Andrzej Kumor
Redaktor naczelny Gońca, dziennikarz i publicysta. Poczytaj Kumora...
Dzisiaj o wielu sprawach. Po pierwsze, jeszcze o Marszu Niepodległości – jest to wydarzenie, które daje nadzieję.
Nie samo przez się, lecz przez to, że pokazuje pokolenie Polaków, którzy nie zrezygnowali z państwowej wizji Polski; którzy chcą mieć kraj "poważny" – używając terminologii Stanisława Michalkiewicza. I nic to, że niektórzy politycy starej daty, "esteci" zdrady politycznej – jak Adam Wielomski – uważają tę młodzież za g-no wartą hałastrę i kibolskich dzikusów, zaprzeczenie przedwojennych endeckich szeregów – zaludnionych "młodzieżą akademicką".
To, że klimat się zmienia, nie ulega żadnej wątpliwości. Świadczy o tym historia. Nie tak dawne zlodowacenia, ale też okresy temperatur podwyższonych w stosunku do obecnej nawet o 8 stopni każą naszą sytuację traktować jako przejściową. Zmiany zachodziły w czasach, kiedy nie było przemysłu i człowiek niczego do atmosfery nie emitował. Czy zatem nasza obecna działalność stanowi aż tak wielki czynnik, że trzeba uznać sytuację dzisiejszą za zupełnie wyjątkową?
Otóż nie – tak twierdzili uczestnicy konferencji zorganizowanej w Warszawie w przededniu oenzetowskiego szczytu ekologicznego. Dane obserwacyjne nie potwierdzają katastroficznych teorii lansowanych przez polityków i eko-działaczy, którzy w oparciu o swe złowieszczenia usiłują wyciągnąć olbrzymie pieniądze i objąć kontrolą zachowanie ludzi. Przyznał to nawet 90-letni dzisiaj naukowiec, ojciec teorii efektu cieplarnianego wykreowanego przez człowieka, który po postu stwierdził "myliłem się".
Do Polski niestety leciałem Lufthansą. Czemu? Proszę zapytać w Locie, dlaczego ich bilety tyle kosztują.
W niemieckim airbusie 340 miła niespodzianka w postacie ubikacji "na dole". Gdzie jest ubikacja, zafrapowany pytam stewardesy, ta odpowiada, że "na dole", ja nie wiem, co mam o tym sądzić... Okazuje się, że niczym w porządnym lokalu gastronomicznym, ubikacja jest po schodkach w dół, na dolnym pokładzie w sąsiedztwie luku bagażowego. Jest ich tam całe sześć kabin, wygodne, przestronne, bez konieczności uprawiania gimnastyki przy czynnościach fizjologicznych...
Nie była to jedyna niespodzianka. We Frankfurcie mój bagaż – mam tylko podręczny – przejeżdża przez prześwietlenie i starszy pan celnik niemiecki urządza mi regularny kipisz, grzebiąc jak za starych pięknych lat na Checkpoint Charlie. Stwierdziłem, że nie mam się co oburzać, bo przecież potraktowali mnie jak Wałęsę, wyciągając z czeluści plecaka "naprędce wrzucone gacie i skarpety". Szampanów jednak nie znaleźli. Nie wiem, czemu zawdzięczałem to VIP-owskie przyjęcie w Unii Europejskiej, ale chyba zostałem uznany za kolegę Brunobombera, gdyż przy wchodzeniu do kolejnego samolotu zostałem wyróżniony przez automat karteczką Neue Platz – zamiast siedzieć tuż za kokpitem w rzędzie piątym, przesadzono mnie na koniec do ogona pod ubikację, było to tym bardziej dziwne, że samolot był pełny do połowy i wszyscy raczej siedzieli z przodu. Porywaczem jednak nie zostałem, a to z powodu innych ważnych zajęć, i wkrótce lądowaliśmy w Krakowie.
Pierwsze wrażenia? Cóż, pierwsze wrażenia miałem z cmentarza (Wszystkich Świętych) i bardzo mi się podobało...
Poważnie zaś mówiąc, raczej marazm, zastój, no ale może mam spaczony obraz po naszym torontońskim podwórku budowlanym i zbyt wiele sobie obiecuję. Tak czy owak lasu dźwigów nie ma, a być powinien. Oczywiście jest wiele rzeczy, które mi się bardzo podobają, jak na przykład organizacja komunikacji publicznej w Krakowie.
W halloweenową noc niby wolno wszystko, wiedźmy latają luzem, diabły chodzą po ulicach, ludzie bawią się, przebierając w co tylko im przyjdzie do głowy… Tak?
Otóż, wcale nie! W ten pogański cyrk można bowiem publicznie obrażać Pana Boga czy drwić ze świętych, ale nie można naruszyć prawd nowej wiary religii politycznej poprawności. Przekonał się o tym na własnej skórze wicepryncypał Mayfield Secondary School w Brampton, który miał fantazję przebrać się za Murzyna – rapera o ksywce Mr. T. Nie donoszą w gazetach, czy ktoś się na jego widok strasznie przestraszył, ale facet ma na karku śledczych z kuratorium, którzy mają ustalić, czy ów biały Murzyn nie nadepnął na odcisk murzyńskiej wrażliwości i czy to nie jest czasem szerzenie rasizmu i wiadomej nienawiści. Niewykluczone, że tegoroczny Halloween może go kosztować stanowisko. Tak więc po raz kolejny okazuje się, że żarty to my sobie możemy stroić z tego, na co partia i państwo pozwoli...
Postanowiłem "zagłosować nogami" (do czego Państwa od kilku tygodni zachęcam) i przespacerować się po Warszawie 11 listopada. Tak więc spotykamy się na rondzie Dmowskiego o 15.00. Gdyby ktoś był z Toronto lub Kanady proszę mnie odnaleźć, zawsze to raźniej w kupie. Za czym głosuję? Proste za silną, niepodległą, bogatą Polską, gdzie każdy będzie mógł bezpiecznie i swobodnie żyć jak niegdyś w Rzeczpospolitej, gdzie będzie mógł się uczciwie bogacić niegnębiony przez opresyjne zbiurokratyzowane, skorumpowane państwo, gdzie nie będzie się bał mówić tego co myśli i nazywać rzeczy po imieniu, gdzie dzieci będą wychowywane przez własnych rodziców a nie narzuconych przez państwo ideologów, gdzie duma z przeszłości będzie kształtowała przyszłe pokolenia, gdzie siła militarna będzie wystaraczającą rękojmią suwerenności, gdzie będziemy zadowoleni i solidarni myśląc o sobie jak o braciach. Jak mówi chińskie przysłowie, nawet najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku. Tym pierwszym krokiem jest warszawski "Marsz Niepodegłości".
Nie wiem czemu, nie wiem skąd i jak, ale właśnie "bracie Polaku" zabrzmiało mi w głowie 1 listopada, przy grobie Tadeusza Kopańskiego, więźnia Wronek i Jaworzna skazanego w 1947 roku za to, że marzył jak ci wszyscy młodzi ludzie, którzy w najbliższy poniedziałek staną obok siebie na ulicach Warszawy. Gdy we Wronkach pod celą zaczął wygrzebywać robaki z brei zupy, stary pepesowiec, lekarz napomniał - "Jedz to wszystko, bracie Polaku, bo zginiesz".
Bracia Polacy, pora uczynić pierwszy krok…
Do zobaczenia w Warszawie.
Andrzej Kumor
Nie ma świąt bardziej polskich niż Boże Narodzenie i Wszystkich Świętych. Boże Narodzenie – wiadomo – jest to czas, w którym przypominamy sobie, że jednak Polak Polakowi nie jest wilkiem; kiedy wznosimy się na wyżyny rodzinnego pojednania i serdeczności, zaczerpujemy oddech nad topielą gnębiących nas świństw i wracamy do źródeł – polskich źródeł.
Tak się składa, że człowiek rodzi się jakiś. Nie byle jaki, nie jako tablica do zapisania, lecz jako Polak, Czech czy Niemiec, kobieta lub mężczyzna, z różnymi powinnościami, wyzwaniami i czasem. Rodzimy się jako ludzie "z właściwościami". W naszym przypadku ich częścią jest wielka polska tradycja, wielkie dziedzictwo kultury, chrześcijaństwa, klęsk i zwycięstw narodu. Ono z nami jest niezależnie od tego, czy chcemy, czy nie, możemy jedynie do tego się odnieść – kontynuować, rozwijać lub zapomnieć, sprzeniewierzyć i straszyć tym dzieci.
Doniesienia o Brunonie K. zawsze czytam z zainteresowaniem. W szarym realu informacji agencyjnych, gdzie ludzie ludzi nurzają w odpadach, lub ewentualnie mordują wymyślnie, albo bezdusznie, opis toczącego się postępowania jest słodką odskocznią psychodeliczno-surrealistyczną.
Ostatnio na przykład wyszło na jaw, że nasz Bruno Bomber, który usiłował skaperować brygadę antypaństwowych zbójcerzy za pomocą fejsbuka, miał też zamiar w bardzo wymyślny sposób zrównać z ziemią budynek polskiego parlamentu tudzież narazić na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia poważną liczbę polskiej klasy politycznej. Dlaczego wymyślny, otóż według śledczych, Brunon K. miał wysadzić Sejm, detonując przed gmachem transporter opancerzony SKOT przywieziony tam na lawecie przedsiębiorstwa budowy metra. Co w tym śmiesznego? Wcześniej wiadomo było, że jako materiał wybuchowy miały posłużyć cztery tony saletry amonowej w znanej mieszance z olejem napędowym. Ładunek tego rodzaju działa praktycznie rzecz biorąc wyłącznie falą uderzeniową. Po co więc transporter opancerzony? Żeby groźniej brzmiało?
Polub "Gońca" na fejsbuku!
Ludzie, nienawykli do poważnego traktowania własnych wyborów politycznych, nieudzielający się w życiu społecznym, oddają głosy czy często udzielają poparcia, kierując się najbardziej "kosmicznymi" przesłankami – a to dlatego, że lider partii jest opalony i chodzi sprężystym krokiem, a to dlatego, że jego żona pochodzi z tego samego miasteczka co nasza, a to wreszcie dlatego, że jest miły dla zwierząt futerkowych. Przesadzam, ale tylko trochę. Zmęczony gadającymi głowami, pustosłowiem, skomplikowanymi wywodami o prostych rzeczach, tzw. elektorat ma tendencję podążać tam, gdzie jest jasno, kolorowo i gra muzyka.
Zdaje się, że będziemy mieli w niebieskiej Unii jakieś przykręcanie śruby, skoro oberszef Barroso uważa, że głównym problemem jest obecnie nie kryzys, lecz "destabilizacja polityczna" państw członkowskich. No bo jakże inaczej "stabilizować" niż wojskiem i policją, usuwając elementy krnąbrne i niepewne?
Na rynku polskim może się to przełożyć na rozprawę z polskim faszyzmem i antysemityzmem. Rozbisurmanienie wszak widać gołym okiem. Być może dojdzie do niego 11 listopada, który to tzw. rząd w Warszawie oddał pod konferencję klimatyczną. Czuć więc w powietrzu przesilenie. Tym bardziej, że przychodzi do takich strasznych rzeczy, jak oblanie naszego alterguru, Kupy Wojewódzkiego (włożył polską flagę w psią kupę) jakąś brunatną cieczą o właściwościach żrących.
Konsulat RP odwiedzam jak każde inne miejsce w mieście, ciarki nie przechodzą mi po plecach, nie mam dreszczy postpeerelowskich emocji, ani też nigdy nikt nie dał mi do zrozumienia, że jestem osobą uciążliwą czy wpisaną na czarne listy, dlatego, gdy dostałem – tradycyjne – zaproszenie na spotkanie dziennikarzy polonijnych z nowym ambasadorem RP, po prostu wstawiłem parafkę do notesu i tyle.
Ambasador jak ambasador – było ich tu już trochę za mojego życia – nie powie rewelacji, bo przecież nie jest od tego, ale miło zobaczyć, co to za człowiek. W sumie najbardziej pociesznym i plecącym od rzeczy banialuki trzy po trzy był niejaki Bogdan Grzeloński.
Tym razem padło na rzecznika prasowego rządu (najwyraźniej posada ta wygląda na wyrzutnię nakierowaną na Kanadę – rzecznikiem prasowym przed włożeniem ambasadorskich lakierków był też Paweł Dobrowolski – jeszcze ze "stajni" Bronisława Geremka)…
Tak więc, mieliśmy rozmawiać "jak dziennikarz z dziennikarzem", wszak obecny ambasador to były pracownik "Gazety Wyborczej". Tekst zaproszenia nie wróżył niczego niespodziewanego, ot: "serdecznie zapraszam na spotkanie prasowe (z mediami polonijnymi) z nowo przybyłym Ambasadorem RP w Kanadzie, JE Panem Marcinem Bosackim" – pisał konsul.
Tymczasem na miejscu okazało się, że spotkanie, w którym uczestniczę, ma kameralny charakter, nie jest to żadna konferencja prasowa, lecz "kawa z panem ambasadorem", którą oprócz mojej skromnej osoby piją: Małgorzata Bonikowska z "GazetyGazeta", Irmina Somers z "Puls(e)" (telewizja OMNI), p. Wojnarowicz z "Radia Bis" w Hamilton i Stanisław Stolarczyk z "Czasu-Związkowca". Mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem. Gdy zacząłem rozkładać się z magnetofonem, ku mojemu zdumieniu Pan Ambasador przypomniał, że nie życzy sobie nagrywania i ponoć było wcześniej ustalone, że zanim będziemy mogli zadawać oficjalnie pytania, jest spotkanie (prasowe – sic!) off the record. – Na moją prośbę o potwierdzenie, czy to znaczy, że nie mogę nagrywać, żachnął się, że rozróżnienie między "off the record" a "on the record" należy do kanonu wiedzy dziennikarskiej, na pytanie, czy zatem mogę relacjonować to spotkanie czy nie – no bo w końcu reprezentuję Czytelników, a nie tylko siebie – okazało się, że nie. Na pytanie, czy jest to spotkanie poufne, nie otrzymałem odpowiedzi, w związku z czym pożegnałem się i opuściłem lokal...
Prośba urzędnika RP, by potraktować go jako źródło informacji niejawnej, jest szczerze powiem zdumiewająca. Jaka miałaby być moja rola na takim spotkaniu?
Czegóż miałbym na nim wysłuchiwać? Przecież nie opowieści o życiu prywatnym Pana Ambasadora. A może Pan Ambasador chciał udzielić niejawnych wskazówek czy dyrektyw? Nie wiem, i aż boję się pytać kolegów, o czym było? Pan Ambasador musiał być jednak bardzo zadowolony, skoro "ćwierknął": "Świetne spotkanie z mediami polskimi w Kanadzie. Dziękuję! (Szkoda, że nie wszyscy chcieli uczestniczyć)".
Podsumowując, sytuacja wygląda tak, że to Ty, Drogi Czytelniku, kupując co tydzień nowy numer "Gońca", zatrudniasz mnie, żebym się w Twoim imieniu dowiadywał "jak jest", a tu tymczasem urzędnik państwowy, dyplomata RP, chce ze mną rozmawiać na osobności, pozbawiając możliwości informowania. Przecież to jest jakieś kuriozum! Przecież to jest obyczaj republik bananowych!
Tyle tytułem wytłumaczenia się Państwu, dlaczego w "Gońcu" nie mamy dzisiaj relacji z konferencji prasowej z nowym ambasadorem.
Stosunki tutejszej dyplomacji z nami, czyli mieszkającymi tu Polakami, powinny być transparentne i otwarte. Spotkania off the record – z wybranymi dziennikarzami, temu w żaden sposób nie służą. Transparentna powinna być cała polityka wobec Polonii – zwłaszcza w kwestiach dysponowania środkami na wsparcie miejscowych inicjatyw.
No chyba że całkiem wracamy do czasów PRL-u, kiedy to konsulat prowadził własną "polonijną" agenturę, wydawał własną gazetę i generalnie robił wszystko, by zneutralizować wpływy tego środowiska tak w Kraju, jak i przybranej ojczyźnie.
A off the record to może mi poopowiadać ploteczki jakiś wysoko postawiony kumpel, przy piwie, a nie ambasador RP, na konferencji.
Czy wyniosłem jakieś pozytywne wrażenia z tego blitz-spotkania z p. Marcinem Bosackim? Otóż tak – zauważyłem, że ma bardzo dobrze skrojony garnitur.
Andrzej Kumor
Mississauga
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…