farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

kumorAKolejna rocznica Powstania Warszawskiego każe myśleć o elitach.

Z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że podczas tej hekatomby polska elita została zdziesiątkowana, a jej zaplecze materialne stracone;
po drugie dlatego, że wywołanie powstania było kontynuacją pewnego rodzaju zgubnego myślenia politycznego, które w Polsce znalazło szeroki odzew; myślenia, które przyniosło tragiczne rezultaty.


Brak państwowości polskiej w XIX wieku nie służył kształtowaniu myślenia geopolitycznego zakorzenionego w praktyce i mającego na celu wspomaganie interesów gospodarczych narodu. Zabory zaciążyły nad tym, co światli Polacy mieli w głowach. A niestety, w większości wypadków mieli tam szczytne hasła i cierpiętnicze ideały, a nie praktykę codziennego budowania polityki państwowej.
Sytuacja trochę się poprawiła w Międzywojniu, ale niestety polska polityka wojenna była fatalna i jedną z przyczyn był brak elit potrafiących strategicznie myśleć, wykształconych w duchu narodowego realizmu. Opieranie się na cudzych obietnicach zamiast własnej sile było tej polityki głównym felerem, nieumiejętność wykorzystania własnych atutów militarnych i brak realnej oceny zagrożenia sowieckiego, przy jednoczesnym posiadaniu doskonałych informacji wywiadowczych z ZSRS, to główne powody tak katastrofalnego prowadzenia polskiej polityki w czasie II wojny światowej; polityki, która zaowocowała 40-latami peerelu – której skutki kilka milionów Polaków urodzonych po wojnie, w tym moja skromna osoba, doznało nieprzyjemnie na własnej skórze.


Tak to bowiem jest, że efektem nieskutecznej polityki jest krzywda ludzka.
Kiedy Rosjanie czy Niemcy dopracowywali się sensownej geopolityki, Polacy podniecali się w salonowych pogawędkach, że gdzieś tam "Chińczyki trzymają się mocno". Gdy się nie ma państwa, myślenie państwowe niczemu nie służy i nie ma się po co toczyć.
Drugi problem polskich elit to ich pochodzenie. Ja wiem, że niektórzy wzdragają się przed nazywaniem elitą polskojęzycznych kacapów przywiezionych na tankach, ale uznając realia, trzeba przyznać, że to właśnie oni i ich potomstwo weszło w rolę elity w popowstaniowej Warszawie i trzeba się do tego faktu odnieść. Ciągłość ich pokoleń sprawiła, że pomimo upływu tylu lat, Polakom z tej naciśniętej na głowę uszanki jest się trudno otrząsnąć; ona sama zaś doskonale wpisuje się w guberialną koncepcję geopolityczną – dla jej rodziców i dziadków Polska nigdy nie zasługiwała na samodzielność; dla niej zawsze te główne rozkazy o strategicznym znaczeniu pochodzić miały z zewnątrz – oni byli od przekazywania rozkazów, a nie ich wydawania.


Problem mamy więc poważny – z jednej strony powielanie mitomańskiego politykowania w środowiskach elit polskich i z drugiej problem podległości w środowiskach elit pseudopolskich.
Nawet gdy już się ktoś trafi, kto dobrze rozezna sytuację i przedstawia realne propozycje geopolityczne, od razu natrafia w Polsce na mur interesów jednego środowiska lub mur głupoty drugiego.
Polska ziemia wciąż rodzi i pozostaje mieć nadzieję, że przyjdą na świat Polacy, którzy swoim własnym wysiłkiem zdobędą konieczne wykształcenie i praktykę myślenia pozwalającą uprawiać realną politykę, pozwalającą myśleć w kategoriach strategicznych. Czy do tego czasu Polska doczeka? Czy doczeka Naród Polski?


Polska to odpowiedzialność nas wszystkich. Dlatego nawet jeśli okręt tonie, nikt nas nie zwalnia z obowiązku obsługi pomp. Są iskierki nadziei, słuchając młodych Polaków, można znów nabrać ochoty na Polskę.
Dlatego trzeba na nie chuchać, trzeba rozniecać; każdy z nas powinien sobie wziąć do serca troskę o formowanie polskich elit narodowych i patriotycznych. Każdy z nas może to robić we własnym zakresie, dlatego "niech rozkwitnie milion kwiatów". To dzisiaj jest jedyna droga. Wtedy przyjdzie taki moment, kiedy damy radę otrząsnąć się i wstać.
Otrząsnąć z polityki miraży i strząsnąć ze stołków narzuconą elitę.
Powstanie Warszawskie ujawniło niesłychany heroizm pokolenia wychowanego w wolnej Polsce, ujawniło też bardzo wysoką próbę ówczesnych młodych polskich elit.


Jednocześnie obnażyło brak realizmu polskiej polityki, brak rozeznania geopolitycznego i lekceważenie kosztów.
Zryw ten pozostanie na zawsze naszą lekcją; na zawsze powinien służyć wychowaniu młodych ludzi, z jednej strony do heroizmu, jako przykład, że dla Ojczyzny poświęca się wszystko, z drugiej strony, powstanie MUSI być przestrogą, jak nie należy uprawiać polityki polskiej.
Uczmy się na błędach ojców i bierzmy przykład z ich wielkich czynów; uczmy się krytycznie myśleć o własnej historii. Jedynie w ten sposób możemy dzisiaj nadać sens ich przegranej walce, sprawić, że nie pójdzie na marne.
Bądźmy realistami bądźmy dumnymi Polakami. Nikt za nas Polski nie podźwignie. Dlatego bolą inicjatywy pisania petycji do cudzoziemskich polityków. Od nich Polska nie stanie się wielka. Domaganie się od kandydata na prezydenta USA uczynienia jakiegoś propolskiego gestu jest oznaką psiej mentalności i istotnym niezrozumieniem zasad polityki.
Zamiast pustych odezw, zakładajmy koła samokształceniowe, uczmy się wzajemnie historii, uczmy się dobrego zarządzania i innych przydatnych umiejętności, choćby strzeleckich.


Elity, aby wzrastać, potrzebują gleby, bądźmy glebą polskich elit – abyśmy już nigdy więcej nie musieli strzelać brylantami do nasyłanych rzezimiechów.
Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 27 lipiec 2012 15:20

Ci niedobrzy rodzice...

Napisane przez

RatajewskaGłośne kilka dni temu pozostawienie dziecka na lotnisku uświadomiło mi, że podczas gdy ja, rodzic, jeżdżę tylko w celach zarobkowych, to niektórzy rodzice mają się lepiej i biorą swoje dzieci na zagraniczne wczasy. Czasem nie nadążą za zmieniającymi się przepisami i muszą gwałtownie podejmować decyzje, które potem szokują cały kraj. Dziwi mnie to tak wielkie nagłośnienie przez media i to piętnowanie rodziców.
Poprzez to nagłośnienie świat się dowiaduje, że Polacy dobrze się mają. Tylko że nie znają się na przepisach. Nie są też zapobiegliwi i mądrzy, żeby dziecku wcześniej paszport wyrobić. A na końcu okazują się bezlitosnymi rodzicami.
Cieszy mnie, że nie wszystkie dzieci mają źle w Polsce, tak jak moje. Że niektórym lepiej , to mnie cieszy. Bo to są zawsze dzieci i świat powinny mieć kolorowy. Ale kłopoty nie omijają nikogo, tych bogatszych także.


Z lotniskiem to było chyba tak, że rodzice mieli wykupioną wycieczkę na cztery osoby. Na siebie i na dwoje dzieci. Na lotnisku okazało się, że jedno dziecko nie może z nimi lecieć, bo nie ma paszportu, a przepisy się zmieniły i ono też paszport powinno mieć. Rodzice więc postanowili wziąć ze sobą tylko to starsze dziecko, a to małe, dwuletnie, zostawić z babcią i dziadkiem. To dziewczynka była.
No i kogoś tam w biurze turystycznym poprosili, żeby zaopiekował się przez pół godziny dzieckiem, a dziadek z opiekunką już po dziecko jechali. Wszystko działo się na lotnisku. Ale dziecko płakało, więc władze lotniska zawiadomiły policję. I nagłośniły sprawę o złych rodzicach, bez serca. W międzyczasie pokazywały się w telewizji mądrze mówiące panie psycholog.


I wszyscy wiedzieli, że rodzice nie użyją na tych wczasach, bo będą po powrocie pod pręgierzem. Może powinni nawet wrócić wcześniej.
Ale jednocześnie dowiedzieliśmy się, że Polacy mają dobrze, po plażach innych się włóczą. I dzieci ich mają dobrze, też wyjeżdżają z rodzicami, jeśli mają paszporty. Teraz wszyscy o tym wiedzą. Polacy mają jeszcze swój Bałtyk, ale wolą mieć kłopoty z paszportami i lecieć gdzieś dalej. A tu u nas tak pięknie, tylko pogoda, jak na złość. Gdyby nie ta pogoda czasem zła, to nasze plaże najcudowniejsze. Tylko woda jeszcze zimna jest. W nogi łupie, jak się wejdzie.
Opalać się można, odpocząć ze swoimi myślami, posłuchać szumu fal i mew krzyczących, popatrzeć w dal, na widnokrąg, pogrzebać w piasku i czasami coś znaleźć. Fajnie jest nad morzem. Dawno nie byłam.
Już nas nawet nie stać na pole namiotowe. Noce tam były straszne, bo niektórzy zbyt hałasowali. Ale w dzień, jak świeciło słońce i powietrze miało słony zapach... A jeszcze fale, cudowne fale. I piasek, i kamyczki mokre, fajnie nogę zamoczyć...
Ale wracam do tego lotniska, gdzie tak głośno było o tych rodzicach.
Podobno przyjechał po dziecko dziadek i niania, ale hałas jest dalej, bo panie psycholog twierdzą, że rodzice nie powinni dziecka opuszczać, że mogli następnym samolotem lecieć.


Jeśli mieli wykupioną wycieczkę, to musieli lecieć w wyznaczonym terminie. Każda zmiana pociąga za sobą dopłatę pieniędzy. Mógł jeden rodzic lecieć ze starszym dzieckiem, a matka mogła zostać z tym młodszym.
Ale rodzice mieli jeszcze dziadków, którzy mogli się dzieckiem zaopiekować, gdy oni polecą ze starszym dzieckiem do tej Grecji. Więc chodziło tylko o te pół godziny. Zostawili dziecko komuś obcemu, pod opieką.


Czy ja byłam tak kiedyś zostawiana? Albo moje dzieci? No tak. W szpitalu, w żłobku, w przedszkolu. To też był szok dla dziecka, przynajmniej na początku. Pamiętam, jak personel przedszkola odrywał ode mnie dwójkę moich dzieci, żebym zdążyła na autobus do pracy. Jeszcze wtedy nie było tak dużo pań psychologów. A mama, która mnie wiozła przez kilka godzin do sanatorium i ani słowa mi nie powiedziała, że tam jadę. Potem pokazano mi akwarium, wielkie, kolorowe ryby, i mamy już nie było. Albo jak bolał mnie ząb. Musiałam jechać do dentysty, a moje dzieci pod opieką sąsiadki wcale nie były zadowolone. Darły się niemiłosiernie.


Ale lotnisko to nie dom. To instytucja. Tutaj ma być cicho i spokojnie. Naruszono powagę tego miejsca i posypały się gromy na rodziców.
Rodziców się łatwo piętnuje, trudniej im się pomaga. Łatwiej jest piętnować złych rodziców – wtedy wygląda na to, że społeczeństwo o dzieci dba. Zamiast wspomóc biedne dzieci zwiększonym dodatkiem rodzinnym, łatwiej zadbać o psychikę dziecka bogatego. Nasze państwo dba o dzieci. Teraz to nie tylko widać, ale i słychać. Nasze państwo, dla dziecka, lepsze jest od jego rodziców. Tak, tak, to się potwierdza.
Dziwiło mnie takie nagłośnienie tej sprawy i niepodawanie wszystkich szczegółów tej sytuacji. Potem dopiero powiedziano – o dziadku, o opiekunce, o drugim dziecku. A jak to wyglądało od strony tego małego dziecka? Na pewno chciało jechać z rodzicami, ze starszym bratem. Rodzice nie mieli dość czasu, żeby dziecku wytłumaczyć zmianę sytuacji. I to, że ono właśnie musi zostać. Ale właściwie takie dwuletnie dziecko lepiej jak zostanie przy dziadkach i w chłodniejszym klimacie.


Czytałam, że prokuratura nie chce się za to brać, bo dziecko na lotnisku było przez cały czas pod opieką. Ale jednak rodziców chcą ukarać w inny sposób. Czy to nie przesada? Dlaczego na lotnisku nie znalazł się nikt, kto by dziecko usiłował uspokoić, pocieszyć jakimś kolorowym lizaczkiem, pokazać pieska?


Ta sytuacja na lotnisku przedstawiła problemy tych, których stać na wyjazd z kraju na urlop. Dlaczego w Polsce nie nagłaśnia się problemów dzieci biednych. Ich na loty nie stać. Może tułają się gdzieś głodne. A ile to przyjaciół dzieci się odezwało. A ile to nieprzyjaciół rodziców się odezwało.
Za grosz tym krzykaczom nie wierzę. Nikt nie jest lepszy dla dziecka niż jego rodzice, niż matka, niż ojciec.

piątek, 27 lipiec 2012 13:01

Rozkaz nr 19

Napisane przez

nadesłał Sławomir Mazierski

Żołnierze Armii Krajowej,
  Sosnkowski Kazimierz  Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancję, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką. Kampania wrześniowa dała sprzymierzonym osiem miesięcy bezcennego czasu, a Wielkiej Brytanii pozwoliła wyrównać braki przygotowań do wojny w stopniu takim, że bitwa powietrzna o Londyn i wyspy brytyjskie, stanowiąca punkt zwrotny dziejów, mogła być wygrana. Historia wyda ostateczny osąd co do znaczenia kampanii wrześniowej dla losów świata.
    Ciągłość polskiego wysiłku zbrojnego w śmiertelnych zmaganiach z imperializmem niemieckim nigdy nie została zerwana. Zaledwie zapadła noc niewoli nad zgliszczami polskich wsi i miast, a już na obczyźnie zaczęły się odradzać Polskie Siły Zbrojne. Od lat pięciu walczą one bez przerwy na oceanach i kontynentach w obronie wolności ludów, wierząc, iż jest to droga do odzyskania Ojczyzny całej i prawdziwie niepodległej. W Kraju już w październiku 1939 roku zaczyna się praca nad stworzeniem armii podziemnej. Dzieje jej rozrostu, jej bojów i zmagań stanowią dowód tego, co osiągnięte być może poprzez uruchomienie najczystszych wartości duchowych. Żołnierze sił zbrojnych na obczyźnie, zwycięscy w bitwach o Londyn i Atlantyk, o Rzym i Paryż, patrzą na przykład swych braci w kraju jak na drogowskaz moralny i przyznają ich czynom pierwsze miejsce w hierarchii zasługi żołnierskiej.
    Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. Samotność kampanii wrześniowej i samotność obecnej bitwy o Warszawę, są to dwie rzeczy zgoła odmienne. Lud Warszawy, pozostawiony sam sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami, oto tragiczna i potworna zagadka, której my Polacy odszyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi sprzymierzonych u progu szóstego roku wojny.
    Nie umiemy dlatego, gdyż nie straciliśmy jeszcze wiary, że światem rządzą prawa moralne. Nie umiemy dlatego, że nie wierzymy, aby polityka, oderwana od zasad moralnych, inne słowa, aniżeli złowieszcze "Mane, Tekel, Fares'' sama sobie na kartach historii wypisać zdołała. Nie umiemy, bo uwierzyć nie jesteśmy w stanie, że oportunizm ludzki w obliczu siły fizycznej mógłby posunąć się tak daleko, aby patrzeć obojętnie na agonię stolicy tego kraju, którego żołnierze tyle innych stolic własną piersią osłonili, lub wyzwolili wysiłkiem własnego ramienia.
    Brak pomocy dla Warszawy tłumaczyć nam pragną rzeczoznawcy racjami natury technicznej. Wysuwane są argumenty strat i zysków. Strata dwudziestu siedmiu maszyn nad Warszawą, poniesiona w ciągu miesiąca, jest niczym dla lotnictwa sprzymierzonych, które posiada obecnie kilkadziesiąt tysięcy samolotów wszelkiego rodzaju i typu. Skoro obliczać trzeba, to przypomnieć musimy, że lotnicy polscy w bitwie powietrznej o Londyn ponieśli ponad 40 proc. strat. 15 proc. samolotów i załóg zginęło podczas prób dopomożenia Warszawie.
    Od lat pięciu Armia Krajowa walczy przeciw Niemcom, bez przerwy, w straszliwych warunkach, o których świat zachodu pojęcia mieć nie może, które dopiero kiedyś w przyszłości uprzytomni sobie i zrozumieć zdoła. Nie rachuje ona swych ran, swych ofiar, swych mogił.
    Armia Krajowa jest w Polsce jedyną siłą wojskową, która w rachubę wchodzić może. Bilans jej walk, osiągnięć i zwycięstw ma przejrzystość kryształu. Oto jest prawda, tak długo zacierana, aby gdzieś ktoś możny i silny brwi gniewnie nie zmarszczył. Toruje ona sobie jednak drogę na powierzchnię, a światła bijącego z Warszawy żadna ręka przemyślna zasłonić nie zdoła.
    Warszawa czeka. Nie na czcze słowa pochwały, nie na wyrazy uznania, nie na zapewnianie litości i współczucia. Czeka ona na broń i amunicję. Nie prosi ona, niby ubogi krewny, o okruchy ze stołu pańskiego, lecz żąda środków walki, znając zobowiązania i umowy sojusznicze.
    Warszawa walczy i czeka. Walczą żołnierze Armii Krajowej, walczą robotnicy i inteligenci, walczą dziewczęta i dzieci, walczy naród cały, który w namiętnym pragnieniu prawdy, wolności i zwycięstwa dokonał cudu całkowitego zjednoczenia.
    Jeśliby ludność stolicy dla braku pomocy zginąć musiała pod gruzami swych domów, jeśliby przez bierność, obojętność czy zimne wyrachowanie wydana została na rzeź masową, wówczas sumienie świata obciążone będzie grzechem krzywdy straszliwej i w dziejach niebywałej. Są wyrzuty sumienia, które zabijają.
    Bohaterskiego waszego dowódcę oskarża się o to, że nie przewidział nagłego zatrzymania ofensywy sowieckiej u bram Warszawy. Nie żadne inne trybunały, jeno trybunał historii osądzi tę sprawę. O wyrok jesteśmy spokojni. Zarzuca się Polakom brak koordynacji ich zrywu z całokształtem planów operacyjnych na wschodzie Europy. Gdy trzeba będzie udowodnimy, ile naszych prób osiągnięcia tej koordynacji spełzło na niczym. Od lat pięciu zarzuca się systematycznie Armii Krajowej bierność i pozorowanie walki z Niemcami. Dzisiaj oskarża się ją o to, że bije się za wiele i za dobrze. Każdy żołnierz powtarzać sobie musi w duchu słowa Wyspiańskiego:
    "...podłość, kłam,
    Znam, zanadto dobrze znam''.

    Żołnierze Armii Krajowej,
    My tutaj czynimy dalsze wysiłki, aby uruchomić pomoc dla was. Otrzymujemy wciąż jeszcze obietnice i przyrzeczenia. Wierzymy w nie i ufamy, że wiara ta nie będzie odebrana polskim siłom zbrojnym i to właśnie w przededniu zwycięstwa i tryumfu wspólnej sprawy sprzymierzonych.
    Chcę was zapewnić w imieniu waszych braci, bijących się obecnie na wszystkich frontach świata, że ich troska najgłębsza, ich myśli pełne miłości towarzyszą wam wiernie w waszej walce, tak pełnej grozy i chwały. Oby świadomość tego choć trochę ulżyć wam mogła i dopomóc w przetrwaniu dni ciężkich jak koszmar. Przede wszystkim zaś wiedzcie, że żadna ofiara w czystym sercu poczęta nie jest daremną i że walka wasza oddaje sprawie polskiej wielkie i niezaprzeczalne usługi.
Naczelny Wódz
generał broni
Kazimierz Sosnkowski
Londyn, 1 września 1944

    Soldiers of the Home Army,
    Five years have passed since the September Campaign (2) when Poland having listened to the British government's encouragement and having received its guarantees, engaged the German military might. The September campaign gave the Allies eight months of priceless time and allowed the British  to make preparations which led to the victorious Battle of Britain, a turning point  of history. History has yet to render its judgment on the impact the September campaign has had on the world's fate.  
    Polish mortal combat against the German imperialism has never been broken. As soon as the darkness of occupation fell on the Polish villages and towns, Polish Armed Forces were resurrected on foreign soil. For five years now, they have  fought the enemy on the high seas and on land defending the peoples’ freedom everywhere, and trusting that it  was the way to their own  truly free, independent and undivided Homeland.  The formation of underground resistance had begun in the occupied Homeland in October 1939. The history of its growth and battles, constitutes proof of what can be accomplished when the purest moral values are awakened. Soldiers of the Armed Forces in exile, victorious in the battles for London, the Atlantic, Rome and Paris  acknowledge the military merits of their brothers in arms  at  home  and look at those achievements as an example of moral guidance.
    For one month  now, fighters of the Home Army, together with the people of Warsaw, bleed on the barricades in the battle against the enormous supremacy of the enemy. Isolation of the September Campaign and isolation of the current battle for Warsaw, are not comparable. People of Warsaw, left alone and abandoned on the front of common struggle against the Germans, that is the tragic question which we the Poles are unable to understand given the technical superiority of the Allied forces, on the cusp of the sixth year of the war.
    Unable to understand it because we still believe that in the world governed by  morality justice will prevail. Unable to understand it because we believe that politics devoid of moral values is only capable of the sinister "Mane, tekel, fares" (3).Unable to understand it because it is hard for us to believe that opportunism motivated by physical force, can justify indifference in the face of the agony of the Capital of the country whose soldiers defended or liberated so many other capitals.    Lack of aid for Warsaw is explained away by logistics. Arguments of gains and losses are given. The loss of twenty seven planes over Warsaw in one month pales in comparison to the might of the military force of the Allies who currently have at their command several thousand planes of all types. If we are to consider the losses so carefully now, it also has to be remembered that Polish airmen suffered over forty percent losses in the battles over London. Fifteen percent crew and planes were lost while trying to help Warsaw.
    For five years now, the Home Army has fought the Germans in unimaginable conditions which the West may yet come to realize.  
    The Home Army in Poland is the only military organization to be recognized and considered. Its struggles, successes and victories are as clear as crystal. That is the truth that has been obscured for so long, so that someone, somewhere, strong and mighty would not furrow their brow. This truth will prevail and no hand will stop the shining light from Warsaw.  
    Warsaw is waiting. Not for empty gestures, lip service and pity. Warsaw is waiting for supplies of weapons and ammunition. Warsaw is not asking for alms like a poor relation, waiting for crumbs from the master’s table. Aware of the treaties entered into by the Allies, Warsaw demands that they be fulfilled.    
    Warsaw is fighting and waiting. Everyone is at arms, the soldiers of the Home Army, the workers, the youth, the children, the whole nation is miraculously united in the desire for the truth, victory and freedom.  
    If the people of our Capital were to perish under the rubble of their own homes, if the people of Warsaw were to be massacred for the lack of help and support, indifference or just cold hearted calculations, then the conscious of the world would be burdened with the sin of a terrible injustice inflicted on Warsaw, injustice unparalleled in history. Sometimes guilty conscious may kill.
    Your commander is accused of not foreseeing the abrupt halt of the Soviet offensive at the gates of Warsaw. None other but the tribunal of history will render its judgment, and we are not afraid of its verdict. We, the Poles, are accused of failing to coordinate our Rising with the military planners in Eastern Europe. If need be, we can prove how many of our attempts were ignored. For five years now, the Home army has been accused of feigning action against the Germans. Today the Home Army is accused of fighting too much and too well. Every soldier must now be thinking of Wyspianski's verse:
    "…filth and lies,
    I know it all, I know it well."

    Soldiers of the Home Army,
    We here make further efforts to secure help for you. We keep receiving new promises and assurances.  We trust in them and remain convinced that trust will not be taken away from m the Polish Armed Forces on the eve of victory and triumph of our common Allied goal.
    On behalf of your brothers in arms, carrying on fighting on all the fronts of the world, I would like to reassure you that  our thoughts are always with you. Let this knowledge make the burden of your days of awe and glory easier to bear. But first and foremost, I want you to know that any sacrifice conceived out of the purity of the heart, is not a sacrifice in vain and your struggle has done the Polish cause an indisputable service.
Commander-in-Chief
Lieutenant General  
K. Sosnkowski
London, September 01, 1944

piątek, 27 lipiec 2012 11:58

Łby żeliwne

Napisane przez

ligeza    "Jak jest powód, trzeba lać po pyskach" – wykłada młodemu księdzu doświadczony proboszcz w filmie Jana Jakuba Kolskiego zatytułowanym "Cudowne miejsce". "Jeśli masz powód, masz również prawo" – dopowiada popularna sentencja.
    I tyle teoria. Na kawałku Europy między Berlinem a Moskwą, konkretnie między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca, i pomiędzy Odrą a Bugiem, tak zwana praktyka dziejowa kształtuje się niestety w ten oto sposób, iż współczesne pokolenie Polaków jest prawdopodobnie pierwszym, które w swej znakomitej większości zdecydowało się zrezygnować ze wspólnotowej podmiotowości i siedzieć cicho, podczas gdy ich państwo z bólu aż skowyczy. Idzie to mniej więcej tak, że domorośli ekonomiści przekonują, że od statusu gospodarczego Polski ważniejsza jest ciepła woda w kranach, zaś domorośli poeci głoszą, że orzeł potrafi się ześwinić, ale żadna świnia ku słońcu nie pofrunie. Co gorsza, w licznych kręgach na tych właśnie mądrościach ludowych kwestia odzyskania podmiotowości przez naród, a siły przez państwo, trwale utyka.

    O tworzeniu przyszłości
    Ludzie poważni podchodzą do tematu tak, jak na to zasługuje, to znaczy poważnie, i mówią tak: "Upodlenie daje poczucie bezpieczeństwa, więc dominująca część Polaków upadla się z lubością. Dlatego społeczeństwo jako czynnik zmian NIE istnieje. Oczywiście piszę o postawach dominujących. Fakt, że 2 czy 20 tys. ludzi weźmie udział w jakimś marszu czy demonstracji, nie ma żadnego wpływu na masowe zachowania milionów. Te miliony, gdyby od nich zażądano, natychmiast wydałyby Putinowi wszystkich pisowców i wichrzycieli, gdyby obiecano im w zamian spokój. A jeszcze w TVN i Wybiórczej pochwalono by ich za patriotyzm i europejskość" (Józef Darski).
    Co w związku z powyższym czeka nas w najbliższej przyszłości? Poza kataklizmem gospodarczym nadciągającym wielkimi krokami? Peter Drucker, zmarły przed paroma laty pionier teorii zarządzania, twierdził, iż najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie. Z tak wyrażonym poglądem trudno polemizować, zatem idąc wskazanym tropem, zapytajmy, jaką właściwie przyszłość tworzą swoimi zaniechaniami Polacy? Jakie perspektywy, inne niż nędzne, ma przed sobą kraj, w którym osiemdziesiąt procent populacji większość dochodów wydaje na jedzenie i lekarstwa, zaś tutejszy spec od finansów łata budżet przy pomocy kreatywnej księgowości? Nie oszukujmy się, Polska nie istnieje dziś jako państwo niepodległe, w znaczeniu takiego, które samo określa własne interesy i potrafi skutecznie o nie zabiegać na arenie międzynarodowej.

    Trudne pytania
    Skąd bierze się w nas tak zdumiewająca obojętność dla spraw najistotniejszych z perspektywy wspólnoty? Co z naszą odpowiedzialnością za wspólnotę? Czemu wzruszamy ramionami tam, gdzie potrzebny jest krzyk protestu, płacz czy choćby wytknięcie palcem? Dlaczego objawy patologii powszednieją we wszystkich obszarach naszej egzystencji, a my zaczynamy utożsamiać je z normą? Z jakiego powodu, kunktatorsko owładnięci codziennością, odwracamy oczy od niegodziwości, zaciskając dłonie na telewizyjnych pilotach? Innymi słowy: czemu przywykamy do szaleństwa, przyzwalając na degradację idei spajających wspólnotę jednostek, na ramionach których dzisiaj stoimy?
    "Człowiek odpowiada nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi" – rzekł kiedyś kardynał Stefan Wyszyński, definiując kwestię odpowiedzialności. Ale współcześnie odpowiedzialność to także wizja celu, do którego powinna zmierzać wspólnota, i jej oczekiwanego kształtu. To lista aktualnych zagrożeń i spis metod skutecznego radzenia sobie z nimi. To właściwe definiowanie wartości wspólnych oraz troska o ich należyte przechowywanie i wzmacnianie. Albowiem sedno egzystencji wspólnotowej zawsze powstaje i trwa dookoła sztandaru. Czyli wokół jakiejś idei, spajającej daną wspólnotę. Tako rzecze współczesna socjologia. Całkiem niegłupio.

* * *
    Zacząłem od złotych myśli rodem z poziomu społeczności lokalnej, skończyć wypada na poziomie elit z rejonów górnej półki. Oto jedna z łacińskich paremii głosi: "beate vivere est honeste vivere" – żyć szczęśliwie, to znaczy żyć uczciwie. Zaś żyjący na przełomie drugiego i trzeciego wieku po Chrystusie rzymski prawnik Ulpian Domicjusz sugerował: "honeste vivere, alterum non leadere, suum cuique tribuere". Co znaczy: żyć uczciwie, drugiego nie krzywdzić, każdemu należne oddawać. Kwintesencja solidnego, wspólnotowego fundamentu.
    Niestety, nie każdy prawdy te rozumie, i nie wszyscy chcą je zrozumieć. Można nawet powiedzieć, że niektórzy nie chcą ich zrozumieć bardziej niż inni. Ot, łby żeliwne.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zapraszam również tutaj:
www.myslozbrodnik.blogspot.com

piątek, 27 lipiec 2012 11:51

Obywatelu, nie bądź tchórzem

Napisał


kumorA    Stary dowcip o bacy opowiadał, jak to na Podhale przyjeżdża po wojnie działacz partyjny, zbiera lokalnych górali i podchwytliwie pyta starszego bacy, jakie ma poglądy na kolektywizację wsi – ten zaś dyplomatycznie stwierdza, że takie jak Bierut. Niezniechęcony komunista pyta dalej, a na sojusz robotniczo-chłopski? – baca bez zająknienia, "takie jak Zambrowski". Trochę zniecierpliwiony, spodziewając się dłuższych wywodów, działacz pyta, a na przyjaźń polsko-radziecką? – I tu baca nie zaskakuje odpowiadając, że takie jak Ochab. Agitator nie wytrzymuje i pyta,  baco, a wy jakieś własne poglądy macie? Na co baca – "mam, ale je potępiam".
    Stare okoliczności, stare klimaty przypomniały mi się, gdy oto pewien pan, dzwoniąc do redakcji z jak najbardziej zasadnym problemem, odmówił napisania listu z obawy przed bliżej niesprecyzowanymi kłopotami, ponieważ "są to niepopularne poglądy". No proszę, i jak tu się śmiać z bacy...
•••
    Morderstwo na premierze "Batmana" pokazuje, jak łatwo w dzisiejszym świecie nafaszerowanym wirtualnymi światami utożsamić się w stu procentach z bohaterem i odpiąć od rzeczywistości. Niestety, iluzja sztucznych światów prowadzi do lekce sobie zabijania w realnym. Zbałamuceni ludzie, których ktoś odwiódł od prawdziwego życia, zamykając już od przedszkola w wykreowanym komputerowo matriksie; młodzi mężczyźni, którzy zamiast zakładać rodziny i zarabiać na dom, bujają w pastelowych przestrzeniach wysokiej rozdzielczości. Zazwyczaj budzą się dopiero, gdy pociągną za spust realnej spluwy albo gdy zgasną światła.
•••
    Ktoś mądry zauważył, że może jednak nie mamy w Toronto bańki mydlanej w condominiach. To prawda, że buduje się 30 tys. nowych mieszkań rocznie, ale z drugiej strony, każdego roku przeprowadza się tutaj 100 tys. nowych ludzi.
    Ostatecznym czynnikiem określającym w perspektywie długofalowej to, czy ceny mieszkań i domów będą rosły, czy malały, nie jest bowiem oprocentowanie kredytów, lecz demografia. Jeśli ludzie z danego terenu uciekają, nie ma siły, ceny spadną – jeśli przyjeżdżają – będą musieli gdzieś mieszkać...
•••
    Rządzący Ontario liberałowie, tuż przed ostatnimi wyborami uratowali dla siebie kilka mandatów poselskich, anulując własną wcześniejszą idiotyczną decyzję o budowie elektrowni gazowej w sercu aglomeracji torontońskiej na granicy Mississaugi i Toronto.  Wszyscy odetchnęli, a mało kto dzisiaj pyta, kto powinien ponosić odpowiedzialność za taką lokalizację planowanych zakładów? Dlaczego nie beknie za to żaden urzędnik ani polityk, gdy tymczasem różne przedsiębiorstwa dostają "na uspokojenie" za przekierowanie lokalizacji pod Sarnię ponad 200 mln dol. z naszych portfeli. Nie wiadomo nawet, kto konkretnie jest winny; nikt nie domaga się, by taka odpowiedzialna święta krowa nie dostała premii rocznej, nie mówiąc już o wyrzuceniu z pracy.  
    Jeśli zaś o mnie chodzi, to 200 mln piechotą nie chodzi i trzeba by za to kogoś rozliczyć.
    Nawet opozycja tylko półgębkiem mówi o sprawie, być może dlatego, by nie ruszać biurokratów, z którymi być może przyjdzie jej pracować. Tak więc nikt nie krzyczy, nie ma sprawy...
•••
    Podobnie, nie ma też sprawy, gdy premier wpycha Ontario w bałamutne kontrakty na budowę jakichś paneli słonecznych, których sprawność wynosi 20 proc., za które wszyscy będziemy płacić w podwyższonych cenach prądu.
    Nasi ekobolszewicy tłumaczą, że tak trzeba, bo oto topnieją lody Grenlandii i Arktyki i musimy wstrzymać oddech. Owo "powstrzymywanie" powinno mieć miejsce tam, gdzie się truje i brudzi, czyli w Chinach czy Indiach, a nie u nas. My zaś możemy dopomóc temu procesowi, zmniejszając konsumpcję, a tym samym obroty chińskich fabryk. No ale do tego żaden ekolog jakoś nie nawołuje.
    Za to będziemy stawiać wiatraki, od których wszystko co żyje w promieniu 10 km dostaje oczopląsu, i farmy fotoogniw, do których później będziemy się musieli nauczyć od Rosjan, jak rozganiać chmury...
    Tym  wszystkim fanaberiom sami jesteśmy winni,  bo nie patrzymy politykom na ręce; bo uznaliśmy, że i tak nie mamy na nic wpływu, więc lepiej cicho siedzieć – lub też dlatego, że jesteśmy świeżo upieczonymi imigrantami (100 tys. przyjeżdża rocznie) i wiemy, że do demokracji lepiej się nie wtrącać, bo od tego są ludzie z wyższej kasty.
     W ten oto sposób rzeczywiście rośnie nam pod bokiem nowa kasta – pracowników administracji różnego szczebla, osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach państwowych, które żyją w oderwaniu od realiów gospodarki i których głównym źródłem utrzymania są pieniądze wyciągane od reszty. Kasta ta kieruje się dobrze pojętym interesem własnym, co przekłada się na nasze stale wzrastające podatki.
    I znów można byłoby to kontrolować i temu zapobiegać, gdybyśmy uwierzyli w państwo obywatelskie, demokrację i zaczęli się organizować. Przede wszystkim zaś owi biurokraci muszą mieć świadomość, że nie należą do nietykalnych i za błędne lub celowo złe decyzje powinni ponosić odpowiedzialność zawodową i karną.
    Tu wrócę z przykładem inżyniera budowlanego, który idzie siedzieć, gdy mu się zawali budynek. Jeśli urzędnikowi "straci się" 200 milionów, powinien przynajmniej stracić stanowisko bez żadnej odprawy – tego wymagałaby prosta ludzka przyzwoitość.
Andrzej Kumor
Mississauga

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.