farolwebad1

A+ A A-

Ptasznik z trotylu

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

michalkiewiczAch, czy jest jeszcze w naszym nieszczęśliwym kraju ktoś, kto potrafiłby napisać operetkę? Bo że opery nikt już nie napisze, to wiadomo. Ustalili to raz na zawsze wymowni Francuzi, tworząc przysłowie, że "chociaż każdy zna nuty, to tylko pan Lully potrafi napisać operę". Inna rzecz, że panu Lully było łatwiej, bo miał mecenasa w osobie króla Francji Ludwika XIV, a któż w naszym nieszczęśliwym kraju dzisiaj sfinansowałby operę? Nikogo takiego nie ma, w związku z czym, niczym "grzyb trujący i pokrzywa", spod piór rozwydrzonych i wulgarnych dziewuch spływa przeraźliwa grafomania, w telewizji – tańce z pi... – to znaczy pardon – oczywiście tańce z gwiazdami – a na estradzie królują kabotyni udający przedstawicieli Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na i tak przecież nieszczęśliwe województwo pomorskie. Zresztą – po co komu opera, po cóż rzucać perły przed wieprze, skoro wieprzkom do kotleta wystarczy "łodirydi" i seta? Więc jasne, że opery nikt już nie napisze, ale operetkę – kto wie?

Bo właśnie w naszym nieszczęśliwym kraju miała miejsce sekwencja wydarzeń, samych w sobie tworzących libretto operetki, dla której aż prosi się tytuł: Ptasznik z trotylu. Nawiasem mówiąc, z czasów studenckich pamiętam historyjki wymyślane przez obdarzonego bujną fantazją kolegę, w których przypisywał on oficerom nauczającym nas sztuki wojennej w Studium Wojskowym UMCS w Lublinie rozmaite przygody. Jedna z nich dotyczyła właśnie operetki; znakomicie parodiując pewnego majora, kolega ów z wieloma pikantnymi szczegółami przedstawiał wrażenia doznawane przez grono oficerów LWP podczas oglądania operetki pod tytułem "Ptasznik z trotylu", która była efektem twórczego przerobienia operetki Karola Zellera "Ptasznik z Tyrolu" dla potrzeb wojska. Nie powiem, żeby owego kolegę wspierały jakieś proroctwa; co to, to nie, ale nie da się ukryć, że sekwencja wspomnianych wydarzeń aż się prosi, by ją opatrzyć takim właśnie tytułem.
Ale incipiam. Zatęchłą atmosferę stolicy naszego nieszczęśliwego kraju, którą Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał "małym żydowskim miasteczkiem na niemieckim pograniczu", zelektryzowała, a właściwie – zjonizowała – wiadomość o kolejnym pojawieniu się seryjnego samobójcy. Tym razem seryjny samobójca – oczywiście "bez udziału osób trzecich" – doprowadził do utraty życia wskutek powieszenia w piwinicy własnego domu chorążego Remigiusza Musia, członka załogi Jaka-40, który nie tylko wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku tuż przed katastrofą prezydenckiego Tu-154, ale w dodatku słyszał przez radio, jak wieża kontrolna lotniska Siewiernyj zezwalała pilotom "prezydenckiego" samolotu na zejście do wysokości 50 metrów, a nawet lekkomyślnie zeznał to niezależnej Prokuraturze Wojskowej.
Zeznania chorążego Musia pozostawały w nieusuwalnej kolizji z zapisami w czarnych skrzynkach "prezydenckiego" tupolewa, według których wieża kontrolna owszem – zezwalała na zejście, ale tylko do wysokości 100 metrów. Ponieważ protokoły ze wspomnianych zapisów "czarnych skrzynek", które notabene nie tylko już ponad dwa lata przetrzymywane są w Rosji, ale w dodatku dostarczają coraz to nowych – uzupełnionych i poprawionych – "wersji" zapisów, więc ponieważ te protokoły stanowią podstawę zatwierdzonej do wierzenia wersji wydarzeń sprokurowanej przez komisję pana ministra Jerzego Millera, trzeba było tę nieusuwalną kolizję jakoś usunąć. Potrzeba jest matką wynalazków, toteż czy to sam chorąży Remigiusz Muś nabrał nieodpartego przekonania, iż najlepszym sposobem przywrócenia wiarygodności wersji ustalonej przez komisję pana ministra Millera będzie pozbawienie się życia "bez udziału osób trzecich" przy pomocy seryjnego samobójcy, czy też był to tylko przypadkowy ("a czy w ogóle są przypadki?") zbieg okoliczności – dość, że żona odnalazła go w piwnicy taktownie powieszonego, zaś niezależna prokuratura natychmiast zasugerowała, że okoliczności wskazują na samobójstwo "bez udziału osób trzecich" – dokładnie tak samo, jak w przypadku generała Sławomira Petelickiego, a wcześniej – w przypadku Andrzeja Leppera.
Nawiasem mówiąc, bystry Czytelnik zwrócił mi uwagę na drugie dno kryjące się w stereotypowym określeniu z upodobaniem używanym ostatnio przez niezależną prokuraturę w odniesieniu do ofiar seryjnego samobójcy. Otóż zdaniem owego Czytelnika, określenie owo może zawierać istotną informację dla "osób drugich", które mogły brać udział w tych dramatycznych wydarzeniach, czyli tzw. kiedyś "nieznanych sprawców" – że prokuratura sprawdziła, iż na miejscu nie było żadnych "osób trzecich", czyli mówiąc zwyczajnie – świadków, którzy ewentualnie mogliby zidentyfikować "osoby drugie". Że – mówiąc krótko – jest bezpiecznie.
Warto dodać, że seryjny samobójca najwyraźniej preferuje soboty, jakby wiedział o nowej świeckiej tradycji, jakiej hołduje niezależna prokuratura, by "energiczne śledztwa" rozpoczynać od poniedziałku, kiedy to wszystkie pavulony na pewno wywietrzeją i lekarze przeprowadzający sekcję będą mogli z czystym sumieniem stwierdzać, że niczego niezwykłego w zwłokach denatów nie wykryli. Jak to mówią gitowcy – "wszystko gra i koliduje", to znaczy – grałoby i kolidowało, gdyby nie jedna, istotna, jak się okazuje, okoliczność.
To znaczy – okazuje się wyłącznie na gruncie teorii spiskowej, która – chociaż potępiona przez mądrych i roztropnych – przecież pozwala prosto wyjaśnić niepojęte inaczej wydarzenia. Teoria spiskowa głosi bowiem, że żyjemy w rzeczywistości podstawionej, to znaczy – że podawane do wierzenia wersje to tylko pozór mający na celu ukrycie rzeczywistego przebiegu zdarzeń.
I rzeczywiście! Jeszcze niezależna prokuratura nie zdążyła oficjalnie potwierdzić trafności intuicji wskazującej na samobójstwo chorążego Remigiusza Musia "bez udziału osób trzecich", a już okazało się, że generalny prokurator Andrzej Seremet był jednym ze źródeł informacji podanych przez "Rzeczpospolitą", iż na wraku samolotu, a zwłaszcza – na fotelach, znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Ładny interes! Trotyl i nitrogliceryna we wraku samolotu, który przecież miał się rozbić na skutek "błędu pilota"!
Nic dziwnego, że zarówno premiera Tuska, jak i cały Salon wprost zamurowało! No dobrze – zamurowało; każdego na ich miejscu by zamurowało – ale skąd aż taki brak koordynacji? "Maleńcy uczeni" ze stajni pana red. Adama Michnika w desperacji odwołali się do... teorii spiskowej, gratulując "Rzeczpospolitej", że "wyciągnęła zawleczkę" z prezesa Kaczyńskiego, stwierdzając u niego nieodwołalnie nieuleczalną infekcję smoleńską, którą ostatnio starał się on ukrywać, prezentując posiadanie przez PiS zdolności koalicyjnej. Najdalej posunął się pan red. Mirosław Czech, oświadczając, że Jarosław Kaczyński wypadł z systemu już "na wieki". Skąd pan Czech wie, że "na wieki" – doprawdy trudno zgadnąć, chyba że dopuścimy myśl, iż mógł powziąć tę informację z zaświatów. No dobrze – ale konkretnie skąd? A skądże by, jeśli nie od samego Stefana Bandery, któremu do łączności ze Związkiem Ukraińców w Polsce Belzebub od czasu do czasu uprzejmie pozwala skorzystać z gorącej czerwonej linii? Żadne lepsze wyjaśnienie nie przychodzi mi do głowy, a zresztą to nie jest aż takie znowu ważne, bo ważniejsze jest co innego. Skoro michnikowszczynie w przypadkach nagłych wolno odwoływać się do teorii spiskowej, to dlaczego ja miałbym sobie odmawiać tej przyjemności?
Odnotujmy tedy sugestie, że "Rzeczpospolita" tylko wyciągnęła zawleczkę z prezesa Kaczyńskiego. Rzeczywiście – wkrótce po ukazaniu się wspomnianych rewelacji prezes Kaczyński już expressis verbis wypowiedział oskarżenie o "morderstwo", w dodatku "niesłychane", co nawet powściągliwego Leszka Millera skłoniło do skrytykowania premiera Tuska za brak "polityki informacyjnej". Przekładając tę skargę na język ludzki, nietrudno dopatrzyć się w niej gorzkiego wyrzutu, że premier Tusk, a ściślej – te Moce, które wystrugały go z banana, nie przygotowały zawczasu wersji "antytrotylowej", w następstwie czego cały Salon na kilka godzin zapomniał języka w gębie.
Bo rzeczywiście, chyba nie przygotowały, ponieważ konferencja pana pułkownika Szeląga z Naczelnej Prokuratury Wojskowej, chociaż w założeniu miała stanowić popis profesjonalnej precyzji, była demonstracją nieprawdopodobnego bełkotu: występowania trotylu "nie stwierdzono", ale "trwają" badania "kilkuset próbek", na których wykryto "jony wysokoenergetyczne". Na gruncie teorii spiskowej nawet ten bełkot staje się jasny: na razie kryjemy cię, ty frędzlu, ale jak nie będziesz grzeczny, to już wkrótce znajdziemy taki trotyl, że w jednej chwili wylecisz w powietrze razem z tym całym "gdańskim desantem".
No dobrze – ale dlaczego w takim razie w ogóle ten cały trotyl się pojawił? Ano – generała Czempińskiego nie aresztuje się bezkarnie, podobnie jak zemsta, choć leniwa, może w końcu dosięgnąć również mocodawców seryjnego samobójcy generała Petelickiego. Ma swoją kryszę razwiedka w GRU, ale ci z SB też pewnie mają swoją i jak trzeba, to arystokracja pałkarska potrafi się odwinąć również arystokracji tornistrowej.
Krótko mówiąc, nie jest bezpiecznie; wojna buldogów pod dywanem wciąż toczy się ze zmiennym szczęściem, a jak powiadają wymowni Francuzi: a la guerre comme a la guerre – ofiary muszą być. Toteż zaraz po konferencji prasowej pana płk. Szeląga redakcja "Rzeczpospolitej" ogłosiła pokajanie, które następnie ze swojej strony wycofała, zaś pan red. Gmyz nie tylko swoje rewelacje potwierdził, ale nawet zapowiedział konferencję prasową. Czyż nie wskazuje to na jakieś chwilowe wsparcie, obietnicę jakiejś odsieczy? Ale, jak powiadają – fortuna variabilis, toteż już następnego dnia pan Wróblewski, naczelny redaktor "Rzeczpospolitej", oddał się "do dyspozycji Rady Nadzorczej", pan red. Gmyz na konferencji prasowej się nie pojawił, zaś w niezależnych mediach głównego nurtu funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy z widoczną przyjemnością dają odpór fałszywym pogłoskom o obecności trotylu we wraku samolotu. Uczucie ulgi i zaangażowanie idzie tak daleko, że "Gazeta Wyborcza" wprost nie może nachwalić się nawet pana mec. Romana Giertycha, który, przeszedłszy na jasną stronę Mocy, zapędzał w kozi róg mecenasa Rogalskiego pytaniami, że skoro trotyl, to po co jeszcze sztuczna mgła? Jak to: po co? Wiadomo – po to, co zawsze: żeby patentowani Polacy niczego nie zauważyli! A tak, nawiasem mówiąc, czasy jednak się zmieniają. Kiedyś każdy szlachcic miał własnego Żyda, a teraz każdy Żyd ma swojego narodowca.


Stanisław Michalkiewicz


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Zaloguj się by skomentować

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.