Teksty
Publicystyka. Felietony i artykuły.
Od kilku dni jestem już w Polsce. Jest już lipiec. Przyjechałam na miesiąc. Na sierpień znów jadę do Niemiec, gdzie zarabiam, opiekując się ludźmi starszymi. W naszym miasteczku na zachodzie Polski olbrzymie bezrobocie.
Napisałam na jakimś blogu, że "Polska jest piękna, jako ziemia i jako naród" i jakiś bloger się do mnie przyczepił z komentarzami, że jestem na pewno z Tuskolandu, bo tak wychwalam Polskę. Co się dzieje w tej Polsce? Jestem szczęśliwa po przyjeździe do Polski i zawsze za nią tęsknię, gdy jestem daleko, w Niemczech.
Dzisiaj kupiłam dużo wiśni i dla każdego domownika starczy na pewno. Wiśnie już tańsze od czereśni, ale poznikały kolejki po owoce na targowisku, pewnie ludzie nie mają pieniędzy.
Pani starsza niemiecka zadzwoniła wczoraj do mnie z Hamburga. Będzie jechać na wczasy regeneracyjne do Kołobrzegu, chciałaby, żebym do niej przyjechała. Mąż jest już od maja w domu opieki w Hamburgu. Byłam u nich dwa razy. Ostatni raz w lutym tego roku. Odmówiłam, bo niedawno przyjechałam, nie na długo i za kilka dni przyjadą synowie moi kochani. Już nie mogę się ich doczekać.
W mieście spotkałam koleżankę. Jej siostra, która uczyła na moim miejscu pracy w szkole, już ma teraz coraz mniej pracy. Już uczy teraz tylko w jednej szkole. Młodzieży coraz mniej, klas coraz mniej. Mojej koleżance też nie udało się gdzieś zatrudnić. Pracowała kilka lat u dawnej koleżanki, w jej sklepie. Teraz już sytuacja inna, koleżanka musi sama wcześnie wstawać i swój towar sprzedawać.
Coraz trudniej jest zarobić w Polsce, coraz trudniej o pracę. O jakąkolwiek pracę. Mieszkamy w małym mieście, gdzie miała rozwinąć się turystyka. PGR-y zostały w swoim czasie zlikwidowane, okoliczni ludzie nie mają pieniędzy na autobus, żeby dojechać do miasta np. do lekarza. Z każdej rodziny chociaż jedno dziecko pracuje i mieszka od kilku lat w Anglii, Irlandii czy Holandii.
Kupiłam też prawie kilogram płotek, czyli rybek małych, złowionych na pewno w naszych jeziorach. Rybki były trzy razy tańsze od ryb morskich, były oczyszczone i bez łusek. Kupiłam, bo lubię je jeść, a także, żeby uszanować pracę tego kogoś, kto tak starannie te rybki oprawił.
Mąż robi teraz a la gołąbki, czyli wszystko tam jest, jak w prawdziwych gołąbkach, ale nie są zawinięte w liście kapusty. Idę smażyć rybki.
Wczoraj zadzwonił do mnie niemiecki Turek, który nas, czyli mnie i panią starszą niemiecką, zawiózł do domu. Było to w kwietniu, gdy byłam w Niemczech. Stałyśmy wtedy, z zakupami, czekając na autobus, ale były ferie i autobus nie przyjechał. Dałam mu mój telefon, gdyby taka sytuacja znów się powtórzyła.
Dawno już o nim zapomniałam, a on podobno dzwonił miesiąc temu, ale ja wtedy wyjechałam i mąż albo syn odebrał.
Zaprosił mnie wczoraj z rodziną na wrzesień lub październik. Ma dom nad jeziorem w Turcji i dużo owoców w ogrodzie. Morze blisko. Teraz jest tam razem z żoną swoją, z córką i z córki koleżanką – Polką. Zaproponował, że odebrałby nas z lotniska.
Dlaczego ja i dlaczego do mnie dzwoni? Bo ze mną można porozmawiać i tego mu brakuje. To miłe, ale jak możemy pojechać do całkiem obcego człowieka?
Chociaż była kiedyś taka sytuacja. Było to w 2006 roku chyba. Człowiek poznany przez Internet zaprosił nas do Sztokholmu. Nie zdecydowaliśmy się na mieszkanie u niego, chociaż zapraszał. Wynajęliśmy sobie jakieś w miarę tanie lokum. Byliśmy tam pięć dni, ale ten pan codziennie rano już u nas był i był wspaniałym przewodnikiem. Bez niego byśmy zginęli w tym wielkim mieście i pięciu poziomach czy piętrach kolejki podziemnej. Po wycieczce panowie – mąż z nim – pili sobie razem piwo.
Mąż mnie wygania z kuchni, najpierw chce swoje gołąbki robić, a dopiero moje ryby będę mogła smażyć. Śmieszny on jest, przecież można obok siebie wszystko robić. Kuchenka ma cztery palniki.
Śmieszny, bo przypominają mi się ś.p. teściowie, którzy zawsze rano się kłócili w kuchni o miejsce na kuchennym stole do robienia kanapek do pracy. To pewnie teść potrzebował przestrzeni życiowej. Był jedynakiem.
Jak kupił dzieciom kolejkę na Mikołaja, to sam się nią bawił, a oni mogli tylko patrzeć. Potem kolejkę zamykał na klucz. Kiedyś mężowi z bratem udało się raz pobawić tą kolejką, jak dorobili kluczyk do szafki. Następnie teść kolejkę sprzedał koledze z pracy.
Teść mi zawsze opowiadał kawały, jak do nich przyjeżdżałam. Wesoło wtedy było.
Moje miasto jest piękne i miłe. Szkoda, że nie ma w nim dla nas pracy. Trzeba było pilnować swoich miejsc pracy i się nie przeprowadzać tam, gdzie powietrze lepsze. Przeprowadzać się trzeba było do Warszawy najlepiej, bo oni tam mają więcej możliwości do zarobku, i to do większego zarobku. Przeprowadzka zawsze kosztowała pieniądze. Myślałam, że zawsze będę miała pracę chemika tutaj, a tu nauczyciele porobili sobie studia roczne podyplomowe. Uczą więc chemii, doświadczenia żadnego nie potrafią zrobić.
Miejsca pracy w szkole są już planowane na kilka lat wcześniej, na zapas. Ktoś z rodziny ważnej osoby idzie na studia i ma zarezerwowane po cichu, że w tym roku wróci, już po studiach. Przyjmuje się więc osoby na dwa lata, potem znów inną na dwa lata, żeby przeczekać ten okres. Teraz tylko znajomości się liczą.
Syn najmłodszy wrócił z plaży nad jeziorem. My też powinniśmy pojechać. Syn jeździ z kolegami. My też powinniśmy jechać. Drugi syn się izoluje i traktuje nas jak obcych. Ma jakieś zaburzenia psychiczne i boreliozę. Niedawno mu sprzątaliśmy i znów ma bałagan w pokoju.
Babcia powinna wreszcie do nas przyjechać. Chcę ją wreszcie zobaczyć. Tymczasem, od czasu rozprawy o majątek mojego ojca, którego to majątku nie widać, siostra nie chce mamy do mnie puszczać.
Byliśmy nad jeziorem. Mąż się kąpał, ja nie. Plaża nad jeziorem przechodziła w różne ręce kolejno. W latach 80. zbudowany został ładny, jak na tamte czasy, budynek – to Ośrodek Doskonalenia Kadr – partyjny, warszawski. Potem plażę ogrodzono i miała być płatna i nie dla każdego. Poleciały wtedy dwie piękne brzozy. Teraz jest to własność Caritasu, przyjeżdżają biedne dzieci na wakacje i kąpią się grupami w wodzie. Oj, sporo jest wtedy hałasu. Siostry zakonne moczą sobie nogi, siedząc na pomoście.
Na terenie tego ośrodka jest boisko do piłki siatkowej. Moi synowie, jak przyjeżdżają, zawsze są tam z kolegami wpuszczani, ale za to muszą w czymś pomóc, np. rozstawiali ostatnio wielki namiot.
Trzeba przyznać, że Caritas dba o ośrodek, Tak piękny nigdy nie był. Widać robotę ogrodników.
Potem markety, butle wody, bo tak się u nas zmieniło, że nawet wodę kupujemy. Dla mnie ta z dwutlenkiem węgla.
Ja kupiłam sobie loda i jem zawsze przed dojściem do kasy. Papierek oczywiście leży na zakupach, pan ochroniarz troszkę niespokojny. Patrzy, czy na pewno będzie zapłacone za tego loda. Ten dzisiaj nie był dobry, bo w środku miał kawałki czekolady. I po co to?
Pojutrze rodzina mojego męża będzie jechała nad morze. Zajadą do nas. Cieszę się, że ich zobaczę.
I problem z pracą córki. Ona ma 19 lat, pojechała miesiąc temu na wyspę Rugię do Niemiec. Pracuje w restauracji jako kelnerka. Wszyscy pracownicy otrzymali już wypłatę, tylko one nie. Patrzyłam, w umowie brak wzmianki o tym, kiedy pensja miesięczna będzie wypłacana.
Porozumiewamy się tylko za pomocą smsów. Córka wcześniej nie chciała, żebym zadzwoniła do firmy polskiej, która pośredniczyła w ich zatrudnieniu. Ale jutro będę musiała się dokładnie wypytać. W umowie niemieckiej jest napisane, że mieszkanie będzie do dyspozycji. W umowie polskiej jest wzmianka, że za mieszkanie będą płacić. Niedużą sumę, ale płacić.
Poza tym miały wziąć ze sobą czarne buty, jako dodatek do ubrania roboczego kelnerki, firma polska o tym nie wspomniała. I pieniądze, które dałam jej, żeby tam miała, musiała wydać na te buty. Jeszcze ktoś wysłał dzisiaj córce smsa , że ta firma oszukuje, że nie płaci. Ona ma umowę z restauracją niemiecką.
Mama odwiedzi nas w niedzielę. Dawno jej nie widziałam.
Od rana się martwię naszą sytuacją. Może ludzie okoliczni w Polsce mają jeszcze gorzej, bo wpakowali się w długi. I w bankach, i są zadłużeni w spółdzielni mieszkaniowej, bo nie płacą za czynsz. Nie mają czym płacić.
Ale my, my nic nie mamy, tylko to mieszkanie. Samochód już stary, z roku 1995. Dobrze, że mamy dobrego mechanika. Ale fotel ktoś dał w tym samochodzie sportowy. Trzeszczy w czasie jazdy, na pewno jest poluzowany. Już dawno powinniśmy kupić normalny fotel kierowcy. Pytaliśmy tu i tam, i nie było tego rodzaju na szrotach.
Pracy tu nie mamy i coraz mniej nas z Polską łączy. Polskę kochamy, za Polską tęsknię, ale środowiska pracy już tutaj nie mam. Bo nie mam tu pracy. Z dawnymi koleżankami czasem się porozmawia.
Ale losy ich też są różne. Jedna, co dorobiła się majątku, pracując w ubezpieczeniach, wybudowała sobie domek i rzadko się ją spotyka, bo mieszka na peryferiach. Inna znów, wesoła dziewczyna w szkole, załamała się po śmierci męża i podobno z domu nie wychodzi. Myślałam, że jako pielęgniarka wyjechała gdzieś do pracy za granicę. Powinnam mieć tu pracę, był czas, że szkoły do mnie do domu dzwoniły z propozycjami pracy. Dzieci wtedy były małe. Potem przyszedł rok 2000, gdy zgłosiłam za namową adwokata nieuczciwą pracownicę, za niewypłaconą pensję. Potem byłam inwigilowana, bo nie chciałam się zgodzić na umorzenie sprawy. Za ważną osobę poruszyłam, za ważny zakład. Politycznie ważny. Szkoda, bardzo lubiłam uczyć w szkole.
Mąż stracił pracę rok temu, zakład przeniesiono do dużego miasta. Pracują w nim teraz rodziny po trzy pokolenia tych rodzin, bo babcia, matka i wnuczka. Pracują politycy, którzy chwilowo czekają na swój politycznie aktywny czas. Z dawnych pracowników ostała się tam tylko garstka ludzi, którzy ze sobą pili. To bardzo niesprawiedliwe, bo pili przez wiele lat w pracy i nic nie robili. To był dobry zakład. Szkoda mi męża, on tak tęskni za pracą. W domu już robi teraz wszystko. Sprząta, gotuje, po zakupy, z psem. Jak jestem w Niemczech, to wiem, że mogę na nim polegać, że wszystko w domu będzie dobrze. Dobrze nie będzie, bo tęsknimy za sobą.
Z pracy w Niemczech nic nie mam. Pracuję na umowę zlecenie. Jak przyjeżdżam do Polski, to rejestruje się na ten miesiąc w Urzędzie Pracy jako osoba bezrobotna. Teraz jednak przyjechałam i wyznaczono mi wizytę dopiero za tydzień, bo mają dużo osób do rejestracji. W ten sposób wiszę. Nie jestem ani pracująca, ani niepracująca. A państwo może wykazać się zmniejszonym bezrobociem. Jak się pójdzie do urzędu, to ludzi tam mało. Kolejek żadnych.
A jakie ładne teraz te urzędy, jakie dofinansowane. Na pewno znajdują tam pracę rodziny ważnych osób.
No to nic nie mamy, pracy tu nie mamy i boję się, że moje dzieci nie będą miały na chleb. Od października zostanie z nami jeden najmłodszy syn. Córka pójdzie na studia.
Miała nadzieję na jakieś dofinansowanie państwa do jej kierunku inżynieryjnego, ale wygląda na to, że państwo chce ratować uczelnie, które już powinny zbankrutować. Gdyby poszła na taką uczelnie, to miałaby potem trudności z dostaniem pracy. Pracodawcy cenią niektóre uczelnie, innych nie.
Wybrana przez nią uczelnia nie postarała się chyba o takie dofinansowania dla swoich studentów, bo studentów ma pod dostatkiem. Nie musi ich ściągać.
Byłam sama na spacerze z psem, siedziałam na ławce i czytałam umowę mojej córki.
Umowa dotyczy jej pracy w Niemczech, na wyspie Rugia, jako kelnerki. Umowa nie jest przetłumaczona na j. polski, jest po niemiecku.
Dopiero teraz, gdy reszta pracowników restauracji dostała pieniądze, a one nie, to zaczynamy się martwić i o wszystkim myśleć.
Była to umowa, w której pośredniczyła firma polska, ale ona wyszukała tylko pracowników firmie niemieckiej i miała nie brać pieniędzy, bo to w ramach jakiegoś programu.
Tymczasem firma polska przysłała im umowę między dziewczynami, a ta firma, tłumacząc, że to tylko po to, żeby się zorientowały, jak będzie wyglądać umowa niemiecka, którą podpiszą już w Niemczech, z niemieckim pracodawcą. Tam było napisane, że każda z nich będzie płacić 80 euro miesięcznie za pokój. Potem pani przysłała umowę niemiecką, przykładową. I tam było, że pokój jest do ich dyspozycji i nic o zapłacie nie ma mowy.
Dodatkowo Niemka, która też pośredniczyła, w ramach swojej firmy, ona ma teraz nieczynny e-mail. To już się nie podoba. No i dziewczyny dostały tam sms, nie wiadomo od kogo, że firma, w której pracują, oszukuje i nie wypłaca pieniędzy.
Więc jesteśmy zaniepokojeni. Dziewczyny chcą tam dalej pracować, jeszcze do końca sierpnia. Nie chcą, żebym działała za ostro.
Wanda Rat
Polska
Jednym z "białych słoni", na które niewiele w mediach głównego nurtu zwraca się uwagi, jest kwestia interesów żydowskich w Polsce.
Można się tylko domyślać, że są rozległe.
Co ciekawe, sprawę pomijają również najprężniejsze środowiska opozycyjne, jak np. środowisko "Gazety Polskiej". Analiz, nie mówiąc już o krytyce polityki Izraela, w publikacjach tego grona nie uświadczysz.
Tymczasem z polskiego punktu widzenia są to zagadnienia ciekawe i istotne. Nie tylko zresztą z polskiego – o czym świadczyć może zainteresowanie wizytą kandydata na prezydent USA, Mitta Romneya, w Izraelu. Romney, który jest wyznania proizraelskiego (jak wszyscy mormoni), stwierdził m.in., że zacofanie gospodarcze terenów palestyńskich "to kwestia kulturowa". Jeśli na taką wypowiedź pozwala sobie niewykształcony amerykański turysta z Cincinati, to można ręce załamać, ale jeśli tak mówi ewentualny prezydent USA, to muszą się włączać dzwonki alarmowe.
Inną rzeczą ciekawą w kontekście stosunków żydowskich jest jednoznaczne wspieranie w publikacjach wspomnianego środowiska prawicowego prezydenta Gruzji Saakaszwilego w tamtejszych wyborach. Owszem, Gruzini wielkiego wyboru nie mają, a kontrkandydat obecnego szefa państwa jest ekscentrycznym miliarderem, pewnikiem powiązanym z służbami postsowieckimi, ale... Nie jest to takie proste.
Czy Saakaszwili jest powiązany z służbami (którego państwa?), czy nie, nie wiadomo, ale wiadomo, że Gruzja pod jego rządami znacznie zacieśniła stosunki z Izraelem, zaś opisywana przez publicystów prawicy z GP agresja rosyjska na Gruzję wywołana została w następstwie ataku Gruzinów na sporne terytorium – enklawę rosyjską. Nawet jeśli jesteśmy murem po czyjejś stronie, warto przytaczać fakty; ich pomijanie zawsze ma skutki przeciwne do zamierzonych.
No bo nie bez znaczenia jest fakt, że lansujemy kandydata, który z kolegami Izraelitami (i ich kuzynami z USA) trzyma sztamę.
Po co Izraelowi Gruzja? – ponoć jako przyczółek do nalotów na Iran, ewentualnie jako lotnisko zapasowe dla samolotów po nalocie...
Chodzi więc o to, że polskim interesom narodowym raz może być z izraelskimi po drodze, a raz nie bardzo, i trzeba potrafić nasze własne interesy odnieść do cudzych. Żeby się nie okazało, że polski rząd (przyszły czy obecny) znów coś tam zrobi za friko w ramach "za naszą i waszą". Cudze interesy muszą być rozpoznane. Tymczasem debata o interesach żydowskich w Polsce praktycznie nie istnieje.
Jedni coś tam emocjonalnie krzyczą przeciw Żydom, inni wstydzą się nawet oczy na Żyda podnieść...
Tymczasem jest o czym rozmawiać i powinno się to robić otwartym tekstem, publicznie, bez zahamowań, a nie pod stołem.
Jednym słowem, rad bym wiedzieć, co Polska ma za dobre stosunki z Izraelem, poznać, ile wynoszą żydowskie inwestycje w Polsce.
Niezadeklarowana nigdzie doktryna bezpieczeństwa Polski realizowana przez część tzw. prawicy polskiej – wedle wszelkich oznak zewnętrznych, polegała na mirażu oparcia się na Izraelu.
Koncepcja idzie tak, że jedynie amerykańskie gwarancje i ewentualne stacjonowanie w Polsce wojsk USA może nas wyrwać z odradzającego się historycznego szczękościsku rosyjsko-niemieckiego.
Druga przesłanka zakłada, że z oczywistych powodów, pomimo licznych animozji i niechęci do Polaków zwłaszcza żydostwa amerykańskiego, wielu Żydów izraelskich ma do Polski sentyment. A przecież – i tu przesłanka trzecia – Żydzi mają przemożny wpływ na kształtowanie polityki zagranicznej (i nie tylko) w USA.
Zatem – że "zamkniemy" sylogizm – skoro zainteresujemy bezpieczeństwem Polski Izrael – damy Żydom co tam w Polsce chcieliby mieć – to oni załatwią nam gwarancje Waszyngtonu, co pozwoli podstemplować zaciskające się szczęki euroazjatyckiego układu.
W podświadomości elit rosyjskich i niemieckich Polska jako niezależny ośrodek polityczny jest całkowicie zbędna – a podświadomość ta ukształtowana została jeszcze w czasach przedrozbiorowych i pokutuje do dzisiaj z krótką przerwą na "bękarta układu wersalskiego".
Tak więc dzisiejsze uwielbienie zdecydowanie proizraelskiego (politycy amerykańscy mogą być jedynie mniej lub bardziej proizraelscy) Romneya to efekt odgrzania przez środowiska, głównie PiS-owe, tejże właśnie koncepcji, popsutej nieco przebywaniem Obamy w Białym Domu.
Może jest to jakieś rozwiązanie, ale ma ono kilka słabych punktów. I o tym właśnie trzeba głośno mówić.
Jednym z nich jest to, że Żydzi są w stanie zabezpieczyć interesy na terenie Polski nie tylko "via Warszawa", ale również "via Berlin" czy Moskwa. Wcale nie jest powiedziane, że w interesie żydowskim leży odrodzenie Polski jako silnego ośrodka politycznego w Europie Środkowo-wschodniej. Owszem, można Polskę wykorzystać do wielu gier i gierek, ale nie po to, by Warszawa miała coś ugrać wobec Rosji czy Niemiec. Tym bardziej, że żydostwo aszkenazyjskie Rosję zna, wywodzi się z niej i ma do niej o wiele mniej pretensji niż do Polski. "Wdzięczności za wyzwolenie" nie wspominając.
A więc polskie strategie geopolityczne są bardzo ograniczone. Mimo to należy o nich mówić głośno i otwarcie, aby polskie dzieci wiedziały, z czym mają do czynienia.
Słoń jest. Stoi. I nie można go ignorować, nawet jeśli nie pasuje do naszej bajki
Andrzej Kumor
Mississauga
Nakładem wydawnictwa Zysk ukazała się praca zmarłego profesora Pawła Wieczorkiewicz i trzydziestoletniej historyk Justyny Błażejowskiej "Przez Polskę Ludową na przełaj i na przekór". Autorzy na 620 stronach publikacji w bardzo przystępny i atrakcyjny sposób przybliżyli czytelnikom kilkanaście ważnych zjawisk z historii PRL. Każdy opis zagadnienia wzbogacony został dodatkami w tekście (tekstami źródłowymi, wspomnieniami, fotografiami, zestawieniami czy przykładami obecności opisywanego zjawiska w kulturze popularnej PRL). Autorzy w swojej pracy wykorzystali wiele relacji komunistycznych notabli.
Pierwszy rozdział poświęcony jest głównie uciekinierom z PRL reprezentującym elity komunistycznego okupanta. Autorzy opisali również zamknięcie granic PRL, traktowanie przez władze paszportu jako przywileju dla lojalnych, zmiany kadrowe w LWP po 1956 roku. Wyjątkowo ciekawe okazały się wątki rewizjonistyczne zakładające akceptację bezpieki dla ucieczki Mikołajczyka czy umożliwienie przez Sowietów ucieczki Światły i Kuklińskiego.
Drugi rozdział poświęcony jest walce o przywództwo nad "Polską" ludową. Władzy: Gomułki (1943 do 1948), Bieruta (wciągniętego do ruchu komunistycznego przez masona i okultystę Jana Hempla), Ochaba (jednego z nielicznych gojów wśród komunistów), powtórnie Gomułki (który jako jedyny z przywódców PRL walczył o uniezależnianie PRL od ZSRS), Gierka (który do PRL przybył z Francji dopiero w 1948 roku, zliberalizował system i odszedł z nadejściem Solidarności), Kani (który z komunistami związał się dopiero po II wojnie światowej), absolutnie lojalnego wobec ZSRS Jaruzelskiego i Rakowskiego.
Trzeci rozdział pracy Wieczorkiewicza i Błażejowskiej poświęcony jest marcowi 1968, który dziś fałszywie sprowadza się tylko do antysemickiej nagonki jednych komuchów na drugich. Autorzy przypomnieli, że odpowiedzią na protest pisarzy przeciw "skandalicznej dyktaturze ciemniaków" było przemówienie Gomułki, który zaatakował Kisielewskiego za promocję antysemityzmu. Jasienicę z kolei zaatakował za walkę w antykomunistycznej partyzantce. Ofiarą rozpętanej przez Gomułkę nagonki stał się też Szpotański za deklamowanie swoich satyr (dowodów na jego zbrodnie przypadkiem dostarczyła Nina Karsov, która nagrała poetę). Zakres inwigilacji komunistów obrazuje fakt, że na Jasienicę donosiła TW SB, której zlecono uwiedzenie i zamążpójście za pisarza. Władze nie ograniczyły się tylko do inwigilacji pisarzy, Kisielewski został pobity, a Zawieyski zamordowany.
Wieczorkiewicz i Błażejowska piąty rozdział poświęcili polityce paszportowej PRL. Autorzy przypomnieli, że po II wojnie światowej brytyjskie władze i obywatele szykanowali polskich żołnierzy PSZ na Zachodzie, wymuszając na nich wyjazd pod sowiecką okupację. Komunistyczne władze uniemożliwiały Polakom wyjazdy poza granice "Polski" ludowej. Uniemożliwiono też wjazd cudzoziemcom na ziemie polskie. Paszporty stały się nagrodą dla lojalnych wobec władzy, ceną za paszport była współpraca z bezpieką. Granice szerzej otworzył dopiero Gierek. Pozwoliło to na rozwój czarnego rynku.
Szósty rozdział książki poświęcony jest sportowi w PRL i rywalizacji Polaków z Sowietami na arenach sportowych. Siódmy przybliża czytelnikom zakres interwencji ZSRS w politykę władz PRL, walki między frakcjami PZPR, gotowości części LWP do walki zbrojnej z interwencją Armii Czerwonej. Nieustannego przypominania warte są wiadomości o gospodarce PRL przybliżone przez autorów w rozdziale ósmym. Zniszczenie przez komunistycznego okupanta handlu prywatnego i przedsiębiorczości, prześladowanie prywatnego rolnictwa doprowadziło w "Polsce" ludowej do stałego braku jedzenia, ubrań, środków czystości i wszystkiego niezbędnego do życia (łącznie z papierem toaletowym). Nieustanna bieda i braki dóbr konsumpcyjnych były powodem licznych protestów robotniczych w PRL. Owocem tej patologii był system kartkowy, kolejki, szokująco niska jakość towarów, wszechobecny brud, brak higieny, uprzywilejowanie pracowników handlu, korupcja i czarny rynek.
Formą walki z komunistyczną okupacją były nielegalne czasopisma i książki opisane w rozdziale dziewiątym. Przejawem walki były też protesty robotnicze np. w roku 1976 opisane w rozdziale dziesiątym, z jednej strony będące wyrazem niezadowolenia eksploatowanych robotników, a z drugiej cynicznie wykorzystywane przez frakcje komunistyczne do walki o dominację we władzach. Autorzy opisali same wydarzenia, ich konsekwencje dla robotników, opozycji (KOR) i dyktatury.
Do tematów protestów robotniczych Wieczorkiewicz i Błażejowska powrócili w rozdziale jedenastym. Ukazują, jakie zagrożenie dla interesów ekonomicznych nomenklatury stanowiło powstanie Solidarności. Autorzy przybliżyli też opozycję przedsolidarnościową, postacie TW SB, którzy stanęli na czele protestów (Wałęsy i Jurczyka), kulisy wprowadzenia stanu wojennego, opisy walk frakcyjnych w PZPR w tym okresie.
Dwunasty rozdział poświęcony zagadnieniom mody, także jako areny konfrontacji ideologicznej, subkulturom, prywatnemu handlowi odzieżą, państwowej brzydkiej i kiepskiej jakości odzieży, powszechnemu niedoborowi ubrań.
Polityce historycznych kłamstw PRL poświęcili autorzy trzynasty rozdział swojej pracy. Komuniści w ramach swojej polityki kłamstw: fałszowali obraz rzeczywistości i przeszłości, wykreślali z narracji historycznej to, co im nie pasowało (wszystko co nie było komunistyczne), preparowali archiwalia, usunęli uczciwych naukowców i zastąpili ich swoimi cynglami (wymienionymi przez autorów z nazwiska). Swoje kłamstwa kolportowali w gigantycznych nakładach, prawdę w zaciętości likwidowali. Narzędziami komunistycznej machiny kłamstw stało się kino, telewizja i literatura popularna. Praktyki te kontynuowano w III RP wobec Dariusza Ratajczaka i Pawła Wieczorkiewicza.
Rozdział czternasty mówi o patologiach realnego socjalizmu. Eksploatowanie robotników, stachanowskie normy, język propagandy, upolitycznienie edukacji, plaga chorób wenerycznych (wynikająca z masowych gwałtów dokonywanych przez czerwonoarmistów), prostytucja. Szczególnie charakterystyczny dla PRL był brak higieny: obsrane toalety, brak toalet, powszechny bród, brak środków czystości, brak bieżącej wody i kanalizacji. Innym przejawem PRL był alkoholizm. Powszechne pijaństwo w pracy. Popełnianie przez milicjantów przestępstw pod wpływem alkoholu i pędzenie przez funkcjonariuszy bimbru.
Piętnasty rozdział poświęcony jest kulturze PRL. Upolitycznieniu kultury, socrealizmowi, powszechnej kolaboracji artystów, pewnej liberalizacji po 1956 roku.
W szesnastym rozdziale opisana została gospodarka morska, zniszczenie przez Armie Czerwoną Pomorza (Armia Czerwona na potrzeby sowieckiej kroniki filmowej powtórzyła atak na Gdańsk i Kołobrzeg, z zajętych terenów ukradła wszystko, co można było przewieźć do ZSRS). Problemem był brak fachowców (usuwano i nie dopuszczano do pracy niekomunistów) i pasożytnictwo ZSRS na gospodarce PRL.
Ostatni rozdział poświęcony jest intrygom i walkom frakcyjnym wewnątrz PZPR (w interesie frakcji internacjonalistycznej Jan Nowak-Jeziorański wykorzystał RWE do zwalczania frakcji odwołującej się do Polaków).
Jan Bodakowski
Polska
Opozycja patriotyczna czy antypaństwowa?
Napisane przez Jan SzczepankiewiczJako Polacy żyjemy obecnie w niezwykle przyjaznym czasie i spokojnym miejscu, co sprzyja wzrostowi tak duchowemu, jak materialnemu każdego pracowitego, a przy tym pozytywnie nastawionego człowieka.
Pierwsze pokolenia urodzone w czasie pokoju, od ponad dwóch dekad wolne są od bezpośrednich przymusów, gróźb biologicznej degradacji oraz niezawinionych, a gigantycznych w swoich rozmiarach strat materialnych. Nikt nie upuszcza nam krwi, nie ma zsyłek na Sybir, frontowych zniszczeń, konfiskat, nacjonalizacji czy obcych wojsk stacjonujących w granicach kraju. Nie musimy już być "europejskim przedmurzem" ani "najweselszym barakiem" w wykreowanym przez Jałtę obozie azjatyckich demoludów.
Cywilizacyjnie wystarczy, że zachowamy się adekwatnie do sytuacji, tzn. nie damy z jednej strony przekonać do porzucenia dającej przewagi dobrze rozumianej tradycji, a z drugiej przerobić na postępowe zwierzątka pielęgnujące swe ekonomiczne wady pod egidą socjalistycznego systemu.
W kwestii stricte materialnej wypada jedynie zaakceptować konieczność ciągłej pracy nad sobą oraz podjęcia rywalizacji w zmiennych warunkach europejskiej integracji oraz mającym nieodwracalne skutki otwarciu globalnym. Tu każdy pilnuje swego i trzeba zwyczajnie sprostać.
W połączeniu z niespotykanym bezpieczeństwem życiowych realizacji wystarczy zatem, byśmy potrafili kreować kompetentną władzę państwową, dobrze zaopatrywać swoje rodziny, kształcić dzieci, dbać o zachowanie tożsamości oraz na miarę indywidualnych predyspozycji bogacić się i stawać moralnie lepszymi.
Mamy do tego warunki najlepsze od 300 lat!
Tak pozytywny przekaz powinien szybko zastąpić powszechne dziś narzekanie, wstydliwie wypełniające sporą część naszej publicznej przestrzeni.
Dziadowski defetyzm oraz postawy roszczeniowe upośledzają bowiem możliwość osiągnięcia osobistego sukcesu, podobnie jak wybór socjalistycznego modelu państwa odbiera szanse rozwoju kraju i dławi konkurencyjność w wymiarze zewnętrznym.
Polacy muszą nawiązać do tych tradycji, które dawały im siłę w czasach Pierwszej Rzeczypospolitej, tzn. odrzucić kompleksy "ubogich krewnych" oraz ciągoty do zawłaszczenia spraw z definicji wspólnych, jakie wciąż ciągnie za sobą "patriotycznie" zorientowany, ale do szczętu zepsuty homo – peerelus.
Pojęcie "mediów polskojęzycznych" stanowi typowy przykład podejścia z założenia negatywnego do wszystkich poglądów i zjawisk, których nie uważamy za swoje, a które chcemy na siłę zastąpić "jedynie polskim", czy też "jedynie katolickim" przekazem. Przekazem bardzo często intelektualnie niehigienicznym, formalnie ułomnym, zaś w kwestii opisu rzeczywistości nieprawdziwym, jakiego znakomita większość współcześnie aktywnych rodaków nigdy nie zaakceptuje.
Najłatwiej przecież jest "kochać" Polskę i Kościół w czasach demokratycznych swobód, kiedy to "patriotyczne hobby" stało się całkiem bezpieczne, by nie powiedzieć w niektórych przypadkach bezkarne.
Trudniej jest podnosić wiedzę, pożytecznie pracować, płacić podatki, dogadać się z własną rodziną, nie drzeć kotów z bogatszym sąsiadem, nie szukać winnych za własne niepowodzenia…
Wygodnie też kochać zmarłych, bo ci nie mogą się odciąć od psychiatrycznych wygłupów swoich dzisiejszych "fanów", ani tłumaczyć publicznie, co mieli na myśli, pisząc ważne na tamten czas słowa czy inicjując powstanie znaczących ruchów.
Świetnym pomysłem na rozwalanie wszystkiego jest przekonanie, że skoro nasze "elity patriotyczne" zginęły w Katyniu czy pod Smoleńskiem, to ich pamięci posłuży uliczny eksces niedoceniony przez media "polskojęzyczne", ale za to ze śmiertelną powagą celebrowany przez te "jedynie polskie".
W takim to właśnie kontekście należy zwrócić uwagę na zjawisko zdziczenia polskiego patriotyzmu w wersji kontestacyjnej, który nie dość że daje nieprawdziwy obraz kraju, co szkodzi ewidentnie naszym interesom, to jeszcze pragnie za wszelką cenę zaszczepić w umysłach najsłabszych poczucie beznadziejności, robiąc głównie staruszków tym razem nie "na wnuczka", ale "na Polskę" .
Na nic się zdadzą patriotyczne hasła w sytuacji, gdy demonstracja "polskości" w koszmarnych formach zaczyna gorszyć większość normalnie żyjących i pracujących obywateli Rzeczypospolitej.
Opatrzone pieczęcią "Prawdy" serwisy informacyjne mediów "jedynie polskich" treścią i formą przypominają relacje z frontu albo co najmniej opis obszarów dotkniętych klęską.
Żyjące dziś w politycznej symbiozie zła starość i postzwiązkowe lewactwo niczym chwast wytłamsiło wszystko, co nosić mogło miano rozumnej prawicy, mianując się nią przewrotnie, by kosić kasę z podatków praktycznie bez opozycji.
W "patriotycznych" przekazach giną gdzieś sfera codziennej pracy i znika z pola widzenia normalnie żyjący Polak. Niewarte zauważenia zdają się gwarne ulice, na których pełno jest pięknych kobiet i dobrych aut, czy rozpieszczane dziś dobrobytem dzieci solidnie pracujących rodziców.
Nikt nie chce widzieć starannie odnawianych zabytków ani jeszcze niedawno zapyziałej do bólu prowincji, której ulice, świątynie oraz domostwa z roku na rok coraz bardziej jaśnieją równą nawierzchnią, wymienionymi oknami i świeżym tynkiem.
Adresatami przekazu "opozycji patriotycznej" są bowiem dzisiaj osoby, których od lat nic już nie cieszy, a satysfakcję czerpią wyłącznie z niefartu innych. Pakietowane grupy złych starców stanowią coraz cenniejszą zdobycz w sytuacji, gdy mądrych ludzi obrzydza styl polityki, jaki pod szyldem "patriotycznej prawicy" proponują polskiemu wyborcy ich dysponenci.
Opozycja budująca nieprawdziwy, bo przesadzony w każdym niemal calu wizerunek "totalitarnego" kraju, upadającej gospodarki i głodujących z niezawinionej nędzy rodziców polskich dzieci przestaje spełniać rolę, jaką przewiduje dla niej system demokratyczny.
Taka opcja staje się piątą kolumną we własnym państwie i przedstawiając same niepowodzenia, szkodzi polskiej racji stanu w każdym z jej wymiarów.
Z życia publicznego Polacy czym prędzej powinni się pozbyć ludzi "uprawiających politykę" rozumianą głównie jako walka o przywództwo w opcji i ciąg personalnych wojen.
Patrząc na polityczne kanty ostatnich dekad, zdaje się jednak, że Polakom łatwiej jest improwizować, bojkotować, strajkować, narzekać i modlić się o "Ojczyznę wolną" w sytuacji wojen, niewoli, kryzysów oraz beznadziei, niż posiadany już zakres narodowej swobody mądrze wykorzystać bez niepotrzebnych, a zawinionych szkód.
Czy Polacy potrafią zatem docenić korzystną odmianę losu? Czy zdają sobie sprawę z tego, jak wiele zależy dzisiaj od nich samych? Czy wreszcie nauczą się rządzić we własnym demokratycznym państwie oraz świadomie uczestniczyć w życiu publicznym, wybierając miast politycznych hochsztaplerów merytorycznie sprawnych rzeczników swojego interesu?
Nie możemy narodem "bywać" z okazji chwil wielkich i smutnych, musimy natomiast dojrzeć do codziennej dbałości o własne narodowe państwo, wbrew partykularnym interesom wielu aktorów, fundujących nam także "opozycyjne" demolki na scenie politycznej III RP.
Jan Szczepankiewicz
Kraków, 23 lipca 2012 r.
Wymarsz Pierwszej Kadrowej – 6 VIII 1914
Napisane przez Grzegorz WaśniewskiW lutym 1914 roku w swoim odczycie w Towarzystwie Geograficznym w Paryżu Piłsudski powiedział: "Problem niepodległości Polski zostanie rozwiązany tylko wtedy, jeżeli Niemcy podbiją Rosję i z kolei sami zostaną pobici przez Francję. Naszym obowiązkiem jest uczynić wszystko dla osiągnięcia tego celu, w przeciwnym bowiem wypadku będziemy skazani na długą, niemal beznadziejną walkę…".
W lipcu 1914 r. był przekonany, że wojna wybuchnie lada dzień. W związku z tym zaczął przygotowywać swe oddziały do mobilizacji. Piłsudski był realistą, widział rzeczy takimi, jakimi są, bez żadnych upiększeń.
Wojnę widział jako drogę do zdobycia przez Polskę niepodległości, a do zaborców odnosił się w zależności od tego, jaką rolę mogli oni odegrać w tej drodze. Spośród zaborców jedynie Austria dawała jako taką gwarancję, że nie będzie przeciwstawiała się polskim aspiracjom niepodległościowym.
Na zjeździe legionistów w Krakowie w sierpniu 1922 r. przemówienie swoje potraktował jako sprawozdanie ze swych ówczesnych decyzji i działań złożone wobec tych, którzy wtedy z nieograniczonym zaufaniem oddali się do jego dyspozycji: "Panowie, jesteście żołnierzami, więc wiecie, co to jest poczucie bezsilności wobec wroga , jakie to upokarzające, jakie to hańbiące, jak to robi człowieka niezdatnym do pracy… Rachunek robiłem w sposób następujący: polityka każda i praca jest oparta na prostej, brutalnej zasadzie »do, ut des« – daję abyś i ty mnie dał, gdzie robić trzeba wysiłki, ażeby zwyciężyć i wówczas warte jest tylko to, co zwycięstwu pomaga, a bez wartości jest to co ani ziębi ani grzeje... Z góry sobie powiedziałem, że to rachunek nadzwyczajnie zawodny. »Do, ut des«. Więc cóż ja bezsilny dać mogę? By chcieć się wmieszać do wojny, trzeba reprezentować jakąś siłę, jakąś wartość, a wartości wszystkie były w rękach zaborców.
Drugą rzeczą, którą na podstawie zimnego rachunku można było dać temu czy innemu zaborcy, to pozyskać Polaków, będących na służbie u innego, no powiedzmy to otwarcie, zwyczajną pracę szpiegowską. Lecz na to pójść nie chciałem, tu przeszkodą dla mnie było poczucie mojej osobistej bezwartości do takiej pracy i powiedziałem sobie: nawet gdybym to dawał, tobym tego zrobić nie potrafił, więc cóż ja dać mogę?
Oto pytanie, proszę panów, i zdecydowałem się w tym wypadku dać to co wydawało się najtrudniejszym: dać uzbrojone ramię żołnierza, który w dodatku zarobić sobie musi przez ciężki trud na miano żołnierza nie tylko u obcych, ale i u swoich. Droga najtrudniejsza, najbardziej wątpliwa i najbardziej niemiła dla wszystkich zaborców...
Oto mój rachunek, który paru bardzo oddanym ludziom otwarcie powiedziałem: Niemcy ze swoją żelazną organizacją, ze swoją wściekłą maszyną chwycą od razu wszystko co jest zdatnym do wojny, cały materiał ludzki zostanie zużyty na cele wojny; powiedziałem sobie – Polakom tam nic innego nie zostanie, jak tylko być złym żołnierzem. Rachować i liczyć na jakąkolwiek budowę tam byłoby, zdaniem moim, po prostu złudzeniem, nic stamtąd mieć nie mogę. Myśląc o Rosji, miałem z góry pewność, że prośba tego rodzaju napotkać musi od razu na wielkie przeszkody, nie tylko moralno-państwowe, ale przede wszystkim na wielkie przeszkody w wewnętrznym poczuciu siły państwa, siły i wartości w stosunku do swych poddanych. Toteż z góry przy rachowaniu liczyłem: ta rzecz nie może być zrobiona w Rosji, bo Rosja na to nie pójdzie.
Została mi tylko Austria, najsłabsza, wobec tego najłatwiejsza do gadania, chociażby nawet metodą tzw. austriackiego gadania... Proszę panów, rozmowy, które prowadziłem z przedstawicielami wojskowych władz austriackich, sięgają bardzo dawnych czasów sprzed 1914 r., albowiem i oni byli w różnych ruchach i różnych koncepcjach i ja miałem interes w tym, żeby o najrozmaitszych rzeczach także wiedzieć.
Mogę panom śmiało i z zupełnym spokojem powtórzyć te dumne warunki, które postawiłem przed 6 sierpnia: żądam od was tylko broni, nie możecie ze mną wejść w układy polityczne, możecie lub nie możecie polegać na mej odpowiedzialności, że was nie zdradzę, to jest rzecz wasza. Dajcie mi broń, pieniędzy od was nie chcę. Będę żył z kraju, ze swej ojczyzny, żadnych politycznych warunków nie przyjmuję, bo i wy ze mną w układy nie wchodzicie...".
W dniu 2 sierpnia 1914 r. Drużyny Strzeleckie zdecydowały się na całkowite zjednoczenie się ze Związkiem Strzeleckim pod komendą Piłsudskiego. 3 sierpnia na tzw. Oleandrach, przed frontem oddziałów obu organizacji Piłsudski zamienił orzełka na maciejówce z Burhardt-Bukackim, który przyprowadził oddział drużyniaków. Z obu organizacji Komendant Józef Piłsudski sformował pierwszą kompanię kadrową liczącą 144 żołnierzy pod dowództwem Tadeusza Kasprzyckiego, którzy 6 sierpnia 1914 r. wyruszyli w kierunku Kielc przez Michałowice.
W swym przemówieniu do Pierwszej Kadrowej Komendant J. Piłsudski powiedział: "Żołnierze, spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna wojska polskiego, idącego walczyć o oswobodzenie Ojczyzny. Wszyscy jesteście równi wobec ofiar, jakie ponieść macie. Wszyscy jesteście żołnierzami... Patrzę na was jak na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła Armia Polska, i pozdrawiam was, jako pierwszą kadrową kompanię".
12 sierpnia 1914 r. Komendant J. Piłsudski wydał odezwę w Warszawie, że powstał Rząd Narodowy, któremu należy się podporządkować. Odezwa głosiła: "Wybiła godzina rozstrzygająca! Polska przestała być niewolnicą i sama chce stanowić o swoim losie, sama chce budować swoją przyszłość, rzucając na szalę wypadków własną siłę orężną. Kadry Armii Polskiej wkroczyły na ziemię Królestwa Polskiego, zajmując ją na rzecz jej właściwego, istotnego, jedynego gospodarza – Ludu Polskiego, który ją swą krwawicą użyźnił i wzbogacił. Zajmują ją w imieniu Władzy Naczelnej, Rządu Narodowego".
Dla Piłsudskiego była to jedna z najszczęśliwszych chwil w życiu. W wieku 47 lat doczekał się tego momentu, kiedy sny jego dzieciństwa i młodości stały się rzeczywistością. Stworzył Wojsko Polskie do walki z Rosją, a później z pozostałymi zaborcami. Droga w przyszłość, choć okryta gęstą mgłą, stawała się coraz bardziej przejrzysta. Austriacy robili wszystko, żeby zniechęcić formowanie się polskich jednostek. Całe uzbrojenie stanowiły przestarzałe werndle, amunicję musiano nosić w kieszeniach, nie było karabinów maszynowych ani artylerii, telefonów ani kuchni polowych. Umundurowanie było doraźne i niejednolite. Ale ani trudności, ani braki nie osłabiały ich ducha. Wiara we własne siły i pełne zaufanie Komendantowi J. Piłsudskiemu, dawała im poczucie mocy i pewności siebie.
Po latach Piłsudski pisał: "Pomimo, że byliśmy samotni, że była nas garstka, okazać chcieliśmy się godnymi wielkiej przeszłości polskiej... Staraliśmy się dowieść swemu otoczeniu i światu, że sami potrafimy zrobić z siebie dobrych żołnierzy".
Piłsudski kochał swoich żołnierzy i rozumiał ich doskonale, wczuwał się w ich nastroje. Wiedział zawsze, kiedy panowało wśród nich zniechęcenie, a kiedy nastrój dodatni, kiedy mógł żądać dalszych wysiłków, a kiedy musiał folgować. Nie było też żołnierza, który by nie oddał życia za swego Komendanta. Bez zawodowych oficerów i podoficerów, źle uzbrojeni, dokonywali czynów wojennych, które swym heroizmem wzbudzały podziw niechętnych Austriaków i bitnych Niemców.
Końcowa refleksja
Szanowny Czytelniku, pisząc końcową refleksję, nie mam najmniejszej intencji nikogo oceniać, krytykować czy mówić, co ma robić. Pokolenie budowniczych i wychowanków II Rzeczypospolitej zdało egzamin z patriotyzmu i wiary katolickiej w okopach.
My, pokolenie urodzone po II wojnie światowej, zatraciliśmy dużo z poprzedniego pokolenia, jego maryjności, charyzmatu i poświęcenia dla dobra Rzeczypospolitej. W danej chwili nie musimy opuścić żon, dzieci i iść do okopów, oby taka sytuacja się nie zmieniła. Dziś na naszych oczach rozgrywa się największa batalia w obronie Matki Boskiej Królowej Polski – w obronie TV Trwam.
To jest wstyd, że tak mało nas było na proteście pod konsulatem w obronie TV Trwam. Słyszało się głosy, że to wina o. Jacka Cydzika, bo zły wybrał termin – był mecz Polska – Grecja. Ja mu dziękuję, że taki wybrał termin – to jest sprawdzian, co jest ważniejsze. Narodzie Chrześcijański, Narodzie Słowiański, obudź się z tego marazmu zapędzenia, budowania bez fundamentów. Jesteśmy Narodem, któremu Opatrzność szczególnie błogosławi, wiek XIX dał Komendanta J. Piłsudskiego (JPI), a wiek XX dał Ojca Świętego Jana Pawła II (JPII). Co więcej chcesz? Pan Jezus Chrystus i Matka Boska nie mogą dla nas więcej zrobić, ponieważ mamy wolną wolę. Albo będziesz żył w swoim zamkniętym świecie, z przesądami, że nic nie można zrobić – bo oni i tak zrobią, co chcą. Ten wariant w zasadzie jest wygodny – bo mnie w podświadomości usprawiedliwia z bezczynności. Szanowny czytelniku, liczę, że następny protest w obronie TV Trwam będzie tak liczny, że zamkną Lake Shore. Radio Maryja obroniły nasze Niewiasty, tj. nasze Babcie, Matki i Siostry, czas teraz na nas, panowie.
Komendant Grzegorz Waśniewski
Stowarzyszenie Józefa Piłsudskiego
"Orzeł Strzelecki"
6 VIII 2012 r.
Wykorzystany materiał pochodzi z: "Album Marszałek Józef Piłsudski"
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…