"Jak jest powód, trzeba lać po pyskach" – wykłada młodemu księdzu doświadczony proboszcz w filmie Jana Jakuba Kolskiego zatytułowanym "Cudowne miejsce". "Jeśli masz powód, masz również prawo" – dopowiada popularna sentencja.
I tyle teoria. Na kawałku Europy między Berlinem a Moskwą, konkretnie między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca, i pomiędzy Odrą a Bugiem, tak zwana praktyka dziejowa kształtuje się niestety w ten oto sposób, iż współczesne pokolenie Polaków jest prawdopodobnie pierwszym, które w swej znakomitej większości zdecydowało się zrezygnować ze wspólnotowej podmiotowości i siedzieć cicho, podczas gdy ich państwo z bólu aż skowyczy. Idzie to mniej więcej tak, że domorośli ekonomiści przekonują, że od statusu gospodarczego Polski ważniejsza jest ciepła woda w kranach, zaś domorośli poeci głoszą, że orzeł potrafi się ześwinić, ale żadna świnia ku słońcu nie pofrunie. Co gorsza, w licznych kręgach na tych właśnie mądrościach ludowych kwestia odzyskania podmiotowości przez naród, a siły przez państwo, trwale utyka.
O tworzeniu przyszłości
Ludzie poważni podchodzą do tematu tak, jak na to zasługuje, to znaczy poważnie, i mówią tak: "Upodlenie daje poczucie bezpieczeństwa, więc dominująca część Polaków upadla się z lubością. Dlatego społeczeństwo jako czynnik zmian NIE istnieje. Oczywiście piszę o postawach dominujących. Fakt, że 2 czy 20 tys. ludzi weźmie udział w jakimś marszu czy demonstracji, nie ma żadnego wpływu na masowe zachowania milionów. Te miliony, gdyby od nich zażądano, natychmiast wydałyby Putinowi wszystkich pisowców i wichrzycieli, gdyby obiecano im w zamian spokój. A jeszcze w TVN i Wybiórczej pochwalono by ich za patriotyzm i europejskość" (Józef Darski).
Co w związku z powyższym czeka nas w najbliższej przyszłości? Poza kataklizmem gospodarczym nadciągającym wielkimi krokami? Peter Drucker, zmarły przed paroma laty pionier teorii zarządzania, twierdził, iż najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie. Z tak wyrażonym poglądem trudno polemizować, zatem idąc wskazanym tropem, zapytajmy, jaką właściwie przyszłość tworzą swoimi zaniechaniami Polacy? Jakie perspektywy, inne niż nędzne, ma przed sobą kraj, w którym osiemdziesiąt procent populacji większość dochodów wydaje na jedzenie i lekarstwa, zaś tutejszy spec od finansów łata budżet przy pomocy kreatywnej księgowości? Nie oszukujmy się, Polska nie istnieje dziś jako państwo niepodległe, w znaczeniu takiego, które samo określa własne interesy i potrafi skutecznie o nie zabiegać na arenie międzynarodowej.
Trudne pytania
Skąd bierze się w nas tak zdumiewająca obojętność dla spraw najistotniejszych z perspektywy wspólnoty? Co z naszą odpowiedzialnością za wspólnotę? Czemu wzruszamy ramionami tam, gdzie potrzebny jest krzyk protestu, płacz czy choćby wytknięcie palcem? Dlaczego objawy patologii powszednieją we wszystkich obszarach naszej egzystencji, a my zaczynamy utożsamiać je z normą? Z jakiego powodu, kunktatorsko owładnięci codziennością, odwracamy oczy od niegodziwości, zaciskając dłonie na telewizyjnych pilotach? Innymi słowy: czemu przywykamy do szaleństwa, przyzwalając na degradację idei spajających wspólnotę jednostek, na ramionach których dzisiaj stoimy?
"Człowiek odpowiada nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi" – rzekł kiedyś kardynał Stefan Wyszyński, definiując kwestię odpowiedzialności. Ale współcześnie odpowiedzialność to także wizja celu, do którego powinna zmierzać wspólnota, i jej oczekiwanego kształtu. To lista aktualnych zagrożeń i spis metod skutecznego radzenia sobie z nimi. To właściwe definiowanie wartości wspólnych oraz troska o ich należyte przechowywanie i wzmacnianie. Albowiem sedno egzystencji wspólnotowej zawsze powstaje i trwa dookoła sztandaru. Czyli wokół jakiejś idei, spajającej daną wspólnotę. Tako rzecze współczesna socjologia. Całkiem niegłupio.
* * *
Zacząłem od złotych myśli rodem z poziomu społeczności lokalnej, skończyć wypada na poziomie elit z rejonów górnej półki. Oto jedna z łacińskich paremii głosi: "beate vivere est honeste vivere" – żyć szczęśliwie, to znaczy żyć uczciwie. Zaś żyjący na przełomie drugiego i trzeciego wieku po Chrystusie rzymski prawnik Ulpian Domicjusz sugerował: "honeste vivere, alterum non leadere, suum cuique tribuere". Co znaczy: żyć uczciwie, drugiego nie krzywdzić, każdemu należne oddawać. Kwintesencja solidnego, wspólnotowego fundamentu.
Niestety, nie każdy prawdy te rozumie, i nie wszyscy chcą je zrozumieć. Można nawet powiedzieć, że niektórzy nie chcą ich zrozumieć bardziej niż inni. Ot, łby żeliwne.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zapraszam również tutaj:
www.myslozbrodnik.blogspot.com
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!