Dobrze się stało, że Borys Wrzesnewsky zdołał na drodze sądowej wykazać, że Elections Canada powinna lepiej pilnować głosowania, i podważył mandat poselski Teda Opitza, z którym przegrał w minionych wyborach na 26 głosów.
Dobrze się stało, ponieważ jedną z najważniejszych rękojmi demokracji jest obyczaj - nie da się wszystkiego ująć w prawie i zabezpieczyć ustawą - a niestety obyczaj eleganckiej brytyjskiej tradycji parlamentarnej powoli ustępuje w Kanadzie zwyczajom "demokratycznym" przywożonym przez nowych imigrantów z państw Trzeciego Świata, gdzie do rzeczy oczywistych należy kupowanie głosów czy wolnoamerykanka przy urnach. Ważne jest więc, abyśmy podczas wyborów bardziej pilnowali się przed złodziejami. Takie czasy. Ważne jest również, abyśmy patrzyli na ręce tym, co wybory organizują i liczą głosy, ponieważ w takich miastach, jak Mississauga, są to bardzo często ludzie, którzy dopiero co przyjechali i ich wyobrażenie o uczciwości wyborczej zostało ukształtowane w innych uwarunkowaniach - że tak powiem eufemistycznie i po marksistowsku.
Tak więc jest rzeczą ogólnie bardzo ważną, aby wszyscy uczestnicy procesu politycznego podchodzili z większą uwagą do przebiegu i procedur głosowania. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z kampanią samego Teda Opitza, człowieka, z którego wygranej wszyscy się cieszyliśmy - choć w moim przypadku była to radość gorzka. Dlaczego? Bo wydaje mi się, że kochana Partia Konserwatywna wykorzystała tu nasze środowisko, wbrew polonijnemu interesowi.
W interesie polonijnym było bowiem, aby w Izbie Gmin znaleźli się i p. Lizoń, i p. Opitz, i... p. Wrzesnewskyj. Borys Wrzesnewskyj przez wiele lat posłowania dał się poznać jako człowiek przychylny Polakom i sprawie polskiej, a na dodatek poseł uczciwy i nie chodzący na pasku własnej partii. Partia Konserwatywna wystawiła p. Teda Opitza w okręgu Etobicoke Centre po to, by odebrać polskie głosy Wrzesnewsky'emu i przerzucić na Opitza, który przecież jeszcze nie tak dawno kandydował w południowej Mississaudze. Wrzesnewskyj był z Partii Liberalnej, Opitz z Konserwatywnej, konserwatyści za wszelką cenę chcieli uzyskać większość w Izbie Gmin i ja to rozumiem. Z drugiej strony, dlaczego polskim kosztem?
Wrzesnewskyj był posłem, który dawno temu podpadł pewnemu pamiętliwemu lobby, kiedy to na czele delegacji kanadyjskiego parlamentu wraz z Marią Mourani Bloc Quebecois oraz Peggy Nash z NDP, pojechał w 2006 roku do bombardowanego przez Izrael Libanu, no i powiedział, że to co zobaczył (chodziło o bombardowane osiedla mieszkaniowe), to zbrodnia wojenna. Dodał ponadto, że Kanada, jeśli pragnie pokoju, powinna rozmawiać również z drugą stroną, czyli z Hezbollahem. Jak się można było domyślać, na słowa te podniósł się wówczas taki raban, że trudno było rozpoznać pojedyncze głosy. Jason Kenney, dzisiejszy minister imigracji, oskarżył Wrzesnewsky'ego o popieranie terrorystów i straszliwie "skrzyczał". Tak więc przy okazji wyborczego "marszu ku większości", można było w 2011 roku utrącić człowieka, który podpadł - co zawsze jest dobrym przykładem.
Borys Wrzesnewskyj, którego rodzina ma znaczną domieszkę polskiej krwi, jest człowiekiem finansowo niezależnym, właścicielem znanej piekarni Future Bakery, a także wytwórni serów i przetworów mlecznych MC (Maslo Sojuz); człowiekiem starannie wykształconym, któremu posłowanie obiadu na stół nie kładzie, ale który postanowił w Ottawie powalczyć jeszcze o ten kraj. Bardzo mi się podobało, kiedy ofiarowując kwotę 30 tys. dolarów na katedrę języka polskiego na Uniwersytecie Torontońskim Borys Wrzesnewskyj powiedział, że każde dziecko imigranta powinno mówić dwoma językami urzędowymi - angielskim i francuskim oraz językiem kraju pochodzenia. Bo w dzisiejszym globalizującym się świecie jest to przepustka do sukcesu i wielkie ułatwienie życiowego startu. Kanada ma olbrzymi potencjał, nasze dzieci mają olbrzymi potencjał, trzeba tylko odrobinę powalczyć w świecie.
Tak więc sprawa liczenia głosów w okręgu Etobicoke Centre zapewne trafi do Sądu Najwyższego, który coś tam salomonowego postanowi. Ważne jednak, abyśmy się wszyscy zastanowili, co zrobić, żeby zachować naszą tradycję i poszanowanie procesu demokratycznego i aby zabezpieczyć urny przed manipulacją.
Sam byłem świadkiem różnych dziwnych przypadków, kiedy to np. urzędnik w lokalu wyborczym w języku syngaleskim pouczał zdezorientowaną kobietę, co i jak. Czy pouczał tylko, jak głosować, czy też mówił również, na kogo głosować? Bóg jeden wie. Na mój gust w lokalu wyborczym powinno się rozmawiać wyłącznie w języku urzędowym, którego znajomość jest przecież warunkiem sine qua non uzyskania obywatelstwa kanadyjskiego. W moim lokalu głosowali też analfabeci. Czy analfabeci powinni uczestniczyć w życiu politycznym, skoro nie są w stanie uczestniczyć w debacie publicznej?
Jest co porządkować, jest co poprawiać, o ile ta demokracja ma jeszcze mieć jakiekolwiek znaczenie.
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!