Jak tu mam nie napisać o tym, że we Wrocławiu rozpoczął się cykl spektakli propagandowych pod hasłem, że to niby Wrocław jest jakąś Europejską Stolicą Kultury, skoro mieszkam jakieś 45 km od tego miasta? Gdyby rzeczywiście gród nad Odrą był tak ważny dla kultury Europy, toby sobie był, a skoro z wielką pompą i za niemałe pieniądze trzeba to głosić wszem wobec, to pewnie to tylko taka lipa, żeby motłoch miał igrzyska, a chleb ci, co zawsze, ci co są przyssani do cycka z pieniędzmi zrabowanymi podatnikom. Dzięki temu tym drugim nawet się nie przyśni, że Polska bez Unii Europejskiej może istnieć. I żeby, jak co do czego przyjdzie, pierwsi zapisali się do konfederacji targowickiej.
Inauguracja tej durnoty zaczęła się bardzo śmiesznie, oto z czterech stron miasta, ku rynkowi, ruszyły pochody pierwszomajowe. Byłem akurat wtedy we Wrocławiu i wiem, że główną troską mieszkańców Wrocławia tego dnia było to, czy ulice będą pozamykane i czy uda im się wrócić w rozsądnym czasie z pracy czy szkoły do domów. Ale tego w telewizorze nie powiedzą, obowiązuje w propagandzie twierdzenie, że mieszkańcy Wrocławia są cali szczęśliwi, że i szczęśliwszych nigdzie się nie znajdzie. No, chyba że w Związku Sowieckim, gdzie też mieszkali ludzie szczęśliwi.
"Europejska Stolica Kultury to najważniejsze wydarzenie dla miasta w jego powojennej historii" – powiedział pan prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Nie bardzo wiem, czy jest to poprawna polszczyzna, ale totalitaryzmy tak mają, że posługują się nowomową i co im zrobisz? Wiadomo, że nic, tak samo jak więźniowie obozu w Auschwitz niewiele mogli zrobić Rudolfowi Hössowi. Bo nawet jak pewien więzień systematycznie go strzygł i mógł mu po gardle przejechać brzytwą, to wiedział, że Niemcy pół obozu wybiją w ramach represji, więc dał sobie spokój.
Posłuchajmy, co jeszcze powiedział pan prezydent Dutkiewicz. Otóż wyartykułował: "Wrocław jest wspaniałym, otwartym, tolerancyjnym miastem i podkreślam, a proszę to potraktować jak moją deklarację, miastem, w którym nie ma miejsca na nacjonalizmy i ksenofobię". Co ciekawe, z jednej strony deklaruje tolerancję, a z drugiej strony, że nie ma miejsca na nacjonalizm, co jest jawnie sprzecznie z deklarowaną tolerancją. Zauważmy też, że nacjonalizm nie jest jeszcze w Polsce karany. Jaka jest więc podstawa prawna decyzji urzędnika, że nie ma miejsca na jakimś terytorium państwa polskiego na ów nacjonalizm? Ale przecież nie chodzi tu o logikę ani prawo. Tu pewnie chodzi o coś, co nazwę wyznaniem wiary. Jak wiadomo, słynny samorządowiec wierzy w majora Zygmunta Baumana, w swoim czasie odznaczonego za walkę z polskimi żołnierzami. A dla takich kreatur jak coś jest polskie, to od razu wiadomo, że jest to wszystko co najgorsze, nacjonalizm, ksenofobia i takie tam. No bo wiadomo, ulubieniec pana prezydenta Dutkiewicza, major Zygmunt Bauman, który w swoim czasie był i politrukiem w KBW, i współpracownikiem Informacji Wojskowej, i członkiem PPR i PZPR, to sama wspaniałość, otwartość i tolerancja.
Okazuje się, że owe cztery pochody pierwszomajowe, które ruszyły na rynek, gdzie odbył się wiec partyjny, miały swoje nazwy. Totalitaryzm nie pozostawia żadnej sfery obojętną, wszystkie są wartościowane, są dobre albo złe, postępowe albo reakcyjne, internacjonalistyczne albo nacjonalistyczne i tak dalej, to i nic dziwnego, że na wszelki wypadek, żeby ludzie owych pochodów nie nazwali zawalidrogami, obibokami, stadem nierobów czy złodziejami, dali swoje nazwy.
Oto jeden nazywał się Duch Wielu Wyznań. Przypuszczam, że tak naprawdę chodziło o jedno wyznanie, a skoro tak, to o wpajanie tubylcom, że miejsce Żydów jest w Polsce i że tubylcy powinni Żydom część miejsca w Polsce ustąpić. Kampania propagandowa głosząca takie treści trwa już dobre parę lat. A oni żadnej okazji nie zaniedbają, aby podludziom taką ciemnotę wcisnąć.
Drugi pochód miał nazwę Duch Innowacji. Trzeba przyznać, że brzmi to zupełnie jak jakiś cytat z dzieł Stalina w czasach stalinowskich. Unia Europejska zadekretowała posługiwanie się słowem innowacyjność. No i urzędnicy na każdym szczeblu, od razu i przez całą dobę, mają mordy pełne innowacyjności, nawet gdy kradną na budowie publiczny sracz. Inaczej mówiąc, jest to słowo, które nic nie znaczy. Trzeci pochód miał nazwę Duch Odbudowy. Nie wiem, o jaką odbudowę im chodzi. Chyba nie tę po II wojnie, bo na to by się chyba konsulat Niemiec nie zgodził. Czwarty nazwali Duchem Powodzi. Co nie brzmi zbyt optymistycznie. Doprawdy tym, że miasto zalała woda z rzeki, dzieci we wrocławskich szkołach mają wszy, a miasto toczy syfilis w postaci układu wrocławskiego, nie warto się chwalić.
"Przygotowując ESK, kładliśmy nacisk na to, by kultura była dostępna wszędzie – w parkach, na ulicach, w szpitalach, w więzieniach" – powiedział Krzysztof Maj, dyrektor ESK. Swoją drogą, pewnie z jego miesięcznej pensji mógłbym się utrzymać przez dwa lata i jeszcze bym niemało odłożył. Ale mniejsza z tym. Tak to musi "w demokratycznym państwie prawa realizującym zasady sprawiedliwości społecznej" już być, że jedni muszą mieć, a drudzy muszą na nich pracować. Najbardziej śmieszy ta kultura w szpitalach. Okazuje się, że chory na raka, zamiast natychmiastowego leczenia, ma już nie tylko zieloną książeczkę, ale i kulturę w szpitalu. Cóż, zawsze to lepiej niż zastrzyk w serce z fenolu czy co tam akurat Ministerstwo Zdrowia uzna za najlepsze.
Cóż na koniec napisać? W III Rzeszy też podobne spektakle propagandowe organizowali i mimo to III Rzeszę szlag trafił. Może i my się doczekamy, że tę europejską zarazę diabli wezmą.
Czego wam i sobie życzę.
Amen.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!