Pani starsza niemiecka nadal chce prowadzić samochód
Napisane przez wandaratPrzyjechałam i nie wiem, co jest grane. Jestem w łóżku, zmęczona po całodniowej podróży, ale babcia przyszła do mojego pokoju i siedzi na fotelu. Ciekawe, czy jak zgaszę światło, pójdzie sobie do siebie. Ona jest chodząca, o laseczce. Aby dojść do łazienki, muszę przejść przez jej pokój. Mam zapalić wtedy światło, bo to babci podobno nie przeszkadza.
Dom jest częściowo staro-wiejski i śmierdzi tutaj, a muchy nie śpią. Przyjęto mnie miło i hałaśliwie, dostałam kwiaty, których nie wzięłam nawet do siebie, a powinnam. Posłane miałam w pokoiku przy kuchni, ale babcia siedziała w drzwiach do mojego pokoiku i słuchała telewizji. Telewizor był u mnie, koło mojego łóżka. Nie chciałam jej przeszkadzać w oglądaniu telewizji, więc przeszłam się po domu i zobaczyłam leżankę w ich salonie. Zimno tam, co prawda, a przy drzwiach leży łapka na myszy.
O wywiadzie naukowo-technicznym w PRL rozmawiają: dr Mirosław Sikora (IPN Katowice), dr Witold Bagieński (Archiwum IPN) oraz dr inż. Piotr Dumania (Instytut Techniki Elektronowej). Spotkanie prowadzi Witold Gadowski, dziennikarz śledczy. Konferencja została zorganizowana przez Przystanek Historia Centrum Edukacyjnego Instytutu Pamięci Narodowej, Archiwum IPN oraz Oddział IPN w Szczecinie. (Zapis z dyskusji wideo zarejestrowanej przez Telewizję Sumienie Narodu.)
Witold Gadowski: W tym roku po raz pierwszy się spotykamy, ale ci z państwa, którzy brali w naszych spotkaniach udział poprzednio, wiedzą, że zajmuje się tajemnicami służb specjalnych PRL-u. Dziś będziemy się zajmowali tajemnicami wywiadu PRL-u, a szczególnie na polu naukowo-technicznym. Mówiąc krótko i spłaszczając ten temat, z czym pewnie panowie się nie zgodzą, ale to tym lepiej, będzie lepsza dyskusja, będziemy mówić o tym, jak PRL kradła przeróżne technologie i obchodziła ograniczenia, m.in. CoComu.
Dr inż. Piotr Dumania: Zaczynałem pracę w wieku 22 lat, po studiach, w 74 roku, więc od tego czasu trochę pamiętam. Ale sprawy działy się oczywiście wcześniej. Może takie dwa zdania wstępu.
W końcówce lat 50. – rozumiem, że tamto państwo polskie odbudowę już skończyło i był chyba pomysł, żeby rozwijać przemysł. Może troszeczkę jeszcze idee pana Eugeniusza Kwiatkowskiego funkcjonowały niezależnie od tego, że to były złe i niedobre czasy. Władza doszła do wniosku, że elektronika, a w szczególności mikroelektronika, czyli komponenty, które są potrzebne dla elektroniki, są ważne.
W 58 roku z dwóch instytutów zaczęto tworzyć bazę wytwórczą. Fabryka tranzystorów Tewa powstała i Zakład Doświadczalny Przemysłowego Instytutu Elektroniki. Zaczęła się produkcja prostych półprzewodników. Oczywiście technologia na świecie się rozwijała, tutaj postanowiono tę sprawę drążyć dalej i rozwijać. W 66 roku powstał Instytut, w którym w tej chwili pracuję, Instytut Technologii Elektronowej. On początkowo był filią Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN.
W 70 roku z fabryki tranzystorów Tewa, wcześniej, w 61 roku, przekształciła się w fabrykę półprzewodników, w 70 roku powstało Naukowo-Produkcyjne Centrum Mikroelektroniki, które właśnie grupowało fabryki i instytuty, po to żeby rozwijać technologię najpierw elementów tzw. dyskretnych, potem układów scalonych.
Problem polegał na tym, że to nie tylko Polacy wiedzieli, że ta technologia jest kluczowa, bo to jest tak naprawdę rozwój świata. W tej chwili wszyscy wiemy, każdy z nas ma smartfona, supertelewizor itd., to wszystko to są podzespoły, to jest właśnie ta mikroelektronika. O tym również wiedział świat zachodni, a w szczególności wiadomo było, że to będzie miało potworne znaczenie dla wojska, bo broń już wtedy zaczynała być inteligentna. Może nie inteligentna, ale sterowana elektroniką. W związku z tym, szybko świat zachodni doszedł do wniosku, że tej technologii nie można dopuścić łatwo, żeby się u nas rozwijała. Tak jak każda technologia w świecie, ona się rozwija się z czerpania z tego, co zrobili inni, na przykład w formie licencji. W szkole nauczyciele, którzy coś wiedzą, uczą nas, tak samo tu.
Przy czym zostało wprowadzone tzw. embargo czy reguły tzw. CoComu, czyli był zakaz eksportu tej technologii do Polski. To było swego rodzaju fazami, tzn. w połowie lat 70. ekipa z Tewy, a również profesorowie z naszego instytutu dłuższy czas negocjowali z taką firmą Fairchild, która wtedy była kluczową firmą, największą na świecie, w której pracowali pierwsi wynalazcy układów scalonych, negocjowali kontrakt licencyjny. Ten kontrakt został wynegocjowany. Fairchild to amerykańska firma, Amerykanie byli liderami w tej dziedzinie, wszyscy od nich się uczyli. Jeszcze wtedy nie było zakazu negocjacji tej licencji. Ta licencja i wszystkie warunki licencyjne zostały wynegocjowane, tzn. chodziło również o urządzenia do wytwarzania, bo sprzęt do wytwarzania układów scalonych i wtedy, i teraz był bardzo skomplikowany, tu znowu była wielka wiedza. Ta licencja została wynegocjowana i już był mały drobiazg, nie wiem, czy Departament Stanu, czy Senat miał to podpisać i sprawa by ruszyła. I wtedy Amerykanie doszli do wniosku, że nie; że to jest jednak niemożliwe, żeby tę licencję na Wschód przekazywać, i Senat po burzliwych dyskusjach i dużych artykułach prasowych zakazał przekazania tej licencji. I w tym momencie byliśmy po tej drugiej stronie, było embargo i tak naprawdę żaden normalny transfer technologii nie mógł zaistnieć.
No i wtedy jedyna droga, jaka była, to wsparcie tych działań przez służby.
Co chcę podkreślić, generalnie rzecz biorąc, to jakby świadome działanie całego państwa, tzn. najpierw władze gospodarcze uznały, że takie technologie trzeba rozwijać, doprowadziły do współpracy pionu nauki z pionem przemysłu, doprowadziły do powstania tego naukowo-produkcyjnego centrum, a potem się okazało, że kolejne resorty muszą się w to włączyć, żeby ta sprawa nabrała rozpędu. No i od tamtego czasu zaczęła się nasza jakaś współpraca ze służbami. Ja osobiście, na początku, za młody byłem, ale widziałem skutki tego.
Generalnie chodziło o trzy rzeczy: urządzenia technologiczne, które trzeba było do Polski sprowadzić; potem pojawiały się w Polsce firmy, akurat Przemysłowy Instytut Elektroniki, który zaczął takie urządzenia wytwarzać. Wiedza, umiejętność obsługi tych urządzeń z jednej strony, grupy ludzi, którzy te układy scalone musieli skonstruować. Oczywiście, było wsparcie służb, polegające na tym, że te podstawowe konstrukcje w jakiejś formie – nie chcę mówić o szczegółach – do nas przychodziły.
Czasami były tam jakieś błędy, czasami były pomyłki, trzeba było to poprawić. Może specjalnie wprowadzone, tego nie wiemy, ale nie takie wielkie. Nie miałoby sensu, powiedzmy sobie, wymyślanie w Polsce mikroprocesora od początku, bo ten mikroprocesor z założenia musiał być tak jak tamten. W związku z czym rzeczywiście dostawaliśmy materiały, natomiast jednej rzeczy nie było, co nas bolało – żadnego bezpośredniego kontaktu. Było embargo, był CoCom.
Ponieważ wszystkie kraje demokracji ludowej były w takiej samej sytuacji jak my, każdy kraj otwierał swoje własne kanały, to wbrew temu, co się uważało, to zupełnie żadnej współpracy nie było. Myśmy wyważali te same drzwi co Czesi, w żadnym wypadku oczywiście z Rosjanami współpracy nie było, bo to już inna sprawa. Niemcy Wschodni, którzy też mieli wielki program mikroelektroniki, ale oni mieli chyba jakiś własny kanał transportu od Niemiec Zachodnich, więc tam też były duże fabryki, w Dreźnie, we Frankfurcie. Ja tam byłem kilkakrotnie, formalnie rzecz biorąc, współpraca była, praktycznie wszystkie nasze rozmowy to były przy stole, za biurkiem. Oczywiście nie to były dla nas fascynujące.
Dla nas były fascynujące urządzenia, parametry procesów technologicznych, parametry tzw. struktur próbnych, tzn. co wychodzi, kontroli procesu, itd., itd. Tutaj wewnętrznie też mieliśmy niemalże totalne embargo. W którymś momencie udało się to złamać przy okazji współpracy z Czechosłowacją, a właściwie ze Słowacją, ale to był epizod. Takie były źródła.
I w tym momencie, od panów, którzy gdzieś tam jakimiś metodami zdobywali te materiały, dostawali. Tak jak powiedziałem – urządzenia, materiały pisane i generalnie rzecz biorąc opis danych procesów technologicznych, jak to robić. A koledzy konstruktorzy dostawali schematy elektryczne i rysunki tzw. masek, które to potem też tutaj wspomnianą metodą reverse engineering musieli odtworzyć, sprawdzić, czy to działa. Myśmy to robili, to nie wychodziło, potem się okazało, że jakieś błędy były.
Co chcę powiedzieć – powstanie i produkcja układów scalonych, czy wtedy, czy teraz, to jest współpraca bardzo wielu bardzo różnych zespołów ludzkich: chemików, fizyków, elektroników, materiałowców itd. Tak to jest na świecie i tak było w Polsce. To nie jest tak, jak czasami się teraz uważa, że jeden genialny uczony wpadnie na pomysł i świat na kolana położy. Nie. I to musiało być przez kogoś z góry sterowane, nie na zasadzie walki i konkurencji. I tak to się wtedy działo.
Muszę powiedzieć, ci ludzie, którzy nam te materiały dostarczali, ja ich rzeczywiście szanowałem i ceniłem, bo wiedziałem, że gdyby oni tego nie robili, to byśmy w tamtych czasach byli troszeczkę w epoce kamienia łupanego.
Dr Witold Bagieński: Ja opowiem może o genezie wywiadu naukowo-technicznego, czyli skąd się to wszystko wzięło, bo dzięki temu będą mieli państwo szerszy obraz.
Tak naprawdę ta historia się rozpoczęła już w latach 40. bezpośrednio po wojnie, ponieważ okupowane Niemcy, ale już okupowane przez aliantów, były teren, gdzie zapuszczali się różni przedstawiciele Polski Ludowej, państwowych przedsiębiorstw, fabryk, które się odbudowywały, w poszukiwaniu różnych elementów, surowców, materiałów i urządzeń, które można by wykorzystać.
I tak np. redakcja pisma „Głos Ludu”, czyli takie pismo oficjalne Polskiej Partii Robotniczej, jeszcze przed połączeniem partii w PZPR, ta redakcja drukowała swoje pismo na maszynach drukarskich zdobytych w zachodnich Niemczech właśnie przez ludzi, którzy tam wyjeżdżali, byli wysyłani i mieli to załatwić.
Natomiast te lata 40. to jest taki okres, kiedy raczej się koncentrowano na tym, przynajmniej takie odnoszę wrażenie z tych dokumentów, że spodziewano się, że jeszcze może wybuchnąć trzecia wojna światowa i interesowano się przede wszystkim sprawami zbrojeniowymi. Główne działania związane z nauką i techniką prowadził raczej wywiad wojskowy, starający się rozpoznać technologie różnego rodzaju militarne. Wywiad cywilny, czyli ten MBP z bezpieki, raczej w te rejony się nie zapuszczał. To nastąpiło bardziej w latach 50. I mam wrażenie, że takim pierwszym dosyć spektakularnym wydarzeniem z tego okresu jest wciągnięcie w pierwszej połowie lat 50., w sposób taki bardzo konspiracyjny, dwóch angielskich fizyków jądrowych, którzy stworzyli podstawy pod atomistykę w ogóle w Polsce Ludowej. Ci ludzie, że tak powiem, zgodzili się na to, żeby się repatriować do Warszawy, i pod zupełnie innymi nazwiskami tutaj żyli i tworzyli właśnie zręby pod tę dziedzinę techniki.
To są te czasy raczej pionierskie, natomiast problem, jaki istniał z rozwinięciem tej gałęzi działalności wywiadowczej, sprowadzał się głównie do tego, że w bezpiece nie było za bardzo specjalistów od nauki i techniki. I w pierwszej połowie lat 50., już bardziej nawet w połowie lat 50., po prostu zaczęto ściągać takich ludzi, którzy byli na przykład asystentami na uczelniach wyższych, ludźmi zaangażowanymi w przemyśle. I oni pełnili zwykle funkcje średniego szczebla albo byli takimi asystentami, przechodzili przeszkolenie wywiadowcze i ich sadzano za biurkiem i mieli działać. No ale działanie na gołym gruncie to jest działalność bardzo trudna. Trzeba mieć jakąś wiedzę podstawową, więc te początki były bardzo, bardzo trudne. W zasadzie wykorzystywano głównie to, że co jakiś czas na Zachodzie pojawiali się jacyś ludzie, którzy postanowili w łatwy sposób zarobić. I ponieważ mieli dostęp do jakichś unikatowych technologii, do jakichś urządzeń, to po prostu byli gotowi po cichu je sprzedać, a Polska Ludowa było z kolei gotowa je kupić, ponieważ było właśnie wspomniane embargo. Embargo powodowało, że kraje zachodnie nie były w stanie różnych technologii i urządzeń sprzedać za żelazną kurtynę i w zasadzie ta działalność wywiadowcza miała zastąpić tutaj inne agendy państwa, które nie były w stanie oficjalnymi metodami zwrócić się o to, żeby niektóre takie urządzenia czy technologie załatwić. To się stopniowo rozwijało.
W drugiej połowie 50. wypracowano już pewien system wplecenia działalności wywiadowczej w aparat państwowy. Pojawili się oficerowie, którzy byli oddelegowani do poszczególnych ministerstw, np. Komitetu Nauki i Techniki i innych instytucji, i pełnili rolę takich pośredników. To się wtedy dopiero rozwijało. Natomiast w latach 60., 70. i oczywiście potem to się bardzo mocno rozwinęło, czyli byli oficerowie, którzy w zasadzie w ogóle nie byli w centrali, tylko pracowali właśnie w tych instytucjach. No bo dla ludzi z Zachodu kontakt z pracownikiem oficjalnej agendy gospodarczej, Ministerstwa Przemysłu, i rozmowa na różne tematy szczegółowe była dużo bardziej możliwa i dopuszczalna – ci ludzie prowadzili w końcu jakiegoś rodzaju negocjacje – niż gdyby tu próbowało w jakikolwiek sposób MSW występować w sposób oficjalny. To była też taka droga zakonspirowania całej tej działalności. I to stopniowo coraz bardziej systemowo rozwijano. Do pewnego momentu.
Tzn. na początku lat 60. uciekł do Amerykanów szef wywiadu naukowo-technicznego podpułkownik Michał Goleniewski, który przekazał Amerykanom pełną listę prowadzonych spraw, przekazał w zasadzie komplet informacji na temat agentury z własnego wydziału, i w zasadzie wywiad naukowo-techniczny został sparaliżowany na dobre kilka lat. Musiał odbudowywać swoje aktywa, właściwie już nie mógł powrócić do kontaktu z pewnymi osobami, dlatego że dla bezpieczeństwa tych ludzi trzeba było, jak to się mówi, zamrozić kontakty z nimi, czyli po prostu przerwać jakąkolwiek z nimi łączność. No i zaczęło się odbudowywanie wszystkiego od nowa. Taką osobą, którą utożsamia się z odbudowywaniem wywiadu naukowo-technicznego, był późniejszy minister spraw wewnętrznych w okresie schyłkowego Gierka, czyli Adam Krzysztoporski. I to jest postać niezwykle ważna dla lat 60. oraz początku 70.
Ten system się stopniowo rozwijał. To było tak, że z jednej strony, starano się ściągać różne technologie z zakresu przemysłu maszynowego, elektronikę, motoryzację, ale także – i to nie tylko ta chemia ciężka, przemysłowa – na przykład chemia związana z przemysłem spożywczym. W pewnym okresie, aczkolwiek to jest chyba późniejsze, to na przykład kwestia osłonek białkowych na wędliny, także była załatwiana tymi metodami, do tego farmaceutyka. Pod koniec lat 60. pojawiła się też kwestia zagadnień ekonomicznych, tzn. postanowiono wykorzystać to, że na Zachodzie są pewne instytucje państwowe, pewne organizacje, które zajmują się ekonomią, bankowością, i zaczęto również zbierać dane z tej dziedziny. I to wszystko zaczęło się szczególnie dynamicznie rozwijać w epoce Edwarda Gierka, czyli w epoce pewnego dosyć dynamicznego i nagłego otwarcia na Zachód oraz w ogóle zmiany systemu myślenia, i przede wszystkim jest to czas, kiedy zaczęto na dużą skalę ściągać różnego rodzaju licencje i wdrażać te technologie, przynajmniej ich część, którą można było w sposób oficjalny wdrożyć. To się działo na wielką skalę. No i wtedy wywiad naukowo-techniczny chyba miał swój okres największej prosperity jeżeli chodzi o stopień docenienia przez władze państwowe. I działał na bardzo wielu obszarach, ponieważ kiedy toczyły się na przykład te negocjacje licencyjne, to dochodziło do sytuacji, kiedy tu przyjeżdżała jakaś delegacja, dajmy na to, z jakiegoś koncernu motoryzacyjnego z Włoch i na przykład oficerowie wpadali do pokoju hotelowego pod nieobecność gości i oglądali, z czym oni przyjechali na negocjacje. I potem już byli przygotowani na te negocjacje w taki sposób, że w zasadzie znali taktykę negocjacyjną, częstokroć byli w stanie zdobyć pewne dokumenty bez płacenia za nie. Na przykład na tym etapie wywiad odgrywał taką rolę – w zasadzie pomagał zbić cenę uzyskania pewnych kontraktów na poszczególne urządzenia itd. Oczywiście cały czas była ta kwestia omijania embarga, w przypadku takich technologii, jak wspomniana elektronika, a już w ogóle mikroelektronika, czyli nawet nie tyle komputery, a po prostu te elektroniczne płytki do tranzystorów, telewizorów, tego typu rzeczy. I do tego dochodzi cała kwestia związana z przemysłem ciężkim, ale także zbrojeniami, dlatego że też były takie pomysły, żeby między innymi kupić jakieś modele np. czołgów. I to też jest, że tak powiem, ciekawa tematyka, ale jeszcze – mam wrażenie – niezbadana w pełni i jeszcze trzeba nad tym popracować.
W każdym razie nastąpiła taka historia. To zostało tak mocno wplecione w aparat gospodarczy, czyli to, że dane ministerstwo, dane zrzeszenie przemysłowe mogło wręcz wystąpić do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o załatwienie jakiejś technologii, że zaczęła się swoista rywalizacja, bo każdy chciał być lepszy i mieć nowocześniejszą technologię, a biorąc pod uwagę zapóźnienie gospodarcze Polski Ludowej, to była kwestia zasadnicza. Wtedy wymyślono też to, że warto te niektóre technologie zdobyć po to, żeby móc potem coś produkować i eksportować i na tym eksporcie zarabiać. Natomiast kiedy gospodarka się zaczęła bardzo solidnie rozwijać w drugiej połowie lat 70., pojawiła się kwestia zadłużenia, to dużo rzeczy się skomplikowało. Okazało się, że część tych technologii, które zdobyto, to były takie błyskotki, z których nie było specjalnego pożytku, bo się okazało, że zdobyto technologie, których nie było jak wprowadzić w życie, ponieważ żeby wprowadzić, to trzeba było kolejne elementy zdobyć, ponieważ do tej układanki było zbyt dużo poszczególnych podzespołów potrzebnych.
W każdym razie nastąpiła tutaj zadyszka i pod koniec lat 70. nastąpiły różnego rodzaju zmiany, także w kierownictwie wywiadu naukowo-technicznego. Pojawiła się też ta kwestia zadłużenia, którą od tego czasu zaczęto intensywnie badać i w latach 80. ta część wywiadu naukowo-technicznego, która za to odpowiadała, po prostu starała się rozpoznać, jakie jest stanowisko wierzycieli, którzy byli depozytariuszami, czyli jakby posiadaczami długów Polski Ludowej.
Natomiast lata 80. to, z jednej strony, coraz głębszy kryzys gospodarczy, a z drugiej, coraz bardziej desperacka próba zdobywania tych technologii. I gdyby nie to, że państwo miało tak ciężkie problemy finansowe, to – mam wrażenie – że te osiągnięcia, które były naprawdę bardzo duże, i być może osiągnięcia wywiadu PRL na wszystkich polach tak naprawdę gasną, jeżeli się je porówna z wywiadem naukowo-technicznym. Sumy, o jakich tu moglibyśmy mówić, są przepotężne. Kolega jest bardziej w stanie tu się wypowiedzieć, który te rzeczy bada dużo bardziej w sposób głębszy niż ja.
W każdym razie to się wszystko toczyło praktycznie do samego końca Polski Ludowej. Oczywiście najbardziej znaną historią jest historia Mariana Zacharskiego i tych różnorakich technik zbrojeniowych zdobytych przez niego w Stanach Zjednoczonych. Technik tak nowoczesnych, że w zasadzie tu, nad Wisłą, nikt nie był w stanie sobie poradzić w ogóle ze zrozumieniem niektórych dokumentów, niektórych technologii, które tam były wymienione. To się stało przedmiotem pewnej wymiany i handlu po prostu z Wielkim Bratem. To jest też w ogóle taki obszar współpracy pomiędzy służbami w całym Bloku, że służby też wzajemnie prosiły się o to, by, jeżeli mają możliwości, postarały się o zdobycie takiej to a takiej technologii. Oczywiście, jak można się domyślać, Wielki Brat był tym, który żądał najwięcej, a dzielił się troszkę mniej chętnie, ale także ta wymiana miała miejsce i z Czechosłowacją, i z Węgrami, i z NRD. To wszystko oczywiście zależało do tego, co kogo interesowało, kto jakie miał możliwości.
W każdym razie ta tematyka jest tematyką tak szeroką i tak skomplikowaną, ponieważ dla człowieka dzisiaj, dla badacza z warsztatem historyka, znajomość historii techniki i technologii nie jest rzeczą oczywistą. Bardzo trudno jest dzisiaj te sprawy badać, ponieważ my dzisiaj nie jesteśmy tak łatwo w stanie odpowiedzieć, jaka z tych technologii, o których czytamy w dokumentach, była rzeczywiście nowoczesna, pierwszoplanowa, niezbędna. I to jest ten cały problem interpretacyjny. I myślę, że będziemy musieli się z tym w jakiś sposób próbować mierzyć, ale tu jest właśnie cała nadzieja w tym, że ludzie, którzy znają się na historii, którzy pracowali w tych różnych instytucjach, mieli z tym styczność, będą z kolei chętnie się z nami spotykać i rozmawiać, tak że tym bardziej chciałbym podziękować za przybycie naszemu gościowi, ponieważ to jest właśnie tego typu sytuacja, w której jest szansa skonfrontowania naszych danych z dokumentów ze świadkiem historii, który pewne rzeczy widział na żywo, i przede wszystkim miał w ogóle wiedzę na temat tego, jakie technologie są ważne, jak te procesy są skomplikowane i czego to wymagało w tym czasie. Przekażę teraz głos mojemu koledze, który bada zwłaszcza lata 70. i 80.
Dr Mirosław Sikora: Mój kolega właściwie wyzuł mnie z takich bazowych informacji, a te są najciekawsze. Ja bym zaczął od pewnej filozoficznej uwagi, że wszystko jest kwestią miary, i tutaj też – staram się prowadzić badania stastystyczne nad tymi operacjami prowadzonymi przez wywiad naukowo-techniczny. I wydaje mi się, że możemy tutaj mówić o kilku procentach, o kilkunastu procentach – w zależności od branży i sektora przemysłu – gdzie skradzione technologie odgrywały znaczącą rolę w tej polskiej myśli naukowo-technicznej. Natomiast jednak należy mieć na uwadze cały czas to, że te 80 procent raczej bite, generalizując, to są produkty rodzimej myśli technicznej, ewentualnie w jakiś sposób zainspirowane, bo też trudno oddzielić to, co inżynier sobie wymyśli w swej pracowni, wyabstrahować go zupełnie od tego, co dzieje się w światowych trendach. Inżynierowie też otrzymywali materiały jawne, materiały otwarte, ze źródeł otwartych, gazety, żurnale, czasopisma, w oparciu o które tworzyli.
Przechodząc na grunt twardych faktów i pieniędzy, bo pieniądze są tutaj pewnym czynnikiem pomiaru. Pan redaktor wspomniał przy okazji poprzedniej wypowiedzi, że w końcu lat 80. przekonywał, iż MSW zaopatrywał polską gospodarkę w technologie. Na biurko Kiszczaka trafiały raporty wywiadu naukowo-technicznego, trafiały one jeszcze na biurko premiera Mazowieckiego w roku 90. W takich raportach z początku lat 90. mowa jest o kwotach rzędu 500 mln dolarów amerykańskich rocznie, będących wynikiem oszczędności uzyskanych na skutek nielegalnych, pozaprawnych działań na czarnym rynku, zakupów na czarnym rynku, nie tylko embargowych. To chciałbym podkreślić, zakupy antyembargowe, zakupy urządzeń, zakupy dokumentacji u agentów pozyskanych lub wprowadzonych do zagranicznych przedsiębiorstw to kilkanaście procent, nie więcej. Dla polskiego przemysłu ważne były oszczędności w zakresie dewiz, których – jak wiadomo – zawsze brakowało. I dlatego każdy zakup technologii, która mogła być w miarę łatwy sposób wdrożona w polskim zakładzie, czy linii technologicznej, która mogła być tutaj zainstalowana i stosunkowo prosto wdrożona, umożliwiał zazwyczaj dziesięciokrotną redukcję kosztów tzw. research and development, czyli roboczogodzin pracowników, inżynierów, lat pracy. To umożliwiało po prostu oszczędności tego typu. To można było oczywiście przeliczyć, bo czas to pieniądz.
Na początku lat 70. w memorandum, które wtedy sporządził ówczesna szara eminencja wywiadu gen. Mirosław Milewski, mowa była o tym, że celem wywiadu naukowo-technicznego jest przysparzanie oszczędności gospodarce kraju, rzędu około 100 milionów dolarów rocznie. Jak kalkulowano te pieniądze? One się nie brały z nieba. Tutaj brano pod uwagę, ile na przykład polska firma, chociażby Polfa Poznań czy Polfa w innej miejscowości, w Pabianicach, w Krakowie, w Grodzisku, musi płacić chociażby koncernowi szwajcarskiemu, takiemu jak Cibageigy czy Santhos, czy amerykańskiemu, takiemu jak Monsanto czy Pfizer, za licencje na antybiotyk. Antybiotyki nie były objęte embargiem w żadnym momencie. Wirówki do produkcji antybiotyków owszem, były objęte embargiem, ale mówimy o maszynerii. Natomiast sam antybiotyk był komercyjnym towarem, którego receptury nie chciano się pozbyć w firmach, które na nim zarabiały potężne pieniądze. W związku z tym można było go ukraść niekiedy, poprzez osobę, która w takiej firmie pracowała i była gotowa za określone pieniądze. Uśredniając koszty takich transakcji z agentami, to było około 200 – 300 tys. dolarów. Na przykład na terenie Włoch czy Szwajcarii agent otrzymywał 200 – 300 tys. dolarów i sprzedawał technologię wartą zazwyczaj około – znowu uśredniam jakby tutaj na potrzeby państwa – dziesięciu razy więcej. To się oczywiście liczyło jeszcze latami, bo ta technologia trwała latami, latami i latami. Tak to wygląda.
Oprócz, oczywiście, technologii, które wdrażano w Polsce, była część, którą przekazywano przyjaciołom radzieckim na zasadzie wymiany informacji. I tutaj też nie tylko mikroelektronikę, nie tylko systemy kierowania pociskami itd., itd. Na przykład dość spektakularna próba z lat 70. zakupu w Niemczech czołgu Leopard 2A1 poprzez wianuszek firm w Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, zresztą w kooperacji ze Stasi w tamtym czasie. Ale oprócz tych technik wojskowych rzeczy na przykład dla służby zdrowia, biotechnologia dla resortu rolnictwa w Polsce, czy też w innych krajach, bo tymi technologiami się dzielono.
Taką ciekawą technologię, którą zawsze przywołuję, jest sztuczne serce, total artificial heart, które zostało bardzo krótko, bo rok po udanym eksperymencie w Stanach Zjednoczonych w roku 81, rok później, w 82, ta technologia została zdobyta na terenie Włoch przez polskie źródło, które tam odbywało staż, i przy pomocy wywiadu polskiego w Szwajcarii została przetransportowana do Polski i stąd trafiła do Związku Radzieckiego, bo tam było zamówienie.
Może na tym zakończę, bo poruszyłem tu parę wątków, ale mój kolega Witek Bagieński wyczerpał właściwie to, co chyba jest najważniejsze, czyli cały ten system funkcjonowania. Przywołał też właśnie ten quasi-oficjalny sposób pozyskiwania tych dokumentów. To jeszcze może jest ważne, skąd brały się pieniądze na te operacje, na zapłacenie temu agentowi? Te pieniądze pochodziły z funduszów badawczo-rozwojowych przedsiębiorstw i resortów. To nie były pieniądze wywiadu. Wywiad tymi pieniędzmi tylko zarządzał przez pewien czas, dystrybuował je od zleceniodawcy, którym był np. Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów, czy Instytut Komputerowych Systemów Automatyki i Pomiarów, czy Mera i inne, czy tak samo też Instytut Techniki Elektronowej i wiele, wiele innych instytucji. Z tych instytucji przekierowywał je do człowieka, który miał dostęp do technologii.
21 listopada 2016 roku, tuż po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa, do Trump Tower zjechali się szefowie największych amerykańskich dzienników i stacji telewizyjnych. Ustalono, że spotkanie odbywa się of-the-record. Co się wydarzyło za zamkniętymi drzwiami? Szefowie liberalnych mediów spodziewali się, że Trump wyciąga do nich rękę i dąży do unormowania wzajemnych relacji. Spotkał ich tymczasem zimny prysznic. Prawicowy portal „Drudge Report”, sprzyjający ostatnio „trumpistom”, wkrótce potem zamieścił głośny tytuł: „Trump Slams Media Elite, Face to Face”. Trump złamał obietnicę o poufności. Zaczęła się wojna.
Wojna, którą liberalne media nazywają „Trump’s war against media”, zaostrza się z każdym dniem. Obydwie strony przekraczają kolejne granice. Można, ale niekoniecznie trzeba ją traktować jako dalszy ciąg kampanii wyborczej. Kampanie wyborcze rządzą się swoimi prawami. Zresztą z podobnego założenia wyszli wspomniani szefowie mediów. Miast tego, ich gospodarz w Trump Tower oznajmił im, że znajduje się w „pokoju pełnym kłamców, oszukańczych i nieuczciwych mediów, które niczego nie rozumieją”.
Ależ ta nasza opozycja potrafi troszczyć się o demokrację. Szapopabą, mówiąc wprost, chociaż niedokładnie. I choć tak naprawdę czapek z głów zdejmować przecież nie trzeba, same spadają. Rzec można: piorunem.
Do tego stopnia dbać potrafi, znaczy ta nasza opozycja o tę naszą demokrację, że już nie tylko oblicze opozycji piana szpeci, ale i skapuje z ust opozycjonistek i opozycjonistów, bardzo obficie, prosto na opozycyjne krawaty. Na krawaty czy tam na dekolty, co to damy opozycyjne to i owo sobie na nich wieszają. Weźmy opozycyjne liderki po powrocie z rozmaitych Mader czy innych Karaibów. Czy tam Karaibów.
Drogi Czytelniku, czy kiedyś zastanawiałeś się, co znaczy kolejka na granicy państwa? Tak, były kiedyś, dawno, w czasach PRL-u. Ale wtedy życie wyglądało inaczej. Dobro narzucone wszystkim obywatelom przez obywateli, którzy tego dobra doświadczyli, powinno stać się ogólnie przyjęte przez masę dobra nieznającą. Zbyt zakręcone, nie tak, drogi czytelniku? Prościej mówiąc, otwierając jeden rynek towarów, niekoniecznie odbija się to dobrem dla konsumenta. Oczywiście, teraz każdy towar jest dostępny. Ale co dalej, gdy fabryki produkują wszystkiego coraz więcej i więcej, a rynek europejski jest ograniczony?
I tu powstaje pewien poważny problem. Co zrobić z nadmiarem towaru? Wielkich koncernów nikt nie spieszy się zamykać, bo zysk z czego będzie przychodził? Obecna sytuacja na rynku pracy nie wygląda najlepiej, w każdym kraju jest podobnie. I pojawił się, oczywiście nie sam i nie na jednym miejscu, problem własności. Jeżeli na rynku są markety, operatorzy komórkowi, kilka fabryk, to już jest prawie koniec. No i widzimy, że przeważnie mają jednego właściciela. Mówi się o wkładaniu kapitału, czy to niemieckiego czy jakiegokolwiek innego. Ale ten konkretny kapitał, czyt. wkład, do kogoś należy, jest czyjąś konkretną własnością.
Po przegraniu Kłamczuchy była względna cisza, ale rozgorzała wojna po objęciu przez niego władzy. Cokolwiek zrobi, to jest źle, a ostatnio była nagonka na Ivankę Trump, za to że kupiła sobie drugą długą suknię na jakiś inny występ za 5000 zielonych. Nie wiem, czy ktoś tępiący ją zastanowił się, co się stało z tą forsą i ilu ludzi z tego żyje, bo przecież ktoś musiał ją zaprojektować i ktoś musiał ją uszyć itd.
Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po spektakularnym sfajdaniu się wybitnych przedstawicieli opozycji – zarówno tej parlamentarnej w osobie sprytnego pana Rysia, czyli przewodniczącego Nowoczesnej Ryszarda Petru, który w kulminacyjnym momencie blokady sejmowej mównicy, w towarzystwie swojej zastępczyni Joanny Schmidt poleciał na Maderę – oczywiście „w sprawach partyjnych” – jak przytomnie skłamała pani posłanka Katarzyna Lubnauer, w związku z czym niedawno została rzecznikiem prasowym partii – jak i opozycji pozaparlamentarnej w osobie pana Mateusza Kijowskiego, który z pozostawania „na utrzymaniu żony” jednym susem przeskoczył na utrzymanie konfidentów oraz pożytecznych idiotów z Komitetu Obrony Demokracji – kiedy okazało się, że krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych właśnie przedstawił liczącą ponad 200 stron ekspertyzę stwierdzającą ponad wszelką wątpliwość, że tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”, to były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa.
Zanim jeszcze kierownictwo IPN ogłosiło te rewelacje na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, Lech Wałęsa nie tylko zakwestionował tę opinię, ale w dodatku wyraził przekonanie, że „żaden grafolog” nie potwierdziłby tego „bez przymusu”. Najwyraźniej musi uważać, że reżym Jarosława Kaczyńskiego podłączył pracowników krakowskiego Instytutu do prądu o wysokim napięciu – a wiadomo, że człowiek poddany takiemu eksperymentowi podpisze wszystko, czego oprawcy od niego oczekują. Ale to jeszcze nic w porównaniu z zapowiedzią, że rozważy poddanie całej sprawy ocenie niezawisłego sądu – ale dopiero wtedy, gdy sądy znowu będą działały „normalnie”, najwyraźniej uważa, że obecnie sądy normalnie nie działają.
TW „Maria”, czyli dlaczego archiwa IPN powinny być otwarte
Napisał Andrzej Kumor
Pisałem już o tym wielokrotnie, że PRL powinna oddzielać gruba kreska jawności. Nie da się we wszystkim zrobić opcji zerowej, ale w przypadku dokumentów wytworzonych przez peerelowskie służby specjalne powinna obowiązywać zasada podobna do tej, jaką przyjęto w pracach niemieckiego Instytutu Gaucka – otwartego dostępu dla wszystkich.
W przeciwnym wypadku zawsze będzie istniała pokusa wykorzystania tej wiedzy do różnych nacisków, szantaży i wymuszeń – pół biedy, jeśli tylko dlatego, że kogoś nie lubimy czy chcemy zaszkodzić.
Jak informowaliśmy, bardzo skromnymi środkami prowadzimy w archiwach IPN program „Polonia i jej korzenie”. Publikowaliśmy już raporty agenta „Freda” z Ottawy – niebawem dalsza ich część.
Przy okazji naszych „kanadyjskich” kwerend uzyskaliśmy teczkę tajnego współpracownika kontrwywiadu o pseudonimie „Maria”, dotyczącą p. Małgorzaty Marii Pogorzelskiej-Bonikowskiej, nauczyciela akademickiego w Instytucie Anglistyki UW, zarejestrowanej pod numerem 81507. Teczka, której klauzulę tajności zniesiono 20.10.2012 roku, obejmuje m.in. kwestionariusz, zobowiązanie do współpracy, kilka raportów oraz notatki służbowe prowadzącego „Marię” ubeka, młodszego chorążego Zbigniewa Marciniaka z wydziału II Departamentu II MSW. Z dokumentów tych wynika, że Maria, wskazana do pozyskania ze względu na bliskie kontakty z pracownikami British Council w Warszawie, miała być wykorzystana do cyt. „Rozpoznania cudzoziemców zatrudnionych w Uniwersytecie Warszawskim i British Council w W-wie oraz obywateli polskich będących w naszym zainteresowaniu”.
Okazało się jednak, że po pozyskaniu, TW „Maria” udzielała informacji niechętnie, ogólnikowo, a ostatecznie po powrocie z Wielkiej Brytanii postanowiła zerwać kontakty z MSW. Tak przynajmniej wynika z notatki złożonej w teczce w 1986 roku. Kontrwywiad, który pilotował wyjazd „Marii” na stypendium do Wielkiej Brytanii, nadzorując kwestie wydania paszportu, nie był zadowolony z uzyskanych informacji. Sama TW była zaś przez ubeka straszona, gdy stwierdziła, że decyzję o współpracy podjęła zbyt pochopnie i chce ją zerwać, jednak – jak raportuje chor. Marciniak – po jego „ostrej reprymendzie zmieniła swoje stanowisko w stosunku do naszej służby i wyraziła zgodę na odbycie następnego spotkania”.
Cóż, historia – pewnie jak wiele innych – charakterystyczna dla tamtych czasów. Gdyby był wolny dostęp, każdy, czytając te dokumenty, mógłby wyrobić sobie zdanie o znanej w kanadyjskim środowisku polonijnym dziennikarce i działaczce, tym bardziej że jej nazwisko figurowało na tzw. liście Wildsteina.
Czy byli gorsi – oczywiście, że tak! Czy środowisko polonijne było rozpracowywane – ba, to jest dopiero kosmos kombinacji operacyjnych! Tylko że te naprawdę interesujące informacje jeszcze nie są zwolnione z klauzuli tajności – na razie nawet w ujawnianych dokumentach zbioru zastrzeżonego są tylko tytuły. Peerelowski wywiad działał bowiem w Kanadzie pełną gębą, zakładając lub pomagając zakładać – dofinansować – firmy polonijne, prowadząc rozległe interesy finansowe i kontrolując agenturę w organizacjach polonijnych. Im więcej tej historii poznamy, tym więcej będziemy wiedzieć o prawdziwych powodach środowiskowych konfliktów, tym więcej będzie wiadomo, dlaczego polonijne organizacje pozbawione są większego znaczenia i nie były w stanie stworzyć polskiego lobby.
Pani Pogorzelskiej-Bonikowskiej zaś wypada pogratulować odwagi zerwania współpracy z MSW; w 1985 roku powiedzieć „nie” ubekowi wciąż dużo znaczyło. W najbliższym numerze „Gońca” opublikujemy dokumenty z typowania „Marii” na TW – pokazują bowiem metody działania resortu.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Wołając o godne upamiętnienie... czyli dwa pogrzeby jeden Krzyż
Napisane przez Adam SłomkaNiedawno w świetle reflektorów wszystkich mediów na Powązkach Wojskowych w Warszawie odbył się pogrzeb rzecznika prasowego partii postkomunistycznej (SLD) Tomasza Kality, znanego głównie z tego, że z racji swojej choroby zabiegał o legalizację marihuany do celów medycznych.
W pogrzebie wziął udział osobiście Prezydent RP Andrzej Duda, który ponadto wyróżnił pośmiertnie Tomasza Kalitę wysokim odznaczeniem, tj. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi w działalności publicznej”.
Dziś na innym cmentarzu w Warszawie, na Wólce Węglowej, pochowany został płk Stanisław Dronicz, z którym miałem zaszczyt siedzieć w więzieniu na ul. Rakowieckiej w latach PRL.
Fukuyama, 28 years after: Some still unanswered philosophical questions (2)
Napisane przez Mark Wegierski(Initial drafts of this response to Fukuyama’s article go back to November 1989.)
Francis Fukuyama, “The End of History?”
The National Interest no 16 (Summer 1989), pp. 3-18
and Alan Bloom, et al. “Responses to Fukuyama.”
The National Interest no 16 (Summer 1989), pp. 19-35.
It might also be pointed out that the Brave New World is a remarkably “pure” and “orderly” example of a “liberal” society. John the Savage’s inchoate argument against Brave New World is that it is “ignoble”, destructive of man’s real humanity, and he is forced to accept that “suffering, disease, death, and infirmity” is the price of being human. However, our current liberal democratic society does not seem to have this tranquil stability (however artificially arrived at) as its chief characteristic. Rather, it is riven with conflict and acrimony, and seems perpetually on the edge of disintegration. A “bill of rights” mentality, far from unifying society, has – according to its critics -- transformed it into a litigious, selfish, and crime-prone collection of atomized individuals. Modern society is perceived as devolving into the “fevered city of sows”, to use the Platonic term, or an all‑too‑literal “war of each against all”.
The Brave New World society is one which has eliminated, through “socio‑technical” means, those problems of our society which are obvious to most observers: racial conflicts, a constipated legal system, burgeoning crime rates, ineffectual and corrupt politics, drug abuse, stubborn pockets of poverty, and pollution. Everyone is “happy”, at least at the superficial level – while even that can hardly be said of present‑day civilization. (For example, surveys consistently indicate the unhappiness of most Americans with their jobs.) The actual end‑product of our current development, if unchecked, might be closer to the “gritty future” of Anthony Burgess’ A Clockwork Orange, or Ridley Scott’s Blade Runner scenarios, resulting in the so‑called “air‑conditioned nightmare” of near‑complete social and environmental collapse, rather than the sanitized Brave New World environment. The deeper point to be made is that, unlike Brave New World, our society today seems rife with genuine unhappiness, unresolved contradictions, and alienation ‑- possible catalysts for unexpected change.
The question might also be asked if “the end of history” means “the end of ideology” – or the total triumph of one ideology, liberalism, at the expense of all others. George Orwell’s Nineteen Eighty‑Four is often cited as the primary “future nightmare”, in contradistinction to Brave New World. The triumph of liberalism appears to put a world such as that depicted by Orwell safely out of the picture. This is certainly true in that coercion and violence and artificial scarcity (typically, Nazism or Stalinism) are no longer used to enforce ideological conformity. But if we look more deeply at Orwell’s dystopia, we might see in it some traits it has in common with modern North America. We see that, in North America, a sort of ideological conformity – an ideological conformity to liberalism – is “enforced” through control of virtually all politically meaningful language and imagery (what Orwell called the B vocabulary), via the mass‑media and mass‑education systems. This level of normative and semantic control is, it could be argued, by far the most crucial -‑ “Newspeak is Ingsoc, and Ingsoc is Newspeak”. Professor Bloom’s Closing of the American Mind could be seen as a brave act of resistance to such “thought‑control”, and his response to Fukuyama’s article appears quite baffling.
One of the most troubling points of Fukuyama’s article, it could be argued, was the overly simple, tripartite division into “fascist”, “liberal”, and “socialist” paradigms. This appears to have swallowed the possibility of legitimate rightist opposition to the excesses of liberalism, capitalism, and liberal democracy, by the characterizing of all such positions as “fascist”. Yet it is only in current-day society’s approach to what might be called the Ground Zero of world‑history that the vast spaces of what is conventionally called “the Right” can be shrunken down so brutally. After all, there are persons “on the right” who cannot even agree on first premises – for example – Thomists and Nietzscheans, Classicists and Romantics, “natural rights” theorists and historicists. To confuse things further, libertarians and defenders of pure liberal democracy are also often classified as being “on the right” – and sometimes – as in the case of the libertarians – on the extreme right.
It is possible to concur with Fukuyama’s identification of Japan as a possible exception to the universality of the liberal democratic model. Japan seems to have been able to effectively “synthesize” Eastern values with Western technology, an interesting development in itself. The future of Japan will probably be a good indicator of whether such a “synthesis” is at all possible, or whether the Japanese are only now passing through the “nineteenth‑century”, work‑ethic‑centered, expansive phase of their history, and will eventually end up where the West is today.
There is appended at the end of this response to Fukuyama a brief, famous passage from Hegel’s Phenomenology. This passage seems to contradict the Hegel-as-interpreted-by-Fukuyama. Indeed, it sounds like a powerful critique of the whole modern enterprise -‑ the very opposite of a sanguine, progressive view of history as the triumph of reason and freedom, which some ascribe to Hegel.
One should ask Fukuyama a fundamental question: Is not the wish for the total triumph of enlightenment and of the extinguishing of darkness (i.e., of the irrational and the transrational in human nature), as completely unnatural as its opposite, the wish for total darkness?
It would appear that serious consideration of “the critique of modernity” and its various, highly philosophical exponents, was largely absent from the bold elaboration of the “end of history” thesis by Fukuyama.
FROM HEGEL’S PHENOMENOLOGY:
Time was when man had a heaven, decked and fitted out with endless wealth of thought and pictures. The significance of all that is, lay in the thread of light by which it was attached to heaven; instead of dwelling in the present as it is here and now, the eye glanced away over the present to the Divine, away, so to say, to a present that lies beyond. The mind’s gaze had to be directed under compulsion to what is earthly, and kept fixed there; and it has needed a long time to introduce that clearness, which only celestial realities had, into the crassness and confusion shrouding the sense of things earthly, and to make attention to the immediate present as such, which was called Experience, of interest and of value. Now we have apparently the opposite of all this; man’s mind and interest are so deeply rooted in the earthly that we require a like power to have them raised above that level. His spirit shows such poverty of nature that it seems to long for the mere pitiful feeling of the divine in the abstract, and to get refreshment from that, like a wanderer in the desert craving for the merest mouthful of water. By the little which can thus satisfy the needs of the human spirit we can measure the extent of its loss.
Frederick G. Weiss, ed. Hegel: The Essential Writings. (New York: Harper & Row, 1974), p. v
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…