Jest wiele takich słów, które są albo zupełnie niezrozumiałe dla wielu ludzi, albo każdy z nas rozumie je inaczej bądź nie w pełni. A często jest i tak, że wydaje się nam, że wiemy, co znaczy dane słowo, gdy tymczasem to słowo dzisiaj ma już zupełnie inne znaczenie niż przed wiekami. A nawet ma dzisiaj tak wiele różnych znaczeń, że nic w zasadzie nie znaczy. A nic, to dzisiaj może też znaczyć – wszystko.
Demokracja, prawo, sprawiedliwość, wolność itd. itd. Kiedy ktoś mi mówi, że dzisiaj mamy w Polsce demokratyczne wybory lub że Polska jest państwem prawa, to włosy mi się jeżą… pod pachą. Proszę wejść na Internet i zobaczyć, co tam piszą ludzie, często znawcy, eksperci, o demokracji.
Dzisiaj zamiast mówić o demokracji, powinniśmy mówić o zniewoleniu demokratycznym.
Zatrzymam się nad słowem demokracja. Demokracja oznacza m.in., że wszyscy są równi, że wszyscy mają te same prawa. Np. prawo brania udziału w wyborach. Ograniczmy się tylko do prawa czynnego, czyli do głosowania (bierne prawo wyborcze oznacza prawo do kandydowania). Człowiek, który ukończył 18 rok życia, obywatel, ma prawo głosu w wyborach. Czy to jest dobrze, czy to jest źle? 18-letni człowiek to już nie dziecko, ale czy to już człowiek dorosły, czy to już obywatel? Czy taki człowiek może decydować o losach kraju i jego obywateli? A przestępcy odsiadujący kary więzienia, czy każdy z nich może decydować o losach kraju?
W starożytnych Atenach, jak wyczytałem w Internecie, żeby zostać obywatelem, czyli mieć prawo decydowania o losach kraju, trzeba było uczestniczyć w wieku 18-20 lat w dwustopniowym szkoleniu obywatelskim. Szkolenie to było obowiązkiem, ale i warunkiem uzyskania praw do uczestnictwa w obradach zgromadzenia. Przed uzyskaniem takich praw uczestnictwo w zgromadzeniach było zakazane.
A dzisiaj w Polsce?
Czy szkoła podstawowa przygotowuje swoich absolwentów na obywateli? Ba, nawet śmiem twierdzić, że szkoła średnia nie przygotowuje należycie obywateli państwa polskiego. Czy nie powinno być tak, żeby przed uzyskaniem czynnego i biernego prawa wyborczego każdy obywatel musiał obowiązkowo uczestniczyć w kursie i zdać egzamin z "przedmiotu" Prawa i Obowiązki Obywatela?
Przy okazji zwrócę raz jeszcze uwagę na tzw. sondaże, bo one ciągle są w użyciu i podgrzewają atmosferę. Nie ufam tym "badaniom" zupełnie. Opisałem to szerzej w moim e-booku pt. "Żeby Polska…". Ale ponieważ są w użyciu, więc przynajmniej jedna zasada powinna być tu, podobnie jak przy referendum, przestrzegana. Temat sondażu czy referendum najpierw powinien być powszechnie i rzetelnie przedstawiony społeczeństwu, wszystkie za i przeciw uczciwie przedstawione. Dopiero po takim przygotowaniu można przystąpić do badań sondażowych. Dopiero wtedy te badania miałyby jakiś sens, gdyby je jeszcze uczciwie potem przeprowadzić i podliczyć.
Żeby od obywateli wymagać, trzeba ich najpierw na obywateli wychować.
Powinno być opracowane Vademecum obywatela. Powinny być kursy, wykłady, prelekcje, materiały, broszury, książki, filmy, na których eksperci, nie partyjni agitatorzy, wyjaśniają, po co my żyjemy na tym świecie. Po co nam państwo? Po co mamy Sejm, Senat i rząd? Jakie są prawa i obowiązki posła, senatora, ministra, premiera czy prezydenta w państwie polskim? Jakie są podstawowe prawa i obowiązki obywatela? Co to znaczy suwerenność, niepodległość, praworządność, wolność?
A potem każdy Polak, który chce zostać obywatelem tego państwa odpowiedzialnym za losy kraju i narodu, powinien zdać egzamin z tego kształcenia.
Wyjaśnijmy ludziom, dlaczego nie ma w Polsce demokracji, dlaczego nie ma wolności słowa, dlaczego prawo jest bezprawiem itd. itd. Wychowajmy obywateli, i dopiero potem oczekujmy od nich postawy obywatelskiej.
Wciska się nam ciemnotę, że żyjemy już w wolnym kraju. A mnie się wydaje, że żyjemy ciągle w kraju, gdzie jest niewola partyjna, niewola medyczna, inaczej medyczna mafia i niewola demokratyczna.
Zauważmy, jak szasta się na lewo i prawo słowem demokracja. Przecież to słowo dzisiaj już nie ma nic wspólnego z żadną demokracją. Ono działa jak płachta na byka. Odstrasza od myślenia. Coś, co zostało wprowadzone w życie pod hasłem "demokratycznym", nie podlega żadnym wątpliwościom, żadnym dyskusjom, to jest fragment demokracji. Tego nie wolno dotknąć. Tego nie wolno zmienić, nawet zrozumieć nie wolno. Bo to jest demokratyczne prawo czy demokratyczna zasada. Koniec kropka.
Dla mnie prawie wszystko, co się dzisiaj przykrywa hasłem demokracja, nie ma wiele wspólnego z żadną demokracją, jest to właśnie niewola demokratyczna.
Podobnie mają się sprawy z niewolą partyjną.
Ponad 50 proc. Polaków nie wzięło udziału w ostatnich wyborach parlamentarnych. Może nie wzięło udziału głównie dlatego, że niewiele rozumie z otaczającego ich świata? A ci, co wzięli udział w wyborach, czy oni rozumieją, co czynią? Czy oni są należycie przygotowani do tego, żeby decydować o losach państwa i narodu polskiego? Śmiem twierdzić, że nie. Dlatego mamy to, co mamy.
A czy sami posłowie, senatorowie, ministrowie, działacze partyjni przechodzą jakieś kształcenie patriotyczne, jakieś coroczne rekolekcje wyjaśniające im, przypominające im i przygotowujące ich do pełnienia zaszczytnych i odpowiedzialnych przed Bogiem i narodem obowiązków?
Gdyby tak było, to nie zasiadaliby dzisiaj na wysokich fotelach ani p. Niesiołowski, ani p. Kopacz, ani… setki innych "naszych reprezentantów wybranych w demokratycznych wyborach".
Dzisiaj obywatela się ogłupia, zniechęca, usuwa na bok. Te działania są jeszcze rodem z PRL-u. Żeby tam można było mieć coś do powiedzenia albo żeby się człowieka nie czepiali, nie niszczyli, trzeba było zapisać się do partii. Tak myślało wielu Polaków. Tylko partia miała władzę. Tylko partia mogła wszystko. Obywatel nic nie znaczył. Stąd dowcip, że obywatel to jest takie coś, bez czego partia może się obyć.
I dzisiaj też wielu się wydaje, że partia za nas wszystko zrobi, że nie warto się wysilać, że nie warto się wychylać, że nie warto się nawet interesować tym, co się z Polską i w Polsce dzieje, bo tymi problemami zajmują się partie polityczne, działacze partyjni. Tak jakby państwo składało się tylko z partii politycznych i ich popleczników. Reszta narodu jest zniewalana przez partie polityczne. Zresztą nie tylko reszta. Również członkowie partii i ich poplecznicy też są zniewalani przez partie. A czym jest tzw. dyscyplina partyjna w Sejmie czy Senacie? Przecież tam powinni być reprezentanci narodu, a tymczasem tam są tylko reprezentanci partii politycznych. I posłowie, i senatorowie, ba, i ministrowie też słuchają się i wykonują polecenia i zadania partii politycznych, a nie narodu.
Jeszcze jeden przykład.
KRRiT. Kto zasiada w tej Radzie? Czy tam są reprezentanci narodu, czy reprezentanci partii politycznych? Czy tam są zaspokajane potrzeby narodu, czy zamówienia partii politycznych? A jeśli tam są tylko reprezentanci partii politycznych, to dlaczego ta Rada nazywa się Krajowa? Ona powinna się nazywać Partyjna Rada Radia i Telewizji, w skrócie PRRiT.
A obywatele są po co? A naród jest po co? A państwo jest po co?
Najpierw wyleczmy ludzi z niewiedzy, z nieświadomości, z bierności, z odwracania się do życia w kraju plecami. Pokażmy im, jakie są ich prawa i obowiązki, jako obywateli. Pokażmy im, że to od nich, a nie od partii politycznych, zależą losy Polski i Polaków. Ale nie może się to odbywać tylko w Internecie.
O niewoli medycznej, czyli o panoszeniu się w Polsce medycznej mafii, piszę również bardzo obszernie w moim e-booku pt. "by ZDROWYM być", więc nie będę już tutaj rozwijał tego tematu.
Emanuel Czyżo
Toronto
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!