25 stycznia odbyło się kolejne, a tak naprawdę – pierwsze posiedzenie Sejmu po słynnej blokadzie mównicy, którą „w obronie demokracji i wolności słowa” podjęli opozycyjni posłowie z PO i Nowoczesnej Pana Rysia, a którym w charakterze „zagniewanego ludu” mieli basować zwołani pod Sejm w trybie alarmowym konfidenci z KOD, z Najstarszym Kiejkutem III Rzeczypospolitej, czyli panem generałem Markiem Dukaczewskim na czele.
Pierwsze posiedzenie Sejmu po zdjęciu blokady polegało bowiem na ogłoszeniu przerwy do 25 stycznia – no a 25 stycznia Sejm obradował już normalnie. Nikomu nie przychodziło do głowy, by walczyć o demokrację czy wolność słowa i zobaczyliśmy zwykłą, sejmową rutynę. Cóż takiego się stało, dlaczego z płomiennych obrońców demokracji uszło powietrze?
Donald Trump został dzisiaj 45. prezydentem USA. Wysłuchałem przemówienia inauguracyjnego - dobre. Wszystkie elementy "by the book". Potwierdza się teza: oldboys to the rescue. Wygląda, że podział jaki ukształtował się w ostatnich dekadach - ten najistotniejszy rów mariański elit Zachodu przebiega między obozem globalistów, którzy zaprzęgli Stany Zjednoczone w rydwan, którym chcą zglobalizować świat według libertyńskich zasad (przy czym gotowi są je zajeździć niczym starą chabetę), a obozem patriotów, którzy nawiązują do "błyszczącego miasta na wzgórzu" - "uznajemy wielość i różnorodność bo i tak jesteśmy najwięksi, nasze idee są najlepsze,inni będą nam zazdrościć i brać z nas przykład".
Globaliści przegrali z "patriotami", bo poszli za szybko i na chama, bez oglądania się na koszty.
Mimo, że w przemówieniu nie padło słowo Chiny, to czuć je było w powietrzu, gdy prezydent mówił o utracie miejsc pracy na rzecz innych krajów. Mamy więc nowy etap; etap, w którym Stany Zjednoczone bynajmniej nie rezygnują z hegemonii, będą jej jednak bronić w bardziej tradycyjny sposób, jak robiły to za zimnej wojny, przede wszystkim zaś zrezygnują demoliberalnego kulturkampfu, jaki globaliści chcieli narzucać wszystkiemu dookoła.
Jak już to wielokrotnie pisałem, otwarcie Ameryki na Chiny, miało w założeniu ostatecznie stworzyć warunki dokooptowania tamtych elit to jednego światowego obozu - tak, żeby wszyscy mogli się spotykać w Bilderbergu…
Program takiej inkorporacji sprawdził się w przypadku elit komunistycznych - nawet moskiewskich, do momentu sanacji podjętej przez narodowców z zakonu KGB. Ekipa Putina dokonała odnowy stwierdziwszy, że jak tak dalej pójdzie, to Rosja straci imperialny status rozebrana przez mniej lub bardziej nierosyjskich oligarchów.
Do podobnych "sanacyjnych" wniosków doszła część elity, której frontmanem jest Trump; że jak tak dalej pójdzie to USA siądą na zadku i implodują. Do lamusa odchodzą więc zawołania że kapitał nie ma narodowości, zastępuje je hasło "kupuj amerykańskie", "zatrudniaj Amerykanina".
Co z tego wynika, dla nas w Kanadzie? Na razie bieda, bo nie ma u nas komu rozmawiać z amerykańskim Odnowicielem. Nasz premier z pewnością jest ładniejszy, ale na tym kończy się możliwość porównywania.
Co z tego wynika dla Polski? Cóż to złożony problem. najpierw wypadałoby bowiem zidentyfikować głównych graczy nadwiślańskich i ustalić swobodę ich ruchów - ale o tym innym razem.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Instytut Frasera czarno na białym pokazał w swym najnowszym raporcie, że daliśmy się zrobić rządzącym liberałom w bambuko, i ich program „czystej” energii będzie kosztował nas wszystkich nie tylko bajońskie sumy przy kasie za prąd, ale przede wszystkim utratę miejsc pracy i dalsze pogorszenie konkurencyjności ontaryjskiej gospodarki.
W zamian zaś nie otrzymaliśmy nic, nawet rzekomych oszczędności w opiece medycznej związanych z poprawą jakości powietrza. Dzieje się tak m.in. dlatego, że rządzą nami politycznie poprawni agitatorzy, a nie ludzie roztropni, mądrzy i wykształceni. Nawiasem mówiąc, słuchałem niedawno w radiu debaty na temat energii, podczas której okazało się, że pan ekspert z finansowanej przez podatnika instytucji do spraw czystej energii nie wiedział, co to takiego skruber. Myślał, że chodzi o filtry na kominach elektrowni.
Chodzi mianowicie o zawarte we wspomnianym raporcie Instytutu Frasera informacje na temat zawartości mikrocząstek – czyli pyłu w powietrzu. Autorzy raportu mówią, że zamykanie elektrowni węglowych jest bez sensu, bo a) produkują prąd bardzo tanio, i b) da się je „wyczyścić”, między innymi poprzez zastosowanie skruberów w spalinach. Radiowy ekspert dowodził, że wyłapywanie pyłu to nie wszystko, bo elektrownie emitują gazy, które następnie w atmosferze uczestniczą w tworzeniu mikrocząstek, jakie wdychamy. Problem w tym, że skrubery służą właśnie do wyłapywania gazów, a to dzięki stosowaniu różnego rodzaju zraszaczy wtryskujących płyny reagujące chemicznie z gazem. W latach 80. projekt pilotażowy na ten temat prowadziła w nieistniejącej elektrowni Lakeview w Mississaudze grupa polskich inżynierów pod kierunkiem inż. Bogdana Prażmowskiego. Pozwolono im na jednym bloku energetycznym podpiąć swój skruber, by móc oceniać skuteczność wyłapywania CO2. Polacy chcieli produkować z uzyskiwanego w ten sposób „błotka” nawozy sztuczne. Wyniki były rewelacyjne. Mimo to państwowy operator zakładów nie zainteresował się projektem. Prawdopodobnie już wtedy wiadomo było, że elektrownia jest do kasacji – psuła widok, a na nadbrzeżne grunty ostrzyli sobie zęby deweloperzy – jedni z głównych dobrodziejów naszych radnych i polityków prowincyjnych.
W ten sposób elektrownia, która przy odrobinie inwestycji mogła zacząć pracować w trybie zero emisji, poszła do piachu, hucznie wysadzona w powietrze na oczach rozweselonej gawiedzi. Później zaś rządzący liberałowie wyrzucili do błota ponad miliard naszych dolarów na nieudaną próbę budowy i relokację nieukończonych inwestycji dwóch elektrowni gazowych w Mississaudze i Oakville. My wszyscy na to patrzymy i kiwamy głowami. Zachowujemy się jak pasażerowie autobusu, którzy wolą patrzeć w bok na ładne widoczki przez okna, mimo że z przodu trwa balanga, a upalony trawą kierowca nie za bardzo zdaje sobie sprawę, dokąd jedzie.
Zatem przyjemnej jazdy – i radzę zapiąć pasy, bo przygoda dopiero się zaczyna.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Jest 11 stycznia 2017, w Polsce zmarło od mrozu ponad 60 osób, nawet 32-letni mężczyzna – mówią w telewizji.
Ci ludzie, którzy zamarzali, bo nie mieli domu, ciepłego kąta... o czym myśleli wtedy, co czuli? Jaka była ich historia, co robili wcześniej... dlaczego zostali zmuszeni do takiego życia...? Często są to ofiary złego systemu emerytalnego w Polsce, wydłużenia wieku emerytalnego. Czytam, że według danych z 20 grudnia 2010 roku, kilkaset ludzi bezdomnych zamarzło od mrozu w Polsce. Czyżby zima roku 2010 była bardziej surowa, czy opieka teraz się polepszyła i ktoś dba lepiej o tych ludzi? Może jedno i drugie.
Prezydent miasta Przemyśla niewpuszczony na Ukrainę
Napisane przez Maria Pyż17 stycznia w Konsulacie Generalnym Rzeczypospolitej Polskiej we Lwowie odbyło się coroczne spotkanie opłatkowe. Wszystko niby jak zawsze, ale nie wszyscy zaproszeni goście mogli być na tym spotkaniu. We wtorek we Lwowie panowało wielkie poruszenie, a niektórzy nawet przeżyli szok i zaniemówili. Na terytorium Ukrainy nie wpuszczono prezydenta miasta Przemyśla Roberta Chomy.
Powód? Pan Robert Choma jest zagrożeniem dla Ukrainy. Tak to zostało przetłumaczone. Wręczony dokument w języku ukraińskim powoływał się na konkretne paragrafy i normy prawne państwa ukraińskiego. Ciekawe, co polski polityk może o nich wiedzieć? Robert Choma też niczego nie wiedział, a nawet nie podejrzewał, gdyż o zakazie dowiedział się, próbując przekroczyć granicę państwa. Na granicy ukraińskiej Panu Prezydentowi miasta Przemyśla wręczono pismo informujące o zakazie wjazdu na teren Ukrainy na pięć lat.
Ludzie złej woli, funkcjonujący w życiu publicznym, nie pomnażają dobra wspólnego. Gorzej, bo z perspektywy ludzi przyzwoitych, ich działania dla wspólnoty obojętne nie są.
Przeciwnie. Podobnie jak tragedię mieszkańców doliny generuje drobna nieszczelność z początku, a następnie dziura w tamie i jej zawał, tak ludzie złej woli sprowadzają na wspólnotę dramat anomii. Skoro tak, czy powinniśmy zgadzać się na ich obecność w przestrzeni należącej do nas wszystkich?
Nie wiem, czemu została zwołana ta konferencja na temat stosunków Polski z Białorusią, ale myślę, by potwierdzić koncepcje ministra Waszczykowskiego dania Łukaszence miliardów złotych.
Oponuję i oto me uzasadnienie.
Białoruś jest bankrutem. To wina prezydenta zwanego Kołchoźnikiem lub delikatniej Aleksandrem Mniejszym. Banki Białorusi na polecenie prezydenta dawały kredyty różnym firmom i kołchozom. Nie są one zwracane, więc wszystkie banki są bankrutami. Jeśli wieść o tym dojdzie do obywateli, to ruszą na banki. Tej paniki nikt nie potrafi opanować. Władca wsiądzie w swojego boeinga i ucieknie z kraju. Łukaszenka szuka pieniędzy i skomli o nie w Polsce, a nawet w Watykanie.
Czy można je mu dać? Można, ale CZEMU?
Nieprzyjemne wrażenie nie tylko porażki, ale i ośmieszenia przed opinią publiczną, opozycja próbowała zatrzeć przy pomocy „Jurka Owsiaka”, który – jak się okazało – nie tylko zbiera pieniądze na zakup sprzętu medycznego dla państwowych szpitali, ale przede wszystkim – „jednoczy Polaków”.
Ponieważ państwowa telewizja wycofała się z transmitowania owsiakowej liturgii, tę rolę przejęła TVN, którą podejrzewam o niebezpieczne związki z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Zmobilizowane na tę okoliczność autorytety moralne ferowały na prawo i lewo wyroki potępiające każdego, kto „Jurka Owsiaka” krytykował, a przynajmniej nie objawił dostatecznego entuzjazmu. Wśród wolontariuszy zbierających datki na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy mogliśmy zobaczyć również pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego, który wcześniej wydoił od Rzeczypospolitej ponad 300 tysięcy złotych, między innymi z tytułu zaległego urlopu. Widać, że pracował aż do upadłego i nie wiadomo, czy jego organizm by to wytrzymał, gdyby nie nastąpił koniec kadencji.
Tymczasem państwowa telewizja nie tylko wycofała się z celebrowania owsiakowej liturgii, ale w dodatku przygotowała prawdziwy cios w plecy w postaci reportażu pod tytułem „Pucz”, odtwarzającego sekwencję wydarzeń podczas apogeum politycznej wojny, w trakcie którego doszło do okupacji sejmowej sali plenarnej. Pan Adam Bielan, który po różnych przejściach wrócił na łono prezesa Kaczyńskiego, za co został wynagrodzony mandatem senatora i stanowiskiem wicemarszałka Senatu, dopatrzył się w tych wydarzeniach inspiracji ze strony złego ruskiego czekisty Putina. Co prawda to nie Putin nakazał Janowi Klaudiuszowi Junckerowi zwołanie na 21 grudnia posiedzenia Komisji Europejskiej gwoli ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej, tylko raczej Nasza Złota Pani, podobnie jak Donald Tusk nie przyjechał w tych gorących dniach do Wrocławia z Moskwy, tylko z Brukseli, gdzie Nasza Złota Pani zrobiła z niego człowieka, doprowadzając do objęcia przezeń stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej – ale widocznie pan marszałek Bielan, podobnie jak autorzy reportażu zauważanie Naszej Złotej Pani mieli surowo zakazane, toteż zwyczajowo wszystkie zasługi przypisali zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi, który – jak wiadomo – jest dobry na wszystko. Nie tylko zresztą oni; kiedy w TV Republika zwróciłem uwagę na prawdopodobieństwo niemieckiej inspiracji, judeochrześcijański portal poświęcony „Fronda” natychmiast zdemaskował mnie jako ruskiego agenta. Les extremes se touchent – powiadają wymowni Francuzi, co się wykłada, że przeciwieństwa się stykają, więc nic dziwnego, że poświęcony portal „Fronda” ćwierka z tego samego klucza co żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika. Pewne światło na te styki rzuca okoliczność, że udziałowcem spółki „Agora” został niedawno stary, żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, a ponieważ już starożytni Rzymianie zauważyli, że „nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem”, to nie jest wykluczone, że przeborował on sobie dojście również do „Frondy”. Byłoby to nawet wskazane, zwłaszcza że 17 stycznia rozpoczęły się obchody jubileuszowego „Dnia Judaizmu”, tym razem pod hasłem: „Uwiodłeś mnie Panie, a ja pozwoliłem się uwieść”. O jakiego „Pana” tu chodzi – czy tego na Niebiesiech, czy tego w Tel Awiwie – to nie jest do końca jasne, tym bardziej że jak tylko rozpoczęły się wspomniane obchody, z oficjalną wizytą do Izraela udał się pan prezydent Andrzej Duda wraz z – jak to skrupulatnie odnotowały niezależne media głównego nurtu – „małżonką Agatą Kornhauser-Dudą”. Z tej okazji „The Jerusalem Post” retorycznie pytał: „jeśli nie teraz, to kiedy?” – mając na myśli realizację żydowskich roszczeń majątkowych. Ale realizacja tych roszczeń przekracza konstytucyjne możliwości prezydenta, który wymigał się wręczeniem Orderu Orła Białego panu doktorowi Szewachowi Weissowi, uchodzącemu za „wielkiego przyjaciela Polski”. Warto zatem przypomnieć, że pan dr Weiss nie tylko oczekuje od Polski zadośćuczynienia żydowskim roszczeniom, ale w dodatku potwierdził ich szacunkową wysokość w kwocie 65 miliardów dolarów. Aż strach pomyśleć, czego mógłby zażądać od Polski jakiś jej wróg.
Tymczasem w środowisku obrońców demokracji rozgorzały potępieńcze swary w związku z ujawnieniem faktur, jakie powystawiał sobie pan Mateusz Kijowski, filut „na utrzymaniu żony”, który najwyraźniej postanowił trochę poutrzymywać się samodzielnie.
W rezultacie zarząd Komitetu Obrony Demokracji zażądał od pana Kijowskiego, by „odszedł”, ale ten puszcza te żądania mimo uszu, najwyraźniej rozumując tak samo, jak kierowca Zdenka Młynarza w sierpniu 1968 roku. Kiedy Armia Radziecka i wojska pozostałych czterech państw Układu Warszawskiego zajęły Czechosłowację, dywizja tamańska pilnowała czechosłowackich dygnitarzy na zamku na Hradczanach. W pewnej chwili Zdenek Młynarz zauważył, że jego kierowca przeszedł przez wszystkie posterunki i zaskoczony zapytał, jak mu się to udało. – Zwyczajnie – odparł kierowca. – Kiedy mnie zatrzymywali, ja im odpowiadałem: ja wam nie podlegam – a wtedy mnie przepuszczali. Otóż i pan Kijowski, zapewne nie bez powodu, uważa, że tylko ten może go zdjąć z funkcji Głównego Obrońcy Demokracji, kto go na tym stanowisku umieścił.
Znacznie gorszą sytuację mają, to znaczy – mieliby przywódcy opozycji, gdyby oczywiście Polska była państwem poważnym, a nie safandulskim, w którym wszystko, albo prawie wszystko na pewnym szczeblu uchodzi bezkarnie. Otóż ujawniony został list przywódców puczu do marszałka Kuchcińskiego, w którego pierwotnej wersji odgrażali mu się, że zwrócą się do „międzynarodowych trybunałów” – oczywiście z prośbą o stosowną interwencję. Podobno listu zawierającego tę wzmiankę nie chciał podpisać ostrożny pan Kosiniak-Kamysz z PSL i podpisał dopiero wtedy, gdy ten fragment wykreślono. Z obfitości serca usta mówią, więc chociaż wykreślono, to pozostał ślad po wykreśleniu, wskazujący na prawdziwe intencje przywódców puczu, którzy nie tylko zamierzali wywołać reakcję Unii Europejskiej, ale wręcz jej oczekiwali. Obecnie intensywnie się tych intencji wypierają w przesiąkniętych fałszem i krętactwami oświadczeniach, jakby się bali, że ściągnie to na nich odpowiedzialność nie tylko polityczną, ale i karną. W państwie poważnym niewątpliwie tak by było; kto wie, czy nie skończyłoby się na powrozie albo pieńku, ale nasz nieszczęśliwy kraj zalicza się do państw pozostałych, więc pewnie wszystko zakończy się wesołym oberkiem. Toteż pan Rysio Petru pojechał był właśnie do Brukseli, gdzie zapytał Jana Klaudiusz Junckera o skutki nieprawidłowego uchwalenia budżetu przez polski Sejm. Ale przewodniczący Komisji Europejskiej udzielił mu odpowiedzi, którą najdelikatniej można nazwać „wymijającą”, co pokazuje, że i on wie, że na razie z ostatecznym rozwiązaniem kwestii polskiej trzeba poczekać do czasu wyjaśnienia, jakie właściwie zamiary wobec Unii Europejskiej i Niemiec ma amerykański prezydent Donald Trump, który ostatnio wygłosił opinię identyczną z opinią Margaret Thatcher – że Unia Europejska jest narzędziem niemieckiej hegemonii w Europie. W tej sytuacji trudno się dziwić, że Jan Klaudiusz Juncker nie ma głowy do pocieszania pana Rysia Petru, któremu zresztą w naszym nieszczęśliwym kraju nic nie grozi.
Stanisław Michalkiewicz
Na szybko: Daję tam, gdzie wiem kto stoi za puszką
Napisał Andrzej Kumor
Powiedzmy, że sprawa "Orkiestry" Owsiaka nie budzi we mnie emocji. Nie płacę na Orkiestrę podobnie jak nie płacę na United Way czy Sick Kids Foundation (od kiedy była tam księgową koleżanka żony, a CEO dostał odprawę w wysokości 2,7 mln dol).
Jak doniósł kiedyś Globe and Mail większość szefów wielkich organizacji charytatywnych w Kanadzie zarabia powyżej 200 tys. rocznie plus bonusy. Szefowa amerykańskiej United Way wyciąga ok 800 tys. USD rocznie. - Ze składek i dotacji korporacyjnych. W zasadzie większość pieniędzy pochodzi od korporacji, które po pierwsze, zyskują odpis podatkowy - więc zmniejszają kwotę, którą i tak zjadłby im fiskus, a po drugie mają darmową reklamę i za bycie "good corporate citizen".
Oczywiście, że pieniędzy do grobu nie zabieramy i każdy z nas powinien pomagać - na tym polega cywilizacja, na tym polega kultura pieniądza. Powinniśmy też tak płacić, by nasze pieniądze raczej czyniły dobrze, niż gorzej, a zatem powinniśmy je dawać z troską, a nie na "odpieprz się", kupując sobie spokojne sumienie stwierdzeniem, że no "przecież dałem".
To jakie tam kupony odcina Owsiak od Orkiestry - pokazał Matka Kurka. Oczywiście, można uznawać, że podobnie jak wspomniani dyrektorzy Owsiak jest specjalistą wysokiej klasy i mu się należy. Dla mnie ważne jest co innego; że w jego Orkiestrze jest dużo dziegciu - no bo mamy finansowany z tej kasy Przystanek Woodstock ładnie kanalizujący młodzieżową kontestację w systemowe ramy, a ostatnio poparcie dla marszu czarnych wieszaków czy parasolek.
Jest "wolność i demokracja", a zatem - jego Owsiaka sprawa komu daje i kogo wspiera - natomiast ja mu marnego dolara nie dam - wolę wrzucić do kubka po kawie, narkomanowi na skrzyżowaniu. Ten - jak obiecuje - przynajmniej się za mnie pomodli. Ja za niego też - być może kupi sobie jednak coś do jedzenia.
I proszę mi nie podtykać pod nos obrazków ludzkiej biedy, którą moja dotacja miałaby pomniejszyć - tak to robią tutejsi eksperci od charytatywnego chwytania za serce. Wolę dawać do ręki tam, gdzie znam ludzi, gdzie wiem, kto stoi za tą puszką.
Każdy ma swój rozum, każdy ma sumienie, najważniejsze - pomagać!
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Prokurator krzyknął półtora roku więzienia. Kolejna rozprawa Mary Wagner
Napisał Andrzej Kumor
W piątek 13 stycznia podczas popołudniowej sesji sądu Ontario w starym ratuszu Toronto odbyła się rozprawa przedprocesowa Mary Wagner, oskarżonej o jeden przypadek przeszkadzania w prowadzeniu legalnego biznesu oraz trzy przypadki naruszenia zasad okresów próbnych zasądzonych podczas poprzednich wyroków skazujących.
Konwejorowemu posiedzeniu sądu, podczas którego rozstrzyga się wiele różnych przypadków po kolei, przewodniczył sędzia F. Weinper. Na sali obecna była prokurator wnosząca o wyrok 1,5 roku więzienia dla Mary. Dodatkowo prokurator zapowiedziała, że będzie się ubiegać o odstąpienie przez sąd od zaliczania jednego dnia spędzonego w areszcie na poczet 1,5 dnia orzeczonej kary, jak to właściwie niejako automatycznie ma zaliczane większość skazanych nawet za najcięższe przestępstwa.
Sędzia Weinper, który podczas wymiany zdań z Mary Wagner przyznał, że jest katolikiem usiłował doprowadzić do uwolnienia Mary i występowania przez nią z wolnej stopy. Przeciwna była temu prokurator, która podkreślała, recydywę oskarżonej, jak również jej lekceważenie prawa i wysokie prawdopodobieństwo powrotu na drogę przestępstwa. Sędzia wielokrotnie pytał Mary dlaczego nie chce podpisać jednego jedynego warunku zwolnienia - że ne będzie się zbliżać do przychodni aborcyjnej w której została aresztowana,a Mary Wagner wielokrotnie odpowiadała, że nie może - w zgodzie ze swym sumieniem - podpisać zobowiązania, że zaprzestanie występowania w obronie nienarodzonych dzieci niezależnie, gdzie miałoby to mieć miejsce. Sędzia przekonywał, że jest przecież wiele innych klinik aborcyjnych, co więc szkodzi zobowiązać się do nie zbliżania się do tej jednej. Dodatkowo przypomniał, że przecież Mary Wagner miała zasądzony okres próbny (probation) i otrzymując poprzedni musiała go podpisać, a tam jest zobowiązanie do niezbliżania się do klinik aborcyjnych. Tu z kolei Mary Wagner przypomniała, że takiego warunku nie podpisywała, sędzia się zdziwił i stwierdził, że w takim razie z czego wynika obecny zarzut pogwałcenia "probation", skoro Mary nie przyjęła do wiadomości warunków okresu próbnego. Stwierdzenie to pozostało bez odpowiedzi.
Mimo ponawianych prób Mary stanowczo odrzuciła możliwość podpisania warunku zwolnienia za kaucją, czym skazała się na dalsze przebywanie w areszcie. Prokurator wskazała, że na proces potrzebne będą dwa dni, ponieważ jest kilku świadków. Pierwszy termin wyznaczono na sierpień. Potem okazało się, że może być możliwa rozprawa w maju. Ostatecznie sędzia nakazał Mary Wagner ponownie stanąć przed sądem 10 lutego o godz. 9.00 aby zapoznać się z ostatnimi materiałami dowodowymi policji - nagraniami z kamer systemu bezpieczeństwa kliniki aborcyjnej gdzie została aresztowana.
W rozmowie z "Gońcem" obecny na sali pastor Tom Steers, stwierdził, że cała sprawa ma oczywisty wymiar polityczny i zakrawa na odwet środowiska proaborcyjnego, do którego zalicza się wielu pracowników wymiaru sprawiedliwości. Zarzut przeszkadzania w prowadzeniu legalnego biznesu można porównać do sytuacji kiedy przeciwnicy alkoholu namawialiby klientów sklepu monopolowego do zrezygnowania z zakupów. Czy trafiliby do aresztu? Bardzo wątpliwe!
Postępowanie przedprocesowe śledziła w sądzie grupa kilkunastu osób, w tym liczne grono Polaków zamieszkałych w Kanadzie.
Co ciekawę w pewnym momencie na salę weszło kilkunastu studentów prawa będących na praktyce. Z zainteresowaniem przysłuchiwali się sprawie, a później na korytarzu, John Bulsha skarbnik funduszu prawnego Mary Wagner wyjaśnił im o co idzie w tej sprawie. Z pewnością była to ważna lekcja.
Przypomnijmy, że Mary Wagner usiłuje namawiać klientki przychodni aborcyjnych, by zrezygnowały z przeprowadzenia "zabiegu" i rozważyły inne możliwości. Aborcja nie jest w Kanadzie w żaden sposób uregulowana, a dziecko nienarodzone można zabić do momentu narodzin nie ponosząc tego tytułu konsekwencji karnych.
W sądzie nie można fotografować, ani filmować - nawet na korytarzu. Nie można też kontaktować się z podsądnym. Na zdjęciu Mary Wagner - po lewej, w szczęśliwszych czasach
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…