farolwebad1

A+ A A-

Życie polonijne

piątek, 11 listopad 2016 15:04

Ciekawy wykład prof. Thomson w Ottawie

Napisane przez

        W ubiegły piątek na Saint Paul University odbył się The 2nd Oskar Halecki Memorial Lecture, jako drugi wykład z tej prestiżowej serii.

        Wykład został zorganizowany przez Oskar Halecki Institute in Canada (Instytut Naukowy im. Oskara Haleckiego w Kanadzie) przy współudziale Taras Schevchenko Scientific Society, Ottawa Branch; The Baltic Federation of Canada; The Latvian Federation of Canada; The Central and Eastern European Council in Canada; oraz Polską Jedność Narodową (The Polish National Unity).

        Doskonały wykład pt. „The Soviet Occupation of East Central Europe: Was it Colonialism?” wygłosiła pani prof. dr Ewa Thompson, światowej sławy ekspert w dziedzinie studiów slawistycznych, literatur porównawczych oraz sowietologii. W wykładzie wzięło udział ok. 70 słuchaczy reprezentujących różne kręgi, zwłaszcza Kanadyjczyków wywodzących się z krajów Europy środkowowschodniej, m.in. Polaków, Ukraińców, Białorusinów, Czechów, Łotyszy, Litwinów, Estończyków oraz Rumunów. Byli też obecni przedstawiciele korpusu dyplomatycznego i konsularnego, w tym pani Aleksandra Kucy, konsul RP w Ottawie oraz pracownicy rządu federalnego Kanady oraz środowisk akademickich.

piątek, 11 listopad 2016 14:32

Tworzymy rodzinę…

Napisał

O problemach rodzin osób niepełnosprawnych z paniami Wandą Dziubą oraz Bożeną i Justyną Żmurko z Fundacji św. Eugeniusza z Nadzieją w Przyszłość rozmawia Andrzej Kumor

        Andrzej Kumor: Proszę, żeby się panie przedstawiły.

        – Wanda Dziuba, jestem prezesem fundacji.

        – Bożena Żmurko, przewodnicząca Rady Dyrektorów.

        – Jaka była historia fundacji? Jak to się stało, że panie się poznały, zebrały i zaczęły działać?

        B.Ż.: Jedna z mam, która miała córkę autystyczną, pomagała siostrze Alicji Kwiecień przy jej chorej mamie. I powiedziała, że trzeba by było zorganizować jakąś taką grupę dla rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi, ponieważ te rodziny są bardzo samotne, nie mają żadnej pomocy znikąd. I tak siostra Alicja w porozumieniu z ojcem Adamem Filasem ustalili, że 2 lutego 1997 roku zrobili pierwsze spotkanie i tak to się wszystko zaczęło.
        Najpierw to miała być taka grupa wspierająca dla rodziców, ale stwierdziliśmy, że jeżeli pomożemy naszym dzieciom, to pomożemy nam samym. Tak powstało najpierw Koło Nadziei. Początkowo spotykaliśmy się co dwa tygodnie, żeby się przede wszystkim wygadać, wypłakać. Wyrzucić bóle, żale, to wszystko z siebie. Potem zaczęliśmy sprowadzać różnych terapeutów, różnych ludzi, którzy mogliby pomóc naszym dzieciom.
        Zaczęło się w ten sposób też, że w każdą sobotę były ćwiczenia, masaże dla dzieci. Ludzie pracowali jako wolontariusze. Były zajęcia muzyczno-ruchowe, zajęcia muzyczne. Tak że jeżeli rodzic przyjeżdżał, to było wiadomo, że to dziecko ma przez kilka godzin różne zajęcia. Korzystaliśmy wtedy z gościnności parafii św. Maksymiliana Kolbego. Tam wtedy był jeszcze ojciec Adam. Obecnie naszym takim domem jest parafia św. Eugeniusza de Mazenod, a my jesteśmy św. Eugeniusza z Nadzieją w Przyszłość.
        Kierownikami duchowymi przez cały ten okres są oczywiście oblaci, więc tu chylimy czoła przed wszystkim oblatami, którzy patronowali nam przez cały czas, wspierali nas, od prowincjała przez wszystkich kapłanów i siostry zakonne, które też nam pomagają.

piątek, 11 listopad 2016 14:14

Historia jest bardzo ważna

Napisał

Z historykiem Romanem Baranieckim z Polonia Canadian Institute for Historical Studies przy okazji otwarcia polskiej wystawy w Bibliotece Centralnej w Mississaudze rozmawia Andrzej Kumor.

        Andrzej Kumor: Jaka była pana droga do tej wystawy i prezentowanych materiałów? Jak pan je odkrywał, pozyskiwał, ile to trwało?

        Roman Baraniecki: Dziewięć lat. Oczywiście to jest tylko część zbiorów, część kolekcji, taki wybór. Jak już wystawa powstała, w 2013 roku naprawdę, i jak była już wydrukowana, chciałem ją powiększyć, ale to nie zawsze jest skuteczne, ponieważ, proszę zobaczyć, sale wystawowe nie mają tyle miejsca.  Mamy też tutaj  cztery plansze, „Warszawa – Warsaw then and now”, pokazujące, jak wyglądają poszczególne lokalizacje w Warszawie, jak one wyglądały 70 lat temu, a jak wyglądają teraz, jakie były zniszczenia, jakie były straty. I jaki był wysiłek Polaków, żeby odbudować swoje miasto, i gdzie się to udało zrobić, bo przecież nie wszędzie.

        – Które miejsca w Warszawie są nieodbudowane, a których pan żałuje i myśli, że powinny być?

        – Cały plac Saski. Przecież wzdłuż ulicy Królewskiej było bodajże pięć kamienic, i pałac Lesslów, który jest zresztą zaznaczony. Na tej planszy jest jako tło mapa Nicholsona z 1830 r., brytyjska. Society for the Diffusion of Useful Knowledge wydrukowało tę mapę i tam jest zaznaczony pałac Lesslów, którego już nie ma. Również pałac Saski, który, według mnie, powinien być cały odbudowany i w nim powinno się znaleźć muzeum historii Polski, a nie w Cytadeli – taka jest moja prywatna opinia. Obok Pałacu Saskiego stał Pałac Bruehla, siedziba Ministerstwa Spraw Zagranicznych przed wojną. Kamienice przy ul. Królewskiej, zamykały od północy plac Małachowskiego. Teraz, oprócz cudem ocalałego Grobu Nieznanego Żołnierza, jest tam tylko trawnik.  Ale pod trawą są zachowane fundamenty i piwnice Pałacu Saskiego i Pałacu Bruehla. Uważam, że odtworzenie zachodniej pierzei placu Piłsudskiego włącznie z Pałacem Bruehla byłoby symbolicznym zwieńczeniem odbudowy miasta po zniszczeniach wojennych, i przywróceniem Warszawie tych historycznych obiektów.
        Prawie wszystkie budynki między placem Teatralnym a placem Piłsudskiego, włącznie z gmachem Teatru Wielkiego, zostały zniszczone we wrześniu 1939 roku.

        – To byłoby takie serce miasta.

        – Oczywiście. To jest  serce miasta, do którego przybywają turyści. Byłem w Cytadeli, jeszcze zanim Muzeum Katyńskie zostało tam otwarte, spotkałem się z panem dyrektorem Sławomirem Frątczakiem. Ale kto tam dojedzie? Jaki turysta tam dojedzie? Jest bardzo zły dojazd, ciężko tam się dostać. Cytadela jest schowana. Jeżeli chodzi o umieszczenie, na podstawie decyzji władz miasta Warszawy, siedziby Muzeum Historii Polski w Cytadeli, to jak można było ulokować tam muzeum o takiej nazwie?! W murach obiektu wzniesionego po Powstaniu Listopadowym, który był zarówno dla Rosjan, jak  i dla Polaków, chociaż z innych powodów, symbolem zniewolenia Polski.

        – Czyli pana zdaniem, dzisiaj powinno się odbudować Pałac Saski?

        – Tak, tak uważam. I takie były projekty. Mam nadzieję, że obecny rząd czy ludzie związani z kulturą, podejmą się tego wysiłku, bo ta przepiękna fasada  – tam się odbywały wszystkie uroczystości państwowe i parady...

        – Byłby to taki tożsamościowy powrót do tej prawdziwej Polski, która się odrodziła w 1918 roku.

        – Tak to rozumiem. Pan wie, co było na placu Saskim? Na placu Saskim była cerkiew św. Aleksandra, która przez Polaków została rozebrana. Amerykański dziennikarz piszący to i nieznający polskich realiów mówił, że Polacy zwariowali, niszczą jeden z najpiękniejszych budynków Warszawy. A Polacy nie zwariowali. Po prostu to był symbol niewoli, który się wznosił nad Polską.

        – To się często przypominało a propos Pałacu Stalina, który też powinien być rozebrany, a przynajmniej zmieniony.

        – Maciej Słomczyński w liście do Ewy Otwinowskiej z 1955 roku, wspominał zachwyt towarzyszy albańskich nad nowo wzniesionym Pałacem Kultury i proponował, aby w ramach pogłębiania przyjaźni polsko-albańskiej oddać towarzyszom albańskim ten obiekt w prezencie, jak im się tak bardzo podoba.

        – Wróćmy do wystawy. Skąd te fotogramy?

        – Przede wszystkim kupowałem na aukcjach.

        – Czy w ogóle dużo jest zdjęć z okresu okupacji? Głównie to są zdjęcia robione przez żołnierzy niemieckich?

        – Głównie tak, ale nie tylko, bo polscy fotografowie, tacy jak Henryk Śmigacz, Edward Fikus, Jan Ryś, Sylwester „Kris” Braun oczywiście wzięli swoje aparaty fotograficzne i fotografowali zniszczone miasto.
        Jest to niesamowita historia, bo wielu z nich straciło w ten sposób życie, bo np. Jan Ryś został zamordowany przez Niemców, tak samo Śmigacz. Fikus przeżył trzy obozy koncentracyjne. I te fotografie były szmuglowane przez pracowników dyplomatycznych zaprzyjaźnionych ambasad – to byli ludzie, ludzie się liczyli – do Budapesztu, do Rumunii, do Bułgarii i stamtąd do polskiego rządu we Francji na przykład. Te książki, które są prezentowane, jedna wydana we Francji, druga w Anglii, zawierają zdjęcia wysłane do rządu polskiego zrobione przez polskich fotografów. Niemcy w swoich albumach mieli też część tych polskich fotografii. Ponieważ były one również rozprowadzane w sieci kolportażu ulicznego, chłopcy biegali z torbami i sprzedawali Niemcom. Niemcy uważali to za atrakcję turystyczną. Mam zdjęcie – jedyne chyba, które istnieje – takiego chłopca, który stoi na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich i sprzedaje Niemcom pocztówki. Jest to opisane przez Niemca, że kupuje te pocztówki. I nawet mam te, które kupił 1 maja 1940 roku.

        – Skąd pana sentyment do Warszawy?

        – Jestem warszawiakiem.

        – To wystarcza jako odpowiedź?

        – A poza tym jest jeszcze inna sprawa. Tak jestem skonstruowany prawdopodobnie, że uważam, że te sprawy są ważne i potrzebne, a szczególnie tutaj. Uważam, że rolą Polonii jest również edukacja. Edukacja Kanadyjczyków, edukacja społeczeństwa, w którym jesteśmy, żeby nas trochę lepiej poznali i wiedzieli, jakie wartości tutaj przynosimy i przynieśliśmy, jaki wkład mieliśmy.
        Te historie naszej okupacji, walki o wolność, zniszczeń, co się stało w naszym kraju, są generalnie nieznane. Ale sytuacja zaczyna być lepsza, bo na przykład po naprawdę kilku wystawach, które zrobiłem w London w Ontario, tam już te elity, bo w bibliotece to są elity – już bardzo dobrze znają historię Polski, tę wojenną.

        – Czyli to jest rola, żebyśmy naszych sąsiadów, naszych współpracowników, szefów czasem, albo i pracowników, z dumą informowali o naszym dziedzictwie.

        – Tak. To jest  cel. Nawet otrzymałem taki wpis, jak wystawiałem wystawę w Cherryhill Village Mall w bibliotece w London – miałem tam kilka pokazów tej wystawy – napisał jeden Kanadyjczyk, że w tej wystawie „widać dumę z twojego kraju, z historii kraju”.

        – Co pan robi na co dzień, czym się pan zajmuje?

        – Ja pracuję na co dzień w Canadian Mental Health Association, Middlesex, zajmuję się ludźmi, którzy cierpią na bardzo ciężkie choroby psychiczne, mieszkają w środowisku. Opracowuję dla nich plany rehabilitacyjne, wspólnie z nimi, i pomagam im w osiągnięciu ich celów życiowych i w tym, żeby się odnaleźli.

        – A skąd pasja historyczna?

        – Skończyłem tutaj Western University, kiedyś to był University of Western Ontario, antropologia, filozofia, z zamiłowania jestem historykiem, a poza tym przecież działałem w podziemiu, pracowałem w wydawnictwie Krąg już po stanie wojennym i wcześniej, i wydawałem książki. Prowadziłem drukarnię podziemną razem z Krzysztofem Tołłoczką. On był odpowiedzialny za całość, ja byłem odpowiedzialny za produkcję z małego offsetu.

        – Nie sądzi pan, że za mało interesujemy się historią, że bylibyśmy o wiele mądrzejsi, gdybyśmy historię znali dobrze, że nie dalibyśmy sobą tak manipulować?

        – Historia jest bardzo ważna. Jak powiedziałem przy innej okazji, w poezji antycznej zachowały się takie przekazy, że kiedy podróżny przybywał do greckiego domu, to mu zadawano trzy pytania: jak się nazywasz, jaki jest twój ród, skąd przychodzisz i jakie masz plany. I najważniejszym pytaniem to było to pytanie o historię, o tożsamość. A szczególnie jest to ważne, może nie tyle nawet dla tego, który przyjmuje gościa, ale dla tego gościa, jeżeli on się chce osiedlić i zostać w kraju, do którego przybył. Bo to jest pytanie, skąd on przybył, jaka jest moja sytuacja tutaj, wśród innych ludzi, co ja tutaj przynoszę. To są szalenie ważne wartości. A historia jest ważna, ponieważ ta historia w tej chwili... Argumenty historyczne, w ogóle, w polityce, są szalenie ważne, i dlatego nasza historia musi być pisana i opowiadana przez nas samych.

        – Nikt inny jej tak nie opowie.

        – Tak, bo nikt inny jej tak nie opowie. W wielu pracach, nawet napisanych z sympatią o Polsce, jest bardzo wiele stereotypów, bardzo wiele nieścisłości. Nawet z dobrymi intencjami, pojawiają się prace, które to mają. Dlaczego? Dlatego że jest kanon książek, to są tak zwane drugie źródła, wtórne źródła historyczne, to nie są świadkowie, to już ktoś to napisał. I jeżeli ktoś chce napisać jakąś pracę, to bierze z półki, o, to jest autorytet, to ja wezmę te książki i coś dołożę. Na tym to polega, na tym polega powielanie pewnych stereotypów również i pewnych opinii historycznych.

        – Nie ma dostępu do opowieści rodzinnych, przekazu rodzinnego, doświadczenia.

        – I do literatury w obcym języku, bo niewielu autorów, którzy piszą na temat Polski, zna język polski i nie mają dostępu do dorobku polskich historyków, zarówno emigracyjnych, jak i historyków, którzy są w kraju, do nowych badań itd.; które są wydawane w języku polskim i nie mają żadnego przebicia, ponieważ jest to bariera językowa, w nauce bardzo ważna.

        – Co dalej z wystawą? Wystawa zaistniała od 2013 roku w sumie, oglądałem ją z panem kiedyś w parku Paderewskiego. No ale pierwszy raz jest w takim miejscu dosy­ć prominentnym?

        – Nie, była pokazywana w centralnej bibliotece w London dwa razy, w Mississaudze, z Muzeum Warszawy, z Muzeum Katyńskim, z Centralnym Archiwum Wojskowym, z Muzeum Niepodległości, ale w tym miejscu mają wspaniałą ścianę, że tę wystawę mogłem rozłożyć na całej ścianie i doskonale widać. Mogłem umieścić te fotografie, duże powiększenia, pojedynczo. To jest naprawdę bardzo cenne, bo zwykle nie mam tyle miejsca. To jest naprawdę wspaniałe miejsce ta biblioteka.

        – Stąd jeszcze gdzieś będzie prezentowana wystawa, są jakieś plany?

        – Oczywiście. Mam mnóstwo planów. W tej chwili otworzyłem w Hamilton wystawę „Canadian Aviators” – o lotnikach niosących pomoc dla Powstania Warszawskiego. Ta wystawa będzie przynajmniej trzy razy pokazywana, już mam lokalizację w przyszłym roku w Kanadzie. Do tego dochodzi ta wystawa, a jeszcze będzie następna wystawa, która jest projektowana, na 150-lecie Kanady. Może nie będę o tym mówił teraz, bo to są jeszcze plany, więc z planami jest tak, albo się zrealizują, albo nie.

        – Czy ma pan jakąś pomoc z Polski?

        – Pomoc z Polski ogranicza się w tej chwili do kontaktów. Mam kontakty, to jest symbioza, bo ja również oferuję moje zbiory w Polsce, więc mam kontakty z muzealnikami, mam kontakty z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, bardzo miłe i owocne, wieloletnie, z Muzeum Warszawy, z Muzeum Katyńskim, z Centralnym Archiwum Wojskowym, z Muzeum Niepodległości. Pracuję nad wieloma sprawami. I z IPN-em, których wystawy tu również pokazuję. Ostatnio zorganizowałem w London wystawę „Polska Walcząca”, wspaniała wystawa, naprawdę pięknie zaprezentowana, i przyszli politycy kanadyjscy, był pan Peter Fragiskatos. I to jest właśnie sens tego, co się robi.
        Proszę posłuchać, miałem wykład o polskich stratach wojennych, jak wyglądała okupacja. Mówiłem o Polsce Walczącej, mówiłem im, jaka była okupacja w Polsce, jak ona wyglądała, żeby zrozumieli, co to była walka w Polsce. I pan Fragiskatos podszedł później. Jak skończyłem mówić, kiwał głową, potakiwał i potakiwał z głębokim zrozumieniem. Potem podszedł do tablicy nie tej Polska Walcząca, ale Polska okupowana, zrobił zdjęcie i umieścił to na swoim Twitterze, mówiąc, że to jest wystawa, na którą on poleca, żeby przyjść. To jest sukces. Paul Takala, dyrektor biblioteki centralnej w Hamilton, napisał do mnie list, list dla mnie „żelazny”. Napisał tak, że ta wystawa ich szalenie poruszyła.

        – Mówi pan o tej wystawie, czy o  okupacji?

        – Nie, o wystawie w Hamilton, „Canadian Aviators Help Warsaw During Uprising 44”. I powiedział tak „this exhibit connects Canadians with the tremendous suffering and courage that Polish people displayed in the Warsaw Uprising and throughout the world. This is the story that needs to be told. If you are planning to show it in other libraries in Canada and need help please call me”.

        – To są wielkie sukcesy. Dopiero jak się tu mieszka, to się je rozumie. Wspomniał pan o polityce i historii w dzisiejszych czasach, tzw. polityka historyczna...

        – To jest polityka historyczna.

        – ...Polityka historyczna realizowana również przez narody nieprzychylne nam, wymaga właśnie naszego ujęcia, żebyśmy mieli własną politykę historyczną i pokazywali historię z jej perspektywy. Bardzo często zarzutów stawianych Polakom ludzie nie są w stanie umiejscowić. Na przykład taki zarzut, że Polacy nie uratowali tylu Żydów, co Holendrzy czy Duńczycy – w takiej sytuacji ci ludzie nie wiedzą, o czym mówią, nie wiedzą, jak wyglądała okupacja, nie znają historii po prostu.

        – Mam dokładnie taką samą opinię jak pan. Ludzie, którzy mieszkają tutaj, nie przeżyli wojny w Europie, nie wiedzą, jak ona wyglądała, nie wiedzą, jakie były realia okupacyjne, i dlatego te wystawy, które tutaj przychodzą z Polski, które trzeba pokazywać, i taka wystawa jak ta, one są proaktywne, one edukują społeczeństwo. Bo po obejrzeniu takiej wystawy... Dam panu przykład. W London, kiedy wystawiałem i miałem wykład, podszedł do mnie pracownik biblioteki i powiedział: Roman, ja pierwszy raz dowiedziałem się wreszcie, dlaczego Polska została komunistyczna. Bo wiesz, czytałem różne artykuły, ale nie miałem takiego pełnego obrazu.
        To jest ważne, to trzeba przekazywać. Przede wszystkim trzeba edukować.

        – Edukować elity.

        – Edukować elity, bo to one są odpowiedzialne za przekaz informacyjny, uczą studentów...

        – Dziennikarzy, reżyserów filmowych...         

       – Tak, ale również profesorów uniwersytetów. Na moje wystawy – mam wpisy – przychodzi profesor, autor książek, Jonathan Vance, autorytet ds. historii I wojny światowej, bardzo znana osoba, i był również prof. Iarocci, napisał o wystawie, że to jest „very revealing display”, revealing to znaczy, że czegoś się dowiedział.
        W ten sposób trzeba robić, trzeba z tym docierać do opiniotwórczych środowisk kanadyjskich.

        – Bardzo dziękuję i gratuluję.

        Pierwsza wojna światowa zakończyła się 11 listopada 1918 roku o godzinie 11.00. Oznaczało to również nowy, kolejny już  podział ziem Europy.

        Wpływ na ten podział miało wiele różnych czynników. Jednym z nich było  istnienie armii polskiej. Już bowiem w 1914 we Francji Komitet Narodowy Polski na czele z Romanem Dmowskim zaczął zabiegać o pozwolenie na zorganizowanie wojska polskiego. Wojsko to początkowo dowodzone było przez Francuzów, a we wrześniu 1918 roku  zostało przekształcone w samodzielną Armię Polską, której dowódcą został generał Józef Haller. Tak więc na mapie Europy nie było jeszcze Polski, ale istniała już jej potężna Błękitna Armia składająca się z doskonale wyszkolonych jednostek. Jej  główny trzon stanowili żołnierze z Niagara-on-the-Lake. Żołnierze z Ameryki wyróżniali się nie tylko dobrym przygotowaniem, ale również patriotyczną postawą wyrażającą się w utożsamianiu się z polskim, a nie francuskim wojskiem. Błękitna Armia stanęła na straży wschodnich i zachodnich granic Polski w trudnych momentach odrodzenia się państwa polskiego po okresie zaborów.

niedziela, 06 listopad 2016 21:43

Lexus GoWest wylosowany!

Napisał

Kolejny już raz, w niedzielę 6 listopada 2016 roku, w Polskim Centrum Kultury im. Jana Pawła II w Mississaudze odbyło się losowanie samochodu lexus. Wziąć w nim mogły udział osoby, które z biurem nieruchomości GoWest Realty Ltd, w okresie od czasu ostatniego losowania sprzedały lub kupiły dom.
Losowano też wiele nagród ufundowanych przez firmy współpracujące z GoWest.

Na uroczystej kolacji, podczas której zapewniono gościom pełną gamę rozrywki; od występów zespołów folklorystycznych po piękny śpiew Kingi Mitrowskiej, bawiło się kilkaset osób. Oprawę w stylu burleski zapewnił zespół Las Vegas, a szczęśliwy los wyciągnął z bębna o.Grzegorz z pobliskiej parafii św. Maksymiliana Kolbego.


Właściciel firmy Chris Gawryś dziękując przybyłym przedstawił na scenie cały zespół. GoWest Realty Ltd., Brokerage jest jednym z pośrednictw nieruchomości o najdłuższej tradycji na terenie GTA i najstarszym polonijnym biurem świadczącym usługi w tym zakresie. GoWest Realty Ltd. to grupa niemal 40 pośredników w handlu nieruchomościami oferujących kompleksową obsługę transakcji kupna domu, poczynając od samego wyboru odpowiedniej nieruchomości, a na doradztwie w zakresie wystroju kończąc. Hołdując zasadom założyciela Lecha Gawrysia, GoWest sponsoruje wiele imprez i wydarzeń polonijnych.


Lexusa wygrali państwo Oksana i Aleksander Malchevsky, którzy przy pośrednictwie Jacka Nasarzewskiego kupili dom, a sprzedali townhouse. Pani Oksana 9 lat temu przybyła do Kanady z Krymu. Obecnie jest pielęgniarką.

Znicze przed polskim kościołem w Brampton - 1 listopada 2016

 

Znicze wokół pomnika św. Jana Pawła II przed kościołem św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze.

Zakończenie koncertu. Stoję i patrzę, co się wokół mnie dzieje... pięć utworów na bis. Pięć razy ludzie wstali i bili brawa na stojąco. Ludzie wstają i klaszczą, i krzyczą, i są podnieceni! Podczas jednego z bisów, w czasie którego wykonywany był szczególnie udany utwór pod tytułem „Po to Bóg stworzył z prochu człowieka”, publiczność spontanicznie wyciągnęła telefony komórkowe i zaczęła nimi machać w stronę chóru, a chór z kolei odpowiedział tym samym i chórzyści też wyciągnęli komórki i świecili nimi w kierunku sali. światła w sali koncertowej były zgaszone, co dodawało uroku tej spontanicznie stworzonej choreografii.


Oglądam się za siebie i chcę zobaczyć, jak reaguje obsługa sali koncertowej. Robię to, żeby zobaczyć, czy widzącej przecież dziesiątki koncertów obsłudze też udzielił się zachwyt na tym koncercie. Oni, obsługa sali, przecież powinni oglądać to, co się dzieje na sali, bardziej na chłodno, z większym sceptycyzmem. Ale i oni też śmieją się i są zadowoleni. A przecież ci ostatni to Kanadyjczycy. Nie rozumieją pieśni śpiewanych w obcym dla nich języku. No, ich reakcja to jest jakiś sprawdzian tego, co oglądam na scenie, i sprawdzian reakcji publiczności. A więc koncert trafił w uczucia ludzi! Wszystkich ludzi na sali! Później, po koncercie, pytam się znajomej, która była na wcześniejszym występie, czy taki był też odbiór tego koncertu, który odbył się parę godzin wcześniej. Tak, tak, ludzie też bisowali, a później pchali się do stolika, gdzie Piotr Rubik z towarzyszącymi mu artystami rozdawali autografy.


Z kolei kolega, który rozmawiał z muzykami, którzy przyjechali do Mississaugi z Ziem Odzyskanych, z Jeleniej Góry, usłyszał, że w Mississaudze jest bardziej wyrobiona publiczność niż w Chicago i że tu lepiej ten koncert został przyjęty. Ciekawe, bo Chicago to znacznie większe skupisko Polaków.
Myślę, że duża część sukcesu tego koncertu w Mississaudze została uzyskana dzięki pracy połączonych chórów. To znaczy były tu dwa chóry. Jeden „Chór Wrocławski”, liczący 12 śpiewaków przywiezionych z Polski przez Piotra Rubika, i drugi chór, nasz tutejszy, to „Novi Singers” pod dyrekcją Macieja Jaśkiewicza. Na tym koncercie „Novi Singers” wystąpili w składzie liczącym 63 śpiewaków. Razem więc 75 śpiewaków towarzyszyło zespołowi Orkiestry Filharmonii Dolnośląskiej z Jeleniej Góry i pięciu wokalistom.


Tak się złożyło, że wszystkie wykonane utwory były wybitnie napisane z myślą o tym, by były wykonywane przy akompaniamencie większego chóru. I chórzyści wykonali swoje zadanie na piątkę! Z tego co wiem, to Piotr Rubik i towarzyszący mu muzycy oraz członkowie „Chóru Wrocławskiego” przyjechali z Nowego Jorku do Mississaugi w niedzielę rano i prosto udali się na wspólne z chórem „Novi Singers” próby. Więc czasu na zgranie się nie było dużo. A chórzyści i muzycy mieli do przećwiczenia 19 utworów. No więc w tym koncercie pokazano wysokiej klasy profesjonalizm. Myślę, że to jeden z lepszych koncertów chóru „Novi Singers”.


Jeśli chodzi o myśl koncertu, to tutaj było jakby za dużo pomysłów do przekazania. Tytuł koncertu był: „Z powodu mojego imienia. Oratorium prześladowanych za wiarę”. Mamy już w tytule dwie myśli. Do tego doszło libretto, które powstało w oparciu o przemówienia i kazania błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki. A więc następny element przesłania koncertu. Myślę, że w układanie tytułu koncertu wdarł się pewien barokowy eklektyzm. Według mnie, wystarczyło po prostu powiedzieć: „Oratorium do kazań Jerzego Popiełuszki”. Taki tytuł by wystarczył. Tak się bowiem złożyło, że z okresu Solidarności i później, z okresu stanu wojennego i po stanie wojennym, to, co się ostało w pamięci ludzkiej, co zostało bez skazy, to właśnie postawa księży, w tym i takich księży, jak ksiądz Popiełuszko, i w ogóle mądra postawa Kościoła w Polsce. W konfrontacji z wieloma działaczami Solidarności, z którymi mamy i mieliśmy do czynienia już po upadku komunizmu, polscy księża w Polsce i ci poza Polską wypadają dużo, dużo lepiej. Tytuł koncertu powinien więc być krótszy. Resztę niech ludzie sobie dopowiedzą sami na podstawie usłyszanych utworów.
Kiedyś do Kanady przyjeżdżały z Polski zespoły folklorystyczne i dawały koncerty, reprezentując polski folklor. Polska muzyka klasyczna nie próbowała uzupełniać, czy też konkurować z muzyką klasyczną i muzykami klasycznymi w Kanadzie. Dziś przyjeżdżają z Polski muzycy klasyczni i dają koncerty, które są artystycznym wydarzeniem. Te koncerty wzbogacają Kanadę w kategorii najtrudniejszej, w kategorii muzyki klasycznej. Można tu dodać odważne posunięcie w postaci umieszczenia w programie koncertu występu 13-letniej wokalistki Olivii Wieczorek. Co prawda śpiewała ona w towarzystwie doświadczonych śpiewaków, ale element ryzyka związany z bardzo młodym wiekiem zawsze istnieje.


Możemy być z Piotra Rubika, wokalistów, muzyków i członków chóru dumni. Możemy, my osoby polskiego pochodzenia mieszkający w Kanadzie być z siebie dumni, bo wnosimy tu ze sobą do tego kraju nowe, wyższe wartości.
I niech żałują ci, co na koncercie nie byli.

wtorek, 25 październik 2016 20:25

Jadą wozy kolorowe” - koncert „Art Bis

Napisane przez

 

„Nie ma już taborów, zgasło ognisko
 Nie ma już taborów, lecz pieśni są blisko.”

W czasie kolejnego koncertu Formacji Biesiadnej „Art Bis” pt. „Jadą wozy kolorowe” w dniu 16 października 2016 w Polskim Centrum Kultury im. Jana Pawła II w Mississaudze, na scenie królowała piosenka cygańska.

Konferansjerzy, Roma Rzepska i Andrzej Wierus, otworzyli koncert serdecznym wspomnieniem śp. Haliny Drożdżal, wieloletniej prezes Koła Pań „Nadzieja”, wiernej i oddanej propagatorki działalności „Art Bis”, wspierającej zespół od początku istnienia.  Aby uczcić i zachować Jej pamięć, stół honorowych gości nazwano imieniem Haliny Drożdżal. Obok członków rodziny miejsce przy nim zajęła Dipika Damerla, MPP z rejonu Mississauga East-Cooksville, znana z życzliwego zainteresowania naszą polonijną społecznością, czego dowodem były m.in. serdeczne słowa skierowane do widowni i wykonawców.

Zbiegiem okoliczności przedstawienie „Art Bis” odbywało się w dniu 38. rocznicy wyboru Karola Wojtyły na papieża, a właśnie Dipika Damerla jako posłanka prowincyjna wywalczyła w 2014 roku proklamowanie 2 kwietnia dorocznym Dniem Jana Pawła II w Ontario, który wkrótce ogłoszono świętem w całej Kanadzie. 

Każdy koncert „Art Bis” to sentymentalna podróż do czasów minionych, ożywianie wspomnień poprzez pieśni i piosenki, o których istnieniu powoli zapominamy. Autorzy programu - Teresa Klimuszko i Włodzimierz Kochanowski - bohaterką tej biesiady uczynili pieśń cygańską, mając na uwadze jej bogactwo, różnorodność, atrakcyjność i głębokie zakorzenienie w polskiej kulturze.  A chociaż „prawdziwych Cyganów już nie ma”, nadal pociągają nas wyidealizowane, romantyczne obrazy życia w taborach, wieczne wędrowanie, ścisła więź z przyrodą i pragnienie niczym nieskrępowanej wolności.  I może to właśnie jest przyczyną tak dużej popularności romskich motywów w polskiej piosence.

W nastrój cygańskiej biesiady wprowadziła widzów dekoracja sceny, imitująca leśną polanę z wozem cygańskim, ogniskiem i zaaranżowanymi przy nim scenkami rodzajowymi.  Tu ukłon w stronę twórców scenografii - Teresy Klimuszko, Barbary Smagały i Tadeusza Mazura.

W takiej scenerii cygański żywioł natychmiast porwał wykonawców i widownię.  Na atrakcyjność wizualną przedstawienia wpłynęły też kostiumy artystów, bogactwo żywych kolorów, lśniące ozdoby pań i panów, wielobarwne spódnice, które powiewały, wirowały, falowały, wypełniając przestrzeń sceny, aż mieniło się w oczach.

Z koncertu na koncert „Art Bis” staje się coraz bardziej roztańczone, a taniec cygański z charakterystycznymi ewolucjami dał pole do popisu utalentowanym, pełnym wdzięku tancerkom - Reginie Światowiec (autorka choreografii), Barbarze Hołowni i Małgorzacie Wiśniewskiej.

W tej oprawie choreograficznej płynące ze sceny cygańskie przeboje zyskiwały dodatkowy urok i wyrazistość.  Ponadto soliści w każdą piosenkę wkładali nie tylko energię, ale i serce, wykonując je ze spontaniczną radością, a te elementy stają się niekwestionowanym łącznikiem z widownią.

Dominowały utwory rytmiczne, dynamiczne, wesołe, ale znalazło się też miejsce dla nastrojowych i romantycznych.  Zmienność klimatów muzycznych różnicowała nastrój, co nie tylko podtrzymywało uwagę odbiorców, ale też pozwalało na pokazanie możliwości wokalnych solistów.

Andrzej Wierus w takim samym stopniu uwodzi i czaruje swym pięknym głosem w piosenkach dynamicznych jak i lirycznych.  Poruszył czułe struny w sercach publiczności m.in. wykonaniem nostalgicznej ballady pt. „Stary Cygan”. Ryszard Światowiec, specjalista od rozbawiania publiczności, w każdej piosence potrafi znaleźć i wyeksponować elementy humoru.  Bardzo muzykalny Eugeniusz Klich śpiewał z taką ekspresją, że publiczność spontanicznie akompaniowała mu rytmicznym klaskaniem.

W swoim żywiole była Jasia Pilarska.  Nie tylko pięknie prezentowała się na scenie, ale jak prawdziwa Cyganka tańczyła i z wielką swobodą i wyczuciem śpiewała piosenki, jakby dla niej stworzone.

Wiodącą rolę gwiazdy koncertu pełniła, jak zwykle, Teresa Klimuszko.  Jej piękny sopran, umiejętności aktorskie i szlachetny umiar w każdym ruchu i geście nie pozostawiają wątpliwości, że jest na scenie najważniejsza.

Zwyczajowo w przedstawieniach „Art Bis” biorą udział dzieci.  Występ prowadzonego przez Włodzimierza Kochanowskiego zespołu „Brawo” widzowie nagrodzili rzęsistymi oklaskami.

W konwencję biesiady wpisana jest różnorodność form scenicznych - śpiew zbiorowy, solowy, duety, taniec, żart, skecz, wiersz - i to wszystko otrzymał widz w tym spektaklu.  Wiele tekstów jest autorstwa poetki Wandy Bogusz, której cały zespół serdecznie dziękuje, licząc na dalszą współpracę.

„Art Bis” zaliczyło kolejny sukces frekwencyjny i artystyczny.  Rozśpiewane i roztańczone widowisko przeszło do historii, ale twórcy przedstawienia - Teresa Klimuszko i Włodzimierz Kochanowski - zapraszają na kolejny, jubileuszowy koncert 22 stycznia 2017r.  Znów bedzie można pośmiać się, wzruszyć, zasłuchać w piosenkach i pośpiewać, a nawet potańczyć!  No i zjeść kolację z winkiem i deserem!

Podziękowania dla sponsorów:  Eddie’s Meat and Deli Market,

Sponsorzy medialni: Polska Credit Union, „Goniec”, „Merkuriusz Polski”, „Gazeta”.

Twórcy i wykonawcy:
Scenariusz i reżyseria - Teresa Klimuszko.
Kierownik, aranżer, dyrygent - Włodzimierz Kochanowski.
Soliści - Teresa Klimuszko, Jasia Pilarska, Eugeniusz Klich,
Ryszard Światowiec, Andrzej Wierus.
Teksty poetyckie - Wanda Bogusz. 
Scenografia - Teresa Klimuszko, Barbara Smagała, Tadeusz Mazur.
Choreografia - Regina Światowiec.
Stylistka fryzur - Zofia Klich.
Grafic design - Irena Kochanowska.
Łącznik z mediami - Małgorzata Jarmasz.
Rzecznik prasowy - Romana Rzepska.
Organizacja widowni - Kazia Dziatkowiec, Barbara Smagała.
Formacja Biesiadna „Art Bis”, dziecięcy zespół „Brawo”.


Romana Rzepska

zdjęcia: Mik Kapuszczak

Andrzej Kumor: Panie Władysławie, gratuluję wyboru na stanowisko prezesa Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Dlaczego był pan zainteresowany kandydowaniem? Pan już przecież raz był prezesem, nie dokończył pan czegoś?

Władysław Lizoń: Po pierwsze, było wiele organizacji, które zwróciły się do mnie z propozycją, czy rozważyłbym ponowne kandydowanie. Szczerze mówiąc, nie miałem, takiego zamiaru, ale po rozmowach jakoś przekonałem się do tego, że można jeszcze coś zrobić; że mogę wykorzystać to doświadczenie, które zdobyłem, będąc posłem, żeby coś jeszcze zrobić dla Kongresu, dla społeczności polonijnej, no i dla przyszłości tej organizacji. Bo większość ludzi z mojego pokolenia za dziesięć lat już nie będzie aktywnie działać – mam oczywiście nadzieję, że wszyscy jeszcze będą żyć, co nie od nas zależy – ale trzeba wypracować jakąś perspektywę dalszego działania i wciągnięcia młodego czy młodszego pokolenia do tego, żeby prowadziło działalność organizacyjną w tej czy innej formie, żeby ona przetrwała.

Działamy w Kanadzie, jest to organizacja kanadyjska, ale również nie odcinamy się od Polski, i pomoc Polsce i narodowi polskiemu, i Polakom, gdziekolwiek zamieszkują, jest jednym z celów działalności i bardzo wszystkim leży na sercu. Przez wzmacnianie znaczenia naszego środowiska polonijnego tu, w Kanadzie – im będziemy mocniejsi, tym będziemy mogli lepiej Polsce pomóc, bo będziemy mieli wpływ na decyzje polityczne, jeżeli takie będą potrzebne.


Jest rok 2006, Mississauga. Zwyczajny dzień dla Stevena, ucznia 10 klasy szkoły średniej St. Aloysius Gonzaga High School. Zwyczajna też kolejna lekcja historii, aż do chwili, gdy nauczyciel zaczął opowiadać o ciekawym niedawnym odkryciu – odkopaniu w pobliżu Dąbrowy Tarnowskiej w Polsce wojskowego samolotu z czasów drugiej wojny światowej.

Załogę jego stanowiło 5 Kanadyjczyków, Brytyjczyk i Irlandczyk. Samolot leciał, wioząc pomoc dla walczącej w powstaniu Warszawy. „Halifax JP 276 A” – nauczyciel podał nazwę samolotu. W tej samej chwili serce Stevena zabiło mocno, przed oczyma przesunęła mu się cenna rodzinna fotografia, podniósł rękę. – Jednym z lotników w tym samolocie był Harold Brown, wujek mojej mamy. Nauczyciel z niedowierzaniem spojrzał na ucznia, wydawało się to przecież nieprawdopodobne.

A jednak...

Sierpień 1944. W Warszawie trwa powstanie. Nad Dąbrową Tarnowską, małym, położonym w południowej Polsce miasteczkiem, przelatują samoloty lecące z Włoch. Mieszkańcy wiedzą, że to pomoc dla Warszawy. „Byle się tylko im udało, byle się tylko udało...” to ich jedyna myśl, gdy zatrzymują wzrok na mknącym w ciemności nocy samolocie. Wkoło słychać także wrogie odgłosy czyhających niemieckich maszyn.

4 sierpień 1944 godz. 19.56, Włochy. Z bazy lotniska Campo Casale w Brindisi startuje samolot Halifax JP 276 A.

Sierpień 1944, Kanada. Henry Brown, pracując na swojej farmie, czeka na każdą wiadomość od jedynego syna, który jest lotnikiem, stacjonuje obecnie we Włoszech. Myśl o nim przynosi każde spojrzenie na błękitne niebo.

20161019 185832  20161019 185909

5 sierpnia 1944, godzina 4 nad ranem. Huk i eksplozja przerywa czujny sen mieszkańców Dąbrowy Tarnowskiej...

Dalszy ciąg tej pasjonującej historii, która w przedziwny sposób dla rodziny H. Browna znalazła zakończenie na szkolnej lekcji historii w Mississaudze w 2006 roku, zapisany jest na planszach wystawy: Kanadyjscy lotnicy na pomoc powstańczej Warszawie. Wystawa ta wędruje obecnie po kanadyjskiej ziemi. Opowiada o synach tej ziemi, którzy brali udział w niebezpiecznych lotach, wioząc pomoc dla Warszawy.

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.