Pisałem już o tym wielokrotnie, że PRL powinna oddzielać gruba kreska jawności. Nie da się we wszystkim zrobić opcji zerowej, ale w przypadku dokumentów wytworzonych przez peerelowskie służby specjalne powinna obowiązywać zasada podobna do tej, jaką przyjęto w pracach niemieckiego Instytutu Gaucka – otwartego dostępu dla wszystkich.
W przeciwnym wypadku zawsze będzie istniała pokusa wykorzystania tej wiedzy do różnych nacisków, szantaży i wymuszeń – pół biedy, jeśli tylko dlatego, że kogoś nie lubimy czy chcemy zaszkodzić.
Jak informowaliśmy, bardzo skromnymi środkami prowadzimy w archiwach IPN program „Polonia i jej korzenie”. Publikowaliśmy już raporty agenta „Freda” z Ottawy – niebawem dalsza ich część.
Przy okazji naszych „kanadyjskich” kwerend uzyskaliśmy teczkę tajnego współpracownika kontrwywiadu o pseudonimie „Maria”, dotyczącą p. Małgorzaty Marii Pogorzelskiej-Bonikowskiej, nauczyciela akademickiego w Instytucie Anglistyki UW, zarejestrowanej pod numerem 81507. Teczka, której klauzulę tajności zniesiono 20.10.2012 roku, obejmuje m.in. kwestionariusz, zobowiązanie do współpracy, kilka raportów oraz notatki służbowe prowadzącego „Marię” ubeka, młodszego chorążego Zbigniewa Marciniaka z wydziału II Departamentu II MSW. Z dokumentów tych wynika, że Maria, wskazana do pozyskania ze względu na bliskie kontakty z pracownikami British Council w Warszawie, miała być wykorzystana do cyt. „Rozpoznania cudzoziemców zatrudnionych w Uniwersytecie Warszawskim i British Council w W-wie oraz obywateli polskich będących w naszym zainteresowaniu”.
Okazało się jednak, że po pozyskaniu, TW „Maria” udzielała informacji niechętnie, ogólnikowo, a ostatecznie po powrocie z Wielkiej Brytanii postanowiła zerwać kontakty z MSW. Tak przynajmniej wynika z notatki złożonej w teczce w 1986 roku. Kontrwywiad, który pilotował wyjazd „Marii” na stypendium do Wielkiej Brytanii, nadzorując kwestie wydania paszportu, nie był zadowolony z uzyskanych informacji. Sama TW była zaś przez ubeka straszona, gdy stwierdziła, że decyzję o współpracy podjęła zbyt pochopnie i chce ją zerwać, jednak – jak raportuje chor. Marciniak – po jego „ostrej reprymendzie zmieniła swoje stanowisko w stosunku do naszej służby i wyraziła zgodę na odbycie następnego spotkania”.
Cóż, historia – pewnie jak wiele innych – charakterystyczna dla tamtych czasów. Gdyby był wolny dostęp, każdy, czytając te dokumenty, mógłby wyrobić sobie zdanie o znanej w kanadyjskim środowisku polonijnym dziennikarce i działaczce, tym bardziej że jej nazwisko figurowało na tzw. liście Wildsteina.
Czy byli gorsi – oczywiście, że tak! Czy środowisko polonijne było rozpracowywane – ba, to jest dopiero kosmos kombinacji operacyjnych! Tylko że te naprawdę interesujące informacje jeszcze nie są zwolnione z klauzuli tajności – na razie nawet w ujawnianych dokumentach zbioru zastrzeżonego są tylko tytuły. Peerelowski wywiad działał bowiem w Kanadzie pełną gębą, zakładając lub pomagając zakładać – dofinansować – firmy polonijne, prowadząc rozległe interesy finansowe i kontrolując agenturę w organizacjach polonijnych. Im więcej tej historii poznamy, tym więcej będziemy wiedzieć o prawdziwych powodach środowiskowych konfliktów, tym więcej będzie wiadomo, dlaczego polonijne organizacje pozbawione są większego znaczenia i nie były w stanie stworzyć polskiego lobby.
Pani Pogorzelskiej-Bonikowskiej zaś wypada pogratulować odwagi zerwania współpracy z MSW; w 1985 roku powiedzieć „nie” ubekowi wciąż dużo znaczyło. W najbliższym numerze „Gońca” opublikujemy dokumenty z typowania „Marii” na TW – pokazują bowiem metody działania resortu.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!