Wielu z nas wraca z wakacyjnej Polski z tęsknotą w oczach. Trudno wymazać z serca krajobrazy dzieciństwa i młodości; trudno wykasować oddech swobody ojczystego języka, zapomnieć o pięknych miejscach pierwszych miłości.
Kac powrotowy często owocuje złością na to, co mamy tutaj. No bo gdy porównać zabudowę Mississaugi do krakowskiego starego miasta, polskie domowe smaki do tutejszych pomidoro-ziemniaków czy McDonaldów; gdy porównać ostry zapach tatrzańskiego powietrza z... itd. itp.
Dostrzegać złe rzeczy jest łatwo, wystarczy tylko zacząć narzekać.
W niedzielę, 1 lipca, Canada Day.
Czym jest ten kraj, że ustawiają się do niego kolejki?!
Mimo wszystkich niedostatków, mimo szaleństw politycznej poprawności trudno zaprzeczyć, że jest to nadal wygodne państwo dla zwykłych ludzi; że z pracy rąk własnych można w nim zapewnić utrzymanie sobie i rodzinie.
Kanadyjska mozaika zaspokoi każdego. Od poszukiwaczy europejskiego snobizmu na uliczkach Que-bec City po trapersko-myśliwskie przestworza Jukonu czy Kolumbii Brytyjskiej.
W tym kraju nadal można oddychać pełną piersią, szerokim kołem omijać biurokratyczno-urzędnicze rafy, a kosztem rezygnacji z wielkomiejskiego życia, mieć wszystko, co człowiekowi do szczęścia Pan Bóg daje; można odetchnąć głębią lasu, uciec w dziewicze ostępy, brać życie we własne ręce....
Jest też coś, dla nas nie bez znaczenia – można w tym kraju być Polakiem i Kanadyjczykiem.
Jest tu wiele zła, są okoliczności bardzo denerwujące, Kanada płynie również w globalizacyjnym potoku, dotykają ją wszystkie nieszczęścia powszechnej urawniłowki, czasem można odnosić wrażenie, że niektóre posunięcia są tu wręcz eksperymentowane na ludziach. Wiele osób uważa, że tkanka kanadyjskiego społeczeństwa jest bardzo cienka i gdyby przyszło co do czego, rozpadłoby się ono na etniczne zbieraniny gotowe sięgać po noże.
Krytycy ostrzegają przed brakiem społecznej koherencji i tolerowaniem zbyt dużego zróżnicowania kultur.
Mimo to w tym przepastnym kraju każdy niewielkim kosztem może być sobą, bo jeśli się coś nie podoba, można uciec w krainę komarów i czarnych much, gdzie strzelba w pick-upie nikogo nie dziwi.
Ten kraj ma wiele pogłębiających się problemów, narastających napięć, ale jednocześnie to państwo tętniące życiem, dostarczające surowców ćwierci świata, gdzie nadal każdy ma szansę. Wystarczy trochę języka, wystarczy zakasać rękawy.
Można w tym kraju wybierać, można odrzucać konsumpcyjny przymus, można bez większych kłopotów wykształcić dzieci – o ile te będą tylko tego chciały; można żyć po swojemu i po Bożemu, ponosząc tego nie nazbyt dramatyczne konsekwencje. Można być liberałem, i nie zauważać konserwatystów, można być tradycjonalistą i pokojowymi metodami zwalczać inwazję kulturowego bolszewizmu.
Skoro można tak wiele, to nie wypada nie skorzystać.
Jesteśmy częścią kanadyjskiego społeczeństwa, dlatego nie możemy zamykać się w swoich opłotkach, dlatego bez kompleksów powinniśmy dookoła przedstawiać naszą kulturę, prezentować historię, zabiegać o odpowiednie nauczanie o Polsce w kanadyjskich programach szkolnych – zabiegać o to, by tutejsza szkoła w ogóle uczyła, udzielać się społecznie i politycznie. Mamy doświadczenie i wiedzę, znamy się na wielu zagadnieniach i warto tu o siebie zawalczyć. Ścieżki działania pozostają nadal otwarte, nadal można wpływać na niektóre aspekty życia publicznego, opóźniać wprowadzanie bezeceństw, walczyć ze złem. Wystarczy jedynie nie dać się zahukać, zakrzyczeć tym bardziej wyszczekanym; wystarczy być pewnym swego i z otwartą głową wchodzić między ludzi.
Przy okazji kanadyjskiego święta marzy mi się polski ruch rekonstruktorski w Kanadzie – taki oddział husarii – bo chyba nie ma bardziej widowiskowego polskiego wojska, czy grupa młodzieży w mundurach polskich lotników z czasów II wojny światowej – albo polscy komandosi Sosabowskiego na willysach itp. itd.
Nie ma lepszej metody zainteresowania i zaintrygowania naszych sąsiadów historią Polski niż pokazanie jej wielkich kart "na żywo" i "na ludziach".
Tego rodzaju rekonstruktorzy to także wspaniała organizacja formacyjna – bliska strzeleckiej – w której młodzież mogłaby poznawać prawdziwą historię kraju ojców.
Marzy mi się również, abyśmy się wyzbyli fornalskiego uczucia niższości i lęku wobec tutejszych instytucji czy mediów – by w sytuacjach, gdy nas oszukują i obrażają, natychmiast dzwonić "z gębą" do redaktorów tutejszych mediów, pisać listy i telefonować do posłów. Po to by być prawdziwymi Kanadyjczykami, musimy w sobie odbudować prawdziwych Polaków – doskonałych organizatorów, udzielających się w życiu publicznym i politycznym.
Kanada to jest nasz kraj, tutaj żyjemy, tutaj spoczną kości wielu z nas, tutaj żyć będą nasze polskie dzieci. Dbajmy o niego.
Happy Canada Day!
Andrzej Kumor
Mississauga
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!