Friedrich August von Hayek w głośnym eseju "Dlaczego nie jestem konserwatystą" stwierdza, że podstawową ułomnością doktryny konserwatywnej jest brak jakiegokolwiek pomysłu dotyczącego kształtu przyszłości. Dlatego też konserwatyzm zawsze był wleczony drogą, której sam nie wybierał, i stawiany w obliczu wymuszonej aktywnością przeciwników postawy defensywnej.
Jak można było przewidzieć, kolejny przyjazd Madonny starannie opatrzą swoim suportem zawsze niezawodni w tych sprawach – Obrońcy Wszystkich Możliwych Świętości. Tym razem mają ambicje rozreklamować popowy występ na Stadionie Narodowym w Warszawie, zbierając aż 100 tysięcy podpisów osób wybitnie przeciwnych, z których większość oczywiście nie skojarzy ani jednego przeboju 54-letniej dziś piosenkarki, podobnie jak nie wymieni tytułu żadnego standardu Presleya, Doorsów czy Manhattan Transfer.
Trzy lata temu w podobnej sytuacji z blisko 40-milionowego narodu, w którym 97 procent obywateli deklaruje wyznanie rzymskokatolickie, w nerwowy sposób zachowało się jedynie 25 tysięcy Polaków, a komercyjny koncert wyznaczony na dzień 15 sierpnia odbył się bez żadnych przeszkód. Madonna podskakiwała z dala od świętych przybytków dla ponad 80 tysięcy z gruntu zadowolonej publiczności, która po prostu chciała się dobrze zabawić, nie wnikając w jej marketingowe wygłupy. Protestujący nie zdołali zorganizować wtedy zapowiadanej w mediach demonstracji, ani też nie spróbowali nawet zagłuszyć jej występu, co od początku było do przewidzenia dla wszystkich jako tako zorientowanych w temacie.
Podobne suporty stały się niestety specjalnością naszych wyjątkowo mało rozgarniętych "tradycjonalistów", którzy nie przepuszczą żadnej okazji, żeby co nieco zawstydzić normalnych na umyśle Polaków i katolików, a niezawodnie dać wsparcie najbardziej agresywnym przedstawicielom rozmaitych mniejszości. Ci z kolei nad wszystko chcą zniszczyć wizerunek normalnie funkcjonującego narodu, a zamiast częstego uśmiechu politowania lub co najwyżej grymasu niesmaku przyprawić mu gębę jakiegoś "anty" lub "foba", bo im to na dziś psychologicznie i politycznie pasuje. W taki to przecież sposób nabuzowani "Ob-rońcy" zafundowali nam przy okazji swych histerycznych występów godnego siebie adwersarza, czyli – Ruch Poparcia Rozmaitego Be, gdzie osobiste kłopoty z własną wiarą i płcią przemycili w życie publiczne przeróżni deprawatorzy, odmieńcy oraz ateistyczne filuty. Co znamienne, obydwie skrajne postawy łączy szczególnie silne zainteresowanie sprawami religii i seksu, przy czym każdy możliwy do wypracowania konsensus prawny jawi im się z różnych co prawda powodów, ale tak samo w oczywisty sposób – nie do zniesienia.
Wracając do kolejnego przyjazdu Madonny, to przystępną, ale dobrze wykreowaną warstwę muzyczną zawsze pomagają jej promować skandale właśnie na tle seksualnym i religijnym. Obrzydliwość tego procederu jest oczywista, ale biznes w tak bezideowym wydaniu nie ma skrupułów i szuka jedynie ekonomicznych profitów. Skuteczność gwarantują mu właśnie poczciwcy robiący bez cienia refleksji za naganiających kasę "pożytecznych idiotów". Czasem uda się zatem ruszyć gawiedź nieco bluźnierczym tekstem, pokazać ciało lub pograć na bardzo prostych emocjach, np. ostatnio w Polsce związanych z datą 15 sierpnia, czy skierowanym ewidentnie do oponentów debilnym hasłem "Nie ma miejsca na dwie królowe w tym kraju".
To oczywisty absurd, ale gdyby na serio brać taką "rywalizację", to choć oburzeni "Obrońcy" przegrali wówczas spektakularnie swe harce – w rzeczywistym wymiarze Święto Maryjne uczciły tego dnia dziesiątki milionów Polaków, wśród których była też pewnie większość osób bawiących się na bemowskim lotnisku.
I po co to było się pchać na nie swoje rewiry, niemądrze pokazać twarz i robić za frajer dobrze nie lubianemu Be?
Najzabawniejszy jest fakt, że wielu "konserwatywnych" mędrków akurat w tym właśnie czasie co roku szykuje pomyje, żeby je wylać na głowy "romantycznych" Polaków, co to się dali uwikłać w kolejne głupie powstanie. Dziś szajba odbiła inaczej, bo jest temat ekstra.
Pewnie niewielu Polaków w ogóle interesuje zapowiadany w "rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego" plastikowy show wygimnastykowanej gwiazdy, bo też wycieczki ze szkół nie zaliczą stadionowego występu, a wszystko i tak musi odbyć się w granicach obowiązującego prawa. Kto jednak chce pooglądać ciągle "niegrzeczną" Madonnę oraz posłuchać piosenek (podobno tylko z playbacku) za niezłą kasę, niech sobie płaci i ma, bo przecież Stadion też musi na siebie jakoś zarobić. Publicznego zgorszenia raczej nie będzie, a obrażanie uczuć religijnych w drastycznej formie zapewne Madonna zostawi naszym rodzimym "gwiazdkom", zdesperowanym, by cudem jakimś zaistnieć, mimo że warsztatowo nie dorastają oryginałowi do pięt. Królowa Popu nie unika też innych muz, lecz głównie zajmuje się piosenkarstwem rozrywkowym i prawdziwe sukcesy święci w promocji swych nagrań, których sprzedała jak dotąd ponad 300 milionów. Madonna jest laureatką 7 Grammy, otrzymała 2 Złote Globy, 20 MTV i Video Music Awards, zaś w roku 2008 została wprowadzona do Rock and Roll Hall of Fame, co w jej przypadku akurat nie musi spotkać się ze zrozumieniem wszystkich zwolenników tego gatunku muzyki.
Jak widzimy, mamy tu do czynienia z postacią wiele znaczącą w światowym show biznesie, której twórczości nie można jednak traktować w oderwaniu od dość miałkiego gatunku, który ze znawstwem uprawia. Trudno jest zatem przeceniać jej znaczenie w rzeczywistym kształtowaniu postaw myślącej części młodego pokolenia, a już lokowanie tego rodzaju twórczości w kategoriach religii, ideologii czy polityki jest ewidentnym nadużyciem. Zanim się zacznie protestować, warto zatem cierpliwie poznawać mechanizmy funkcjonujące w polityce, sztuce czy biznesie, aby zrozumieć relacje charakteryzujące rozmaite dziadziny ludzkiej aktywności. Dobrze jest także potrafić coś wykreować, czy wreszcie dobrze samemu umieć zarobić, by później brać się za układanie przestrzeni publicznej już z jaką taką zręcznością.
Dla znakomitej większości Polaków tożsamość narodowa z oczywistych powodów pozostaje związana z preferencjami religijnymi. Jesteśmy krajem wyjątkowo wprost jednolitym pod obydwoma względami i tradycyjnie tolerancyjnym dla spokojnie zachowujących się mniejszości. "Obrońcy" mają jednak spore kłopoty z myśleniem politycznym, kiedy deklarują ochronę cywilizacji łacińskiej, czy też dotykają spraw własnego narodu, który z kolei na siłę chcą uszczęśliwiać. Z demokracją, wolnością, a także ekonomiczną trzeźwością rzadko kiedy jest im po drodze, toteż nie mogąc pozyskać ceniącego sobie umiar wyborcy, poprzestają na nieskutecznych już z założenia akcjach protestacyjnych.
Przed trzema laty żałosne próby zbojkotowania z jednej, a uhonorowania z drugiej strony przyjazdu Madonny skomentowałem tekstem pt. "Madonna Show, czyli wielkie przeżycia Zadupian", który poruszył sporo osób i spowodował nawet pewną polemikę. "Obrońcy" nie wyciągają jednak żadnych wniosków ze swych kolejnych klęsk, a bywa też intelektualnych kompromitacji, których powodów oraz istoty przy pielęgnowanym namiętnie oportunizmie nie są nawet w stanie zrozumieć.
Wspomniany na wstępie Hayek znajduje słabości zwolenników prostego (u nas wręcz prostackiego) konserwatyzmu, praktykowanego bez aktualizowanej wiedzy, akceptacji naturalnych różnic i wiary w zwycięstwo dobra, także w wymiarze ludzkim. Warto zatem zakończyć niniejsze rozważania słowami, które zawarł w swoim eseju, twierdząc, że typowy konserwatysta jest w istocie człowiekiem o niezwykle mocnych zasadach moralnych, cierpi jednak na brak jakichkolwiek zasad politycznych. Spogląda też w przyszłość bez wiary w spontaniczny potencjał przystosowawczy. Konserwatysta, podobnie jak socjalista, czuje się zatem upoważniony do narzucania innym swoich poglądów, także siłą, co czyni ich w tym względzie bardzo podobnymi do siebie.
Jan Szczepankiewicz
Kraków, 12 lipca 2012 r.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!