W roku 2004 Rafał Ziemkiewicz opublikował książkę pt. "Polactwo" (chociaż początkowo miało być: "Gówno chłopu nie zegarek, czyli co Polacy zrobili z niepodległością"). Pamiętam, że w trakcie lektury zżymałem się, czasami trochę sobaczyłem i nie byłem do końca przekonany, czy jest sens pisania takich książek – no bo już sam tytuł można było odbierać jako obraźliwy, wpisujący się w nurt Polish jokes, czy innych Polenwitze.
Ale, mimo początkowych wątpliwości, przeczytałem dzieło Ziemkiewicza do końca – dochodząc w pewnym momencie, że jego publicystyka zawiera ogromny ładunek prawdziwych obserwacji i jeżeli nawet można się z nim nie zgadzać, to jednak trudno nie przyznać mu racji...
Oczywiście łatwiej jest nam wmawiać sobie nawzajem minione bohaterstwo, przypominać, kto był przedmurzem chrześcijańskiej Europy i jak to poszliśmy w bój bez broni... no i kolejne bohaterskie powstania, które nam nic nie dawały poza utratą krwi.
Oczywiście – czy to spadek po szlacheckich 10 proc. ogółu ludności w dawnej Polsce? – znacznie łatwiej rozrywać ledwo zabliźnione rany niźli dyskutować o cenie, o szansach, o tym, co można nie tyle osiągnąć, co stracić; łatwiej przypominać, że my to bardziej za waszą niż naszą itd., itp.
Oczywiście można też mówić o minionej głupocie, która doprowadziła do takiego, a nie innego, rozwoju wydarzeń, ale czy kierowaliśmy się, jako naród, głupotą jedynie w minionych wiekach, czy oderwanie od rzeczywistości pozostało nam do dzisiaj? I czy to wmawianie sobie, że coś się nam należy za Monte Cassino, Wrzesień, Sierpień, nie jest przejawem owej nieśmiertelnej – w naszym przypadku – choroby?
Zachwycamy się, że w Warszawie manifestowało może i 200 tys. osób w obronie Telewizji Trwam i wolności mediów, a ilu mamy Polaków? I jak się to ma procentowo do ogółu? I ile osób oddało głosy na Ruch Palikota, czy aby nie znacznie więcej? Dlaczego tak się dzieje, przecież mamy wolną Polskę i nie umiemy się w niej rządzić? Nie umiemy wybierać ludzi, czy – trywialnie mówiąc – olewany wszystko, myśląc tylko (krótkowzrocznie), a co mnie to obchodzi... I zawsze winien jest ON, ONI.
Pisał Ziemkiewicz: ...przegraliśmy wojnę. Byliśmy przez pół wieku okupowani. Zresztą za zgodą i przy obłudnym współczuciu sojuszników, dla których szafowaliśmy – nikt nie odważy się powiedzieć tej oczywistej prawdy, że niepotrzebnie – krwią polskich żołnierzy. Walczyliśmy dzielnie, konspirowaliśmy, cierpieliśmy, nie tylko w ubiegłym stuleciu, ale w całej naszej historii, oczywiście, że o tym wiem.
Tylko że to wszystko dawno i nieprawda. Nie chcemy pamiętać, że kiedy jedni Polacy szli do powstania, do lasu, walczyć za ojczyznę, to inni podążali za nimi, żeby poległych powstańców obdzierać z butów. Tymczasem, naturalną koleją rzeczy, tych pierwszych było coraz mniej, aż w końcu wyginęli – a drudzy mnożyli się, kwitli, aż wreszcie przyniesiono im w darze ustrój będący spełnieniem ich marzeń, idealnie dostosowany do ich oczekiwań, i jeszcze dowartościujący poczuciem dumy z własnej, chamskiej tężyzny i przekonaniem, że wszyscy, którzy nie pracują łopatą, żyją z łaski robotnika i chłopa. I tak oto socjalizm, narzucony knutem i naganem czekisty, stopił się z pańszczyźnianą mentalnością Polaka i stał się jego drugą naturą, a naród ongiś słynący z niezłomnej walki o wolność, dziś spontanicznie stawia pomniki Gierkowi, wielbi Jaruzelskiego i masowo głosuje w wyborach na funkcjonariuszy obalonego reżimu.
Staliśmy się polactwem, bo z nas polactwo zrobiono, ale pozostaliśmy nim po odzyskaniu niepodległości już z własnego wyboru. Obdarowani przez historię wolnością, o jakiej bez żadnej nadziei marzyły przeszłe pokolenia, pozostaliśmy w duszach niewolniczą trzodą. Bo tak jest wygodniej. A trochę także dlatego, że nikt nie ma odwagi polactwu powiedzieć w oczy prawdy (...) U nas tak już jest, że cokolwiek się dzieje, winni są zawsze Oni. Inni. Obcy. Nie swoi. Winni są głupi i nieuczciwi politycy, ale w żadnym wypadku nie ci, którym wystarczy obiecać mieszkania na wiosnę, żeby na takich właśnie głosowali. Polskę okradają wielcy aferzyści, ale w żadnym wypadku nie drobni kombinatorzy, wyłudzający masowo zasiłki, renty i zwolnienia lekarskie. Wtrącają ją w nędzę doktrynalni liberałowie, którzy nie pozwalają dodrukować tak bardzo potrzebnych pieniędzy, ale na pewno nie szkodzi Ojczyźnie prywata i egoizm prostych roboli, dla których Polska istnieje tylko po to, żeby dopłacać do ich psu na budę potrzebnych miejsc pracy, choćby to ją miało doprowadzić do ostatecznego upadku i bankructwa (...) Jak na razie demokracja u nas okazała się chocholim tańcem, w którym politycy, zamiast cokolwiek zaoferować, poczuli się zmuszeni pląsać w lansadach wokół prymitywa, schlebiać mu, łasić się do niego i na wyścigi przedkładać to właśnie, co mu powinno się najbardziej podobać: że jest wspaniały, że wszystko mu się należy i że będzie mu lepiej bez żadnego wysiłku (...) Chamuś w gumofilcach, podkoszulku i beretce, jak z satyrycznych rysunków Krauzego, stał się polskim bożkiem i wyrocznią. To on mówi elitom, czego chce naród. To pod jego kątem układa się polityczne programy, to na jego rozum przykrawają świat media. Nawet Kościół, przestraszony wybuchem antyklerykalizmu w początkach lat dziewięćdziesiątych i nieskrywaną gotowością chamusia do przetrzepania biskupich szkatuł, pilnie uważa, by nie narazić mu się zbyt rygorystycznym stawianiem spraw...
To nieco długawy cytat, ale przedstawia sprawę jasno i Trudno się z autorem nie zgodzić, nawet w tak przykrej sprawie, jak obdzieranie powstańczych trupów! Zresztą we wspomnieniach śp. ks. Sedlaka, twórcy bioelektroniki, znajdziemy bolesny opis z września 1939 r. Wzięty przez Niemców jako zakładnik, po jakimś czasie powrócił do swego mieszkania, które w tym czasie zostało dokładnie splądrowane... cenniejsze, materialnie, rzeczy zniknęły, ale nie jego notatki, na których mu najbardziej zależało: Usiadłem na murawie, łeb zwieszony – jak po napadzie Tatarów – poszła bielizna, płaszcze, 2 radia. To wszystko, co przez tyle lat gromadziło się powoli, odejmując od ust, w jedną noc ponad 650 złotych. To nie wojna zabrała, to katolicy, Polacy, parafianie (...) Niedaleko pod lasem stoczono nocą bitwę (...) Rano trzeba było rannym pomóc i trupy pogrzebać. Żaden chłop nie ruszył się z okolicy, bo "strzylać" będą. Ktosik przyniósł wiadomość, że konie bezpańskie biegają po lesie, można "se" wziąć. Ruszyły chłopy ławą. "Kunia" za darmo, ostatecznie dlaczego nie? Chłop polski, bez ludzkich uczuć, bez litości w chłopskiej siermiędze, złodziej z dziada pradziada. Nigdy przekonania do chłopów nie miałem, ale wojna jeszcze bardziej ugruntowała mnie w tym. Chłop i dziś zdolny jest zrobić rzeź galicyjską, dziś jeszcze tkwi w nim zarzewie buntu przy całej jego głupocie (...) On umie chodzić tylko pod karabinem i batem.
Ktoś postawi mi zarzut, że dawne chłopstwo to zupełnie inna historia, ale czy to, co współcześnie obserwujemy, nie potwierdza tego, co pisał we wrześniu 1939 r. ks. Sedlak?
Trzeba tylko nieco podnieść poprzeczkę, względnie rozszerzyć obszar opisywanego zjawiska. Dziś mówimy nie tyle o samym chłopstwie, ale o znacznym odsetku naszego społeczeństwa, które Ziemkiewicz określa mianem polactwa.
Ks. Sedlak pisał: Jak wiele trzeba, by duszę chłopską odmienić, jak wiele lat jeszcze, by iskrę człowieczeństwa wydobyć na powierzchnię i ugruntować ją, by ją nie każdy kradł kto chce lub zapalał jakim chce płomieniem.
Minęły dziesiątki lat i czy mamy inne społeczeństwo? Czy obserwujemy inne zachowania? Znaczny odsetek Polaków, może przeszło 50 proc., chyba niewiele ma wspólnego z naszą historią, patriotyzmem; chyba nie bardzo się utożsamia z polskością i w szerszym kontekście z człowieczeństwem.
Nie będę sięgał po kolejnych autorów ani cytował ich przemyśleń i obserwacji, ostatecznie jestem maleńkim atomem tworzącym naród polski i nie ukrywam wcale, że kiedy widzę zachowanie rodaków, nawet tutaj, na obczyźnie, czuję, jak rumieniec pali lica.
To prawda, że nikt nie jest doskonały, ale przecież w którymś momencie musi nastąpić przebudzenie, otwarcie na drugiego człowieka z ewangelicznym przesłaniem, że kocham bliźniego jak siebie samego. Tyle tylko, że jeżeli nie kocham siebie, to i do bliźniego nie wyciągnę ręki, zwłaszcza jeżeli powodzi mu się znacznie lepiej...
Napisałem, że książka Ziemkiewicza – nie jakaś wielka literatura, ale za to bardzo potrzebna publicystyka – skłoniła mnie do refleksji, do innego spojrzenia na tych, którzy stroją się w piórka mężów stanu, i na tych, którzy idą do urn wyborczych i... no, właśnie, i głosują tak, że na usta ciśnie się jedno słowo: polactwo!
Nie można zrozumieć tego, co się dzieje nad Wisłą, jeżeli nie przyjmiemy do wiadomości, że znaczny odsetek naszych rodaków to rzeczywiście ciemna masa, pozwalająca sobą manipulować. i to w sposób perfidny. Powrót komunistów do władzy, pamiętamy? Kwaśniewski dwie kadencje prezydentem, pamiętamy? Pani Kopacz, obecnie marszałek Sejmu, w 2010 r. minister zdrowia, kompletnie skompromitowana i przyłapana na kłamstwach w sprawie tragedii pod Smoleńskiem...
Tylko polactwo może pozwolić na to, aby tacy ludzie utrzymywali się u władzy, aby ich ponownie wybierać. Nie tylko nóż w kieszeni się otwiera, kiedy zastanowimy się, że pod Smoleńskiem zginęło blisko 100 osób z prezydentem na czele, i władze polskie nie uczyniły nic (albo bardzo niewiele), aby np. wrak sprowadzono do Polski, aby ofiary w sposób godny przebadano i pochowano. Przecież po tak straszliwej tragedii powinny się posypać – w przenośni – głowy odpowiedzialnych za przygotowanie wizyty w Katyniu. Czy ktoś słyszał o dymisjach, o biciu się w piersi? Odniosłem wrażenie, że niektórzy gotowi byli tańczyć z radości.
Haniebne zachowanie polactwa w Warszawie, kiedy pojawił się krzyż na Krakowskim Przedmieściu, i przymykanie oczu przez władze na prowokacje, czy wręcz atakowanie osób modlących się.
Myślę, że najgorsze, co mogłem przeczytać, to wpisy w sieci obrażające rodziny ofiar. To się w głowie nie mieści, co ludzie mogą wymyślić i napisać. Nie muszę przypominać, że w trumnach znajdują się zwłoki innych osób, że rodzina Anny Walentynowicz dopiero po otwarciu trumny przekonała się, że "grób jest pusty". Oczywiście nie był, ale były to zwłoki innej ofiary smoleńskiej tragedii.
Dzisiaj, kiedy DNA pozwala zidentyfikować zwłoki, pomylić ciała?! Brak słów i zupełna beztroska polskiego rządu.
Zacząłem jednak mówić o wpisach pod informacją o zamianie zwłok, zresztą takich świństw nie brakuje i na innych stronach. Trudno zrozumieć, jak można wyszydzać syna śp. A. Walentynowicz dlatego tylko, że chciał, aby w grobie było ciało jego matki. Trzeba być pozbawionym ludzkich uczuć, albo zwyczajnym prowokatorem, który podszczuwa innych durniów do ślinienia się żółcią. Nie, normalny człowiek czegoś takiego nie napisze, uszanuje tragedię i ból najbliższych.
Chciałoby się takiego pastucha zapytać: a gdyby to twoja matka zginęła i ktoś zamieniłby ciała, nie miałoby to dla ciebie najmniejszego znaczenia? Nie wierzę, ale jakże łatwo jest, korzystając z anonimowości, pluć nienawiścią i śmiać się z ludzkiego bólu.
W normalnym świecie, no bo nie w tusklandii, po takiej tragedii wszystkie służby stanęłyby na głowie, aby nie tylko wyjaśnić wszystkie okoliczności związane z tragedią, ale otoczyć rodziny opieką i nie dopuścić do takiej kompromitacji, jak zamiana ciał. Inna sprawa, że takie potraktowanie tragedii rzuca jednoznaczne światło na Bul-Komorowskiego i Tuska, ze wszystkimi przydupasami wartymi jedynie pognania batogiem po pastwisku; kury szczać prowadzać – jak miał się wyrazić o politykach Piłsudski.
No i mamy takie elity, jakie i społeczeństwo, czy też znaczna część społeczeństwa wspominająca Gierka, dziękująca Jaruzelskiemu (że uchronił nas przed sowieckim najazdem, co jest udowodnioną bzdurą; dodam, że Jaruzel wręcz błagał Breżniewa o interwencję, ale może zbyt chłodno go całował przy powitaniach... myślę, że starsi czytelnicy pamiętają te obrzydliwe pocałunki dygnitarzy komunistycznych), zaczytująca się urbanowskim "Nie", jednym słowem, mamy polactwo: ludzi nie rozumiejących nic, nie myślących w ogóle.
I jak gdyby tego było mało, a mamy przecież rok 2012, przeszło 50 proc. ankietowanych mówi, że Aleksander Kwaśniewski to idealny kandydat na premiera...
Źle się dzieje w państwie duń... to znaczy w państwie polskim. I nie widzę siły, która byłaby zdolna cokolwiek zmienić. Ostatnie marsze, słuszne w walce o wolne media, ale chyba nie mające wiele wspólnego z gospodarką, z wolnym rynkiem. O tym jakby zapominano, ale czy mamy ekonomistów prawdziwie wolnorynkowych i czy wyborcy chcą słyszeć apele o zaciskaniu pasa? Nie i mają chyba rację, bo ileż może mieć dziurek pasek...
Książkę Ziemkiewicza przeczytałem ponownie i muszę stwierdzić, że chociaż upłynęło 8 lat od jej wydania, niewiele straciła na aktualności, a ów przysłowiowy "chamuś w gumofilcach, podkoszulku i beretce" nic nie stracił ze swej ważności, zakończę więc Ziemkiewiczem:
Z każdym dniem przegrywamy przyszłość, odbieramy naszym dzieciom szansę życia w wolnej i normalnej Polsce. Codziennie triumfuje głupota lewicowych i lewicujących polityków, gotowych podejmować najbardziej szkodliwe dla państwa i narodu decyzje, byle tylko poprawić swoje szanse na usadzenie się w Sejmie, rządzie, radach nadzorczych i zarządach wciąż niesprywatyzowanych, państwowych pseudospółek. I każdego dnia polactwo, doprowadzone do totalnego skołowania, sfrustrowane, skundlone, oduczone troski o jakiekolwiek wspólne dobro, wymusza na swoich elitach taką właśnie politykę. Aby pod siebie. Aby do jutra (...) W Polsce nie trafi się Pinochet, bo skąd takiego wziąć w armii zdominowanej przez komunistycznych trepów po moskiewskiej akademii, w Polsce nie będzie rodzimego Reagana ani Thatcher, bo tam było do kogo się odwołać, była jeszcze normalna, zdrowa struktura społeczna, trochę tylko zniszczona socem, a u nas – pańszczyźniane chamstwo i niewiele więcej.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!