farolwebad1

A+ A A-

chojeckiW dzisiejszym oświadczeniu Jarosław Kaczyński stawia pytanie o kondycję polskiej demokracji. Uważam to za rażący błąd i udział w usypianiu społeczeństwa. Pytać to było można w latach dziewięćdziesiątych – i to tylko na początku. Od kilkunastu lat jasne jest, że żyjemy nie w demokracji, tylko w dekoracji ludowej!

Pozostawmy jednak na boku historię sprzed smoleńskiej zbrodni. Po 10 kwietnia 2010 dowiedzieliśmy się w sposób nie dający najmniejszych podstaw do dyskusji, że nie żyjemy w "demokratycznym państwie prawnym", jak mami nas Konstytucja.
W obecnej sytuacji stwarzanie wrażenia, że III RP jest normalnym, demokratycznym państwem, jest jednym z najważniejszych zadań bandy trzymającej władzę. Oczekuję od przywódcy największej partii opozycyjnej i jednocześnie lidera całej opozycji, by jasno opisywał sytuację i nie potęgował zamieszania, które promuje reżimowa propaganda.
Jeśli politycznego przywódcę obozu patriotycznego stać w obecnej sytuacji jedynie na stawianie pytań o "kondycję polskiej demokracji" i składanie kolejnych projektów ustaw, które i tak nie mają szans na realizację, to w mojej ocenie opozycja nie ma żadnego pomysłu na przejęcie władzy i staje się wygodną dla BTW dekoracją ukrywającą prawdziwy stan rzeczy.


PS Gdzie dziś są ci, którzy wieszczyli rychły koniec PO po sondażowych zagrywkach sprzed paru tygodni? Gdzie są dziś klakierzy "rządu fachowców" po deklaracji prof. Glińskiego w RMF FM, że "nie podpisuje się pod tezą o zamachu w Smoleńsku"?


Paweł Chojecki
http://naszeblogi.pl

piątek, 09 listopad 2012 12:38

Auxilia i impedimenta

Napisane przez

michalkiewiczBogu bym Waszą Książęcą Mość polecił, gdyby nie to, że Wasza Książęca Mość diabelskie auxilia nad boskie przedkładasz – pisał pan Andrzej Kmicic w zakończeniu swego listu do księcia Bogusława Radziwiłła. Czy to boskie, czy diabelskie – trudno zgadnąć – ale niewątpliwie z jakichś auxiliów musi korzystać rząd pana premiera Tuska, skoro – co prawda z coraz większym trudem, niemniej jednak – udaje mu się przetrwać nawałnicę afer. Przypomnijmy tylko te ostatnie: afera taśmowa, dwie, a właściwie trzy afery trumienne, afera parasolowo-stadionowa, no i najcięższa – afera trotylowa. Ta ostatnia zwłaszcza poważnie zachwiała fundamentami III Rzeczypospolitej, ale stało się to tuż przed wyborami w Stanach Zjednoczonych, na które z niebywałą skwapliwością rzucili się funkcjonariusze w niezależnych mediach głównego nurtu, roztaczając przez tubylczą opinią publiczną niebywałe uroki demokracji. 
Właśnie zwycięstwo demokracji było głównym motywem przesłania kierowanego w stronę mniej wartościowego narodu tubylczego – że oto jak to pięknie, kiedy wreszcie prezydent Barack Husejn Obama znowu został prezydentem, a Mitt Romney pogratulował mu zwycięstwa. Od razu pojawiły się retoryczne pytania, czy taki na przykład Jarosław Kaczyński też pogratulowałby zwycięstwa, dajmy na to, Bronisławowi Komorowskiemu – z czego nietrudno wyciągnąć wniosek, iż nie tylko funkcjonariusze, ale i oficerowie prowadzący woleliby takiego przywódcę opozycji, co by swoim przeciwnikom tylko gratulował i gratulował.
Ciekawe, że jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, że takie gratulacje to kpina w żywe oczy z wyborców – boć przecież Mitt Romney przekonał ładnych parę milionów ludzi, że ten cały Obama to kretyn i szkodnik, a z kolei Barack Obama przekonał jeszcze więcej wyborców, że ten cały Romney to bałwan, który o polityce, zwłaszcza zagranicznej, nie ma najmniejszego pojęcia. Cóż w takiej sytuacji mogą oznaczać te gratulacje, jeśli nie kpinę z przekonanych? Gdyby Romney na wieść o zwycięstwie prezydenta Obamy rozdarł szaty i posypał głowę popiołem, to rozumiem, to wszystko byłoby w porządku, bo jużci – cóż dobrego może spotkać kraj pod rządami takiego prezydenta? Jeśli jednak otrzepuje rączki i gratuluje, to tym samym potwierdza, że niczego, co wcześniej mówił, nie wolno traktować serio. Najwyraźniej i funkcjonariusze czują fałszywość tej sytuacji, dlatego z lubością nasładzają się zwycięstwem demokracji.


Tak czy owak, jednak amerykańskie wybory przyniosły premieru Tusku trochę dystrakcji, bo co tu ukrywać – nie tylko on, ale i ważniejsze od niego tuzy przeżyły pięć minut strachu. Rzecz w tym, że po to przecież trójce klasowej w osobach premiera Tuska, oraz panów Grasia i Arabskiego polecono zdecydować o zastosowaniu konwencji chicagowskiej, żeby wszystkie dowody rzeczowe pozostały w Rosji i w ten sposób żadna tubylcza, ani nawet zagraniczna Schwein nie będzie miała do nich dostępu. Z jednej strony, to sprytne, ale z drugiej – ruscy szachiści mogą teraz udowodnić każdą hipotezę, z hipotezą zamachu włącznie, kiedy tylko dojdą do wniosku, że opłaca im się wysadzić w powietrze nie tylko premiera Tuska, ale również – bezpieczniacką watahę i dokonać przegrupowania na tubylczej scenie politycznej. I kiedy w "Rzeczpospolitej pojawiły się doniesienia o trotylu znalezionym we wraku, wielu dygnitarzy musiało sobie pomyśleć, że oto czarna godzina nadeszła i "żegnajcie mi na zawsze chłopcy i dziewczęta, żegnajcie druhowie i ty, miłości ma!".


Warto zwrócić uwagę, że nawet, kiedy przyszło opamiętanie i pan pułkownik Szeląg z prokuratury wojskowej, ale po cywilnemu, żeby nie kalać munduru, dawał pierwszy odpór, to nie tylko nie wykluczał możliwości śladów trotylu, które do wraku mogły przedostać się z prastarej ziemi smoleńskiej, kryjącej wszak w sobie "całą tablicę Mendelejewa", ale nawet nie wykluczał możliwości ich potwierdzenia po przebadaniu "kilkuset próbek". Te próbki oczywiście znajdują się w Rosji, co pośrednio już później potwierdził pan Prokurator Generalny, oświadczając z mocą wielką, że "chcemy", by te próbki trafiły do Polski w listopadzie lub na początku grudnia.


Obawiam się jednak, że pan prokurator Seremet nadal będzie "chciał" powrotu tych próbek jeszcze na początku stycznia, a kto wie, czy również nie w maju i później. Czyż nie "chcemy" powrotu do Polski czarnych skrzynek i wraku? Jasne, że "chcemy" – ale im bardziej "chcemy", tym bardziej ich w Polsce nie ma. Cóż dopiero, kiedy w Ameryce Barack Obama został prezydentem na kolejne cztery lata? Rosyjska prasa przyjęła jego zwycięstwo z nieukrywaną radością i satysfakcją, do której Rosjanie zapewne mają ważne powody – ale w takim razie nasz nieszczęśliwy kraj będzie skazany na "chcenie" nie tylko w tej, ale również we wszystkich innych sprawach. Rzecz w tym, że z polskiego punktu widzenia ekipa prezydenta Obamy była dotychczas najgorsza od czasów Franklina Delano Roosevelta, który w Jałcie podarował nas Józefowi Stalinowi. Radość, jaka zapanowała w Rosji po jego ponownym wyborze pokazuje, że możemy się pocieszać już tylko zwycięstwem demokracji.


Więc kiedy minął pierwszy, paraliżujący strach, że oto ruscy szachiści uruchomili detonator, metoda odporu się zradykalizowała. Już nie było mowy o niewypałach, jakich nieprzebrane mnóstwo kryje prastara ziemia smoleńska, ani słowa o "tablicy Mendelejewa" i w ogóle. Idziemy w zaparte, a kto nie wierzy, ten "podpala państwo". Mobilizacja była pełna, czego żywym dowodem był widok mumii Tadeusza Mazowieckiego, który dał wyraz żarliwej wierze w dementi prokuratury. Ta wiara Tadeusza Mazowieckiego w prawdomówność prokuratury świadczy, że mimo wszelkich transformacji ustrojowych, ciągłość jest u nas większa, niż się może wydawać; Tadeusz Mazowiecki zawsze wierzył prokuraturze i kiedy na przykład oskarżyła ona biskupa Czesława Kaczmarka, że był "agentem Watykanu", a za jego pośrednictwem – "imperializmu", to nie tylko od razu uwierzył, ale nawet pryncypialnie zgromił w ówczesnych niezależnych mediach.


Na tym właśnie polega słynna "postawa służebna", która chyba tylko przez czyjeś karygodne niedopatrzenie nie dostała się do Kamasutry – ale co się odwlecze, to nie uciecze! Mało tego! Właściciel "Rzeczpospolitej", pan Hajdarowicz, powyrzucał z redakcji nie tylko autora trotylowych rewelacji, pana redaktora Cezarego Gmyza, ale również red. Bartosza Marczuka, red. Mariusza Staniszewskiego i redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego. Widać było, że wszyscy nie tylko ochłonęli z pierwszego przerażenia, ale że pałają pragnieniem zemsty: "za strach, za smak upokorzenia zapłaci czelna mu hołota i będzie odtąd gnić w więzieniach, aż z niej zostanie kupa błota!" – rozmarzał się Towarzysz Szmaciak.
A tymczasem na mieście trwają przygotowania do – jakżeby inaczej! – Marszu Niepodległości. Miał on być manifestacją jedności, ale pojawiły się komplikacje. Najpierw przywódcy usunęli z Honorowego Komitetu Janusza Korwin-Mikkego.
Tymczasem doszlusował tam pan Paweł Kukiz, który ogromnie przejął się zignorowaniem obywatelskiej inicjatywy wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, i pan red. Tomasz Sakiewicz z "Gazety Polskiej", deklarując, że wprawdzie będzie maszerował razem, niemniej jednak osobno, żeby nie padło na niego jakieś podejrzenie.


Początkowo nie wiadomo było, o jakie podejrzenie chodzi, ale wszystko wyjaśniło się za sprawą "Gazety Wyborczej" niezwykle szczwanej w leninowskich sposobach realizowania "organizatorskiej funkcji prasy". Okazało się bowiem, że w Komitecie zasiada również pan Jan Kobylański, którego żydowska gazeta dla Polaków wyjątkowo nienawidzi – no i właśnie podniosła niebywały klangor.
Na widok takiej poważnej zastawki dzielny pan Paweł Kukiz natychmiast podkulił pod siebie ogon i z Komitetu zrejterował, zaś pan red. Sakiewicz zachował się trochę powściągliwiej, bo tylko swój udział w Komitecie "zawiesił". Jak to śpiewał Jacek Kaczmarski? "Szlachta dzika sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz. Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka. To raczej wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse".
Więc kiedy okazało się, że przy pomocy takich prostych impedimentów można dokonywać selekcji kadrowej obozu niepodległościowego, obóz zdrady i zaprzaństwa postanowił 9 listopada, tuż przed świętem niepodległości, przeprowadzić w Sejmie debatę nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania tzw. paktu fiskalnego, na podstawie którego władze Unii Europejskiej amputują krajom członkowskim kolejny kawał suwerenności państwowej, tym razem w dziedzinie finansów publicznych. Ponieważ premier Tusk w marcu br. ten pakt podpisał, więc jest bardzo prawdopodobne, iż ustawa przejdzie, a prezydent Komorowski pakt ratyfikuje. I nie przeszkodzi mu to wcale w poprowadzeniu 11 listopada ulicami stolicy marszu pod hasłem "Razem dla Niepodległej" – co jest najlepszym dowodem, iż w opinii zarówno Naszej Złotej Pani Anieli i zimnego rosyjskiego czekisty Włodzimierza Putina, takie marsze zamiast niepodległości nikomu nie szkodzą.

Stanisław Michalkiewicz

piątek, 09 listopad 2012 12:36

Człowiek Gigant – śp. prof. Jerzy Przystawa

Napisane przez


tyminskiOdszedł od nas po długiej walce z rakiem wielki patriota, który całe swoje życie bezinteresownie poświęcił dla Polski.
Poznałem prof. Przystawę jako kandydat na prezydenta pod koniec pierwszej tury wyborów w listopadzie 1990 roku. Byłem wtedy w zapełnionej ludźmi auli Politechniki Wrocławskiej. W czasie "pytań i odpowiedzi" Profesor Przystawa wszedł na podium i z moim mikrofonem w ręku wygłosił dynamiczne przemówienie w mojej obronie, bo byłem wtedy pod wściekłym atakiem mediów, które wspierały kandydaturę premiera Tadeusza Mazowieckiego. Pan Przystawa jako radny miasta Wrocławia powiedział, że zauroczyła go moja książka "Święte psy" i że będzie na mnie głosował, ponieważ byłem jedynym kandydatem spoza "układu". Jego wsparcie bardzo mi wtedy pomogło znieść ataki wrogiej mi prasy, która mnie notorycznie dyskredytowała i poniżała. Po wyborach prezydenckich na jego prośbę przez rok sponsorowałem na jego wydziale amerykańskiego studenta fizyki jądrowej.


Tak poznałem bardzo inteligentnego człowieka, który był wykładowcą fizyki jądrowej, dynamicznym mówcą, pełnym argumentów publicystą oraz niezmordowanym organizatorem. Jego marsze JOW wymagały wiele trudu organizacyjnego, ale były każdego roku kontynuowane.
W następnych latach często spotykałem się z Profesorem Przystawą, kiedy był nękany przez sądy jako krytyk gigantycznej grabieży funduszu FOZZ. Jako przewodniczący i założyciel JOW.PL niezmordowanie przez ponad dwie dekady promował konieczność zmiany ordynacji wyborczej z proporcjonalnej na większościową. Dzięki jego nieustannej pracy powstała silna ogólnopolska organizacja JOW.PL, która obecnie stanowi silne zaplecze administracyjne ponownej próby zebrania podpisów koniecznych do referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej. Po internetowym zgłoszeniu ponad 100.000 ochotników do zebrania tych podpisów do ZMIELENI.PL, lider tej akcji Pan Paweł Kukiz dał Profesorowi Przystawie honor złożenia pierwszego podpisu na nowym formularzu. Kilka godzin później zatrzymało mu się serce osłabione długą walką z chorobą i przejęte emocją tego wydarzenia. Mimo natychmiastowej reanimacji Profesor Przystawa nie odzyskał przytomności aż do śmierci.


Dobrze pamiętam jego słowa, kiedy mu się poskarżyłem, że byłem zmęczony pracą polityczną w Polsce. Prof. Przystawa powiedział mi wtedy, żeby nigdy nie oczekiwać od Ojczyzny zapłaty ani wdzięczności i abym pamiętał, ilu Polaków straciło życie w bezinteresownej walce o wolność.
Trudno mi tu w krótkim formacie tej eulogii opisać szczegóły ogromnego poświęcenia i pracy Profesora Przystawy dla nas, Polaków. Był on zawsze dla mnie przykładem bezinteresownego patrioty w czasie, kiedy patriotyzm jest prawie zakazany na korzyść promowanego dziś przez media głównego nurtu kosmopolityzmu. Ale Profesor Przystawa nigdy nie pozwolił na upolitycznienie organizacji JOW.PL, ponieważ uważał, że wyborcza ordynacja większościowa powinna być dostępna dla wszystkich Polaków, bez względu na orientację i poglądy.


Odszedł od nas człowiek wielkiego formatu – gigant w walce o wolność i demokrację. Zostawił nam nadzieję, że po zmianie ordynacji wyborczej na większościową Polacy z czasem nauczą się wybierać ludzi rozumnych, prawych i uczciwych na swoich reprezentantów do Sejmu i do Senatu. Mam nadzieję, że ten jego testament stanie się ciałem według jego woli. Wtedy w Polsce powstanie prawdziwa elita ludzi, którzy zadbają, aby Polska była kochającą matką, a nie okrutną macochą.


Wszyscy wiemy, że nasz czas na tej ziemi jest ograniczony. A nasz koniec często bywa smutny i przykry. Ale przede wszystkim musimy pamiętać o długim życiu człowieka, który od nas odszedł, i musimy cieszyć się z tego, co dla nas za życia zrobił. A ciebie, Profesorze Przystawa, zawsze będziemy pamiętać jako niezmordowanego patriotę, który nas przygotował do wielkiej zmiany stylu wyboru naszych reprezentantów, naszych przyszłych liderów. Dzięki ci za przyjaźń, troskę i wielki wkład pracy w rozbicie chmur nad Polską, aby nas ociepliło światło wolności.


Stanisław Tymiński
5 listopada 2012
Acton, Ontario, Kanada
www.rzeczpospolita.com

sobota, 03 listopad 2012 01:49

Widziane od końca: Spontaniczność sterowana

Napisał

kumorAKiedy człowiek urodził się i wychował w kraju prowokacji, czyli w komunizmie, zdaje sobie sprawę, czym jest spontaniczność sterowana; wie, że scenariusze przygotowuje się na każdą ewentualność.

Czy wykrycie śladów trotylu we wraku prezydenckiego tupolewa to kolejne rozdanie w grze "dużego pałacu" (wpływów rosyjskich) z "małym" (wpływami niemieckimi czy amerykańskimi)?
Niewykluczone.
1. Dlaczego trotyl?! Gdyby to mieli być Rosjanie, to wcześniej w Samarze oni właśnie remontowali samolot; gdyby to oni chcieli go strącić, mogli to zrobić na 20 różnych trudno wykrywalnych sposobów, poczynając od urządzeń nawigacyjnych po detonatory w zbiornikach paliwa. Jak wiemy, do strącenia bombą samolotu pasażerskiego wystarcza czasem kropla. Minowanie tupolewa trotylem to jakaś farsa, no chyba że autor katastrofy jest wielkim oryginałem i chce się pod swym dziełem podpisać.
2. Dlaczego dzisiaj? Dlaczego przez tyle lat nikt tych śladów nie zbadał – nawet po amatorsku? Za pomocą niezbyt skomplikowanej aparatury i kilku dolarowych stówek otwierających bramy do złomu po tupolewie można było sprawę sprawdzić.
A zatem...


•••


Rozważanie przyczyn zjawisk politycznych przypomina próbę opisania życia ryb na podstawie kilku sesji wędkowania. – Mamy na ten temat niewiele prawdziwych informacji, a te, którymi dysponujemy, w wielu wypadkach są rezultatem różnych wrzutek i kłamstw.
Wszystko więc, co możemy zrobić, to pogawędzić sobie trochę o tym, co nam się w głowie układa; ot, poszeregować "wędkarskie" obserwacje.
Idźmy po kolei...


Nie jest wykluczone, że w obliczu słabnącego znaczenia i malejącego potencjału militarnego USA, Żydzi zdecydują się na wojnę na Bliskim Wschodzie.
Jest to dla nich samych dość ryzykowne przedsięwzięcie. Dlatego by zmniejszyć ryzyko, Tel Awiw usiłował "okrążyć" Iran, zmniejszając siłę wsparcia tradycyjnych sojuszników Iranu – Rosji i Chin. Między innymi w tym celu USA "resetowały" stosunki z Moskwą, zaś prezydent Izraela zapewniał prezydenta Putina o dozgonnej wdzięczności dla Armii Czerwonej za "wyzwolenie" i wsparciu medialnym rosyjskiej wersji polityki historycznej, wedle której AC – "wyzwoliła Europę", a nie – jak pamięta się w Polsce – przyniosła gwałty, mordy i nową okupację.
Mimo tych prorosyjskich gestów Rosja nie chce jednak jeść Żydom i Ameryce z ręki – wspiera reżim syryjski i śle uzbrojenie dla Iranu. Kreml gra własną grę. Ta "niesforność" powoli wyczerpuje cierpliwość na Zachodzie, a zwłaszcza u polityków kieszonkowego mocarstwa. Stąd i potrzeba stworzenia punktów zaczepienia, które można wykorzystać przeciwko Rosji.
Wróćmy do Polski, gdzie opcja prożydowska, choć rzadko publicznie artykułowana, zawsze miała silne poparcie większości rządzących elit, od Kwaśniewskiego po śp. Lecha Kaczyńskiego. Ten ostatni podczas wizyty w Izraelu, przemawiając na zamkniętym spotkaniu do byłych żołnierzy Andersa (czytaj "palestyńskich" dezerterów od Andersa), powiedział:


– Niezależnie od tego, czy będzie panował pokój, czy będą leciały rakiety. My w Polsce na ogół szczególnie strachliwi nie jesteśmy. A więc dlatego, żeby pokazać, że nam na stosunkach z Izraelem, na sojuszu, zależy w sposób szczególny.
– Armia polska jest obecna w Iraku w dużym stopniu ze względu na nasze związki z waszym państwem. Nasza armia jest obecna, ale będzie w większej liczbie obecna, w Libanie, z tych samych względów. Nasze odpowiednie służby współpracują na licznych odcinkach z waszymi, też ze względu na to, o czym przed chwilą mówiłem.
Tak jest i mogę państwa zapewnić, że chociaż rządy w Polsce się zmieniają, jak w każdym demokratycznym państwie, raz jedni wygrywają, a raz drudzy, ostatnio wygraliśmy my, ale nie jest wykluczone, że w przyszłości wygra ktoś inny – nie chcielibyśmy tego, oczywiście (śmiech), nie można tego wykluczyć, to polityka wobec Izraela się nie zmieni.


Kontynuatorem tej wizji sojuszu nowej Polski z Ameryką i Izraelem ("Żydzi rządzą Ameryką, a więc dzięki sojuszowi z nimi uzyskamy amerykańskie gwarancje") jest Jarosław Kaczyński. Dlatego m.in. w pismach kojarzonych z PiS-em, typu "Gazeta Polska" czy "Nowe Państwo", nie uświadczysz krytyki Izraela, nie przeczytasz sensownych tekstów geopolitycznych o gasnących Stanach Zjednoczonych.
A więc – wracając do sprawy smoleńskiej – konglomerat interesów silnie obecnych w Polsce stawia w tym momencie na Jarosława i jego drużynę; dlatego nagle zaczęły się poprawiać słupki oficjalnych sondaży i niewykluczone, że na fali antyrosyjskiego zamachowego uniesienia patriotycznego uda się podnieść PiS do władzy.
Być może właśnie po to, by Polacy gładko przełknęli kryzys, a Polska stanęła ramię w ramię z Izraelem "w tym, szczególnym sojuszu".
W powyższym "rozwinięciu" teoria trotylowego zamachu dokonanego na terytorium Rosji przez "wiadomo kogo", może zostać korzystnie wykorzystana.
Wspomniany konglomerat dałby nam na jakiś czas rozwinąć stare proporce, byśmy się łudzili, że w tej wojnie umierać będziemy we własnej sprawie...


Andrzej Kumor
Mississauga


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Ewakuacja bocznymi drogami przybyłej w rejon Przemyśla wycieczki, szkolenie wojskowe, integracja młodzieży z odległych części Polski, a przede wszystkim aktywny udział w odkłamywaniu dziejów polskiego podziemia niepodległościowego, walczącego na terenie południowej Polski w latach 1939–56 – wszystko te elementy złożyły się na istotę III Rajdu Szlakami Żołnierzy Wyklętych Samodzielnego Batalionu Operacyjnego Narodowych Sił Zbrojnych mjr. Antoniego Żubryda "Zucha", odbywającego się w dniach 26-28 października na Podkarpaciu.

W rajdzie uczestniczyło blisko 70 osób z różnych rejonów Polski, m.in. z województwa łódzkiego, Podkarpacia, ale nie zabrakło również kolegów z tak odległych miast, jak Hel czy Gdańsk, których nie odstraszyła ani zimowa aura, ani 14-godzinna podróż przez tzw. Polskę w budowie. Silna reprezentacja przybyła także z centralnego Podhala. Swoją obecnością zaszczycili nas Goście Honorowi w postaci synów dwóch bohaterów antykomunistycznego podziemia – syn mjr. Antoniego Żubryda "Zucha" – Janusz Niemiec oraz syn mjr. Józefa Kurasia "Ognia" – Zbigniew Kuraś. Organizatorem przedsięwzięcia była Fundacja Strzelecka oraz Komitet Założycielski Związku Strzeleckiego Rzeczypospolitej (www.zsrstrzelec.pl).
Patronatem honorowym objęli Rajd: Zuzanna Kurtyka, syn mjr. Antoniego Żubryda "Zucha" – Janusz Niemiec, syn mjr. Józefa Kurasia "Ognia" – Zbigniew Kuraś, dowódca komp. zgrupowania mjr. "Ognia" – ppłk. Kazimierz Paulo "Skała", poseł na Sejm RP - Piotr Babinetz, starosta brzozowski – Zygmunt Błaż oraz Klub Gazety Polskiej w Brzozowie. Patronatem medialnym objął wydarzenie portal www.pomniksmolensk.pl.
Zgrupowanie uczestników rajdu zgodnie z planem rozpoczęło się 26 października na terenie kompleksu sportowego w Birczy, gdzie uroczyście powitał zgromadzonych komendant główny Związku Strzeleckiego Rzeczypospolitej, mł. insp. Marek Olczyk oraz przedstawiciel gminy Bircza.
Zadaniem grupy strzeleckiej było ubezpieczenie przemarszu dla grupy ludności cywilnej z Birczy przez Lipę oraz Borownicę na pierwszy nocleg w Witryłowie. W Borownicy pod miejscowym kościołem uczestnicy rajdu zapoznali się z tragiczną przeszłością wsi w trakcie wojny oraz podczas pacyfikacji wsi przez UPA (sotnię Łastiwki). Kolejny dzień także obfitował w szkolenie, tym razem w zakresie walki wręcz.
Niedziela, 28.10.2012, była zwieńczeniem rajdu, zarówno pod względem szkoleniowym, jak i pod kątem zaplanowanych uroczystości. W zainscenizowanym sprawdzianie nabytych umiejętności strzelcy musieli dokonać kontroli drogowej pojazdu, w którym była przewożona broń oraz środki odurzające. Następnie uczestnicy udali się do Brzozowskiej Kolegiaty na Eucharystię sprawowaną przez ks. Franciszka Gocha – miejscowego proboszcza. W Mszy Świętej uczestniczył Sztandar Konspiracyjnego Wojska Polskiego – organizacji niepodległościowej i antykomunistycznej działającej od kwietnia 1945 r., głównie na terenie województwa łódzkiego, ale także w województwach śląskim, poznańskim i kieleckim.
Po mszy w Brzozowskiej Kolegiacie uczestnicy rajdu przemieścili się autokarem do wsi Malinówka. Pod krzyżem na skraju lasu zapalono znicze w hołdzie zamordowanym przez Urząd Bezpieczeństwa Antoniemu i Janinie Żubrydom oraz żołnierzom NSZ Batalionu "Zuch", po czym przewodniczący Rady Powiatu Brzozowskiego – Henryk Kozik poprowadził uczestników w głąb lasu, aby wskazać prawdziwe miejsce zabójstwa małżeństwa Żubrydów. Uroczystości odsłonięcia i poświęcenia pomnika na miejscu zabójstwa małżeństwa Żubrydów, w obecności uczestników rajdu oraz zaproszonych gości, m.in. posła RP – Piotra Babinetza, Janusza Niemca oraz Zbigniewa Kurasia, dokonał proboszcz parafii Malinówka ks. Kazimierz Surowiec.
Na miejscu zapalono znicze, odczytano okolicznościowy list Zuzanny Kurtki oraz oddano salwę honorową. Po uroczystościach w lesie uczestnicy rajdu przetransportowani zostali do kompleksu Nadleśnictwa Brzozów, gdzie przy ognisku każdy z uczestników mógł posilić się grochówką. Na zakończenie komendant Rajdu st. sierż. Andrzej Pocztański podziękował wszystkim uczestnikom za przybycie, ciepłą, miłą, koleżeńską atmosferę oraz zaprosił wszystkich zgromadzonych za rok.
Organizatorzy III Pieszego Rajdu Szlakami Żołnierzy Wyklętych Samodzielnego Batalionu Operacyjnego Narodowych Sił Zbrojnych mjr. Antoniego Żubryda „Zucha” składają podziękowania wszystkim uczestnikom wydarzenia, którzy przyjechali z wielu zakątków naszego kraju. Wielkie podziękowania należą się Władzom Samorządowym Gminy Bircza i Dydnia, Staroście Brzozowskiemu – Zygmuntowi Błażowi, Przewodniczącemu Rady Powiatu i fundatorowi pomnika – Henrykowi Kozikowi, Dyrektorowi Zespołu Szkół Ekonomicznych Brzozowie – Jerzemu Olearczykowi wraz z obsługą oraz leśniczemu Andrzejowi Gburowi.


Magdalena Warych

 zubryd1

List Zuzanny Kurtyki do uczestników III Rajdu Szlakami Żołnierzy Wyklętych mjr. Antoniego Żubryda "Zucha":


Szanowni Państwo,
To dla mnie ogromny zaszczyt pełnić patronat honorowy nad rajdem poświęconym pamięci jednego z oddziałów Żołnierzy Wyklętych. Przywracanie Ich do istnienia w zbiorowej pamięci narodu polskiego było misją życia mojego męża. Dziś, kiedy nie ma go już wśród nas, staram się wspierać tak jak mogę ludzi, którzy ją kontynuują, chociaż, co tu ukrywać, mogę niewiele.
Bardzo cieszyłam się, że będę dzisiaj razem z Wami, ale życie pisze swoje scenariusze rzadko kiedy zgodne z naszymi planami. Jestem dziś w małej wiosce na przedgórzu Gór Świętokrzyskich, na pogrzebie mojego wuja, a zarazem ojca chrzestnego. Choć zwykły chłop, też był żołnierzem Armii Krajowej, a po wojnie więźniem politycznym. Z nikim o tych czasach nie chciał rozmawiać i nie powiedział nic do końca swego życia. Dlaczego? Można jedynie snuć różne hipotezy.
Ci, którzy oddali swe życie za suwerenność Polski muszą zostać uhonorowani i docenieni jeżeli chcemy być wolnym narodem. Tylko w oparciu o pamięć o nich możemy dziś opierać się próbom zawłaszczenia naszej historii, religii i moralności przez nie liczących się z nikim i niczym nihilistów, kosmopolitów i renegatów. Nasi Bohaterowie mają wielką moc i dlatego są przez te środowiska, zgromadzone dziś wokół Gazety Wyborczej i TVN- u, tak agresywnie niszczeni. Byli oczywiście niszczeni przez ich protoplastów tzn. komunistów w czasach PRL, którzy dziś ponownie wrócili na salony partii rządzącej. Dla naszego narodu to wstyd i hańba. Dlatego każda forma upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych jest dziś jak bicz, którego się boją. Dlatego także każda forma upamiętnienia Ofiar Smoleńska, to jak kubeł święconej wody wylanej na tzw. "salon".
Dano nam do ręki ogromnie ważne i skuteczne narzędzie walki i dlatego proszę Was byście nie dali go sobie wytrącić. Trwali w swej postawie mimo wszystko i ponad wszystko. Raz jeszcze dziękuję z całego serca i wszystkich pozdrawiam.


Zuzanna Kurtyka

While there may be some fragmentary tradition of Polish émigré writing in Canada, there are comparatively few Polish-Canadian writers born in Canada.

The three major figures of Polish émigré writing in Canada are, it could be argued, Melchior Wankowicz, Waclaw Iwaniuk, and Benedykt Heydenkorn. Heydenkorn is mentioned here because of his huge achievements in the area of sociological works about the Polish-Canadian community, especially those published by the Canadian-Polish Research Institute in Toronto.


Some other figures engaged in writing and literary pursuits that were born in Poland include: Florian Smieja, Bogdan Czaykowski, Andrzej Busza, Adam Tomaszewski, Barbara Sharratt, Eva Stachniak, Eva Karpinski, Stanislaw Stolarczyk, Marek Kusiba, Andrzej Pawlowski, and Jaroslaw Abramow-Newerly.


stachniakOf these persons, Eva Stachniak is today probably the most prominent, having achieved considerable success in Canada and the U.S., especially with her most recent bestselling novel about Catherine the Great of Russia.


Edward Mozejko was a prominent professor of literature at the University of Alberta (Edmonton).


Tamara Trojanowska is the leading professor in the Polish Language and Literature program at the University of Toronto. She is extremely energetic, and has organized at least two international conferences on Polish themes at the University of Toronto, most notably in February 2006. Piotr Wrobel holds the Chair of Polish History at the University of Toronto. Irena Tomaszewski was born in a Soviet labour camp during the Siberian deportation, and has brought to publication, for example, the prison letters of Krystyna Wituska – who was imprisoned and eventually executed by the Germans during World War II. The book is entitled, I Am First a Human Being (Montreal: Vehicule Press, 1997).


Zbigniew Izydorczyk teaches Medieval Literature at the University of Winnipeg. Together with Kazimierz Patalas of the Freshwater Institute in Manitoba, he brought to fruition the appearance of Providence Watching: Journeys from Wartorn Poland to the Canadian Prairies (Winnipeg: University of Manitoba, 2003). This was an English translation of a work which professor Patalas put together with considerable effort, "Przez boje, przez znoje, przez trud: Kombatanckie losy" (Through battles, privations, and hardship: The fate of Polish soliders) (Winnipeg: Polish Combatants' Association – Group 13, 1996).
The number of senior academics in Canada who could be identified as belonging to the Polish-Canadian community is relatively small, especially in the more socially- and culturally-impacting areas such as the social sciences and humanities. It could be argued that the holding of academic positions in medicine, sciences, engineering and other technical areas, and business, has relatively small social and cultural impacts. By comparison, the number of, for example, academics of Ukrainian descent in Canada (especially those focussing on humanities and social sciences) is far, far larger.


Let us now look at some of the memoirs published in the English language.
In 1989, there appeared Kon Piekarski's Escaping Hell: Memoirs of a Polish Underground Officer in Auschwitz and Buchenwald (from Dundurn Press).
In 1990, B.D.E. Prazmowski published Eagle's Brood: A Life in the Polish Resistance (a work of history-based fiction).
One of the latest memoirs to appear (of those published by a professional Canadian publisher) is Without Vodka, by Aleksander Topolski (McArthur & Company, 2000).


In 1995, there appeared the work of history-based fiction, Uncrowned Eagles, by Witold Ulan (edited by Adrienne Scott), which sought to bring a perspective on the Communist and Solidarity period in Poland to a North American audience.
In 2004, the University of Toronto Press published Lilka Trzcinska-Croydon's The Labyrinth of Dangerous Hours: A Memoir of the Second World War.
In 2006, Janusz Karpinski's It's a Long Way to Glasgow, which is largely a "Siberian memoir" appeared.
I think I have mentioned only the most prominent (or generally known to me) individuals and books above. I would invite other persons to write in a systematized fashion about other individuals and books of Polish-Canadian émigré writing and scholarship (especially in the humanities and social sciences), that they may be better aware of.


Mark Wegierski

piątek, 02 listopad 2012 18:26

Jestem na wsi, koło Bremy...

Napisane przez

RatajewskaDzisiaj mijają dwa tygodnie, jak tu przyjechałam. Jechałam zupełnie w nieznane. Następny niemiecki dom. I jest to dom na wsi, a pani starsza, którą się opiekuję, ma 94 lata. Opieka moja to 24 godziny na dobę. Mam w ciągu dnia dwie godziny wolnego. Wtedy najczęściej jadę na zakupy. W czasie tej jazdy czuję się, jakbym cofnęła się o sto lat i była służącą na wsi.

Rower bez przerzutek. Przed jazdą go pompuję, ale często powietrze mi całkiem ucieka, jak ostatnio. W końcu dałam sobie radę, napompowałam i nie musiałam pani starszej prosić o samochód. Żadnej opiekunce nie pozwoliła jeździć jej samochodem. Woli płacić za taksówkę, która wiezie opiekunkę do marketów, do sąsiedniego miasteczka. Samochód stary, nic takiego. Ale jej. Ona jest bardzo apodyktyczna. Po dwóch tygodniach już może troszkę mniej. Dzisiaj na przykład pozwoliła mi wyrzucić jej dżinsową czapkę z daszkiem. Miała na pewno kilkadziesiąt lat i wiele lat na pewno nie była prana. Brudna, porwana i tydzień temu, jak przyszły dwie Niemki i razem zrywałyśmy jabłka z drzewa, to pani w tej czapce właśnie paradowała.
Te Niemki opiekowały się nią nie raz, zanim jeszcze przyszła moda na tańszą opiekę z Polski, więc pewnie mniej się dziwiły tej czapce niż ja, która dopiero co przybyłam.


Czapę wyrzuciłam. Wytłumaczyłam jej, że szkoda proszku, szkoda prądu. Poza tym ona ma jeszcze trzy podobne czapki. Może trzeba było uprać po cichu i na pamiątkę jej zostawić? Ale ona się zgodziła, temat zamknięty.
Jak przybyłam, pani starszej niemieckiej kręciło się od rana w głowie. Spacery całkowicie ją wyleczyły, aż dziwne to. Nie wiem, od jak dawna ona nie wychodziła z domu, spacerowała tylko po korytarzu. Muszę się tym pochwalić, że przekonałam ją i poszłyśmy na pierwszy spacer. To był bardzo ostrożny spacer. Nie rozmawiała ze mną, tylko patrzyła pod nogi. Powoli, w czasie następnych spacerów zaczęła wzrokiem obejmować kwiatki rosnące przy chodniku, potem krzewy z piękną barwą liści. O, jak mi się poetycko napisało…
Od wczoraj spacerujemy już dwa razy na dzień. Dzisiaj znów postęp, bo pani w domu przeszła kawałek bez swojego chodzika. Zupełnie o nim zapomniała. Cieszę się, niech będzie zdrowa.
Dzisiaj przyjechał do niej 30-letni wnuk, a jutro przyjedzie rano siostrzeniec, czyli ojciec tego wnuka. Moja pani nie miała męża ani dzieci. Wysoka, szczupła i dość wyprostowana, jak na te lata.


Analizuję sobie jej sposób odżywiania. Co sprawia, że niektóre osoby są zdrowe mimo upływu lat.
Są zdrowe na starość. Tak, niech będzie to słowo "starość".
Moja pani rano je ugotowaną na mleku pszenicę, którą zawsze mielę jej poprzedniego dnia, wieczorem. Nie używa pieprzu, papryki, żadnych przypraw w tym domu nie widać. Jest miód, mąka tylko z pełnego przemiału, czyli z otrębami, dużo je masła. Masło tylko kupuje z tego regionu. O, jacy z Niemców są patrioci regionalni!
Owoców nie jada, mięsa nie jada. Jajko może jedno w tygodniu. Chleb zamawia telefonicznie i jadę po niego specjalnie do piekarni. Jest to chleb jęczmienny.
Na obiad i kolację pani jada ziemniaki, gotowane w małej ilości wody.
Pije tylko zieloną herbatę, nie słodzi. U siebie w szafce ma gorzką czekoladę i herbatniki.
Jada zawsze o stałych porach.


Chodzi powoli, ale nogi ma dobre. Słabo widzi, ale przy dobrym oświetleniu całkiem dobrze.
Nie bierze żadnych leków. Jakby co, to mają jej życia nie przedłużać. Ma spisany taki cyrograf, który trzeba pokazać lekarzowi.
O, sąsiad jej kosi trawę przed domem. Za chwilę wkroczy do ogrodu naszego. Idę pozbierać jabłka, bo na pewno coś pospadało. Przejechałabym się takim koszącym samochodzikiem. Z tyłu trawy nie wyrzuca, tylko zbiera ją do dużej torby.
Moja pani starsza już przyjechała. Wnuk zawiózł ją do miasta. Mieli wziąć klucz środkowy, zapomnieli. Tymczasem pan zaczął kosić trawę i mogłabym nie usłyszeć dzwonka. Ale ja akurat zeszłam, poszłam pozbierać jabłka.
Niemka, znajoma tej pani, się ucieszy. Jest teraz chora, ale ja wszystkie jabłuszka uratowałam, pozbierałam w różne wiadra i miski. Będzie mogła sobie suszyć, ona ma jakąś specjalną suszarkę, która suszy w temperaturze 80 stopni.
Jutro przyjedzie ten drugi członek rodziny, ten wszystko załatwiający, ten, co mnie wyszukał, przeegzaminował z niemieckiego i mnie wybrał. Chociaż biuro miało kogoś tam innego wybranego. Jakąś inną opiekunkę. Ale przyjechałam ja i dobrze mi tutaj. Roboty nie jest za dużo i jest ona rozłożona w czasie.


Jutro będziemy omawiać m.in. sprawę mojego dnia wolnego. Powinnam mieć jeden dzień wolny w tygodniu, a tu już dwa tygodnie minęły.
Ale właściwie, to po co mi dzień wolny. Wcale nie czuję się przeciążona ani zmęczona. Codziennie rano dzwonię do męża, pod koniec śniadania. Dzwonię przez taki numer specjalny i takie połączenie jest bardzo tanie. Mąż czeka zawsze na mój telefon. Potrzebujemy tego, tych naszych rozmów. Przydałoby się więcej. Czasem jeszcze po południu spytam się jej, czy mogę zadzwonić, jak mnie weźmie tęsknota i gdy czuję się samotnie. Paskudnie samotnie.
Ale ostatnio zwróciła mi uwagę, że słuchawkę zostawiłam nie tam, gdzie trzeba, gdzie ona jest przyzwyczajona. I już postaram się obyć bez tych dodatkowych naszych rozmów.


Mąż mi zawsze opowiada, co będzie robił, co będzie gotował, gdzie był, kto do nas dzwonił i czy jakiś list przyszedł. I co słychać u córki, czy się które dziecko odezwało. I jak tam nasz najmłodszy, który tacie kroku dorównuje.
Późno wieczorem mamy Skype'a. Rozmawiam z mężem przede wszystkim. Odezwała się mama kolegi mojej córki, którą popchnęłam do przodu, ucząc ją niemieckiego. Mogła opuścić swojego męża – bijącego ją pijaka, który narobił długów, które ona teraz spłaca. Ale już drugi raz jest u tej samej osoby starszej w Niemczech, która ma demencję, ale jest bardzo miła. Więc rzuciła pracę szwaczki w zakładzie w swojej wsi, gdzie pracowała od poniedziałku do soboty za 1100 złotych miesięcznie. Męża jednak nie rzuciła.
Kuzynka wczoraj się odezwała. Poznałyśmy się dopiero w 2008 roku, na spotkaniu rodzinnym. Czyta teraz pewnie wszystko to, co do tej pory napisałam. Pochwaliłam jej się.

piątek, 02 listopad 2012 15:26

"Dokąd Polsko?" (1)

Napisane przez


aby mierzyć drogę przyszłą
trzeba wiedzieć skąd się wyszło
C.K. Norwid


To tytuł książki p. prof. Włodzimierza Bojarskiego. A podtytuł brzmi – Wobec globalizacji i integracji europejskiej. Książka została wydana w r. 2002, jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE. Ale nic nie straciła na aktualności. Wręcz odwrotnie, dzisiaj już gołym okiem widać, że analizy, opinie i prognozy pana profesora spełniły się i to aż nadto.
Od wydania tej książki upłynęło dokładnie 10 lat.


Najlepiej będzie, jeśli każdy z nas przeczyta tę książkę oraz zapozna się z podaną w niej bibliografią. W Internecie można znaleźć wiele tekstów i wystąpień prof. Bojarskiego. Wyszła jeszcze w 2006 r. książka profesora pt. "O przyszłość Polski. Problemy i wyzwania XXI wieku", która jest kontynuacją i rozwinięciem strategicznym myśli zawartych w poprzednich publikacjach z uwzględnieniem szerokiego kontekstu historycznego i europejskiego. Nakładem Klubu Inteligencji Polskiej ukazała się kolejna bardzo cenna praca prof. Włodzimierza Bojarskiego pt. "Jak było i jak jest naprawdę. CO ROBIĆ?", z podtytułem: "Refleksje dotyczące przemian lat 1979–2009". Niestety, nie znam tych książek jeszcze. Książkę "Dokąd Polsko?" zupełnie przypadkiem znalazłem na stoisku przygotowanym przez "Dom Kopernika" na tegorocznym Polskim Festiwalu na Roncesvalles i dzięki temu mogę ją tutaj w wielkim skrócie przedstawić, oczywiście tym, którzy tak jak ja nie znają jeszcze tej książki.
Przytoczę obszerne fragmenty z tej książki. Ale oczywiście będzie to tylko skromny obraz tego, co ona zawiera. Mam jednak nadzieję, że to wystarczy, aby zachęcić do lektury tej książki i do zapoznania się z przemyśleniami pana profesora na temat tego, co dzieje się w Polsce, co się dzieje z Polską i co się dzieje wokół Polski oraz do podjęcia odpowiedzialności za to, żeby Polska nie zginęła. Bo chociaż losy Polski zależą i od UE, i od Rosji Putina, i od "demokratycznie wybranych władz" w Polsce, i od działań partii politycznych, to oprócz tego zależą jeszcze ciągle od narodu i od woli Miłosiernego Boga, Ojca narodów.
Popatrzmy, czego my dokonaliśmy przez te 10 lat od czasu wydania tej książki i co oni zrobili z Polską przez te 10 lat. A rządy ich się jeszcze nie skończyły, więc możemy tylko oczekiwać jeszcze większego spustoszenia, o ile my im na to pozwolimy.


• • •


Pierwszy rozdział tej książki nosi tytuł "Globalizm".
"Trudno zrozumieć dzisiejszy świat, a nawet naszą polską historię i współczesność, powtarzając tylko bliskie nam stwierdzenia o katolickich korzeniach Europy. Do tradycji europejskich należy bowiem również podległość feudalna oraz zaprzeczające chrześcijaństwu niewolnictwo i kolonializm imperialny."
"Polska nigdy nie uczestniczyła w tym obłędzie imperializmu i dlatego ten nurt europejski wydaje się nam odległy, mniej ważny i jest mało znany. Ale przecież to także i my byliśmy parokrotnie w niewoli tych agresywnych sąsiednich państw imperialnych.
Nie tylko zresztą my, ale ponad pół świata!
To trzeba pamiętać i przypominać, choćby w największym skrócie i uproszczeniu."
"Cała prawie Europa Zachodnia rozwijała się i bogaciła przez wieki kosztem wyzysku kolonialnego."
"Carska imperialna Rosja parła nie tylko na Polskę, Finlandię, Turcję i Bałkany.
W XVIII i XIX wieku opanowała i skolonizowała stopniowo niezmierzone obszary Azji Północnej i Środkowej."
"Kolonializm był światowym systemem zniewolenia i wyzysku, degradacji rodzimych kultur, powstrzymania naturalnego rozwoju całych kontynentów. Dostarczał nowych środków technicznych i organizacyjnych trudnych do zasymilowania, powodujących destrukcję społeczną. Utrzymywał setki milionów ludzi w stagnacji i nędzy, czemu towarzyszył analfabetyzm i głód.
Ta spuścizna pozostała i trwać będzie przez pokolenia."
"Globalizm jest rezultatem świadomej polityki i działań podejmowanych w większości dla realizacji partykularnych interesów wąskiej grupy oligarchów światowych, kosztem wolności i warunków życia najszerszych rzesz ludzkości.
Reklamowane znoszenie barier i ograniczeń państwowych, na ogół dobrze służących ochronie krajowych interesów i rodzimych kultur, jest wykorzystywane przez potentatów zagranicznych dla wyzysku i zniewolenia, a nie dla dwustronnie korzystnych programów rozwoju słabszych gospodarczo rejonów świata."


"Z dzisiejszej perspektywy wielkiego kapitału, tradycyjny system kolonialny czy okupacyjny miał szereg wad i był stosunkowo mało efektywny. Wymagał on utrzymywania kosztownych oddziałów wojskowych i policyjnych, drogiej i mało efektywnej administracji kolonialnej, znacznych środków propagandowych i nie wyzwalał wszystkich możliwych korzyści.
Co gorsza – był zbyt czytelny dla wyzyskiwanych narodów.
Dziś groziłoby to wybuchami sprzeciwu społecznego i politycznego, niestabilnością warunków i nadmiernym ryzykiem gospodarczej eksploatacji.
Światowym kapitalistom potrzebny jest system wyzysku bardziej efektywny, tańszy i bardziej zafałszowany, aby nie budził większych sprzeciwów.
Taki system, nowy kolonializm lub neokolonializm, już istnieje i rozwija się."
I tak, krok po kroku, prof. Bojarski obnaża nam prawdę o otaczającej nas rzeczywistości.
"Ten system rosnących nierówności i wyzysku stanowi niewątpliwie odwrotną stronę medalu głośno reklamowanego rzekomo nieuchronnego i postępowego globalizmu.


Ale globalizm oparty na niesprawiedliwości i krzywdzie dziesiątków państw i miliardów ludzi nie ma przyszłości i musi upaść.
Czy uda się tego dokonać drogą pokojową – Pan Bóg to wie. Trzeba o to zabiegać i o to się modlić."
"W jaki sposób bronić się i dążyć do ograniczenia wyzysku neokolonialnego?
Pierwszym krokiem jest zrozumienie tego systemu i jego mechanizmów, a dalej – wyłonienie rządu narodowego, broniącego narodowego interesu.
W tym samym duchu powinni działać krajowi przedsiębiorcy, władze samorządowe, wszystkie instytucje publiczne. Konieczna jest solidarność wyzyskiwanych środowisk i narodów oraz międzynarodowa koalicja takich państw."
"Jak wykazano (W. Bojarski: »Efektywność systemowa przedsięwzięć gospodarczych«, Warszawa 2001), w dzisiejszych czasach każdy kraj, biedny i zacofany, ale suwerenny, zwolniony z obcych zależności, wyzysku i długów, ma szanse, przy niewielkiej autentycznej pomocy bogatych, wypracować i realizować własny program swojego rozwoju, zgodnego z własną kulturą, zasobami i oczekiwaniami narodu."


• • •


Pamiętajmy, że te wszystkie uwagi sformułowane zostały jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE. Książka ukazała się w r. 2002.
Następny rozdział tej książki nosi tytuł "Europa".
"W organach UE i jej poczynaniach dominuje antychrześcijański i antynarodowy duch masoński, kapitalistyczny i kolonialny. Zresztą od początku przy budowie tych struktur nie było mowy o żadnych korzeniach czy wartościach chrześcijańskich, ale o »zastąpieniu odwiecznej rywalizacji połączeniem podstawowych interesów«."
"W 2000 r. podczas nowego historycznego zjazdu gnieźnieńskiego pięciu prezydentów państw europejskich, prezydent Niemiec Johannes Rau stwierdził: »W Europie już prawie żaden kraj nie jest zwolennikiem chrześcijańskiego modelu człowieka. Dlatego też potrzebujemy własnej nowej Europy, nad którą nie ma już żadnego kościelnego parasola«. Stwierdził, że trzeba wytworzyć »nowe wartości europejskie«, takie jak tolerancja, wolność, demokracja i prawa człowieka.
W ten sposób wskazany został kanon nowej ateistyczno-kosmopolitycznej, ideologicznej i despotycznej antyreligii.
W praktyce oznacza ona wolność dla chciwości, zakłamania, manipulacji społecznej, zdziczenia seksualnego i wszelkiej demoralizacji, do wykpiwania i napiętnowania wartości moralnych, narodowych i religijnych.
Praktyka ostatnich lat coraz wyraźniej pokazuje, czym będą »nowe prawa człowieka«.
Z wielkich i pięknych praw człowieka, opartych na wartościach chrześcijańskich, pozostało niewiele. Propaguje się natomiast antywartości: aborcję, małżeństwa homoseksualne, wolne związki i rozwody, eutanazję, legalizację słabych, a później wszelkich narkotyków, manipulacje embrionalne i klonowanie człowieka, samowolę i deprawację dzieci, kontrolowanie przez nich rodziców i nauczycieli."
"Aby się temu wszystkiemu zbytnio nie dziwić, trzeba pamiętać o czterech głównych nurtach czy rodowodach dzisiejszej cywilizacji zachodniej.
Najstarszym jest spuścizna wielkiej kultury antycznej starożytnej Grecji i Rzymu, a w niej podstawowe pojęcia prawdy, dobra i piękna, przyjaźni i wierności, pojęcia obywatelstwa, cnót obywatelskich i republiki, pojęcia ładu, obyczaju i prawa.
Do tego dochodzi starożytna filozofia i religia, wprawdzie pogańska, ale nie bezbożna.
Na tych wartościach antycznych budowało chrześcijaństwo, oczyszczając i niezwykle ubogacając kulturę antyczną o prawdziwe wartości duchowe, rozwijało coraz szerszą oświatę, naukę, kulturę, budownictwo, państwo stanowe i wspólnotę państw chrześcijańskich.
To drugi, podstawowy nurt cywilizacji europejskiej.
Trzeci nurt kształtował się powoli, w opozycji do drugiego, a niekiedy i pierwszego (…). To ten nurt przygotował i zwyciężył w wielkiej rewolucji francuskiej i od tego czasu inspiruje i wspiera rewolucje w wielu krajach świata.
Już w okresie rewolucji francuskiej rozważał możliwość wytrucia gazem, w imię wolności i równości człowieka, całej prowincji Wandei broniącej wiary religijnej. Ostatecznie, z braku gazu, rozprawił się wówczas z przeciwnikami po staremu, ogniem i mieczem.
Dziś jednak stosuje już nowoczesne środki.
Czwarty rodowód krajów UE stanowi, związana głównie z protestantyzmem, tradycja kolonialna państw zachodnich i ich nowsze doświadczenia neokolonializmu."


Emanuel Czyżo
Toronto

piątek, 02 listopad 2012 15:12

Biskupi a polskość

Napisane przez

chojeckiJan Pospieszalski drwi dziś z kard. Nycza i na koniec stawia pytanie: "Nie mogę tylko pojąć, dlaczego teraz Kardynał przerywa milczenie?". Nie wierzę, że nie zna na nie odpowiedzi. Ale udzielenie jej wprost, wywraca do góry nogami cały gmach prawicowej wizji polskości. Nasza opozycja jest więc w sytuacji bez wyjścia i miota się w kręgu ironii i aluzji.


Dotychczas obowiązywał model, że katolicyzm jest ostoją polskości, a wsparcie biskupów jest niezbędne w każdym patriotycznym projekcie. Dla człowieka patrzącego chłodno na historię ostatnich kilkuset lat, ten filar myślenia polskich patriotów nie ma mocnego poparcia w faktach. Upadek państwa polskiego skorelowany był ze zdradziecką działalnością polskich biskupów i magnatów. Gdy 17 kwietnia roku 1794 powstańcy kościuszkowscy zdobyli ambasadę Rosji, oniemieli, odkrywając listę zdrajców. Prymas Poniatowski popełnił samobójstwo, a kilku biskupów powieszono. Wtedy Polacy nie zamykali jeszcze oczu na fakty. Historia naszych późniejszych zrywów narodowych niezmiennie była połączona z rozczarowaniem, jakie spotykało patriotów ze strony Rzymu. Jeszcze podczas I wojny światowej Roman Dmowski usłyszał w kurii rzymskiej: "Polska niepodległa? Ależ to marzenie, to cel nieziszczalny...".


O czasach nam bliższych Sławomir Cenckiewicz tak niedawno napisał: "...(Watykan) stanął przed dramatycznym wyborem: jeśli uroczyście potępi ideologię komunizmu, to tym samym pogrzebie ekumeniczny charakter soboru, bo zbojkotują go prawosławni, jeśli zaś zrezygnuje z anatemy i przymknie oko na prześladowanie Kościoła pod rządami bolszewików, to zdradzi swoich wiernych, ale kontrolowani przez Moskwę prawosławni przystąpią do dialogu i wyślą na sobór swoich obserwatorów". "Uważam Rze – Historia" nr 3 ("Sobór w cieniu Kremla").
Co na SW II wybrali purpuraci, wiemy.


Dlaczego więc dziś dziwimy się postawie naszych biskupów? Przecież to dzieci tego soboru i nominaci popierających go papieży!
By uzmysłowić psychologiczną zależność stojącą za ślepotą Polaków na prawdziwe zagrożenia, sięgnę do dwóch przykładów. W roku 1939, a szczególnie po pakcie Ribbentrop-Mołotow, było oczywiste, że szykuje się nowy rozbiór Polski. Ale nasza patriotyczna elita przygotowała się tylko do odparcia zagrożenia z Zachodu i nawet w obliczu sowieckiej agresji nie wypowiedziała Stalinowi wojny. Dlaczego? Bo przyjęcie do wiadomości prawdy oznaczało katastrofę, a my woleliśmy karmić się fałszywą nadzieją. Inne horrendum – po wkroczeniu Sowietów na ziemie polskie w 1944 roku miał miejsce wielokrotnie ćwiczony teatr "rozmów podziemia z Sowietami". Nabierali się nań zarówno dowódcy najwyższego szczebla, jak i poszczególne oddziały partyzanckie. Wynik był za każdym razem identyczny, ale kolejni nasi oficerowie i politycy połykali haczyk. Dlaczego? Jak ujął to przed śmiercią serialowy ("Czas honoru") major Krawiec: dali nam to, w co chcieliśmy uwierzyć (cytuję z pamięci).


Czy polscy patrioci dalej będą z "opadem szczeny" obserwować kolejne przejawy zaprzaństwa swoich biskupów i zadawać bezradne pytania w rodzaju: "Nie mogę tylko pojąć, dlaczego teraz Kardynał przerywa milczenie", czy też po męsku ocenia sytuację? A jest ona dziecinnie prosta – biskupi, jak przystało na elitę słabego narodu, orientują się na silniejszego. Gdy zaprosili ich komisarze z Brukseli przed euroreferendum, gremialnie zaczęli wychwalać nam zalety bezbożnej Unii. Gdy główny komisarz Moskwy tupnął nogą, pobożne zaapelowali, "oby każdy Polak w każdym Rosjaninie i każdy Rosjanin w każdym Polaku widział przyjaciela i brata", doskonale wiedząc, że wchodzą w alians z winowajcami Smoleńska i następcami morderców z Katynia. Być może część hierarchów nie robi tego ze strachu czy osobistego interesu. Może wierzą wzorem konfederatów targowickich, że polskość można uratować tylko w sojuszu z Rosją. Być może dla części miraż katolicyzacji Rosji jest większą wartością niż wierność Polsce. Nie ma to dla nas większego znaczenia – polscy biskupi już wybrali suwerena, pytanie teraz, co wybiorą polscy patrioci?


Paweł Chojecki


Więcej o tych trudnych i przemilczanych sprawach w aktualnym numerze
"idź POD PRĄD"

piątek, 02 listopad 2012 15:03

Podłość postępowa

Napisał

ligezaJak już kiedyś wspominałem, doprowadzenie kostuchy pod wskazany adres to żadna filozofia. Podobnie żadna to sztuka – zabić. Natomiast poziom mistrzowski osiąga się, obudowując konkretną śmierć potiomkinowską fasadą profesjonalnie przeprowadzonej katastrofy lotniczej. Czy też profesjonalnie popełnionego samobójstwa.
Ktoś żywi jeszcze jakieś wątpliwości, że coś mocno cuchnie? Być może ktoś taki rzeczywiście tu i ówdzie jeszcze się kręci, wszelako ludzie rozsądni dawno przestali się oszukiwać. Cuchnie, nawet jeśli niekoniecznie trotylem. Cuchnie tym bardziej, że nie ma znaczenia, kto zasiada w parlamencie, kto kieruje rządem, kim jest prokurator generalny czy komendant główny policji. Nie ma znaczenia, ponieważ w Polsce pod rządami tuskoidów z Platformy Obywatelskiej to nie parlament i nie rząd, lecz persony składające się na "grupę trzymającą władzę" ustalają reguły gry. Nie przejmując ani "państwem prawa", ani demokracją, ani w ogóle niczym.
Jakże przewidująco w kontekście ostatnich wydarzeń brzmi wyznanie śp. Janusza Kurtyki, poczynione w obecności dziennikarki Anny Pietraszek na cztery dni przed tragicznym lotem do Smoleńska: "Demontaż państwa już się skończył, teraz zaczną znikać ludzie".

Się posprząta
Dlaczego musiał "zniknąć" członek załogi jaka-40, którym 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska lecieli dziennikarze, a który twierdził (i nigdy nie zmienił zdania), że kontroler wieży smoleńskiego lotniska pozwolił załodze rządowego tupolewa zejść na wysokość 50 metrów? Depresja? Kłopoty rodzinne? Hazard? Choroba pradziadka? Nie ma obaw, coś się wybierze, coś się dopasuje. Najważniejszy i tak jest metabolizm. Jak to ujął jeden z blogerów: "należałoby pobrać ze zwłok próbki płynów ustrojowych i tkanek natychmiast po śmierci, i natychmiast badać je metodami spektroskopii masowej. Ale komu by się w Polsce chciało w tym celu specjalnie przychodzić do pracy w weekend".
Ot, kolejny zwariowany wyznawca spiskowej teorii dziejów. Przecież w Polsce nie zdarzają się morderstwa polityczne, gdzieżby. Są tylko wypadki drogowe, zawały serc, udary mózgów, a przede wszystkim są samobójstwa. I są ekipy sprzątające bałagan, jaki po tych wydarzeniach chwilowo powstaje. Wszystko oficjalnie, wszystko zgodnie z procedurami, wszystko lege artis. Się nabałaganiło, się posprząta. Porządek w państwie być musi, więc odpowiednie służby czyszczą, ino furczy.
"Nie mam zamiaru oskarżać Platformy Obywatelskiej o jakieś drugorzędne przestępstwa. Ja oskarżam o to, że współdziała z mafią, która niszczy państwo polskie" – wypalił kiedyś Antoni Macierewicz, człowiek, któremu przestępcza banda przez ostatnie ćwierć wieku usiłuje przykleić łatkę oszołoma. Zaiste, to, co rzekł, rzekł bezceremonialnie. Lecz czy ktokolwiek z grona ludzi przyzwoitych może dziś żywić jakiekolwiek wątpliwości, jak bardzo uzasadnione były to słowa?

Ludzie zniewolenia
"Czarny obraz polskiego państwa przeraża na każdym kroku" – powiada Jerzy Jachowicz. I zaraz dodaje: "Tendencyjne, posłuszne władzy sądownictwo, nieudolna i usłużna wobec polityków prokuratura, amatorska i skorumpowana policja, nieprzychylna szaremu obywatelowi administracja państwowa – oto w telegraficznym skrócie charakterystyka kilku najważniejszych dla funkcjonowania państwa obszarów".
Ale to co najwyżej czcze eufemizmy. W polskich władzach, na każdym ich poziomie: czy to we władzy ustawodawczej, wykonawczej czy sądowniczej, wszędzie tam roi się od ludzi skompromitowanych, a przy tym równie wiarygodnych, co szanowny pan prokurator wojskowy, pułkownik Mikołaj Przybył. Z tym koniecznym dopowiedzeniem, że on "tylko" odegrał rolę przydatnego w danym momencie idioty, przestrzeliwszy sobie policzek, a aktualnie rządzący Polską uparli się przestrzeliwać nam rozsądek, narażając naród na prawdziwą gehennę.
A jednak nadal rządzą. Prawdę powiedziawszy niewiele mówi to o nich, sporo mówiąc o ludziach z deficytem właściwości i charakteru, czyli tych, którzy rządy swoich nadzorców legitymizują własną gnuśnością.
Swoją drogą, tym bardziej należy takim ludziom przypominać, że kiedy w jakimś kraju władzę nazbyt długo sprawują osobnicy przebiegli i uważający się za mądrych, to takie państwo niechybnie skazane jest na zagładę. Zagładę pewną tym bardziej, gdy większość obywateli danego państwa, starannie tresowana grepsem dzień po dniu sączącym się z telewizorów, wbrew faktom pozwala sobie wmawiać przekonanie o świetlanej przyszłości oraz przyzwoitości rządzących. Jak to ujmował Jan Paweł II: największe zagrożenie dla wolności człowieka powstaje wówczas, kiedy się go zniewala, mówiąc jednocześnie, że czyni się go wolnym.


* * *


Każdy naród ma takie elity, na jakie zasługuje poprzez świadome zaniechania w obszarze wartości. Oto prawdziwe źródło narodowej degeneracji i to stąd bierze się zobojętnienie członków tego czy innego narodu w sytuacjach dla danego narodu krytycznych. Jak to ujmuje Roger Scruton: "Ilekroć zezwalasz, by przestępstwo nie zostało właściwie ukarane, stajesz po stronie zła".


Krzysztof Ligęza
www.myslozbrodnik.pl


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.