farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 26 październik 2012 09:36

Błąd taktyczny profesjonalistów propagandy

Napisane przez

Drugą połowę września spędziłem w starym kraju, w Gdyni, spacerując po plaży i zajadając smażoną flądrę prosto od rybaków orłowskich. Jako że w Kanadzie od wielu lat nie mam telewizora, z nostalgią codziennie oglądałem między innymi różne polskie wiadomości, dzienniki, teleekspresy. Profesjonalizm ogłupiania i prania mózgów doprawdy osiąga nowe, wyższe poziomy. Manipulacji medialnej TVN-u, Polsatu i innych płatnych stacji (na żądanie rządu) nie można już porównywać z prymitywnymi metodami starych komunistów PRL-owskich. Teraz jest nowocześnie, europejsko i z uśmiechem radosnym połechtanym prawami człowieka, polityczną poprawnością i wstydem przed oczami Zachodu. 

Doczekałem się ciekawej wiadomości. TVN drugiego października pokazał krótki reportaż o homofobicznej mowie nienawiści... i to gdzie? W szkole gimnazjalnej, w Polsce, w centrum Europy to miało miejsce. Pani nauczycielka Elżbieta Haśko, wykładając przygotowanie do życia w rodzinie w jednej z klas gimnazjum w Wiązownicy koło Jarosławia, ośmieliła się przedstawić uczniom fakty związane z możliwościami leczenia terapeutycznego homoseksualizmu. Mało tego, zgodnie ze swoim zwyczajem nauczycielka umieściła co ważniejsze punkty do dyskusji na Facebooku. Trzeba było słyszeć ten krzyk! Dziennikarze TVN-u zgodnie rozpoczęli znoszenie medialnych drew, budując stos medialny, żeby medialnie spalić nauczycielkę-czarownicę. Leczenie homoseksualizmu... co za wstyd przed Europą.


Następnego dnia "Gazeta Wyborcza" dołączyła swój grożąco-straszący lament do medialnych oskarżycieli, żądając dyscyplinarnego usunięcia nauczycielki z szeroko pojętego pola oświaty. Pani Elżbieta najspokojniej w świecie i prosto do kamery stwierdziła, że nie używała żadnego języka nienawiści, ale tego, co powiedziała, nie wycofa, bo to prawda jest naukowa.
I tu, ze zdziwieniem muszę przyznać, maszyna prania mózgów nawaliła na całego. Jedną z najnowocześniejszych metod zwalczania wiadomości politycznie niewłaściwych jest (oczywiście zakładając kontrolę mediów) zamilczenie informacji na śmierć. Setki przykładów i drastycznych prób zamilczania obserwowaliśmy w kwietniu 2010 po tragedii smoleńskiej. Zamiast profesjonalnie i europejsko zamilczeć niedouczoną nauczycielkę z Wiązownicy, której nikt na mapie pokazać nie potrafi, GW coraz głośniej zaczęła krzyczeć i wzywać do akcji dyscyplinarnej. Lepszej reklamy tematowi michnikowcy zrobić nie mogli. Posypały się e-maile i listy od zwykłych ludzi, od naukowców, lekarzy i psychologów potwierdzające nieodpowiedzialne tezy niegrzecznej nauczycielki. Czując poparcie naukowe, pani dyrektor szkoły praktycznie odmówiła akcji dyscyplinarnej, nie odnajdując śladów mowy nienawiści. Kurator okręgowy z Rzeszowa obiecał, że się sprawie przyjrzy, również nie kojąc rozdrapanej rany na honorze dumnego członka UE. Błąd w sztuce na tak wysokim poziomie ogólnokrajowego prania świadomości nie powinien się zdarzyć. Pytanie, czy poseł Biedroń z Ruchu Palikota może być terapeutycznie uleczony ze swojej homoseksualnej dumy, nadal pozostaje bez oficjalnej odpowiedzi, co społeczeństwu daje do myślenia.


Wszystkim zainteresowanym tematem leczenia homoseksualizmu, a nie paradowania z gołą dupą po ulicach, odsyłam na strony NARTH (tylko po angielsku), czyli National Association for Resarch and Therapy of Homosexuality. Możemy tam prześledzić przyczyny i fazy leczenia zaprezentowane przez A. Dean Byrda Ph.D., profesora psychiatrii z uniwersytetu stanowego Utah i wiceprezydenta NARTH, który od ponad dwudziestu lat prowadzi terapię mężczyzn homoseksualistów.


Po przeczytaniu i postudiowaniu tematu okazuje się, że pani Elżbieta Haśko jest niewinna "nienawiści" i ma stuprocentową rację. Jako czytelnicy "Gońca", możemy wesprzeć panią Elżbietę modlitwą i również wyrazić swoją opinię, pisząc krótki e-mail do pani dyrektor szkoły w Wiązownicy, Agnieszki Kukułki: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. i do pani kurator-wizytator Marioli Kiełbu: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..">Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
Bardzo proszę o kulturalną treść e-maili, żeby was o mowę nienawiści nie posądzono. Do tej pory ta historia uczy, że bać się nie należy, a przy swoim mocno obstawać. Głowa do góry, pani Elżbieto, jak panią ze szkoły wyrzucą, to my, czytelnicy "Gońca" z Kanady, zrobimy zrzutkę dolarową dla pani.


Janusz Beynar


* od redakcji:  Janusz Beynar urodził się w 1962 roku w Gdańsku,  w wieku dwudziestu pięciu lat wyjechał na trzydniową wycieczkę do Rzymu i Watykanu, która trwa do dziś. Od 1988 roku mieszka w Kanadzie. Pochodzi z rodziny, której przygoda z piórem sięga trzy pokolenia wstecz, aż do początków twórczości Pawła Jasienicy (właśc. Leona Lecha Beynara). Jest miłośnikiem kanadyjskiej przyrody, z plecakiem i wiosłem w ręce przemierzył blisko dwa i pół tysiąca kilometrów.

kumorANa początek trochę teoretyzowania. Petycje, marsze, bierny opór, wszystkie te przedsięwzięcia sprowadzają się do założenia, że trzeba skutecznie wpłynąć na postępowanie rządzących, i obracają się w chorej dychotomii "my-społeczeństwo"; "oni-władza". "My" chcemy wpłynąć na to, żeby "oni" byli inni, inaczej rządzili, pozwolili nam na większy zakres swobód, poprawili warunki naszej egzystencji. Postawa taka zakłada, że oni "nie wiedzą" o naszych problemach, albo że się zanadto "odizolowali", "zapomnieli", usiłujemy zwrócić ich uwagę, zawrócić z niewłaściwej drogi...

Mówiąc wprost, jest to objaw mentalności niewolniczej, być może do przyjęcia, jeśli jesteśmy mniejszością lub chcemy zwrócić "uwagę społeczną" na jakiś mało nagłośniony problem lub położenie jakiejś grupy. Gdy chodzi nam zaś o całość, czyli o kraj, o państwo, o gospodarkę jako taką; o wolność, to nie ma tu co podpisywać petycji czy listów, tylko trzeba się zorganizować i zmobilizować do przejęcia władzy; do rządzenia, wykorzystując po temu wszystkie dostępne mechanizmy. Jeśli to możliwe, demokratyczne, a jeśli te drogi są pozamykane, to "mimodemokratyczne".
Najważniejsza zaś jest to, byśmy wiedzieli, po co chcemy władzę uzyskać, o jakie państwo nam chodzi i, generalnie, dlaczego ci, którzy rządzą obecnie, powinni być tej władzy pozbawieni.
Chodzi bowiem o jasność i prostotę myślenia, aby każdy uczestnik naszej strony barykady jasno widział cel działania i środki, jakich trzeba do osiągnięcia celu użyć.


Środki te mogą być wielorakie, zmieniać się z czasem, ewoluować, jednak muszą być znane i czytelne.
Podobnie jak żadne państwo nie powinno rozpoczynać wojny bez ustalenia strategicznych celów walki i nakreślenia warunków sytuacji powojennej, tak żadna partia i ruch nie powinny wyprowadzać ludzi na ulice czy zachęcać do masowego protestu, dopóki nie mają planu nowego ułożenia. To samo dotyczy zresztą działalności terrorystycznej we współczesnym świecie używanej jako skuteczna broń w realizacji interesów politycznych słabych państw i narodów.
Działania idealistycznego terroru XIX wieku czy utopistów spod znaku Rote Armee Fraktion to margines. Terroryzm jest groźny nie za sprawą oderwanych od życia, sfrustrowanych dzieci z dobrych domów, tylko zimnej kalkulacji politycznej.
Tak było w przypadku terroru żydowskiego w Palestynie Brytyjskiej, tak było w przypadku terroru OWP czy IRA, tak jest w przypadku terroru "Al-Kaidy".


Wracając do wyprowadzania ludzi na ulice – owszem – może to być skuteczny manewr polityczny. Najczęściej jednak ruchawka taka bywa sprowokowana przez stronę przeciwną, która będąc przy władzy, wie, jak przygotować prowokację i jak jej użyć do własnych celów – walk frakcyjnych, rozpoznania przeciwnika, rozładowania nastrojów społecznych.
Dlatego ruchawka uliczna ma w walce sens jedynie wówczas, gdy jest zaordynowana przez autentycznego lidera narodowego bez szans na zdobycie władzy legalnymi drogami; gdy jest wykalkulowanym działaniem politycznym, a nie nurzaniem się w chaosie ulicy, gdy wiadomo, co chcemy uzyskać w jej rezultacie i kiedy iść do domów, słowem, gdy jest częścią skutecznej walki o władzę, a nie sprowokowanym ujściem społecznego niezadowolenia.


Tak więc z ulicą trzeba ostrożnie i aby realnie wykorzystać jej siłę dla sprawy narodowej, trzeba się najpierw zorganizować, tak byśmy po raz kolejny nie marnowali sił, tracąc impet i ducha na kolejne pokolenie.
Jeśli chcemy naprawdę walczyć o swoje, a nie tylko pozorować, trzeba się walki uczyć, m.in. po to by wiedzieć, że jeżeli urządzamy pokaz siły, to żeby coś z niego wynikało; by realnie poprawić nasze położenie. Raz warto to robić, a innym razem nie; bo – jak mówi klasyk Sun Tzu – jeśli jesteś silny, udawaj słabego, jeśli dobrze zorganizowany, udawaj chaos.
Nasze polskie nieszczęście polega na braku przywództwa, miejmy więc nadzieję, że jakieś się objawi z przyczajenia.
W każdym razie najważniejsze, byśmy nauczyli się myśleć w kategoriach realnej polityki, a każda nasza akcja miała ręce i nogi, a nie tylko – jak to często bywało i bywa – wyłącznie serce.

Andrzej Kumor
Mississauga

piątek, 19 październik 2012 19:13

Konik, szabelka i... szara rzeczywistość

Napisane przez

wyrzykowskiW roku 2004 Rafał Ziemkiewicz opublikował książkę pt. "Polactwo" (chociaż początkowo miało być: "Gówno chłopu nie zegarek, czyli co Polacy zrobili z niepodległością"). Pamiętam, że w trakcie lektury zżymałem się, czasami trochę sobaczyłem i nie byłem do końca przekonany, czy jest sens pisania takich książek – no bo już sam tytuł można było odbierać jako obraźliwy, wpisujący się w nurt Polish jokes, czy innych Polenwitze.

Ale, mimo początkowych wątpliwości, przeczytałem dzieło Ziemkiewicza do końca – dochodząc w pewnym momencie, że jego publicystyka zawiera ogromny ładunek prawdziwych obserwacji i jeżeli nawet można się z nim nie zgadzać, to jednak trudno nie przyznać mu racji...
Oczywiście łatwiej jest nam wmawiać sobie nawzajem minione bohaterstwo, przypominać, kto był przedmurzem chrześcijańskiej Europy i jak to poszliśmy w bój bez broni... no i kolejne bohaterskie powstania, które nam nic nie dawały poza utratą krwi.
Oczywiście – czy to spadek po szlacheckich 10 proc. ogółu ludności w dawnej Polsce? – znacznie łatwiej rozrywać ledwo zabliźnione rany niźli dyskutować o cenie, o szansach, o tym, co można nie tyle osiągnąć, co stracić; łatwiej przypominać, że my to bardziej za waszą niż naszą itd., itp.
Oczywiście można też mówić o minionej głupocie, która doprowadziła do takiego, a nie innego, rozwoju wydarzeń, ale czy kierowaliśmy się, jako naród, głupotą jedynie w minionych wiekach, czy oderwanie od rzeczywistości pozostało nam do dzisiaj? I czy to wmawianie sobie, że coś się nam należy za Monte Cassino, Wrzesień, Sierpień, nie jest przejawem owej nieśmiertelnej – w naszym przypadku – choroby?
Zachwycamy się, że w Warszawie manifestowało może i 200 tys. osób w obronie Telewizji Trwam i wolności mediów, a ilu mamy Polaków? I jak się to ma procentowo do ogółu? I ile osób oddało głosy na Ruch Palikota, czy aby nie znacznie więcej? Dlaczego tak się dzieje, przecież mamy wolną Polskę i nie umiemy się w niej rządzić? Nie umiemy wybierać ludzi, czy – trywialnie mówiąc – olewany wszystko, myśląc tylko (krótkowzrocznie), a co mnie to obchodzi... I zawsze winien jest ON, ONI.


Pisał Ziemkiewicz: ...przegraliśmy wojnę. Byliśmy przez pół wieku okupowani. Zresztą za zgodą i przy obłudnym współczuciu sojuszników, dla których szafowaliśmy – nikt nie odważy się powiedzieć tej oczywistej prawdy, że niepotrzebnie – krwią polskich żołnierzy. Walczyliśmy dzielnie, konspirowaliśmy, cierpieliśmy, nie tylko w ubiegłym stuleciu, ale w całej naszej historii, oczywiście, że o tym wiem.
Tylko że to wszystko dawno i nieprawda. Nie chcemy pamiętać, że kiedy jedni Polacy szli do powstania, do lasu, walczyć za ojczyznę, to inni podążali za nimi, żeby poległych powstańców obdzierać z butów. Tymczasem, naturalną koleją rzeczy, tych pierwszych było coraz mniej, aż w końcu wyginęli – a drudzy mnożyli się, kwitli, aż wreszcie przyniesiono im w darze ustrój będący spełnieniem ich marzeń, idealnie dostosowany do ich oczekiwań, i jeszcze dowartościujący poczuciem dumy z własnej, chamskiej tężyzny i przekonaniem, że wszyscy, którzy nie pracują łopatą, żyją z łaski robotnika i chłopa. I tak oto socjalizm, narzucony knutem i naganem czekisty, stopił się z pańszczyźnianą mentalnością Polaka i stał się jego drugą naturą, a naród ongiś słynący z niezłomnej walki o wolność, dziś spontanicznie stawia pomniki Gierkowi, wielbi Jaruzelskiego i masowo głosuje w wyborach na funkcjonariuszy obalonego reżimu.
Staliśmy się polactwem, bo z nas polactwo zrobiono, ale pozostaliśmy nim po odzyskaniu niepodległości już z własnego wyboru. Obdarowani przez historię wolnością, o jakiej bez żadnej nadziei marzyły przeszłe pokolenia, pozostaliśmy w duszach niewolniczą trzodą. Bo tak jest wygodniej. A trochę także dlatego, że nikt nie ma odwagi polactwu powiedzieć w oczy prawdy (...) U nas tak już jest, że cokolwiek się dzieje, winni są zawsze Oni. Inni. Obcy. Nie swoi. Winni są głupi i nieuczciwi politycy, ale w żadnym wypadku nie ci, którym wystarczy obiecać mieszkania na wiosnę, żeby na takich właśnie głosowali. Polskę okradają wielcy aferzyści, ale w żadnym wypadku nie drobni kombinatorzy, wyłudzający masowo zasiłki, renty i zwolnienia lekarskie. Wtrącają ją w nędzę doktrynalni liberałowie, którzy nie pozwalają dodrukować tak bardzo potrzebnych pieniędzy, ale na pewno nie szkodzi Ojczyźnie prywata i egoizm prostych roboli, dla których Polska istnieje tylko po to, żeby dopłacać do ich psu na budę potrzebnych miejsc pracy, choćby to ją miało doprowadzić do ostatecznego upadku i bankructwa (...) Jak na razie demokracja u nas okazała się chocholim tańcem, w którym politycy, zamiast cokolwiek zaoferować, poczuli się zmuszeni pląsać w lansadach wokół prymitywa, schlebiać mu, łasić się do niego i na wyścigi przedkładać to właśnie, co mu powinno się najbardziej podobać: że jest wspaniały, że wszystko mu się należy i że będzie mu lepiej bez żadnego wysiłku (...) Chamuś w gumofilcach, podkoszulku i beretce, jak z satyrycznych rysunków Krauzego, stał się polskim bożkiem i wyrocznią. To on mówi elitom, czego chce naród. To pod jego kątem układa się polityczne programy, to na jego rozum przykrawają świat media. Nawet Kościół, przestraszony wybuchem antyklerykalizmu w początkach lat dziewięćdziesiątych i nieskrywaną gotowością chamusia do przetrzepania biskupich szkatuł, pilnie uważa, by nie narazić mu się zbyt rygorystycznym stawianiem spraw...


To nieco długawy cytat, ale przedstawia sprawę jasno i Trudno się z autorem nie zgodzić, nawet w tak przykrej sprawie, jak obdzieranie powstańczych trupów! Zresztą we wspomnieniach śp. ks. Sedlaka, twórcy bioelektroniki, znajdziemy bolesny opis z września 1939 r. Wzięty przez Niemców jako zakładnik, po jakimś czasie powrócił do swego mieszkania, które w tym czasie zostało dokładnie splądrowane... cenniejsze, materialnie, rzeczy zniknęły, ale nie jego notatki, na których mu najbardziej zależało: Usiadłem na murawie, łeb zwieszony – jak po napadzie Tatarów – poszła bielizna, płaszcze, 2 radia. To wszystko, co przez tyle lat gromadziło się powoli, odejmując od ust, w jedną noc ponad 650 złotych. To nie wojna zabrała, to katolicy, Polacy, parafianie (...) Niedaleko pod lasem stoczono nocą bitwę (...) Rano trzeba było rannym pomóc i trupy pogrzebać. Żaden chłop nie ruszył się z okolicy, bo "strzylać" będą. Ktosik przyniósł wiadomość, że konie bezpańskie biegają po lesie, można "se" wziąć. Ruszyły chłopy ławą. "Kunia" za darmo, ostatecznie dlaczego nie? Chłop polski, bez ludzkich uczuć, bez litości w chłopskiej siermiędze, złodziej z dziada pradziada. Nigdy przekonania do chłopów nie miałem, ale wojna jeszcze bardziej ugruntowała mnie w tym. Chłop i dziś zdolny jest zrobić rzeź galicyjską, dziś jeszcze tkwi w nim zarzewie buntu przy całej jego głupocie (...) On umie chodzić tylko pod karabinem i batem.
Ktoś postawi mi zarzut, że dawne chłopstwo to zupełnie inna historia, ale czy to, co współcześnie obserwujemy, nie potwierdza tego, co pisał we wrześniu 1939 r. ks. Sedlak?


Trzeba tylko nieco podnieść poprzeczkę, względnie rozszerzyć obszar opisywanego zjawiska. Dziś mówimy nie tyle o samym chłopstwie, ale o znacznym odsetku naszego społeczeństwa, które Ziemkiewicz określa mianem polactwa.
Ks. Sedlak pisał: Jak wiele trzeba, by duszę chłopską odmienić, jak wiele lat jeszcze, by iskrę człowieczeństwa wydobyć na powierzchnię i ugruntować ją, by ją nie każdy kradł kto chce lub zapalał jakim chce płomieniem.
Minęły dziesiątki lat i czy mamy inne społeczeństwo? Czy obserwujemy inne zachowania? Znaczny odsetek Polaków, może przeszło 50 proc., chyba niewiele ma wspólnego z naszą historią, patriotyzmem; chyba nie bardzo się utożsamia z polskością i w szerszym kontekście z człowieczeństwem.
Nie będę sięgał po kolejnych autorów ani cytował ich przemyśleń i obserwacji, ostatecznie jestem maleńkim atomem tworzącym naród polski i nie ukrywam wcale, że kiedy widzę zachowanie rodaków, nawet tutaj, na obczyźnie, czuję, jak rumieniec pali lica.
To prawda, że nikt nie jest doskonały, ale przecież w którymś momencie musi nastąpić przebudzenie, otwarcie na drugiego człowieka z ewangelicznym przesłaniem, że kocham bliźniego jak siebie samego. Tyle tylko, że jeżeli nie kocham siebie, to i do bliźniego nie wyciągnę ręki, zwłaszcza jeżeli powodzi mu się znacznie lepiej...


Napisałem, że książka Ziemkiewicza – nie jakaś wielka literatura, ale za to bardzo potrzebna publicystyka – skłoniła mnie do refleksji, do innego spojrzenia na tych, którzy stroją się w piórka mężów stanu, i na tych, którzy idą do urn wyborczych i... no, właśnie, i głosują tak, że na usta ciśnie się jedno słowo: polactwo!


Nie można zrozumieć tego, co się dzieje nad Wisłą, jeżeli nie przyjmiemy do wiadomości, że znaczny odsetek naszych rodaków to rzeczywiście ciemna masa, pozwalająca sobą manipulować. i to w sposób perfidny. Powrót komunistów do władzy, pamiętamy? Kwaśniewski dwie kadencje prezydentem, pamiętamy? Pani Kopacz, obecnie marszałek Sejmu, w 2010 r. minister zdrowia, kompletnie skompromitowana i przyłapana na kłamstwach w sprawie tragedii pod Smoleńskiem...
Tylko polactwo może pozwolić na to, aby tacy ludzie utrzymywali się u władzy, aby ich ponownie wybierać. Nie tylko nóż w kieszeni się otwiera, kiedy zastanowimy się, że pod Smoleńskiem zginęło blisko 100 osób z prezydentem na czele, i władze polskie nie uczyniły nic (albo bardzo niewiele), aby np. wrak sprowadzono do Polski, aby ofiary w sposób godny przebadano i pochowano. Przecież po tak straszliwej tragedii powinny się posypać – w przenośni – głowy odpowiedzialnych za przygotowanie wizyty w Katyniu. Czy ktoś słyszał o dymisjach, o biciu się w piersi? Odniosłem wrażenie, że niektórzy gotowi byli tańczyć z radości.


Haniebne zachowanie polactwa w Warszawie, kiedy pojawił się krzyż na Krakowskim Przedmieściu, i przymykanie oczu przez władze na prowokacje, czy wręcz atakowanie osób modlących się.
Myślę, że najgorsze, co mogłem przeczytać, to wpisy w sieci obrażające rodziny ofiar. To się w głowie nie mieści, co ludzie mogą wymyślić i napisać. Nie muszę przypominać, że w trumnach znajdują się zwłoki innych osób, że rodzina Anny Walentynowicz dopiero po otwarciu trumny przekonała się, że "grób jest pusty". Oczywiście nie był, ale były to zwłoki innej ofiary smoleńskiej tragedii.
Dzisiaj, kiedy DNA pozwala zidentyfikować zwłoki, pomylić ciała?! Brak słów i zupełna beztroska polskiego rządu.
Zacząłem jednak mówić o wpisach pod informacją o zamianie zwłok, zresztą takich świństw nie brakuje i na innych stronach. Trudno zrozumieć, jak można wyszydzać syna śp. A. Walentynowicz dlatego tylko, że chciał, aby w grobie było ciało jego matki. Trzeba być pozbawionym ludzkich uczuć, albo zwyczajnym prowokatorem, który podszczuwa innych durniów do ślinienia się żółcią. Nie, normalny człowiek czegoś takiego nie napisze, uszanuje tragedię i ból najbliższych.


Chciałoby się takiego pastucha zapytać: a gdyby to twoja matka zginęła i ktoś zamieniłby ciała, nie miałoby to dla ciebie najmniejszego znaczenia? Nie wierzę, ale jakże łatwo jest, korzystając z anonimowości, pluć nienawiścią i śmiać się z ludzkiego bólu.
W normalnym świecie, no bo nie w tusklandii, po takiej tragedii wszystkie służby stanęłyby na głowie, aby nie tylko wyjaśnić wszystkie okoliczności związane z tragedią, ale otoczyć rodziny opieką i nie dopuścić do takiej kompromitacji, jak zamiana ciał. Inna sprawa, że takie potraktowanie tragedii rzuca jednoznaczne światło na Bul-Komorowskiego i Tuska, ze wszystkimi przydupasami wartymi jedynie pognania batogiem po pastwisku; kury szczać prowadzać – jak miał się wyrazić o politykach Piłsudski.
No i mamy takie elity, jakie i społeczeństwo, czy też znaczna część społeczeństwa wspominająca Gierka, dziękująca Jaruzelskiemu (że uchronił nas przed sowieckim najazdem, co jest udowodnioną bzdurą; dodam, że Jaruzel wręcz błagał Breżniewa o interwencję, ale może zbyt chłodno go całował przy powitaniach... myślę, że starsi czytelnicy pamiętają te obrzydliwe pocałunki dygnitarzy komunistycznych), zaczytująca się urbanowskim "Nie", jednym słowem, mamy polactwo: ludzi nie rozumiejących nic, nie myślących w ogóle.
I jak gdyby tego było mało, a mamy przecież rok 2012, przeszło 50 proc. ankietowanych mówi, że Aleksander Kwaśniewski to idealny kandydat na premiera...


Źle się dzieje w państwie duń... to znaczy w państwie polskim. I nie widzę siły, która byłaby zdolna cokolwiek zmienić. Ostatnie marsze, słuszne w walce o wolne media, ale chyba nie mające wiele wspólnego z gospodarką, z wolnym rynkiem. O tym jakby zapominano, ale czy mamy ekonomistów prawdziwie wolnorynkowych i czy wyborcy chcą słyszeć apele o zaciskaniu pasa? Nie i mają chyba rację, bo ileż może mieć dziurek pasek...
Książkę Ziemkiewicza przeczytałem ponownie i muszę stwierdzić, że chociaż upłynęło 8 lat od jej wydania, niewiele straciła na aktualności, a ów przysłowiowy "chamuś w gumofilcach, podkoszulku i beretce" nic nie stracił ze swej ważności, zakończę więc Ziemkiewiczem:
Z każdym dniem przegrywamy przyszłość, odbieramy naszym dzieciom szansę życia w wolnej i normalnej Polsce. Codziennie triumfuje głupota lewicowych i lewicujących polityków, gotowych podejmować najbardziej szkodliwe dla państwa i narodu decyzje, byle tylko poprawić swoje szanse na usadzenie się w Sejmie, rządzie, radach nadzorczych i zarządach wciąż niesprywatyzowanych, państwowych pseudospółek. I każdego dnia polactwo, doprowadzone do totalnego skołowania, sfrustrowane, skundlone, oduczone troski o jakiekolwiek wspólne dobro, wymusza na swoich elitach taką właśnie politykę. Aby pod siebie. Aby do jutra (...) W Polsce nie trafi się Pinochet, bo skąd takiego wziąć w armii zdominowanej przez komunistycznych trepów po moskiewskiej akademii, w Polsce nie będzie rodzimego Reagana ani Thatcher, bo tam było do kogo się odwołać, była jeszcze normalna, zdrowa struktura społeczna, trochę tylko zniszczona socem, a u nas – pańszczyźniane chamstwo i niewiele więcej.

piątek, 19 październik 2012 19:12

O Vademecum obywatela i o niewoli

Napisane przez

Jest wiele takich słów, które są albo zupełnie niezrozumiałe dla wielu ludzi, albo każdy z nas rozumie je inaczej bądź nie w pełni. A często jest i tak, że wydaje się nam, że wiemy, co znaczy dane słowo, gdy tymczasem to słowo dzisiaj ma już zupełnie inne znaczenie niż przed wiekami. A nawet ma dzisiaj tak wiele różnych znaczeń, że nic w zasadzie nie znaczy. A nic, to dzisiaj może też znaczyć – wszystko.

Demokracja, prawo, sprawiedliwość, wolność itd. itd. Kiedy ktoś mi mówi, że dzisiaj mamy w Polsce demokratyczne wybory lub że Polska jest państwem prawa, to włosy mi się jeżą… pod pachą. Proszę wejść na Internet i zobaczyć, co tam piszą ludzie, często znawcy, eksperci, o demokracji.
Dzisiaj zamiast mówić o demokracji, powinniśmy mówić o zniewoleniu demokratycznym.
Zatrzymam się nad słowem demokracja. Demokracja oznacza m.in., że wszyscy są równi, że wszyscy mają te same prawa. Np. prawo brania udziału w wyborach. Ograniczmy się tylko do prawa czynnego, czyli do głosowania (bierne prawo wyborcze oznacza prawo do kandydowania). Człowiek, który ukończył 18 rok życia, obywatel, ma prawo głosu w wyborach. Czy to jest dobrze, czy to jest źle? 18-letni człowiek to już nie dziecko, ale czy to już człowiek dorosły, czy to już obywatel? Czy taki człowiek może decydować o losach kraju i jego obywateli? A przestępcy odsiadujący kary więzienia, czy każdy z nich może decydować o losach kraju?
W starożytnych Atenach, jak wyczytałem w Internecie, żeby zostać obywatelem, czyli mieć prawo decydowania o losach kraju, trzeba było uczestniczyć w wieku 18-20 lat w dwustopniowym szkoleniu obywatelskim. Szkolenie to było obowiązkiem, ale i warunkiem uzyskania praw do uczestnictwa w obradach zgromadzenia. Przed uzyskaniem takich praw uczestnictwo w zgromadzeniach było zakazane.
A dzisiaj w Polsce?


Czy szkoła podstawowa przygotowuje swoich absolwentów na obywateli? Ba, nawet śmiem twierdzić, że szkoła średnia nie przygotowuje należycie obywateli państwa polskiego. Czy nie powinno być tak, żeby przed uzyskaniem czynnego i biernego prawa wyborczego każdy obywatel musiał obowiązkowo uczestniczyć w kursie i zdać egzamin z "przedmiotu" Prawa i Obowiązki Obywatela?
Przy okazji zwrócę raz jeszcze uwagę na tzw. sondaże, bo one ciągle są w użyciu i podgrzewają atmosferę. Nie ufam tym "badaniom" zupełnie. Opisałem to szerzej w moim e-booku pt. "Żeby Polska…". Ale ponieważ są w użyciu, więc przynajmniej jedna zasada powinna być tu, podobnie jak przy referendum, przestrzegana. Temat sondażu czy referendum najpierw powinien być powszechnie i rzetelnie przedstawiony społeczeństwu, wszystkie za i przeciw uczciwie przedstawione. Dopiero po takim przygotowaniu można przystąpić do badań sondażowych. Dopiero wtedy te badania miałyby jakiś sens, gdyby je jeszcze uczciwie potem przeprowadzić i podliczyć.
Żeby od obywateli wymagać, trzeba ich najpierw na obywateli wychować.
Powinno być opracowane Vademecum obywatela. Powinny być kursy, wykłady, prelekcje, materiały, broszury, książki, filmy, na których eksperci, nie partyjni agitatorzy, wyjaśniają, po co my żyjemy na tym świecie. Po co nam państwo? Po co mamy Sejm, Senat i rząd? Jakie są prawa i obowiązki posła, senatora, ministra, premiera czy prezydenta w państwie polskim? Jakie są podstawowe prawa i obowiązki obywatela? Co to znaczy suwerenność, niepodległość, praworządność, wolność?
A potem każdy Polak, który chce zostać obywatelem tego państwa odpowiedzialnym za losy kraju i narodu, powinien zdać egzamin z tego kształcenia.


Wyjaśnijmy ludziom, dlaczego nie ma w Polsce demokracji, dlaczego nie ma wolności słowa, dlaczego prawo jest bezprawiem itd. itd. Wychowajmy obywateli, i dopiero potem oczekujmy od nich postawy obywatelskiej.
Wciska się nam ciemnotę, że żyjemy już w wolnym kraju. A mnie się wydaje, że żyjemy ciągle w kraju, gdzie jest niewola partyjna, niewola medyczna, inaczej medyczna mafia i niewola demokratyczna.
Zauważmy, jak szasta się na lewo i prawo słowem demokracja. Przecież to słowo dzisiaj już nie ma nic wspólnego z żadną demokracją. Ono działa jak płachta na byka. Odstrasza od myślenia. Coś, co zostało wprowadzone w życie pod hasłem "demokratycznym", nie podlega żadnym wątpliwościom, żadnym dyskusjom, to jest fragment demokracji. Tego nie wolno dotknąć. Tego nie wolno zmienić, nawet zrozumieć nie wolno. Bo to jest demokratyczne prawo czy demokratyczna zasada. Koniec kropka.
Dla mnie prawie wszystko, co się dzisiaj przykrywa hasłem demokracja, nie ma wiele wspólnego z żadną demokracją, jest to właśnie niewola demokratyczna.


Podobnie mają się sprawy z niewolą partyjną.
Ponad 50 proc. Polaków nie wzięło udziału w ostatnich wyborach parlamentarnych. Może nie wzięło udziału głównie dlatego, że niewiele rozumie z otaczającego ich świata? A ci, co wzięli udział w wyborach, czy oni rozumieją, co czynią? Czy oni są należycie przygotowani do tego, żeby decydować o losach państwa i narodu polskiego? Śmiem twierdzić, że nie. Dlatego mamy to, co mamy.
A czy sami posłowie, senatorowie, ministrowie, działacze partyjni przechodzą jakieś kształcenie patriotyczne, jakieś coroczne rekolekcje wyjaśniające im, przypominające im i przygotowujące ich do pełnienia zaszczytnych i odpowiedzialnych przed Bogiem i narodem obowiązków?
Gdyby tak było, to nie zasiadaliby dzisiaj na wysokich fotelach ani p. Niesiołowski, ani p. Kopacz, ani… setki innych "naszych reprezentantów wybranych w demokratycznych wyborach".
Dzisiaj obywatela się ogłupia, zniechęca, usuwa na bok. Te działania są jeszcze rodem z PRL-u. Żeby tam można było mieć coś do powiedzenia albo żeby się człowieka nie czepiali, nie niszczyli, trzeba było zapisać się do partii. Tak myślało wielu Polaków. Tylko partia miała władzę. Tylko partia mogła wszystko. Obywatel nic nie znaczył. Stąd dowcip, że obywatel to jest takie coś, bez czego partia może się obyć.
I dzisiaj też wielu się wydaje, że partia za nas wszystko zrobi, że nie warto się wysilać, że nie warto się wychylać, że nie warto się nawet interesować tym, co się z Polską i w Polsce dzieje, bo tymi problemami zajmują się partie polityczne, działacze partyjni. Tak jakby państwo składało się tylko z partii politycznych i ich popleczników. Reszta narodu jest zniewalana przez partie polityczne. Zresztą nie tylko reszta. Również członkowie partii i ich poplecznicy też są zniewalani przez partie. A czym jest tzw. dyscyplina partyjna w Sejmie czy Senacie? Przecież tam powinni być reprezentanci narodu, a tymczasem tam są tylko reprezentanci partii politycznych. I posłowie, i senatorowie, ba, i ministrowie też słuchają się i wykonują polecenia i zadania partii politycznych, a nie narodu.
Jeszcze jeden przykład.


KRRiT. Kto zasiada w tej Radzie? Czy tam są reprezentanci narodu, czy reprezentanci partii politycznych? Czy tam są zaspokajane potrzeby narodu, czy zamówienia partii politycznych? A jeśli tam są tylko reprezentanci partii politycznych, to dlaczego ta Rada nazywa się Krajowa? Ona powinna się nazywać Partyjna Rada Radia i Telewizji, w skrócie PRRiT.
A obywatele są po co? A naród jest po co? A państwo jest po co?
Najpierw wyleczmy ludzi z niewiedzy, z nieświadomości, z bierności, z odwracania się do życia w kraju plecami. Pokażmy im, jakie są ich prawa i obowiązki, jako obywateli. Pokażmy im, że to od nich, a nie od partii politycznych, zależą losy Polski i Polaków. Ale nie może się to odbywać tylko w Internecie.
O niewoli medycznej, czyli o panoszeniu się w Polsce medycznej mafii, piszę również bardzo obszernie w moim e-booku pt. "by ZDROWYM być", więc nie będę już tutaj rozwijał tego tematu.


Emanuel Czyżo
Toronto

There are a number of major issues faced by the Polish-Canadian community which are probably more related to the over-all social environment of current-day Canada, rather than the Polish-Canadian community itself. Canada and the United States today are countries where the various mass media have reached a historically unprecedented level of importance in determining the way in which persons think, create, and live. Living in such a mass-media saturated society, it now becomes almost impossible to even conceptualize how life might have been lived before. To the extent that a certain cultural tendency does not appear prominently in the mass-media, its presence in society is almost certainly going to be minor.

There is indeed some question whether the Internet, with its potential for a genuine pluralism of outlooks, is rather different from earlier media, where the presence of so-called gatekeepers was always quite salient. However, the Internet arrived after over four decades of the very heavy conceptual and infrastructural weight of earlier media, most notably, television.


Canada today is clearly in the ambit of a North American mass-media based pop-culture. This pop-culture quite relentlessly obliterates any distinctive fragment-cultures. This happens especially when they lack a presence in the mass-media and pop-culture, or in the state-supported official custodians of Canadian culture (typified by CanLit), or are unable to generate a certain cultural resiliency on their own. As far as maintaining a literary community, assimilation results in a continually shrinking and disappearing core audience.
There is the extreme infrequency of even a mention of Polish or Polish-Canadian matters in the mass-media. The author of this article is unaware of any persons who could be identified as belonging to the Polish-Canadian community working as opinion-columnists at any major Canadian newspaper. The author is also unaware of any such persons working as senior editors at newspapers, magazines, or recognized publishing houses. Nor is he aware of any such persons working as prominent literary agents, or being owners of more prominent bookstore chains.
Certainly, no Polish-Canadian writer has reached the prominence of Ukrainian-Canadian author Janice Kulyk-Keefer, who is a major figure in CanLit. She is today one of only four core professors at the University of Guelph-Humber Master of Fine Arts in Creative Writing program. Along with her Ukrainian-Canadian colleague Marsha Skrypuch, Janice Kulyk-Keefer offers the hope to Ukrainian-Canadians that some important new writers could emerge in the future from that community. The Ukrainian-Canadian community, especially through the Taras Shevchenko Kobzar Literary Foundation, offers a huge annual monetary award for the best book on a Ukrainian theme. Also, the foundation offers, among numerous other initiatives, a scholarship completely funding attendance at the prestigious Humber College Summer Writers’ Workshop for those who are working on a manuscript on a Ukrainian-Canadian theme.


There has almost always been in Polish immigration to Canada, the profound socio-economic problems of substantial poverty and difficulties of adjustment. Whatever the immigrants achieved was achieved through very hard work. Polish-Canadians clearly lack to this day prominent magnatial figures that can offer many millions of dollars to the community. Although the Polish-Canadian experience was at the outset considerably similar to the Ukrainian-Canadian, they never achieved the dynamism and prominence of the Ukrainian-Canadians.


The Polish immigrants to Canada usually came from a background of profound insecurity. Given that the writing profession and, indeed, most endeavours in the arts and humanities, often fail to offer a steady and substantial income, most parents usually felt more comfortable steering their children into more practically and technically-oriented professions. It was seen as an easier path to follow.


There are also the problems with Polish community newspapers. They are typically published almost exclusively in Polish and have virtually no affect on Canadians of Polish descent – among whom only a relatively small percentage have retained a reasonable command of the Polish language.


The publication, Echo, edited by Les Wawrow, in which many articles appeared in English, was probably the only major attempt among young Canadians of Polish descent to try to "ride the wave" of Sixties' change, endeavouring to create a unique amalgam of Old Country rootedness and progressive idealism. However, the publication failed rather quickly.
There has been a chronic failure to develop literary institutions in the community, around which some kind of discussion or literary circles could from. The Polish-Canadian Publishing Fund, publishing books almost exclusively in Polish, is definitely a purely émigré phenomenon. In 1988, the Fundacja Wladyslawa i Nelli Turzanskich (Turzanski Foundation) was established with great fanfare. However, its usual practice has been to invite well-known, well-established authors from Poland to receive its awards.


A very courageous experiment in literary culture and life was the literary-artistic-cultural magazine, High Park, edited by Piotr Manycz. Twenty-five issues were published from November 1992 to December 1998. The physical and intellectual quality of the magazine was extremely high, and the magazine carried a fair number of articles in English. The magazine could have begun to create an artistic and literary circle around itself.
Further advances in technology could weaken the trends to total assimilation that certain earlier technologies have made possible. Earlier technologies such as television tended to be homogenizing and to intensify assimilative pressures.


The ubiquity of the Internet today creates all sorts of possibilities for remaining in connection with one’s ancestral culture.
Also, inexpensive telephone rates, satellite and cable television technology, and air travel by modern jet can maintain such links.
New printing technologies can make publishing far easier. There are also the possibilities of book-marketing through individual websites (using Paypal) or amazon.com – taking advantage of the so-called “long tail phenomenon” – or electronic publishing (PDFs and CD-ROMs).
However, the arrival of new technologies that could perhaps facilitate the persistence of fragment-cultures, has probably come too late for the Polish-Canadian community. Also, immigration from Poland has now slowed to small trickle.
The concept of a Polish-Canadian literature in Canada is rather problematic. There is a greater presence in terms of all of the varieties of writing carried out by émigrés and Canadians of Polish descent, but they still do not amount to much on the Canadian literary, journalistic, and academic scene.


The result of this is that the Polish-Canadian community -- beyond those persons who arrive as immigrants (and can presumably converse through the Polish-language community newspapers) -- is largely deprived of a public voice and setting for intellectual reflection in regard to its place in contemporary Canadian society, as well as its possible future in Canada. Considering that Canada is today officially a multicultural society, this attenuation comes at a rather unfortunate time.


Mark Wegierski


Partially based on my article,“Is there a distinctive English-language Polish-Canadian writing?: In search of a fragmentary tradition.” Strumien (Stream) (Rocznik Tworczosci Polskiej w Zachodniej Kanadzie) (An Annual of Polish Creative Endeavour in Western Canada) no 8 (2012), pp. 18-24 strumien.ca

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.