Scenariusz przypomina konstrukcję „Człowieka z marmuru” – dziennikarka telewizyjna traci zawodowe dziewictwo w zetknięciu z brutalną polityczną materią propagandowego przekazu. Jest to o tyle naiwne, że tego rodzaju dziewic w polskiej TV po prostu „nie bywajet” – telewizja, ze względu na zasięg i skuteczność, z założenia należy do obozu władzy, więc „dziewic” nie biorą.
Tak czy owak, poprzez proces dziennikarskiego przejrzewania na oczy reżyser pokazuje kłamstwo smoleńskie. W obnażaniu tej chamskiej manipulacji tkwi główna siła „Smoleńska”.
Jest to bowiem film niedorobiony, przy którym jednak człowiek raz po raz zapomina o formalnych niedociągnięciach; złym, nakładanym dźwięku, niezbyt udanych efektach specjalnych czy dydaktycznym przekazie.
Mimo tych niedostatków po twarzach widzów płyną łzy.
Dlaczego?
Bo jest to obraz ponownie stawiający przed oczyma tamte straszliwe polskie wydarzenia, unaoczniający nam wszystkim oburzające postępowanie ówczesnych władz warszawskich; nędzę państwa polskiego i jego instytucji, przypominający czas, kiedy polską godność i dumę przeciągnięto po błocie i przeczołgano po ruskich pokojach przesłuchań; kiedy trup polskiego prezydenta leżał sponiewierany w obcej ziemi.
Rosjanie potraktowali Polaków tradycyjnie jak Poljaczyszków, a ówczesne „państwo polskie” przybiło sobie z nimi na tę okoliczność żółwika.
Film pokazuje więc w popularnej formie wszystkie wstrząsające fakty związane z tzw. śledztwem smoleńskim – a raczej farsą śledztwa – przyjęciem a priori jednej ustalonej zawczasu wersji o winie pilotów i naciskach generała Błasika oraz prezydenta Kaczyńskiego. Już za to powinniśmy być wdzięczni Antoniemu Krauzemu.
Czy samolot z prezydentem RP rozpadł się w rezultacie zamachu? Bardzo możliwe. Dlaczego? Bo jest rzeczą co najmniej zastanawiającą, że władze polskiego państwa nie chciały tego wyjaśnić. Niebywałe też, że ludzi, którzy byli świadkami wydarzeń, masowo ogarniały myśli samobójcze i dopadały wypadki drogowe.
Po pokazie filmowym pomodliliśmy się wszyscy w kinie za dusze ofiar i posłuchaliśmy relacji p. Merty – często jeszcze bardziej wstrząsającej niż kadry filmu. Rodziny ofiar przeszły bowiem prawdziwą gehennę, pozostawione bez pomocy i ochrony państwa polskiego; przesłuchiwane przez Rosjan w sposób nie tylko urągający godności, ale rodzący zagrożenie dla bezpieczeństwa; fakt, że rząd w Warszawie oddał w gestię Moskwy praktycznie wszystkie prace związane z katastrofą smoleńską, nie mieści się w głowie.
Gdzie była wówczas Polska?! To pytanie to największa rana, na którą sypią sól kadry tego sfabularyzowanego dokumentu. A przecież do tej pory nikt z winnych „zaniedbań” nie poniósł konsekwencji karnych!
„Smoleńsk” odsłania też wiele okołofilmowych prawd, m.in. o tym, jak zręcznie, wręcz podręcznikowo zdołano podzielić Polaków, zjednoczonych w pierwszych dniach po katastrofie.
Dzisiaj rozmowa o tych wypadkach jest tak emocjonalna, że można się zastanawiać, czy aby ktoś nam nie zafundował jakichś socjotechnicznych przekazów podprogowych...
Być może przyjęta formuła scenariuszowa; ścieżka odkłamywania przez dziennikarkę TV jedynej podawanej do wierzenia wersji, skłoni do myślenia tych, którzy nadal są przekonani, iż wszystkiemu winna brzoza. Przecież jeszcze nie tak dawno, gdy ktoś to kwestionował, automatycznie wliczał się w szeregi oszołomów z „sekty smoleńskiej”.
Film Krauzego pokazuje też wiele materiałów dokumentalnych z tamtych czasów wplecionych w tkankę narracji – jak żartowała Magdalena Merta, Tusk gra samego siebie, bo nikt nie chciał go zagrać... Z pewnością pozwoliło to ograniczyć nakłady. I mimo niewielkich środków udało się wykreować obraz, który zmusza do myślenia.
Wracając do domu, przyszło mi do głowy, że być może do tego tematu najbardziej jednak nadawałby się „szybki” dokument mistrzowsko skrojony przez Grzegorza Brauna...
Miejmy nadzieję, że nadarzy się okazja, by na kanwie tamtych tragicznych wypadków ktoś zrobił lepszy (formalnie) film. Na razie mamy ten i naprawdę warto go obejrzeć.
Smoleńsk grany jest jeszcze w ten weekend w kinach CineStarz przy Central Parkway w Mississaudze (w tym samym budynku, gdzie jest biuro paszportowe). Zapraszam.