farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 14 wrzesień 2012 12:33

Taka drobna sprawa, a może dwie

Napisane przez


Mam nadzieję, że wielu czytających ten tekst zgodzi się ze mną, że nowy budynek jest zazwyczaj piękny na początku, kiedy się go tylko wybuduje, a potem z roku na rok jego użyteczność czy użytkowość maleje. Po kilku latach zaczyna się psuć to i tamto. Trzeba wyremontować lub wymienić to i tamto. Mam tutaj na myśli głównie budynki apartamentowe.
Więc czynsz w takim budynku z roku na rok, moim zdaniem, powinien maleć. A tymczasem, jak uczy nas życie, mamy sytuację odwrotną. Czynsz z roku na rok zazwyczaj rośnie, a nie maleje. W moim budynku mamy dwie windy, które już od kilku lat psują się i nie dają się łatwo remontować. Więc na pewno spisują się z roku na rok coraz gorzej, na pewno gorzej niż to było na początku. Więc chociażby z tego powodu czynsz w tym budynku powinien raczej maleć niż rosnąć. Teraz będą wymieniane na nowe, pewnie lepsze, mam taką nadzieję. Ale co z czynszem? Skoro windy będą wymieniane, to znaczy, że nie pracowały jak należy przez jakiś okres czasu. A zatem, czy za ten okres ich słabości nie należałoby obniżyć czynsz, a przynajmniej go nie podnosić? W trakcie tego remontu będzie czynna tylko jedna winda, o ile zechce się nie psuć. Czy w tym okresie czynsz nie powinien ulec zmniejszeniu? Przecież już utrapieniem dla mieszkańców było to, że obie windy lubiły się psuć, a teraz będzie pracować tylko jedna z nich. A gdy remont tych wind się zakończy, co potrwa pewnie kilka, żeby nie kilkanaście miesięcy, to co, czy czynsz powinien wzrosnąć, czy nie? Przecież wymiana tych wind była podyktowana tylko tym, że stare windy za często się psuły. Więc dlaczego po ich remoncie czynsz ma wzrosnąć. Moim zdaniem, powinien pozostać na niezmienionej, a nawet w mniejszej kwocie, biorąc pod uwagę to, że po pierwsze, wymiana nie była spowodowane pragnieniem właściciela, aby polepszyć warunki życia w tym budynku, a po drugie, dlatego że budynek, podobnie jak i ludzie, z roku na rok się starzeje, czytaj marnieje.


Jest jeszcze jedna drobna sprawa, która spędza nam sen z oczu, szczególnie gdy dzieje się od godz. 8 rano. Mam na myśli wielki problem wywożenia śmieci na naszej ulicy, czyli na każdej ulicy w Toronto, i nie tylko w Toronto. Czy wywożenie śmieci to takie wielkie wydarzenie, że musi być o nim głośno na całej ulicy i okolicy? Czy zanim zaczniemy wywozić śmieci na inne pobliskie planety czy księżyc, nie można by opracować takiej cichej technologii, aby nikt na tej ulicy nie zorientował się nawet, że śmieci już dawno zostały zebrane? Czy to naprawdę taki wielki problem techniczny, czy po prostu nikomu na tym nie zależy, aby ludzie żyli w spokoju i ciszy, nawet w wielkim mieście, i aby wystarczyło im, że raz do roku mają Air Show w mieście, no i jeszcze wyścigi samochodowe w downtownie, i głośną paradę… Zapomniałem, jak jej na imię.

kumorAPowiedzmy sobie szybko i po kolei:
    jednym z fundamentów polskiej degrengolady jest proporcjonalna ordynacja wyborcza, którą wyrosła z magdalenkowych nocy "klasa polityczna" zabezpieczyła własny stan posiadania, obejmując kontrolą "proces demokratyczny", by demokracja nie dostała się "w niepowołane ręce". Jest to ewidentne od czasu powijaków III RP, kiedy przez "nieuwagę" i rozkojarzenie służb "grupy trzymającej władzę" prezydentem Polski o mały włos nie został Stanisław Tymiński. Demokracja jest oczywiście bardzo dobra, do momentu, kiedy wybierają naszych... Potem niewykluczone są ciężarówki, pod które  z niewyjaśnionych powodów wpadają pewne auta osobowe.
    Dlatego żaden liczący się polityk polski na poważnie nie popiera jednomandatowych okręgów wyborczych. Ci, którzy popierali – okazało się – robili to tylko tak dla żartu. Zbieranie podpisów pod petycją o zmianę ordynacji to owszem, fajne zajęcie, tylko bezpłodne. Polska potrzebuje ordynacji jednomandatowej, ale aby tego rodzaju zmiana była możliwa, trzeba wziąć władzę.


    No i jedyną siłą polityczną, która tę władzę w obecnych warunkach może wziąć "pokojowo" -– bo ma możliwości finansowe i jest ukorzeniona  istniejącym systemie – jest PiS. Gdyby PiS tego chciał, to dawno już by rządził. Gdyby nie zadziwiająco fatalne decyzje; gdyby nie lekceważenie i te same wydęte usteczka wobec Polaków, co pozostała "klasa polityczna", PiS miałby większość – i to niezależnie od tego kto liczyłby głosy...
    Jak powiedziałem – jeśli nie PiS, to w ramach istniejącego układu, nikt. No chyba że Piotrowi Dudzie z "Solidarności" pójdzie w Perona. Póki co na Pinocheta nie ma co liczyć – bo ewentualni kandydaci jeśli nie poginęli pod Smoleńskiem czy w wypadku bryzy, to wykończył ich seryjny samobójca.
    A rząd jest dzisiaj znoszony jak koszula od tygodnia nie prana; nastroje coraz bardziej wyhuśtane, przez Polskę idzie szmer niezadowolenia. Gdyby PiS rozpostarł żagle – sięgnąłby po władzę. Mimo wszystko – mimo histerii  telewizorów i ujadania "gazet dla Polaków". Są chwile, kiedy ludzie zaczynają podnosić wzrok, odginać karki, kiedy fala wzbiera, rasowy polityk musi to wyczuć i wskoczyć na deskę surfingową po władzę.  
    Trzeba rządzić. Organizowanie "marszów poparcia" czy innych imprez towarzysko-ulicznych jest w tej sytuacji niepotrzebnym wypuszczaniem pary z kotła.
    Ludzi, to i owszem, trzeba będzie wezwać, by stanęli milionem w Warszawie, kiedy rząd będzie szarpany za nogawki przez obaloną agenturę; żeby nie powtórzyła się sytuacja Olszewskiego. Ci ludzie tam staną, jeśli uwierzą, że chodzi o ich najlepiej pojęty interes; jeśli zobaczą, że wierzymy w nich, w Polskę; nie mówimy do nich na koturnach i nie traktujemy jak idiotów. W Polsce tzw. zaufanie społeczne tyle razy rozmieniono na drobne, że trudno się dziwić cynizmowi ulicy. Dlatego – jeśli ktoś chce odnowy – musi zacząć od czynów, musi pokazać, do czego zmierza.
    Jedyną szansą PiS na rzeczywiste rządzenie i rozwalenie postbezpieczniackiego układu jest przekształcenie partii w ruch społeczny, szeroki , oparty na programie proponowanych reform, inkorporujący oddolne samoorganizowanie społeczeństwa, inspirujący do akcji  społecznej w gminach i powiatach.
    PiS w ubiegłą niedzielę przedstawił zarys programu. Cóż z tego, kiedy bez wyliczeń, bez liczb, w formie raczej tekstu publicystycznego niż programu partii opierającego się na  oficjalnych danych ekonomicznych o stanie państwa. (Oczywiście, że fałszywych, bo napompowanych, ale za to fałszowanie będziemy potem rozliczać przed Trybunałem Stanu i usprawiedliwiać ewentualne niepowodzenia własnych działań).


    Dokładny, punktowy program powinien unikać bzdur w rodzaju proponowania "rzecznika praw podatników", a zmniejszać drastycznie liczbę etatów w administracji (otwierając jednocześnie etaty w wojsku); powinien podawać dokładne, dodające się do siebie wyliczenia tego, co weźmiemy, skąd i za ile. Przede wszystkim zaś, aby mógł zakończyć się sukcesem, musi wyzwolić energię gospodarczą narodu. Poprzednie pokolenie miało falstart z początku lat 90., kiedy okazało się, jak bardzo przedsiębiorczy potrafią być Polacy, ale niestety dało się docisnąć pokrywką sprzedawczyków WSI. Dzisiaj dorosło kolejne, które jeśli będzie mogło postawić Polskę na nogi – zrobi to.
    A zatem, wyrzucamy ludzi zza biurek, zmniejszamy liczbę przepisów ograniczających działalność gospodarczą – zwłaszcza na szczeblu drobnej przedsiębiorczości i firm rodzinnych.
    Tego w przedstawionym dokumencie PiS-u nie ma.
    Stąd i moje podejrzenie, że być może nie  chodzi o odnowę Polski; być może, PiS to druga noga tego samego  tułowia?  A kysz!
    Bo wtedy to byłaby rzeczywiście kicha; wtedy sanacja nie byłaby prosta i potrzebny byłby Pinochet.
    Na razie dajmy PiS-owi ostatnią szansę (ileż można), może jeszcze to i owo doprecyzuje, przedstawi grafik konkretnych posunięć. Niech rozwinie zapowiadaną ofensywę, zacznie w niestandardowy sposób docierać do ludzi – ulotkować pociągi,  autobusy i samochody w korkach, wykorzystywać reklamy Google'a, ciągać polityczne banery za samolotami wzdłuż polskich plaż latem. Przede wszystkim zaś może zacznie słuchać zwykłych Polaków – robić politykę od drzwi do drzwi.
    Ludzie boją się zmian i niepewności. Ale dzisiaj pokład i tak coraz bardziej huśta się pod  stopami i to daje sanacji szansę.


 Andrzej Kumor
Mississauga

janszczepankiewiczWraz z wrześniem co roku nadchodzą tragiczne rocznice napaści na Polskę, których w 1939 roku dokonały państwa funkcjonujące wówczas jako III Rzesza Niemiecka i Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.

Wojna miała z założenia charakter totalny, zmierzała do trwałej likwidacji państwa polskiego oraz bezwzględnej eksterminacji całych nacji, dla których Rzeczpospolita przez wieki stanowiła chroniący ich wolność i szanujący tożsamość wspólny wielonarodowy dom.
Pakt Ribbentrop-Mołotow przewidujący kolejny czwarty rozbiór Polski zawarły kraje, które łączył tym razem nie system oświeconych monarchii, lecz wprowadzony drogą demokratycznego wyboru narodu niemieckiego, zaś ludowej rewolucji po stronie rosyjskiej socjalistyczny ustrój totalitarny.
Podczas obchodów 1 i 17 września obowiązkowo pojawia się teraz motyw "przebaczenia" i "pojednania narodów", które w magiczny sposób mają zabliźnić rany pamięci oraz uchronić nas od kolejnych wojen, rzezi, zsyłek, łagrów, eksterminacji oraz eksperymentów medycznych na podludziach. Nie bardzo przy tym wiadomo, na czym ten akt, czy też proces miałby polegać w sytuacji, kiedy problemem jest nadal ustalenie "wspólnej" prawdy historycznej, a nawet dotarcie do zbrodniczych archiwów, nie mówiąc już o przyznaniu się do agresji, mordów i w rezultacie osądzeniu spokojnie dożywających sprawców.


Politykę historyczną docenili, jak widać, wszyscy i przy nieubłaganym procesie wymierania pokoleń świadków historii istnieje silna pokusa, by dać swoim nacjom "nową tożsamość", a z nią moralne prawo przynajmniej do przewodzenia narodom niegdyś krzywdzonym. Dbałość o zachowanie ciągłości nawet państwa-potwora przewyższa zatem zainteresowanie kwestiami moralnymi czy dobrosąsiedzką relacją ze stroną pokrzywdzoną. Bardziej jednak interesującą i znaczącą w istocie kwestią jest aktualny układ sił, gra interesów oraz prognozy rozwoju sytuacji tak na kontynencie europejskim, jak też w układzie globalnym.
Polacy pozostają dzisiaj w unijnej wspólnocie z bardzo silnymi gospodarczo Niemcami, zaś najważniejszym i jedynym realnym sojusznikiem militarnym Rzeczypospolitej są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. W naszym żywotnym interesie jest zatem wzmacnianie unijnego zaangażowania zachodnich sąsiadów, ze wskazaniem na zmianę charakteru socjalistycznej, a więc nierozwojowej dziś ekonomicznie Unii na prężną kapitalistyczną i szanującą suwerenność narodowych państw – Europę Wolnych Ojczyzn.
Współczesna Rosja pogrążona w bardzo głębokim kryzysie ekonomicznym oraz społecznym aktualnie nie terroryzuje politycznie, ani też militarnie Polaków, a po raz drugi od prawie 300 lat (po okresie II RP, który też zawdzięczaliśmy wojnie i rewolucji) jej wewnętrzne problemy umożliwiły odrodzenie wolnej i demokratycznej Rzeczypospolitej.
Należy jednak niezbędnie zauważyć, że stosunki pomiędzy przedstawicielami poszczególnych narodów układają się w sposób przyzwoity i naturalny gdy idzie o przestrzeń, która nie jest wykorzystywana do realizacji politycznych zamierzeń oraz klajstrowania społecznej katastrofy prowokowaniem międzynarodowych waśni.


Pomimo różnych zastrzeżeń znacznie lepiej ze swoją totalitarną przeszłością radzą sobie zatem bogate Niemcy, które realizują swe interesy, dominując w kontynentalnej unii, niż aktualnie bardzo biedna, bo posiadająca PKB na poziomie maleńkiej Holandii postsowiecka Rosja.
Wyzwaniem dla władz jest też fakt, że kraj ten przoduje m.in. w statystykach dotyczących aborcji oraz alkoholizmu. Rosjanie wymierają, żyjąc przeciętne ok. 57 lat, a coraz większe obszary zasiedlają dziś ludzie posługujący się językiem chińskim.
Istotnym problemem Moskwy jest także niemożność doszukania się w swojej historii jakichś pozytywnych odniesień i z konieczności nawiązywanie m.in. do stalinowskiego mitu "wielkiej wojny ojczyźnianej" z przydaniem jej roli wyzwolicielskiej w stosunku do podbijanych de facto narodów.
Przynależymy z Rosjanami do dwóch przeciwstawnych cywilizacji i różnimy się diametralnie pod względem narodowych charakterów, co niestety skutkuje odmiennymi preferencjami osobistymi oraz oczekiwaniami w stosunku do własnego państwa. W relacjach Rzeczypospolitej z Rosją nie było w zasadzie nigdy momentów dobrych, a starania strony polskiej unormowania stosunków po roku 1989 nie przynoszą, jak dotąd, zadowalających efektów. Na domiar złego współczesna Rosja nadal zdaje się nie znać pojęcia równoprawnych stosunków partnerskich, a nasze prawie trzy wieki trwające i drogo okupione starania, byśmy wreszcie "przestali być z Rosjanami jednym", nie nastrajają w takim kontekście zbyt pozytywnie do nawiązywania bliższych kontaktów przed polityczną zmianą.


Warto wrócić do tematu będzie dopiero wtedy, kiedy już dojdą ze sobą i swoim państwem do demokratycznego ładu oraz osiągną standardy obowiązujące w cywilizowanym świecie, szukając z sąsiadami dobrych stosunków i rozwiązując pokojowo ewentualne spory.
Jeżeli podnosimy kwestie historyczne, to musimy zauważyć, że nie najlepiej sprawy mają się także z odpowiednią świadomością Ukraińców, których przodkowie hańbili się szczególnym barbarzyństwem, uczestnicząc w eksterminacji Żydów, mordując ludność cywilną powstańczej Warszawy, a później dokonując etnicznych rzezi na zgodnie dotąd żyjących z nimi sąsiadach z polskich Kresów. Ubóstwo odniesień młodego państwa powoduje wstydliwe poszukiwanie mitów założycielskich w działaniach ewidentnych zbrodniarzy z okresu ostatniej wojny.
Niezmiennie w interesie Polski pozostaje jednak istnienie możliwie niezależnego i związanego z naszym zachodnim światem, a przy tym aspirującego skutecznie do tworzonych tam struktur państwa ukraińskiego, bo tym właśnie sposobem uzyskujemy w naszym regionie najbardziej korzystny dla siebie układ sił.


Główne problemy w "pojednaniu" nie leżą zatem obecnie po stronie obywateli, ale państwowej kontynuacji doktryn przy cynicznym konstruowaniu bieżących gier politycznych w oparciu o przywiązanie do imperialnej tradycji, historycznego kłamstwa i bezrefleksyjnego nacjonalizmu, który po stronie polskiej w zasadzie nie występuje, zaś u naszych sąsiadów ma się dobrze.
Jako Polacy mamy niezwykły wprost komfort historyczny i nikt nie powinien próbować go nas pozbawić. Trzeba opowiedzieć jasno, że to nie Polacy byli agresorami, nie oni tworzyli obozy śmierci, a na terenach zajętych przez polskie wojska ludność cywilna mogła czuć się całkowicie bezpieczna. Żołnierz polski w przeciwieństwie do armii krajów sąsiednich zawsze stanowić mógł wzór cnót rycerskich. Niemcy prowadzili na całym okupowanym terytorium eksterminację mającą na celu wymordowanie całych nacji bez względu na płeć, wiek czy posiadany dotąd status społeczny.
Polacy stanowili tu chlubny wyjątek, gdy idzie o brak zgody na tworzenie kolaborujących z najeźdźcą władz. Znajdujący się w najgorszej sytuacji obywatele polscy narodowości żydowskiej korzystali ze zorganizowanej i spontanicznej pomocy swoich współobywateli, mimo że nasz kraj był jedynym, w którym za takie czyny groziła kara śmierci, o czym stale należy przypominać ludziom czerpiącym profity z dalszego skłócania tych dwóch najciężej doświadczonych nacji. Naszym szczęściem był fakt, że tym razem okupacja wszystkich ziem II Rzeczypospolitej nie trwała, jak za poprzednim razem, prawie półtora wieku, lecz w ciągu kilkudziesięciu miesięcy wojna przybrała charakter światowy. W innym przypadku widoki na przetrwanie narodów Rzeczypospolitej byłyby marne, nie wspominając już o państwowym bycie przy jakichkolwiek granicach.
Zastanowić się zatem wypada nad sensem podnoszenia kwestii "przebaczenia" czy "pojednania" przy formułowaniu i kierowaniu takich apeli w stosunku do ogromnych zbiorowości, tworzonych dzisiaj niemal w całości przez osoby, które nie pamiętają już II wojny światowej , a w miejsce osobistego dramatu swoich przodków wpisują jedynie historyczny przekaz, stereotyp myślenia o danej nacji, wymowę polityki obecnych władz, czy wreszcie aktualne możliwości bezpiecznych kontaktów oraz współpracy w kwestiach gospodarczych.
O ile czynów nagannych, a nawet zbrodniczych można dokonać, działając pod kierownictwem, wspólnie i w porozumieniu, a bywa że nawet przy rozmaitej presji, to przebaczenie i pojednanie mają zawsze charakter indywidualny oraz dobrowolny. W chwili obecnej wystarczy, jeżeli polski depozyt cywilizacji łacińskiej pozostanie możliwie nienaruszony, a nasze interesy będziemy realizować wytrwale, będąc silnym, a więc wartym zachodu partnerem i sojusznikiem. Polska ma nadal szanse na przewodzenie w regionie i gospodarczy wzrost.
Motyw rozmaitych "przebaczeń" oraz "pojednań" tak między narodami, jak też tworzonymi przez nie z natury egoistycznymi państwami zostawmy już może lepiej do wykorzystania uduchowionym poetom, niż trzeźwym praktykom i wizjonerom politycznym. Nie dajmy się wykorzystać w charakterze pożytecznych idiotów, polskich rozrabiaczy z tragicznie krótką pamięcią oraz zerową zdolnością politycznego kalkulowania na liczbach powszechnie znanych.


Nie warto mimo trudności odchodzić od popierania najbardziej nam sprzyjającego układu sił, jaki zaistniał po blisko trzech wiekach narodowego zniewolenia i biedy, by tym samym przyzwolić na dalsze wewnętrzne podziały, które mogłyby zdestabilizować sytuację w stosunkowo nieźle na dziś trzymającym się kraju.


Dla dobra spraw załóżmy po chrześcijańsku, że już wszystko, co tylko mogliśmy "przebaczyliśmy", ale "jednać" będziemy się tylko ze światem, do którego cywilizacyjnie przynależymy, i to z największym możliwym do osiągnięcia zyskiem.

Jan Szczepankiewicz
Kraków, 28 sierpnia 2012 r.

piątek, 07 wrzesień 2012 15:14

Spotkałam Polki

Napisane przez

RatajewskaByły w markecie i głośno się zachowywały, więc zagadałam do nich. Od miesiąca tonę w niemieckim i wreszcie polska mowa. Jaka cudowna! Ale dobrze, niech Polki nie wstydzą się, że są Polkami. Do tej pory widziałam i słyszałam tylko głośno gadające w sklepach Rosjanki.


Były to trzy Polki, dwie sympatyczne, trzecia coś krzywo na mnie patrzyła. Ostatecznie dostałam od nich telefon ich kierownika. Miałam tam pojechać wczoraj, ale była przecena w upadającej sieci sklepów, w Schleckerze. Aż 90-procentowa, co okazało się na miejscu. Miałam z 15 euro, a taka przecena powoduje, że ludzie kupują co popadnie, a może się przyda. Byłam podekscytowana, pełno kosmetyków, które są drogie w Polsce, tu tak kosztowały mało. Ale musiałam zrealizować zamówienie mojej córki, do której zadzwoniłam. Sobie łatwiej kupić niż swojemu dziecku. Więc musiałam na wyrost kupić, bo nie byłam pewna, czy kupuję to, co będzie jej się podobać. Nie wiem dlaczego, nie mam kolczyków, za które zapłaciłam, bo mam paragon. Były takie piękne, wiszące koła brązowe-białe, a drugie były metalowe, turkusowe. Pewnie wypadły mi z koszyka.
Nie mogę ich zapomnieć. Może zostawiłam je na taśmie obok kasjerki. Były tylko pojedyncze sztuki, ale i tak jutro pojadę zobaczyć.
A dzisiaj po południu, w tajemnicy wielkiej przed dziadkami, pojechałam do zakładu, w którym pracują Polki. Na rowerze, ulicę znalazłam wcześniej na mapie. Na szczęście nie było daleko. Dojechałam, budynek znalazłam, mając numer. Miałam mało czasu, tylko godzinę w sumie na wszystko. Na miejscu wszyscy ludzie mi potrzebni byli, nie musiałam czekać. Pan kierownik – Niemiec, oprowadził mnie po stanowiskach pracy. Znajome dziewczyny piszczały z radości, że przyjechałam.
Mówię – dziewczyny, bo ja już kobieta, niemłoda, nie wiadomo, jakim cudem. Wszystko przez ten czas który biegnie jak szalony. A był okres w moim życiu, że się wlókł.


Polki przepakowywały towar, dzisiaj akurat były to odkurzacze. Wielka hala, na podwyższeniu jej, jakby na podeście duże stoły drewniane. Polacy siedzieli przy nich po 8 osób. Przypomniało mi się laboratorium przemysłu spożywczego, w którym pracowałam. Wybierało się z próbek zboża wszystko, co było niepełnowartościowym zbożem. Żmudna robota to była. Ta tutaj na pewno lepsza. Zarobek na początek 5,60 euro za godzinę. Polki mówiły w sklepie, że zarabiają po 60 euro na dzień, pracując po 11 godzin dziennie. To dużo, to długo. Sobota i niedziela wolne, tylko że firma ma trudności i nie ma mieszkań. Trzeba sobie samemu wynająć.
Pracując jako opiekunka ludzi starszych w Niemczech, zarabiam około 30 euro na dzień. Nie mogę sobie wypić piwa np. w sobotę, nie mam żadnych koleżanek, bo służba nie drużba. Pani niemiecka wyraźnie ostatnio daje znać, jaka przepaść nas dzieli.
50 km stad jest druga firma, gdzie się rozpakowuje przesyłki pocztowe, które z jakichś powodów nie doszły. Potrzebują sześciu osób, które umieją czytać po niemiecku i znają podstawy tego języka. Chciałabym tam właśnie pracować, ale kierownik chce mnie zatrudnić, pomimo mojego podeszłego wieku, właśnie tutaj. Wiem, co ma na myśli. Chce, żebym mu poduczyła przy okazji grupę Polaków niemieckiego. I tak dobrze, że mnie, staruchę, chce zatrudnić . A co będzie, gdy się dowie, ile mam lat? Przecież nie pytał. Wtedy wszystko może upaść, jak ze szkołą w Bremie. Wszystko wspaniale, tylko nie te lata.


Zostawiłam adres e-mailowy, otrzymałam też adres od Niemca mówiącego trochę po polsku, do którego mam wysłać moje CV i CV mojego męża. Bo pomyślałam, że warto by było wynająć mieszkanie i już się przeprowadzić tam.
Polki pracują od października i wcale nie wracają do Polski. Wcześniej robiły przy truskawkach i ogólnie, w rolnictwie.
Może bym mogła mieszkać u dziadków, opiekować się nimi trochę i nie płacić za mieszkanie. Na rowerze do tego zakładu pracy jest z 15 minut. Ale czy da się wytrzymać panią?


Boże, do czego to doszło. Gdzie te zakłady polskie, w których ludzie pracowali i mieli pracę? Ale nie ma co wiązać się z przeszłością. Jeśli poupadały, to widocznie stały się niepotrzebne. Boże, do czego to doszło, że Polacy pracują po 11 godzin na dobę. I są szczęśliwi, że mają płacone za swoją pracę. Bo w Polsce zdarza się, że nie zapłacą. Boże, do czego to doszło. Lata 80. wydawały się być stracone, potem wydawało nam się, że idziemy naprzód, że nasz kraj rozkwita. Tymczasem cofamy się, myśmy się cofnęli.
Polacy pracują za granicą tylko na chleb i na dach nad głową. Ja tak pracuję i inni też. My nie mamy czasu na choroby ani na depresje.
W niemieckiej prasie napisali, że ojciec pozabijał swoje dzieci w wieku przedszkolnym. Wytłumaczono to problemami finansowymi rodziny. Też mi powód. Polski ojciec by wyjechał i by przysyłał rodzinie pieniądze na chleb. Rodzina by mieszkała w mieszkaniu, a nie w domu. Ale by wszyscy żyli.
Po południu dzwonił znów Turek niemiecki. Ten, co w kwietniu podwiózł mnie z babcią niemiecką. Mówił, że kupił córce samochód, a także kupuje w Turcji kawałek ziemi za 17 tys. euro. Po co? Bo ta ziemia sąsiaduje z jego ojcowizną i on nie chce tam mieć nikogo obcego.
Mam ładne niebieskie oczy i blond włosy, to mu się podoba. Pytam się, skąd wie, jakie mam oczy, jeśli wioząc nas, musiał patrzeć na drogę. Coś tam odpowiedział, nie zrozumiałam. Pytał się, czy może do mnie dzwonić jak będę w Polsce, czy mój mąż na to pozwoli. Może dzwonić, mąż nie będzie zły, na pewno mu już o nim opowiedziałam.

piątek, 07 wrzesień 2012 10:48

Twardziele

Napisane przez

zaleskiGdziekolwiek przyjadą, gdziekolwiek się osiedlą na stałe, tam pierwszą myślą jest znalezienie pracy zarobkowej. Godzą się na podstawowe często prymitywne warunki mieszkaniowe, byleby zacząć zarabiać. Tam, gdzie miejscowi tubylcy unikają zatrudnienia nieatrakcyjnego finansowo czy zawodowo, tam znajdzie się często desperat rodem z Polski, który będzie pracował z poświęceniem, zaradnością i pomysłowością. Oczywiście gdy pracodawca wynagrodzi go godziwie, powie o nim z uznaniem, ten będzie pracował nawet w święta w godzinach ponadliczbowych, a miejsce pracy zacznie traktować jako część egzystencji.


    Przywiązujemy się często nieracjonalnie do miejsca zamieszkania i trudno nam się go zmienia, przywiązujemy się również do miejsca pracy. Mądry, doświadczony w zarządzaniu ludźmi pracodawca potrafi te nasze tradycje wykorzystać, docenić ponieważ ma świadomość, że dysponując takimi pracownikami, biznes jego będzie należycie prosperował.
    Lecąc samolotem z Warszawy do Wrocławia, usiadłem koło starszego okazałego jegomościa, który okazał się emerytowanym pilotem Air Force z 30-letnim stażem. Przedstawiliśmy się sobie. Gość mieszkał i prowadził firmę budowlaną w Tel Awiwie. Po przeciwległej stronie na 2 siedzeniach ulokowało się dwóch Żydów ortodoksyjnych z wiadomymi pejsikami i w czarnych kapeluszach. Mój rozmówca, jak mi się zwierzył, miał 72 lata i leciał z dwoma inwestorami do Szczecina, po drodze zatrzymując się we Wrocławiu w celu negocjacji pozwalających zapoczątkować realizację inwestycji budowlanych.Ten były żołnierz zaszczycił mnie budującą opowieścią o Polakach...
    "Panie Andrzeju. Na moich budowach w Izraelu zatrudniam około 30 proc. ludzi z Polski. Kiedyś miałem Palestyńczyków i innych miejscowych Arabów, panie, ci ludzie nie mają etosu pracy tak jak wy, Polacy. Szwendali mi się po budowie, obijając się, pogubieni w procedurach, a gdy coś się waliło, nie potrafili walczyć z problemem. Panie! Ja Polaka mogę samego zostawić na budowie i pojechać jak teraz do Szczecina, a budowa będzie szła. Znają się na rysunkach, projektach, umieją liczyć, mierzyć, a gdy staną przed jakimś problemem, potrafią świetnie improwizować i zaistniały problem zneutralizować. Do tego są to ludzie myślący w przeciwieństwie do Arabów. Odpowiedzialni, a gdy ich pochwalę, docenię, to robota im, panie Andrzeju, ino w rękach furczy. Gdy zabraknie desek czy cementu, a mnie nie ma, to sami z własnych pieniędzy materiał kupią i nie przerywają budowy. Szkoda, że tak niechętnie wyjeżdżają do pracy w Izraelu. Myślę, że to przez ich ciągłe obrażanie, konfrontowanie z holokaustem, czują się pokrzywdzeni, rozgoryczeni. Jesteście niezwykłym narodem, tylko w biznesie jesteście słabi. Zerknij pan przez okno, tam pod nami leży prawdziwe bogactwo, tylko nie potraficie go podnieść i z niego korzystać".
    Za oknem widać było kolory pól, wioski, miasteczka, rzeki i stawy lśniące w blasku słońca.


    Joseph był na emeryturze... pomyślałem. I to dobrej emeryturze. Będąc człowiekiem akcji, nie potrafił tyłka posadzić przed telewizorem czy bujać się w fotelu w ogródku. Nadal pracował aktywnie, dając zatrudnienie wielu ludziom. A ja... czułem się dumny z tej garstki rodaków pracującej dla niego na budowach w Tel  Awiwie. Słuchałem ostatniego expose lidera partii PiS, pana Jarosława Kaczyńskiego. Przedstawił w nim proces reform i reaktywizacji całego kraju i gospodarki. I powiedział znamienne słowa: "Należy odbudować w kraju etos pracy, gdyż etos ten Polakom został odebrany przez brak szacunku do społeczeństwa, przez wykradanie i dewaluowanie ich własnej historii, wiary w Polskę, wiary w lepszą perspektywę bytu".
    Były premier mówił o wskrzeszeniu nie tylko etosu pracy w Polsce, ale i reaktywowaniu ideologii egzystencji w poczuciu przynależności do narodu, do jego wartości historycznych, do uczuć patriotycznych dających nam w sumie tożsamość polską  rozwijającą się od 1000 lat! U siebie jesteśmy obibokami, leniami, a na saksach konkurencją dla Chińczyków czy Portugalczyków. Dlaczego?


    Bo w kraju odebrano nam sens życia, ochotę do realizacji jakichkolwiek planów, które tuskokracja potrafi zniwelować w pył, gdy zaczynamy życie w sukcesie. Polak w Polsce jest leniwy, a na Zachodzie pracowity z prostego powodu. Bo to mu się opłaca! Kiedy pojedzie do Niemiec, Anglii czy USA, prędko się aklimatyzuje, doznając swoistej metamorfozy z lenia na człowieka akcji. Bo w systemach tych premiuje się pracowitość, aktywność i pomysłowość i uczciwie się ją nagradza. Bylejakość w pracy, powolność, tumiwisizm jest konsekwencją rządów Tuska, który systematycznie odbierał Polakom rynek pracy, wyprzedając i likwidując zakłady produkcyjne, fabryki, nakładając drakońskie podatki, przez co zmienił godziwą egzystencję na codzienną walkę o przetrwanie. A walka ta, o codzienną kromkę chleba, gonitwa za groszem potrafi zdewaluować uczucia wyższe, jak poczucie patriotyzmu, przynależność narodową, motywację i zdolność do analitycznego rozumowania. Nie potrafimy wyłonić żadnej sensownej elity politycznej i w kolejnych wyborach deliberujemy, czy oddać głos na złodzieja, ale przynajmniej fachowca, czy na idiotę i tępego chama, ale spoza układu.


    Gdy lądujemy na antypodach, wtedy realizuje się w nas heros pracy, cwaniak dający sobie radę w sytuacjach ekstremalnych. Jarosław podał zdrową i mądrą receptę na restaurację kraju i społeczeństwa w swoim przemówieniu, a realizację wyznaczył na lat dziesięć. Polska tak została rozregulowana przez rządy postkomunistów, że potrzeba aż lat 10 na wyprowadzenie Polski na "0".


    Polacy są twardzielami zdolnymi przeżyć, budować i pracować w ekstremalnych warunkach. Mało które społeczeństwo posiada tak silne doświadczenie przetrwania. Mało które społeczeństwo ma tak wysoki poziom ducha i wrażliwości. Przez lata narzucony socjalizm naganem czekisty czy pałą rodzimego ubeka, stopił mężnego Polaka w niewolnika o pańszczyźnianej mentalności, zarażonego czerwoną doktryną jak zarazą, ukrytą teraz w podziemiu, ale ciągle żywą, aktywną, sprawiającą, że jest jeszcze grupa skażona czerwonym wirusem stawiająca pomniki Gierkowi, Jaruzelskiemu czy bolszewikom z 1920 roku, nazywająca stocznię "Solidarności" stocznią im. mordercy Włodzimierza Lenina czy biorąca udział w głosowaniu i oddająca głosy na byłych funkcjonariuszy reżimu.


    Budzi się wielu i powstają grupy oddolnie, w większości młodzieżowe, również stoją za nimi grupy profesorów, naukowców, dziennikarzy i literatów wyrzuconych z obiegu za swoje patriotyczne poglądy, za opozycyjną przeszłość, za racjonalizm i zdrowy rozsądek. Z każdym postępującym dniem będąc w stagnacji, nie kreując żadnych działań, przegrywamy przyszłość naszego narodu i tych ziem, które nazywane są jeszcze Polską.


Andrzej Załęski
Toronto, 5.09.2012

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.