Współczesnej nauki nie powołali do życia gwiazdorzy oświecenia, tylko mnisi ukryci za klasztornymi murami Średniowiecza.
Podobnie etyka cywilizacji zachodnioeuropejskiej oraz oparte na niej kodyfikacje prawne nie biorą się z dwutlenku węgla wydychanego przez luminarzy kulturowego marksizmu, lecz wyrastają wprost z chrześcijaństwa. I nie są to prawdy w jakikolwiek sposób limitowane czy dostępne wyłącznie jednostkom wtajemniczonym. Wielu próbuje, ale nikt przed nikim ukryć ich nie jest w stanie. By takie prawdy z czeluści zapomnienia wydobyć, wystarczy lekko pochylić się nad ogólnie dostępnymi źródłami.
Z drugiej strony, są to prawdy nad wyraz kłopotliwe dla współczesnych animatorów jedynie słusznej rzeczywistości. Stąd stale przysłania się je medialnym szumem. Można powiedzieć, że media utrzymują bezrefleksyjnych odbiorców z daleka od zdroju wiedzy, zręcznie szatkując im mózgi na ciapanko z rozgotowanej brukselki (z pierwszorzędnym efektem!), a czynią to po to, ponieważ im człowiek głupszy, tym mniej rozumie z otaczającego go świata, a im mniej rozumie, tym łatwiej takiego ogłupiać i w ogłupieniu utrzymywać.
Pięć lat rządów
Co gorsza, media mainstreamowe stały się sługusami władzy. Dlatego medialna maszynka uciesznie pobrzękuje, nieustannie wypluwając z siebie pseudowydarzenia, a przy tym skrupulatnie i w złej woli pomijając fakty istotne.
Na przykład ten, że między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca, w porównaniu z rokiem 2011, średnia wartość płaconych przez obywateli podatków wzrosła o 10 procent. Albo pomijając okoliczności związane z dynamicznym rozwojem handlu koncesjami gazowymi (przyznane zezwolenia nie zawsze nakazują posiadaczom prowadzenie prac badawczych i wydobywczych, a zarazem nie zabraniają odsprzedaży koncesji. Proszę sobie przeliczyć poziom potencjalnych zysków, gdy koncesja kosztuje pół miliona polskich złotych, a można ją odsprzedać innemu podmiotowi za kilkanaście milionów dolarów). Albo inny przykład medialnego pominięcia: działalność polskich filii zagranicznych banków, ponoć na potęgę transferujących gotówkę do zachodnioeuropejskich central. I jeszcze jeden, tym razem z obszaru kultury narodowej: upadek instytucji z prawie dwustuletnią tradycją, to znaczy Zakładu Narodowego im. Ossolińskich (najstarsza polska oficyna wydawnicza działała nieprzerwanie od 1817 roku. Jak ktoś celnie skonstatował: Ossolineum "przetrwało Królestwo Kongresowe, Powstanie Listopadowe, Wiosnę Ludów, Powstanie Styczniowe, dwie wojny światowe, »wyzwolenie« przez Sowietów, 45 lat komunizmu w PRL, ale pięciu lat rządów swołoczy już nie dało rady przetrwać").
Potrzeba wolności
W efekcie setek i tysięcy podobnych zafałszowań, naród, i tak uwsteczniony intelektualnie, uwstecznia się do imentu, zaś nasi nadzorcy zacierają dłonie, licząc wyrywany głupcom "kesz". Nawiązując do sztandarowej obecnie kwestii "ekologicznej energetyki", Robert Gwiazdowski pisze: "Gdyby biedni mogli wybrać, czy płacić więcej, żeby się żarówka w domu paliła, czy mniej, woleliby płacić mniej. Ale na etapie walki o sprawiedliwość lud jest niewyrobiony (...) więc nie można pozwolić ludowi decydować. Dla dobra ludu oczywiście. Dlatego (...) lud będzie musiał zapłacić więcej za prąd, żeby inwestorom się opłacało inwestować w produkcję droższej energii niż tańszej".
Józef Darski ujmuje to samo poprzez następujące uogólnienie: "Społeczeństwo postkomunistyczne jest zdominowane przez pragnienie bezpieczeństwa i wynikające stąd tchórzostwo, czyli niezdolne do działania. Nie odczuwa potrzeby ani wolności, ani godności, gdyż nie wie co to w ogóle oznacza. Chce jedynie niewoli, która nie wymaga żadnego ryzyka i odwagi, oraz pragnie kłamstwa, które pozwala mu odrzucać rzeczywistość i zachować poczucie bezpieczeństwa".
Chronić wspólnotę
Wszystko są to sprawy dostatecznie znane i stąd bierze się wzmożenie obserwowane u nadzorców polskich umysłów, determinujące wrogie działania inicjowane co rusz przeciw nam. Stąd trud, byśmy przestali rozumieć, na czym polega jeden z fundamentalnych mechanizmów tworzenia i podtrzymywania więzi we wspólnocie, mianowicie umiejętność odróżniania "swoich" od "obcych".
Bo nasi wrogowie, polityczni czy kulturowi, ów mechanizm opanowali do perfekcji. Znają bezwzględną wartość wspólnotowego etnocentryzmu, czyli lokowania swojej grupy ponad innymi grupami, oraz uznawania obowiązujących w jej wnętrzu reguł za nadrzędne kryterium, niezbędne dla właściwej oceny świata i stosowne uzasadnienie grupowych racji. Doskonale pojmują, jaki potencjał ochronny drzemie we wspólnotowej ksenofobii. Wiedzą, że tylko ona może ochronić wspólnotę przed rozmyciem jej macierzystego kontekstu – w kontekstach cudzych i nieprzyjaznych.
My też powinniśmy te prawdy przyswoić. Im prędzej, tym lepiej – i dla naszej wspólnoty bezpieczniej.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zapraszam również tutaj: www.myslozbrodnik.blogspot.com
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!