Lektura Gońca (591)
Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (39)
Napisane przez Sergiusz PiaseckiNie namyślając się mówię radośnie:
– Chętnie!
Widzę uśmiech na twarzy Szczura. Saszka zwraca się do Żywicy:
– Przyda się nam?... Co?...
– Przyda się – mówi Żywica, robiąc potwierdzający znak głową.
– No to daj grabę!
Saszka silnie ściska mi dłoń. Żywica idzie za jego przykładem, tylko ściska lekko. Silny uścisk jego dłoni mógłby zgnieść mi palce. Saszka znów nalewa do szklanek wódkę i mówi:
– No, to za powodzenie!... Siach!... Wypiliśmy.
Patrzę na czoło Saszki... Jest gładkie... Zmarszczka znikła. Zaglądam radośnie w oczy kolegów... Jest mi tak lekko i wesoło... Znów słyszę głos Saszki:
– No, siach, chłopaki!
Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 23)
Napisane przez Janusz BeynarKarol chodził tam i z powrotem od ściany z plakatami filmowymi do okna, za każdym razem przechodząc przed kominkiem. W przestrzeni pomiędzy fotelem, na którym siedziałem, a resztą pomieszczenia powstało coś w rodzaju sceny. Opowiadając, w zależności od emocji, Karol gestykulował, wstawał, odchodził i wracał, zmieniał głos… potem milczał. Byłem widzem w teatrze jednego aktora i oglądałem fascynujący, żywy monolog. Karol tej roli nie grał. Tak grać się nie da. Tak można tylko żyć.
***
Larry Knott był wyczerpany. Sobota, godzina druga trzydzieści po południu i cały czas jeszcze było coś do zrobienia, następny raport do zaksięgowania, następne zeznanie do analizy. Nigdy niekończąca się emocjonalna wspinaczka, pchanie przed sobą ogromnego syzyfowego głazu odpowiedzialności. Wczoraj, po prawie dwóch latach, dobiegła końca rozprawa homoseksualisty i pedofila, twierdzącego, że nie ma imienia, o nazwisku Jarome. Człowiek ten poprzednio aresztowany i skazany odsiedział już cztery lata w zakładzie karnym w Kingston za ataki seksualne na chłopców w wieku ośmiu i dziesięciu lat. Teraz, to znaczy rok temu, został ponownie zatrzymany za posiadanie i rozpowszechnianie pornografii dziecięcej w formie zdjęć i opisów. Człowiekiem, który osobiście nad nim pracował, wyśledził Jaromego i przywiózł go na posterunek, był Derek Veskot. Oczywiście cała grupa pracowała razem, ale Derek i jego wyczucie sytuacji przyczyniło się do szybkiego sukcesu.
– Sukcesu? Jakiego kurwa sukcesu? – zaklął głośno Larry.
Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 22)
Napisane przez Janusz BeynarInaczej jednak sprawy się mają w przypadku picia we dwóch.
Nie zapadł jeszcze zmrok, a ja już byłem coraz bardziej, i to bez grania, przekonująco pijany. Wypaliliśmy po aromatycznym cygarze, a na stole przed lekko już pijanym Karolem pozostała nieustannie nagrywająca naszą imprezę zapalniczka-sekretarka.
– Czy przedtem… to znaczy, kiedy jeszcze żyła twoja żona, też mieszkaliście w takim miejscu jak to… to znaczy z dala od cywilizowanego świata? – koniecznie musiałem zwolnić spożywanie alkoholu, bo nie udając, zaczynałem nieprzyjemnie bełkotać po polsku.
– Opowiadałem ci już, jak poznałem Agnieszkę i jak wyjechaliśmy z Polski. To było dziwne zdarzenie. Oboje byliśmy przeciwnikami wyjazdów "na stałe".
Wyjechać, zarobić i wrócić z twardą walutą – czemu nie, ale na zawsze opuścić Polskę? Dopiero zbieg kilku nieprzyjemnych zdarzeń dał nam kopa na drogę. Gość w urzędzie o nazwisku wskazującym na charakter upominał się o kolejną łapówkę za zezwolenie na zamieszkanie na strychu kamienicy.
– Jak się nazywał?
– Członka. Antoni Członka… nieźle co? Równie dobrze mógłby się nazywać Antoni Chujowy.
Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (38)
Napisane przez Sergiusz PiaseckiNazajutrz po zajściu z Alińczukami dowiedziałem się od Szczura, że oni zameldowali na policję, że ich napadłem na ulicy i postrzeliłem Alfreda. Rana jego jest lekka – ma przestrzelone lewe udo. Kość cała. Prócz tego wybiłem mu uderzeniem nogi kilka przednich zębów.
– Wstawi sobie złote. Dobra sposobność! – rzekł ze śmiechem Szczur. Dowiedziałem się, że policja mnie poszukuje. U zegarmistrza Mużyńskiego i u Józefa Trofidy zrobiono rewizje, lecz ja nie chodziłem do nich.
Szczur opowiada wszystkim w miasteczku o tym, jaki był prawdziwy przebieg zajścia pomiędzy mną a Alińczukami i że to oni zaczepili mnie na ulicy. Prawie wszyscy chłopcy są po mej stronie. Bracia Alińczuki nie mogą teraz pokazać się na ulicy, bo chłopaki wyszydzają ich i ubliżają im. Szczur i Lord dwa razy wysmarowali bramę ich domu i okiennice dziegciem, co zwykle robią dziewczynom, na które mają złość. Wysmarowanie bramy lub okiennic dziegciem oznacza, że w tym domu mieszka nieporządna dziewczyna. A ponieważ u Alińczuków sióstr nie ma, wszystkie domysły idą w ich kierunku.
Spotykałem się kilka razy z Lordem, Kometą, Julkiem i Pietrkiem. Chłopaki są dla mnie bardzo życzliwi. Proponują pieniądze i pewne kryjówki. To mnie wzrusza.
Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 21)
Napisane przez Janusz Beynar– To ten sam facet, tak samo przystojny – Karen odpowiedziała śmiechem. – Kiedy się znowu zobaczymy, mój ty przystojniaku?
– Obiecuję, że zawsze wpadnę na piwo Na Zakręt, jak tylko będę w mieście.
– Tak, rozumiem… na piwo, a nie żeby mnie zobaczyć. No cóż, takie jest życie.
"Zawsze kokietuje i zawsze wraca do tego tematu" – pomyślał Karol, odkładając słuchawkę. Skończył palić cygaro, jednym ruchem przechylił drinka i rozglądając się po jeziorze, ruszył powoli w stronę domku Dębowego. Z oczywistych względów żadna z pięciu kabin nie miała zamontowanych zamków w drzwiach. Tak było za Hannu i tak pozostało. Każdy czuł się na wyspie bezpiecznie, nikt nie potrzebował izolacji czy zamknięcia.
Darek niedawno wyszedł z pubu, czyli będzie tu nie wcześniej niż za dwie – trzy godziny.
Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (37)
Napisane przez Sergiusz PiaseckiZgrzyta zasuwka. Otwieram drzwi. Wchodzę do sieni, a potem do mieszkania. Zapomniałem przywitać Felę. Stoję w pobliżu drzwi i patrzę jej w oczy. – Co panu jest?
Przez pewien czas milczę. Fela zawsze mówiła do mnie na osobności na "ty", a teraz: "pan"! Później mówię do niej:
– Co?... Nic mi nie jest!
Czytam w jej oczach zdumienie.
– Myślałam, że stało się coś!... Pan wygląda jakoś... – nie skończyła.
– Chciałem zapytać, gdzie Saszka? Myślałem: może w domu?
Przez chwilę patrzy mi w oczy, a potem mówi:
– Taaak?... Myślał pan?...
Czuję, że coraz bardziej się czerwienię. Chcę to opanować i nie mogę. A jej oczy nagle zaczynają śmiać się.
Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 20)
Napisane przez Janusz Beynar– Wysiadł tu, w Revelstoke, na przystanku koło Shella.
– Tak? Kiedy to było?
– W zeszły poniedziałek po południu. Spędziłam weekend u siostry w Kamloops i wracałam do domu.
***
Atmosfera w biurze zagranicznym FBI w Vancouver nie była zbyt przyjazna. Po wstępnym wystąpieniu i rozmowie z Kevinem Brownem Tom Norman został uznany za element niemile widziany, którego obecność trzeba było jakoś znieść.
Pozostawiając za sobą nieprzyjazne spojrzenia, Tom wynajął pokój w hotelu Hilton w malowniczo położonym mieście Victoria oddalonym o zaledwie półtoragodzinną podróż promem od portu w Vancouver. Osada nad cieśniną Juan de Fuca, na południowym brzegu wyspy Vancouver, pojawiła się w zapiskach żeglarzy i handlarzy futer w końcu osiemnastego wieku i zasłynęła z win i śródziemnomorskiego klimatu. Dogodne położenie w połowie drogi promowej pomiędzy Seattle na południu i Vancouver na północy spowodowało szybki przyrost populacji i rozwój ekonomiczny miasta.
Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (36)
Napisane przez Sergiusz PiaseckiAnioł i Bryła ułożyli na ławce, przy ścianie, noski. Potem Bryła dorzucił do palącego się na przypiecku ognia smolnych szczap i zrobiło się widniej. W sąsiedniej izbie rozległ się płacz dziecka i uspokajający je głos kobiety.
Przemytnicy poustawiali ławy wokoło stołu i zaczęli pić spirytus. Bryła położył na stole olbrzymie, może 20-kilowe "koło" razowego chleba i przyniósł wędzonego boczku. Chłopaki pili własny spirytus, bo prócz tego zapasu spirytusu, który niósł Sum, prawie każdy zabrał w drogę jeszcze po 2 flaszki. Niektórzy dopełniali flaszki wodą.
Berek Stypa, Anioł i Bryła, wyjmowali z nosek towar i układali go na ławie.
Nad razem Bryła wyprowadził nas z izby i poszliśmy w głąb lasu. Przedzieraliśmy się po manowcach blisko godzinę. Gdy się rozwidniło, dotarliśmy do małej polanki. Pośrodku niej zobaczyłem duży szałas. Większą jego część zajmowały zwalone na kupę smolne karcze. Rozlokowaliśmy się, kto gdzie mógł i zaczęliśmy układać się do snu.
Siedzieli w nim Anioł, Sum i Żyd odprowadzający, Berek Stypa. Powoził Kostek Kulawy, parobek Centaura. Anioł zawołał jednego z chłopaków i powiedział do niego kilka słów. Tamten skinął mu głową. Wóz potoczył się naprzód i wkrótce zniknął za zakrętem.
Chłopaki, grupkami po kilku ludzi, skierowali się na Słobódkę, a stamtąd poszli drogą w kierunku Duszkowa.
Niedaleko za Wygoniczami, z lasu, naprzeciw pierwszej grupki przemytników, wyszedł Anioł. Zaczekali razem na resztę chłopaków, a potem skierowali się w głąb lasu.
W pewnym miejscu Anioł zatrzymał się w pobliżu olbrzymiego stosu chrustu, obok którego stali Sum i Berek Stypa. Anioł zaczął wyjmować spod gałęzi noski. Rzucał je niedbale na ziemię, licząc głośno: raz, dwa, trzy... Odliczył osiemnaście i urwał. Zwrócił się do nas:
– Brać noski! Po anielsku...
Iść w drogę było za wcześnie. Chłopaki rozeszli się po lesie i wycinali sobie nożami grube kije. Dzicy stale tak robili – szli w drogę z kijami, którymi nieraz gnali i bili zastępujących im drogę "padkich" na łatwą zdobycz chłopów. Ja i Szczur również wycięliśmy sobie dwa grube kije. Potem chłopaki zebrali się w pobliżu chrustu i leżąc na mchu palili papierosy.
To spory wysiłek. Poruszając się wzdłuż poziomic, pokonuje się dużo dłuższą drogę, ale za to jest to znacznie mniej uciążliwe i kosztuje wędrowca mniej energii.
Pierwsze kilkaset metrów marszu to stopniowe przestawienie organizmu na równomierny wysiłek, coś jakby szukanie odpowiedniej zębatki w skrzyni biegów ludzkiego ciała. Następnie początkowa zadyszka i złudzenie braku powietrza ustępują, zamieniając się w równomierny, głębszy niż zwykle oddech. Skóra powoli wilgotnieje, a po stu metrach różnicy poziomu pot leje się strugami po twarzy i po całym ciele. Następne sto metrów i zwiększona ilość tlenu we krwi przepływającej przez mózg wędrowca wywołuje uczucie szczęścia, tej dziwnej radości i rosnącego dystansu do błahostek codziennego życia. To chyba właśnie ten tlen i ta radość są środkami dopingującymi, powodującymi uzależnienie wspinaczy i wędrowców od gór. Ludzie, którzy kochają góry, wracają do tego potu i fizycznego wyczerpania jak narkomani do strzykawki.