polsce było normalnie, to nie trzeba byłoby apelować do różnych ludzi za granicą. Coś w ten krzaczek powiedział w każdym razie. Czy tam w ten deseń. Zasadne pytanie brzmi: czyżby Czarzasty nie rozumiał, że tego rodzaju indukowany nacisk oznacza ingerencję niezgodną z wolą narodu, wyrażoną w wyborach? Ależ nie takie rzeczy ogarniają marynarki Czarzastego. Czy krawaty. Czy tam Czarzastego swetry. A więc? A więc stara lewica kły wyostrza.

        I nawet jeśli to tylko kły protezowane, to i tak wieloletnie, pookrągłostołowe zaniechanie Polaków (czyli nigdy niezrealizowane „wszyscy won!”) może teraz wszystkich nas drogo kosztować. Bardzo, bardzo drogo. Im dalej w las, tym drożej. Można nawet odnieść wrażenie, że na pierwszy z szeregu sprawdzianów – wybory samorządowe – swetry Czarzastego czekają z niecierpliwością, aż śliniąc się z ukontentowania. Ergo: nie jest dobrze, ale rzecz w tym, że będzie jeszcze bardziej.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.